Co młoda mama ( czyli ja:) jakby się ktoś zastanawiał, zwłaszcza nad słowem „MŁODA” :):):)- może zrobić w 2 godziny, kiedy syn raczy zasnąć????……Najpierw 7 razy sprawdza czy syn na pewno śpi….bo jeśli tylko markuje – to bez sensu zaczynać cokolwiek. No i owszem śpi, więc młoda mama -rusza z dobrymi chęciami w swoją SAMOTNIĘ:) No…tak, zapomniała by…zanim ruszy w samotnię – jednak najpierw musi ruszyć na dół do garderoby (sterta prania do segregacji i prasowania). W trakcie owych uwsteczniających zdecydowanie zajęć mamie owej( czyli nadal mnie) przypomniało się, że na osłonecznionym już tarasie od nocy stoi rosół w 11 litrowym garze – co to wczoraj został popełniony w celach zapasowych do zamrażarki. Więc sterta prania zostaje porzucona i mama leci na górę, na taras po ów rosół- który rozlewa do bagatelka 11 pojemników, zaś rosołowe mięso miętoli na sałatkę….Pod koniec miętolenia przypomina się mamie, że pranie trzeba następne wstawić do pralki – więc leci znowu na dół (po drodze zbierając JUŻ w pośpiesznym obłędzie z całego domu ubrania PREZESA- synka i DYREKTORA- ojca tegoż synka, zaliczając w najbardziej wyeksponowanym miejscu w salonie (jakby co najmniej ktoś na to czekał z aparatem) tzw PACIAKA czyli inaczej – DŁUGĄ, uprzednio potknąwszy się o synkowy rowerek…..AAAAAAAAAAAŁAŁA!!!!!! można by powiedzieć – aczkolwiek pod nosem wysyczano z bólu ewidentnie coś innego. Spokojnie – młoda mama wstaje – bo mamy są niepokonane niczym terminatory – i schodzi do tej pralki. Wsadza a jakże pranie, ale słyszy kątem ucha…… – a cóż to???? znowu piach przyniesiony z dworu aż chrzęści na płytkach pod kapciami ….wrrrrrrrrr……cóż za makabryczny dźwięk…..trzeba odkurzyć….no to jak już ten dolny przedpokój, to od razu pokój gościnny, no i przecież górę też trzeba odkurzyć(a cóż tu robi ta sterta książek – na miejsce je) no i na samą góre też ( oj, a te pledy przecież z dołu są, no to już siup na dół odnieść pledy i znów na górę… No i w mordę i nożem – ileż na to odkurzanie zeszło….a i mama spocona jak mysz i z błędnym wzrokiem ….dobra, dobra, nie czas na rozmiękczanie się nad sobą, wracamy do sterty prania – a potem to już czeka wytęskniona SAMOTNIA …..Ale, ale…..DRYYYYYYŃ, telefon – jeden, a zaraz drugi, same PILNE sprawy…no dobrze, no to wracamy wreszcie do tej garderoby – ZONG!!!!!! z dworu słychać już: ŁE, łe i łe….czytaj: „Mama, gdzie Ty jesteś, już się obudziłem, dawaj jeść pędem, bo będzie głośniej i sąsiedzi nas znienawidzą :):):)”…..A miało być tak pięknie – miała być boska SAMOTNIA w literackiej otoczce – czekała książka, która od MIESIĄCA liczy na nadgryzienie choćby (nie śmiem nazwać tego czytaniem). Miał być hamak, poduszka pod głową, szum sosenek, kawka pachnąca włoską knajpką, ciasteczko do zgrzeszenia i tylko JA i te kartki……ECIEPECIE….z tego wyszło….Ech….przeglądałam dziś nasze zdjęcia z wakacji – sprzed 4 lat…..dokładnie z sierpnia…..Jak ja nie doceniałam swojego wolnego czasu….i wagi sprzed ciąży:):):):):):):)
Gdyby ktoś miał wątpliwości – na zdjęciach jestem owszem ja I to NA WAKACJACH normalnie i jak widać nigdzie mi się nie spieszy:) Taaak, to było dawno temu:) I trzeba od czasu do czasu pooglądać choćby takie fotki…….żeby nie zwariować w matczynym pędzie…a za rok…..Za rok to z synkiem pojedziemy na ten pomost:) Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkie zalatane, zabiegane, poprzewracane, spocone jak myszy, z obłędem w oczach – ALE szczęśliwe MAMY :)
Dziękuję za Twój komentarz.
18 komentarzy
Anna z www.dziecioblog.blogspot.com 11 kwietnia 2013 (12:01)
Taaa… A masz tak, że nie umiesz robić tylko jednej rzeczy? U mnie to chyba już jednostka chorobowa. Myjąc zęby biegam po domu i sprzątam. Karmię 2 dzieci jednocześnie. Gotuję w kilku garnkach (bywa, że coś przypalając) i zmywam naczynia. Nawet korzystając z toalety np: ładuję lub rozładowuję pralkę. I kolejny objaw matczynej walki z czasem – minimalizacja kroków. Przenosząc coś np: zabawki z pokoju dziennego już się rozglądam co jeszcze wziąć żeby było "po trasie". Prasując ciuchy składam je w.g. pokoi gdzie mają trafić żeby zanieść wszystko za jednym zamachem. Ostatnio czytałam artykuł o slow life nie tylko w kuchni, ale i w życiu (zacna idea, choć wprowadzić ją w praktyce… eh) – jedna z podstawowych zasad to "nie staraj się robić kilku rzeczy jednocześnie". Zastanawiam się czy znacie jakąkolwiek matkę, która sama bez stałej pomocy niani czy babci zajmuje się małymi dziećmi i jest w stanie postępować w.g. tej zasady?
Anonimowy 3 lutego 2010 (23:30)
Witam serdecznie! Od przedwczoraj czytam intensywnie Twojego bloga ( przedstawiłam się po zapoznaniu się z Tobą dzięki W. Country – chwała jej za to!!!)no i nie mam na razie takiego problemu że czkam na Twoje słowa, na które jak widzę wielu czeka z utęsknieniem…
Bo na razie "idę" sobie od początku z niesłychaną przyjemnością czytając/ zapoznając się z Twoimi przemyśleniami. A więc też dziekuję za ten post – wiesz, mamą jeszcze nie jestem ( może, kiedyś)ale choć wydaje mi się rozumiem moje koleżanki, TO DOPIERO TERAZ POJĘŁAM JAK WYGLĄDA ICH DZIEŃ GDY MAJĄ MALUCHY W OTOCZENIU, LUB CO ROBIĄ GDY MOGĄ TEORETYCZNIE ODPOCZYWAĆ. Dzięki za oświecenie!!!
migotka 9 grudnia 2009 (08:15)
"bo mamy są niepokonane niczym terminatory" – oj, święte słowa! Ja,jak tylko na chwilkę przycupnę z kawusią w dłoni, zaraz słyszę:
-mamooo!!! zrobisz mi herbatkę?!- młodszy syn.
-mamooo!!! coś mi nie wychodzi z tymi ułamkami?!!! – starszy syn. i już po chwilce dla siebie:) kawka stygnie a ja robię herbatkę
i zerkam w ułamki, których nie lubię.
Dorota 16 sierpnia 2009 (22:35)
Oj uśmiałam się bardzo! Dzięki wielkie! Jakbym siebie widziała! Pozdrawiam bardzo serdecznie!!!
Anonimowy 15 sierpnia 2009 (21:33)
Super post:):):):) Jakże radośnie ujęłaś to, co tak naprawdę nas gnębi – te cholerne porządki i sprzątanie po własnych dzieciach i mężach :):):)
Asiu czytam Cię już od dłuższego czasu – masz cudnie lekkie pióro i wciągasz po prostu w swoje posty:)Fajnie, że są takie energetyczne babki na świecie:)Pozdrowienia z puszczy, Kalina.
mada 15 sierpnia 2009 (19:40)
No skąd ja to znam?;))
Pozdrawiam,
M.
Elle 15 sierpnia 2009 (19:16)
hihihi nie martw się ;) synek "niedługo" skończy 18 lat i wtedy będziesz może miała więcej czasu ;)
Serdecznie pozdrawiam i życzę wytchnienia :)
migot77 15 sierpnia 2009 (18:36)
… jakbym widziała siebie :)
aagaa 15 sierpnia 2009 (16:23)
Świetny post!!!!!
Ach ten wolny czas!!Gdzie go szukać?
Pozdrawiam Cię serdecznie,buziaki
Anonimowy 15 sierpnia 2009 (15:59)
No tak….przydałaby sie opiekunka do dziecka, żeby zapanować na chatą….skąd ja to znam:)
Nie martw sie jeszcze z jakieś 25 lat i będziesz miała więcej czasu na czytanie książek:):):):)
Ania G.
annavilma 15 sierpnia 2009 (13:29)
Ehhh, ja juz nieco starsza mama i nadal wiekszosc moich "wolnych chwil" wlasnie tak wyglada … ;PP Pozdrawiam serdecznie :)
Anonimowy 15 sierpnia 2009 (10:03)
HAHAHA :):):) Asiu, uwielbiam czytać Twoje posty, a określenie PACIAK – trafia od dziś do mojej nowomowy:):)Serdecznie Cię pozdrawiam, też zabiegana mama.
elka 15 sierpnia 2009 (08:37)
Dołanczam do grona zabieganych mamusiek ,z rozbieganą i rozwrzeszczana od rana gromadką w ilości sztuk trzech
babibu 15 sierpnia 2009 (07:34)
:D
asiorek 15 sierpnia 2009 (06:04)
Bossski tekst:)
Mój Bartek skończył wczoraj 2 lata i 5 mies. i póki bajki ogląda rano-mama korzysta z kompika:P
Jeszcze troszkę i będzie Tobie ciut lżej:)
Pozdrawiam równie zabiegana.
p.s.
A nawet nie wiesz, jak mnie drażnią teksty-no jak się nie wyrobiłaś-przecież siedzisz w domu? wrrr….pogryzłabym
alizee 15 sierpnia 2009 (05:43)
He he… skąd ja to znam :-)
Pozdrawiam cieplutko
ushii 14 sierpnia 2009 (22:41)
:))
no i dlaczego mówi się, że w domu z dziećmi to się ma mnóstwo wolnego czasu?? to praca na co najmniej pełny etat :)
buziaki dla synka! pozdrawiam!
Jo-hanah z Wrzosowej Polany 14 sierpnia 2009 (21:58)
Ściskam Cię serdecznie zabiegana mamo.