Nawet nie wiecie jak trudno było nam podjąć decyzję. Jesteście ZA ZDOLNI!!! Ponad 190 odpowiedzi tak ujmujących za serce, rozśmieszających, sentymentalnych…Z CAŁEGO SERCA dziękuję wszystkim biorącym udział w konkursie, że zaprosili nie tylko nas, ale wszystkich czytających w tak cudowną, sentymentalną podróż – do dawnych dni, do wspomnień o czasach, gdy sami byliśmy dziećmi. Przy niektórych odpowiedziach śmiałam się w głos, przy niektórych miałam łezkę w oku….Wszystkie o narodzinach dzieci mnie po prostu rozczuliły…Kurczę, mam wspaniałych, wrażliwych czytelników – dziękuję Wam za to, że już tyle lat tu z nami w czółnie płyniecie! AHOJ PRZYGODO! :)
Nie przedłużając, po naradach, wyborach, wielogodzinnych próbach przekonywaniach jedna drugiej:):):), wybrałyśmy wspólnie z p. Adą i p. Anitą następujących zwycięzców:
I PROSZĘ – nie piszcie nam tylko, że niesprawiedliwie – bo owszem na bank niesprawiedliwie:), Zawsze subiektywne wybory są dla reszty niesprawiedliwe:)
1 miejsce
Anna S :)
25 lat temu dostałam od moich małych Kochanych Synów mały zapakowany w kolorową gazetę prezencik. W środku znalazłam 4 pudełka zapałek . Na chwilę zrobiło się cicho, bo nikt za bardzo nie zrozumiał co jest grane. Ciszę przerwał starszy syn (6 lat) z tekstem- mamusiu to dla Ciebie, żeby Ci już w kuchni nie brakowało bo ciągle mówisz jak chcesz zapalić kuchenkę gdzie te zapałki. Wszyscy śmialiśmy się do łez i całuskom nie było końca. Tak bardzo chcieli mi radość zrobić. I zrobili !! Nie ważne co dostaniemy- drobnostka od serca bardziej cieszy. Ważna jest ta magiczna noc napełniona Miłością. I takiej Nocy Wam wszystkim życzę :)
2gie miejsce:
Pukapuka
Konkurencja duża, ale próbujemy.Historia prezentu, o którym chcę opowiedzieć, związana jest z moimi ostatnimi panieńskimi świętami. Z krótką perspektywą, bo ślub planowany był na 6 stycznia. Wigilia w domu rodzinnym, już po wieczerzy, pora na świętego Mikołaja. Prezent dla mnie jest w dużym pudle. Otwieram, w środku napchane gazetami i mniejsze pudło. Stary numer. Pudełek coraz mniejszych było tam jeszcze kilka (swoją drogą zawsze chciałam komuś zrobić ten numer, może jeszcze zrobię), aż na końcu malutkie zawiniątko a w nim – kluczyk. Sprawa niewyjaśniona, tylko tajemnicze uśmiechy i informacja, że mam mieć go przy sobie „we właściwym momencie”. W porządku, myślę, nic nie pytam (i tak nie powiedzą), będę kombinować.Minęło kilka dni, nic się nie dzieje, do ślubu coraz bliżej. W przeddzień ślubu imprezka – wieczór panieński, idę na spotkanie u przyjaciółki, gdzie pełno babek bliskich memu sercu i zabawa wspaniała. Różne niespodzianki i zadania dla mnie, jutrzejszej panny młodej, w końcu nagroda: do pokoju wjeżdża piękna palisandrowa skrzynia (jak skarb piratów). Oooo. Jestem poinformowana, że to SKRZYNIA POSAŻNA, przygotowana w tajemnicy przez moją Mamę. Dziewczyny pod wrażeniem (ja też). Tylko że skrzynia jest ZAMKNIĘTA NA KŁÓDKĘ. Magda, gospodyni wieczoru mówi, że otworzyć ją mogę tylko tajemniczym kluczykiem. CZY GO MAM? MAM!!! Moja podejrzliwość w stosunku do sytuacji niecodziennych nakazała mi wziąć ze sobą wigilijny kluczyk na wieczór panieński! Euforia. Druga euforia po otwarciu skrzyni: w środku obrusy z mereżką, naczynia, cuda wianki i… „Winnetou” Karola Maya. A skrzynia stoi u nas oczywiście do dziś i jest chyba pierwszą rzeczą, na którą zazwyczaj pada wzrok naszych gości.To był wspaniały wieczór, i ten wigilijny, i ten panieński, i następny, i jeszcze różne potem.Pozdrawiam serdecznie przedświątecznie!
3 miejsce:
I jeszcze nieplanowane WYRÓŻNIENIE w postaci niespodzianki powędruje do:
Jadwigi,
Witam Ciebie Asiu, witam wszystkie Panie. Zaskakujący prezent, nie to nie ja dostałam. Dostały je moje sąsiadki ode mnie. Przez wiele lat mieszkałam w bloku. Święta w czasach Peerelu były trudne do ogarnięcia. Po karpia stało się godzinami, raz nawet po 14 tu godzinach zabrakło, wtedy pomyślałam sobie, o nie mój kochany karpiu nawet gdybyś sobie spokojnie leżał kiedyś na ladzie, ja ciebie już nie chcę, i nie kupuję, ale ad rem. Wtedy też wszystko zdobywało się jakimiś cudownymi pokrętnymi sposobami. No więc zdobyłam mak na wsi, przywiozłam i zaczęłam przygotowywać śliżyki, makowce i w końcu tort makowy bez mąki. W tym samym czasie zapukała sąsiadka czy może mam ciutkę maku bo jej mama marzy o maku a one nie dostały. Mam, dałam tyle ile potrzebowała, pogadałyśmy jak to sąsiadki. Panie po wojnie powróciły z Syberii matka i dwie córki w latach siedemdziesiątych były to „starsze panie” i taka ksywę miały u wszystkich sąsiadów. Przeszły wiele. Hania była bardzo schorowaną osobą, rzadko wychodziła z domu. Zosia bardzo operatywna, najdłużej pracowała i najdłużej żyła, natomiast nad domem czuwała mama staruszka posiadająca dwa koty, które uwielbiała. I wtedy właśnie tego dnia pomyślałam sobie skoro mam tak bardzo lubi mak upiekę jej tort makowy bez mąki ale z niewielką ilością bakali ( tyle co miałam) oraz z jabłkami wtedy jeszcze były renety a nie boscop. Tort w kształcie serca oblałam jedyną czekoladą jaką miałam w domu ( za zgodą mojej kilkuletniej córki) i pięknie przystrojony zaniosłyśmy razem z córcią Agnieszką „Starszym Paniom” w Wigilię rano. Agusia zastukała, na pytanie kto tam rezolutna dziewczynka odpowiedziała sąsiedzki Mikołaj. Otworzyła mama- a moje dziecko powiedziało: słyszałam, ze pani lubi mak, no to zrobiłyśmy z moją mamą tort makowy dla pań, może zechcecie przyjąć od nas zamiast prezentu?
Pani się rozpłakała, Hania i Zosia wyszł7y z kuchni (lepiły pierogi) dołączyła do nas ich sąsiadka z naprzeciwka i tak płacząc całując się składałyśmy sobie życzenia wigilijne. I od tamtej pory w każdą Wigilię przez kolejne dwadzieścia lat „Starsze Panie” otrzymywały tort makowy w kształcie serca. Tych tortów piekłam trzy, jednej dla „Starszych Pań” jeden dla Halinki Gizińskiej i jej rodziny i jeden dla naszej rodziny. Taka to była tradycja. W roku 1992 wyprowadziłam się z bloku przy ul. Konstancińskiej, a za rok lub dwa odeszła najpierw Hania, później jej mama i w końcu Zosia. Ale tort makowy zawsze jest przeze mnie robiony, moja córka nie wyobraża sobie świat bez niego, a przy stole wigilijnym zawsze mnie pyta, mamo a pamiętasz. No cóż tyle lat upłynęło, w sklepach wszystko jest, a ja pamiętam , a raczej my pamiętamy tamte dni, tamte trudne czasy i tamten pierwszy tort, pozdrawiamGRATULUJEMY!
Najchętniej obdarowałybyśmy WAS WASZYSTKICH. I wiem, że niektóre osoby mogą się poczuć zawiedzone – jak to zwykle w konkursach. Ale moi mili mam dobrą nowinę. NADCHODZI NOWE:) Konkursów w zielonym czółnie pojawi się naprawdę dużo:) I w naszym magazynie internetowym również. Od wiosny wprowadzamy duże zmiany:), powiększyła nam się znacząco REDAKCJA:) i pojawiło się wiele nowych firm, z którymi będziemy współpracować – pomyślałam sobie więc, że chcę Was po prostu obdarowywać! Czego dowodem jest kolejny konkurs. Bądźcie z nami jutro:)
uściski!