Ja jednak, jak widać powyżej, kocham wrzesień:):)…Ale od początku. Rano przyszła do nas JESIENiowa i mówi – a chodźże dziewczyno na spacer, bierz małego, szykuj mu furę i pójdźmy do lasu. Taki piękny dzień!!!!, że grzech w domu siedzieć….Spojrzałam przez tarasowe drzwi.
No rzeczywiście, słońce posmyrało po twarzy, wiaterek pogilał w szyjkę – IDZIEMY:):) I poszliśmy:) Jako że chwilowo CZOŁG prezesa jest nieczynny (nieczynność występuje w postaci przebitych na amen opon), musieliśmy zapakować Leosia do jego FERRERI :) czyli środka lokomocji wersji miejskiej….Pojechaliśmy sobie hen przed siebie, ja, Leoś no i JESIENiowa ma sie rozumieć. I zupełnie nie rozumiem, czemu ja durna nie posłuchałam intuicji i wjechałam tym wózeczkiem w sam środek lasu…bo wjechać jeszcze dałam radę – zaparłam sie i dałam….ale wyjechać???!!!!!!! Kółka zakopane w mchu….. Matko z córką – myślę sobie, no ugrzęzłam w tym borze, jeszcze syna się nie doradzę nic w sprawach technicznych (roczniak, że roczniak, ale to jednak zawsze facet), bo syn sobie akurat zasnął……Już miałam z paniki uronić łzy histerią podszyte, ale JESIENiowa nerwy miała ze stali i w te słowa mnie do pionu ustawia: AJ TAM, dziewczyno, zluzuj sie trochę, w cudnym lesie jesteś, pogoda jak marzenie, syn śpi, no czyż może być piękniej? A jeśli sił nie masz na pchanie wózka – to poczekaj, zaraz ja Cię na duchu podniosę… no niech tylko spojrzę, zaraz, zaraz… pamiętam , że ostatnio właśnie tu widziałam….O SĄ!!!!!!!!!!!!….Panowie BORowiki!!!!!!:):):) Patrzę i ja – no rzeczywiście, chłopy jak dęby przysłowiowe, tak wielkich jeszcze nie widziałam jak żyję!!!! Noooooo….z taką ochroną to w lesie nic mnie nie ruszy:):) Pełna wigoru JAK nie pociągnęłam ferrari, JAK nie poszłam do przodu – niczym burza!!!! :):) I wróciłam w asyście BORowikowej do chałupy, po drodze jeszcze zbierając kupę „smiecia uroczego” – czyli wszelakich suchelców, mchów, dzikiej róży i takich innych tam koleżków:):):)
Wałek najpierw patrzył z podejrzliwością na „przywleczonych” przez nas gości, a potem legł w dzikiej róży z rozkoszną minką- że to niby go plecki swędziały i kolców różanych drapanie nie ma sobie równych…Ale ja tam i tak swoje wiem, że Wałek jest po prostu estetą i chłop, że chłop, ale czasami musi tez pofisiować sobie z ozdóbkami:):):)
I co….?….Fajnie mieć taką JESIENiową za sąsiadkę…., prawda?:):):):)
Dziękuję za Twój komentarz.
30 komentarzy
moemagda 22 września 2011 (06:20)
Wianki… cudne :)
Ten kominkowy urzekł mnie od razu… muszę coś pokombinować ;) Czyta się Ciebie jak zwykle cudownie – jesteś pierwszą blogowiczką jaką ''przeczytałam i poznałam'', która inspiruje do tej pory, która zawsze poprawia humor i nastraja mnie do działania – Dobrze, że jesteś :)
Pozdrawiam M.
GreenCanoe 28 września 2009 (12:13)
Obiecuję, że jakoś w najbliższym czasie wstawię wiankowe JAK TO SIĘ ROBI:):)Jeszcze raz bardzo dziękuje Wam za miłe słowa:) O pisaniu felietonów od jakiegoś czasu myślałam:)Ale codziennie na blogu pisać nie dam radY:)Życie mi zabiera tyle czasu, że na bloga zostają jedynie wolne chwilki:) Pozdrowienia serdecznie.
Anonimowy 28 września 2009 (07:41)
Jestem zachwycona !
Tym jak piszesz i jakim jesteś człowiekiem!
Żałuję ,że nie piszesz codziennie :(
Bo czytam Cię codziennie na dzień dobry :) czasami kilka razy to samo :) jak dobrą książkę!
Pozdrawiam! Ucałowania dla Leosia szczęściarza!
Anka
kopciuszek 28 września 2009 (06:17)
Tak tak, instrukcję wykonania wianka i ja poproszę krok po kroku. Jestem ciekawa jak się ten mech dookoła instaluje i w ogóle jestem zielona w tej kwestii…
Elisse 27 września 2009 (16:20)
Asiu- wianuszki cud! cieszę się, że mogłam byc natchnieniem – hi, hi! pamiętam swoje wyprwy do lasu z wóżkiem…mój, a właściwe Nurki wóżek załamał się szybciutko od zwozonych smieci:)A ja będę złosliwa i nie spytam " co w woreczkacjh", tylko czy sama je szyłaś?:)
Ja sie do takowych przymierzam od dłuzszego czasu, ale krawcowa ze mnie marna:(
buziaczki dla Ciebie i Leosia przystojniaka!
Asia - Tess 27 września 2009 (08:40)
Asia – no i znowu się zachwyciłam. Już się nie mogę doczekać naszego spotkania. Pozdrawiam najserdeczniej i troszeczke pozazdraszczam …BORowików. Na naszych Żuławach to wiadomo – nic. A na pobliskiej Wysoczyźnie Elbląskiej – też nic.
Ita 25 września 2009 (17:06)
Jak już do Ciebie zawitam to ..wpadam jak śliwka w kompot i trudno mi oderwać się od Twoich postów.
Jesienne zbiory imponujące ,a to co z nich wyczarowałaś, piękne.
Pisz jak najczęściej ,bo to balsam dla duszy jest i jak widać ,nie tylko ja tak uważam.
Pozdrawiam ciepło.
Matka Czworokątna 25 września 2009 (09:49)
I znów niezmiennie podziwiam: za poczucie humoru, branie ze świata garściami, tworzenie cudnych rzeczy, czyli piękne życie. Pozdrawiam
joanna 25 września 2009 (09:15)
Myśle sobie, gdzie ta Asia mieszka, że w pobliżu jakieś persony wumagające ochrony BOR ;))
W życiu nie widziałam tak dużych grzybków!
Jak widać klimat słuzy Leosiowi :))
Czekam na kurs wiankowania, bo dla mnie NIC nie jest proste ;) Ja mam dwie lewe (sorki leworęczni) łapki…
Ściskam :)
alewe 25 września 2009 (08:31)
wooow BORowiki słusznego wzrostu! :D
a wianki świetne,jak ja tęsknie za ogródkiem i zazdroszczę okolicy w której mieszkasz :)
pozdrawiam ciepło
aagaa 25 września 2009 (06:39)
Pięknie piszesz i taki optymizm z Twoich postów bije,że zawsze wchodze ,żeby naładować u Ciebie optymizmem akumulatory.
Wianki sa przepiękne.I jakie grzyby!U nas sucho,nie ma grzybów.
pozdrawiam serdecznie
GreenCanoe 25 września 2009 (06:22)
Dzięki za docenienie mego omamływania mchu drutem:):)
Księżniczko kaloszowa:) – postaram się jakoś w następnym może poście zrobić krok po kroku taki jakiś wianek…to naprawdę bardzo proste – tak wykorzystuję cienki drucik. Pozdrawiam Was wszystkie jesiennie:)
Bianca~ 25 września 2009 (05:40)
Piękne klimaty tutaj panują, jesień wita od progu urodą swoich plonów… A pochwały się Tobie należą, za to że umiesz te plony tak wykorzystać. Pozdrawiam.
folkmyself 25 września 2009 (04:41)
Ajj cudnie! Grzybki na zimę będą pysznościowe. A wianki również cudne. Co jeszcze do wianka trzeba mieć? Drucik jakis?
Kasmatka 24 września 2009 (22:40)
No pewnie , że fajnie!:)
Świetna wycieczka i jaka obfita w zbiory:)
...ania z jezior.. 24 września 2009 (22:33)
Asiu – takie piękne wianki uplotłaś!
Leoś już taki duży!! Szkoda, że jestem tak daleko!
Ściskam Was bardzo mocno!!!
Magoda 24 września 2009 (21:25)
Świetnie wyszły Ci te wianki!
Całą resztę (oprócz Leosia) mam za progiem zatem rozumiem Twoją radość.
Pozdrawiam!
ALEXA 24 września 2009 (20:56)
Zaglądam od jakiegoś czasu, lecz piszę po raz pierwszy :)
Wianuszki przecudnej urody, jestem nimi oczarowana. Sąsiadka wyborowa :) A te grzybki…tzn ci ochroniarze! – Aż miło popatrzeć chłopaki jak marzenie.
Szczerze zazdroszczę (tak pozytywnie :)) domku położonego nieopodal lasu. To moje nieziszczone marzenie…
Pozdrawiam serdecznie.
Kamilcia 24 września 2009 (20:20)
piekne wianuszki !!! szczegolnie serce mnie zauroczyło :) i borowiki jakie dorodne :)
elka 24 września 2009 (19:04)
Oj taka sąsiadeczke to nawet na kawkę bym zaprosiła .Wianki cudności no i opowieśćwciągająca że hej
Dag-eSz 24 września 2009 (18:56)
Ale u Ciebie przytulnie :) wianuszki cudne a wyprawa do lasu jaka owocna, Leoś ma niesamowitą mamę ;) pozdrawiam :)
Lavande 24 września 2009 (18:29)
cudownie tworzysz! cudownie piszesz! przyjemnie zagląda się tutaj:)
Anonimowy 24 września 2009 (18:26)
TAK, TAK!!!! – Asia PISZ KSIĄŻKI!!!!!!!!!!!!!!!
Bardzo klimaciarskie wianki.
bossanova 24 września 2009 (17:57)
na pewno fajnie :) przecudnej piękności wianeczki!
paula_71 24 września 2009 (17:46)
Pewnie,ze fajnie!
Wianki uplotłaś prześliczne,taż bym chciała taki las obok domu i sąsiadkę taką.Bo ta moja to tylko deszcze przynosi :/
Leoś z ochroną wygląda ślicznie.Zwłaszcza,że po takiej drzemce uśmiech ma od ucha do ucha.
Kochana,Ty zacznij pisać jakąś blogową powieść dla nas,nienasyconych Twoimi postami.
Piszesz tak,że oderwać się od tego nie można.
Ściskam.
Anonimowy 24 września 2009 (17:38)
Dla mnie Twój blog to balsam dla duszy, niespełnione( jeszcze;)) marzenie o małym domku w lesie. Cudnie…
Yrsa 24 września 2009 (17:14)
Poprzedni post przewinęłam sobie parę razy , aby obejrzeć małego Leosia – słodki dzieciak . Na Twoje wianki też nie mogę się napatrzeć , bierzesz z jesieni wszystko co najlepsze , a poza tym masz piękny dom i okolice .-Pozdrawiam Yrsa
brydzia 24 września 2009 (16:26)
Spacer obfitujący w przygody ale efekt końcowy powalający – wianki są po prostu cudowne!!! Leoś jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha:)Troszeczkę zazdroszczę tych BORowików bo u nas to tylko jakiś podgrzybek się trafi( od czasu do czasu).Pozdrawiam:)
Anonimowy 24 września 2009 (16:26)
Ja nie wierzę, że Ty tak żyjesz, że jesteś jaka jesteś i potrafisz tyle co potrafisz. To musi być jakaś mistyfikacja:) A tak na serio -nie myślałaś o tym, żeby pisać felietony??? Masz lekkie pióro, od pierwszej linijki tekstu wciągasz….czego więcej trzeba? Grzyby rzeczywiście imponujące, a wianki przepiękne.
barbaratoja 24 września 2009 (16:10)
Taka jesień niech nam trwa!!!