Ten u babci Zosi stał tuż przy domu, pod kasztanowcem. Najpierw był chyba kwadratowy, a potem okrągły, z drewnem tak zeszlifowanym przez liczne deszcze i wiatry, że deski wpadały w kolor najpiękniejszego popielu, jaki kiedykolwiek widziałam. Babcia często siadywała przy nim ze swoją pracą – a to warzywa obierała na domowy rosół, a to jabłka z przydomowego sadu, które wędrowały później do dużego garnka – na kompot dla kochanych wnuków. Dla nas. Czasami siadywała po prostu i patrzyła przez chwilkę przed siebie, gładząc pomarszczoną dłonią stołowe deski…Zamyślona odpływała w swój świat, a ja za każdym razem zastanawiałam się o czymże ta moja babcia tak myśli:) Zrywała się nagle i truchtała do domu. Drobniutka, uśmiechnięta, z łagodnością i spokojem w spojrzeniu. To przy okrągłym stole babci Zosi rozmawiało się o rzeczach ważnych, skarżyło się na rodziców:), radziło się w ważnych dzieciowych sprawach no i jadło – najpyszniejsze obiady i deserki na świecie. Albo ucierało się z braćmi kogiel -mogiel. Ulubiony był z kakao. Ten stół był moim dziecięcym centrum wszechświata. Siedząc przy nim czułam się … kochana i szczęśliwa. Ileż to razy wieczorami, gdy świat już powoli szykował się do snu, wtulona w babcię słuchałam jej melodyjnego głosu …To moje jedne z najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa.
Babcia Stasia miała zaś letnią kuchnię. Wiecie, taką z fajerkami, w której opalało się węglem. Zadaszoną, malutką przestrzeń umiejscowioną tuż przy zagajniku sosnowym. Od wiosny do jesieni to właśnie tam gotowała. W ogóle lubiła przebywać na świeżym powietrzu. W tej kuchni stał również stary drewniany kredens, a zaraz po prawej stronie, tuż przy drzwiach wejściowych do domu – stół. Prostokątny, niezbyt duży, z ławą zamiast krzeseł. Na tym stole babcia kładła ceratki różne – chyba lubiła wzór w krateczkę, bo ten zapamiętałam najbardziej. Stół u babci Stasi to był bardzo gościnny mebel, przy nim zasiadali letni goście. Pamiętam liczne rozmowy toczone całymi godzinami. Dawniej ludzie mieli dla siebie dużo więcej czasu, rodziny się częściej odwiedzały. Do babci Stasi ciągle ktoś przychodził, przyjeżdżał. Parzyła wtedy kawę czy herbatę, stawiała ciasteczka albo ciasto na ową ceratową krateczkę, a potem było słychać już tylko śmiechy. Babcia Stasia uwielbiała się śmiać i żartować – była też niesamowitą gadułą…podobno jestem do niej bardzo podobna:) Być może to dzięki niej między innymi, mamy dziś tak otwarty dom?
Dwie kobiety – tak ważne w moim życiu. Dwa stoły, przy których czułam się szczęśliwa. Sytuacje, posiłki, rozmowy, które miały wpływ na to, kim dziś jestem. Moje fundamenty. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak różne meble/sytuacje z nimi związane z Waszego dzieciństwa mają wpływ na to jak w tej chwili żyjecie? Pamiętacie takie meble?
O stołach babci Zosi i Stasi opowiadałam Pawłowi, jak tylko się poznaliśmy. I o moim marzeniu – by mieć taki stół/centrum wszechświata w swoim ogrodzie, jeśli kiedykolwiek będę go miała. Już później, gdy byliśmy małżeństwem snułam marzenia, by nasz syn mógł wspominać za 30 lat, tak jak ja dziś, swój stół z dzieciństwa. By mógł się czuć przy nim szczęśliwy, byśmy mogli przyjmować tabuny gości:). Jeść wspólnie, rozmawiać, śmiać się – po prostu cieszyć z życia i z tego, że możemy ze sobą wszyscy być.
I wiecie co…mamy nasz stół szczęśliwości:) Zaprojektowany i budowany przez mojego męża, z pomocą mojego młodszego brata. Jego podstawą są 2 maszyny – spuścizny po jednej i drugiej babci. Z pieczołowitością wyszlifowane i odmalowane przez chłopaków – stoją dumne w ogrodzie, przywołując pamięć najwspanialszych babć na świecie. Tak swoją drogą uśmiechałam się pod nosem patrząc na mojego brata – jak w skupieniu ogromnym wykonywał swoją pracę. Przypomniał mi się widok, gdy jako mały chłopiec w takim samym skupieniu kolorował obrazki z językiem wędrującym po połowie twarzy. Dziś mój brat nie przypomina już tamtego chłopczyka. Jest prawdziwą głową rodziny. Ma cudowną żonę i śliczną córeczkę, której mam zaszczyt być mamą chrzestną. Czas płynie – my, niegdyś dzieci, mamy w tej chwili już własne…I tylko od nas zależy, jak te nasze dzieci zapamiętają swoje dzieciństwa.
Dzięki ogrodowemu stołowi mam praktycznie całą rodzinę przy sobie. Za każdym razem jedzą z nami babcie:), nie sposób bowiem nie pomyśleć o nich, patrząc na odnowione maszyny. Bardzo często je z nami również reszta rodziny – bo latem, tak jak dawniej u babć, posiłki spożywamy na świeżym powietrzu. Jest głośno, radośnie i smacznie:) Przyjeżdżają mamy i rodzeństwo – Pawła i moje. Ze świata już, bo tak się stało, że nie wszyscy mieszkają w Polsce. Na brak gości nie narzekamy nigdy – często wpadają też przyjaciele czy sąsiedzi. A że stół jest ogromny – nie martwię się, że kiedykolwiek zabraknie miejsca. Zaś patrzenie na tłum ludzi, którzy ów stół okupują w trakcie letnich przyjęć, które organizujemy, czyni mnie szczęśliwą:)
Nasz stół pomalowaliśmy oczywiście Tikkurila – bardzo zależało mi, by drewno było solidnie i estetycznie zabezpieczone na długie lata. Przy tak ważnej dla mojej rodziny realizacji, sięgnęłam po sprawdzony już produkt. Zachwyceni efektem, który uzyskałam malując deski przy domku na drzewie, znów użyliśmy Tikkurila Valtti Opaque, dobierając jedynie kolor do krzeseł ogrodowych. Tym razem, już po pierwszych pociągnięciach pędzla ukazała się nam bardzo ładna, szlachetna szarość, idealnie wkomponowana w ogród. Deski to modrzew – każda z nich ma 4,5 cm grubości i 4 metry długości. powierzchnia stołu to 130 cm na 4 metry. Jak widać – mamy liczną rodzinę i przyjaciół:) Paweł je wyszlifował przed malowaniem, zadbał także by ranty nie były zbyt ostre. I dwukrotnie pomalował. Tikkurila Valtii Opaque rozprowadza się w tak przyjemny sposób, że malowanie nią to czysta przyjemność. Odcień, który wybrałam to M499 Manteli. To jedna z lepszych farb, którymi przyszło nam do tej pory malować. Nogi/czyli stalowe maszyny najpierw chłopcy porządnie oczyścili z rdzy – szczotkami. Później pomalowali Tikkurila Everal Aqua Semi matt 40 – kolor czarny.
By cała konstrukcja była stabilna, od dołu deski co jakiś czas są przytwierdzane do specjalnych stelaży a na końcu spięte zostały płaskownikami – tak, by zbyt nie pracowały pod wpływem warunków atmosferycznych. A by stół stał na stabilnym podłożu, a nie miękkiej trawie – Paweł skonstruował pod nim podłogę, do wykonania której wykorzystał używane niegdyś przez nas deski tarasowe. Pomalował je takim samym kolorem, co blat – czyli znów pełen recykling i ekologiczne wykorzystanie drewna.
Jestem bardzo dumna z pracy mojego męża – przemyślana, dokładna, estetyczna i z sercem wykonana, przyniosła efekt w postaci nowego – najważniejszego dla mnie mebla w ogrodzie. I jak się zapewne domyślacie, stół przeszedł już chrzest bojowy:) Bo któż nie lubi przyjęć na świeżym powietrzu?… ale o tym już następnym razem:)
A co Wy zapamiętaliście z dzieciństwa? Jaki mebel był wtedy dla Was ważny i co się przy nim działo? Uściski letnie i do usłyszenia niebawem:)
Dziękuję za Twój komentarz.
24 komentarze
Doradca 20 lutego 2019 (04:09)
Witam serdecznie, czy ktoś się orientuje gdzie można nabyć taki stół? Poszukuję od dawna…
Anka 30 sierpnia 2016 (19:42)
No i sie pobeczłam. Dziękuję
Barbara 26 sierpnia 2016 (17:39)
Joasiu, piękny stół !!! I piękne wspomnienia …
Uświadomiłam sobie, że mam aż dwie maszyny do szycia, po mojej babci i mężowskiej, które czekają na swoje miejsce w naszym domu. A właśnie poszukuję pomysłu na stół tarasowy. I oto jest, dziękuję :)
Jedyny problem jaki mnie nurtuje w związku z tak dużym stołem jest natury praktycznej – gdzie go przechować zimą i jak sobie poradzi latem z deszczem i słońcem na zmianę.
Pozdrawiam :)
aga 25 sierpnia 2016 (16:23)
stol super tez juz nad takim myslalam ale o wiele mniejszym pod maszyne do szycia :) a jesli chodzi co kojarze to piec kaflowy, na ktory zawsze wlazilismy a byl po sufit! jakby teraz moje dziecko tam wlazlo to bym zawalu dostala ;p
Agnieszka | Level up! studio 24 sierpnia 2016 (19:05)
Piękny ten Wasz stół. Kiedyś Singer stał u moich rodziców w dużym pokoju, w zasadzie nie wiem co się z nim stało. Nasz stół na razie jest centrum mieszkania. Przy nim rysujemy, jemy, gramy, pracujemy, przyjmujemy gości. Marzy mi się jadalnia, a w niej duży stół i mnóstwo przyjaciół i rodziny.
Z dzieciństwa najlepiej pamiętam dwa stoły. Jeden u pradziadków na werandzie – tam zasiadaliśmy przy wszelkich uroczystościach rodzinnych. Teraz stoi u mojego wujka i dalej się przy nim spotykamy. Drugi, to w zasadzie nie stół, a biurko. Ale stał w kuchni u prababci i to przy nim (albo raczej na nim) odbywały się wszelkie kuchenne akcje – robienie makaronu, wykrawanie kruchych ciastek, lepienie uszek i produkcja faworków na masową skalę. To dobre wspomnienia. moje ulubione.
AnetaW 23 sierpnia 2016 (21:42)
Och piękny stół! Uwielbiam takie „robótki ręczne”. Medal dla Twojego męża. Dla mojego zresztą też się należy, bo ja go non stop męczę o różne takie… A jak wrócimy z Włoch:) to biedny będzie hahaha!!!! Wczoraj siedzieliśmy przy takim z metalowymi kutymi nogami i blatem z cegieł. I mój mąż obiecał że taki mi „wyrzeźbi”… Kto wie co przez następne dni włoskich wakacji jeszcze mi obieca?!… Może dom mi tu zakupi… z takim stołem, a jakże! Pozdrawiam gorąco już z Toskanii i mam nadzieję, że Twój Asiu zachwyt taki jak mój – wybuchowy:) AnetaW.
Ola 23 sierpnia 2016 (15:19)
W domu mojego dzieciństwa też najważniejszy był stół – masywny, ciężki, pokryty ceratą, z półką tuż nad podłogą, gdzie babcia chowała mustra swoich stałych klientek. Stół naokoło był osłonięty materiałową zasłonką… Gdy dorosłych nie było w domu to wraz z dwoma młodszymi braćmi wsuwaliśmy się na tę pólkę, zasłanialiśmy zasłonkę i udawaliśmy, że… jedziemy Warsem. :-)) Marzę o takim stole u siebie.
Kolejnym ważnym meblem była staruteńka (z 1905r) maszyna do szycia Singer. Pradziadek kupił ją w prezencie dla swojej żony właśnie z okazji urodzenia córki czyli mojej babci. To pod tę maszynę bracia chowali się, gdy była burza a ja lubiłam siadać na blacie, gdy babcia szyła…
Mamy cudowne wspomnienia związane z czułością i dobrocią naszych babć.
Pozdrawiam. Ola Sz.
darakw 23 sierpnia 2016 (07:52)
Stoły na dwóch nogach widziałam wielokrotnie. Ale taki, na dwóch maszynach… Jest cudny!
KATARZYNA 23 sierpnia 2016 (07:47)
Asiu cudowny stół i ta historia. Uwielbiam takie opowieści o babci ach. U mnie było podobnie. Te smaki babcinych wypieków pamiętam do dziś. Życzę wam dużo radości przy letnim biesiadowaniu.ściskam Kaśka
Viola 23 sierpnia 2016 (00:34)
A ja swoich babć i dziadków prawie nie pamiętam i w zasadzie żadnych wspomnień z meblami nie mam ale … mieszkamy z mężem w starej kamienicy w mieszkaniu w którym mieszkali jego dziadkowie (ich pamiętam doskonale) i rodzice.
Mamy dużo starych mebli pamiętających dawne czasy, między innymi 3 metrowy stół z którego bardzo się cieszę i maszynę Singer’a na której stoi telewizor. Jest też dużo innych staroci które u naszych gości wzbudzają zachwyt, zwłaszcza gdy po raz pierwszy do nas przychodzą. Uwielbiam robić przyjęcia na których dekoracje i atmosfera są równie ważne a czasami ważniejsze niż to co jest na stole … ;)
Zrobiliśmy też stół z palet na działce i tam też organizujemy rodzinne i przyjacielskie spotkania – jutro właśnie umówiłam się tam z moimi przyjaciółkami i ich dziećmi.
Szkoda tylko, że nie udało mi się wybudować wymarzonego domu z ogrodem choć plany doprowadziłam do momentu dostania pozwolenia na budowę…
Ale .. może jeszcze kiedyś? Może się uda? Może i ja spełnię swoje marzenia?
mela 22 sierpnia 2016 (23:25)
Asiu dałoby radę wrzucić zbliżenie -fotke pomalowanyc nóg singera???bo od roku.myślę nad pomalowaniem, ale boję się że zepsuję efekt. Będę wdzięczna…..pozdrawiam…
agnieszka 22 sierpnia 2016 (20:25)
Tym razem wyprzedziłam Ciebie, chyba po raz pierwszy, bo to Ty zwykle jesteś dla mnie inspiracją. Zrobiliśmy z mężem taki stół wiosną, przydał się na święta :-) Choć nasz stoi w salonie. Trochę krótszy… ;-) i o jedną deskę węższy. Zajmuje sporo miejsca, ale dla naszej rodziny jest już najważniejszym meblem :-) gratulujemy kolejnej pięknej realizacji, z duszą… :-)
Marysia 22 sierpnia 2016 (20:09)
Właśnie kończymy pierwszy sezon w starym-nowym domu na wsi. Wiele pracy przed nami i umeblowanie jest jednym z wyzwań. Na razie zjechał do nas duży stół po moich dziadkach. Pamiętam, że właśnie przy nim siadaliśmy po powitaniu i jedliśmy kanapki z żółtym serem i pomidorem. Baaardzo się cieszę, że trafił teraz w nasze ręce. Pozdrowienia!
Iza 22 sierpnia 2016 (14:29)
Piękny stół i na dodatek ma taką urzekającą rodzinną historię
BasiaJ 22 sierpnia 2016 (14:06)
Witam.
Przecudowny projekt,również mam słabość do rodzinnych pamiątek -wzbogacają nasze otoczenie i nasze dusze:)
Pozdrawiam BasiaJ
Ala 22 sierpnia 2016 (11:50)
Piękna opowieść :) bajeczny stol !
Monika & katalog inspiracji 22 sierpnia 2016 (10:36)
Jak zwykle pięknie. Też uważam, że stół to serce domu. Przy nim się wspólnie zasiada, je, rozmawia.
Ja po swojej babci mam lustro od toaletki – mam do niego ogromny sentyment. Jest 3 – częściowe z zamykanymi częściami. Pamiętam jak babcia przy nim siadała i wykonywała codzienne zabiegi pielęgnacyjne.
Teraz też przerabiam maszynę do szycia na stolik, właśnie pod to lustro. Kupiłam ją w sklepie ze starociami. W szufladkach były jeszcze różne rzeczy (guziki, skrawki materiałów, igły, stary ołówek) – kawałek czyjeś historii. Jest coś w tym, ze przedmioty – pamiątki żyją, choć ludzie odchodzą i ich już nie ma. Pozdrawiam:)
Lidka 22 sierpnia 2016 (10:11)
Bardzo pięknie wyszło!
Monika 22 sierpnia 2016 (09:50)
Piękny stół i naprawdę duży ;-) takie serce ogrodu. Brawa dla Panów ;-)
Dorota 22 sierpnia 2016 (09:46)
Z taką ekipą możesz wszystko! Pięknie się prezentuje ten stół. Brawo :-)
Alicja 22 sierpnia 2016 (09:27)
Przecudowny. Mam jedną podstawę do maszyny- znajdę drugą i też będę miała centrum wszechświata u siebie. Dziękuję.
Rodzinna 22 sierpnia 2016 (09:11)
Wiesz Joasiu jako dziecko miałam możliwość poznać jedną babcię, od strony mamy. Niestety nigdy nie poznałam dziadków od strony taty, gdyż zmarli przed wcześnie. Jednakże tata tak cieple ich wspomina, a ich zdjęcia, które zawsze są widoczne w domu moich rodziców pozwalają mi budować w wyobraźni ich obrazy, każdą śmieszną opowieść jestem sobie w stanie wyobrazić i zobaczyć ją oczyma wyobraźni, jak babcia Antonina rozpala ogień w piecu, jak przygotowuje sery, jak broni swoje gęsi i kury przed ubiciem jednej z nich na obiad przez dziadka :) Czyż to nie magia?
Natomiast z babcią Irenką mam magiczne wspomnienia :) doskonale pamiętam jej mieszkanie w starej kamienicy w Sosnowcu. Pamiętam jej kredens w kuchni, na którym stała Maryja ta sama, która teraz stoi u mnie w salonie. Babcia zawsze była przegotowana na gości i bardzo uwielbiała mieć pełen dom ludzi :) robiła zawsze lody – pamiętasz Joasiu takie lody w proszku? Robiła czekoladowo-śmietankowo-truskawkowe. I robiła specjalnie dla mnie najlepsze pod słońcem knedle ze śliwkami.
Jako dziecko uwielbiałam przesiadywać przy jej toaletce z dużym lustrem w kuchni, malowałam się jej czerwoną szminką i udawałam gwiazdę muzyki pop :)
Jakże uwielbiałam do niej jeździć, wszystko tam było magiczne, takie ciepłe..och jakże za nią tęsknię :(
Ewka 22 sierpnia 2016 (08:14)
Stoły.. oj tak, mam wspomnienia z dzieciństwa! Nie wiem dlaczego ale właśnie stół bardzo pamiętam z wakacji u babci. Jeden był pomalowany na biało i taborety też. Wspominam jak jadłam przy nim placek drożdżowy i piłam mleko prosto od krowy. U drugiej babci solidny, brązowy, przykryty ceratą, a przy nim wszystko się robiło, nie tylko jadło, ale i z dziadziusiem grało w karty. Wakacje u dziadków , to najlepsze moje wspomnienia, idylla, sielanka, obrazów w głowie dużo: kuchnia letnia, stawy, ryby, pola, drzewa owocowe, zwierzęta, żniwa i pokłute nogi od siana oraz oczywiście ludzie, który już nie ma…
Ila 22 sierpnia 2016 (07:38)
Asiu, jest poniedzialkowy ranek, płacze niebo i cichutko chlipie ja – z tym postem wróciły wspomnienia o mojej babci, która była ze mną całe moje życie. Tak się stało, że kiedy szczęśliwa wykonaniem zaplanowanej pracy zasnęła i już się nie obudziła , to ja ją znalazłam. Wchodząc do niej do domu jeszcze miałam nadzieję, że śpi zmęczona i pamiętam, że tak bardzo głośno wołałam Babciu, Babciu stojąc w kuchni. Nie bałam się tego co znajdę tylko faktu, że właśnie to się stało i że to już koniec. Nie wiem dlaczego, ale instynktownie zabrałam zdjęcia staruteńkie, które wiele razy z nią oglądałam i opowiadała mi kto na nich jest i taką chustkę, którą najczęściej nosiła na głowie. Był na niej jden siwy włos i zapach babci. Ja wiedziałam, że to wszystko za chwilę zostanie po prostu wyrzucone i bardzo chciałam mieć coś, co pozwoli mi na zatrzymanie wspomnień, a nie rzeczy. To są moje babcine „skarby”, chociaż chustka już nie pachnie. Babci nie ma już 7 lat, ale ja ja widzę z okna sypialni jak krząta się po podwórku, bo nie może usiedzieć i ciągle wymyśla sobie różne zajęcia. Denerwowała mnie czasem do amoku, ciągle chciała wszystkimi dyrygować i teraz to nawet tego mi brakuje. Dziękuję Ci Asiu, spłakałam się jak bóbr, ale to takie oczyszczające łzy.