„Szafę Tosi” prowadzi Julia. Eteryczna, filigranowa, śliczna, mądra, uśmiechnięta i dobra. Wygląda niczym słodki elf:) Pisząca tak lekką ręką, że jej posty się zwyczajnie pochłania. To blog o życiu, o byciu mamą, o marzeniach…o tym co ważne ale i o tym co ładne:) Julka ma bardzo wysmakowany gust, dzieli się z czytelnikami swoimi odkryciami ze świata designu dla dzieci, a ostatnio pokazuje również skrawki ich nowego rodzinnego domu. Przy Juli zaś niczym dąb stoi Adam. FACET przez prawdziwe F:) Opanowany, skupiony na rodzinie, ciepły i silny wewnętrznie jednocześnie. Zrobiło na mnie ogromne wrażenie jego zaangażowanie w budowę ich domu…No wziął i dla żony i dzieci go po prosu wybudował :) Zaplanował od podszewki, dogłębnie zbadał tematykę każdego budulca i technologii, poszukał wszelkich materiałów, zamówił, uczestniczył w samej budowie…a wszystko w pół roku! A gdy o tym opowiada…najzwyczajniej promienieje:) Wiem od Juli, że Adam to prawdziwa głowa rodziny, że można na nim polegać niczym na Zawiszy, że nigdy nie zawiódł. Adam – ja dziękuję Ci za super rozmowy, za dobrą atmosferę, za pomoc na każde moje piśnięcie choćby, …jesteś niesamowicie pogodnym człowiekiem:). Dziękuję Ci też za to, że mogłam sobie z dziką przyjemnością popatrzeć jak cudnie okazujesz uczucia swoim bliskim….No i wybudowałeś dla nich naprawdę wspaniały dom! Po prostu SZACUN:)
U Magdy i Tomka byłam już kolejny raz. Wróciłam po 2 latach – a poczułam się tak, jakbym dopiero co wczoraj jadła słynny Madziowy żurek ( najlepszy na świecie daję słowo honoru). Madzia to dla mnie IDEAŁ gospodyni domowej – w dobrym, nowoczesnym tego słowa znaczeniu. To, co ta dziewczyna wyczynia w kuchni – nadaje się do książek:) ( Magda zresztą napisała cudowną książkę o pieczeniu ciasteczek świątecznych, TUTAJ możecie ją zobaczyć lub sobie kupić) Ujęła mnie od razu za serce, niesamowitą szczerością i dobrocią – którą czuje się od niej już od pierwszych sekund poznania. Po prostu wiesz, że możesz zaufać, podzielić się swoim życiem, pogadać szczerze, tak najprawdziwiej jak się tylko da. Przy tej ślicznej dziewczynie od wielu lat stoi murem ten sam przystojniak:) Powiem Wam jedno – dobrze jest sobie na nich popatrzeć:) I posłuchać:) I poczuć, że słowo RODZINA ma taką moc, że nic na świecie nie jest w stanie tego ruszyć. Tomek to tytan pracy i bardzo zaangażowany tata. Bardzo skupiony na rodzinie, pełen pogody ducha, towarzyski:) i przemiły. A jego ostatni wyczyn – pokoik dla syna – jest tak zrobiony, że czapki z głów! Stałam i patrzyłam niczym osłupiała – jest bowiem wyniuniany do ostatniego szczegółu:) Tomek – no co ja Ci będę pisała…po prostu bardzo, ale to bardzo Cię lubię i szanuję – za wszystko. Za to jakim jesteś tatą dla Franka i dla Kalinki, za to jak dbasz o Madzię…za to że czuję od Ciebie prawdę w tym co robisz. Uściski wysyłam Ci ogromniaste!
Śmiejemy się często z Lucy, że jesteśmy bratnimi siostrami. A to dlatego choćby, że w trakcie rozmów telefonicznych kończymy za siebie nawzajem w pół zdania, albo robimy te same rzeczy w tym samym czasie – nie mając o tym pojęcia. Gdy zamawiam u niej elementy dekoratorskie do stylizacji czy poszewki – nie muszę zbyt wiele tłumaczyć, Lucy i tak wie dokładnie o co mi chodzi:). To niesamowita dziewczyna, z ciepłym uśmiechem na twarzy, z mądrym spojrzeniem i z duszą tak barwną, że tęcza przy niej wysiada:) Spędzając z nią czas czułam się naprawdę niczym z siorką:) Przy takiej kochanej dziewczynie nie mogłoby nie być równie uroczego faceta. No i oczywiście jest:). Janusz. Na pierwszy rzut oka spokojny…myślisz sobie – obserwator…….., ale to tylko przykrywka:) Już po krótkiej wymianie zdań wiadomo – to najprawdziwsza dusza towarzystwa!:) Bije od niego taka radość życia, energia i dobre nastawienie do ludzi – że nie sposób się tymi dobrami nie zarazić:) Jeśli dodam do tego, że gotuje niczym najlepszy mistrz kuchni, zna się na budowlance i innych męskich takich czynnościach co to my nie wiemy o co chodzi, oraz że wyczarowuje dla kochanej żony remont łazienki dosłownie w kilka dni:) – to jawi nam się jakiś IDEAŁ, prawda? :):):):) , Janusz – bardzo Ci dziękuję za pyszności wszelakie, za przemiłe towarzystwo, za pomoc, za pogaduchy:) Liczę na to głęboko, że nie jeden raz było nam tak pogadać i się pośmiać:) Płyty oczywiście też odsłuchałam – drąc się w trakcie jazdy na całe gardło:)
Na końcu opowiem Wam o Izie i Pawle, do których przyjechałam wracając już do domu. A którzy to przyjęli mnie suto zastawionym stołem, wypięknionym na błysk cudnym mieszkaniem i takim spokojem i błogością panującą w całym domu, że ruszyłam w dalszą trasę niczym po najlepszych zajęciach relaksacyjnych w spa:) Iza prowadzi pogodnego bloga o byciu mamą. Jest bardzo zaangażowana w kreatywne wychowywanie ich synków, prowadzi również zajęcia twórcze dla innych dzieci. Jeśli macie dzieciaczki – zajrzyjcie do niej koniecznie, to skarbnica pomysłów! We wszystkim bardzo wspiera ją mąż. Zawsze obok, zawsze chętny do pomocy, czuły, opiekuńczy, a jednocześnie po męsku – szarmancki i skupiony opiekuńczo na swoim „gnieździe” :) Paweł zaimponował mi niesamowitym podejściem do synków – to po prostu tata na medal! W trakcie zdjęć świetnie się z nimi bawił, ale wiem od Izy, że również na co dzień spędza z synami bardzo dużo czasu i poświęca im ogrom swojej uwagi – mimo etatowej pracy i innych męskich obowiązków. Pawle – cieszę się, że mogłam Cię poznać i jestem pewna, że Twoje zaangażowanie w wychowanie synków już niedługo przyniesie świetne plony, już teraz to widać – macie cudownych chłopaków!:)
Nietypowy dziś post, prawda?:) – powinnam teoretycznie napisać o wnętrzach, w których byłam…ale myślę sobie, że o każdym z wyżej wspomnianych domów przeczytacie w przeciągu najbliższych kilku miesięcy w „Moim mieszkaniu”, a o męskich bohaterach – warto wspomnieć już dziś. Tak swoja drogą, mam nadzieję dziewczyny, że docenianie bardzo te swoje drugie połówki???:):):):):)
I żeby nie było – jeszcze o jednym mężczyźnie dziś napiszę. Po powrocie do domu zastałam świeżo skoszoną trawę w ogrodzie, zagospodarowaną już na jesień ogromną rabatę, wykonany kolejny etap chodnika kamiennego i czekający na nas dom wysprzątany na błysk:) Moja druga połówka znosi dzielnie wszelkie nawet najbardziej szalone czółnowe projekty, wyjazdy, sesje, przydomowe budowy, przeróbki, remonty itd. Pomaga mi w kwestiach graficznych, wspiera w pracy, popycha twórczo do przodu. Gdyby nie On – byłoby mi o wiele trudniej prowadzić firmę i być jednocześnie radosną mama i żoną. Kochanie- dziękuję:)
Przeczytałam kiedyś takie fajne hasło: ” JESTEM MATKĄ…a jaka jest Twoja SUPER MOC???” :):):):):)
pozwólcie, że je sparafrazuję:
…. a ile Ty potrafisz znieść??:):):)”
To co? – może napiszecie mi dziś dziewczyny o swoich SUPER MĘŻCZYZNACH??? Zapomnijmy na chwilę o przysłowiowych skarpetkach rzuconych w kat:), a pomyślmy- za co ich kochamy i co muszą znosić w związku ze swoimi szalonymi, twórczymi kobietami? :) Za co ich podziwiacie?
z uściskami, Wasza czółnowa:)
Dziękuję za Twój komentarz.
122 komentarze
AntiqueApartments 16 grudnia 2015 (23:36)
W wielu domowych pracach faceci są potrzebni, bo jednak kobiety nie są tak obyte jak oni z wieloma przyrządami. Podziwiam tych panów, którzy zgadzają się na każde i częste przeróbki, bo oni mają inne podejście do życia :)
Galeria Dekolandia 9 września 2014 (06:49)
Joanno to i ja dorzucę parę słów na temat mojego M. Mam podobnie jak większość blogowych kobiet "z pasją",jakąkolwiek by ona nie była. Dużo rzeczy robię sama,ale męska ręka(czytaj siła) jest często niezastąpiona. Mój mąż,choc często nie podziela moich zapędów,że to musimy przemalować,tamto przerobić,inne przenieść,wspiera mnie i pomaga w ramach swojego wolnego czasu. I mam,jak wiele z Was,że czasem "strzelam focha",ale zostaje mi wybaczone :) nie znoszę tylko słowa "znowu" ,bo przez to ,że ciągle coś przerabiam,ulepszam,upiększam,wielu ludziom wokół mnie wydaje się,że ja "znowu" maluję mieszkanie,czy "znowu" przerabiam mebel. i w sumie mają rację,tak,"znowu" ale nie pamiętają często,że ja "wymyślam" nie tylko u siebie ale właśnie u znajomków,rodziny,więc czasem chcę też "znowu" (czyli jak w obecnym przypadku po 5 latach) umalować MOJE mieszkanie :) Ale wierzę,że i tym razem mój M. mnie w tym wesprze. A takie wpisy blogowe,utwierdzają mnie w przekonaniu,że nie jestem sama ze swoimi "pomysłami" i,że nie tylko mój M. musi je znosić.Pozdrawiam.
hetepheres 5 września 2014 (13:01)
It's official…
Jestem bez reszty zakochana w czółnowym blogu, w Pani podejściu do słowa pisanego, do drugiego człowieka, do pasji zwanej życiem… Celowo nie czytałam komentarzy do tego postu, aby na gorąco napisać te słowa, ale jestem pewna, że nie jestem w tym rozmiłowaniu odosobniona (czytanie komentarzy zostawiłam sobie na koniec, niewątpliwie są one dopełnieniem tego bloga).
Niech czółnowa żegluga trwa jak najdłużej :)
Ahoj!
Katarzyna Głowacka 3 września 2014 (14:41)
Joasiu, bardzo lubię tu wpadać. Dziękuję za takie dobre miejsce w sieci :)
Ja zapraszam do swojego Dużego Brązowego Domu – http://mamawduzymdomu.blogspot.com
Serdecznie pozdrawiam – słonecznie i jesiennie zarazem
Anonimowy 3 września 2014 (12:30)
O kurcze Asiu! Tym razem nie mogłam nie napisać!!! Od dawna do Ciebie z zachwytem i drżeniem serca zaglądam i mam nadzieję, że kiedy moje skromne progi staną się"godne" cię zaprosić ( cały czas jest coś do skończenia;-)) i kiedy przezwyciężę swoją nieśmiałość- to poznamy się osobiście! Teraz jednak trafiłaś w czuły punkt!To o nim mowa, o moim UKOCHANYM i JEDYNYM w swoim rodzaju:-)), bez którego nie byłoby naszej rodziny,naszych kochanych córek, naszych zwariowanych zwierzaków, nasze cztery kąty nie byłyby tak przytulne, a dzień powszedni nie kończyłby się oczekiwaniem na powrót…właśnie JEGO. Mój Krzysio nie jest może wcale taki idealny, ale ze wszech miar cierpliwy, wyrozumiały i przede wszystkim nie upierdliwy!!!;-))
Wcześniej, czy później gotowy spełniać moje ciągłe pomysły remontowo-przemeblowaniowe. Przewozi i targa niezliczone ilości szaf, komód i innych dóbr wszelakich, zakupionych w internecie( bo jak coś sobie wymyślę-natychmiat muszę to mieć;-)) Wnosi po schodach, bez windy, by znowu coś innego wywieźć do domu na działce, lub do warsztatu, bo nie ma już miejsca, lub w ostatniej chwili koncepcja się zmieniła.Stan ten trwa nieprzerwanie, moich "kolekcji różnistych" przybywa a mój UKOCHANY pomimo niedawno wypowiedzianych słów " po raz ostatni…", nadal służy mi pomocą i dzielnie kroczy z kolejną komodą na plecach( ostatni zakup – sztuk 6 ;-))! A do tego cudowne"złote rączki" ma aż DWIE!! Potrafi nimi czynić cuuuda!!Najcudowniejszą chwilę przeżyłam, kiedy zobaczyłam go w swoim ogrodzie, kroczącego dumnie z kubłem "placków" krowich, świeżo wytropionych i zebranych nad rzeką.Była z nich wspaniała gnojówka dla moich ukochanych kwiatów i warzyw.Ucałowałam go mocno bardzo wzruszona i rzekłam:" to- co dla jednych jest gównem , dla mnie może być Złotem:-)))).Właśnie tego potrzebowałam dla swoich roślin.Innym razem zarzekał się , że już kolejnej szafki nie kupi.Pojechaliśmy, a jakże-do Wyszkowa.Ale do auta wróciłam ku zdziwieniu męża, nie z meblem, ale…..z uroczym pieskiem.Moja ukochana sunia( grzywacz chiński) o imieniu Krówcia jest pełnoprawnym członkiem naszej 5 osobowej rodziny:-). Za równy rok mój Krzycho wrócił w nocy styrany z pracy, a ja mówię, że nie ma sensu się kłaść, bo za godzinę nad Wisłę przyjeżdża ze Słupska w odwiedziny kuzynka Krówci i trzeba po nią jechać.Mąż zbaraniał, odmówił gościny i poszedł spać, ale już o 3 w nocy byliśmy nad Wisłą i odbieraliśmy malutką sunię, którą zakupiłam w internecie.Ptysia od razu skradła jego serce:-))).Opowieści takich jest jeszcze sporo, ale to już może innym razem. Chwała mu za cierpliwość i poczucie humoru! Na szczęście mamy podobne gusta i te wnętrzarskie i te muzyczne.Czasem się stawia;-), ale i tak kuchnię pomalował na różowo( tak jak chciałam), jednak najważniejsze, że On się w niej dobrze czuje i robi najlepsze spagetti bolońskie na świecie!!! Miałam co do niego Nosa….chwilę potem, gdy się poznaliśmy, usiadł w moim nowym mieszkaniu, w moim nowym fotelu, z książką w ręku i tak pięknie mi pasował do wnętrza;-) …jak nikt inny!!!!.I tak zaczęło się moje nowe życie…właśnie z Nim.Dzięki ogromne Joasiu za to, co robisz, o czym piszesz i na co nam zwracasz uwagę.Dzięki za ten wpis.Pozdrawiam i mam nadzieję do zobaczenia…:-).Małgosia
aga.felice 1 września 2014 (21:28)
Asiu, dawno nie czytałam tak ciepłego posta. Zauroczył mnie sposób w jaki piszesz o osobach, które spotkałaś w tej podróży – pracy i ukłon w stronę naszych towarzyszy. życia. Zresztą powyższe komentarze pokazują jak bardzo taki post był potrzebny. Poczytam sobie jeszcze, bo ciepło się na sercu robi…
Anonimowy 1 września 2014 (17:15)
ach……..
Pretty Things by Agu 1 września 2014 (02:37)
Droga Asiu, dziękuję Ci za ten piękny wpis. Masz rację, cudowni faceci są u naszego boku i wokół nas, a zazwyczaj pozostają w cieniu. Do tej pory wydawało się, że mój mąż to jakiś dinozaur, czuła oaza spokoju, męski, opiekuńczy, fantastyczny tata i cudowny, cierpliwy partner. Tak, to również ich wyrozumiałość i wsparcie stoi za naszymi ciepłymi domami i największymi pasjami. Dobrze, że o nich napisałaś i ich doceniłaś, pokażę Twój wpis również mojemu mężczyźnie :-)
A wnętrza piękne, będę cierpliwie czekać na kolejne wydania. Pozdrawiam najserdeczniej!
Anonimowy 29 sierpnia 2014 (08:29)
Kochana Green
od dawna czytam Twoje posty ,wiele Twoich rad " mieszka' z nami .Masz nie tylko bogatą wnętrzarską duszę ale także taką ciekawość ,która pozwala Ci na niestandardowe myślenie i to nie dotyczy tylko przedmiotów ale co mnie bardzo wzruszyło – ludzi a w tym poście naszych menów .My właśnie jesteśmy w trakcie remontu i to dzięki Tobie dzis szczególnie ciepło uścisnęłam mojego męża a muszę dodać ,że to już 36 wspólny rok.
Ps Kozy i Jola ( sorry za taka kolejność ) dzieki Tobie dostały moje wsparcie
Pozdrawiam Bożena
hetera 29 sierpnia 2014 (08:26)
Dzisiaj jeżeli tylko chcemy możemy wyraźnie podzielić przestrzenie/wnętrza na męskie i damskie. Oddzielić grubą kreską, co dla Niego co dla Niej. W większości domów jednak te granice się zacierają, a właściwie to wnętrza przepełnia kobieca estetyka. I w takich wnętrzach żyją mężczyźni :) Nasi mężowie, nasi partnerzy. I choćby za to warto ich doceniać i szanować :)
ANA 29 sierpnia 2014 (08:08)
Pięknie napisane :)
Anna z www.dziecioblog.blogspot.com 28 sierpnia 2014 (21:36)
Mieszkałam kiedyś w mieszkaniu, w którym piekarnik miał taki feler, że działał tylko przy lekko uchylonych drzwiczkach. Zrobiłam w rzeczonym piekarniku jabłecznik z kruszonką. Kruszonka była tak twarda, że można było w nią pukać. Mój luby ukroił kawałek, spróbował, nalał sobie szklankę mleka i zmógł cały kawałek dzielnie popijając mlekiem. Jak to nie jest miłość, to ja nie wiem co nią jest ;-) Obca baba z kanapy. p.s. Dzięki za kolejny post z pozytywnymi wibracjami. Dzięki Tobie życie staje się lepsze. Serio. Człowiek zauważa pewne rzeczy, zwalnia, rozgląda się, zaczyna doceniać, zaczyna zmieniać, ulepszać, dbać o swoje małe przyjemności. No w ogóle jesteś MEGA. Dziękuję, że jesteś Asiu
Qra Domowa 28 sierpnia 2014 (18:33)
Asieńko oplułam monitor jak zobaczyłam te hasło z żoną prowadzącą bloga wnętrzarskiego:))) toć to sama prawda…ja jestem wdzięczna mojemu mężusiowi za te tony cierpliwości:)))i co tam dużo mówić fajnie jest potem słuchać-jak mówi wszystkim-to moja Beatka to zrobiła…a on dla mnie zrobił cudny taras ze stuletnich desek-a teraz małą pracownię w piwniczce:))ach jak dobrze wiedzieć ,że inne babeczki tez maja takich cudownych,ciepłych mężów przy sobie:)))
ardiola 28 sierpnia 2014 (17:50)
Z dużą przyjemnością przeczytałam post i wszystkie komentarze, ale niestety też z żalem, ze mój mąż taki nie jest wspaniały, wręcz przeciwnie, nie mogę mieć w nim wsparcia w żadnym momencie, chociaż też z niego tzw. złota rączka, ale tylko dla swoich celów. Ja mam na mysli całokształt, nie tylko sprawy remontowe. Właściwie powinniśmy sie rozstac, chociaż ciągle daję mu szansę i licze na zmiany. Mój blog nie jest wnetrzarski, trochę podrozniczy, literacki, ale tez remontujemy stary dom i czasami o tym piszę.
Nie zawsze w zyciu jest kolorowo, to w odpowiedzi na anonimowego,ale Ty masz szczęscie spotykac radosnych ludzi i to jest doskonałe przesłanie dla innych.
Pozdrawiam.
aagaa 28 sierpnia 2014 (11:58)
Asiu, piękny post!! Należał się facetom bardzo!!!
Anonimowy 28 sierpnia 2014 (07:59)
Piękny post. Ja również mogę pochwalić się świetnym mężem Adamem :) (mówię cicho, żeby nie zapeszyć). Zrezygnował dla mnie z dobrze płatnej pracy w Warszawie, żeby przenieść się na wieś do domu, które nie miało nawet ogrzewania. Za codzienną pracę, wsparcie, opiekę nad synem i mamą jestem mu wdzięczna z całego serca. Kocham go nawet za te skarpetki w kącie. Karolina
Kamila 28 sierpnia 2014 (07:11)
Asiu jak miło popatrzeć na znajome twarze …no prawdziwa niespodzianka ;)))
Właściwie to u nas bohaterem domu jestem ,,ja,, ….maluje , szlifuje, gotuje – mąż dla odmiany szyje. Zawodowo grube materiały, skóry i przewraca oczami kiedy podtykam mu kolejne woalowe zawiniątko ;))) Pomaga mi w pracy, jeździ na pokazy, konkursy, dzięki czemu wśród branżowego środowiska zyskał miano florysty bez dyplomu …nawet koleżanki chciały go na kurs bukieciarstwa zaciągnąć, co ze spokojem skwitował ,,chyba po to żeby nie wyrzucać potrzebnych roślin , kiedy sprzątam po żonie,, ;)))
Baśniowy Dom 27 sierpnia 2014 (22:25)
Super post, jak się okazuje męski czynnik to u większości z nas prawa ręka :-) i bez niej ani rusz. Tak jest i u mnie Joasiu, z mojego mężusia Złota rączka- a moje pomysły :-))
Pozdrawiam,
Kasia,
bozenas 27 sierpnia 2014 (21:07)
Ech Asiu:)czasem myślę ,że wymieniła bym na trochę mojego zakupoholika i kucharza na jakąś złotą rączkę….ale właściwie po co?przecież umiem zrobić remont sama!ściany wymalować?żaden problem…ale gdzie ja bym znalazła takiego przyjaciela jak On?skarpet nie rozrzuca bo go oduczyłam:)))i kto by ze mną i moimi pomysłami wytrzymał 38 lat?no kto?
Anonimowy 27 sierpnia 2014 (18:40)
Proszę zacytować przysłowie o skarpetkach :]
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:37)
Ależżż prrrroszę bardzo – jak z rękawa:)
"skarpety rzucone w kąt – pretensji budzą ciąg"
albo "Kto skarpety nieświeże na wierzchu zostawia, sankcje łóżkowe i kulinarne zamawia":)
albo "Męskich skarpet wieczorna woń ciągnie zmysły w zamętu toń"..
znam jeszcze wiele innych, oczywiście powszechnie znanych przysłów skarpetkowych – no ale co tam będę zanudzać:)
p.s….mam nadzieję,, że jednak jakoś wybrnęłam:):):):)
Monika Frątczak 27 sierpnia 2014 (18:01)
Piękny post,ryczałam jak bóbr ze wzruszenia.Od piętnastu lat mam to szczęście,że mam przy sobie człowieka dla którego nie ma rzeczy niemożliwych,który spełnia moje najdziwniejsze fanaberie i mówi mi że mnie kocha nawet,gdy wyłazi ze mnie zołza…Jestem mu wdzięczna za to,że jest i za to,że nigdy nie podcinał mi skrzydeł…Od trzech lat jest nam bardzo ciężko,walczymy żeby nie stracić domu(bo nigdy nie wiadomo kiedy spotkać możemy na swojej drodze kogoś kto zechce nas zniszczyć…)Ale wciąż walczymy i jesteśmy razem i mam nadzieję,że nam się uda : ). POZDRAWIAM SERDECZNIE
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:38)
Monika- życzę z całego serca by udało Wam się uratować swój dom.
Agnieszka z Mierzei Wislanej 27 sierpnia 2014 (16:55)
Witaj Joasiu :) Jaki fajny wpis :) Ja mam to szczęście, że trafiłam na faceta, który podziela moje pasje i chętnie wykonuje moje fiździ piździ :) znajdę coś ciekawego w sieci, zapisuję jako "zobacz, bo fajne" a po jakimś czasie z drewutni mojego męża wyłaniają się skarby o jakich marzę. Dzięki mojej złotej rączce mamy dom, wyposażamy go.
Jakby nie umiał wbić gwoździa a kochał gotować tez bym się nie pogniewała :P ale jak każdy facet ma swoje wady- mój jest np. okropnym bałaganiarzem :/
ściskam ciepło
Agnieszka
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:39)
No to powiem Ci…że masz naprawdę szczęście:):):)
Konstancja 27 sierpnia 2014 (16:48)
i jak nie wierzyć w przypadki ?:) …
post o wspaniałych mężczyznach :) …
Asiu gdy byłam w ciąży a jeszcze bardziej gdy miałam wyobrażenie, ze będę w niej chciała być … kobiety z brzuszkiem były wszędzie … zupełnie jakby cały świat wokół mnie oczekiwał bądź miał już urocze pacholę w pchanym dziarsko przed siebie wózku :) … to się pewnie w psychologii nazywa :) jakoś ;) …
teraz mam czas, w którym sporo myślę o tym moim wspaniałym mężczyźnie … o nas jak parze i o tym jaką rodzinę stworzyliśmy … dlaczego ? … życie … jakiś czas będziemy razem na odległość … on tam … ja tu … to będzie trudne ale nie my pierwsi i nie ostatni :) ;) …
no ale ta zmiana spowodowała, że spojrzałam sobie na z boku …
i wiem, że na loterii życia wygrałam wspaniałego faceta … i jakoś tak czuję się przy nim bezpieczna :) … zaopiekowana … :) … i kochana …
wiem to gdy zamykam oczy wieczorem i wiem gdy otwieram je rano …
rano też dostaję zawsze śniadanko … tak :) On je robi albowiem tylko jedno z nas urodziło się piękne i nie wymaga makijażu ;) :) …
On zasadził każdą roślinkę w naszym rodzącym się ogrodzie … na ukopanych i urobionych rabatach marzeń … ale ja to wszyściutko wymarzyłam i wymyśliłam :) … tandem ?:) … no tandem przecież :) …
On pomalował dla mnie każdą ścianę … wybudował w lwiej części sam dom … najdłużej czynił barierkę na balkon aleeee ;) kilka lat i JEST :) !!! …
On bowiem jest mężczyzną … a mężczyzna jak powie, ze coś zrobi to to zrobi :) … i nie ładnie mu tak nachalnie ;) co pół roku o tym przypominać :):):) … i jak otworzy szafkę w kuchni przed południem to przecież ją zamknie kiedyś ;) … i dlaczego niby piesa nasza wilk przepiękny nie może mu grzać plecków w moich adamaszkach po babci ?:) … no to też On :) … cudów nie ma jest człowiek :)
wesoły … ciepły … dobry i ciągnący ze mną ten wózek już nie z Nieletnią a z wszystkim :):):) …
już dawno zorientowałam się, że w dużej mierze to jaka jestem ja to to, że On ze mną jest … za mną jest i wspiera prawie (no jak wspomniałam cudu nie ma ;) ) każde moje wariactwo :) …
dlatego uśmiechnęłam się po przeczytaniu posta bo napisałas go Asiu tak jakby w idealnym dla mnie momencie :) … a lektura posta i komentarzy spowodowała, że moja teoria iż te wspaniałe kobiety mają siłę nie tylko z siebie ale i z Onych zdaje się być prawdziwa :)
dziękuję i pozdrawiam :) Iza
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:39)
Iza – bardzo się wzruszyłam czytając ten komentarz…dziękuję.
Anonimowy 27 sierpnia 2014 (15:28)
Dotychczas myślałam, że "facet to świnia". Dopóki nie poznałam Marka – miłości mojego życia. Jest taki, jak piszesz, Asiu o innych znanych Ci facetach: dobry, czuły, kochający i wspierający na każdym kroku. Muszę mu opowiadać o swoich pomysłach designerskich a On "przefiltrowuje" je przez sito pragmatyzmu i znajomości istoty sprawy. :-) Jednocześnie sam biega po marketach budowlanych za odpowiednimi narzędziami, gdy moje pomysły "mają ręce i nogi". ;-) Mój Marek to "złota rączka" i za pan brat jest z wszelkimi zawiłościami technicznymi moich pomysłów i cierpliwie tłumaczy i/lub pomaga, gdy poproszę o pomoc.
Niedługo zamierzamy razem zamieszkać i czeka nas remont mieszkania. Ciężko będzie mi przeforsować kilka "wizji" np; odnośnie koloru ścian ( chcę turkusowy lub gołębia szarość), bo na razie M. traktuje moje wizje jakby słuchał Dyzia marzyciela… ;-)
Z dystansem, pewną wyższością, wyrozumiałością lecz w głosie wyczuwam wyraźne "NIE".. i nie mam jeszcze pomysłu, jak przeforsować swoje wizje… Będę wdzięczna za podpowiedzi. :-)
Pozdrawiam. Ola Sz.
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:41)
No to ja niestety nie podpowiem:) – jeśli Paweł mówi NIE, to znaczy "nie". I nawet nie mam co próbować z przeforsowywaniem. Zresztą nawet nie próbuję, bo w końcu obydwoje tu mieszkamy, to również jego dom i ma się tu dobrze czuć. Może na jakiś kompromis po prostu pójdźcie?
Anonimowy 28 sierpnia 2014 (22:06)
Oj, w tej kwestii wolałabym, żeby moje pomysły były uwzględnione… no ale jeśli się nie da to… kompromis… powiadasz… No cóż, pewnie to będzie jedyna opcja. Jednak nadal będę mojego M. zabójczo kochać. :-)) :P
Dziękuję, Asiu za wyważoną radę. :-)
Asiadp 27 sierpnia 2014 (13:37)
Witam!
To prawda, nasi Mężczyźni potrafią bardzo wiele znieść i nie pamiętają naszych "fochów". Czytając te komentarze, mam wrażenie, że wszystkie mamy podobnych facetów:) Mój Mąż również jest bardzo pracowity, to silny i zarazem bardzo wrażliwy i czuły Mężczyzna. Również własnoręcznie wybudował dla nas dom, ale to dla Niego nie powód, aby osiąść na laurach i zachwycać się swoim dziełem. Zanim zakończy realizację jednego pomysłu już stawia sobie kolejne wyzwanie, a planów ma tyle, że do końca życia na pewno wystarczy:) Bardzo wspiera również mnie w realizacji moich pasji. Zawsze mogę liczyć na pomoc oraz dobre słowo z Jego ust. Nigdy mnie nie zawiódł.
Dziękuję za tak piękny post przypominający nam, jak bardzo powinnyśmy dbać o naszych Mężczyzn:)
Pozdrawiam serdecznie,
Asiadp:)
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:42)
Asiu- pozdrowionka dla Ciebie i Twojego bohatera:)
Aśko J.G. 27 sierpnia 2014 (13:17)
: )
mój Paweł też taki kochany i cierpliwy…a jak gotuje! niebawem zamieszkamy razem…i wiesz Asiu, on jeszcze nie wie, co go czeka ze mną i wizjami mymi :D
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:42)
spoko, spoko – jakoś da radę:):):):) Miłość sobie ze wszystkim poradzi. PAWŁY to fajne chłopaki w końcu:)
Anthony Garden 2 września 2014 (09:11)
Pawły to super fajne chłopaki są :)) Mam na to również potwierdzenie. Wpis cudowny, a nasi wszyscy Panowie na niego zasługują. Wszystkim kobitkom życzę, aby miały takich wspaniałych facetów !
anita sie nudzi 27 sierpnia 2014 (12:09)
wzruszyłam się! podpiszę się tylko pod sparafrazowaną wersją hasła- to idealny opis mojego Męża
resztę zachowam dla siebie :]
ania b. 27 sierpnia 2014 (11:23)
Joasiu,pięknie napisane, cudownie jest, kiedy dom tętni miłością i "szare eminencje" w postaci mężów działają,wspierają,podpowiadają i zarabiają. Ale mnóstwo, wręcz cała armia wspaniałych kobiet są pozbawione męskiego ramienia, z różnych powodów, jak to w życiu, pamiętajmy o nich i doceniajmy, bo to podwójnie mądre, piękne i silne babeczki:)) serdeczności.
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (19:44)
Aniu – takie babeczki zasługują wręcz na peany. Masz rację.
Jola Kowalkowska 27 sierpnia 2014 (10:56)
Asiu, Oni właśnie tacy są jak piszesz i jak pisza dziewczyny. Ja na mojego zawsze mogę liczyć. Gdy wszystko widzę w ciemnych barwach – On potrafi je rozjaśnić – pomaga mi przejść przez nawięknie problemy. Wspiera i pomaga realizować moje pasje… i choć mówi: " znowu coś wymyśliłaś?" – i tak ZAWSZE realizuje moje pomysły (i tak już od 20 lat). Jest SUPER – a ja tak często się na niego dąsam…
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (11:13)
dąsasz się jak zapewne każda z nas :), codzienność potrafi nieźle dać w kość, prawda?
Domek Dorotki 27 sierpnia 2014 (10:19)
Pięknie o tych naszych Facetach napisałaś. Mój też jest cudowny, kocham go za to, że zawsze jest przy mnie – w dobrych i gorszych chwilach, znosi moje humorki. Mojej potrzeby zmian i ciągłych "ulepszeń" w domu niestety nie podziela, ale mam już swoje sposoby na "urobienie go" i w końcu ustępuje i robi dla mnie to, czego ja sama zrobić nie potrafię. Przyłączam się do Hymnu pochwalnego na część mężów!
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (10:47)
Dorotka – no szczerze mówiąc, to chyba rzadko który z naszych mężczyzn pieje z zachwytu słysząc kolejne nasze "plany" na remonty:)
Mammamisia 27 sierpnia 2014 (10:06)
Kochana Joasiu!
Z serca dziękuję Ci za te ciepłe słowa. Wzruszyłam się…
Cieszę się, że mogłam Cię poznać osobiście i ugościć w naszym domowym zakątku.
Pozdrawiam serdecznie!
Iza
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (10:46)
To ja WAM dziękuję bardzo!!!
Trulyscrumptious 27 sierpnia 2014 (09:41)
Asiu jak miło,że pomyślałaś o naszych drugich połowkach jabłek. Pomimo,że czasami wydaje nam się, że nas do końca nie rozumieją, to gdzieś tam w środku wspierają nas. Wiem to z własnego doświadczenia, bo mam u boku wspaniałego mężczyznę, który jest nie tylko moim partnerem, przyjacielem ale też wspaniałym ojcem dla naszej córeczki. Zaskakuje mnie bardzo często spełniając moje marzenia, wspierajac w działaniach. Myślę że najważniejsze to żebyśmy im często mówiły jacy są WSPANIALI, bo oni tego potrzebują. Pozdrawiam Kamila
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (10:46)
o tak!:)
OldVicarage 27 sierpnia 2014 (09:16)
Droga Joasiu, nie będę się rozpisywać, dużą część i tak już wiesz…:)))
Świetnie to wszystko napisałaś i pięknie po prostu…
Odnośnie mojego M., gdyby nie on to… to kto i co i w ogóle pewnie nic:)))
To najlepszy przyjaciel i tyle a raczej aż TYLE!!!
Pozdrawiam Cię bardzo!!!
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (10:45)
No właśnie – przyjaźń…bez niej trudno jest zbudować solidny związek, prawda?
T.Wój 27 sierpnia 2014 (08:31)
Czytałem sobie fajny post, aż tu nagle poczułem, że jestem Winnetou! Silny i bohaterski, itd…, ale przede wszystkim zaczerwieniony po takiej serii komplementów ;-) Dziękuję!
Dziękuję, że jesteś.
Uwielbiam Cię!
PS. Kanarkowi i tak mówię kategoryczne nie! Inaczej przedstawię go futrzakom ;-)
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (10:44)
:) :):)
KAROLINA S 27 sierpnia 2014 (06:50)
Cudny post dziewczyny
Coś wiem na temat db męża jego cierpliwości a czasem nawet wyrozumiałości w gderaniu gdy coś wymyślę bo kto by pomyślał że te moje 2m wzrostu będzie szło na takie ugody w wystroju domu:-)
pzdr Was wszystkie a zwłaszcza moją Lucynkę:-)
Chyba powinnam mu podziękować;-)
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (08:07)
A widzisz Karolina – bo te wielkie chłopy maja zazwyczaj złote serce:)
Anonimowy 27 sierpnia 2014 (06:47)
Ja chcę Tobie powiedzieć, że ja też znam takie piękne małżeństwo , na które lubię patrzeć i z którym lubię być. Podziwiam ich odkąd ich znam, mam to szczęście, że są moimi przyjaciółmi. Oto ich miejsce na ziemi:
http://www.graslawice-firlej.pl/
https://www.facebook.com/pages/Gospodarstwo-Agroturystyczne-Gras%C5%82awice-nad-jeziorem-Firlej/418086001575110?fref=ts
Pozdrawiam :) Mirella
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (08:06)
Mirelko- dzięki za namiar- na fajne miejsce i na fajnych ludzi!:)
Be Happy 27 sierpnia 2014 (06:42)
Oj tak, zgadzam się i ja. Bez naszych połówek świat byłby kompletnie nudny…
Piękny post, inny ale jakże prawdziwy! Wszystkie historie tak pozytywne, aż chce się je czytać:)
Mój mąż jest dla mnie najwspanialszym człowiekiem, niesamowicie dobrym i ciepłym. Zawsze pierwsze słowa które przychodzą mi do głowy mówiąc o nim "…jesteś lekiem na całe zło…":) Ma on niesamowitą moc, która powoduję, że nawet gdybym miała nie wiadomo jak najgorszy dzień, zły humor, jego ramiona kiedy przytula mnie do siebie wszystko uwalniają, zły humor, stres odlatuje, odchodzi…już jest dobrze. Wiem że zawsze mogę na niego liczyć. Nieraz mi to udowodnił. Ach.. mogłabym tutaj tak wypisywać i wypisywać…Kocham po prostu nad życie tego faceta! I cieszę się że jest mój:)
Ściskam Cię mocno i czekam na jesienny posty:)
Patrycja.F
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (08:05)
Pati – przepięknie to napisałaś.
Pati 27 sierpnia 2014 (06:34)
O, jaki fajny post! To najszczersza prawda, bez faceta u boku byłoby nam znacznie trudniej. Z doświadczenia wiem, że wspierający partner to podstawa do własnego rozwoju. Ja też mam takiego wariata obok siebie i odkąd go mam wszystko wydaje mi się dużo łatwiejsze i nie tylko dlatego, że do realizacji wnętrzarskich pomysłów trzeba często męskiej ręki. Wspaniale mieć kogoś, kto zachęci, nie wyśmieje, pomoże jak trzeba i wspiera. A jeśli ma się we dwoje te same marzenia i plany, to realizacja ich to tylko kwestia czasu. Cudownie jest mieć obok siebie faceta, który kupi pistolet do kleju jak mu się powie, że mogłabym zrobić fajne wianki na święta, albo da maszynę do szycia w prezencie, zawiezie na giełdę kwiatową w wolny weekendowy poranek i zje ze smakiem kanapkę z przygotowanym przeze mnie pierwszym serem.
Fantastycznie, że o tym napisałaś i bardzo miło Cię znów przeczytać. Niestety nie udało mi się, Cię wypatrzyć na drodze :) Pozdrawiam serdecznie!
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (08:05)
Pati- pewnie za szybko jechałam:):):):)
Ulencja 27 sierpnia 2014 (06:24)
No oczywiście Asiu masz rację….Z przyjemnością czytałam wszystko…Tak nasze połówki są bardzo ważne w naszym życiu…Mimo, że niekiedy tylko wspierają a mało potrafią to i tak są cudownymi facetami….Buziaki pa…
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (08:04)
RACJA! :) Ulu – nowe włoski??? Chyba nowy kolor widzę?:) Slicznie!
deco-szuflada.blogspot.com 26 sierpnia 2014 (22:43)
Piękny post, pełen szczerości i zwrócenia uwagi na fakty, które – my kobiety blogerki – pomijamy często. Tak – nasi mężczyźni – nasze prawe ręce. Siła mięśni przy ciężkim przenoszeniu mebli raz w miesiącu, siła wbijania nowych gwoździ, skręcania mebli, pomoc w zakupach wnętrzarskich….
Pamiętam mój wyjazd do Warszawy na spotkanie z Redakcją Mojego Mieszkania. Na otrzymane zaproszenie (jako blogerki) odpowiedziałam pytaniem "a czy może przyjechać ze mną i brać udział w spotkaniu mój mąż – moja prawa ręka"? Oczywiście – mógł. Do dziś śmiejemy się, że po cichu należy do Klubu Kobiet z Pasją. Po cichu – żeby nikt nie słyszał:) Bo ja bym nie była Kobietą z Pasją gdyby mój mąż nie był wsparciem moim i pomocnikiem w realizowaniu tego co siedzi w mojej głowie…:) Pozdrawiam serdecznie z okolic Sanoka, iszart z deco-szuflada
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (08:03)
Nic dodać nic ująć:)
TakCzuje 26 sierpnia 2014 (21:56)
..Czytam Panią / Ciebie… już chyba od ponad roku…i najbardziej nie mogę odżałować i przeboleć tego że była Pani tak niedaleko mnie! w mojej wiosce! bo Julia z Szafy Tosi mieszka w mojej wiosce!!:) (nie znamy się, znam tylko jej męża ze szkoły, nie ważne zresztą..) po prostu mi szkoda, że byłaś tak blisko tu, a ja o tym nie wiedziałam..a może jechałam sobie rowerem a Pani parę ulic dalej popijała kawę ..?:) pozdrawiam serdecznie!!
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (08:03)
Tylko mi nie "paniuj" bo się czuję stara jak szafa gdańska:) Ja nawet spałam u Was w Veronie:)
TakCzuje 27 sierpnia 2014 (09:50)
w Veronie, o mamo ! toż to rzut beretem ! :) ale numer ! :) pozdrawiam !
basia d 26 sierpnia 2014 (20:40)
Gdyby tylko, któryś z tych Panów był moim mężem to może wtedy zostałabym blogerką wnętrzarską:). Mój mąż jest kochany, ale niestety do prac domowych nie ma zapału. Ale kto wie, może jeszcze wszystko przed nami:)
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (07:48)
:):):):) No oczywiście, że przed Wami. Może drzemią w nim nieodkryte talenty?:)
Katarzyna Kowalczyk Dziekan 26 sierpnia 2014 (20:28)
Joasiu, dziękujemy za wspólnie spędzony czas, pogaduchy przy kawie, wspólne stylizacje i wieczorne rozmowy. Było cudownie. Fajnie ,że jesteś taką samą osobą w świecie wirtualnym i na żywo. No i wielkie buziaki za te piękne słowa o nas. Arek cały w skowronkach;-) Buziaki
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (07:47)
Kasia – to dla mnie największy komplement:) BUZIAKI jeszcze raz dla Was, dla Arka specjalne uściski:)
Pukapuka 26 sierpnia 2014 (20:01)
Ważne słowa. Ja zawsze widzę, co JESZCZE i SZYBCIEJ mogłoby być zrobione, ale nie powiem, u siebie na blogu zawsze Maćkowi oddaję sprawiedliwość – co zrobił to jego :). A kiedy ostatnio opowiadałam kuzynce o najnowszej naszej lampie, to zaczęła wypytywać Maćka, skąd ona takie rzeczy umie i na mnie nakrzyczała "doceń, doceń", bo, mówi, "mój jak ma skosić trawę, to najpierw kabel skosi :)".
Pozdrowienia!
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (07:46)
:):):):):):):)
Anonimowy 26 sierpnia 2014 (19:37)
Widzę, że bycie blogerką wnętrzarską polega na tzw. kopiuj – wklej. Wszystkie mieszkania na jedno kopyto, wszyscy żyją cudownie w zgodzie z naturą, nikt nie mieszka w 50 m w bloku i każdy ma wolny zawód lub kobiety nie pracują wcale. No cóż bardzo sztampowo.
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (07:45)
A na jakiej podstawie wysnuwa uroczy anonim takie wnioski???? Tak się składa, że to ja robię sesje w tych domach/mieszkaniach i ja je widzę – są zdecydowanie różne , niektóre w blokach ( weźmy chociaż sesję u Kasi z zeszłego roku świąteczna robioną w 40 m mieszkanku w stylu rustykalnym z ciemnymi meblami lub sesje u Anity czy Marzenki – w dużych mieszkaniach zrobionych w stylu shabby schic, lub chociażby ostatnie – w domach i mieszkaniach TOTALNIE od siebie różnych. Jedne dziewczyny pracują inne nie, w jednych domach to mężczyźni utrzymują rodziny, w innych – nie. A w jeszcze innych małżonkowie np. prowadzą razem spore firmy. Rzeczywiście większość ż rodzin u których byłam nich stara się segregować śmieci:) i często być na łonie przyrody. SZTAMPĄ jest "gęganie" na innych i wkładanie wszystkich do jednego wora. Więcej życzliwości dla ludzi anonimowy czytelniku.
Mammamisia 27 sierpnia 2014 (10:22)
Rzeczywiście, gdy się przyjrzymy tym mieszkaniom to są one podobne, ale tylko dlatego, że każda z nas stara się dla swoich najliższych i dla siebie wybierać to co dobre i piękne, obojętnie czy na żyje na 20 m (mieszkaliśmy tak w czwórkę przez 5 lat) czy na 100. Jak ktoś kocha swoją rodzinę to się stara wyczarować dla nich niebo na ziemi wybierając to co najlepsze.
Pozdrawiam!
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (10:44)
Są może i podobne ale w ramach określonego STYLU. Czyli np. skandynawskie, loftowe, romantyczne, sielskie itd. – ale na pewno nie jest tak, że wszystkie babki urządzają swoje domy tak samo. Wysnuwanie takich wniosków jest po prostu uszczypliwe i mijające się ze stanem faktycznym:) A wiem co pisze, bo przecież bywam w wielu domach czy mieszkaniach.
magdalenia 27 sierpnia 2014 (11:08)
Drogi Anonimie, ja mam etatową pracę, rolnicze okolice, dom niewiele większy niż przeciętne mieszkanie na bloku, problemy jak wszyscy ale za to mam drzwi rzeźbione przez podhalańskich artystów, kominek zrobiony wg mojego pomysłu (zaręczam, że nie znajdziesz podobnego:) choć codziennie jego zdjęcia z mojego bloga są kopiowane, śląski byfyj, silnie zakorzenioną tradycję, którą na tyle ile możemy pielęgnujemy i swoje hobby. Jeśli znajdziesz drugi taki dom jak nasz wówczas miej śmiałość komentować jak powyżej. A tak poza tym, czytając takie komentarze zawsze się zastanawiam nad jednym: po co wchodzisz na tego bloga skoro to wszystko tak Cię nudzi?
Tomek 28 sierpnia 2014 (08:26)
Drogi anonimie.
Sztampa to powielanie czegoś w sposób identyczny (piszę to jako inżynier). Nijak się to określenie ma do naszych domów, każdy jest inny bo każdy nawiązuje do chociażby innej tradycji rodzinnej. W każdym gromadzone są inne pamiątki, przydasie i w każdym powstają inne niepowtarzalne dzieła naszych cudownych Żon, które te mieszkania zdobią. Te domy żyją, zmieniają się, są świadkami naszej egzystencji, dorastania naszych dzieci przez rysy na podłogach, pomalowane ściany, zaplamione meble… Gdzie w tym wszystkim sztampowość? Również ta natura z którą się bratamy jest wokół naszych domów inna. Każdy komponuje swój ogród bynajmniej nie według poradników czy telewizyjnych programów, ale komponuje go tak by dobrze się w nim czuć i by pasował do otoczenia.
Anonimowy 29 sierpnia 2014 (19:12)
A moze zamiast gegania i narzekania na szare otoczenie swoich domostw, nalezaloby zlapac za miotle, kubel wody z proszkiem i ogarnac troche obejscie…
Cos o mnie: ja wygralam najwiekszy los w zyciowej loterii: mojego meza, po 35 latach wspolnego na dobre i na zle, moge skromnie powiedziec, ze to nie ich nalezy ulepic pod swoje widzimisie, tylko sama siebie, wiem cos o tym.
Asiu, trzymaj tak dalej…a narzekaczy omijaj szeroko.
Pozdrawiam, Teresa
WiolaD 31 sierpnia 2014 (06:50)
Myślę, że ten anonim zazdrości tym wszystkim dziewczyną które pokazuje Asia, bo nie potrafi dać tyle z siebie co te dziewczyny i nie potrafi tak żyć. Bo te dziewczyny, mają takie same problemy jak inni tylko, że te dziewczyny mają pasie którą kochają i potrafią ją wykorzystać. Bardzo mnie zastanawia bo to nie tylko u Asi ale u innych dziewczyn anonimy piszą takie rzeczy po co wchodzą na takie blogi, chyba po to żeby się popuszyć i zazdrości wyżyć.
A na marginesie takie dziewczyny jak Asia dają innym dziewczyną kopa w d… , aby robiły w swoim życiu to co kochają, a nie siedziały i marudziły:))
Marta Stasiukiewicz 1 września 2014 (12:06)
ja zaczęłam prowadzić bloga wnętrzarskiego ( http://mamanecer.blogspot.com/ ) , moje mieszkanie mieści się w bloku i ma 53mkw. A co gorsza – mąż w delegacji i raczej niechętnie przyjeżdża.. i tylko z tego powodu nie pracuję (dziecko ma problemy zdrowotne, lekarze, wizyty…). Ale cóż – da się żyć :-) więc chyba jestem zaprzeczeniem wypowiedzi Anonima ;-)
Anonimowy 17 września 2014 (06:20)
Ufff… ale garaco się zrobilo, Anonimowy podgladaczu odpowiem…Moj dom gdzie serce moje… tu naprawde nie chodzi o to czy mieszkasz w mieszkaniu czy w domu ale o styl zycia, spelnianie marzen, realizowanie pasji…o byciu szczesliwym w tym zwariowanym swiecie… Pozdrawiam mojego kochanego meza, ktory spelnia moje marzenia, nawet te o wspolnym domu na wsi i jest przy mnie gdy go potrzebuje:-) pozdrawia Sylwia
Agata Murawska 26 sierpnia 2014 (19:31)
Moja Droga !!! Bardzo dziękuje Ci za ten post. Poruszyłaś tu niezwykle istotną sprawę…bez naszych połówek, bez naszych kochanych "chłopaków' nic by w życiu nie było piękne, pełne i doskonałe. Mój mąż podobnie jak Ci opisani w twoim poście, jest cudownym mężczyzną wspierającym mnie we wszystkim co robię, zarówno fizycznie jak i psychicznie:))) Bez niego nie byłabym tu gdzie jestem, czyli nie byłabym szczęśliwa. Mam nadzieję, że również będziesz mogła poznać go w swoim czasie osobiście.
P.S. Fajnie, że już jesteś bo się stęskniłam…
Pozdrawiam Cię serdecznie.
GreenCanoe 27 sierpnia 2014 (07:38)
No jesteśmy umówione Agatka! :)
Milla Międzydomami 26 sierpnia 2014 (17:55)
Ja mam wrażenie być może nie jest prawdziwe, że w tym wirtualnym świecie boogowym istnieją idealne związki. A jak ktoś narzeka na swojego partnera to tak z przymrużeniem oka… pozdrawiam
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:25)
Ja tam nie wierze w idealne związki…no może istnieją takie bardzo, bardzo dobre – ale jak to mawiano kiedyś na wsiach" gdzie dum tam szum" :):):) Wszędzie są problemy, tematy do starć trudne kwestie, grunt – to pokonywać je razem…no i doceniać swoje zalety, które czasami nam u partnera w zalewie codzienności po prostu umykają..
Lamia 26 sierpnia 2014 (17:23)
Asiu dziękuję za tak piękny post. Tchnął ciepłem i empatią. Nie wyłamię się z postów i potwierdzam, że wspierająca druga połowa to skarb nad skarby i jak widać, nie taki znów rodzynek :). Ja dzięki mojemu zrobiłam aplikację – mimo swoich obowiązków zawodowych przejął opiekę nad synkiem, dbał o dom i ogród, trwał przy mnie w chwilach zwątpienia i motywował..po 11 latach wciąż mówię mu rano z uśmiechem Kocham Cię..generalnie jestem Zosia-Samosia, ale jemu jednemu potrafię przyznać się do błędu, strachu..poprosić o pomoc.. i to On jest nieocenionym realizatorem moich szalonych pomysłów w stylu kuchni letniej, czy przesadzania 10 letniego bzu (z wykopywaniem małą łopatką korzeni, byle tylko nieszczęśnik – lilak znaczy się – przyjął w nowym miejscu) :).. kończę, pójdę go ucałować ..
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:23)
Gdy wysiadałam z pociągu, który przywiózł mnie do Gdańska – z jedną walizką i z wizja całkiem nowego życia, od razu po wyjściu z dworca zobaczyłam jadących na rolkach! dwoje siwiutkich ludzi, którzy trzymali się za ręce. Pomyślałam sobie – BĘDZIE DOBRZE! i że też tak chce kiedyś:)
Ucałowałaś?
Lamia 27 sierpnia 2014 (03:51)
ucałowałam.. :)
magdalenia 26 sierpnia 2014 (17:12)
Asia, pobeczałam się, DZIĘKUJĘ! Nic już więcej nie napiszę…. Ściskam Cię najmocniej jak umiem, dobrze że Cię mamy!!!!!!!
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:20)
taaaa…i vice versacze:):):)Kochana – BUZIAKI dla Was!
Tomek 28 sierpnia 2014 (08:14)
Dziękuję Asiu za tego posta! Ale dodam, że nie bylibyśmy tacy gdyby nie One i Ich pasje :) To taka nierozerwalna więź wzajemnego nakręcania się, prostowania dróg gdy któreś próbuje zejść z tej właściwej i to nas trzyma razem pomimo burz i okresów ciszy na tych naszych rodzinnych morzach ;)
GreenCanoe 28 sierpnia 2014 (18:51)
Mój Paweł powiedział mi dokładnie to samo! może innymi słowami, ale wydźwięk był identyczny:) Uściski najserdeczniejsze!!!
UTKANE Z PASJI 26 sierpnia 2014 (17:01)
Tak to prawda, jeżeli mamy obok siebie mężczyznę, który dzieli z nami nasze pasje to jest to wspaniałe.Jeżeli nadaje on na tych samych falach, to w mig się rozumiemy, uzupełniamy i potrafimy stworzyć dom i ogród swoich marzeń. Ja mam to szczęście! Ale wizytowane przez Ciebie dziewczyny również i to jest nieocenione. Niektóre z nich odwiedzam w blogosferze i podziwiam ich niepowtarzalne zakątki pasji płynącej z własnych zdolności i wspólnej miłości. Serdecznie pozdrawiam, Beata:)
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:19)
Beatko – masz rację, dlatego właśnie o nich napisałam, bo to RAZEM wszystko tworzą jakby nie patrzeć:)
Lula 26 sierpnia 2014 (16:53)
Fajny post. Rzeczywiście , mój M zawsze mnie wspiera, wiele potrafi sam wykonać. Nasza kawiarnia to wspólne dzieło od A do Z. I nikt nie parzy takiej pysznej kawy. Oj…Ale nasłodziłam. Pozdrawiam z Małego Szpicherka.
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:18)
Uroczy ten Wasz SZpicherek:) Uściski!
Anonimowy 26 sierpnia 2014 (16:41)
Bardzo dziękuję za ten post Jest taki mądry życiowo. To wszystko prawda, choć czasami opornie to jednak chłopcy nas podziwiają i wspierają. Mój kochany mąż jak słyszy ,że mam "wizję" to wznosi oczy do góry. Koniec końców zawsze pomaga i mogę na NIM polegać. Męska ręka w naszych poczynaniach to prawdziwy skarb :) pozdrawiam ciepło, ściskam i czekam na kolejne wydania MM :):)
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:18)
Wiesz – oni mają rozpęd powolny, ale jak już ruszą z tą pomocą…:):):)
Zylwijkowo 26 sierpnia 2014 (16:09)
Asiu, wiele udowadniasz tym postem i nie ma co dyskutować: BEZ FACETÓW LEŻYMY!!!!:):):):):):) Mój Przemko to też taki spełniacz zachcianek wszelakich:) Każdy kawałeczek naszego domku dotknięty jego ręką i to jest mega budujące, prawdziwa ostoja. A i w ciężkich chwilach też nigdy nie zawiódł, cieszę się i dziekuję, że mi to ponownie uświadomiłaś:):):) Czasem w jakimś zabieganiu i takiej swojej "upartości" zapominam na chwilę, że mam prawdziwego przyjaciela, ukochanego mojego, który przecież zawsze jest po mojej stronie:):) CZekałam na ten post. Pozdrawiam Cię ciepło:) Sylwia
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:17)
Powiem tak – bez facetów jednak doskonale sobie radzę….ale ….byłoby bez nich, bez NIEGO…. po prostu do dupy:) I tyle moich mądrości:)
Marta 26 sierpnia 2014 (16:02)
Asiu, czytałam z zapartym tchem, Ty zawsze piszesz o innych ludziach z takim niesamowitym entuzjazmem, przekazujesz nam swoim dobrym słowem mega pozytywną energię :))))
Ja swojego Kochanego Męża podziwiam za cierpliwość przede wszystkim do moich czasem zbyt wygórowanych jak dla Niego pomysłów…wiem..:)) co sobie wtedy myśli…oj, znam każdą Jego myśl i czasem śmieję się w duszy za te Jego " …i co ty znowu wymyśliłaś…?!" I zawsze ruszy do roboty, choćby nie wiem ile miał pracy…No kocham Go po prostu !! Wszyscy wiemy, że w życiu ta zwykła codzienność jest najtrudniejsza, ale mamy właśnie siebie nawzajem i o tym trzeba pamiętać !!
Pozdrawiam gorąco i czekam na post jesienny :)))
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:16)
Marta – to ja Ci dziękuję za tak ładny wpis:) masz rzeczywiście obok siebie męski skarb:)
Anonimowy 26 sierpnia 2014 (15:56)
Joasiu, piękny, a przede wszystkim mądry post. My jesteśmy cudowne, ale nasi mężczyźni też niczego sobie.
aśka
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:15)
BA NO! :)
ILA M 26 sierpnia 2014 (15:49)
A no właśnie i w kontekście tego o czym pisała Asia ja mam dla wszystkich radę, a właściwie to prośbę. Ja wiem, że dzisiejsze czasy są trudne, ciężkie i bardzo zabiegane, ale znajdźmy dla siebie czas…bo nagle może się okazać za późno i nijak nadrobić się nie da, nie będzie już kim. Przy tej całej naszej kreatywności i milionie zajęć chociaż moment poświęćmy na chwilę rozmowy, czuły gest, dobre słowo. Zostawmy wszystko, jedźmy na rower, idźmy na spacer, bądźmy razem nawet po wielu, wielu latach bycia razem. Pozdrawiam.
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:15)
No – to nam tu Ilu dałaś teraz wizję życia idealnego:):):) na długie lata!
Home on the Hill 26 sierpnia 2014 (15:27)
Wspaniały post, jakże pięknie było poczytać, a wręcz pochłonąć cały tekst… To cudowne mieć obok siebie męża, który wspiera, pomaga, z którym można dzielić swoje pasje. Aż się uśmiechałam do każdej z prezentowanej dziś przez Ciebie rodzin i tyle ciepła we wszystkich Twoich słowach. Już się nie mogę doczekać kiedy pooglądam te ich wszystkie wnętrza dokładnie, kiedy ze stron gazet będę chłonąć tą ich domową atmosferę:) Ja też mam to szczęście, że na mojego męża mogę liczyć w stu procentach, że opiekuje się nami najlepiej na świecie, też całe mieszkanie wyremontował, wspaniale gotuje, ale przede wszystkim jest moim najlepszym przyjacielem i pomaga mi w realizacji każdego mojego marzenia od tych najdrobniejszych do największych i wierzy we mnie, zawsze stoi za mną murem. Uściski Asiu, pozdrawiam Cię serdecznie:))
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:14)
Cóż ja mogłabym tu dodać – no nic:) Dziękuję bardzo – i odbijam uściski:)
Zofia Mróz 26 sierpnia 2014 (15:23)
czytając o mężczyznach na myśl mi przyszła anegdotka stara może ma już z 25 lat.
opowiada o kobiecie, której pasją było ulepszanie domu…
któregoś razu chyba przesadziła z przemeblowaniem i rozebrała piec kaflowy jedyne źródło ogrzewania.
teraz kiedy zbierze mi się na zmiany w naszym domu mąż z teatralnym westchnieniem mówi:
uff piec na miejscu…
i za to mu się należą podziękowania za cierpliwość dla moich największych szaleństw :)
piękny i bardzo ciepły artykuł
dziękuję Ci za niego- daje do myślenia
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:13)
Zosiu – anegdota cudna…to tak jakby o mnie trochę – jak już ruszamy w cug, to właśnie wszystko idzie do zmian:)
Uściski i serdeczności dla Was.
IVONNA 26 sierpnia 2014 (14:46)
Świetny post. Masz rację, że bez tych wspaniałych facetów u boku nie mogłybyśmy realizować swoich pasji, godzić codzienności z bujaniem w obłokach :) Zdarzało mi się, że zajęta realizacją kolejnego pomysłu zapominałam o obiedzie, ale mój kochany mąż potrafi przygotować taką ucztę, że palce lizać:)
Wnętrzarską blogerką raczej nie jestem choć uwielbiam aranżować wnętrza i ogród. Ale mam głowę pełną pomysłów (wszystkie wymagają oczywiście najlepiej natychmiastowej realizacji;) mam niespokojne ręce, które nie lubią bezczynności.Mój mąż do grona SUPER MĘŻCZYZN z całą pewnością może zostać zaliczony. Wspiera moje najbardziej szalone pomysły a realizacja wielu z nich nie byłaby możliwa bez jego pomocy. Przenieś i wyremontować chałupę, proszę bardzo da się załatwić. Mi zostało tylko ją przyozdobić :) Z wakacji przywożę pamiątki co najmniej dziwne, kamienie badyle, szyszki to da się przeżyć samochód można przecież odkurzyć. W tym roku mój super mężczyzna z wakacji przywiózł mnie i bagażnik "złomków" wszelakich ihihi. Mina sąsiada bezcenna ;) Znalazłam wymarzony, cudownie zardzewiały rower i już na drugi dzień, gnaliśmy kilkadziesiąt kilometrów samochodem, aby podczas popołudniowej kawki podziwiać to cudo w naszym ogrodzie:) Och mogłabym tak wymieniać bez końca.
Ale to wszystko nic, najważniejsza jest ta wspólna codzienność. Nie tylko to, że wspólnie realizujemy szalone pomysły, ale to że stworzyliśmy ciepły przytulny dom, wychowaliśmy wspaniałych synów i kroczymy razem od 25 lat. I jak to w życiu, chwile czułości i chwile irytacji przeplatają się ze sobą.
Zapraszam do mnie efekty naszych wspólnych działań można zobaczyć choćby tu http://niecodziennyzakatek.blogspot.com/2014/08/na-przekor-modzie.html
Pozdrawiam serdecznie:)
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:12)
Widziałam widziałam Twoje super gratki – bombowe:) Grunt to mieć dobre OKO :) Gratuluje wspaniałego męża i PIĘKNEGO ogrodu- aż milo było popatrzeć:)
lemonlimeandlife 26 sierpnia 2014 (14:35)
To co napisałaś to święta prawda!!! Tak rzadko ich doceniamy na forum. Mój mąż również znosi wiele, nie mówiąc o moim charakterku na co dzień;) Jednak zawsze pomoże, pocieszy, przytuli i nawet jeśli mówi przez miesiąc lub dwa, że " nie ma mowy" to i tak wiem, że w rezultacie będę miała to co chciałam:) Pewnie za to tak bardzo ich kochamy. Pozdrawiam – Ania
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:11)
Mój nie jest już tak ustępliwy – dłużej musze urabiać temat i to z różnym skutkiem:) pozdrowionka dla Was obydwojga:)
Katarzyna 26 sierpnia 2014 (14:34)
Joasiu,pokaze Twoj wpis mojemu mezowi.
Bo niby musze go dlugo przekonywac do moich projektow, ale przychodzi taki moment, ze w koncu sie zgadza:) I nawet mu sie podoba;) Ci faceci od kobiet z pomyslem na wnetrze, naprawde nie maja latwo. Dziekuje Joasiu:))
I zadroszcze bardzo tych spotkan! I zycze wielu sil, zdrowia i energii!
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:10)
A ja myślę Kasiu, że On z dnia na dzień będzie jeszcze coraz bardziej otwarty :)
uściski!!
Magdalena 26 sierpnia 2014 (14:19)
Po pierwsze – święte słowa:)
Po drugie – zastanawiałam się od pierwszego słowa posta, czy i kiedy wspomnisz swojego Pawła – doczekałam się i to było PIĘKNE:):):)
Po trzecie – napiszę o moim mężu u siebie, bo mu się należy post dziękczynny:), dziś tylko krótko napomknę, że mój małżonek robi mnóstwo rzeczy aby mnie wspierać, ale jedną, najważniejszą i dla mnie nie do ogarnięcia jest…prowadzenie domowego budżetu, a właściwie pamiętanie o wszystkich płatnościach (a z racji prowadzenia wspólnego interesu i wspólnego gospodarstwa mamy ich MNÓSTWO!!! Stanowczo za dużo jak na moją, artystyczną głowę:) Za to ja koszę trawnik i maluję płot. Umiem też zaprojektować to i owo, obliczyć, przeliczyć, wykopać, przesadzić, zbudować…ale na Boga, nie rachunki…:)
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:09)
Madzia – ja tez ich nienawidzę, papiery generalnie wywołują we mnie wstręt:)
Buziaki wielkie
p.s. ślicznie Ci w kasku:)
Magdalena 26 sierpnia 2014 (21:32)
Dzięki wielkie:)
Ankha 27 sierpnia 2014 (16:56)
A u mnie rachunki to właśnie moja działka! Ale Magda ma rację – należy się osobny post "mężowski". Może na imieniny mu sprawię ;) Bo może on nie rozumie moich kreatywnych pomysłów, może nie wie gdzie pietruszka jest w ogrodzie, może podśmiechiwał się na początku z mojego blogowania, ale…!! Ogrzewanie, wymienione okna, instalacja wod.-kan., a przed nami prądowe kable! Wymiata :)
Madelinka Przeplatanekolorami 26 sierpnia 2014 (14:12)
Skończyłam czytać- każde słowo z uśmiechem na ustach, ciepłem w sercu i zachwytem nad pięknymi wnętrzami, w których byłaś:)
I myślę sobie, że właśnie tak jest- mogę realizować swoje większe i mniejsze pasje i być po prostu sobą z całym bagażem zalet i wad właśnie dlatego, że stoi obok mnie On, cudowny Mąż, wspaniały Facet,genialny Ojciec- i nie jest to pean pochwalny, bo i skarpetki czasem lądują obok kosza, talerz zostaje na stole, a zamiast jajek przynosi ze sklepu jabłka ("dziwne, ale nie mieli w kobiałkach, wiesz?";). Ale jest zawsze, wziął na siebie ciężar zarabiania, spełnia moje wnętrzarskie marzenia (nawet jeśli najpierw wniósł na górę 20 kartonów płytek, po to tylko by po dwóch dniach odwieźć je wymieniając na 30 paczek innych, bo mi się odwidziało;)- właśnie przed chwilą przyjechała do mnie nowa-stara witrynka:)
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
GreenCanoe 26 sierpnia 2014 (19:08)
:) No to pozdrowienia serdecznie dla Twojego super bohatera:)