O miodzie będzie dziś post. Obiecuję. O tym, co z nim robimy. Bo robimy bardzo dużo. Pastę bakaliową na miodzie, bakalie zalane miodem, miody smakowe. Uwielbiam miód – w każdej postaci! :) Bez zbędnych słów -przepisy poniżej:
PASTA BAKALIOWA NA MIODZIE – miód płynny (najlepiej akacjowy, ma najdelikatniejszy aromat) łączymy z wcześniej zmiksowanymi lub zmielonymi orzechami włoskimi, orzechami laskowymi, migdałami, pistacjami. Ja dodaję jeszcze wiórki kokosowe. Gwarantuję Wam, że to FRYKAS nad frykasy:):) Idealnie komponuje się z białym twarogiem, ale można posmarować nim także po prostu bagietkę czy chleb. I co bardzo ważne – w skład miodowej pasty wchodzą same naturalne produkty.
Spożywamy miód przez cały rok właściwie, ale od jesieni to on tu najzwyczajniej w świecie króluje. Zastępuje nam cukier, wykorzystuję go także do przyrządzania rozgrzewających napojów z cytryną i imbirem, no i stanowi mój stary sprawdzony sposób na oszukiwanie pojawiającej się co jakiś czas CHĘTKI na coś słodkiego. Aby zimą za bardzo nie przytyć ( a wiemy jak bardzo to realna wizja:):):) – zamiast czekolady, ciastek czy innych słodkich specyfików raczę się bakaliami w miodzie. Jedna łyżeczka wystarczy. I znów – banalnie proste wykonanie: migdały, orzechy, pistacje, rodzynki, żurawinę dość ciasno układamy w słoiczku i zalewamy miodem. Zakręcamy, odstawiamy na około 2 tygodnie. Tyle czasu wystarczy, by orzechy i migdały zmiękły. Jeżeli ktoś z Was nie próbował jeszcze takich delicji – to koniecznie musi nadrobić straty:)
I słodką listę na dziś zakończę naleśnikami z cynamonowym twarogiem polanymi musem z brzoskwiń i bananów…..ot, sobotnie śniadanie antydepresant:)
Na tak duży stres, zareagowałam również oczywiście zmianami w domu. ( mam nadzieję, że nie należę do jakiegoś dziwnego gatunku babek, które w nerwowym czasie szurają meblami tudzież wymieniają domowe tekstylia – i że wśród moich czytelniczek także żyją takie osobniki:):) Spadł śnieg, dziecko automatycznie zaczęło dopytywać o święta:) a ja automatycznie sięgnęłam po czerwony. Delikatnie pojawiający się w tekstyliach i dodatkach – ale jednak. I wiecie co…naprawdę owe małe zmiany poprawiły mi nastrój. Flanelowa ciepła pościel w czerwoną kratę z ulubionego Tchibo, poduchy lniane, nastrojowy zestaw do herbaty w ceramiczny sweterkowo – warkoczowy wzór – słowem, powoli przygotowujemy się do zimy.
Nawet pledy wymieniłam na te bardziej gwiazdeczkowo mroźne. Mamy taki rytuał rodzinny, że wylegujemy się wieczorami na dywanie przed kominkiem. Opatuleni w koce czytamy książeczki Leonkowi, albo się po prostu wygłupiamy – ot, nasze wspólne kilka minut przed snem. Zapewne otumaniona wgraną w dzieciństwie do mózgu wizją białych włochaczy leżących przed kominkiem ( „Dynastia” i inne tego typu hitowe seriale:):) popełniłam niedawno zakup białego grubaśnego straszliwie włochacza. Przedkominkowca, który zresztą uwielbiamy. Sezon przedkominkowców uważam za rozpoczęty!.
Pa – do usłyszenia niebawem.
Widoczne na zdjęciach:
tekstylia:
pościel flanelowa w czerwoną kratę – TCHIBO www.tchibo.pl
poduchy i roleta z czerwonym pasem po środku –OLD COTTAGE www.oldcottage.pl
poduchy lniane z czerwonym haftem, koszyk na orzechy, lniane obrusy w białe kropki, lniana”czapeczka” na słoik z bakaliami – DEKODOM www.dekodom.pl
poduchy i pled w gwiazdki i paseczki, czerwony sznurek na szpulce – VILLA NOSTALGIA www.villanostalgia.pl
pozostałe:
naczynia z motywem swetra w warkocze – DEKORIA www.dekoria.pl, seria WINTER
naczynia szklane na miód – sklepik w Kościerzynie:) z różnościami.
biała paterka na orzechy i suszone morele – Allegro
szpulka na sznurek i nożyce, taca przed fotelem – CZARY Z DREWNA
www.czaryzdrewna.blogspot.com
Dziękuję za Twój komentarz.
157 komentarzy
Marek 4 września 2017 (11:47)
Zwykle spożywam miód w herbacie i na kanapce. No może jako składnik do sałatki lub razem z marynatą do kurczaka. Poza tym takie coś to dla mnie nowość – dzięki.
GreenCanoe 15 listopada 2012 (13:19)
Dziekuję jeszcze raz:)
Kasia 6 listopada 2012 (07:34)
orzechy z miodem powalające, pozdrowienia jesiennego Komorowa …
Kasia 6 listopada 2012 (07:33)
orzechy z miodem powalające …pozdrowienia z jesiennego Komorowa
EdiPassione 5 listopada 2012 (23:45)
Niesamowite ujęcia i śliczne ubranka na słoiczki Pozdrawiam
Ewa-Filomenka 5 listopada 2012 (19:39)
Witaj:)
Mam podobnie, jeśli chodzi o stres= sprzątanie:) Czasem tak reaguję, jak mam zły humor, jestem zła i wiem, że jakoś muszę się wyładować:) Ale jak to zrobić mając maluchy w domu? Właśnie wtedy sprzątam,myję podłogi, zmieniam firanki, szoruję piekarnik- czyli takie prace, które wymagają siły fizycznej:) Po takiej sesji odstresowującej czuję się jak nowonarodzona, a dodatkowo mam czysty domek jak łza:)
pozdrawiam ciepło z zalanego deszczem Pruszkowa:)
Anonimowy 5 listopada 2012 (18:55)
Ano rzeczywiście. Rano jeszcze seria winter w dekori byla, teraz patrzę i nic właściwie nie ma:)Pewnie czytelniczki jak nic wykupiły.
baddy's candy 5 listopada 2012 (16:33)
Droga Asiu, Twojego bloga odwiedzam już jakiś czas i jest dla mnie jak Green Harbor :) Jesteś wspaniałą kobietą, pełną ciepła. Lubię wierzyć, że nic nie dzieje się bez przyczyny i utrata plików zaowocuje w nowe, jeszcze ciekawsze i zaskakujące projekty:) A co do zastawy- bajeczna. Chciałabym zauważyć, że owe sklepy prezentowane przez Ciebie na blogu, powinny bardzo poważnie przemyśleć Twój udział w sprzedaży ich asortymentu. Dzięki Tobie towar zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki! Gorąco pozdrawiam Ciebie i Twoją rodzinkę:)
GreenCanoe 5 listopada 2012 (19:19)
Pozdrowienia odsyłam, równie serdeczne:)
A dobry towar zawsze szybko znika:)
Atena 5 listopada 2012 (15:08)
Hej
Ja wlasnie wrocilam z Polski z nadzieja poczytania nowego numeru a tu taki numer! Jeny nie zazdroszcze tych wszystkich nerwow, ale dobrze sie skonczylo to najwazniejsze.
Smakolykami osladzasz to czekanie, ja jutro biegne po piekny sloj i zatapiam w miodzie migdaly i pistacje nigdy nie probowalam ale skutecznie zachecilas mnie do tego, dzieki.
pozdrawiam goraco
GreenCanoe 5 listopada 2012 (19:17)
Anetko – nasza sesja uratowana :)nie martw się.
Aleja57 5 listopada 2012 (14:31)
Dzień Doberek :)
Temat jak wielu – nie jest mi obcy ….mogę tylko współczuć. A powiedz jak tam moje fotki? Bo w sumie przesłałam i jeśli Ci się skasowały mogę drugi raz. I widzę też nowe dodatki :) piękne – eh tylko mieć kasę na to wszytko…buziaki kochana
GreenCanoe 5 listopada 2012 (19:17)
mam:) zachowały się.
aeljot 5 listopada 2012 (14:29)
Stresu i nerwów nie zazdroszczę. Szkoda byłoby pracy i poświęconego czasu. Dobrze, że trafiłaś na magika, który wszystko uratował.
Piękne zdjęcia. Pomysł z bakaliami w miodzie na pewno wykorzystam bo mam i swój miód i swoje orzechy więc będzie prawdziwie zdrowa przegryzka :)
Piękne naczynia pokazałaś na zdjęciach. Aż się przyglądałam czy czajniczek i filiżanka mają ubranka zrobione na szydełku czy taki wzór.
Weranda Eulalii 5 listopada 2012 (13:03)
Trzymam kciuki za Ciebie. Już nie mogę się doczekać na następne GCStyle :) Bardzo się cieszę, że będzie też dodatek świąteczny.
Co do zastawy sweterkowej to jest absolutnie fenomenalna, NIESTETY filiżanki i imbryczek już się rozeszły w Dekorii :( ku mojej rozpaczy.
Żałuję bardzo, bo akurat filiżanek i imbryczka nam brakuje w domu.
Pozdrawiam Cię bardzo bardzo ciepło.
Ślę uściski!
GreenCanoe 5 listopada 2012 (19:16)
no właśnie już mi się zdążyły pożalić czytelniczki, że wszystko zostało już szybko wykupione..nawet weszlam na strone i sprawdziłam – fakt.
niesamowite:)
ale nie dziwę się, że tak zareagowałyście, to naprawdę śliczna ceramika.
Myślę glośno sobie, że chyba Dekoria jeszcze będzie uzupełniała zapasy, może warto spytać?
Weranda Eulalii 6 listopada 2012 (14:31)
a jednak miałam szczęście :) na początku zamówiłam sobie miseczkę i ten duży talerz, w kolorze beżu…niestety poinformowano mnie, że nie będą domawiać już tej serii. Myślę sobie "trudno" i dobrałam dwie czerwone filiżanki w serca – też wyglądają bardzo zimowo.
Ku mojej ogromnej radości okazało się przed chwilą, że na stronie pojawiły się dwie beżowe filiżanki – są już moje ! :) nie wahałam się nawet sekundy. Może będę miała szczęście i imbryk też upoluję :)
Pozdrawiam.
Weranda Eulalii 8 listopada 2012 (07:44)
Imbryczek też upolowany. Na stronie http://www.mondex.pl można znaleźć serię tej porcelany ("Seria z warkoczem") :) dostępne są jeszcze osłonki na doniczki i małe pojemniki, które można wykorzystać np. jako cukiernicę.
Pozdrawiam.
ANA 5 listopada 2012 (11:53)
Takie życie dni dobre i złe.Ale z tymi miodowymi przysmakami to dałaś czadu, mniam.:)
Iza - Jasminum 5 listopada 2012 (11:49)
Co sie odwlecze to nie uciecze : )Tym bardziej miło będzie WRESZCIE poczytać i pooglądać!
Ciesze sie ze z dyskiem jednak dobrze sie skończyło i oby nieszczęścia już omijały Wasz dom!
PS. Też uwielbiam miód i sięgam po niego przy apetycie na słodkie. A synka nauczyłam jeść "miodowe lizaki" – oblizuje solidną łychę miodu :)
GreenCanoe 5 listopada 2012 (19:13)
no własnie – Leon tak nie chce, więc mu w pastach przemycam.
I dziękuję za dobre życzenia, by się spełnily:)
maszka 5 listopada 2012 (10:12)
Straszne doświadczenie.Współczuję bardzo . Ale jak zwykle w takich sytuacjach nie ma tego złego…. Dzięki temu mamy namiastkę świątecznego nastroju u Ciebie no i potwierdzenie ,że jednak pamięć ludzka i człowiecze zdolności są ponad wszystko. Urocza ta warkoczowa ceramika. Całusy
GreenCanoe 5 listopada 2012 (19:12)
nie wiem jak to z tą pamięcią będzie….:)
na razie jakoś idzie.
uściski i całusy:)
Anonimowy 5 listopada 2012 (09:36)
Droga Asiu:)
Podczytuję Ciebie od dawna:) Wszystko u Ciebie takie ach! i och! i Ty taka wszystko-wiedząca:) może to jakiś znak, że nie wszystko na tej ziemi zależy do Ciebie i że na pewne rzeczy nie masz zwyczajnie wpływu, choćby nie wiem co. Pewnie poczujesz się moimi słowami zaskoczona, może nawet urażona pośród tych zachwytów, które otrzymujesz, ale przemyśl sobie…….stała czytelniczka:)
GreenCanoe 5 listopada 2012 (10:23)
Stała czytelniczko, absolutnie nie poczulam sie urażona.
Bo nic obraźliwego przecież nie napisałaś?. Doskonale wiem, że w moim życiu bardzo wiele spraw w ogóle nie zależy od mnie…niestety.Nie ma tu nic do przemyslań – tak po prostu wygląda życie. Gdybyśmy mogli miec wpływ na wszystko, to bylibysmy zdrowi, młodzi, piękni, bogaci, szcześliwi, i nikt by z naszych bliskich nie umierał.
Dyski wędrujące w kosmos bylyby zapewne na szarym końcu listy życzeń:)
uśmialam się tylko, że jestem "wszystko wiedząca" :)::)
ot, taki żarcik.
Laura 5 listopada 2012 (09:33)
No własnie przyszłam sprawdzić ( miedzy innymi oczywiście) co z magazynem. Pan Specjalista juz Ci pewnie wytlumaczył co masz zrobić,żeby więcej takich numerów nie przezywać,więc się nie będe nad Tobą znęcać ;). Spokojnie poczekam.
Pięknie zaaranżowałaś dom na zimę,a "wełniany" serwis mnie powalił na kolana. CUDO!
Ściskam Asiu :)
GreenCanoe 5 listopada 2012 (19:11)
ściski odsyłam – ogromniaste:)
Anonimowy 5 listopada 2012 (09:20)
Jak wspaniale, że to TYLKO TA przyczyna bezsenności, po wstępie myślałam, że naprawdę coś się u Was stało złego:):):)
Pozdrawiam i tylko takich problemów życzę:) Tak pięknie inspirujących:)
korall
GreenCanoe 5 listopada 2012 (10:28)
nie tylko ta niestety, ale o prywatnych sprawach na czólnie nie piszę.
mieliśmy ostatnio naprawde bardzo nerwowy i niedobry czas.
powolutku wszystko sie uspokaja…ale nadal słabo śpię:)
Marzeniami malowane 5 listopada 2012 (09:14)
Nie wyobrażam sobie nawet tych nerwów! Przecież od tego można zawału dostać. Ja też niestety z tych co to kopie zapasowe zamierzają wkrótce zrobić. Ale chyba najadłam się nieco strachu czytając Twój wpis i dziś zgram co nieco na CD.
Pozdrawiam
Ewa
Sylwia 5 listopada 2012 (08:52)
Współczuję Ci bardzo tych chwil stresowych. Twoje deserki są super. Będę zgapiać. Trzymaj się Kochana cieplutko.
Anonimowy 4 listopada 2012 (23:39)
Gdyby magazyn jesienny (wiosenny i letni tez) byl w formie druku do kupienia to zaplacilabym kazde pieniadze:) pozdrawiam gosia p
GreenCanoe 5 listopada 2012 (10:26)
myslimy o druku…jubileuszowym jakimś:)
Anonimowy 5 listopada 2012 (10:54)
Strasznie sie ciesze:)
Anonimowy 4 listopada 2012 (22:42)
A tak cosik czułam tym swoim długaśnym nosem, że opóźnianie się wydania jesiennego magazynu ma jakieś swe nieznośne skutki. Pragnę tylko wesprzeć na duchu, że nawet jeśli wydanie jesienne miałoby się pojawić wiosną, to jestem cierpliwym czytelnikiem.Przykro mi tylko, że z tym wszystkim wiążą się nerwy, stres, nieprzespane noce itd. Trzymam mocno kciuki za dokończenie pracy.Bo zarówno Pani blog, jak i magazyny to kawał dobrej "roboty", w której widać włożony trud, a przede wszystkim serce.
Pozdrawiam Mariola
GreenCanoe 5 listopada 2012 (10:26)
Bardzo Ci dziekuję za tyle wsparcia :):)
i nie paniujmy sobie, dobrze?
:)
Jomarowy Świat 4 listopada 2012 (21:18)
Dawno nie zaglądałam na blogi, a u Ciebie jak zawsze cudownie, można się zainspirować, doładować akumulatory :)
Pomijam awarię dysku – niepotrzebne nerwy i stres, ale jak widzę rodzina skorzystała na pysznościach :)
Bardzo dobrze, że udało się odzyskać kawał ciężkiej pracy Twojej i osób z którymi współpracujesz.
Również polecam pastę z miodu i orzechów :)
Nigdy nie dodawałam do niej wiórków kokosowych. Muszę spróbować, bo bardzo lubię kokos. U mnie w rodzinie mówimy na to makagigi :)
Nie wiem dlaczego… Rodzice w latach 90-tych wrócili z wycieczki do Ziemi Świętej i po powrocie tato zrobił nam to na śniadanie i jakoś tak zostało, że to makagigi :)
Nie jadłam z twarogiem, bo zawsze jem ze świeżym, chrupiącym pieczywem posmarowanym zimnym masłem…eh mniam :)
lasche 4 listopada 2012 (20:02)
akysz akysz …to na wszelkie uroki :) jak to mówią, żeby wyszła tęcza najpierw musi spaść deszcz. No to czekam niecierpliwie na tęczowy numer …tfu …jesienny znaczy się :)
Anonimowy 4 listopada 2012 (19:41)
dobry wieczór….moja córcia(już niedługo 5 lat) mawia, że jak na coś się długo czeka to jest jeszcze większa frajda…przykro mi za nerwy i stresy…ale i był z tego pożytek…u nas przygotowania do remontu dziecięcego pokoju, więc matka korzysta z okazji i każdy najdrobniejszy element analizuje – czy pakować czy do wydania… tym sposobem mam już 3 worki do pracy i trochę śmieci w śmietniku…ile tego dobra mają nasze dzieci…i co chwilę podchwytliwie zapytana córcia odpowiada- zabierz dla innych dzieci…zauroczył mnie dzbanuszek i filiżanka…aż poczułam aromat herbatki…u nas nastrój świąteczny już trwa, bo filcowe bombki powstają i chyba cieszą oko…a pomysły w głowie kłębią się na całego…tylko czasu brak…strasznie smutno zrobiło mi się, gdy dotarłam do końca postu i…i…i nie zobaczyłam tego o czym zawsze będę marzyć…o włochaczu sprzed kominka…kominek dla mnie to serce domu…czytając Twoje opisy widzę z jaką radością i najprostszym szczęściem możecie się upajać…oby takich chwil było jak najwięcej…pozdrawiam i dziękuję za każde zdjęcie, za każdy post…dziwny jest ten wirtualny świat…z jednej niebezpieczny, z drugiej magicznie rozsyłający energię piękna, serdeczności, przyjaźni…dziękuję…dodzia
GreenCanoe 5 listopada 2012 (10:24)
ok:) pokażę włochacza:) pozdrawiam i ciebie i córeczkę ciepło.
anita sie nudzi 4 listopada 2012 (19:40)
współczuję tych zawirowań komputerowych, szkoda,że człowiek mądry po szkodzie :/ .Ale skoro wieści dobre to czekam niecierpliwie na nowy numer;
a w tekstyliach z paskami i 'swetrowej"zastawie zakochałam się na zabój!
basia d 4 listopada 2012 (19:09)
Skąd ja znam to uczucie. Ja dawno, dawno temu, na 2 tygodnie przed planowaną obroną pracy mgr też prawie ją straciłam. Zasiadając rano do komputera, zaobserwowalam dziwne zachowanie "monitora". Wcześniej nie zgrywałam na zadne inne nośniki owoców mojej pracy – bo co mogło by się stać z komputerem. Ale obserwując dziwne zachowanie monitora przezornie zgrałam wszystko. I, wierzcie lub nie, ale w momencie jak wszystko zapisało się na płycie, to komputer wydał ostatnie tchnienie. Pracę uchowałam przed zagładą, ale obronę musiałam przesunąć o kilka tyg.
GreenCanoe 5 listopada 2012 (10:24)
farciara:)
Asiek =} 4 listopada 2012 (19:04)
No to mnie nastraszyłaś! Ja wszystko archiwizuję na dwóch dyskach zewnętrznych i nawet nie chcę myślę co by było gdyby… Ale łączę się z Tobą w bólu, bo wiem jak bolesna jest strata zdjęć dla kogoś kto je kocha. Dobrze, że chociaż część udało się odzyskać =}
Pozdrawiam cieplutko =D
Iwona - ona ma siłę 4 listopada 2012 (18:58)
Tak tu zawsze u Ciebie pięknie, że aż czasem nie śmiem nic napisać ;-) Choć jestem i patrzę i czytam i podziwiam zawsze :-) Cudowną atmosferę tworzysz na tym swoim blogu. Nie każdemu się to udaje :-) Pozdrawiam
Justyna 4 listopada 2012 (18:46)
Cieszę się, że komputerowo-techniczne problemy zakończyły sie chociaż częściowym sukcesem :) Na jesienne wydanie magazynu mogę poczekać bo wiem, że warto. Przepiekne skorupki, też mam do nich słabość. Gorąco pozdrawiam…
GreenCanoe 4 listopada 2012 (18:45)
ależ oczywiście, że byłam zbyt pewna:) i cieszyłam sie na zaś. To kolejne doświadczenie, które uczy mnie, że cieszyć sie mogę dopiero wtedy gdy sfinalizuję ( dokończę) projekt.
pozdrawiam ciepło.
Jabloniee 4 listopada 2012 (18:39)
Czasem życie płata nam figle:( Mam wrażenie, że mnie to spotyka kiedy robię się zbyt pwena swego, ale w Twoim wypadku to pewnie czysty przypadek. Tak czy inaczej, bardzo mi przykro, ale w końcu wszystko dobrze się skończyło, a opóźnieniem się nie martw jak się na coś dłużej czeka to bardziej się to docenia:) Mam tylko nadzieję, że zawodowo na tym zbyt nie ucierpiałaś… Pozdrawiam i trzymam kciuki, aby wszystko już potoczyło się jak należy:))
PS. zdjęcia jak zwykle piękne i inspirujące.
Naturalna Bianka 4 listopada 2012 (18:27)
Gdzie ten sklepik w Kościerzynie? Proszę o adres :)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (18:46)
e rzemieślniku na dole po prawej stronie – taki sklep z mydłem i powidłem:) i szkłem oraz ceramiką, nie pamiętam nazwy, ale powinnaś trafić.
Rosea 4 listopada 2012 (17:53)
Czarna seria, czarną serią – teraz może być już tylko dużo lepiej, prawda? I smaka mi narobiłaś na pastę bakaliową na miodzie… do tego chleb, gorące kakao, trzask ognia w kominku, duuużo lektury i w ten sposób mogę przezimować.
Dobrego wieczoru :)
Karolina Anna 4 listopada 2012 (17:29)
porcelana jest cudowna, najpiękniejsza jaką kiedykolwiek widziałam! :)
A co do Twoich kłopotów, niestety tak to w życiu bywa, że jak już się wali to na całego, ważne, że masz wtedy ludzi którzy Cię wspierają. A jak widać masz ich sporą rzeszę :)
Trzymam kciuki :)
Scraperka 4 listopada 2012 (17:20)
jejku ale miałaś przeżycia! to musiało być straszne… nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. cieszę się, że część danych odzyskana i z niecierpliwością czekam na numery:)))
trzymaj się jakoś i działaj tak jak do tej pory potrafiłaś najlepiej:)
ściskam mocno
Ada - Daro Meble 4 listopada 2012 (15:56)
Przepiękne! I te orzechowe pyszności :):):)
Al 4 listopada 2012 (15:43)
O kurcze! to ja absolutnie nie zazdroszczę i życzę aby sie takie historie więcej nie działy !
Ameli 4 listopada 2012 (15:08)
Podobne dramaty przezywalam zupelnie niedawno- wiem co znaczy utracic dane z dysku. Akcenty czerwieni pieknie graja w Twoim wnetrzu, wspaniala ceramika i dodatki.Zalewa miodowa az mi zapachnialo.. Pozdrawiam serdecznie!
Jo 4 listopada 2012 (15:06)
Coś o tych czarnych seriach wiem, zawsze hurtem :), i tak mieliście szczęście znaleźć takiego dobrego ducha, co Wam w większości odzysk zrobił :), nam informatyk tak przeinstalowywał system z dysku, że stary dysk padł, a na nowym nie było żadnych naszych zdjęć z kilku lat… więc kadry z ciąży i wielu lat dorastania dzieci mam tylko w pamięci, nie nauczyło mnie to systematycznego zgrywania danych, choć się staram :), ale co jakiś czas niektóre przenoszę metodą tradycyjną na papier :)
Widać że zagościł u Was taki świąteczny klimat, a te orzechowo-migdałowe łakocie w miodzie to świetny pomysł na bożonarodzeniowe prezenty :)
audrey60 4 listopada 2012 (14:34)
Przydałby się taki program do automatycznego zapisywania kopii na zapasowym dysku dołączanym do laptopa. Taki gadżet dla kobiet. Może jakiś facet – informatyk w końcu pomyśli o nas? :). A może już coś takiego jest, tylko my o tym nie wiemy?
Mam pytanie, Green, czy migdały do tej zalewy miodowej powinny być w tej naturalnej ich brązowej otulinie, czy można zalać też obrane z niej? Pozdrawiam :), choć nie doczekałam się odpowiedzi na maila ;(.
Justyna Fechner 4 listopada 2012 (13:38)
Jestem pod tak ogromnym wrażeniem tego wszystkiego co robisz. Podziwiam, pięknie po prostu a kominka to tak Wam wszystkim, szczęśliwym posiadaczką- zazdroszczę ajjj… Pozdrawiam cieplutko i serdecznie
Justyna 4 listopada 2012 (13:37)
Wyobrażam sobie traumę jaką przezyłaś po awarii dysku, jeszcze nie dawno ja przechodziłam przez to samo tyle że na dysku nie było zawodowych rzeczy a rodzinne w tym wszystkie nie wywołane jeszcze od narodzin zdjęć i filmów mojego dziecka…znam to uczucie.
Bardzo przytulnie, ciepło u Was…zdjęcia piękne! bardzo kusi i mnie czerwień tego roku ale z potrzeby rozjaśnienia mojego poddaszowego mieszkania chyba sie nie zdecyduję.
Pozdrawiam cieplutko
Ania 4 listopada 2012 (12:02)
Oj, miałam kiedyś podobną historię z dyskiem. Od tej pory obiecaj sobie, że czy będzie Ci sie chciało, czy nie – raz na miesiąc robisz kopię:) A na pościel z flaneli narobiłaś mi smaka, chociaż nigdy nie miałam flanelowych poszewek.
GreenCanoe 4 listopada 2012 (13:12)
My zimą śpimy głównie pod flanelowymi powłoczkami – są bardzo mile w dotyku, a dobrej jakości pościele flanelowe praktycznie się nie mechacą. Może na próbę kupcie sobie jeden komplet? Też się kiedyś dałam namówić:)
m13 4 listopada 2012 (11:39)
Zachwycona jestem tą zastawą! i pojemniczkiem na miód, przepiękne!
Ivalia 4 listopada 2012 (11:17)
Na miodne przetwory przepisów mam kilka, ale jak dotąd kończyło się jeno na mysleniu o ich stworzeniu… trza się będzie zabrać do roboty jak nic, bo smakowicie to wszystko wygląda, a łasuchów pod bokiem mam trzech – no i pasta! rewelacja, takiej nie znałam ;)))
Problemów z dyskiem współczuję, nam tez padł dwa lata temu, szczęściem mąż informatyk to zadziałał odpowiednio i odzyskaliśmy co stracone – ja najbardziej drżałam o zdjęcia – mnóstwo zdjęć rodzinnych!
GreenCanoe 4 listopada 2012 (13:10)
no to do roboty:0 kochana. tak naprawdę to żadna robota – pastę robię dosłownie kilka minut, bakalie to tez tylko chwilka.
Agnieszka z Mierzei Wislanej 4 listopada 2012 (10:49)
o rety :O mi padł dysk gdy pisałam pracę magisterską (była burza, komputer nie wyłączyłam i trach zdechło wszystko- umierałam dosłownie i modliłam się o cud :/ udało się odzyskać część pracy …
zdjęcia prześliczne, na widok orzechów w miodzie obśliniłam się po kolana – koniecznie muszę poczynić :)
Co do Twoich wnętrz będę monotematyczna – masz jak w bajce :) ja jestem zakochana na amen :)jestes wróżką, bo zawsze jest niezwykle czy to w czerwieni czy zieleni…
pozdrawiam i zdrówka życzę (bo my zasmarkani)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (13:09)
oj – to ja dla WAS zdrówko wysyłam:)
lewkonia 4 listopada 2012 (10:12)
U mnie dół miał wiele pozornie drobnych a nawarstwiających się przyczyn i tak go sobie uhodowałam,że już miałam się zamiar załamać po całości i popaść w depresję prawdziwą (wypisz wymaluj Twój przedpoprzedni post)
A że do tego jeszcze marnie z finansami było(a jak wiadomo wtedy lubi się popsuć samochód właśnie, na którego naprawę trzeba się znów zapożyczyć)wynalazłam sobie sposób na katharsis – farba do włosów, fioletowe rajstopy, pomarańcz na kanapach i oknach i mnóstwo kolorowych świeczek z zatopioną jesienią. Do pełni szczęścia potrzebny był mi jeszcze przyjazd syna, któremu nagotowałam pachnących żeberek, gulaszy i pyz. Wszystkie dręczące mnie pierdoły rozpadły się w pył, który można już tylko zdmuchnąć z pogardą. A więc potrzeba było tylko czasu i tych paru miłych dni, by się wygrzebać z czarnej otchłani.
Ale kompletnie mnie wyprostowało, gdy uświadomiłam sobie, że ja wciąż jeszcze mam szansę oglądać kolejne wschody i zachody słońca, przytulać drogie mi osoby i czytać ukochane książki, a pewna od niedawna podziwiana przeze mnie za niebywały hart ducha Kobieta… już nie.
Gdyby Ci się chciało wyryczeć do końca, to u mnie znajdziesz pewną Chustkę.
Więc trzymam kciuki za sprawy komputerowe, ale jeszcze mocniej za Wasze zdrówko.
Buziaki!
GreenCanoe 4 listopada 2012 (13:17)
….weszłam dziś na chustkową stronę – po Twoim komentarzu bo mnie tknęło…,w tej chwili dopiero się dowiedziałam…
masz milionową rację Lewkoniu.
Wiewióra 4 listopada 2012 (10:07)
"Czarna seria" brzmi strasznie! moja mama zawsze mówiła, że nieszczęścia chodzą nie parami ale stadami :)
Współczuję bardzo i już na początku chciałam krzyczeć, ze są tacy magicy :) dobrze, że udało się odzyskać ważne dla Ciebie rzeczy :)
Od wczoraj mogę jeść miód i orzechy więc i taka pastę chyba sobie niebawem zrobię do chlebka (własnej produkcji oczywiście), tylko niech mi się wreszcie remont kuchni skończy bo w tym bałaganie i pyle wytrwać ciężko szczególnie z Synciem czołgającym się po podłodze. Mam tez nadzieje, że i u mnie ciepłe dekoracje niebawem zagoszczą w domu :)
Pozdrawiam cieplutko choć plucha za oknem.
Noc Majowa 4 listopada 2012 (09:55)
O rany – przejścia straszne :-( Jednak żeby z tego nieszczęścia było choć trochę pożytku, w poniedziałek kupuję dysk zapasowy, bo najbardziej żal byłoby mi naszych rodzinnych zdjęć :-( Strach się bać.
Miejmy nadzieję, że wyczerpałaś już tym zdarzeniem limit niepomyślności :-)
Powodzenia i czekam z utęsknieniem na magazyny, osładzając sobie czas Twoimi postami :-)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (10:03)
oj, tez mam taką nadzieję! :)
Joanna z Hażlacha 4 listopada 2012 (09:51)
ufff
najważniejsze że w domu wszyscy zdrowi!!!!
możliwe, że znasz już takie coś jak dropbox, ale jest za małe na Twoje graficzne potrzeby, ja jak odkryłam, że wszystko zapasowe na wszelki wypadek mogę mieć gdzieś tam w cyberprzestrzeni jestem spokojna, polecam
pozdrawiam
JOanna z Hażlacha
GreenCanoe 4 listopada 2012 (10:02)
Joasiu, pozdrowionka serdeczne:)
Brydzia 4 listopada 2012 (09:42)
Och Asiu ,wyobrażam sobie ,co przeżyłaś… Dobrze, że większość materiałów udało się odzyskać, bo już nie mogę doczekać się kolejnych wydań Magazynu :D
A zmiany w domku cudowne!!! Na ceramikę z Dekorii choruję od dawna i chyba czas się podleczyć :D
Pozdrawiam cieplutko z wyjątkowo ciepłego dziś ( 14 st) Podkarpacia!!!
GreenCanoe 4 listopada 2012 (09:56)
a u nas zimno jak diabli, lecę zatem odpalać piekarnik:)
uściski wielkie Brydziu.
Palmette 4 listopada 2012 (09:25)
Przepisy na łakocie są tak smakowite, że wykorzystam je z pewnością. W temacie dysku… cóż – elektronika lubi się psuć. Ważne, byś szybko i bez zbędnych już problemów uporała się z odtworzeniem reszty materiałów. :) Pozdrawiam serdecznie
Gospi 4 listopada 2012 (09:24)
udało się uratować więc nie była to taka czarna d… :) mój znajomy informatyk mówi, że ludzie dzielą się na takich co robią kopie i na tych co będą robili kopie:)
fajne filiżanki z dekorii:) powoli blog to produkt placement, ale spoko, zawsze można zobaczyć gdzie, co kupić
GreenCanoe 4 listopada 2012 (09:58)
no – to ja jestem z tej drugiej kategorii:)
JUŻ robię kopie, już mam dodatkowe dyski i cdki w ilościach wystarczających:)
i tak , jak napisałam powyżej – mądry Polak po szkodzie
pozdrowienia:)
amelia 4 listopada 2012 (09:24)
Jeśli to Cię w jakiś sposób pocieszy,choć wątpię,to też kiedyś straciłam cały dysk z danymi..i nie trafiłam na Pana MAGIKA, pozostały łzy
i zakupienie dysku zewnętrznego co w razie..odpukać powinien przetrwać.
no i ja poprawiam sobie jesienne smutki przemeblowywaniem..tam i z powrotem..tu dodać ,tu odjąć i jakoś zawsze inaczej:-))
pozdrawiam
a.
GreenCanoe 4 listopada 2012 (09:53)
Amelio, pisząc , że odzyskaliśmy prawie wszystko, miałam na myśli, że nie odzyskaliśmy plików, na których nam najbardziej zależało…
pech w w szcześciu:)
ściskam Cię mocno.
witchqueen 4 listopada 2012 (09:07)
Takie sytuacje sprawiają, ze człowiek się ciągle czegoś uczy w życiu:) Piękne zdjęcia..i ta roleta..
Shayneen 4 listopada 2012 (08:45)
Oj, Asiu, jak ja Cię rozumiem!!! U mnie też sytuacje stresowe mają tendencję do ataków zmasowanych, niestety. Co do kopii zapasowych… Zawsze sobie obiecuję, obiecuję i obiecuję… i na obietnicach tylko się kończy. Dlatego Twój przypadek dał mi potężnego kopa i pędzę dzisiaj po tradycyjne CD-ki (bo w dyski twarde przestałam już wierzyć) i zabawię się w archiwistkę :) Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, gdyby fotki moich prac (w ilości cóś ok. 700… chyba) zrobiły "fruuuuuuuu!!!!". Tym bardziej, że mój laptop – staruszek od jakiegoś czasu potężnie muli i… strach się bać! Pozdrawiam. Shayneen
GreenCanoe 4 listopada 2012 (09:18)
cdki mamy w takiej ilości, że głowa boli. każda moja sesja – to 3 płyty. Ale dyski tez już mamy. 3 :)
Ircia83 4 listopada 2012 (08:41)
Ważne, że większość odzyskana… współczuję nerwów… Twoje wnętrza są przepiękne… powiem więcej, to nawet taki mój ideał, do którego dążę. Lubię jasne pomieszczenia i w takim jakimś prowansalskim stylu. My niestety mamy ciemne podlogi i meble, bo takie tu już były. Zastanawiam się co z tym wszystkim zrobić. Powoli rozświetlam dodatkami… u Ciebie bardzo przypadły mi do gustu groszkowe akcesoria… :)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:53)
ale nasza podłoga też byla ciemna. mało tego- sama ja tak zabejcowałam. po kilku latach pomalowaliśmy na biało jedno wiem – do ciemnych podłóg nie wrócę. Biel pieknie odbija naturalne światło i jest we wnętrzu naprawdę odczuwalnie jaśniej.
Ircia83 4 listopada 2012 (16:49)
Dobrze wiedzieć :) Być może będziemy remontować, albo sprzedawać i budować… Ta wiedza na pewno się przyda… :) A wracając do miodów, to naprawdę świetny pomysł! W mojej kuchni miodki na stałe goszczą, kupowane co roku u lokalnego pszczelarza. Póki co używam je tylko do herbatki, grzańca piwnego, tostów i sosu vinegrette… Ale zastosowań jak widzę jest wiele :) Moim ulubionym jest spadziowo-malinowy i lipowy. A orzechy zatopione w miodzie widuję zawsze na Rodos. Są to na pewno o wiele zdrowsze i smaczniejsze słodycze dla nas i dla dzieci. Ja się nad tym w kontekście dzieci jeszcze nie zastanawiałam, bo ich po prostu nie mam, ale sama widzę po sobie. Od ponad roku jem o wiele więcej niż w poprzednich latach czosnku i miodu i od roku nie chorowałam… Podczas gdy wcześniej porządne przeziębienie dopadało mnie co najmniej 2 razy w roku… Pozdrawiam z leśnej polany :)
Jo-hanah z Wrzosowej Polany 4 listopada 2012 (08:32)
Oj Asieńko! Ale miałas tresy! Ale już wszystko dobrze! I to najważniejsze.Komplet do herbaty i miseczki z sikorkami mnie oczarowały. A słodkości światne. Z pewnością poczynię, bo i zdrowe i pyszne!
Czekam na dyniowy pasztet, bo ma śliczną dynię w kuchni.
Trzymam kciuki za GCstyle i czekam na kolejne numery.
Pozdrawiam cieplusieńko
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:51)
sikorkowe miseczki są z DEKORII też. wprowadzili teraz na zimę własnie typowo tematyczna ceramikę.
za pasztet zaraz się zabieram.
KERI 4 listopada 2012 (08:26)
A mnie właśnie skasował się cały komentarz który przed chwilą do Ciebie napisałam ;/ złośliwość rzeczy martwych, wiem co to znaczy też tak kiedyś miałam i współczuje Ci tego!! straszne uczucie bezradności i bezsilności. Dobrze że Pan Magik chociaż część odzyskał. Pięknie u Ciebie z tymi czerwonymi akcentami.
Myszka 4 listopada 2012 (08:22)
Wielkie brawa dla MAGIKA komputerowego!!! Podziękuj mu od nas wszystkich:)
Ale fjnie wygląda ten komplet rolety z poduchą na fotelu!
Miłego dnia!
Karolina 4 listopada 2012 (08:20)
Najwazniejsze że pan MAGIK zadziałał i większość danych wróciła.
Pięknie przystroiłaś domek aż chciałoby się z Wami usiąść przed tym kominkiem :D
Bella 4 listopada 2012 (08:19)
dziewczyno, i tak dzielna jesteś! ja to bym chyba przez okno wyskoczyła i wyła z rozpaczy jak ranny wilk. Jednak wiadomo, że w takich chwilach człowiek mobilizuje się jak nigdy. Dasz radę! Kto jak nie Ty! Przciez wszyscy czekamy na kolejne magiczne inspiracje z GCstyle:)
PS: a kurs pracza dywanów też przeszłam, kiedy psy wylały mi na nowy dywan czerwone wino, także wiem coś o tym. Pozdrawiam!
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:50)
:):):) czerwone wino powiadasz, no to mamy te same przeżycia:)
w pracowni mam jaśniutki srebrny dywan – i tez zaliczył wylane czerwone wino:) od tamtej pory – nie pije alkoholu w pracy:):):):):)
butterfly 4 listopada 2012 (08:10)
Glowa do gory, wasz magazyn jest tak cudowny, ze nie wazne ile trzeba bedzie czekac zawsze jest warto i ogromnie cieszy oko :) zapraszam do mnie na zabawe Candy :) http://crazybutterflyworld.blogspot.ie/
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:49)
dziękuję:)
Niezapominatka 4 listopada 2012 (08:04)
Wyobrażam sobie jak taka sytuacja może rozwinąć słownik wyrazów niecenzuralnych… :/ Dobrze, że istnieją tacy komputerowi magicy!
Przepiękny jest ten sfeterkowy zestaw naczyń , chociaż mój małżonek, któremu rozgorączkowana pokazałam włóczkowy kubas (z nadzieją na prezent Bożonarodzeniowy ;))powiedział: "Łe tam, trudny do mycia". Po raz enty przekonuje się, że mężczyźni są do cna praktycznie nudni :/// I znowu będę musiała sama sobie kupić te cudeńka ;)
Na koniec dodam, że teraz czeka Cię fala wspaniałych wydarzeń, bo po złym przychodzi dobre :))))
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:49)
do zmywary sobie włożysz i już:)
kubki są naprawdę piękne, w ogóle cala seria. to mój HICIOR na tegoroczną zimę.
Anonimowy 4 listopada 2012 (09:17)
:)wiem,ze to dziwnie zabrzmi,ale:
nie wszyscy maja zmywary :)
ja na widok kubkow (widzialam juz w sklepach) tez pomyslalam "hmmmmm.fajne,ale trudne do mycia" :)
my slodkosci do smarowania nie uzywamy :) jedynie dzem,dziecie miodu nie lubi,co mnie nawet nie martwi,bo miod ma plusy i minusy. jemy czekolade !!!!! ciemna! dziala antydepresyjnie :))))
w tym roku pierwszy raz swieta beda bialo-srebrno-turkusowo-rozowe…
hmmmmmmm,hmmmmmmmmm,hmmmmmmmmmmmm. to eksperyment. :)
komputery,dyski i ta cala "pomocna" technika przysparza mi siwych wlosow :) ale cos za cos :)
pozdrawiam i czekam na magazyn
Joanna
GreenCanoe 4 listopada 2012 (09:23)
wcale nie dziwnie, bo też nie mieliśmy:):) – i zmywałam ręcznie. Ale odkąd mamy, to…nie wiem co by było, gdyby nagle ktoś mi ją zabrał:):):)
dżemy mamy własne, miód kochamy wszyscy jak leci:) a czekolada – tak – gorzka, ulubiona, własnie wczoraj uzupełniłam zapasy. lubię sobie ją tak zawiórkować tarką na deserki.
a kubeczki nie są wcale trudne do mycia – umyłam swoje w kilka sekund ( od wewnątrz są gładkie, wzór maja na zewnątrz)…
Anonimowy 4 listopada 2012 (09:48)
nie kus,nie kus :)))))))
jestem zakubeczkowana po uszy,zima uzywamy kubeczkow z zimowymi widoczkami-glownie z motywami balwankow a mam ich chyba ponad 20…
a moze ponad 30…..
wlasnie odkrylam,ze drukarka mnie informuje,ze ma nieprawidlowy typ glowicy drukujacej!!!!!!!! ma te sama co wczesniej ! czarna seria jest zarazliwa ;)
Joanna
GreenCanoe 4 listopada 2012 (11:21)
Asiu – nie kracz, oby nie! wszystkim chciałabym zarażać- ale na pewno nie czarnymi seriami, uściski wielkie:)
Nordstjerna 4 listopada 2012 (07:57)
Jak wszyscy o dysku to ja napiszę o kocie.
Może to już czas na kastrację, po prostu?
Czasem takie sikanie w domu jest pierwszym objawem dojrzałości, nawet jeśli zapach moczu jeszcze nie jest dorosły-kocurzy. Radzę nie czekać, tylko do weta, umawiać się na zabieg. To pisałam ja, pańcia aktualnie czterech kocurów (plus dwóch już za Tęczowym Mostem) :)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:48)
Na kastrację wedle wytycznych weta za wcześnie – na wiosnę chyba się zdecydujemy. Ale na pewno to nas czeka. Obie dziewczyny są wysterylizowane już,Wałek też.
Cziko mnie ukarał – dałam najpierw jedzenie Leonkowi, a jemu kazałam poczekać, więc wszedł na dywan i parząc mi w oczy zrobił co zrobił.
Nordstjerna 4 listopada 2012 (11:22)
Zadałam sobie trud znalezienia pierwszego wpisu o Cziko: 24 maja.
Zakładając, że maluch miał ok. 2 miesięcy ( plus minus, z tolerancją do dwóch tygodni), to aktualnie ma już ok. 7 miesięcy. W tym wieku jąderka są już dobrze widoczne.
Najwyższa pora, o ile nie ostatni dzwonek. No, chyba że chcecie mieć już na zawsze kota, który znaczy po domu. A jeśli Wasz wet uważa, że to za wcześnie, to radzę na tę okazję poszukać innego weta, żeby ten zabieg wykonał. Najlepiej takiego, który ma pod opieką hodowle i robi tzw. wczesne kastracje – na pewno nie będzie się obawiał zabiegu u ponad półrocznego kota.
Taki błąd zrobiliśmy z naszym pierwszym kotem – następne już szły do ciachnięcia wcześniej, najczęściej właśnie w wieku ok. 6-7 miesięcy. A na wiosnę to już będzie stanowczo za późno – to będzie już roczny kot! Jak to powiedział jeden z naszych wetów – jak już zachowania płciowe zagnieżdżą się w głowie, to pozbawienie jajek nie wystarczy, one już tam zostaną.
GreenCanoe 4 listopada 2012 (11:28)
co człowiek- to inna teoria, ale może rzeczywiście masz rację…
nam zależało głownie na tym, by rudy tego jakoś źle nie przeżył, ale być może, nie można czekać.
zadzwonię i spytam.
Anonimowy 4 listopada 2012 (11:59)
wtrace sie :)
moja ulubiona pani weterynarz Suminska piszaca takze do Werandy Country twierdzi,ze koty sterylizuje za wczesnie a powinno sie to robic okolo roku -a wskaznikiem jest zapach moczu kota-meski :)
tez mam koty :)
Joanna
Nordstjerna 4 listopada 2012 (14:46)
Jest takie powiedzenie: "w teorii teoria i praktyka to to samo, w praktyce – nie". Jako, że prowadziłam przez kilka lat dom tymczasowy dla kotów, u siebie i innych wolontariuszek miałam okazję napatrzeć się do woli na różne sytuacje. Np. kotka, która dostała rui w wieku 4 mies. (wg teorii kotka europejska powinna wejść w pierwszą ruję najwcześniej mając 8 mies.).
W przypadku kastracji kociaków problemem jest waga ciała i odpowiednie dobranie narkozy – w przypadku Cziko ten problem raczej już nie zachodzi. Nasza wetka (nb. b. dobry chirurg) za dolną granicę uznawała wagę 3,5 kg.
Ważne jest, żeby zabieg wykonywał wet, który to robi często, a nie okazjonalnie, kilka razy w roku – i który potrafi adekwatnie dobrać narkozę do skali zabiegu. Kastracja to zabieg trwający kilka minut. Nasze chłopaki przeważnie były ciachane wczesnym popołudniem i już wieczorem normalnie funkcjonowały.
I jeszcze moje zdanie o "karaniu" i "obrażaniu się" – jakoś trudno mi wierzyć w takie wytłumaczenie: u nas wszystkie przypadki nietrafiania do kuwety okazywały się mieć podłoże zdrowotne lub płciowe/terytorialne/dominacyjne. Dobrym przykładem może być jedna nasza tymczaska, która przez kilka dni lała do łóżka, a dopiero po tych kilku dniach ujawniły się objawy rui. Po sterylce grzecznie wróciła do kuwety i później już w stałym domu też nigdy nie zdarzyła się awaria.
A w naszym (niemałym zresztą) stadzie stale któreś czeka na jedzenie, dostaje w drugiej czy trzeciej kolejności – i nie stanowi to dla nich problemu. Chociaż widać, że potrafią być zazdrosne, ale objawia się to zupełnie inaczej.
GreenCanoe 4 listopada 2012 (15:03)
ależ zgadza się- zaznaczanie terytorium owszem ( bo dywan to ulubione miejsce Leonka do wylegiwania) ale wykonane ewidentnie w ramach kary, że wybieram dziecko – jako pierwsze do obsługi żywnościowej:) a nie Cziko. Wcześniej całymi dniami był w domu i jakoś mu nie przyszło do głowy by dywan zaznaczyć. A "karanie" zwierzaków za nasze ludzkie "wykroczenia" przeżywaliśmy tu nie raz nie dwa. nasze zwierzęta są np. BARDZO obrażone, jeśli wyjeżdżamy na kilka dni:) po powrocie najpierw gdy nas zobaczą jest dzika radość, a zaraz potem odwracają się od nas, udają że nas nie ma, nie dają się głaskać – dopiero po kilku minutach robią łachę:) i przychodzą na głaskanko. Nasze 2 sędziwe już kotki bardzo dokładnie nam pokazały, jak im się nie podobało, że urodził się Leoś – do tej pory to one były na piedestale. Wiele miałabym takich przykładów. Jestem przekonana, że zwierzaki mają bardzo dużo naszych "ludzkich" odruchów.
Nordstjerna 4 listopada 2012 (17:13)
Ja tak tylko szybciutko, bo zaraz wychodzimy.
Do Anonimowy: w środowisku kociarzy pani S. jest uważana za osobę mocno kontrowersyjną, jeśli chodzi o jej poglądy. A już na pewno nie należy opierać się na opinii jednego weta, bo weci są różni i poglądy też mają różne, niektóre wręcz szkodliwe dla zwierząt, niestety. Przykładem choćby grupa wetów starej daty, którzy uważają, że kotka/suka powinna raz w życiu urodzić. I potem mamy przepełnione schroniska…
Anonimowy 5 listopada 2012 (05:52)
Anonimowy sie odzywa,na marginesie podpisuje sie imieniem.
o ile pamietam Cziko to kocurek,nie kotka. kocury dojrzewaja pozniej.
a z wlasnego doswiadczenia wiem,ze kastracja nie jest lekiem na wszystko. nasza wykastrowana kocica raz zestresowana sikala po katach przez pare lat. mylam,pralam,czyscilam,wymienilam wykladzine.
oczywiscie,ze jestem za kastracja! ale koty sa rozne.
Joanna
jaga 4 listopada 2012 (07:31)
Miałam to samo dwa miesiące temu ,padł dysk i utraciłam wszystko.
Teraz dzieci chcą kupić mi na gwiazdkę zewnętrzny dysk.
Mój informatyk magic nadal odzyskuje dane, hi hi
Uwielbiam czerwone akcenty na BN
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:11)
Jaguś, my z czerwonym to się raczej unikamy – ale w okolicach zimy…oj dużo go tu zaczyna być, dużo:)
jakoś mi się kojarzy z poczuciem bezpieczeństwa, ze Świętami z ciepłem..
bozenas 4 listopada 2012 (07:28)
Pięknie u Ciebie,a ceramika mnie urzekła:)))Pozdrawiam cieplutko:)))
entomka 4 listopada 2012 (07:19)
mój mąż kiedys stracił dane na dysku i wiele sesji syna….
znamy więc ból, nerwy, dobrze że chociaż część danych odzyskaliście, powodzenia z dokończeniem!
zastnawiałam się nad tymi sweterkowymi kubkami, spodkami…. ale wybrałam czerwień… jak patzre na Twoje zdjęcia, to znowu mam ochotę na tą zimową zastawę :)
petra bluszcz 4 listopada 2012 (07:08)
Co do padniętego dysku, to ja tam uważam, że co nas nie zabije, to wzmocni. A może potrzebowałaś takiego hamulca? Co nie zmienia faktu, że bardzo, bardzo Ci współczuję, bo ja bym pewnie padła na zawał po czymś takim. Też niecierpię czuć bezsilności! To chyba najgorsze z uczuć…
A co do części kulinarnej posta, to chętnie skorzystałabym z Twoich przepisó z miodem, ale ostatnio na ten specyfik mój żołądek reaguje potwornym bólem. I już nie wiem, czy to jakaś sezonowa alergia (bo przechodziłam podobne męczarnie z pomidorami i bananami), czy może fanaberia organizmu ciężarnej kobiety :)
No i jeszcze nie mogę nie wsponieć, że wprost zachwycił mnie "dziergany" komplecik do herbaty. Jest wprost uroczy!!!
Pozdrawiam cieplutko i dużo słoneczka życzę! No i żadnych więcej komputerowych chochlików :D
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:10)
Po 1. GRATULACJE brzuszka:)
Gdy byłam w ciąży nie mogłam znieść zapachu kaszy gryczanej – i niestety od tej pory mi to zostało.
Może to taka Twoja reakcja na miód. A może sam miód jest "trafiony"
Jesteś pewna, że kupujesz miód z naszych pasiek?
warto czytać etykiety – sama bym się niedawno nabrała.
Jeśli z tylu na etykiecie jest napisane że miód pochodzi z POZA państw unii europejskiej – to najprawdopodobniej oznacza, że pochodzi z CHIN…i jego skład jest zazwyczaj zagadką.
My kupujemy miody tylko z naszych pasiek.
angel 4 listopada 2012 (07:01)
Dobrze, że już komputer zdrowy:)
Pięknie tu u Ciebie za każdym razem! O rany, jak ja bym chciała mieć takie oko do zdjęć jak Ty! Czy tego można się nauczyć?
pozdrawiam
angel:)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:07)
dziękuję Ci bardzo:) nie wiem czy można się nauczyć, bo ja się nie uczyłam – tzn. nie jakimiś kursami Zdjęcia robiłam po prostu od zawsze, bardzo pomaga na pewno dobry sprzęt.
Gabriudou 4 listopada 2012 (06:49)
Nigdy jakoś nie miałam czasu wpaść i poczytać :) Nie chciałabym aby mi sie to samo przytrafiło z komputerem. Ale Magowie-informatycy nie są chyba na wyginięciu, co?
skarbynatury-galeria 4 listopada 2012 (06:48)
Doskonale wiem przez co przeszłaś przez ostatnie dni … KOSZMAR. Kilka lat temu, przez taki miks – przypadek połączony z zapomnieniem – zniszczyłam mój przenośny dysk twardy. A wraz z dyskiem zdjęcia z moich wyjazdów, zdjęcia produktów do sklepu, które robiłam przez ostatnie 3-4 lata. Poszło wszystko. Innym razem rodzice stracili wszystko z komputera stacjonarnego, w tym zdjęcia z wyjazdu do Wietnamu.
Cieszę się, że większość danych udało się odzyskać. Głowa do góry. Życzę Ci dużo siły i wytrwałości. Może tematy, które musisz ponowić, wyjdą jeszcze lepiej ?
Chciałabym się zapytać jakim miodem zalewasz orzechy ? Czy też akacjowym, tak jak do wspomniałaś w przepisie o paście z bakalii ? Marzą mi się takie miodowe orzechy. :)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:04)
Bakalie zalewam rożnie. Jeśli chcesz by były delikatne w smaku – to akacjowym, ale super też wychodzą na miodzie ryczanym, albo ze spadzi – takie bardziej z pazurem.
JUKA 4 listopada 2012 (06:11)
Znam złośliwość dysków, znam… U mnie to niechybny znak, że ciężka praca jest na finiszu ;) Oczywiście kopii nie robię, choć od czasu do czasu obiecuję sobie, ze to zrobię… Taaaa…
Przygotowania do jesieniozimy (lub odwrotnie) imponujące i smakowite Pozdrawiam ciepło :D
Fea 4 listopada 2012 (01:06)
Takie rzeczy zdarzaja sie tylko… NAJLEPSZYM. I nie pisze tutaj o obsiusianym dywanie ;) Serdecznie Cie pozdrawiam!
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:03)
:):)):):)
monique 4 listopada 2012 (00:31)
właśnie czytam i padam trupem :)))) wystawiłam posta i zaglądam do Ciebie a tam szuranie meblami , zimowe nastroje i pytania świąteczne młodzieży (o komputerku nie wspominam bom wiedziała :))) Więc jeśli raz jeszcze usłyszę jakie jesteśmy podobne to chyba wreszcie uwierzę ihihihihi buziaki moja telepatyczna siostruniu !! Filiżanki i dzbanek – petarda !!! a na miodowe szaleństwo wpraszam się obowiązkowo :)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:03)
:):):):):):):):)
Etteb 4 listopada 2012 (00:28)
Lubie wejsc do Ciebie, do przyjemnego, przytulnego domku pelnego milosci, dla mnie jest momentem relaxu, nie ukrywam, ze zyczylabym sobie choc w malej czastce miec taki domek – ponoc marzenia sie spelniaja, w co bardzo chce wierzyc, mam jednak nadzieje iz uda sie mi w nie dalekiej przyszlosci stworzyc mala namiastke w podobienstwie do Twojego domku, nooo malutka. Dziekuje za wszystkie rady oraz przepisy ktorymi sie dzielisz a ja zapisuje w swoim specjalnym notesie i po czesci jesli mozliwe staram sie wykonac, teraz kolejna rzecza bedzie miodzik , jak piszesz, moze zastapic zachcianki na slodkosci … ktore u mnie bywaja bardzo czesto. Dziekuje.
Zlosliwosc rzeczy martwych bywa przerazajaca. Bedzie dobrze. Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze only pozytywne myslenie pozwala na przezycie/przeczekanie przeroznych sytuacji.
Pozdrawiam cieplo.
SentiMenti 4 listopada 2012 (00:12)
O kurczę, ale stres… cieszę się, że trafiliście na właściwego magika-odzyskiwacza :)
pozdrówka :)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:03)
Asia…nawet nic nie mów. Ja myślałam, że zemdleję po prostu gdy zapadł wyrok, że dysk kaput. Nie mogłam w to uwierzyć.
Teraz wracam do pracy na niekompletnych danych, ciągle czegos szukam..
bajowka 3 listopada 2012 (23:48)
Nie zazdroszczę komputerowych problemów, o nas się nie martw, cierpliwie poczekamy. Dzięki za te wszystkie cudne przepisy!!
Iwona 3 listopada 2012 (23:15)
O rany, przykra sprawa :-( wiem coś o komputerowej stracie, bo kiedyś "wdzieczny" pacjent mojego męża przysłał nam wirusa i wszystko poszło …
Klimaty u Ciebie cieplutkie, to może łagodzić … a ten miodzio, ach … napewno wypróbuję.
Trzymaj się cieplutko! Zły czas mija :-)
Cat-arzyna 3 listopada 2012 (23:03)
O rany , ja też komputerowo naiwna jestem , odpukać , jeszcze nic takiego mi się nie przydarzyło i tylko mogę się domyślać co czujesz i w jakim stanie psychicznym jesteś . Współczuje z całego serca .
A jeżeli chodzi o rożne słodkie umilacze to też staramy się unikać tablicy Mendelejewa jak ognia i czasami goście maja zdziwione miny gdy do herbaty podajemy miód z przeprosinami że cukru w tym domu nie ma .
Czerwone dodatki w Twoim domku prezentują się przepięknie .
Ściskam mocno i miłej niedzieli życzę:)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:57)
uściski odsyłam:)
LittleKa 3 listopada 2012 (22:55)
Przepiękny smakowity wpis.
Przecudowne zdjęcia.
śliczne przedmioty. moje ulubione kolory. Cudowne!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
http://prettyunreality.blogspot.com
Maryś 3 listopada 2012 (22:50)
Nigdy mi się nie przytrafiło "nieszczęście" w pojedynkę, zawsze szły legionami…
Doskonale rozumiem, co się stało, bo miałam kiedyś taką sytuację z projektem nad którym pracowałam kilka miesięcy, tylko, że musiałam go odtworzyć, bo to było wiele lat temu i w pobliżu magika jak Twój nawet na lekarstwo brakło… Najważniejsze, że udało się odzyskać Joasiu (ale ja do dziś ryzykuję i nie archiwizuję, bo kiedy…) ech
Trzymam kciuki za wszelkie powodzenie! Ten przepis mnie rozczulił… Dziękuję ☼
ula 3 listopada 2012 (22:49)
Wiem, wiem Monia wspominała, no słońce Ty moje ! tyle powiem w kwestii dysku jako po fachu – fotograficznym co płacze jak jej stary negatyw wetnie w szpargałach i miesiącami go szukam… teraz już wszystko wiesz i będziesz mądra :)))) – taką mam nadzieję, ja na stres reaguje podobnie – chałupa się błyszczy a ja latam wkurzona jak parowóz i wyszukuje kolejne roboty już zresztą raz zrobione … :)
będzie dobrze, odstresuj się Ty porządnie jak biała kobieta – publicznie nie będę Ci mówiła jak…. bo zgorszę społeczeństwo ;)), paluszki aż oblizałam od tych słodkości bo mnie nie wolno
ale orzeszki to wtranżalam aż miło, trzymaj się, nie puszczaj i czekam na Twoje dzieła fantastyczne !!!
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:01)
A Ty wiesz, że jak mi się to przydarzyło, to pomyślałam o tym jak Kalbarowi spadł dysk… pamiętasz, jak mi opowiadałaś?
No ale oczywiście czyjeś opowieści nie popychają nas do zabezpieczenia swoich danych. trzeba było samemu dostać rózgi na tyłek:)
Aśko 3 listopada 2012 (22:49)
najszybszy komentarz,jaki nasuwa mi się po pierwszym czytaniu i oglądaniu zdjęć: sweterkowa zastawa miażdzy system!!! :D genialna :)))
GreenCanoe 4 listopada 2012 (07:59)
noooooo:):):)
tez się w niej zakochałam:)
Ondrasza 4 listopada 2012 (11:16)
Mi moja praktyczna Połówka wybiła tą zastawę z głowy…że niby fatalna pod względem mycia:) Nie możemy dojść do porozumienia w kwestii zakupu skorupek kuchennych. Coś mi mówi, że postawię Połówkę przed faktem dokonanym:))))Najwyżej nazwie mnie zołzą:)
GreenCanoe 4 listopada 2012 (11:25)
:):):) Ci nasi faceci sa niesamowici – tak się martwią o mycie – co najmniej jakby to Oni królowali w domowych porządkach:):):)
kupuj kubki w ciemno – myją się jak ta lala:) zero problemu.
Mój Paweł nie dziwi się niczemu już jeśli chodzi o skorupy kuchenne i w ogole nie zwraca na nie uwagi – fakt, ja ich mam naprawdę dużo, bo wykorzystuję do stylizacji, więc niejako zawodowo się panoszą – i w kuchni i w magazynku, ale akurat te warkoczowe kubeczki zauważył i pochwalił. niesamowity wzór – jak na ceramikę:)
Ondrasza 4 listopada 2012 (11:57)
No on akurat czasem zmywa:) Ale kubeczki i tak zakupię:)Co mi tam…
Mamy na oku kolejny zakup-samochodu.
On pyta: Jaki ma być?
Ja na to: Ładny…i żebym krzaki i drzewka mogła przewozić.I kamienie.
On: Ale jakie parametry ma mieć? Pojemność, napęd, moc silnika..
Ja: Nie wiem. Ładny ma być i pojemny.I żeby nie był niebieski.
On: A dlaczego nie niebieski?
Ja: Bo mi do koloru reklamy niebieski nie pasuje.
I żeśmy sobie pogadali….:)))
GreenCanoe 4 listopada 2012 (12:37)
:):):):)
Ola_83 3 listopada 2012 (22:41)
Dobry wieczór Asiu, uff cieszę się,że się udało odzyskać dane! Domyślam się co musiałaś czuć..Ja miałam w pracy taką sytuację i przez dwa miesiące żyłam w niepewności…aż 2 miesiące…koszmar to był:-(((
U nas miód jest w użyciu codziennie, przez cały rok, mam u Mamy po sąsiedzku pasiekę i korzystamy na całego. Ja aż tak wielką miłośniczką nie jestem, ale Artur i na śniadanie i na kolację musi mieć miód:-) Twoje propozycje bardzo mi się podobają!Strasznie mi się podoba ten szklany pojemniczek, właśnie na miód:-))Gdybyś jeszcze kiedyś trafiła na taki,to proszę pamiętaj o mnie:-))))Buziaki!
GreenCanoe 4 listopada 2012 (07:59)
Ola – masz jak w banku. Nie chcę na zaś obiecywać, ale wydawało mi się, że jeszcze były. Jeśli tak – na pewno dla Ciebie nabędę.
Ola_83 4 listopada 2012 (13:03)
Byłabym bardzo wdzięczna:-))))Tak mi się jeszcze te Twoje zdjęcia jakoś skojarzyły z domkiem w górach:-))i tak mi się zatęskniło za górami, za zimą…niech ten listopad szybko mija i nastanie piękna zima:-))))
Dag-eSz 3 listopada 2012 (22:39)
Wyobrażam sobie co musiałaś czuć, biedna :*
Ale dałaś mi po oczach tymi zdjęciami ;) same wspaniałości! :)))
Buziakujemy z Anielką :*
GreenCanoe 4 listopada 2012 (07:58)
Dagmarka – pomiziaj moja Anielcię po stópkach od ciotki:)
Cienka 3 listopada 2012 (22:39)
Kochana wiem,że to nic nie zmieni ale rozumiem doskonale Twoja niemoc.
Pamiętam 2 tyg. przed ślubem cywilnym spalił się dysk w kompie mojego męża (prowadzimy agencję reklamową). Nie wszystko udało się odzyskać ale otrząsnęliśmy się jakoś, pożyczyliśmy prawie 4 koła od rodziców i kupiliśmy całkiem nowy komp. To był marzec a na początku grudnia spalił się dysk w tym nowym kompie. Akurat peszek chciał, że tego dnia mąż miał jak co 2 tyg. zgrać bieżące pliki na dodatkowy dysk. Przez kolejne miesiące staliśmy się posiadaczami kolejnych nowych dysków, systemów odczytywania itp. W pewnym momencie zastanawialiśmy się czy zamiast słoików to spiżarni nie zapełnić nowymi dyskami by nie jeździć co chwilę do sklepu.
Życzę szybkiego odgrzebania się i nocy raczej w łóżku a nie przed kompem.
GreenCanoe 4 listopada 2012 (07:57)
no własnie….gdy giną zawodowe dane, to bardzo boli.
my mamy w tej chwili dyski dodatkowe – mądry Polak po szkodzie.
Cienka 4 listopada 2012 (08:53)
Boli bo człowieka gonią terminy i zobowiązania, a doba ma tylko 24. U nas niestety takie problemy też nie są jednostkowe i nadchodzą jedna za drugą. Zawsze się na koniec śmieje, że opatrzność robi to dla naszego dobra, bo by się nam w głowach poprzewracało od nadmiaru pieniędzy (tych które byśmy wtedy zarobili i nie wydali na ratowanie sytuacji).
GreenCanoe 4 listopada 2012 (08:56)
a ja się śmieje, że dysk padl po to, żebym wreszcie wysprzątała chałupę na błysk:):):)
Cienka 4 listopada 2012 (19:51)
Ja od zawsze byłam fatalistką i panikarą od męża nauczyłam się, że do problemów trzeba się uśmiechać i rozwiązywać je razem.
domugitraipiorem 3 listopada 2012 (22:36)
Złośliwość rzeczy martych jest mi dobrze znana, więc grzecznie choć z niecierpliwością poczekam… a co do przestawiania mebli "na nerwa" to normalne przecież :) mój M twierdzi nawet że powinna mnie IKEA albo inny producent jako testera wytrzymałości mebli zatrudnic :D s
GreenCanoe 4 listopada 2012 (07:56)
Może trzeba im złożyć ofertę handlową? :):):)
Joanna 5 listopada 2012 (10:11)
Wiem cos o tym-żywotność szaf z IKEI-max 3 lata…