Gdy chodziliśmy wczoraj rodzinnie po lesie i patrzyłam na moje 7letnie dziecko, które samodzielnie zbierało grzyby i któremu właściwie nie zamyka się od rozmów buzia…od razu wróciłam pamięcią do pewnego września 2008 roku…gdy z głębokim wózkiem i 3 miesięcznym bobasem w środku chodziłam po tych samych leśnych ścieżkach. Zachwycona miejscem, w którym właśnie nam przyszło żyć, upojona macierzyństwem, szczęśliwa niczym gwizdek…też zbierałam grzyby. Patrząc wczoraj na przyrodę wokół nas, na moich chłopaków….poczułam, że tak naprawdę nic się nie zmieniło – jestem cały czas zachwycona:):):) Miejscem, przyrodą, rodziną…I jeśli w dzisiejszym świecie ktoś powie mi, że to niezbyt wiele – by poczuć szczęście…to ja wole owe „niewiele” od całej pobłyskującej reszty.
Jesienne nudy i nudy:) Jak co roku, wykradając z dnia wolne chwilki – zbieram czarny bez na sok, jak co roku poluję na „prawusy” w lesie, jak co roku…upajam się tym, co matka natura serwuje nam dzień za dniem…moją ukochaną jesienią. I próbuję godzić pracę z tym co naprawdę ważne – z ZAUWAŻANIEM świata.
Kończymy jesienne wydanie magazynu… Sporo pracy dla całej redakcji:), mam nadzieję, że ten numer będzie się cieszył równie wielką popularnością co wydanie letnie. Zaskoczyliście nas niesamowicie, letnie wydanie pobiło wszystkie dotychczasowe rekordy statystyk – DZIĘKUJEMY. Również za tyle ciepłych słów:) Mam nadzieję, że jesienne wydanie przyniesie Wam tyle samo radości. Bardzo się o to staramy.
Pisałam już, że jesień to dla mnie czas przemyśleń….Również tych zawodowych. Prowadząc już tyle lat czółnową stronę, obserwuję jak bardzo zmienia się wnętrzarska blogosfera, jak zmienia się podejście czytelników do samych blogów, jak zmienia się również podejście firm do blogerów. Zdecydowanie na lepsze! :) Reklama na blogach już dziś nikogo nie dziwi. Jest. Tak jak każde media, również popularne strony blogowe mają powierzchnie reklamowe, posty sponsorowane, lokowanie produktów itd. Czytelnicy bardzo różnie reagują na obecność reklam na naszych stronach. Niektórzy chcieliby, by pisanie bloga i wielogodzinne przygotowanie do każdego posta było wykonywane jedynie w ramach społecznego wolontariatu albo z pasji. Widząc, że bloger/blogerka może zarabiać na swojej stronie/zainteresowaniach – okazują jawną niechęć albo wręcz nieprzyjemnie atakują, zazwyczaj anonimowo. Niektórym reklama nie przeszkadza, bo rozumieją, że prowadzenie blogowych stron jest i czaso i pracochłonne. A jeszcze inni chętnie korzystają z polecanych stron czy produktów. Ja sama – jako marketingowiec – z sympatią obserwuję udane kampanie reklamowe na blogach, przemyślane od początku do końca i traktujące
z szacunkiem czytelników. Od razu wychwytuję również te mniej udane. A każdemu człowiekowi, który osiągnął sukces, a ze swojej pracy ma wymierne profity – szczerze GRATULUJĘ:) Bo myślę sobie, że gdyby wszystkim nam żyło się po prostu lepiej – być może na ulicach widziałabym więcej uśmiechniętych twarzy.
z szacunkiem czytelników. Od razu wychwytuję również te mniej udane. A każdemu człowiekowi, który osiągnął sukces, a ze swojej pracy ma wymierne profity – szczerze GRATULUJĘ:) Bo myślę sobie, że gdyby wszystkim nam żyło się po prostu lepiej – być może na ulicach widziałabym więcej uśmiechniętych twarzy.
Nie ma dnia, by GREEN CANOE nie dostawało po kilka propozycji reklamowych. Gdybym je wszystkie przyjmowała….to miejsce już dawno temu mogłoby się zamienić w jedną wielką tablicę ogłoszeniową:). Bardzo dbam więc o to, by cały czas DOBRZE CZUĆ SIĘ wewnętrznie współpracując marketingowo z firmami. A wybieram tylko te, które mogą poszczycić się najlepszą jakością i które najczęściej sama sprawdzam. Wiem, że to zauważacie i DZIĘKUJĘ Wam, moi podczytywacze:) – za to, że cały czas czuję Wasze zaufanie. Że nie atakujecie tej strony karząc mnie za popularność:) Że szanujecie mój czas, że czekacie na wpisy, którym poświęcam tak dużo energii. A gdy piszecie, że z czegoś skorzystaliście, że moja opinia się potwierdziła – bardzo, bardzo się cieszę. Moim dotychczasowym firmom dziękuję zaś za ELEGANCJĘ we współpracy:) Nie można sobie wyobrazić bardziej komfortowej pracy z działami marketingu, czy z agencjami, które do naszych czytelników podchodzą z równie dużym szacunkiem, jak my – autorzy.
Dziś obrazki/migawki z naszego ogrodu – chciałam się podzielić z Wami tym, co oglądaliśmy tu jesiennie na co dzień:). DOBREGO TYGODNIA moi mili, wspaniałej słonecznej polskiej jesieni, dobrych nastrojów – uśmiechu, fajnych ludzi obok.
W kolejnym poście opowiem Wam o swoich zmaganiach z wymarzonym łóżkiem, które za nic nie chciało zmieścić się do naszej małej sypialni:) Macie niezbyt duże sypialnie? Marzycie o tapicerowanych łóżkach z zagłówkami?… to będzie post dla Was. Do usłyszenia!!!
Dziękuję za Twój komentarz.
72 komentarze
Anonimowy 22 października 2015 (18:27)
Przepraszam za zmiane tematu :) ten sweter na ostatnim zdjeciu skąd taki? Dziekuje i pozdrawiam! Ania
Anonimowy 30 września 2015 (17:58)
To prawda, że szczęścia nie można równać z dobrobytem finansowym. Szczęście to takie… wewnętrzne światełko rozświetlające nasze myśli i stanowiące motywację do dzielenia się nim.
Odczuwanie szczęścia to trudna sztuka, której trzeba się nauczyć… chyba, że miało się normalne dzieciństwo i rodzice przekazali nam gen szczęścia. :-) A pieniądze? Ma się albo nie…
Jednak życie ułatwiają. Wyobrażmy sobie sytuację: 4-osobowa rodzina i jedna z propozycji spędzenia sobotniego wieczoru. Rodzice mają silną motywację, by nastoletnie dzieci nie siedziały przed laptopem lub x-boxem. Co robią rodzice mający nie-najniższą średnią krajową? Zabierają dzieci np: do teatru na komediowe przedstawienie, które kosztuje 280zł ( 2 normalne bilety po 80zł + 2 ulgowe po 60/szt)+ koszty dojazdu + np: wypad do restauracji na kolację. I wszyscy są zadowoleni. A co robią ci, co pieniędzy nie mają? Siadają przed TV a dzieci grają w gry internetowe. Rodzice są znudzeni monotonnością życia a dzieci pogłębiają swe uzależnienie od gier komputerowych. Tylko niech nikt nie pisze, że można pójść na wspólny spacer, bo nastoletnie dzieci nie spacerują z rodzicami uważając to za "obciach". :-))
(Przykład zaczerpnięty z sąsiedztwa).
Takich przykładów możnaby mnożyć wiele. I wraz ze wszystkimi powtórzę truizm: "Pieniądze szczęścia nie dają". Jednak jeśli ktoś robi z nich właściwy użytek, to znacznie owo życie ułatwiają, co czasami wyraźnie w odczuwaniu szczęścia pomaga.
P.S. "Bezpieczna poduszka finansowa" – nareszcie wiem, o czym piszesz. :-) Skrajna bieda to baaardzo destrukcyjne uczucie!
Odwzajemniam uściski! :-))) Ola Sz.
Anonimowy 29 września 2015 (21:25)
"Miejsce, przyroda, rodzina" – to priorytety, które faktycznie mogą cały czas zachwycać. Jednakże do tych "zachwytów" dodałabym jeszcze… PIENIĄDZE. Co prawda, można za darmo zachwycać się pięknem przyrody ale już miejsce naszego życia zależy od stanu posiadania a i milej jest spędzać czas z rodziną, gdy owe apanaże są. Pieniądze traktujemy jako temat tabu, nieskromnie pomijając milczeniem ich posiadanie lub tradycyjnie narzekamy na ich brak ale NIKT nie raczy uwzględniać w wypowiedziach, jak bardzo pieniądze ułatwiają im życie! Oczywiście, trzeba się "nagimnastykować", by je mieć (chwała tym zapobiegliwym i obrotnym!), jednak nie umniejszajmy roli pieniądza w wygodnym i szczęśliwym życiu!
Oczywiście nie zazdroszczę, nie krytykuję i nie domagam się zeznań podatkowych. ;-)) Wręcz przeciwnie: NIEZMIENNIE PODZIWIAM i gratuluję wrażliwości, optymizmu, kreatywności i poczucia piękna! :**
Z niecierpliwością oczekuję jesiennego magazynu.
Pozdrawiam jesiennie. Ola Sz.
GreenCanoe 30 września 2015 (07:05)
Olu, trudno się z Tobą nie zgodzić:)
Już dawno temu pisałam na tym blogu, że brak pieniędzy w rodzinie powoduje najzwyczajniej w świecie brak poczucia bezpieczeństwa. Dla mnie bezpieczna poduszka finansowa oznacza przede wszystkim mniejszy stres w przypadku poważnej choroby – i wiem o czym piszę. Masz rację, ludzie, którzy czują się finansowo bezpieczni rzeczywiście MOGĄ łatwiej żyć, być szczęśliwsi, uśmiechnięci. Z moich obserwacji jednak wynika, że nie zawsze tak jest. Bo to, że ktoś ma świetną sytuację finansową nie oznacza wcale, że ma szczęście w rodzinie – kochającego partnera, kochane dzieci….Nie zawsze pieniądz idzie w parze ze szczęściem i nie zawsze ma tak duży wpływ na 'łatwość" życia. I nie mówię tu o skrajnej biedzie – bo ta jest poza dyskusją w ogóle.
uściski najserdeczniejsze!!!:):)::)
llooka - K a r o l i n a 29 września 2015 (17:02)
A ja ciągle wolontariat;D, ale Ciebie Asiu szanuję i Twoje wybory również.
Ściskam i trzymam kciuki za najnowszy numer!
GreenCanoe 29 września 2015 (17:27)
Karolku – ja tu już jestem "zawodowy":) weteran blogowy:):):). Od wielu lat prowadzę współpracę z różnymi firmami, rozliczam się legalnie, fakturami itd. Nie wyobrażam sobie, że miałabym tyle czasu, który poświęcam na czółno i który jakby nie patrzeć – zabieram mojej rodzinie – nie przekładać na zawodowe działania. Buziaki Ci ślę ogromne…będę w Krakówku za tydzień -mogę wpaść na ciastko z kawką?:):):)
llooka - K a r o l i n a 29 września 2015 (21:01)
Też pytanie… Koniecznie musisz wpaść! Zatem do uściskania!
Anonimowy 29 września 2015 (09:40)
Asiu, a co z kontynuacja filmików z wizyt w ciekawych domach? Wrócisz do tego?
GreenCanoe 29 września 2015 (17:21)
takie są plany:)
rodzinna 29 września 2015 (08:56)
Wydaje mi się Joasiu, że zazdrość zawsze się przejawia. Pytanie czy pozytywna czy negatywna. Wydaje mi się, że zazdrość pozytywna jest taka mobilizująca :) nie wiem może kiedyś kupię coś z green gate, choć na pewno nigdy nie uzbieram takiej kolekcji jak niektórzy. Ale nie uważam aby był to powód do żalu dlaczego inni mają ja nie.
Jesteś inspirująca czy to 'reklama' czy też nie. Niestety spotkałam się z tanim marketingiem "Ojej ?! Zobaczcie co dostałam !! No jak to się mogło znaleźć w mojej skrzynce ?! " Takie niestety chwyty są żenujące jednym słowem.
Trzymaj Joasiu tak dalej bądź sobą i się nie zmieniaj :)
GreenCanoe 29 września 2015 (17:20)
:):) pozdrowienia słoneczkowe wysyłam!
Iwo sia 29 września 2015 (08:17)
Witam, trafiłam tu zupełnie przypadkowo i rozpłynęłam się. Już wiem, że będę nadrabiać całego bloga w wolnych chwilach, bo ten post mnie ujął i Pani podejście do życia, do otoczenia i te wspaniałe dla mnie inspiracje, których teraz poszukuję.
Pasjonuję się ogrodami (zwłaszcza swoim ;) ) i wnętrzarstwem, poniekąd moje wykształcenie tez jest w tych kierunkach, a że do naszych przyszłych planów te pasje wykorzystam z czasem, totez potrzebuję wszelkich inspiracji. Stąd Pani blog już za chwilkę pojawi się na mojej liście chętnie czytanych blogów :)
A to "niewiele" też uważam, że jest czymś najwazniejszym na świecie, nastał chyba taki czas przemyśleń, ja dopiero co wczoraj, też w swoim poście z sercem doceniałam to swoje "niewiele" :)
Pozdrawiam serdecznie
Iwona
http://odczuciaiuczucia.blogspot.com/
GreenCanoe 29 września 2015 (17:20)
dziękuję Iwonko
Anonimowy 29 września 2015 (07:34)
Miałam napisać jeden komentarz i koniec, ale czuję się niejako wywołana do odpowiedzi :) O zazdrości pisałam w kontekście reklam na blogu i tego że czasem się czytającym to nie podoba. Jednak nie twierdzę, że trzeba wydać dużo pieniędzy albo być mega bogatym żeby pięknie żyć. Pewnie że chciałoby się czasami od razu mieć coś co nam się spodoba, ale marzenia też są pięknie i potrzebne, a ich realizacja daje radość i satysfakcję. Mój dom to moje miejsce na ziemi, nie ma nic wspólnego z katalogami, modą i aktualnymi trendami, jest mój, z ręcznie udekorowanym stolikiem z Ikei, z ogrodem pełnym naszych rodzinnych eksperymentów, bo ogrodnictwa się uczymy na własnej skórze :) I nie trzeba być elitą z Warszawy, można mieszkać w małym mieście pod Warszawą i tam stworzyć sobie swój jak to mówią moi przyjaciele: "kawałek wsi w środku miasta" i cieszyć się z tego co się ma, a zazdrościć pozytywnie.
Po przeczytaniu tego wpisu zazdroszczę rodzinnych spacerów, bo mi na nie zdrowie nie pozwala ale to nie jest zła zazdrość, bo zamiast spaceru idę z dziećmi do ogrodu i malujemy trawy :)
Jeszcze raz pozdrawiam słonecznie i nadal będę podczytywać i czasem zazdrościć ale absolutnie nie będzie to destrukcyjne uczucie.
Emilia K.
GreenCanoe 29 września 2015 (17:19)
Emilia – uściski serdeczne:)
Ulencja 29 września 2015 (07:26)
Jesienne zdjęcia cudne…Asiu jesteś wspaniała….Pozdrawiam ciepło pa….
GreenCanoe 29 września 2015 (17:19)
Ulu – dziękuję! :)
Anonimowy 29 września 2015 (06:54)
Niektórzy piszą , że niby tylko elita a Warszawy może sobie pozwolić na piękne wnętrza. Chyba w ogóle nie o to chodzi. Wśród moich znajomych jestem zdecydowanie najmniej majętna osobą, a może to zabrzmi nieskromnie, ale żaden z ich domów nie robi takiego wrażenia jak mój.
GreenCanoe 29 września 2015 (17:18)
:):):)
Pat ze Srebrnego...;) 29 września 2015 (05:39)
Bo takie cudne, inspiracyjne blogi trzeba czytać z kluczem…do siebie :) Jeśli ktoś czyta z kalkulatorem w ręku i jedynym wnioskiem z lektury jest załamanie rąk nad tym ile kosztował budżet urządzenia Twojego domu i zawiść, że ja tak nie mam, to nie warto. A warto przeczytać, ponapawać się pięknymi klimatami i pomyśleć "też tak mogę mieć". Bo każdy może mieć tak lub w dowolnym ulubionym przez siebie stylu: w wersji za 100, 1000, 10 000 złotych zależnie od możliwości. Ja kupiłam 4 lata temu dom w, jak to elegancko nazwał rzeczoznawca "w stanie śmierci technicznej", z pełną świadomością, że o ile zdołam go reanimować i czynności życiowe przywrócić, to prężnego dwudziestolatka z niego nie zrobię. Po czterech latach być może w końcu dorobię się łazienki, za kolejne 4 może salonu z kominkiem…a może nie, ale to nie ma znaczenia, bo na obłażących z farby oknach wieszam bukieciki lawendy, a na obdrapanej podłodze kładę samodzielnie zrobiony dywan i jest mi dobrze. Takie blogi jak Twój pobudzają do kreatywności: nie masz na zabytkowy kredens? to zrób coś, żeby zaczęła ci się podobać meblościanka po teściach :) Przemaluj, udekoruj albo pokochaj taką, jaka jest :) Tylko tyle i aż tyle. Dlatego od wielu lat jestem u Ciebie stałym gościem, piszę mało, ale czytam dużo i wampirzę energetycznie na Twoim zaraźliwym optymiźmie i radości życia!
GreenCanoe 29 września 2015 (06:33)
DZIĘKUJĘ za to :)
Anonimowy 28 września 2015 (21:03)
Asiu…znowu dostałam od Ciebie pozytywnego szturchańca :-) Co tam trudności z urzędem, przepisami i rocznym poślizgiem w budowie domu, co tam 30 metrowa, wynajmowana kawalerka. My też wczoraj spacerowaliśmy po lesie, obok którego (głęboko w to wierzę ) będziemy za czas jakiś mieszkać. Synek przespał spacer w ramionach taty…ten widok i fakt, że mamy siebie trzyma mnie w pionie, jak sosny podobne do lasek cynamonu :)))
A reklamy? Nie oszukujmy się. Kto woli pracę w ramach wolontariatu od wymiernych korzyści?? Wszystko jest dla ludzi.
Przytulnej jesieni Ci życzę.
Gosia S.
GreenCanoe 29 września 2015 (06:33)
Gosiu – ściskam serdecznie i trzymam kciuki żeby wszystko ruszyło do przodu!
Anonimowy 28 września 2015 (20:55)
W tej sferze mam konkretne przemyślenia. Zazdrość (aczkolwiek jest to ludzkie uczucie) powoduje frustracje i zły stosunek do innych ludzi. Ale uczucie to niszczy tylko tego kto te uczucia żywi, a przecież od tego, że komuś zazdrościmy nie przestanie mu się powodzić, nie zbrzydnie, nie utyje, itp. Komuś kto ma mniej już często żyje się gorzej, ale dopuszczając do siebie uczucie zazdrości jeszcze pogarsza swój komfort życia. Bo złe uczucia niszczą tego kto je do siebie dopuszcza. Mam wielu znacznie bogatszych znajomych i dzięki temu nie narzekają i możemy rozmawiać o fajnych sprawach. Nie muszę słuchać biadolenia, narzekania. Przecież od tego nie zrobiłoby mi się lepiej a tak to miło spędzamy czas. Mam jednak i takich znajomych, którzy nawet z sukcesu potrafią zrobić porażkę. To dokładnie tak jak pisałaś Asiu można nie widzieć jasnych stron życia a jedynie te ciemne. Niestety często unikamy takich ludzi bo zwyczajnie nas dołują. Codzienne życie jest przecież samo w sobie niełatwe dlaczego więc mamy pozwalać żeby inni ludzie nam je jeszcze zasmucali. Mam w życiu sporo problemów, dwa lata temu zmarł mój mąż, muszę sama radzić sobie z wieloma sprawami ale patrzę optymistycznie na życie i naprawdę żyje mi się lepiej. Nawet smutek, który dopada mnie w sposób naturalny jakoś tak szybciej mi mija i wokół mnie jest dużo fajnych ludzi. Nie boją się mnie bo wiedzą, że nie epatuję nieszczęściem, choć czasem pojawiają się łzy.
Mam jednak jedną uwagę odnośnie linkowanych firm. Kiedyś weszłam na taką stronę i chciałam kupić jakieś kubki czy miseczki, przeszłam do zamówienia i na końcu okazało się, że cena podana przy ofercie stanowi wartość netto i należy doliczyć VAT. Wycofałam się z zakupu uznając, że to nieuczciwie wobec klienta. Tego indywidualnego. A przecież to nie firmy kupują w ten sposób tylko klienci indywidualni, powinni więc być informowani o rzeczywistym koszcie zakupu przy ofercie a nie na końcu i albo machną ręką i zapłacą więcej albo się rozczarują. Przez to niestety rzadko wchodzę na reklamowane produkty bo nie chcę się rozczarować.
Ja też z niecierpliwością czekam na nowy pokoik Leosia. Bardzo jestem ciekawa Twoich pomysłów pokoju uczniowskiego. Pozdrawiam ciepło, R.
Ps. Tydzień temu byłam na Kociewiu i zebrałam bardzo dużo grzybów, w tym mnóstwo prawdziwków. Jestem zachwycona. R.
GreenCanoe 28 września 2015 (21:01)
bardzo ładnie napisałaś…nie zrobiłabym tego lepiej…dziękuję.
Joasia 28 września 2015 (19:44)
Asiu, ciasto, przepis…. pliiiiiiiiz
GreenCanoe 28 września 2015 (21:00)
już dziś nie dam rady – ale jutro odszukam karteluszka i wstawię.
Anna D. 28 września 2015 (19:42)
Ostatnio pewnej osobie powiedziałam, że brakuje mi w moim otoczeniu radosnych, inspirujących ludzi. I przyznam się po cichu, że czytając Twoje wpisy, takie otwarte, pełne dobrych emocji jest mi lżej. Nie raz wkuwam sobie do głowy Twoje słowa, te właśnie mądre jesienne przemyślenia i próbuję nastawiać się optymistyczniej. Więc Asiu dziękuję i będę czekać na każdy kolejny:) Ściskam mocno. Ania
GreenCanoe 28 września 2015 (20:59)
Aniu – odściskuję:) i uśmiechy wysyłam:)
Anonimowy 28 września 2015 (18:48)
Ludzie na ULICACH nie uśmiechają się…muszą wrócić do ciasnych mieszkań z balkonem zamiast ogrodu i sąsiadów,których sobie nie wybierali….o własnym zielonym czółnie mogą sobie tylko pomarzyć..i popatrzeć.
GreenCanoe 28 września 2015 (18:59)
są i tacy, którzy wracają do owych małych ale przytulnych mieszkań do balkonów buchających kwiatkami, czują tam się szczęśliwi i nie jest im potrzebny dom i ogród….życie zawsze można widzieć tylko na czarno, albo na jasno – jeśli się tylko chce. mieszkałam w swoim życiu w różnych małych mieszkankach z małymi balkonami , albo nawet w pokojach samych wynajmowanych – i wszystkie były cudowne! :) bo zrobione po mojemu.
p.s. a sąsiadów rzadko kiedy się wybiera…nawet wtedy, gdy się mieszka w wymarzonym domu.
pozdrawiam najserdeczniej.
Ania z osobiedlamnie 29 września 2015 (10:28)
Nie zgodziłabym się z podziałem ludzi na tych pt. "jestem smutny, bo blokowy" i wesołków z – bardziej lub mniej – własnym domem. Moja mama bawi się wnętrzem swojego mieszkania od zawsze, wyczarowała w nim swój własny świat, niezwykle przytulny i bardzo JEJ. Ostatnio zmieniła kolor ścian w ulubionym pokoju na marine dream, który świetnie komponuje się z drewnem antyków i bielą prawdziwej porcelany. Jest uśmiechnięta, wiem, że marzy o domku, ale nie od tego uzależnia swoje szczęście.
Znam również osoby, których nawet dom nie zadowoli, biadolą i zazwyczaj pragną ciągle czegoś innego, niż mają.
Pozdrawiam:)
Dominika 5 października 2015 (09:32)
I ja się nie mogę z tym podziałem zgodzić:) Mieszkamy w 5-ke w 2-pokojowym ciasnym już bardzo dla nas mieszkanku, ale własnym co bardzo doceniam (wielu ludzi wokół tylko wynajmuje:(, z sąsiadami, którzy czasem dają nam popalić (jak zapewne i my im:) z balkonem, na którym "uprawiam" – ku radości całej rodziny – wyhodowane z nasionek pomidorki, aksamitki, nagietki, nasturcje a z sadzonek truskawki i poziomki i frajdę z tego "tylko balkonu" mam wielką:))) Wnętrza póki co to nieskrępowana twórczość dziecięca… Uwielbiam jak coś mnie w życiu inspiruje – jak Green Canoe na ten przykład – a że bardzo łatwo zamiast inspiracji poczuć frustrację to też wiem i wybieram to pierwsze:) Pozdrawiam:) P.s. Przepraszam, że tak się rozpisałam:)
Antonina Napieralska 28 września 2015 (18:33)
Złota, polska jesień w Twoich pięknych ujęciach! Szeroko się uśmiecham patrząc na zdjęcia. Listek w kol. marsala ( kol.2015 roku) cudo!! U mnie też już zawitała jesień. Metamorfoza kolorystyczna dodatków, tkanin itp. dokonana ;). Dołączając do dyskusji- też cenię solidność, piękno detali przedmiotow. Nie martwi mnie jednak to, że coś jest dla mnie niedostępne. Trzymam się moich ulubionych kolorów jesienno-zimowych. Wiosna i lato pastelowe róże i mięty. Coś uszyję, coś odnowię, przemaluję. Lubię zajrzeć na pchli targ, do ciuchlandu -aż wierzyć się nie chce jakie czasem perełki wpadają w ręce za grosik. Ważne że czuję się dobrze w moim domu. A mąż żartuje, że w domu zmiany robię, ale męża nie zmieniam, he, he. Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie!
GreenCanoe 28 września 2015 (18:52)
Uściski jesienne, najserdeczniejsze!!:)
Anaberry 28 września 2015 (17:39)
Ten post to esencja jesieni! Podglądam zmiany w przyrodzie nieustannie, w weekend zbierałam grzyby. Jestem "na bieżąco", ale na Twoje zdjęcia na blogu patrzę z równym, niekłamanych zachwytem :)
Reklamy jak reklamy. Dla Ciebie źródło zarobku, dla czytelników najczęściej inspiracje. Na cóż się tu zżymać; naturalna sprawa.
GreenCanoe 28 września 2015 (17:58)
Uściski najserdeczniejsze i kolejnych udanych grzybobrań:):):):)
pastelowa karusia 28 września 2015 (17:34)
Asiu, dla mnie jesteś takim dobrym duchem, inspiracją i świetnym psychologiem, Twoje posty nie raz poprawiały mi nastrój i dodawały otuchy:) Ja też uwilbiam jesień i tak się cieszę, że nasz ślub wypada w październiku. Sala weselna będzie pełna soczystch barw – kadmowe żółcie, pamarańcz i kapka czerwieni, wydrążone dynie zasąpią wazony, będzie mnóstwo świec, drzewa przystrojone w lampki, a nad sufitem podwiesimy olbrzymie latawce. Menu też jesienne – grzyby, orzech, jabłuszka i oczywiście pękate dynie. Mam nadzieję, że w nowym wydaniu Twojego magazynu znajdę jeszcze jakiś inspiracje, choć mój narzeczony się śmieje, że przez te wszystkie dekoracje braknie miejsca dla gości:)
GreenCanoe 28 września 2015 (17:58)
NAJCUDOWNIEJSZEGO jesiennego ślubu Karusiu!!!:):):) Jestem pewna, że przygotujesz wszystko perfekcyjnie…najważniejsze żeby była miłości!!!! :):):):)
nabiegunachArt Sylwia 28 września 2015 (16:56)
Może to nie w temacie, ale tak spontanicznie, po przeczytaniu Twojego postu: Tobie, i Twojej rodzinie, i wszystkim, którzy to czytają, życzę dużo szczęścia na co dzień, radości z każdego dnia, niech trwa te szczęście, niech trwa, i najważniejsze; zdrowia życzę, bo to jesień i zima przed nami :)
GreenCanoe 28 września 2015 (17:55)
Sylwia – NAWZAJEM :):):):):) wszystkiego kochana nawzajem! :)
Agnieszka z Mierzei Wislanej 28 września 2015 (16:40)
No cóż powinnam ciągle zazdrościć. Przy naszej racie kredytu i nie za dużych pensjach wiele musi pozostać w sferze marzeń ? ale dzięki Waszym blogom, pomysłom zaczynamy z mężem sami coś robić, planujemy, przerabiamy.
Nie rozumiem jak można krytykować zazdrościć nie robiąc zupełnie nic, by swój los zmienić
Piękne kadry jesienne
Pozdrawiam
Agnieszka
GreenCanoe 28 września 2015 (17:54)
Aga – ściskam Cię mocno:)
Ali 28 września 2015 (16:30)
Czy to Kanie ?, o matko wieki ich nie jadłam , wpadam na smażone z jajeczkiem !!!!! Uwielbiam i ślinka leci mi na samą myśl !
Ach, reklamy, współpraca z innymi firmami, odwieczny temat. Gdyby każdy dał sobie na luz, odetchnął dwa razy, uśmiechnął się i pomyślał, żyjemy w wolnym kraju, nie podoba się, nie czytam, nie lubię, nie współpracuję ale rozumiem , ze ktoś inny ma do tego prawo. Tyle, pozdrawiam ciepło i czekam na te metamorfozy i nowy pokój Leosia :)
GreenCanoe 28 września 2015 (17:53)
TAK!!! Kanie:) Uwielbiam:)
A pokój Leośkowy już niedługo pokażę, słowo:)
Anonimowy 28 września 2015 (20:19)
Oj tak!!!! I ja z niecierpliwością czekam na ujęcia pokoju Leosia, sama jestem na początku drogi w urządzaniu pokoju dla mojego Pierworodnego Synka:-))) Wsparcie koniecznie potrzebne.
Asiu,nigdy o tym nie pisałaś ale co sądzisz o posyłaniu 6- latków do pierwszej klasy??? Leoś zdaje się odroczony??? Pytam,bo mój Synek właśnie zaczął edukację jako 5-latek a już nie śpię spokojnie na myśl,że za rok miałby pójść do pierwszej klasy…
Pozdrawiam serdecznie,wierna podczytywaczka
Mysia 28 września 2015 (16:14)
Lubię patrzeć na piękne rzeczy, a później szukać tego piękna wokół siebie. Twój blog daje nam tą możliwość. Pokazujesz piękne aranżacje na świetnych zdjęciach. A czy wszystko trzeba mieć na własność? Myślę że nie. : ) Pozdrawiam.
GreenCanoe 28 września 2015 (17:52)
:):):):) Mysiu – lepiej ująć tego nie można:)
pozdrawiam Cię serdecznie.
marida 28 września 2015 (16:12)
Asiu, dziękuję, że jesteś:) naprawdę jesteś olbrzymią dawką niesamowitej energii i inspiracji:) Cieszę się, że powstał Twój blog i możesz się z nami podzielić swoimi przemyśleniami na tematy, które są nam wszystkim tak bliskie. Cóż ludzie nie potrafią cieszyć się z sukcesu drugiego człowieka, ale pocieszam się zawsze tym, że nie są to wszyscy ludzie. Istnieje duża grupa podczytywaczy, którzy zawsze będą ciebie wspierać i przede wszystkim cieszyć się z Tobą. Życzę Tobie jak i wszystkim dużo uśmiechu, radości i dużo sukcesów zarówno w życiu rodzinnym jak i zawodowym.
P.s. Tupię już w miejscu i z niecierpliwością czekam na nowe jesienne wydanie.
Twa wierna podglądaczka
Mariola
GreenCanoe 28 września 2015 (17:52)
Mariolku dziękuję Ci bardzo!!!
Iza z Kidowa 28 września 2015 (15:10)
Bardzo dobrą robotę odwalasz Joanno, przyjemnie patrzeć na Twoje staranne i eleganckie aranżacje, świetne zdjęcia. Napawam sie nimi i napawam…
Jednak zastanawiam się, kto fizycznie jest odbiorcą tych cudnie zaprezentowanych przedmiotów?
Elita z Warszawy? Szkoda, niestety nie jestem TYM targetem.
Tu gdzie mieszkam, kupienie ciucha za 50 zł to już wyzwanie.
Oglądanie Twoich kreacji daje ambiwalentne odczucia: piękne lecz poza zasięgiem…
Pozdrawiam!
GreenCanoe 28 września 2015 (15:49)
Iza po1. -Ciebie również bardzo serdecznie pozdrawiam…
Blog czyta codziennie od 4 do 10 tys. ludzi i nie jest to jedynie "elita z Warszawy" jak to nazwałaś. Tak to już w życiu jest, że jedni maja więcej drudzy mniej – mam nadzieje, że nie zechcesz mnie za to karać:) A tak na serio -właśnie o tym pisałam, że chciałabym, by każdemu wiodło się po prostu lepiej, żebyśmy mogli się częściej uśmiechać być dla siebie nawzajem milsi, wyrozumialsi. jeszcze raz pozdrawiam ciepło.
Iza z Kidowa 28 września 2015 (17:30)
Mój wpis był jedynie gorzką refleksją. Takie ciężkie czasy mamy i tyle.
Bloga ludziska oglądają i owszem, lecz potem ze smutkiem spoglądają na swoje skromne obejścia i tylko mogą pomarzyć.
Ale, dobre i to.
Absolutnie nie chcę Cię za nic ukarać, pięknem dajesz nadzieję na lepsze…
Oby spełniło się Twoje życzenie aby wiodło się nam dobrze, wtedy nastroje będą przyjazne i serdeczności więcej.
Pozdrawiam:)
GreenCanoe 28 września 2015 (17:51)
dziękuję i odbijam jeszcze raz pozdrowienia:)
Malgosia 29 września 2015 (16:17)
Nie zgadzam sie z Iza. Nie potrzeba wielkich pieniedzy zeby pieknie zyc. I czasem czlowiek moze zazdroscic (poztywnie) czegos, co inni maja za darmo. Mieszkam w kraju gdzie zbieranie grzybow jest obwarowane scislymi przepisami, wlasciwie nie istanieja lasy, do ktorych mozna wejsc i cokolwiek z nich przyniesc. Owszem przyroda jest tu piekna, wrecz oszalamiajaca, ale wszystko jest zagospodarowane, za wejscie do parku placi sie oplate lub…niedostepne, bedace prywatna wlasnoscia. Jesienne galezie, rzeczne kamienie, szyszki, patyki mozna kupic w sklepie i to wcale nie tanio. Dlatego ja tesknie za polskimi lasami, bezdrozami, dzikimi plazami, kasztanami, jarzebina, grzybami… I dla mnie zdjecia Asi sa oknem do swiata, ktory jest dla mnie niedpstepny ale i przypomnieniem, ze prawdziwe piekno czlowiek ma w sobie i moze je w swoim otoczeniu stworzyc nawet jak ma do dyspozycji tylko to, co dala Matka Natura.
justyna9ewa 28 września 2015 (14:29)
Takie "nudy jesienne" to ja lubię :) Chętnie sama wybrałabym się na grzyby, ale… niestety w środku miasta ich brak ;)
GreenCanoe 28 września 2015 (15:45)
:):):):):):) no to trzeba poza miasto:)
patysiaSasasa 28 września 2015 (13:41)
Asia, podałabys przepis na ciasto :). Bo mnie kusi bardzo :)! A i skad kiecka na krzesle , ta w piekna krateczkę ?:)
GreenCanoe 28 września 2015 (15:45)
kiecka z villanostalgia.pl :)przepisu poszukam, ale jest łatwy baaardzo:) daj mi chwilkę.
bloody_rose 28 września 2015 (13:32)
Uwielbiam jesień! Za kolory, za zapachy, za wyciszenie, jakie ogarnia przyrodę, która powoli sposobi się do zimowego snu. Nawet słotne dni lubię, bo wtedy tyle radości sprawia bycie w domu i ogień trzaskający w kominku. Razem z moją córcią uwielbiamy spacery po lesie. Lubimy przysiąść sobie na jakimś pniaku albo konarze i poczytać książeczkę. Lubimy nasłuchiwać, jak dzięcioł stuka. Lubimy przewędrować 3,5 km przez las na stację, żeby zobaczyć pociąg i mu pomachać. A jak akurat są kałuże po deszczu, to lubimy w nich pobrodzić (oczywiście w kaloszach). Gdybyśmy mieszkali w mieście, to jesień nie byłaby taka urokliwa. Nie doswiadczylibyśmy wszystkich jej barw i zapachów. A wczoraj jak pięknie świecił Księżyc! I zaćmienie udało się zobaczyć! La vie est belle!
Serdeczne pozdrowienia Asiu z jesiennego Mazowsza!
GreenCanoe 28 września 2015 (15:44)
ooo my też wczoraj chyba z 7 km żeśmy nachodzili się po lesie…jak nie więcej:) a łażenie w kaloszach po kałużach…no tak -to jest to! :)
uściski najserdeczniejsze wysyłam – ale ze słonecznych Kaszub:)
Anonimowy 28 września 2015 (13:31)
Witam,
Przemyslenia mamy takie same, wiecej chcec, inaczej "ubrac" nasz dom, ogrod. I wlasnie dzieki tym blogom, mozemy sie inspirowac. Nie kazdy ma talent artystyczny, niestety do nich naleze…ale potrafie wynalezc dokladnie to co lubie. Moj dom na obecna chwile, tonie w kolorach jesieni, jest pieknie, cieplo, inaczej. To od nas samych zalezy jak bedzie wygladal nasz dom, a nie od firm reklamujacych, producentow. Moj living room/stolowy pokoj to mieszczanski styl, z kopia M. Berezowskiej na scianie, o ile taki styl jeszcze istnieje Telewizyjny pokoj – spokojny, jasne kolory, jeszcze bez obrazow na scianie. Kuchnia bedzie biala, takie byly meble i takie zostana. Teraz mysle nad dodatkami, ale robie to spokojnie bez pospiechu. Remont moze w przyszlym roku, moze za dwa lata.. I wlasnie to lubie, czas, bez pospiechu, ukladam swoje mysli, plany, wizje. Podgladam i dziekuje za mozliwosc wlasnie tego podgladu.
A zazdrosc, no coz, byla, jest i bedzie. Zycze wytrwalosci i czekam na nastepne wydania.
Teresa, Ontario
GreenCanoe 28 września 2015 (15:43)
Teresa -dziękuję Ci za tak ciepły wpis:):):) Pozdrawiam również bardzo ciepło.
Magda /All things pretty and simple 28 września 2015 (13:23)
Nie mam nic przeciwko reklamom na blogach, postom sponsorowanym i innym akcjom, pod warunkiem, że ja-jako czytelnik, jestem traktowana uczciwie, tzn dostaję jasną informację o tym, że dany post jest sponsorowany. Sama przeszłam na swoim blogu przez kilka dziwnych etapów współpracy, popełniłam wiele błędów, m.in godząc się na barter lub też tzw posty inspirowane, w których nie informowałam czytelników o tym. Wstyd mi za to. Jakiś czas temu zdecydowałam zaprzestać jakiejkolwiek współpracy – mam ten luksus, że mam dobrą pracę i nie muszę sobie dorabiać w inny sposób, mogę swój blog prowadzić czysto hobbistycznie i traktować jako formę samorozwoju, szczególnie w kwestii foto. Pozdrawiam cieplutko :-)
GreenCanoe 28 września 2015 (15:42)
Przy długofalowych/kilkuletnich współpracach każde pokazywanie rzeczy z firmy, z którą się współpracuje jest zawsze w jakimś biznesowym aspekcie traktowane. Dlatego np. mam informację w głównej zakładce z którymi firmami współpracuję, które ambasadoruję. Staram się często te informacje powtarzać. Ale też bez przesady…W naszym magazynie artykuły sponsorowane są oznaczone jako takie. Reklama jest po prostu reklamą.
Wiele blogów traktuje swoje strony jako pracę właśnie a nie "dorabianie" I cieszy mnie fakt, że również coraz więcej firm, poważniej podchodzi do blogerów doceniając ich zaangażowanie, pracę. Odbijam ciepłe pozdrowienia w Twoja stronę i dodaje słoneczko z Kaszub:)
GreenCanoe 28 września 2015 (13:12)
Pani Emilio, akurat moi czytelnicy, z jakimiś małymi wyjątkami:) nie wykazują niechęci bądź braku kultury. Bardzo się z tego powodu cieszę. Zawiść…no cóż, ma Pani rację – dużo jej ostatnio, w necie widać to najbardziej. Co do firm, z którymi współpracuję, rzeczywiście – nie są to małe firmy i najtańsze produkty. Bo ja nie wierzę że może być tanio i solidnie. I nie raz już o tym pisałam. Taką podjęłam decyzję kilka lat temu i takiego kursu się trzymam. BARDZO ciepło pozdrawiam! :)
Anonimowy 28 września 2015 (13:34)
Bo to jest tak, że zawsze chcemy więcej, lepiej inaczej. Dla niektórych zazdrość jest destrukcyjna, dla innych to motor do działania. Dlatego pozdrawiam jesiennie i wracam do tapetowania ( i w końcu w moim salonie zagości wymarzona kratka). A za rok dwa będę męża zamęczać czymś nowym :)
Emilia K.
GreenCanoe 28 września 2015 (15:34)
:):):):) ciekawa jestem tej tapety – naprawdę w kratę?
Anonimowy 28 września 2015 (15:49)
W kratę jak skończę przemianę salonu to prześlę zdjęcie ale to najwcześniej za tydzień ?
Anonimowy 28 września 2015 (12:49)
Ja z natury nie jestem zazdrosna, czasem wkurzam się, że haruje jak wół, a mimo to na coś tam nie nie stać. Ale po chwili przychodzi zastanowienie – że ja jednak coś mogę kupić, zrobić, przerobić, a są tacy którzy nie mają na nic, więc w sumie nie jest tak źle. Zawsze natomiast mogę się do woli napatrzeć, zainspirować i to tez jest cenne, za co Ci Asiu bardzo dziękuje. Ila
GreenCanoe 28 września 2015 (13:14)
Ila – to wkurzamy się na to samo:) Tez mam czasami takie myśli. Zawsze można chcieć więcej i lepiej, prawda?:) :):) Bardzo ciepło Cię pozdrawiam!
Anonimowy 28 września 2015 (12:37)
Pani Joanno!!
Nie prowadzę bloga, nigdy też nie pisałam komentarzy, ale to od "Czółna" i od "Jagodowego" zaczęło się moje zainteresowanie blogami i teraz chętnie szperam w internecie w poszukiwaniu inspiracji. To co Pani robi jest super, ale nie ukrywam że czasem się zwyczajnie "wkurzam" albo jestem po ludzku, a może po babsku zazdrosna. Widzę piękne zdjęcie, sprawdzam strony producentów i szlag mnie trafia bo nie stać mnie np. na meble ogrodowe za kilka tysięcy złotych. Firmy które u Pani można znaleźć niestety nie należą do najtańszych. Rozumiem że w grę wchodzi jakość, solidność itd. ale proszę się nie dziwić, że czytelnicy czasem są niechętni. Zazdrość i zawiść to podobno nasze cechy narodowe chociaż mam nadzieję że z czasem będzie coraz lepiej i zamiast złośliwych uwag czy komentarzy stać nas będzie na szczerość.
Pozdrawiam!!
Emilia Kuliś