…były obok. Odkąd sięgam myślami w przeszłość – budowały mój świat. Filiżanka, imbryczek, koc, ONE i ja. Najpierw w przedszkolu – bez filiżanki i imbryczka, bez tekstu, ale z grafikami: a to pyza na polskich dróżkach,…a to jakieś przedziwne kotki z dużymi głowami:):),
Książki, bo o nich piszę, miały i mają ogromny wpływ na to jak czuję, jak marzę i kim jestem. Wszyscy moi przyjaciele wiedzą, że czytam bardzo szybko…naprawdę bardzo szybko:) Owa „przypadłość” błyskawicznego pochłaniania tekstu sprawiła, że w podstawówce byłam stałym i HONOROWYM :):):) bywalcem osiedlowej biblioteki ( kilka razy w tygodniu) – panie Ania i Irenka traktowały mnie z czułością niebywałą, bo pobijałam rekordy pojedynczego czytelnika i zapewne podbijałam im szalenie statystyki:):):) Przypadłość pochłaniania została mi do dziś, książki zjadam jak bułeczki:) Bliscy śmieją się więc, że kupowanie mi książek w prezencie to bardzo nieekonomiczna impreza:):) Ale jaka opłacalna w skutkach:):):) Jeśli tylko mam wolny czas – a przy dziecku mam go jednak bardzo mało…sięgam po książkę. I zapewne jak niektórzy z Was – noszę w sobie symptom czytelnika pt.: MUSZĘ SKOŃCZYĆ. Bywa więc tak, że 400 stron znika w mych oczach ciurkiem przez kilka godzin:) Nawet jeśli miałabym ślęczeć nocą – ślęczę:) Pokarm dla duszy….najwartościowszy, bo budujący w naszych wnętrzach TWIERDZĘ nie do pokonania, nie do zniszczenia, nie do ogarnięcia. Gdy przeczytam książkę, która dotknie mnie do żywego, szarpnie najgłębszą strunę, wywoła najskrytsze myśli – to chodzę potem kilka centymetrów nad ziemią….i trudno mi wrócić do rzeczywistości …. Myśli wypełnione siłą przedziwną łomotają się w głowie niczym ptaki, którym za ciasno w tej mojej ludzkiej łepetynie:) – wolności spragnione uciekłyby najchętniej, heeeen w boskie przestworza….Uczucia: zamieszane, wstrząśnięte, …odkryte znów na nowo…ENDORFINY wyrywające się do działania…. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć bez książek. Że mogłabym nie czuć tego wszystkiego, co poczułam po przeczytaniu tak wielu z nich, że moje myśli ptaki mogłyby nie zapragnąć ucieczki z ludzkiej łepetyny.
A ja czytam ostatnio w tzw. międzyczasie, w ciągu dnia – wszelkie zielone stronice – o badylach, badylkach, różnorakich ogródkach i ziołach:) W ogrodzie robaczki spacerują nieśpiesznie piaskowymi alejkami, mróweczki biegną na łeb na szyję, żeby oczywiście zdążyć….trzmiele fruwają w radosnej harmonii dźwięków… życie w pełni rozkwita….dzień w dzień budzą się nowe roślinki.Chodzę miedzy nimi i nie mogę się napatrzeć..na boski majstersztyk…
Mieliśmy JEDEN słoneczny dzień przez ostatni czas…..Prawdziwie letni, pełen ciepła, snu błogiego i piegusków na nosach…Nie wiem co się dzieje z pogodą. Patrzę za okno dzień za dniem…i oczom nie wierzę. Wczoraj deszcz nie przestał padać ANI NA MINUTĘ….Leoś dostawał w domu kociokwiku, o książce w takim wrzasku i marudzeniu mogłam zapomnieć…Czy lato kiedykolwiek do nas dotrze.?…Bardzo proszę – Panie Lato, zlituj się Pan…
Dziękuję za Twój komentarz.
28 komentarzy
Anonimowy 28 lutego 2013 (10:55)
Cudowna kobieto,
nie podalas nam ,wiernym fankom Twojego bloga tytulu ksiazki ktora jak napisala Pani "zezarlam dusza w kilka godzin".My tez tak chcemy ale od kilku lat czekamy cierpliwie na tytul.Blagamy prosze o spelnienie tej obiecanki.Wierni podczytywacze Mary,Zoska i Elka.
Myśli krzyżykiem pisane 9 czerwca 2010 (14:06)
tak u Ciebie sielankowo że sama bym się tam na tej trawce położyła i wpadła w objęcia Morfeusza……
hela-maria pipień [sadowska] 4 czerwca 2010 (06:37)
I co ja mogę napisać po Twoim wywodzie? Nie było Cię… jakiś czas, ale jak wróciłaś, to zachwycasz tekstem (prawie poetyckim) na pewno urzekającym i wciągającym. No a zdjęcia Twoich roślinek są wielce urokliwe jak zakątek, w którym mieszkasz. Jestem zachwycona obrazami i słowami i cieszę się, że wróciłaś. Podoba mi się, że jesteś taka zakochana w Stwórcy i Jego dziele.
Zdrowia Ci życzę kochana.
cicha 3 czerwca 2010 (17:16)
Pięknie sobie odpoczywasz, w swoim raju, ale wiem że to odpoczywanie przez łzy…
coś wiem na temat kręgosłupa, dźwigania, miesięcy rehabilitowania…
wiem, że jak przeforsuje, to leże plackiem,
wiem, jak wezmę o jedno kg cukru do siatki z zakupami, to wygina mnie z bólu…
wiem jeśli jest wiele deszczowych dni, to wszystko siada….
Trzymaj się mocno kobitko, oby było coraz lepiej, cieplej, i zdrowiej
pozdrawiam serdecznie ;-)
Nela 3 czerwca 2010 (15:12)
Widać bardzo dobrze na Twoim przykładzie, że pierwsze lektury pozostają w nas na zawsze. Bo gdyby nie ten świat bajkowych postaci poznających swoje najbliższe otoczenie krok po kroku, od kamyka, kwiatka, po motyla, ptaka, mysz, to czy znajdowałabyś przyjemność w pracy i odpoczynku w ogrodzie? I podobnie Twój Leoś :)Pozdrawiam serdecznie.
Anonimowy 3 czerwca 2010 (12:09)
Pani Asiu, a gdyby tak poradzić się kręgarza? Pozdrawiam!
Na końcu Świata... 3 czerwca 2010 (09:23)
Mole książkowe mają to do siebie, że książki połykają na raz :) Moi znajomi również nie kupują mi książek, bo twierdzą, że to nie opłacalne, obie z mamą wymieniamy się książkami to ona pokazała te pierwsze teraz ja pokazuję te pierwsze Ani może nie są tak kolorowe, ale czekają na nią, na razie jesteśmy na etapie Kubusia Puchatka, żółwia Franklina. Mam nadzieję, że wyrośnie z niej kolejny książkowy mól.
Na końcu świata deszcz pada ciągle gdyby nie przedszkole dziecko by mnie zagryzło, za to weny do robienia czegokolwiek brak.
Na koniec dodam, że to mój pierwszy wpis u Ciebie, za to podczytuję od dawna bardzo lubię Twojego Bloga i przemyślenia podobne do moich :)
Pozdrawiam i zdrówka życzę :)
artambrozja 2 czerwca 2010 (20:43)
Asiu :) kochana jeśli mogę Ci coś poradzić z własnego doświadczenia kręgosłupowego .
Przeszłam przez okropny ból , przez drętwienie rąk, unieruchomienie na kilka tygodni, przez blokady bezpośrednio w kręgi, a na koniec przez wizję zabiegu.
Uratowała mnie akupunktura !!
Wróciłam do normalnego zycia, oczywiście nie moge dziwgać, zaiwaniać ciężko w ogrodzie, ale normalnie funkcjonuję.
Bez bólu, paraliżującego bólu.
Pozdrawiam bardzo gorąco i trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia :***
jadwiga 2 czerwca 2010 (18:44)
Pięknie, bardzo pięknie i nastrojowo, szkoda ,ze deszcz pada a właściwie leje dzisiaj jest trzecia burza w ciągu dzisiejszegoi dnai, przed chwilą tak lało, że świata nie było widać, do domu wracałam i świat też był zmoczyny, wycieracxzki nie mogły zebrać strug deszczu no i w burzy jechliśmy koło za ko0łem, kilometrowy korek był a u mnie oddech oleju napędowego, bałam się ,że stanę po dojechani do stacji Orlenu nabrałam 49 l? na 50 możliwych, było cienko. A teraz ulewa znowu i burza. Jak te biedne moje rosliny, zakwitły rododendrony przepięknie ale już śmietanowe są obtrącone przez deszcz, azalie zakwitły i już ich nie ma, kwitną irysy, orliki niebieskie,bodziszki niebieskie i różowe i goździki fioletowo białe oraz czerwone begonie i margaretki, tylko jak ten deszcz nie przestanie to wwszystko pójdzie razem z wodą i nic nie zosatnei a pan lato to chyba zapomniał i nie przyszedł, jakiś leniuchowaty chyba?
Pozdrawiam serdecznie,
jeżeli to co masz jest przepukliną międzykręgową to myślę, że wiesz czym to się zakończy, a dźwiganie w tej sytuacji jest najmniej roztropna sprawą.
http://www.okiemjadwigi.pl
Casablanca 2 czerwca 2010 (17:35)
Pracuje ze mna dziewczyna, ktora przyznala mi sie, ze w zyciu przeczytala tylko dwie ksiazki!!!??? To sie az w glowie nie miesci, prawda? Wyzej wymieniona zdala tez jakos mature… Wiele to mowi o rodzicach, wiele tez o obecnym systemie edukacji. Jakos nie moge sobie wyobrazic czegos takiego w moim ogolniaku.
O ile swiat musi byc ubozszy dla ludzi, ktorzy nie lubia czytac…
Kiedys dojezdzalam do pracy autobusem. Godzine w jedna i godzine w druga strone.
Jedynym plusem tloczenia sie w smierdzacym, wiecznie spoznionym autobusie bylo to, ze codziennie, bezkarnie, moglam czytac ksiazki.
Czytanie w domu nie jest, niestety, juz takie systematyczne:(
Bez telewizora moge zyc zawsze, bez ksiazki, nigdy.
Podziwiam twoj bajkowy ogrod…
Pozdrowienia:)
Marchewka Dracoolina 2 czerwca 2010 (17:22)
Książki, książki!… Rodzice nie mieli wystarczająco dużo czasu na czytanie mi książek w ilościach, o jakich marzyło moje dziecięce serce, więc się zaparłam i w wieku lat pięciu czytałam płynnie, co radowało moje panie przedszkolanki, które sadzały mnie na krzesełku na środku sali i kazały czytać dzieciom bajki. Lektury czytałam z trzyletnim wyprzedzeniem. Z początku panie bibliotekarki nie chciały mi wypożyczać grubych książek (byłam wtedy w pierwszej klasie szkoły podstawowej), ujęła się za mną jednak wychowawczyni i tym sposobem stałam się biblioteczną gwiazdą podobnie jak Ty :) Słowem – rozumiem Twoją miłość do książek – to potężna miłość na całe życie.
Teraz z pasją kompletuję biblioteczkę dla swojego dziecka, które w tej właśnie chwili muska delikatnie mój brzuch – od środka :)
Życzę Ci, żeby ból wkrótce zniknął. Moja mama ma dyskopatię i usposobienie podobne do Twojego, wiem, że za uśmiechem i żartem kryje się potężny, prywatny ból. Trzymaj się, wypoczywaj, niedługo na pewno będzie lepiej! Z uściskami – M.
P.S. A "turlaj dropsa" rozłożyło mnie na łopatki :)
folkmyself 2 czerwca 2010 (12:32)
Też należę do pożeraczy książek, fajnie znaleźć w tej materii jakieś pokrewieństwo.
Konwalia Amelii 2 czerwca 2010 (10:56)
Ostatnio chodz Cię na blogu mało, ale za to treściwie :-). Piękne sobie żyjesz! Dziękuję za recenzje książek dla młodszego pokolenia – z pewnością skorzystamy ( ojciec historyk 2 chłopców ). Szybkiego powrotu do zdrowia i słońca!
Anonimowy 2 czerwca 2010 (09:51)
Po raz kolejny uświadomiłam sobie jak straszliwie lubię Twojego bloga:) Wpisy o książkach, ogrodzie przynoszą mi dużo radości. Pozdrawiam cieplutko i życzę zdrowia…:):)Monika
Fuerto 2 czerwca 2010 (08:56)
Witam miłośniczkę czytania.
Ja tez połykam książki, ja nabyłam tą umiejętności w trakcie studiów.
Jeśli trzeba przeczytac około 150 książek rocznie to trzeba nauczyć się je połykać/
zdradź jak najszybciej co to za książka.
Zdrówka życzę,
pozdrawiam gorąco na przekór pogodzie.
pani vel panie Lato przyjdz.
PATI 2 czerwca 2010 (08:13)
Twój post niczym dobra lektura do porannej kawki,lekki przyjemny czytany jednym tchem…ogrodu cichutko zazdroszczę pokazuje mezowi opowiadam o was Verande pod nos ::))wsisnełam aby lambrekinki pokazac i meble bielone,napomknelam ze z wyboru wlasnego telewizji u was niema…Wiec tuje sie sadza powojniki tez niebawem od czegos trza zaczac…lambrekinki w drodze szycia dziekuje Asiu za maila i porade…hmm a szklany ekran nie da rady ze sciany nie zniknie ;) ale jest dobrze bo szlifujemy sosnowa szafe bedzie bielona…BUZIACZKI UWAZAJ NA ZDROWIE…ZAGLADNE ZNOW…PATI
emilystar 2 czerwca 2010 (07:59)
Mój Ty Zaczarowany Ogrodzie… :) Moje Ty Natchnienie…:) Moja Ty Inspiracjo …:) Moje Ty Zielone Czółenko… :) pozdrawiam (no chyba już bardziej z miłością nie mogłam napisać? :)
paula_71 2 czerwca 2010 (07:42)
Pogoda nie rozpieszcza,u nas trzeci dzień leje.Lenka dom roznosi,ale postanowiłam,że dzisiaj idziemy chociaż na krótki spacerek.
Życzę Ci aby słoneczko zawitało do Was,do nas do wszystkich!Aby ręka i plecki tak nie dokuczały.
Pozdrawiam cieplutko,mnóstwo uścisków dla Leosia.
agaw 2 czerwca 2010 (07:32)
Przepiękne wspomnienia – pozdrawiam ciepło
Qra Domowa 2 czerwca 2010 (06:44)
Koty z dużą głową…Bonifacy i Filemon….pamiętam te książki…podróż sentymentalna w czasy dzieciństwa hmmm.A lato to na pewno Pani i wiosna też….bo kapryśne jak 100% kobitki..Dużo słonka!!!!
Joanna 2 czerwca 2010 (06:08)
Przypomniały mi się wszystkie bajki z dzieciństwa i to dzięki Tobie. Miło powspominać. Ogród jak widzę na ukończeniu. Bardzo ładnie wszystko zakwitło. Praca na powietrzu wykańcza , wiem coś o tym ,ale nie martw się to przejdzie. Sztuką jest stworzyć zieloną przestrzeń wokół siebie , aby była bezobsługowa. U mnie tak jest , ale kosztowało to wiele nakładów i pracy.
Miły ,słoneczny post napisałaś dla nas.
Pozdrawiam z Mglistego Snu.
savannah 2 czerwca 2010 (05:33)
Zglasza sie kolejny "mol ksiazkowy", choc teraz, w doroslym, no powiedzmy bardzo juz doroslym wieku czytam mniej, bo to albo czasu brak, albo moje latorosle choc niby duze to jednak o swoje sie ubiegaja, a kiedy moglabym to oczy pieka i powieki trzeba byloby podpierac zapalkami. Ale staram sie zawsze i wszedzie chadzac z lektura, ostatnia sa wiersze Ignacego Zajaczkowskiego…polecam, sa piekne poprzez swoja prostote i ludzkie rozumienie swiata…
Zdjecia u Ciebie sa fantastyczne, matka natura zna sie na rzeczy, choc akurat teraz chyba troche przedobrzyla z tym deszczem, ale ma byc lepiej.
Z bolem reki nie ma zartow, sama wiesz czego Ci potrzeba, a ja trzymam kciuki zeby bylo lepiej :)
Anonimowy 2 czerwca 2010 (05:08)
O książkach nie zacznę się rozpisywać bo … nie skończyłabym. Kocham, uwielbiam, ubóstwiam!!! Mogę nie jeść, nie pić, nie spać i nie oddychać ale książki muszę mieć. Tobie dziękuję ze podsunięcie serii "Kocham Polskę". Nie znałam ale teraz na pewno będę jej szukała. Ja mogę polecić Ci dla Leosia serię o Żubrze Pompik. Mój młody ubóstwia ;) Ja zaś czekam z niecierpliwością na tytuł który tak zachłannie połknęłaś :)
Muszę również napisać że moim skromnym zdaniem to Ty cosik oszukujesz z tymi zdjęciami…. to słońce na fotografiach musi być z zeszłego roku bo ja u nas takiego jeszcze tej wiosny nie widziałam :( widziałam za to masę wody…. i patrząc na padający od wczoraj bez ustanku deszcz boję się powtórki z "rozrywki" :(
Pozdrawiam gorąco życząc zdrowia zdrowia i jeszcze raz zdrowia Gaba B.
PS. Poproś Mamę o jak najszybsze zrobienie prezentu bom ciekawa okrutnie tytułu ;)
Anonimowy 2 czerwca 2010 (05:02)
Jeśli chodzi o rękę to bardzo współczuję bo mam to samo i znam ten ból a przy przepuklinie międzykręgowej trzeba bardzo uważać z dżwiganiem.A co do pogody to mam nadzieję,że już niedługo będzie prawdziwe lato!!Życzę Ci z całego serca ustąpienia dolegliwości i pięknej pogody.
p.s.Podziwiam Twoje dzieła i atmosferę jaka panuje.AnnamariA
Zondra Art 2 czerwca 2010 (04:59)
Beautiful!
Prekrasno!
regards Zondra Art
słodko-winna 2 czerwca 2010 (04:57)
Przepiękny floks.
OLQA 2 czerwca 2010 (04:26)
Zza zasłony deszczu nie widać dzisiaj świata, ja też "łączę się z wyrazami" do naszego Lata
lambi 2 czerwca 2010 (00:19)
Czemu nie Pani tylko Pan ? ;)
Baba chyba prędzej się zlituje :))
Asiu, jeszcze trochę i Ci przejdzie, masz ucisk na nerwy, najpierw nosiłaś do przodu Leosia w brzuchu a teraz napierasz na tyły:) Do kąpieli syp sól kuchenną, pomoże.
Buziaki:) Pięknie u Was :)