WSPOMNIENIE, wzruszenie...życie nam daje różnych towarzyszy w podróży. - GREEN CANOE

WSPOMNIENIE, wzruszenie…życie nam daje różnych towarzyszy w podróży.

Ładnych kilka lat temu wracałam pociągiem z delegacji. Z miasta stołecznego, które zmiędliło mnie upałem, kurzem, 3ma spotkaniami w ciągu 1go dnia, hercklekotem:) po wypiciu 5 kaw i brakiem świeżego powiewu wiatru. I jeszcze panem taksówkarzem, zajadającym się w trakcie kursu bez żenady pętem kiełbasy swojskiej. :):) Słowo :) Myślę sobie – chłop głodny, widać gołym okiem, co się będę po wielkopańsku odzywać, że mi czosnek niebezpiecznie mdło śmierdzi… A śmierdział intensywnie  – jak to w stojącym upale. Z radością więc wysiadłam przy centralnym – z jednego smrodku  w drugi smród. Schody, peron, pociąg BUCH, koła w RUCH…a ja ciach za książkę. Pisałam już kiedyś na blogu jak to wzrastało mi w pociągach czytelnictwo literatury na obcasach:) Kupowana na peronie tzw. książka na trasę – byle niezbyt skomplikowana i najlepiej o szczęśliwej miłości. On ją kocha Ona go kocha – super.:) Albo lekki kryminał. Tak, bym mogła bez problemu przewidzieć zakończenie. Umęczona po całodniowym wysiłku intelektualnym i mieleniu językiem w celach oczarowania rozmówcy – wsiadając do pociągu pragnęłam jednego – odpocząć. I żeby nikt do mnie nic nie mówił ani niczego ode mnie już nie chciał. Takich bidoków jak ja było pełno. Wciśnięci w garnitury czy garsonki, z laptopami w torbach, siedzieli wypompowani pomiędzy studentami również wracającymi na weekend do domów…Przynajmniej jakoś dziwnym trafem ja miałam szczęście, by te dwa typu podróżującego w swoim przedziale najczęściej spotykać – umęczone krawaty i studenty.
Pewnego piątkowego powrotu – siedziałam wciśnięta właśnie między jednego umęczonego krawata i jedną usypiającą prawie że garsonkę. Na przeciw 2 studentów z książkami do mikroekonomii na kolanach ( nie jechali do domu a na zaliczenie). I nic by nie było szczególnego w tej podróży, gdyby nie pewien starszy pan, który dosiadł się do nas kilkanaście minut po ruszeniu maszyny.
Pan niebywale elegancki, ze spinkami w mankietach, w świetnie skrojonym garniturze ( z kamizelką) i z pamiętającą wiele zieloną skórzaną walizką. Zakochałam się już w jego wyglądzie i białych włosach, ale gdy się odezwał….Moi mili, to była najcudowniejsza podróż w moim życiu:) I chyba nie tylko ja byłam urzeczona, reszta współpodróżnych wysiadała bowiem z takim samym anielskim wyrazem twarzy. Nasz starszy pan okazał się rozmówcą, o którym można tylko pomarzyć. Pięknymi opowieściami wciągnął nas magicznie w przeszłość, przedstawiając tak barwnie losy swojej rodziny i naszego kraju, że założę się, iż momentami mieliśmy rozdziawione buzie. Jego znajomość historii Polski i Europy zawstydziła mnie po prostu – ale najbardziej chyba zszokował nas ogromną wiedzą dot.współczesnych tematów ekonomicznych i  gospodarczych. Miał tak bogatą wiedzę ekonomiczną, że mój sąsiad krawat ( nie trudno się domyśleć – finansista) dostał na twarzy wypieków – z podziwu. Ale nie za to pokochaliśmy gołębiego pana… Po jakimś czasie, gdy już nam się rodzinnie wręcz i sielsko rozmawiało, gdy tematyka zeszła na literaturę – ów pan zaczął z piękną dykcją i  mocą NA STOJĄCO recytować swój ukochany wiersz – Mickiewiczowską „Odę do młodości”. Nawet jak o tym pomyślę teraz tylko – od razu mam gęsią skórkę na rękach…musielibyście to usłyszeć…..Miał wtedy 76 lat, umysł niczym brzytwę, mowę perlistą, lwowski akcent! i taki urok, że ani ja ani druga podróżująca  garsonka nie byłyśmy w stanie mu się oprzeć:) Wpatrzone w gołębiego towarzysza podróży, wsłuchane w każde jego słowo, w którymś momencie na siebie spojrzałyśmy – i nie trzeba było nic mówić, obie pomyślałyśmy to samo. „Takich mężczyzn już nie ma i już nie będzie”.  Wszyscy tak bardzo zaangażowaliśmy się w rozmowę, że i zmęczenie zeszło z twarzy i mikroekonomia poszła w kąt. Czarodziej…Pan Henryk czarodziej sprawił, że jechaliśmy w przedziale pt. czysta RADOŚĆ konwersacji:) Hrabia, jak się okazało, od wczesnych lat dzieciństwa ukierunkowany na samodzielne myślenie i odbierający rok rocznie nauki wszechstronne, znający 4 języki, grający na fortepianie,  pełen gracji i charyzmy sprawił, że nie jestem w stanie zapomnieć tamtego piątku. Gdy wysiadał w Gdańsku, trudno nam było się wszystkim rozstać. Może nie uwierzycie, ale jak jeden mąż mieliśmy w oczach łzy…raz – z zachwytu, że człowiek człowiekowi może stać się tak bliski w przeciągu kilku godzin zaledwie, dwa, że wiedzieliśmy iż tak euforyczne spotkanie dusz chyba już się nam nie powtórzy. Przez kilka godzin bowiem nawiązała się między 2 pokoleniami niebywale silna wieź –  łamiąca granice wieku. Hrabia Henryk wychodząc z przedziału powiedział nam, że po podróży w naszym towarzystwie czuje dumę z polskiej młodzieży i że nie był świadom, iż dziś młodzi ludzie czują jak On niegdyś, choć czasy przecież tak bardzo różne. A nam wzruszenie po prostu ścisnęło gardła.
Czemu piszę o tym właśnie dziś? Bo wyobraźcie sobie –  pada śnieg… i ziemia znów zamarznięta mimo wiosny….A Pan Henryk w ów upał wiózł ze sobą parasol. Pamiętam dokładnie – beżowy, z drewnianą rączką. Wiecie Państwo – tłumaczył. Pogoda jest kapryśna, a gentleman powinien przewidzieć wiele sytuacji:) Jechał w odwiedziny do swojej jedynej siostry, która jeszcze żyła. Z najbliższych została mu tylko Ona…i tak jeździli do siebie – Warszawa Gdańsk, Gdańsk Warszawa…Patrzę więc na niespodziewany śnieg za oknem, przywołuję Pana Henryka w myślach…w kominku tańczą płomienie, Leoś miarowo oddycha utulony w poobiedniej drzemce….
Na swojej drodze życia spotykamy tylu ludzi… Niektórych nawet nie zapamiętujemy, niektórzy trwają przy nas latami w obopólnej miłości, a jeszcze inni mimo, że tylko chwilą obecni – zostają niczym najcenniejsze skarby. Nie kupisz ich za żadne pieniądze, nie oszacujesz….Są w stanie zmienić Twoje życie, albo je tak wzbogacić, że do końca swoich dni będziesz im za to wdzięczny.
Dziękuję Panie Henryku, z całego serca dziękuję.
Dziś post SAUTE…bez fotek. Bo odczuć, o których piszę nie potrafiłabym sfotografować.

 

Uściski poniedziałkowe i do usłyszenia:)

Dziękuję za Twój komentarz.

96 komentarzy

  • comment-avatar
    Anonimowy 27 kwietnia 2013 (18:37)

    Droga Asiu baardzo dziękuję Ci za ten post. Czytam, od początku, więc dlatego tak późno ten post.
    Przepięknie opisałaś pana Henryka, który przypominał mi mojego tatę. Niestety już Go nie ma ….Ale imię tez się zgadza:-)
    Ta parasolka… dokładnie jak opisałaś, cytaty z Mickiewicza i Sienkiewicza w wieku 70 lat recytował bez zająknięcia. Nauka dobrych manier, historia Polski lepiej jak z podręczników historycznych bo okraszona sowimi przeżyciami.
    Wojna niestety wszystko zniszczyła, Polska Ludowa ograbiła z majątków ziemskich, dziadkowie zginęli w wojnie w randze oficerskiej, majątki ziemskie pochodzące od nazwisk- i co z tego? nic. Wszystko rozgrabione, ale pozostała duma i świadomość.
    Jeszcze raz dziękuje za tego posta mogłam oddać sie zadumie i wspomnieniom…
    Katarzyna

  • comment-avatar
    Anonimowy 20 kwietnia 2011 (15:11)

    Czesc Kobitki,
    a mojego dziadka tez rozparcelowali, wszystko mu zabrali, z godnosci odarli i pozbawili zludzen. Rekawiczki jednak nosil zawsze… sniezno biale, a babcia bez rajstop nie wychodzila – bez szans. Wychowano mnie na panienke z dobrego domu co w zderzeniu z rzeczywistoscia jest tragiczne, bo wtedy trzeba juz bylo byc baba nie panienka, a tradycje byly wysmiewane. Nadal sa : trzymajac bukiet mojej kolezanki ( ubierala sie do slubu ) dostalam siniakow na obu dloniach – ciezkie to bylo, ze hej, ale komentarz musial byc: a a a ! ale panskie raczki. Ano panskie i co z tego. Herb posiadam, drzewo tak zwane genealogiczne tez i malzonka herbowego i tak nam czasem ciezko sie ludzmi dogadac, bo to co mialo kiedys jakakolwiek wartosc dzis nie ma zadnej. Takich ludzi jak nasi dziadkowie i Pan Henryk coraz mniej. O tym co sie szerzy pisala nie bede, bo wszyscy i bez pisania wiemy…tylko szkoda, szkoda ze tamte wartosci, tradycje, tamten patriotyzm i tamto wychowanie sa dzis niczym. Przeciez to wszystko bylo odbiciem nas – Polakow. Ja sie w tym swiecie zgubilam… Tak poprostu. Pozdrawiam serdecznie, Bela.

  • comment-avatar
    tylkospokojnie 18 kwietnia 2011 (07:00)

    Pociągi mają w sobie coś, co we wrażliwym człowieku uruchamia poezję. Aż mi się Stachura przypomniał…:)

  • comment-avatar
    MagicznyDomek 12 kwietnia 2011 (20:51)

    Droga Asiu! (no nie mogę inaczej zacząć ;) )
    Zaczytałam się Twoim blogiem już kilka miesięcy temu. Jestem zauroczona! Twoją mądrością, kobiecością, gustem i tym jak pięknie opisujesz słowami to co przeżywasz. A już ta historia urzekła mnie przeraźliwie! Sama jeżdząc jakiś czas temu na studia podyplomowe do stolicy przesiadywałam sobie w pociągach. Pewnego razu spotkałam tam wspaniałe małżeństwo (pewnie od 40-50 lat) byli tak ciekawi, tak prawdziwi, tak ciepli, że zapamiętam tą naszą rozmowę do końca życia! Wiem co miałaś na myśli pisząc tą historię. Dziękuję, że piszesz, za to, że przeniosłaś mnie znów do tamtych wspomnień.
    Po prostu szaleję za Tobą! :)

    Pozdrowienia z Magicznego Domku

  • comment-avatar
    angel 11 kwietnia 2011 (20:38)

    Prawie zamknęłam oczy i film oglądałam, jak ze "Starego kina", który przeniósł mnie w inny świat:)

    chciałabym umieć tak pisać, jak Ty!

  • comment-avatar
    Dekolandia 11 kwietnia 2011 (18:47)

    przemiła historia,nie zdajesz sobie sprawy jak lubie zaglądać do Ciebie,bo podziwiam cię właśnie za lekkość pióra ,lubię poprostu czytać ,nie tylko ogladać,to co piszesz…a ludzie w naszym życiu? oby jak najwiecej było tych niezapomnianych…pozdrawiam serdecznie.Alicja

  • comment-avatar
    Anonimowy 10 kwietnia 2011 (21:44)

    Mam ostatnio okazję podróżować po świecie różnymi środkami komunikacji.Niejedne z nich są mało sympatyczne w wyniku różnych osobowości i wychowania.Jednak nie mogę narzekać na przesympatyczne podróże i jedność wśród pasażerów, gdy nagle trzeba się odnaleść w obcym miejscu;p
    Łamanie zasady – nie rozmawiaj z nieznajomym – może byc interesujące.
    1)pan, który jak się okazuje ma ogromna wiedzę na temat pasji podobnej do mojej a co najważniejsze na codzień zajmuję się czym innym.Oprócz tego jest prawdziwym mężczyzną i wprowadza w historie miejsca mało popularnego.
    2)zbieranina ludzi w przedziale 2 klasy – oczywiście 8 osób;p
    jeden cytat i burza rozpętana- wyłania sie feministka (jużpo 3fali jak to określiła;p)+magistranci i ich opiekunowie doktoranci(rozważający w prymitywny sposób "jak zrobić zastrzyk żółwiowi" albo dlaczego numeracja miejsc jest tak rozlokowana"pewnie jakiś uklad osiowy;p"+klerycy+pan niby sen+zupełąnie inna osoba pasująca do całej paki(czyli zupełnie odmienna pod pozostałych)=różnice ogromne.Poczynając na mimice twarzy – czasami wprost komicznej idąc przez poglądy religijne,etyczne i polityczne.każdy inny,ale łaczyło wszystkich jedno – widząc sie pierwszy raz wszyscy żartowali,dokuczali sobie i poważnie rozmawiali "jak to określili na wszystkie tematy" – czasmi zgadzając się ze soobą, a czasami zawzięcie broniąc swoich prawd.Ludzie młodsi i starsi nie marnując swego czasu i innych przez podróż stali się bogatsi.Zaczęło się niewinnie a skończyło na wymianie danych kontaktowych:):)
    i powiedzcie czyz nie warto czasmi zaczepic ludzi i pożartować z nimi i porozmawiać, ale nie o dyrdymałach tylko tak po prostu z głebi serca a można przekonać się jak takk naprawde ja zaopatruje się na świat – czy mam poukłade w głowie co ja na tym świecie robie?
    Przytoczyć można jeszcze wiele innych inspirujących przyapków jednak ten zapadł mi szczególnie w pamięci, bo to było zaupełnie niedawno.
    Życzę i Wam byście pozytecznie wykorzystywali czas atracili go na powierzchownych rozowach,bo cóż zycie warte,gdy każdy do przodu gna na oślep zamiast dzielić sie tym czego doświadczył.Jakże wtedy zwalnia czas….rawiam i ściskam
    Pozd

  • comment-avatar
    kasia.eire 7 kwietnia 2011 (23:44)

    mnie też się zdarza spotykać takie oryginały na swojej drodze, chociaż twój hrabia Henryk jest chyba największym z nich, i też lubię z takimi ludźmi rozmawiać. Takie chwile – bezcenne. Cieszę się, że były Twoim udziałem i że potrafiłaś to docenić

  • comment-avatar
    kasiexa 7 kwietnia 2011 (08:02)

    tak ze świecą takich ludzi szukać, większość tylko potrafi narzekać..:)i ja parasol choć składany w torebce noszę nie lubię gdy mnie pogoda zaskakuję:))

  • comment-avatar
    Kamilcia 6 kwietnia 2011 (21:32)

    Dziękuję Ci za ta historię, bardzo…

  • comment-avatar
    Natalijka 6 kwietnia 2011 (16:58)

    Pięknie opowiedziana historia, dziękuję!
    Ale spójrzcie powyżej, tyyyyle osób zachwyconych panem Henrykiem i wartościami które reprezentuje- a więc- tyyyyle potencjalnych panów Henryków, a jesli policzyć dzieci które posiadacie…do roboty! nie narzekać że było minęło, ale ulepszać siebie i swój kawałek świata i być magią dla innych kochani!

  • comment-avatar
    Anna 4 kwietnia 2011 (18:30)

    Bardzo miło czyta się takie posty.
    Dla mnie spotkania z takimi ludźmi są jak podróż do tamtych czasów i do ich życia wtedy. A spotkań takich miałam dużo, bo swego czasu w mojej pracy robiłam wywiady i zbierałam relacje dotyczące okresu przedwojennego i II wojny światowej. To pierwsze jak bajka, Kraków gdzie po rynku jeździł tramwaj, na pl. Szczepańskim był targ z warzywami i owocami, Kazimierz pełen żydowskich mieszkańców, synagog i całego tego świata… Te drugie wspomnienia bolesne, czasem jak koszmar, rzeczy, w które trudno uwierzyć… Ale spotkań z takimi ludźmi się nie zapomina. Ten wdzięk, ta klasa i to nie tylko Hrabiowie, miałam okazje rozmawiać z wieloma pracownikami fabryk, którzy nie skończyli studiów i odczucie jest podobne.
    Pozdrawiam :)

  • comment-avatar
    marger92 4 kwietnia 2011 (08:00)

    Dziekuje…
    Siostra

  • comment-avatar
    Anonimowy 3 kwietnia 2011 (13:40)

    oczy się robią mokre od takich postów
    ale to dobrze.
    piękny ma Pani świat, wszystkiego dobrego.

  • comment-avatar
    piedra preciosa 2 kwietnia 2011 (14:35)

    Mam łzy w oczach i nie wiem co napisać. Na szczęście świat jest mały może jeszcze kiedyś spotkasz Hrabiego Henryka.Każdemu życzę takiego spotkania, sobie także.

  • comment-avatar
    Anonimowy 1 kwietnia 2011 (18:59)

    Moi Kochani, Ja też mam możliwość poznania takiego człowieka- NIESAMOWITEGO. To dziadek mojego męża- szlachcic, człowiek o ogromnej kulturze osobistej, wychowaniu a przede wszystkim ogrrromnej dobroci i miłości do ludzi.Można go słuchac godzinami, jego wspomnienia są pełne uroku, stylu. Jego rodzina po konfiskacie majątku i za walkę w obronie ojczyzny została zesłana na Syberię. Dziadek urodził się już w Warszawie. Moja teściowa do tej pory wspomina mamę naszego dziadka, która w czasach komunizmu nigdy nawet w największy upał nie wyszła bez rajstop, zawsze nosiła rękawiczki i kapelusze. Cieszę się, ze moja córka ma możliwość obcowania z pradziadkiem.

  • comment-avatar
    Anonimowy 1 kwietnia 2011 (13:06)

    PANI JOANNO
    pisząc o inteligencji"wyuczonej"miałam na myśli osoby,które(a takie spotykam na UJ,bo tam się "jeszcze"uczę)studiują dla "tytułu"a nie dla wiedzy,często prace za pieniądze są pisane przez inną osobę,a samo wysławianie się w ich wykonaniu "woła o pomoc" itd,a przecież mamy mnóstwo osób i ja mam to szczęście ICH znać,że są "samoukami"bo swoją wiedzę czerpią dla satysfakcji,bo pielęgnują swoją pasję,bo mnóstwo czytają itd.POZDRAWIAM

  • comment-avatar
    Wingy 1 kwietnia 2011 (10:08)

    Dzięki za ten post. To oznacza, że nie tylko ja uważam, że w życiu najcenniejsi są ludzie, których spotykamy … :) nawet niekoniecznie w realu!!! Pozdrawiam :)

  • comment-avatar
    Anonimowy 31 marca 2011 (19:38)

    Witam
    Niestety nie było mi dane spotkać w podrózy takiego miłego towarzystwa. Wrecz przeciwnie.
    Liczę, ze jeszcze wszystko przede mną :)

    pozdrawiam
    Agnieszka z Mierzei Wislanej

    p.s. u mnie na Mierzei śniegu nie bylo :D

  • comment-avatar
    marcinsen 31 marca 2011 (16:06)

    Widzę, że tu wybitnie babskie towarzystwo i kilkaset komentarzy, ale wpis fajnie, więc się odezwę:). Ktoś kiedyś spytał na wsi pewną babcię, o "Kabaret Starszych Panów". Babci łzy stanęły w oczach i powiedziała: "Takich ludzi już teraz nie robią". Mam dokładnie to samo wrażenie w kontakcie ze światem. Tym bardziej do osób, które dostrzegają ten upadek, należy odpowiedzialność bycia taką osobą. nawet jeśli na początku miałoby to być trochę wymuszone, może lekko sztuczne, to trzeba próbować ocalić świat. Pozdrawiam Green Canoe.

  • comment-avatar
    Ania 31 marca 2011 (14:55)

    a mi zdarza się spotykać taki ludzi i tak sobie wtedy myślę, że chciałoby się na starość takim być… mój dziedek, choc nie hrabia, to też był niezłym kompanem podróży… Pozdrawiam w ten piekny, ciepły dzień

  • comment-avatar
    Joanna 31 marca 2011 (14:00)

    Witam,
    Przyznałam Pani Sunshine Award. Takie wyróżnienie od blogerów, dla blogerów których czytują najchętniej. Szczegóły na moim blogu: http://www.joannaaisha.bloog.pl/

  • comment-avatar
    Anonimowy 30 marca 2011 (18:55)

    A ja mialam taka wlasnie Ciocie… Ciocia Minga,to wlasnie taki Pan Henryk w kobiecym wydaniu -z manierami,wiedza i dowcipem… Dokladnie czuje i wiem o czym piszesz.
    Pozdrawiam Cie Asiu i zycze wszystkiego dobrego-kiedys w mailu napisalas mi,ze spotkamy sie u Ciebie na blogu lub u mnie w galerii…jednak tutaj!!!
    Wszystkiego dobrego
    Ania Kostka (od wieszaka zielarki)

  • comment-avatar
    Anonimowy 30 marca 2011 (12:58)

    Fajny tekst i o starszych ludziach, super. Lubię czytać takie historie.

  • comment-avatar
    Szara 30 marca 2011 (11:41)

    Przeczytałam całą historię i bardzo przypadła mi do gustu :) Powiem Ci jednak, że Ty zachwycasz się cudownym starszym panem…. a tak samo inni mogą być zachwyceni Twoją osobą !
    Masz dar opowiadania, dar takiej wspaniałej łagodności i dowcipu w jednym :) Twój blog to spokojne miejsce w które można przyjść odpocząć… tak właśnie jak przy opowieściach starszego pana :) Nie rezygnuj nigdy z pisania bo wspaniale Ci to wychodzi. Dla wielu ludzi jesteś inspiracją :)
    Żałuję, że ja nigdy nie będę tak cudownie pisała…

    Pozdrawiam i zapraszam na candy do mnie. Może nie na tak cudownego bloga, ale zawsze :)
    http://przejawykreatywnosci.blogspot.com/2011/03/moje-pierwsze-c-n-d-y.html

  • comment-avatar
    Anonimowy 30 marca 2011 (11:22)

    A ja Ci dzisiaj nie posłodzę. W oczy kłują mnie takie określenia jak "krawaty" czy "garsonki". A feee. Wiadomo, z przekąsem, ale jednak. Nie podobało mi się.

  • comment-avatar
    Agnes 30 marca 2011 (08:11)

    Asiu jak to czytałam to łezka w oku mi się zakreciła :)Tacy ludzie jak Pan Henryk to skarb :) Cieszę się że mogłaś poznać tego pana na swojej drodze :) Ja też mialam szczęście kilka razy spotkać takich ludzi. Mam także babcię i dziadka którzy zbliżają się już do 90-tki i jestem szczęśliwa że ich mam, bardzo często a szczególnie babcia wspomina, opowiada mi o swoim życiu przed wojną lub zaraz po wojnie, uwielbiam te spostkania, rozmowy z nimi :)

    Miłego dnia :)
    Agnieszka

  • comment-avatar
    Marapuama 30 marca 2011 (06:58)

    Zakręciła mi się łezka w oku…
    Dziękuję Ci za tą opowieść, też mam w sercu na dnie równie piękne wspomnienia .
    Pozdrawiam !

  • comment-avatar
    JUKA 30 marca 2011 (06:05)

    Asiu, w dzisiejszy słoneczny poranek po raz pierwszy znalazłam się na Twoim blogu… I przepadłam… Jak Ty pięknie i mądrze piszesz, jak cudownie pokazujesz szczegóły i szersze widoki! Będę tu stałym gościem :)

  • comment-avatar
    Anonimowy 29 marca 2011 (21:51)

    TAk jak pewna Irena powyżej, z racji zawodu odwiedzam często domy różnych ludzi- no dobrze powiem w brańży pomocy spolecznej pracuję. wiem że wiele osób źle sobie kojarzy tę działkę, pomstowania wiele, trudno ( nawet i na Twoim blogu Asiu, przy okazji "odbierania dzieci"- no cóż ja i tak sobie nadal Ciebie podczytuję, nie zawsze musząc się ze wszystkim zgadzać , prawda?)Ale do rzeczy: tak myślę że i ja dzięki tym wizytom mam szansę cieszyć że spotykam często ciekawych ludzi, zwłąszcza w starszym juz wieku, choć nie tylko, których za chwilę zabraknie- tych , którzy z racji historii Polski wiele przeżyli. Mam też nadzieję że nie tylko jestem urzędnikiem ale też uważnym słuchaczem, który daje ( uwagę, czas, ciepły uśmiech)ale i zyskuje wiele.I pamiętam wiele spotkań: jedno przytoczę – pamiętam rodzeństwo w mocno starszym wieku ( zapewne już nie żyją, bo potem rozeszły się nasze drogi) którzy posiadali tę klasę o której piszesz – godność, wiedzę, wykształcenie, kiedyś majątki zabrane przez władze, zostało tylko niewiele pamiątek, i pomimo iż przyszło im żyć w ubóstwie, po tylu doświadczeniach to tak skromnie i godnie je znosili… I ten Pan, brat,mający w swoim pokoiku prawdziwą rupieciarnię (bo wszystko się przyda- to też często znamię jak wiele się kiedyś straciło), który po nie przyjął od "władzy ludowej" nigdy nowego dowodu osobistego, bo nie uznawał Polski jaka nastała. Czy wyobrażacie sobie ile ten człowiek, przyjmując taką postawę w życiu przecierpiał od tejże władzy, ile razy próbowano go złamać? Ile siedział w więżieniach, był szykanowany on i jego siostra ( która tylko obawiała się że o ile on umrze jako pierwszy – to jak go pochowa bez dowodu – a przecież to tak ważna kwiestia), aż w końcu poplątało mu się w głowie i wszyscy go uznaali za dziwaka zbierającego złom, gazety, wszystko. Dziwak i biedak jak wielu.Tylko niewielu znało jego historię – więc nauczmy się szanować ludzi, bo nie wiemy czego doświadczali w życiu, i sobie też życzę abym nadal mogła spotykać takich cudownych ludzi bo naprawdę dzięki tym Spotkaniom wiele zyskuję w wymiarze osobistym.Pozdrawiam

  • comment-avatar
    ushii 29 marca 2011 (21:37)

    piękne wspomnienie…

    a że takich ludzi już nie ma… no nie ma, postarano się o to, na różne smutne sposoby by wszystkich równać w dół – dla mojej rodziny temat to niezwykle bolesny… cieszę się, że pan Henryk miał więcej szczęścia – i że Ty miałaś możność go spotkać i pokonwersować :)

  • comment-avatar
    pracownia-filcer 29 marca 2011 (21:32)

    Urzekający post. Nie pierwszy raz poruszyłaś moje struny czułe na wartości, coraz częściej wysyłane przez nowoczesność do lamusa. Dziękuję.

  • comment-avatar
    Anonimowy 29 marca 2011 (20:03)

    ….a ja właśnie sobie popłakuję,i tak strasznie żal ,jak nie doceniamy chwil… PS.Asiu urzekasz opowieściami,uwielbiam i DZIĘKUJĘ

  • comment-avatar
    Anonimowy 29 marca 2011 (19:54)

    …a ja właśnie popłakuje sobie,bo tak strasznie żal,jak nie doceniamy chwil… PS.Asiu urzekasz opowieściami,uwielbiam i DZIĘKUJĘ

  • comment-avatar
    Nela 29 marca 2011 (18:42)

    Wierzę Ci i rozumiem o czym napisałaś. To cudownie, że przechowujesz tamto spotkanie stale w pamięci. Miałam jeden raz także podobną przygodę. To było w okresie Bożonarodzeniowym, a starsza Pani, która do mnie przysiadła się w pociągu miała niesamowicie siwiuteńkie włosy i czerwony beret, więc magię tej chwili przeżywałam podwójnie. Okazała się być polonistką jak ja:) Byłam słuchaczem wspaniałej historii o jej młodości, o Hermaszewskim, o tym jak kobiety po wojnie zdobywały mężów… Ty miałaś niezwykłe szczęście Asiu. Cieszy mnie fakt, że Hrabia był również Wami poruszony. Ślę pozdrowienia.

  • comment-avatar
    Kasia 29 marca 2011 (18:38)

    Pięknie napisałaś Asiu, i chyba faktycznie żadne zdjęcie nie oddało by tego co spotkałaś na swojej drodze…
    warto zapamiętać tą historię , bo magiczna i jakby nie z tego czasem już świata…

    Pozdrawiam serdecznie

  • comment-avatar
    Margott 29 marca 2011 (18:33)

    Coz Asiu….Swoim postem przypomnialas mi tylko i az dziecinstwo oraz wczesna mlodosc, ktora mialam zaszczyt dzielic z moim Dziadkiem…Tzw. "stara szkola" Ludzi z wilenszczyzny, z domow powiedzmy…..szlacheckich, po studiach – zwykle konczonych na Uniwersytecie Wilenskim…..Ludzi, ktorzy – jak brat mojego Dziadka – za pochodzenie i tozsamosc… oddaja zycie w Katyniu….Czytajac Twojego posta (wiem, ze niegramatycznie to brzmi, coz…) – wrocilam pamiecia do lat `80, gdy Dziadek jeszcze zyl a ja bylam zbyt glupia, czy raczej nieswiadoma by Go spytac, dlaczego plakal, gdy Babcia palila Mu mundur a dystynkcje zawiniete w chusteczce, zapakowane do mahoniowej skrzyneczki zakopala pod bzem….Dzis wiem, DLACZEGO -w latach piecdziesiatych, oficer " z rogatywka, szabla, statusem spolecznym byl.."wrogiem klasowym"…..A jednak Nikt tak jak On nie potrafil opowiadac o Polsce z taka miloscia…
    Dziekuje Ci z calego serca za ten post i…kiedys Dziadek mi powiedzial, chyba trzy dni przed smiercia…."kochaj kazdy dzien swojego zycia , jest to magia w najczstszej postaci" – z pieknym, wilenskim akcentem…..
    Pan Henryk…
    Pozdrawiam..

  • comment-avatar
    GreenCanoe 29 marca 2011 (17:39)

    Rzeczywiście pociągi i długo godzinne podróże "rozwiązują języki". Nie zawsze jednak jest tak miło, jak było w przyp. Pana Henryka. Czasami miałam współpasażerki, z którymi naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę – i na wysłuchiwanie dramatycznych love story:):) – a one i tak nawijały całą drogę…mimo, że w międzyczasie ewidentnie zaglądałam do książki. Jak widać – czasami człowiek musi, inaczej się udusi:)/

    A co do inteligencji – dla mnie każda jest skarbem:) Czy ta wrodzona czy wyuczona. Bez różnicy. Wykształcenie nie jest jednak jednoznaczne właśnie z inteligencją, ani dobrymi manierami. Kiedyś, owszem tak było…dziś…sami wiecie….

  • comment-avatar
    MartaeM 29 marca 2011 (16:10)

    Dziękuję Ci za tą opowieść. Jakoś tak mi się lepiej od razu zrobiło.
    Dziękuję

  • comment-avatar
    Anonimowy 29 marca 2011 (15:45)

    DROGA PANI JOANNO
    Na początek mojego"komentowania"dziękuję Pani za to(choć to Pani "zebrała"najwięcej krytyki,że "zamyka" dostęp do komentowania wszystkim a potrzebuje tylko pochlebstwa),że Pani pozwala Nam anonimowym też się wypowiedzieć,a ja piszę anonimowo nie dlatego,że jestem"odważna"kogoś urazić ale dlatego,że nie posiadam po prostu bloga(ale też sobie założę;)
    Ja od lat leczę się"onkologicznie"jestem po przeszczepie i wiele razy spotykam na swojej drodze "takich" jak ja ale zawsze ICH spieram a "nowych" podtrzymuję na duchu…i jakiś czas temu kiedy ja 37-letnia smarkula;)pocieszałam 50-latkę usłyszałam od Niej:"niektórzy ludzie czynią świat wyjątkowym tylko dlatego,że są"
    poczułam się wtedy taka"ważna";)ale dotarło też do mnie,że moja choroba była mi potrzebna
    ażeby,móc pomagać innym,zrozumieć Ich….
    ….Ten Pan z pociągu też w jakiś sposób "pomógł"….uświadomił że inteligencja,ta wrodzona nie "wyuczona" jest skarbem nie ocenionym…..POZDRAWIAM

  • comment-avatar
    Gosiek 29 marca 2011 (13:19)

    Oj, przypomniał mi się dziadek mojej przyjaciółki. Lwowiak, ułan i też taki żywotny człowiek. Przy uroczystych biesiadach zawsze błyszczał humorem, rubasznością no i ta śpiewna mowa po prostu nie do powtórzenia:)

  • comment-avatar
    Bea 29 marca 2011 (10:38)

    Wspaniala opowiesc. Dziekuje.

  • comment-avatar
    słodko- słony blog 29 marca 2011 (10:08)

    wspaniały tekst , wspaniały człowiek z p. Henryka , a swoją drogą to ciekawe że ludzie w pociągu potrafią tak sie otworzyć i opowidać o swoim życiu , ja często pokonuje 4 h trasę , po drodze spotykając różnych ludzi , z różnymi historiami najbardziej jednak za pamiętałam pana pisarza , pania 86 letnią księgową młodą dziewczynę błądzącą miedzy dwoma mężczyznami , i panią doktor posiadaczke syna też doktora ale najważniejsze dla niej w jej historii było drzewo zasadzone przez męża , i młodego mężczyznę który zdołał mnie odszukać ale to już zupełnie inna historia ale wszyscy ci ludzie wnieśli coś do mojego życia pamiętam ich i o nich i ich historie …… pozdrawiam asiu

  • comment-avatar
    HANNAH - UNE FEMME 29 marca 2011 (09:18)

    Spotkałam kiedys też prawdziwego Hrabiego. Ci starsi panowie z dobrych domów, są niesamowici-tak jak ich życie-pełni magii.

  • comment-avatar
    leloop 29 marca 2011 (08:43)

    :)
    to nie czujność to pamięć wzrokowa ;)

  • comment-avatar
    ALEXA 29 marca 2011 (07:27)

    Jestem zachwycona dzisiejszym wpisem!!!
    Asiu, Ty MUSISZ Kochana zajrzeć do mnie i przeczytać pewien post…
    Znajdziesz w nim zaskakująco wiele podobieństw, a zwłaszcza jedno ze zdań…
    Odnajdziesz je bez trudu :)
    Serdecznie Cię pozdrawiam i zapraszam:
    http://alexa-black-lady.blogspot.com/2010/05/zyciodajna-energia-opowiesc-pana.html

  • comment-avatar
    labarnerie 29 marca 2011 (07:09)

    Sprawiłaś, że mam łzy w oczach … autentycznie … uwielbiam takie historie – i słuchać, a najlepiej być ich świadkiem, co nie często się zdarza, ba … niezmiernie rzadko, są osoby, którym nigdy nie będzie dane tego doświadczyć … ja w swoim życiu miałam dwie podobne chwile … jedna dużo krótsza … ot, wymiana dwóch, trzech zdań z pewnym jegomościem spotkanym na sentymentalnym z jego strony spacerze – to był jego powrót do miejsc z dzieciństwa i lat młodości, ale po tamtej chwili pozostało mi wspomnienie Jegomościa na całe życie – miał to COŚ. A drugi raz odbył się niemalże zupełnie bez słów, choć podróżowaliśmy … łyśmy ;) razem kilka godzin – każda z nas – i ja i starsza pani – zaczytane w swoich lekturach i tylko od czasu do czasu na siebie zerkające. Przy pożegnaniu – Pani pierwsza opuszczała nasz środek lokomocji – zamieniłyśmy dosłownie jedno zdanie, ale co to było za zdanie :) … zbliżyło mnie z tą panią, jakbyśmy wieki się znały … czy to w ogóle jest możliwe? Czy może tak mi się tylko zdaje? … wierzę, że to jest pokrewieństwo dusz … magia ludzkich serc … Życzę Ci Asiu … i sobie także :) aby takich chwil w naszym życiu było więcej, bo bezcennym skarbem jest spotkać na swojej drodze TAKICH ludzi … pozdrawiam serdecznie.

  • comment-avatar
    ja.majka.i.ja 29 marca 2011 (07:01)

    Zauroczyłaś mnie totalnie… rozmarzyłaś… uwielbiam… :)

  • comment-avatar
    betina 29 marca 2011 (06:55)

    Świetne, lekkie pióro. Pięknie opowiedziane. Przeczytałam z przyjemnością. Dziękuję

  • comment-avatar
    Ania 29 marca 2011 (06:53)

    Oj, jak chciałabym znać takiego pana Henryka…a już marzeniem byłoby, żeby moi synowie mieli takiego dziadka, choćby przyszywanego:-) często mówi się, że ludzie tamtego pokolenia są "ulepieni z innej gliny" i to prawda. Ukształtowani przez inną rzeczywistość, nieco inne wartości, zahartowani przez los. W dzisiejszym pędzącym świecie wiele rzeczy robimy "na skróty", byle szybciej, mamy telefony komórkowe, maile…i niewątpliwie taki postęp jest potrzebny, ale czasem coś się zagubi…zanika choćby umiejętność prowadzenia ciekawej rozmowy. Na szczęście nie wszyscy uważają, że kultura, oczytanie, wrażliwość i empatia to cechy niekoniecznie dziś potrzebne. A one właśnie pozwalają docenić wartość i wyjątkowość ludzi takich jak pan Henryk:-) Piękna opowieść, Asiu:-)

  • comment-avatar
    GreenCanoe 29 marca 2011 (06:47)

    Oj macie rację, Pan Henryk i w ogóle ludzie jego pokroju to nasze skarby narodowe…Im dłużej patrzę na otaczającą mnie bylejakość i wszechobecne na ulicach chamstwo tym bardziej tęskno mi za czasami, których tak naprawdę sama nie doświadczyłam. Pan Henryk opowiadał nam o tym jak żyło się przed wojną, jakie ludzie mieli ze sobą relacje. Jak to wyglądało w jego rodzinnym domu, i np. ogólnie w Warszawie..Cudnie byłoby choć na chwilę móc cofnąć się do tamtych lat…Poczuć, zobaczyć.

    Literówkę już poprawiłam:) ale mam czujnych czytelników – dziękuję Wam:)

  • comment-avatar
    Anonimowy 29 marca 2011 (06:28)

    Zgodzę się z Magdalenią, że jesteś panem Henrykiem. Pewnie nie tylko dla mnie. Ten blog wpływa na życie wielu ludzi ale o tym pewnie już wiesz.

  • comment-avatar
    Anonimowy 29 marca 2011 (06:13)

    Historia piękna ,opisana tak ,że oczami duszy widziałam ten przedział .Jeszcze raz dziękuje czytanie Twojego bloga jest dla mnie przyjemnością,jak spotkanie z bliską mi osoba na kawie:)

  • comment-avatar
    Ameli 29 marca 2011 (02:03)

    Wspaniala historia i pieknie opowiedziana. Cudowny pan Henryk.. Przenioslas mnie w inny wymiar zatrzymalas czas..i wydobylas piekno i prawdziwosc chwili..nawet poczulam te wszystkie opisywane "aromaty"..:) Pozdrawiam serdecznie

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (21:02)

    Łezki poleciały, ach…piękne to nasze człowiecze życie
    Wierna czytelniczka:)

  • comment-avatar
    Ana 28 marca 2011 (20:58)

    Dzękuję Tobie, że pozwoliłaś mi na chwilę przysiąść się do Waszego magicznego przedziału i spędzić z Wami te parę chwil…cudowna historia, zdjęcia zbędne, niech zadziała wyobraźnia…

  • comment-avatar
    katrin.deco 28 marca 2011 (20:50)

    Piękna historia. Bardzo lubię rozmowy z ludźmi z tamtych pokoleń. Miałam kiedyś ciotkę, która wywodziła się z rodziny szlacheckiej. Była wykształcona ( krakowianka), obyta z operą, teatrem, oczytana, elegancka i do 98 roku życia haftowała bez okularów!!! Bardzo pracowita. To ona uczyła nas jak nakrywć do stołu,jak być oszczędnym ale eleganckim, że mężczyzna otwiera drzwi przed kobietą, że trzeba dzieciom czytać i opowiadać, itd Potem była już całkowicie głucha ale mimo tego grywała w karty z koleżankami. wszystkie były głuche, więc był ubaw na całego. Już jej nie ma ale jej wspomnienia i opowieści żyją w nas do dziś. Joasiu – opowiadaj o Panu Henryku swojemu synkowi, a zaszczepisz w nim miłość, szacunek i poczucie polskości.
    Pozdrawiam

  • comment-avatar
    leloop 28 marca 2011 (20:36)

    rzadko zdarzają się tacy współtowarzysze podroży, rzadko ale jednak. sporo czasu spędzam w podróżach i tez zdarzyły mi się podobne historie, o innym ciężarze gatunkowym ale żałowałam, ze wielogodzinna podróż dobiega końca :)
    pozdrawiam
    ps. francuskie słówko napisane z błędem, nawet dwoma, powinno być "sauté"

  • comment-avatar
    magdalenia 28 marca 2011 (20:26)

    A dla mnie Asiu takim Panem Henrykiem jesteś Ty. To w jaki sposób opisujesz otaczającą Cię rzeczywistość jest bez wątpienia bliskie wspomnianej przez Ciebie postaci.
    Ściskam Cię mocno!

  • comment-avatar
    Kasia 28 marca 2011 (20:19)

    piękne wspomnienia pięknie spisane :)
    pozdrawiam serdecznie

  • comment-avatar
    Dag-eSz 28 marca 2011 (19:57)

    Ja jakiś czas temu wracałam pociągiem do domu z prawa jazdy, które robiłam, na dworcu zaczepiła mnie jakaś starsza pani o niesamowicie niebieskich oczach, bardzo sympatycznym spojrzeniu jakoś tak nawiązałyśmy rozmowę :) Starsza kobiecinka a mówiła, że kobieta to powinna zawsze pięknie wyglądać i że obcasik nosić ;) spojrzała na moje płaskie balerinki – ja jej na to, że w obcasach to prowadzić raczej się nie da… jechałyśmy tym samym pociągiem i dalej rozmawiałyśmy, okazało się, że owa pani zna moją ciocię i mieszka w tej samej miejscowości, no i że maluje obrazy jak ja :) no artystyczna dusza :) więc znalazłyśmy nić porozumienia od razu :) Więc Asiu rozumiem Twoje wspomnienie bo i moje było fajnym doświadczeniem życiowym ;)
    buziaki :*
    P.S. Mam nadzieję, że ze zdrówkiem wszystko ok?

  • comment-avatar
    Myszka 28 marca 2011 (19:43)

    Fajna historia. Ja tu gdzie mieszkam miałam dwóch sąsiadów – polskich dziadków. Zostali tu po wojnie. Zawsze rozmawialiśmy po polsku i to było piękne słyszeć taką starą polszczyznę. Jeden z nich nawet polskie gazety prenumerował. Piszę o nich w czasie przeszłym bo niestety obaj zmarli na początku tego roku. Mięli po 91 lat.

  • comment-avatar
    aagaa 28 marca 2011 (19:16)

    Niesamowicie interesująco piszesz!
    Pozdrawiam

  • comment-avatar
    Go i Rado Barłowscy 28 marca 2011 (19:10)

    A mój mąż jeszcze nie zsiwiał tak, by Go nazywać gołąbkiem, ale mógłby deklamować na stojąco i Mickiewicza i Promethidion Norwida i trochę innych arcydzieł. Wystarczyłoby z Wartzawy do Władywostoku. Zdarzyło mi się poślubić wymarły gatunek Juhuuuuuuuu
    Naprawdę ładny post.
    Pzdr.
    Go

  • comment-avatar
    Sylwerado 28 marca 2011 (19:07)

    Nawet nie musiałam się za wiele wysilać aby obraz Pana Henryka wyraźnie zarysował mi się przed oczami. Cudnie to opisałaś, czytałam na jednym tchu, ach faktycznie w dzisiejszych czasach taka podróż pociągiem to prawdziwa uczta:-)
    Pozdrawiam i również życzę Tobie udanego tygodnia.

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (19:01)

    Piekna opowiesc Asiu.Pieknie napisana. Ja tez przezylam podobna chwile w ubiegly piatek. Stojac w kolejce do kasy w znanym hipermarkecie poznalam pewnego starszego pana.Jako, ze mieszkamy poza granicami Polski to zywo zareagowalismy na jezyk polski.Kiedy Pan Mieczyslaw powiedzial mi piekna czysta polszczyzna, ze mieszka ponad 60 lat na obczyznie to wiedzialam, ze nie moge odejsc bez numeru telefonu. Tydzien pozniej pilam kawke w towarzystwie jego zony i syna.To co mnie urzeklo to przywiazanie do polskiego jezyka i tradycji. Dzieci Panstwa L. urodzone juz w Anglii mowia pieknie po polsku.Ja, ktora na co dzien mam do czynienia z ludzmi, ktorzy nie dbaja o to ,ze ich dzieci za kilka lat nie beda mogly porozumiec sie z wlasnymi dziadkami bylam zachwycona.
    Mam nadzieje, ze to nie bylo nasze ostatnie spotkanie i ze bede mogla zapytac o przezycia wojenne.Mysle, ze to moga byc bezcenne informacje.
    Pozdrawiam serdecznie.

    Kasia

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (18:46)

    Fajnie napisane. magiczni ludzie są na wyciągnięcie ręki.

  • comment-avatar
    Destiny ikt 28 marca 2011 (18:33)

    Cudowna historia… rozmarzyłam się. Twoje pióro zawsze mnie przenosi do jakiego niezwykle magicznego świata. I nie wiadomo dlaczego poczułam zapach jaśminu….

  • comment-avatar
    Dorota 28 marca 2011 (18:33)

    Każda podróż dla mnie to także spotkanie i opowieść. Kiedyś było ich więcej, teraz mniej, bo podróżuję rzadziej. Zwykle po powrocie uśmiecham sie na myśl, jak to ładnie czasem się układa. Panowie podobni do Pana Henryka i Panie pełnie ciepła i radości życia, i moi rówieśnicy i rówieśnicy moich dzieci zaskakują mnie pasjami i rozmawiamy, w autobusie, w przedziale pociągu, w oczekiwaniu na otwarcie knajpki, w ogonku do kasy w Biedronce, przy regale w poszukiwaniu wina czy w sklepie o wyższości spożywania oleju lnianego nad masłem. Smakuję takie chwile i czerpię zeń energię, uśmiech, radość życia i magię samego spotkania, bo wiem, że nie ma przypadków i ze Tu i teraz jest sztuką własnego wyboru.
    Pozdrawiam Pana Henryka, Ciebie i uśmiech życzliwości każdego człowieka tego pięknego kraju.

  • comment-avatar
    Natalinka 28 marca 2011 (18:13)

    Nigdy nie miałam szczęścia spotkać takich ludzi w pociągu.

    Chcę wierzyć, że w wielu młodych ludziach ta "stara" wrażliwość i wiedza zostały zaszczepione. Tylko, że zbyt niewielu ich jest, by stało się to celem samym w sobie nauki młodzieży oraz zaszczytem.

  • comment-avatar
    iwona-b-30 28 marca 2011 (18:03)

    Witam poraz pierwszy, chociaz Twojego bloga śledzę już jakiś czas.
    To piękna opowieść. Ja tez miałam w życiu takie szczęście spotkać ludzi, którzy zostajua w pamięci na zwasze, chociaz czasem nie znamy ich imion a twarz zaciera się w pamięci. Z racji zawodu, w którym pracuje, odwiedzam również starszych ludzi w ich domach. czasami są to wizyty jak bajkli, że nie mam ochoty wychodzić, szczególnie jeśli spełnili sie w życiu, mieli pasję i kochają innych ludzi. Ten blask w ich oczach, kiedy mówią o swoim życiu. Myślę, że to błogosławieństwo mieć taką jesien życia.
    Pozdrawiam. Iwona

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (18:03)

    Jadąc niedawno autobusem do pracy podsłuchałam wywód jednej starszej pani (był to monolog bo współpasażerka dopuszczona była tylko do przytakiwania). Otóż pani ta, wśród różnych poruszanych wątków, opowiadała o pewnym swoim znajomym architekcie i użyła określenia, że to był "uroczy człowiek". Zastanowiło mnie czy używamy jeszcze takich okresleń wobec spotykanych ludzi, czy spotykamy jeszcze takich ludzi, których moglibyśmy tak nazwać? Czy o mnie mógłby ktoś tak powiedzieć? Czy sama mogłabym tak siebie określić? No cóż, bardzo chciałabym spotykać na swojej drodze takich "uroczych ludzi" i baaardzo chciałabym aby choć jedna osoba o mnie, ale tak szczerze, kiedyś tak powiedziała. Życzę sobie i Paniom spotkań z takimi ludźmi. R.

  • comment-avatar
    bozenas 28 marca 2011 (18:02)

    Ja uwielbiam spotykac takich" panów Henryków" na swojej drodze i uwielbiam ich słuchac,a słuchaczem jestem dobrym:))Niestety coraz mniej ich jest,a coraz więcej rozgoryczonych,pretensjonalnych.Dawno temu,gdy byłam jeszcze młodziutką dziewczyną do mojej pracy przychodziła pewna hrabina.Nikt jej nie lubił,bo potrafiła że tak powiem byc "upierdliwa",tak że jak ona przychodziła,to albo wszystkie uciekały udając "pracę"albo zaczynały się opowieści co też Olesia wymyśliła nowego i jakie dziwactwo na siebie założyła:)Ja jako nowa pracownica stałam sobie z boku ,aż do czasu,kiedy pani Ola przyszła znowu kiedy byłam sama.Zaczęłyśmy spokojną rozmowę,ja miałam czas ją słuchac i usłyszałam opowieśc o wygnaniu,wysiedleniu z Wilna,utraconym majątku,rozdanym w czasie ucieczki za chleb,czy kawałek miejsca na wozie.Ona opowiadała,ja słuchałam.Nigdy więcej nie była dla mnie niemiła jak przychodziła,a ja stawałam zawsze w jej obronie przeciw koleżankom,aż i one w końcu zrozumiały że Olesia też jest człowiekiem,a nie tylko zdziwaczałą staruszką:))))Wiele takich "Olesi"spotkałam w trakcie swojej pracy i każdy miał swoją historię:)))Tak że rozumiem Cię doskonale:))

  • comment-avatar
    monique 28 marca 2011 (17:50)

    przeczytałam z łezką w oku .. piękna historia , piękny człowiek … pozdrawiam cieplutko Asiu ..

  • comment-avatar
    Brydzia 28 marca 2011 (17:48)

    A ja się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga- pięknie piszesz i niejedną łezkę już u Ciebie uroniłam, ale i zdrowo się uśmiałam! Dziękuję Asiu! Pozdrawiam serdecznie z wiosennego Podkarpacia! Brydzia

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (17:48)

    Piszesz, że "wartości pana Henryka we współczesnym świecie są tak mało warte" i że smutno Ci z tego powodu. Nie myśl tak pesymistycznie, te wartości zostały niejednokrotnie zaszczepione młodym ludziom i przetrwały, mimo tego co widzimy czesto dookoła.
    Miałam do czynienia z taką osobą, mało, obcowałam z Nią przez wiele lat. To była prawdziwa DAMA z tamtej epoki, pomagała mi wychowywać moje dzieci i zaręczam Ci, że nauczyła ich wielu rzeczy i ukształtowała na bardzo wartościowych ludzi.Ja także wiele się nauczyłam, a opowieści o tamtych czasach….bezcenne. Szkoda, że to już przeminęło…
    Pięknie piszesz, Green Canoe, poruszyłaś delikatne struny…
    Pozdrawiam serdecznie
    Lulka

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (17:47)

    saute pisze się ;)

  • comment-avatar
    Alexandra 28 marca 2011 (17:39)

    Joasiu – jak Ty pięknie opowiadasz :)
    Czytam i jestem pod ogromnym wrażeniem. Dziękuję Ci za ten tekst i za to wzruszenie :)
    Pozdrawiam cieplutko
    Ola

  • comment-avatar
    Agnieszka 28 marca 2011 (17:36)

    Asiu, jak pięknie to napisałaś…i historia piękna. Z jednej strony wspaniale że są na świecie tacy ludzie…a z drugiej jaka szkoda że jest ich coraz mniej
    Wspaniałym zrządzeniem losu by było gdyby Pan Henryk teraz to czytał..:))
    Pozdrawiam Cię serdecznie!!

  • comment-avatar
    amradziej 28 marca 2011 (17:25)

    A ja wczoraj wróciłam z Białowieży gdzie dzięki ciepłym, życzliwym i mądrym ludziom spędziłam cudowne 4 dni na łonie natury i też piszę o tym na swoim blogu. Twoja opowieść jest piękna tak jak piękne i nieocenione są spotkania z takimi ludźmi.Oby los więcej ich stawiał na naszej drodze. Pozdrawiam .

  • comment-avatar
    Katarzyna 28 marca 2011 (17:03)

    Cenne wspomnienie.Oby pozostało na zawsze żywe!

  • comment-avatar
    Bianca~ 28 marca 2011 (16:52)

    Pracując w sklepie, który często odwiedzają starsze panie też mi się zdarza czasami skłonić tą czy tamtą do wspomnień- o tym jak nasze miasto kiedyś było małym Wiedniem, jak po południu wracały do szkoły uczyć się szycia, gotowania i innych zajęć domowych,jak inaczej wyglądało życie w ich dzieciństwie i młodości. Ale też coraz częsciej te starsze panie są za pan brat z tel. komórkowymi, komputerami i internetem. To świadczy o ich otwartości i braku obaw przed nowościami, ciekawości świata. Takie spotkania to czasem wspaniały przerywnik w ciągu całego dnia.
    Pozdrawiam!

  • comment-avatar
    Gosia 28 marca 2011 (16:50)

    Obyśmy więcej takich prawdziwych pereł-ludzi spotykali na wodach życia.
    Pozdrawiam :)

  • comment-avatar
    boniusia 28 marca 2011 (16:31)

    cudowny blog… czyta się z zapałem… a text powyższy jak najbardziej realny… Pozdrawiam

  • comment-avatar
    Alice 28 marca 2011 (16:11)

    Asiu dziekuje…Ty wiesz, ja tez to czuje…Sciskam!

  • comment-avatar
    GreenCanoe 28 marca 2011 (16:07)

    Z tego co mówił nam Pan Henryk – grom arystokracji została zgładzona w czasie II wojny światowej, właśnie o to chodziło by zniszczyć polską inteligencję, wyższe sfery, kulturę…A potem było następne niszczenie – przez komunistów. Zabierano całe majątki, upokarzano, obdzierano z godności…wyrzucano z kraju.Co ja będę pisała – wystarczy spojrzeć w naszą historię. Szkoda, wielka, wielka zkoda, że nie kształcimy juz takich ludzi…że wartości pana Henryka we współczesnym świecie sa tak mało warte…ech, bo aż mi się smutno zrobiło.
    Nie mamy jego telefonu – tak się zagadaliśmy, że zorientowalismy się dopiero w Gdańsku już samym, że to ta stacja – Pan Henryk wysiadał w wielkim pośpiechu….było w nas wszystkich tyle euforiii i uczuć, że nikt dosłownie nie pomyśłał o telefonach….widocznie to tak miało być. Teraz tak myślę – że to tak miało chyba pozostać.

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (16:07)

    Piękna opowieść;) Ja to zwykle miewam mniej szczęścia do do współtowarzyszy podróży. Szczególnie zapamiętałam przejazd pociągiem na trasie Katowice-Warszawa i dwóch "dżentelmenów" z kilkoma promilami we krwi i tekst: "Eeech, maleńka! Strzelisz browca?!?"

  • comment-avatar
    OLQA 28 marca 2011 (16:07)

    piękny post!udanego tygodnia, pozdrawiam:)

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (15:59)

    A może, Droga Green Canoe, ktos z podróżnych poprosił o kontakt do Pana Henryka? Może można Go odszukc? Albo panią Siostrę? Mieszkam przy Oliwskim Parku… Niedawno, przy nim właśnie spotkałam pewną Panią, która patrząc na moją nastoletnią córkę zagadnęła o swoich młodzieńczych latach w harcerstwie. Zaczarował mnie jak Ciebie Pan Henryk. Poprosiłam nieśmiało o nr telefonu pamiętając, że strasi ludzie mają podstawy do nieufności wobec obcych. Chciałąm, żeby opowiedziała mi o tamtych latach. Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam numer :) Wiem, że TAKICH LUDZI nie wolno wypuścic z rąk :)

    Anita

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (15:59)

    Hmmmmm…………….
    tak,tak……………
    ale czemu już takich ludzi nie ma:(
    Tylko tacy co to studiują, żeby mieć papier:(,żeby zaliczyć:( a potem zadzierają nosa, bo co, bo mgr jestem:(
    Hmmmmmmmmmmmmm……

  • comment-avatar
    Lui 28 marca 2011 (15:58)

    A ja miałam w oczach łzy gdy czytałam Ciebie,piszesz przepięknie..Ludzie są jak chmury,niektórzy przepływają przez Twoje życie niczym obłok nie powodując żadnych znaczących zmian,niektórzy zaś są jak gradowa chmura przepływając brutalnie i wywracając Twoje zycie do góry nogami:) Miłego dnia,pozdrawiam Luiza

  • comment-avatar
    Anonimowy 28 marca 2011 (15:52)

    Czasami obcy ludzie co to migną jedynie na chwilę przypominają o wartościach albo budzą uczucia uśpione. Jak pan gołębi. Oby więcej takich przypadkowych ale nie przypadkowych spotkań w naszym życiu.

  • comment-avatar
    ula 28 marca 2011 (15:51)

    Heh… Pewnie się uśmiechniesz, ale ja z podobnie rozdziawioną buzią jak Ty niegdyś podczas podróży, czytałam Twoja piękną opowieść :), to musiało być niezwykłe przeżycie, spotkać taką perłę pośród ludzi, zastanawiam się nieraz
    komu z tym było źle, była szlachta, hrabiowie, majątki, guwernantki, kwiat społeczeństwa, gdyby to trwało mielibyśmy po dziś dzień wielu takich ludzi i ich potomków, ale wiadomo jak było, jaka jest historia naszego narodu, jakie były nieodwracalne zniszczenia pośród inteligencji, klasy wyższej,oficerów, profesorów, wielka szkoda
    tym bardziej cieszy to, że są jeszcze tacy ludzie pośród nas, dzięki za piękną opowieść :))

  • comment-avatar
    Ania 28 marca 2011 (15:46)

    Piękna historia. Oby jak najwięcej było takich osób na naszej drodze.

    Pozdrawiam ciepło,
    Ania

  • comment-avatar
    cammie 28 marca 2011 (15:42)

    Serce rośnie, kiedy czyta się takie historie. Ja niestety w pociągach spotykałam zwykle panów antyHenryków …

  • comment-avatar
    llooka 28 marca 2011 (15:40)

    Poleciałam Asiu z Tobą… Cudne wspomnienie!

Skomentuj

Szanuję Twoją prywatność, Twój adres mailowy nie będzie widoczny.