Mało wnętrzarsko dziś będzie:). A o tym, jak …albo lubimy albo potrzebujemy nawzajem się szufladkować. Usłyszałam ostatnio od dobrej znajomej, że tym jak żyję i jak się zachowuję zaprzeczam kilku sztandarowym stereotypom. Np. takiemu, że na wieś wyprowadzają się głównie ludzie, którzy nie przepadają za miastem, chcą żyć w spokoju i powoli. Że wyprowadzka na wieś to najczęściej ucieczka od miejskiego zgiełku i tłumu oraz życie w totalnej sielance. No tak, trudno z takim wyobrażeniem polemizować, ale czy na pewno wszyscy ludzie wyprowadzający się poza miasto – to jedynie Ci miłujący spokój i wolne tempo życia i czy na pewno robią to tylko po to, by się od miasta uwolnić? Czasami, oglądając na popularnym programie wnętrzarskim polski cykl o ludziach, którzy wyprowadzili się na wieś, czuję wewnętrzny bunt. Wśród powolnych dźwięków fujarki bowiem, pokazywani są głównie ludzie, którzy żyją slow, prowadzą agroturystyki albo eko gospodarstwa i najczęściej pracowali w korporacji, którą właśnie rzucili. Większość z nich mówi o tym jak teraz jest cudownie, jak to życie na wsi spowalnia itd… Ok, ale co z całą resztą? Co z ludźmi nadal miejsko czynnymi zawodowo – w mniejszych czy większych firmach, albo prowadzących swoje własne firmy, jak ja – i mieszkających na wsiach? Co z rodzinami dojeżdżającymi dzień w dzień do miasta np do pracy czy do szkoły? Matkami pracującymi w mieście a prowadzącymi wiejskie domy? Programy tego typu, o których wspomniałam, budują w świadomości widza nie do końca prawdziwy obraz wsi – idyllicznej, sielankowej i powolnej. Bo to tylko jedna strona medalu. I o ile rzeczywiście, grom ludzi tak właśnie na wsiach żyje i kieruje się na nie np. bliżej emerytury – jest jeszcze grupa bardzo czynna, szybka:), mająca cały czas kontakt z miastem i płynnie godząca oba światy. Nie wszyscy „wsiowi” prowadzą agroturystyki czy żyją z upraw. Fajnie byłoby pokazywać również rodziny, które potrafią uroki wsi i życia na wsi połączyć z aktywnością zawodową często zresztą prowadzoną np. w mieście.
I tak, w tej społecznej idyllicznej „wiejskiej” wizji praktycznie nic się nie zgadza, jeśli chodzi o nasz styl życia:) Obydwoje z mężem jesteśmy bardzo czynni, nie żyjemy w sielance, nie uciekliśmy z korpo czy z miasta. Zmieniliśmy jedynie nasze miejsce do życia, a nie styl życia. OWSZEM, gdy przeprowadzałam się na wieś, łudziłam się infantylnie, że moje tempo trochę zwolni….ale to były płonne nadzieje:) Dlaczego? Bo to jak żyjemy i w jakim tempie, zależy od nas samych, od naszych wewnętrznych potrzeb, a nie od miejsca w którym przyszło nam mieszkać. Można mieszkać w centrum miasta i być wystrzelonym w kosmos:), żyć sobie na totalnym luzie ( znam takie nie dające się okiełznać społecznym ramom osobniki). Można żyć również na wsi i prowadzić prężnie działające przedsiębiorstwa, pracownie itd. Czy sporo podróżować. Wiele osób, które w dokumentach wpisany mają tzw. „wolny zawód” żyje właśnie na wsi, bo świadomie wybrali, tak jak my – inne MIEJSCE a nie styl życia, który mógłby być przez owo miejsce narzucony.
Tak swoją drogą, miło byłoby obejrzeć program o wiejskich zmaganiach z rzeczywistością, właśnie z tej perspektywy – czynnych rodzin, codziennego dowożenia dzieci do szkoły, prowadzenia firmy, godzenia obu światów:), galimatiasu codziennego. Chętnie posłuchałabym innych kobiet które mają w szafie i kalosze i szpilki, ogrodowy fartuch i świetnie skrojony kostium – jak ja:) Które lubią oba światy. Jak one sobie radzą.
Każdy dzień, od wielu już lat, zaczynam kawą „milczką” pitą na tarasowych, wiejskich:) schodach – na boso, w szlafroku…przy trelach ptasich zapierających dech w w piersiach. To moja poranna SIŁA:) I pozytywny ładunek na cały dzień. Ta chwila składa się na moją jakość życia tutaj. BARDZO, ale to bardzo lubię wieś i nasze życie. Ale gdyby ktokolwiek kazał mi od tej chwili całkowicie zapomnieć o mieście, zacząć żyć spokojnie, powoli, bez wyzwań, wyjazdów i zawodowych miejskich spotkań…nie, nie, nie i jeszcze raz – nie:)
Jak Wy postrzegacie osoby żyjące na wsi? Jaki macie obraz takich ludzi? Macie znajomych żyjących na wsiach? Może sami na niej mieszkacie? bardzo jestem ciekawa Waszych spostrzeżeń. Czy są stereotypy, którym właśnie Wy zaprzeczacie?
p.s. pokażę Wam jeszcze później mój sympatyczny „pojazd” specjalny:), którym również łamię pewien stereotyp. Ułatwia mi zakupowe funkcjonowanie i wzbudza sympatię…ale to już następnym razem:) Do usłyszenia!:).
Dziękuję za Twój komentarz.
61 komentarzy
Kipisz 3 maja 2016 (13:42)
Pomieszanie z poplątaniem. Mieszkać na wsi i łączyć to z pozostałą resztą życia – pracą , twórczością, nawet praca zdalną, a traktować wieś jako sypialnię, to dwie różne sprawy. Kogo interesowało by to gdzie śpię, jakiego masowego ludka by to kręciło??? Te programy sprzedają marzenia, które ludzi kręcą – bardziej jeśli występują w nich ludzie sukcesu… Większość z tych ludzi o których piszesz to osoby, które marzą o spokojnym życiu, pracy czy starości właśnie z dala od miasta bo po to wybrali „odludzie” Część takich jak Ty po cichu oszukuje siebie bo musi – czasami łatwiej jest w ten sposób żyć. Wiem co mówię i nikt mnie nie zwiedzie – początek życia wieś, 30 lat miasto i teraz od 5 lat powrót na wieś. Dwie mody dwie fale emigracji – mniej i bardziej świadoma :) Umiem kosą jak robił to prosty chłop trzymać kosę, poprawnie powozić końmi i nazywać wszystko tak jak powinno się to nazywać. Umiem też robić to co potrafi zrobić prawdziwy mieszczuch, choć mentalność moja jest i pozostała na wsi – tego się nie zmieni, nie zmieni tego żadna siła w nikim z nas, możemy tylko udawać… Kalosze i szpilki? Proszę zajrzeć do niektórych szaf tych bogatszych rolników (to oni robią miasto we wsi) to zobaczycie wszystko począwszy od najdroższej szmiry, po wysmakowane „ubiory” z najwyższej półki sklepowej. Czy naprawdę wiecie co na wsi piszczy, czy się wam tak wydaje?
Green Canoe 4 maja 2016 (23:31)
Ja tak sobie myślę – że nawet jak czasami jesteśmy przekonani, że coś na pewno WIEMY :)- to może tak być, że jednak nam się wydaje, że wiemy:):):)
Traktowanie wsi jako sypialni – w moim odczuciu nie jest niczym złym…A co to za różnica czy mamy ową sypialnię na wsi czy w mieście?
Nie czuję, że „siebie oszukuję – bo muszę”. I nie lubię, gdy tak kategorycznie ocenia się czyjeś życie – nie przyszłoby mi do głowy, by mówić drugiemu człowiekowi, którego nie znam na dodatek – że „oszukuje się bo musi”. Rozumiem, że Pani historia jest jaka jest – ale każdy z nas jest inny…po prostu. Mamy inne potrzeby, inne skłonnośc…dlatego myslę sobie, że stereotypy nijak się mają do współczesnego życia, bo coraz częściej są nieaktualne.
Magda 28 kwietnia 2016 (20:39)
„Bo to jak żyjemy i w jakim tempie, zależy od nas samych, od naszych wewnętrznych potrzeb, a nie od miejsca w którym przyszło nam mieszkać” – bardzo podobają mi się te słowa i całkowicie się z tym zgadzam!:) Pozdrawiam:)
Marta 22 kwietnia 2016 (10:51)
I ja też nie wyobrażam sobie już mieszkania w bloku, w mieście w ogóle. Nawet na dwa domy. Nawet pomimo naszych dojazdów do pracy i dzieci do szkoły a potem powrotu na obiad i apiać znowu do miasta na zajęcia dodatkowe – na szczęście to tylko 10 km. Wyjazd po pracy z zatłoczonego, nerwowego i ciągle śpieszącego się miasta (a ja w nim ciągle się spieszę jak wszyscy!), już sama droga do domu, wijąca się pośród zielonych łąk i pól (niedługo żółtych bo rzepak już dojrzewa :) ) a potem zanurzenie się w ogrodową zieleń, soczyste kolory kwiatów, widoki zza płota rozciągające się aż po horyzont – to mnie uspokaja, relaksuje, sprawia, że serce zwalnia a oddech się pogłębia :) I jak dobrze że są weekendy :) Wtedy zamieniam szpilki na kalosze a garsonki na poranny szlafrok ;) I w tym szlafroku nawet pójdę do mamy na kawę – a co – kto mi zabroni ;) Nie mamy wielopokoleniowego domu, ale mieszkamy przy jednej bocznej uliczce „na kilka domów” w tym rodzice, teściowie i obie babcie – czyli takie wielopokoleniowe siedlisko :) I wszyscy (oprócz babć) przenieśliśmy się na tę wieś z miasta – i wszyscy jeszcze (prawie) jesteśmy zawodowo czynni (w miastach) – i bardzo nam z tym dobrze :)
Pozdrawiam Asiu!
Agnieszka 21 kwietnia 2016 (20:17)
Asiu, ja właśnie jestem tym luzakiem, żyjącym spokojnie w dużym mieście ;-)))
A co do programu, wiesz, bardzo go lubię i oceniam trochę inaczej; prowadząca zaznacza na samym początku, ze to program o byłych mieszczuchach, a obecnie agrogospodarzach, ludziach, którzy w pewnym momencie postanowili porzucić miejskie życie i zacząć coś zupełnie nowego, innego. I tak też ten program traktuję. Dla mnie to cykl posiadający konkretny temat – losy ludzi, którzy porzucili miasto. Nie program o życiu na wsi jako takim :-)))
Uściski!
Ola 21 kwietnia 2016 (15:25)
Każda wieś jest inna, tak samo jak każdy człowiek i jego potrzeby. Ja mieszkam na wsi przez którą biegnie droga wojewódzka i uczęszczana trasa kolejowa. Działa w niej wiele firm. Więc nie uświadczy się tu sielankowej ciszy w tygodniu. Wyprowadziłam się z miasta w poszukiwaniu większego terenu pod firmę oraz większego domu w którym mieszkają teraz trzy pokolenia. Jest duży piękny ogród, który na szczęście uprawia mama bo ja nie przepadam za grzebaniem w ziemi (ale kto wie może to się kiedyś zmieni). Prowadzimy z mężem firmę do której większość pracowników dojeżdża z miasta. Z grupą znajomych prowadzimy lokalne stowarzyszenie, które organizuje min zajęcia kreatywne, wystawy, koncerty działa na rzecz lokalnej społeczności. Wychodzimy z założenia że jeśli coś ci się we własnej wsi nie podoba to zamiast narzekać zmień to. Żyjąc tak intensywnie ogromnie cenimy odpoczynek na łonie natury w ciszy i spokoju. Jak tylko możemy uciekamy choćby na daleki spacer z psami po okolicznych polach i lasach. Wiosną oprócz cudnie budzącej się do życia przyrody czekamy na rozpoczęcie sezonu rowerowego. Też mamy za sobą problemy typu przedszkole czynne tylko do 15.00 czy szkoła bez świetlicy. Teraz nasi synowie dojeżdżają do szkół średnich w mieście, z kolegami działają jako wolontariusze w stowarzyszeniu. Tak naprawdę mieszkając na wsi marzę czasami o małym cichym domku na wsi :-))) gdzie mogła bym się zaszyć w ciszy i spokoju, naładować akumulatory do momentu aż znowu zacznie mnie nosić :-). Wszystkie urlopy spędzamy poznając piękne i koniecznie odludne zakątki Polski. Jesteśmy szczęśliwi. Wśród sąsiadów mamy rolników, przedsiębiorców, ludzi dojeżdżających do pracy w mieście, pracujących w firmach na miejscu itd pełen przekrój.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich którym udało się znaleźć swoje miejsce, niezależnie od tego gdzie ono jest oraz tych poszukujących.
Magdalena/Pracownia w Dolinie 21 kwietnia 2016 (14:38)
To zależy od wielu rzeczy: jak duży jest dom i w jakiej technologii postawiony (ogrzewanie, sprzątanie, utrzymanie, odświeżanie), jaki preferujemy wystrój wnętrz (sprzątanie, podlewanie kwiatów), jak duży mamy ogród i co się w nim znajduje (pielęgnacja, podlewanie, sadzenie i zbiory plonów), czy, ile i jakie mamy dzieci (czas z nimi spędzony, odrabianie lekcji, wizyty u specjalistów, dowożenie do i ze szkoły, na zajęcia dodatkowe, na spotkania towarzyskie), jakiego mamy męża/partnera i na ile jest on w stanie nam pomóc i nas odciążyć, zająć się domem, dziećmi podczas naszej nieobecności, czy możemy sobie pozwolić na zatrudnienie pomocy która w razie czego pomoże nam to wszystko ogarnąć, czy nas stać na utrzymanie dwóch samochodów, czy nie siedzimy na takim końcu świata, że często nas zasypuje, zalewa, odcina prąd, internet, siada telefon i jesteśmy „pogrzebane” bo terminy lecą, a tu nawet nie ma jak przeprosić za spóźnienie…:) Moi znajomi wybudowali właśnie dom na wsi – wszystko w prostych, łatwych do utrzymania czystości bryłach, żadnych bibelotów, dwa kwiatki, wszystko w tkaninach które się nie gniotą, ogród to trawnik, trochę kwiatów „samoobsługowych”, kilka drzew owocowych, mały warzywnik na cztery grządki…oboje dużo pracują, poza domem oni i dzieci po 12 godzin, czasu wolnego jak na lekarstwo i już zatrudnili pomoc domową i rezerwową opiekunkę do młodszej córki. Wydaje mi się, że można to wszystko pogodzić, ale trzeba w projekt „dom na wsi” zaangażować całą rodzinę i na tyle rozsądnie gospodarować czasem i umieć rozdzielać obowiązki, żeby się nie zajechać i mieć ciut czasu na cieszenie się tym domkiem na wsi:) Bo inaczej to nie ma sensu i ktoś musi się „poświęcić” i na miejscu sielsko – anielsko ogarniać gospodarstwo.
Kasia 20 kwietnia 2016 (21:09)
o czyżby nowy pojazd to rower???:))) już czekam na ten wpis:))
ela 20 kwietnia 2016 (13:53)
Ja żyję sobie w mieście, choć pochodzę z malusieńkiej wioski. Moje mieszkanie było spełnieniem marzeń, czymś co mało być ,,na całe życie”. Teraz po czasie myślę coraz częściej o bosych stopach na trawie, kawałku czegoś swoejego, okresowym grzebaniu w ziemii. Na razie nie ma szans, więc kocham to co mam mocno i cieszę się, że o czymś marzę. Może sie kiedyś spełni, może nie…a może mi zmienią się marzenia. Zawsze jest coś za coś ;-)
Ola 19 kwietnia 2016 (21:06)
Pod Twoim wpisem chętnie podpisałaby się moja szefowa. Przeprowadziła się na wieś dla kontaktu z przyrodą, który ma po wyjściu na taras i dla chęci posiadania zwierząt (koty i pies), bo w blokowisku byłoby to niemożliwe. Oboje z mężem są czynni zawodowo, dojeżdżają codziennie do różnych miast, wożą synów do szkoły i jedyny wymóg, jaki mają to przysłowiowy święty spokój w czasie wolnym od pracy i… sprawne samochody, by dotrzeć, tam, gdzie trzeba w dzień powszedni. W wolne wieczory chętnie kontemplują ciszę lub wsłuchują się w słowicze trele.
Prowadzą sielskie życie mocno osadzone w miejskich realiach.
Gabrysia 19 kwietnia 2016 (13:12)
Kochana Joasiu
Ostatnio pisałam jak ważny jest dla mnie mój dom w którym mieszkam już sześć lat, jak bardzo kocham Jogę i że moim motorem napędowym jest firma którą prowadzę od kilku lat. Tak naprawdę mój dom to kilkuhektarowe gospodarstwo rolne, w którym hoduję między innymi konie. Aktywnie zajmuję się gospodarstwem tzn sad, ogród, zwierzęta a oprócz tego prowadzenie mojej firmy polega na regularnych wyjazdach za granicę głównie do Holandii. Przy dobrej organizacji znajduję czas jeszcze na edukację, nieustanne dokształcanie się. Osobiście odnoszę takie wrażenie, że całe moje otoczenie w tym wieś, sąsiedzi oraz znajomi są bardzie aktywni ode mnie. W naszej wsi normą jest gospodarstwo + firma oraz wyjazdy na weekendy w góry i nad morze. Moi sąsiedzi mają większe gospodarstwa, większe firmy i na wakacje latają dalej:) A oprócz tego działają społecznie aż się kurzy.
Pozdrawiam Ciebie Joasiu
Wszystkiego dobrego
Green Canoe 19 kwietnia 2016 (17:49)
to gdzie tacy cudowni ludzie żyją???:):)
Gabrysia 19 kwietnia 2016 (22:25)
Szanowna Pani
Piękne Lubuskie kłania się niziutko
Green Canoe 19 kwietnia 2016 (23:37)
To pozdrawiam całe Lubuskie!!:):):)
Aneta 19 kwietnia 2016 (12:43)
Wieś zmieniła się bardzo ,obraz sielanki czas na wszystko i niezmącony spokój to rzadkość. Mieszkam na wsi całe życie tu wychowuje dzieci tu mam dom i pracę ,tępo naszego życia jest bardzo szybkie więcej tracimy czasu na powroty do domu ,podwózki dzieci do szkoły,zajęcia itp. Nie ma rodzin wielopokoleniowych tak licznych jak kiedyś ,to dziadkowie ,babcie przejmowały na siebie część obowiązków z wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu .Wychodzimy do pracy, szkoły i nie ma nas do późnego popołudnia więc aż tak się nie różnimy z ludźmi żyjącymi w mieście, a obowiązków jest więcej i nigdy się nie kończą ten kto mieszka na wsi i ma dom, ogród bardzo dobrze o tym wie . W życiu jest wszystko potrzebne szpilki i kalosze i w tym i w tamtym może być nam do twarzy a szczęśliwy człowiek wygląda najpiękniej.
Home on the Hill 19 kwietnia 2016 (10:27)
Masz rację, tez to zauważyłam. Właśnie jesteśmy na etapie szukania działki, nie chcemy co prawda na stałe przeprowadzać się na wieś, ale żyć trochę tak jakby na dwa domy; w tygodniu w mieście, w weekendy na wsi. Z tego powodu oglądam teraz masę programów o tym jak ludzie wyprowadzili się na wieś, czytam różne artykuły i wszędzie jest dokładnie tak jak piszesz; ogromnie stereotypowo. A przecież jest masa ludzi pracujących zawodowo na pełen etat w mieście i mieszkający na wsi, są osoby żyjące na dwa domy, są też w końcu ludzie wolnych zawodów i o nich praktycznie nie ma słowa. Jest tylko ten slow life, ta całkowita ucieczka, to wyzbycie się miasta całkowicie… fajnie, że poruszyłaś ten temat :) Pozdrawiam ciepło.
Green Canoe 19 kwietnia 2016 (17:50)
Sporo ludzi żyje na 2 domy – w naszej wsi około 80%. Na zimę wracają do miasta, od wiosny tutaj żyją.Jako nieliczni zostajemy:)
Filipek70 19 kwietnia 2016 (00:01)
a ja powiem tak …co człowiek to inna historia ….nie ma lepszych i gorszych …jedni wolą garnki lepić w głuszy ,a inni mieć szpilki w szafie :))))) a ja jestem po rodzicach pól na pół :)))
z upływem lat odwróciły mi się proporcje …teraz chcę żyć na wsi ,a miasto odwiedzać …kiedyś chyba było na odwrót ….ale byłam wtedy młoda i głupia he ,he :))))) teraz oddam wieczny szum miasta za chwilę na tarasie z kubkiem kawy w dłoni w ciszy:))))
Green Canoe 19 kwietnia 2016 (08:19)
Wiesz co Filipku…tak sobie teraz myślę, że w ogóle od naszego stanu duszy i potrzeb wewnętrznych zależy sporo wyborów – nawet własnie tych dotyczących miejsca do życia. Przynajmniej u nas tak było. Uściski wielkie!
Erendis 18 kwietnia 2016 (22:14)
Cudnie to opisałaś i bardzo trafnie Asiu! Niestety, zaczynając oglądanie programu byłam bardzo ciekawa i ludzi, i ich pomysłów na życie, W każdym odcinku to samo, czyli sielskie życie szczęśliwych gospodarzy gospodarstwa agroturystycznego. Liczyłam na coś więcej. Oczywiście wszyscy pracowali w korporacjach i porzucili to straszne życie na rzecz upojnego goszczenia obcych ludzi. Ja pracuję z ludźmi i wiem, że potrafią być bardzo różni, No, ale oglądając TV często mam wrażenie, że wszyscy ludzie pracują w korporacjach (nie wiadomo, kto obsługuje nas w sklepach, czy strzyże nam włosy), albo, że w lecie wszyscy mają wakacje, trzymiesięczne oczywiście. Myślę, że ludzie ze wsi są bardzo różni. Jedni są rolnikami, inni wyprowadzają się na wieś i budują tam domy ze szkła i betonu. Pewnie różne mają motywacje do przeprowadzki. Ja nie jestem ze wsi, ale bardzo chcę być. Łaknę spokoju i ciszy. I chcę mieć swój kawałeczek ziemi. Ale pracować będę nadal w mieście.
Green Canoe 19 kwietnia 2016 (08:17)
No to nasze odczucia co do programu bardzo się pokrywają:) Rozczarowałam się bardzo – bo nie lubię takiego spłaszczania tematu. Życzę Ci spełnienia marzeń!!!:):):)
Ania z Osobiedlamnie 18 kwietnia 2016 (20:38)
Mieszkamy na wsi. Tak się po prostu ułożyło. Sama pochodzę z bloków, zachłysnęłam się Poznaniem (podczas studiów), a później podróżami. Nie wyobrażałam sobie nie mieszkać w wielkim mieście. Mój mąż natomiast zupełnie odwrotnie. Uwielbia przyrodę, życie wśród ludzi – a mam wrażenie, że „bardziej” żyje się na wsi – rozmowy przy płocie i „wyciszenie” przy kosiarce:) Ja dojeżdżam do pracy do miasta, ale szybko się od niego odzwyczaiłam. Większe zakupy, wymagające zanurkowania do centrum miasta, to dla nas horror. Wybieramy więc internet, lokalne, mniejsze sklepiki, w których sprzedające panie znają imiona naszych dzieci. W nich kupujemy warzywa i owoce, nie mamy ani kur ani ogródka warzywnego, bo praca zawodowa zabiera zbyt dużo czasu.
Ale jest jedno ale. Wyraźna różnica pomiędzy nami, mieszkającymi na wsi, a tymi, którzy wsią żyją, z wielopokoleniowych domów i gospodarstw, którzy zajmują się polem, sadem, ogrodem, wieś naszą opuszczając niechętnie. Często „narażam” się im tłumacząc, że pracujemy do 16:00, że dodatkowy angielski dla dziecka czy zebranie z rodzicami o 15:00, to pewien problem. Nie mam poparcia w walce o smaczniejsze i tańsze obiadki w przedszkolu, bo to nie kłopot „większości”, ich dzieci jedzą w domu o 13:00. I takie tam, inne typowo wsiowe niesnaski, którymi, jak widać, przesiąkam i ja:) Czasem zatęskni mi się do wielkiego miasta, nocnego życia, neonów i gwaru ulicy. Ale wystarczy poranne słońce w kompletnej ciszy, nasz trawnik mokry od rosy i świergot ptaków. I to, że NIE MUSZĘ, ale CHCĘ – pomalować sobie paznokcie, pojechać do teatru, ubrać szpilki, nie zasłaniać okien. To nie miejsce o mnie świadczy, ale ja sama:)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (20:48)
Aniu – doświadczamy tego samego. Wokół nas sporo jest domów wielopokoleniowych, pamiętam, że niektóre babcie odbierały dzieci z przedszkola już o 12.00.
Poranne słońce u nas nie ma szansy być w totalnej ciszy – ptaki tak śpiewają, że głowa pęka:):):):)
Agata 18 kwietnia 2016 (20:02)
Bardzo nie lubię takiego szufladkowania. Sama mieszkałam już w kilku miejscach i nie zmieniło to tego kim jestem i jak żyję. Jeżeli mogę wybrać to wolę wieś, ale tylko i wyłącznie ze względu, że kocham przyrodę. I na wsi też się będę budować :)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (20:48)
A w jakim regionie zamieszkacie?:)
Agata 19 kwietnia 2016 (10:05)
Na Śląsku :). Faktem jest, że może nie ma tu takich typowych wsi niczym z obrazka. A raczej przypominają one podwarszawskie miejscowości, gdzie wiejskie chaty giną w tłumie nowych willi. Za to widać wyraźną przepaść między miastem, a obszarami wiejskimi.
Green Canoe 19 kwietnia 2016 (17:51)
Ulubione słowo mojego Leonka – fuzekle:):):) ( mam nadzieję, że dobrze napisałam) – a czemu widać ową przepaść? W architekturze?
anita 18 kwietnia 2016 (17:36)
Mieszkam na wsi. Jestem sołtyską. Wiem, że to słowo budzi uśmiech, ale to stereotyp. Mieszkam, działam, tworzę i nie wyobrażam sobie powrotu do miasta. Wieś daje mnóstwo możliwości. Mam ogród warzywnik i mnóstwo przestrzeni, zapachów. Obserwuje ptaki, ostatnio po moim trawniku spacerował dudek. Kupuje od sąsiadek jajka, ser i mleko. Mają cudowny smak . Mogę też liczyć na pomoc w wielu sprawach . Ludzie na wsi są specjalistami w wielu dziedzinach.
Ela 18 kwietnia 2016 (17:20)
Witaj Asiu od urodzenia mieszkam na wsi i mimo że pracuje w mieście za nic bym tej swojej wsi nie zamieniła co prawda przez te kilkadziesiąt lat zmiany są widoczne stare plotkary ( oj były i utrudniały życie) pozostały już nieliczne reszta odeszła ku swiatlu mieszkam w blixniaku co jest trochę krępujące tęsknię do własnego domku ale cieszę się z tego co mam mały ogródek często zapuszcxony bo wrodzone lenistwo mnie powala :-D ale co roku są nowe plany i nowa moc i tak mija dzień za dniem las za płotem ptaki cwierkaja znam ludzi od zawsze no ok nowych jest mnóstwo i trochę żal ze potrafią minąć cie bez słowa bo to przecież moja wieś gdzie każdy każdemu pomagał teraz ten pęd trochę przeraza a i życie ma wsi jest nielekkie bo i centralne i naprawy bo ciągle coś ale mam kota i psa a moje dzieci miejsce do życia miasto dwa kroki stąd i wkurza mnie tylko jak ktoś mówi nie bądź takim wsiokiem bo ten dzisiejszy wsiok to często człowiek wykształcony i na poziomie o chce być wsiokiem a co! :-D
Marysia 18 kwietnia 2016 (16:55)
Ja żyję sobie w mieście i wprawdzie mocno aktywnie,to jednak zdecydowanie szybki nurt miejski płynie gdzieś obok. Z boku patrząc, wiele osób mogłoby to określić jako miejskie SLooow…
Pozdrowienia
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (17:04)
no własnie miałam to na myśli -że nie raz nie dwa ludzie żyjący w miastach potrafią sobie żyć bardzo spokojnie – to w nas samych jest potrzeba tempa, a nie w miejscu zamieszkania, prawda?
ewa 18 kwietnia 2016 (16:51)
Całkowicie sie zgadzam, że stereotyp to uciekinier z korpo, prowadzący pensjonat. U mnie się nie zgadza:) najpierw marzenie o piciu kawy na własnym tarasie a potem owszem zmiana pracy z korpo na taką z bardziej ludzka twarzą. Właśnie ta zmiana pracy pozwoliła na powrót do twórczych pasji i na pisanie bloga a wkrótce na otwarcie pracowni i sklepu. Myślę, że każda historia ucieczki na wieś jest inna i warto aby pokazywano te różnorodne, żeby obraz nas wsiowych uciekinierów był prawdziwy. Bo mieszkanie na wsi to nie tylko ucieczka od zgiełku i kawa o poranki na tarasie, to uciążliwe dojazdy do pracy w Warszawie, to zasypana śniegiem droga, lub grząskie błotko na wiosnę, to ciężka choć radosna praca w ogrodzie. Pozdrawiam z Przytulnego Domu
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (17:04)
Ewa – to jest nas dwie:)
Iza z Kidowa 18 kwietnia 2016 (16:37)
Wcięło mi resztę wpisu:(
No, w każdym razie aparycja ma znaczenie na niedzielnej sumie.
Poza tym jak kto woli.
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (16:46)
To już rozumiem teraz – i doskonale znam temat. Gdy tu zamieszkaliśmy, przez rok chodziłam w dresie:):):) albo w czymś podobnym:):):)
Iza z Kidowa 18 kwietnia 2016 (16:55)
ALE, patrząc na Twoje foty ciężko mi wyobrazić sobie Ciebie ubabraną np. w błocku, obmerdaną przez mokrego psa lub z brudem za paznokciami.
Jesteś sterylna do bólu.
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (17:03)
– noooo, nie lubię być uwalona błockiem:):):) i tak – lubię gdy jest czysto:):):) No to mnie Iza rozgryzłaś:):):)
ale pies mnie uwala czasami – przy jego gabarytach to nieuniknione:)
Iza z Kidowa 18 kwietnia 2016 (17:09)
ALE, patrząc na Twoje foty ciężko mi wyobrazić sobie Ciebie ubabraną np. w błocku, obmerdaną przez mokrego psa lub z brudem za paznokciami.
Jesteś sterylna do bólu.
Agnieszka 18 kwietnia 2016 (16:37)
A co z osobami, które, jak ja, mieszkają 4 km od centrum miasta? Czy to już wieś, czy jeszcze miasto? Jestem zameldowana na wsi, ale do pracy jadę tylko 7 minut. Nie uprawiam pola, mam mały ogródek, jak wszyscy moi sąsiedzi. Pozdrawiam :) ;)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (16:46)
a macie kury, koguty wokół i krowie placki na polu???? :):):):):):):)
Magda 18 kwietnia 2016 (16:31)
Kochana Asiu:) Bardzo zaintrygowałaś mnie tym świetnie skrojonym kostiumem i szpilkami…jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że możesz takie nosić!
Pozdrawiam Cię serdecznie, Twoja wierna czytelniczka, Magda
P.S. To mój drugi komentarz. Zeszłego lata pisałaś, że macie mszyce. Ja napisałam, że troche mnie pocieszyłaś, bo na drugim końcu Polski, w Sanoku też mszyca opanowała świat:)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (16:48)
Magda – swojego czasu TYLKO tak chodziłam ubrana. Szpilki i garnitury:)
Gdy otwierałam swoją szafę trudno mi było w niej znaleźć luźniejsze, bardziej swobodne ubrania. Teraz mam na odwrót – dużo dżinsów, mniej eleganckich zestawów.
uściski i pozdrowienia! :)
Iza z Kidowa 18 kwietnia 2016 (16:09)
Ja przeniosłam się na wieś w 2010.
Coś cały czas mnie ciągnęło, może to dzieciństwo na wsi u prababci… szczęśliwe czasy.
A moje refleksje na dziś?
Zdziadziałam.
Po prostu.
W mieście się starałam a teraz mi to lata.
I w sumie nawet mi z tym dobrze :)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (16:12)
:):):):):):):):):) Iza ale się uśmiałam:):) Ale tak bardzo bardzo zdziadziałaś:) czy tylko tak troszkę:)?
I co rozumiesz przez owo zdziadzienie?
Iza z Kidowa 18 kwietnia 2016 (16:35)
Na razie troszeczkę :)
Wolę teraz gumiaki niż szpilki oraz wygodne leginsy niż markowe dżinsy (choć wcześniej to raczej obcasiki niż szpilki nosiłm).
Zdziadzenie to wg. mnie brak chęci do starania się.
Na gumno można wyjść w czymkolwiek.
„Somsiedzi” takoż wyglądają i nikogo ten całoroczny roboczy
aga 18 kwietnia 2016 (15:42)
Dlaczego Joasiu tak ostro reagujesz na komentarze, z którymi się nie do końca zgadzasz? Zrobiłaś już to parokrotnie, tylko po co?
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (15:54)
??? Aga,ale z jakimi komentarzami nie zgadzam się? i w którym momencie „ostro” zareagowałam?
zupełnie nie widzę takich reakcji z mojej strony, zaskoczona jestem Twoim wpisem.
ania 18 kwietnia 2016 (15:25)
mieszkam na wsi od pewnego czasu, pięć lat będzie… decyzja była dobra, w tej chwili nie wyobrażam sobie innego życia.
przygotowujemy jedną wyniesioną grządkę :)
i jesteśmy w trakcie „robienia” żywej altany.
p.s. pracuję w mieście i z radością wracam do domu. pozdrawiam
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (15:55)
Pozdrowienia Aniu:)
Maga 18 kwietnia 2016 (14:06)
Mieszkam na wsi od zawsze, ale też pracuję w mieście (od prawie zawsze). Codziennie dojeżdżam do pracy – do miasta. Kocham wieś, mimo, że przez ostatnie kilka lat nie mam czasu nacieszyc sie tym,ze mieszkam własnie na wsi. Ale pewnie nie ja jedna jestem w takiej sytuacji.
Kilka lat temu za moim płotem, w domku zbudowanym wg własnych potrzeb zamieszkało małżeństwo z dwójką dzieci, mieszkajace do tej pory w mieście. (Baaardzo sympatyczni). Pomieszkali kilka lat i wrócili do miasta, sprzedali domek. Powód – inaczej sobie wyobrażali życie na wsi.
Tak, życie na wsi to nie tylko zielona trawka i spiewajace ptaki – to również dokuczliwa zima, gdy co rusz trzeba odgarniac śnieg, bo samochodem nie wyjedziesz do pracy, czyszczenie rynien, koszenie trawy itd itp. Ale nie zamieniłabym tego na miejskie życie :)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (14:18)
Ja też nam taką rodzinę, która wróciła do miasta. Bo właśnie owo wyobrażenie życia na wsi – z rzeczywistością potrafią się bardzo mijać.
Patti 19 kwietnia 2016 (16:36)
To ja jestem też taką rodziną! Po 10 latach powrót do masta!
Nawet nie to było powodem że oczekiwałam czegoś innego, przecież wiedziałam , że dojazdy, że dodatkowa praca w ogrodzie , odśnieżanie w zimie itp.
Może to dziwnie zabrzmi , ale czuliśmy się tam jak psy w klatce. Zagrodzeni, odgrodzeni żyjący pod dyktando wyjazdów i przyjazdów do domu – pracujemy w mieście, córka uczyła się w mieście,niby 7 km ale połączeń z miastem brak, tylko auto! Czułam się uwiązana tą chałupą….brakowało mi swobody wyjścia „tu i teraz” znajomi z miasta szli na spacer , wychodzili i byli …my musieliśmy dojeżdżać, na pół godziny nawet nie opłacało się wyciągać samochodu garażu. Spotanicznosc u nas znikła…znajomi się rozsypiali , nagła ochota „na lody” to znowu wyprawa i wyjazd , marnowanie czasu w samochodzie. Dwa lata temu powiedzieliśmy dość! Sprzedaliśmy dom ze wszystkim , nawet z meblami i częściowym wyposażeniem. Teraz wiem że żyje, mieszkam w fajnym bloku , mam garaż ,90 m2 spiżarnię , garderobę dwa balkony…..i swobodę!
Green Canoe 19 kwietnia 2016 (17:48)
Brzmi bosko:):):):)
Masz rację – rzeczywiście, zmieniła nam się częstotliwość spotkań ze znajomymi i ich czas. Dawniej spotykaliśmy się na godzinkę itd, teraz zazwyczaj przyjeżdżają do nas – na kilka dni:)
Może na stare lata wrócę do miasta – jak dotąd jednak tu mi dobrze:)
Monika M. 18 kwietnia 2016 (13:45)
O to to:) Wreszcie coś dla nas:)) Wychowana w centrum miasta, o krok od „wszystkiego”, wszędzie blisko:) Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej. Dopóki nie zobaczyłam jej. Zalesiona działka za miastem, prawie 4000m gdzie połowę miejsca zajmował lasek brzozowy, a drugą połowę ogród:) a w środku domek z tarasem… Miłość od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam, że tu chcę żyć i nigdzie indziej. I tak jak piszesz, kawa w piżamie na tarasowych schodach, cisza kiedy jej pragnę, i głośne śmiechy kiedy mamy na nie ochotę. Nasza codzienność to teraz 3 dzieci, szkoła, przedszkole, zajęcia dodatkowe, nasza praca „na wysokich obrotach” w mieście, w którym się wychowałam, ta ukochana połowa lasu i grabienie liści non stop:) Ten piękny ogród i koszenie ogromnego terenu, przycinanie drzewek, plewienie, sadzenie itd itp… :) Co ja Wam będę mówić:) Ale traktujemy to jako odskocznię od pracy, i mimo, że utyrani po pachy;) to szczęśliwi… Ogniska w naszym lasku, imprezy tarasowe, drzemka w hamaku – no uwielbiam po prostu i nie zamienię na nic:) PS. W tym roku, natchniona przez Ciebie Asiu, postanowiłam mieć swój warzywnik:)) Zdecydowałam się na grządki wyniesione, niewielkie, na próbę dwie, ale widząc młode listki rzodkiewki, pietruszki, marchewki, pachnący szczypiorek, kalarepkę i sałatę, jestem w swoim niebie:)) Pozdrawiam wszystkich z karuzeli:)))
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (14:05)
Uważaj Monia – ja tez zaczynałam od 2 grządek:):):):):)
Zaskoczona 18 kwietnia 2016 (13:39)
A ja bym chciała zwrócić uwagę na jedną rzecz – w naszym kraju zwanym Polską jest wieś i miasto. Od zawsze. Nie od Twojej Asiu przeprowadzki. Odnoszę wrażenie, że poruszasz temat przeprowadzki na wieś, jakby wszyscy ludzie mieszkali OD ZAWSZE , OD SWEGO URODZENIA w mieście, a co niektórzy w pewnym momencie życia decydowali się na przeprowadzkę na wieś. I tak oto zasiedlają puste pola czyniąc je osadami. Na litość boską! Polska to kraj głównie rolniczy! Tu żyją ludzie, którzy rzeczywiście często nie muszą nosić szpilek na co dzień i garsonek też nie zakładają codziennie, ale tu też żyją księgowe(ja), nauczyciele (są szkoły!), lekarze, kucharki, murarze, stolarze i w swym świecie walczą o byt tak samo jak inni. Świat nie stoi tylko korporacją. Choć pracownicy korporacji też są za moim płotem. To początek XXI wieku, nie XX gdzie różnica między wsią a miastem była kolosalna. I rolnicy też pędzą swoimi ciągnikami, tak jak wy mieszczuchy swoimi mercedesami. Jakie stereotypy?? Dziś??
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (14:03)
Ależ właśnie o tym piszę:) Że toczące się życie na wsi to nie tylko sama wieś i działalność typowo rolnicza.
We wpisie odniosłam się akurat do historii ludzi, którzy na wieś się wyprowadzili i nie wiem czy potrzebne jest tu aż wzywanie litości boskiej:):):):)
„Wy mieszczuchy swoimi mercedasmi” – przepraszam, ale do kogo kierujesz swoje słowa? Do moich czytelników żyjących w mieście? Do nas? Nie rozumiem kontekstu z mercedesami trochę,
zupełnie inny aspekt poruszałam we wpisie.
Ange76 18 kwietnia 2016 (12:47)
Takich osób mieszkających na wsi a pracujących w mieście są setki i tysiące. Ja jestem taka osobą. Niby nasza miejscowość to male miasto, ale 300 metrów od centrum jest pastwisko graniczące z naszą działką. A po drugiej stronie działki pola uprawne :) Wiec tak, mieszkam na wsi. W szafie mam garsonki i szpilki oraz (w innej szafie) kalosze, a także szmaciane baleriny do ogrodu, klapki i trochę roboczych ubrań.
I wiem, ze nawet jak ktoś swoje życie zawodowe związał z wsią (agroturystyka itp.), to nie jest to tylko sielanka, tylko także ciężka i wymagająca praca.
Uwielbiam moja wieś i naprawdę ciężko mi się z niej ruszyć, jak nie trzeba jechać do pracy, bo ja akurat lubię spokojne życie, ale jakoś na nie zarabiać trzeba ;)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (13:42)
Trudno się z Tobą nie zgodzić:)
MJU 18 kwietnia 2016 (12:15)
Jakby miał powstać taki program to ja się zgłaszam pierwsza na bohaterkę:) Pomiędzy kaloszami stoją szpile a obok torebek kosze do ogrodu. Mój mąż i ja pracujemy we Wrocławiu, a mieszkamy w miejscu w którym bażanty biegają po polu i chociaż musimy odstać swoje w korkach, by wjechać do miasta, to za nic nie zamieniłabym mojego wiejsko-miejskiego życia na inne :)
Green Canoe 18 kwietnia 2016 (13:43)
:):):):) rozumiem Cie doskonale.