Zimnica :) , siąpawka, mglisto…
No i co – no i co ja poradzę, że ja po prostu lubię te klimaty. Powolne, deszczowe, z rozpalonym kominkiem. To na bank starość:):):):):)
„O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny”… -pamiętacie?
Wstaję rano… – jeszcze jest ciemno, za oknem niezła szarówa…nastawiam kawę, siadam przy oknie – …nie, czegoś mi brakuje. Idę po zapałki. Kilka chwil i już poranek opatulony blaskiem świec. Patrzę jak Paweł z Leonkiem odjeżdżają, otwieram kalendarz – cóż do zrobienia na dziś? O MATKO!!ile tego!!! – zamykam z trzaskiem, ….jeszcze nie teraz…jeszcze chwila, jeszcze chwila TYLKO dla mnie.
Kawa pachnie zmielonymi goździkami, wokół cisza, za szybami siąpawka….BOSKO!
Kawa pachnie zmielonymi goździkami, wokół cisza, za szybami siąpawka….BOSKO!
Nie potrafię wytłumaczyć racjonalnie, czemu lubię takie deszczowe klimaty:) – może dlatego, że dają mi szansę na malutkie choćby wytchnienie? Może dlatego, że przynoszą spokój…zamyślenie…może za zapach palącego się drewna w kominku i non stop pozapalanych świec? Lubię siąpawki i jesienne dni. Każda pora roku jak dla mnie niesie ze sobą jakąś magię. I ową magię w jesieni widzę jak na dłoni :) Zwłaszcza od kiedy mam własną firmę i sama zarządzam swoim czasem. Te ostatnie kilka lat otworzyło mi oczy – na świat, przyrodę…pory roku. Zaczęłam je w końcu zauważać…i nauczyłam się od nowa – czerpać z nich pełnymi garściami.
Po sesji zostawiłam rozwieszone oświetlenie – maleńkie lampeczki, subtelnie wnoszące do domu ciepły nastrój…powoli zabieramy się też za zimowe frykasy. Przygotowane są już cytrynki w rumie, a kilka dni temu zrobiłam także DELICJE bakaliowe:) Jakiś rok temu do ich przygotowania namawiała mnie Renatka – czytelniczka bloga i jednocześnie autorka pięknie wyrzeźbionych dyniek, które widzicie powyżej.
Przepis wykorzystałam dopiero w tym roku – i jak zaczęłam, tak co kilka dni dorabiam kolejne partie. MUSICIE tego spróbować:)! Zaledwie kilka chwil przygotowania, potem 2-3 dni czekania:) I dalej już tylko NIEBIAŃSKIE doznania smakowe.
DELICJE bakaliowe:
* opakowanie śliwek suszonych lub moreli –
ja używam mojej marki ambasadorskiej – Bakalland.
* jogurt naturalny ( zwykły, raczej nie gęsty)
* orzechy włoskie Bakalland
* naczynie typu cukiernica lub zakręcany ładny słoiczek
Śliwki suszone ( również wykorzystuję morele) nadziewamy orzechami włoskimi, układamy w słoiczku, zalewamy jogurtem, odstawiamy do lodówki na 2, 3 dni. I już:) Po wyjęciu owe frykasy znikają w mgnieniu oka – i od razu radzę, żebyście zrobili po prostu podwójne porcje:):):)
Tak, jak latem szaleję ze świeżymi warzywami i owocami, tak od jesieni – niczym wiewióra zaczynam kulinarne eksperymenty z bakaliami, wykorzystuję własne przetwory, piekę wege pasztety:) i zapiekanki. Za jakiś czas podam nasze sprawdzone, rodzinne przepisy. Jedno jest pewne – to właśnie teraz nasz dom najbardziej pachnie…jedzeniem:) Co drugi, trzeci dzień gotuję rosół…taki prawdziwy. Na jego bazie robię zdrowe zupy – rozgrzewające i pożywne. W ciągu tygodnia pachnie tu najczęściej rosołem:) I przyznam się Wam, że to właśnie z tym zapachem kojarzy mi się poczucie BEZPIECZEŃSTWA…miłości, spokoju…Zapach rosołu, przywodzący na myśl dziecięce lata koi mnie najlepiej na świecie:):) Wiem, wiem – to dziś takie nie na czasie i PASSE…ale mam to…. – no gdzieś to mam:) Mój dom musi żyć pełną parą – ma się w nim pyrlać rosół, ma rozbrzmiewać śmiech dziecka, na porządku dziennym mile widziane rodzinne wygłupy. I nawet gdy wygląda jakby właśnie przeleciał przez niego tajfun – trudno:) Przecież dom to nie muzeum. …Tak ostatnio myślałam o tym sporo w kwestii odwiedzin przyjacielskich i tzw. wpadania do siebie – być może to kwestia wypaczonych/wyidealizowanych wspomnień z dziecięcych lat, ale odnoszę wrażenie, że dawniej ludzie się odwiedzali ot tak, bez wielkiego dzwonu. Wpadali do siebie na chwilkę – pogadać, pobyć, i nawet jak gdzieś był zwykły ludzki bałagan – nikt nie robił z tego problemu. A dziś…..chyba rzadko już, tak się „wpada” bez zaproszenia….no właśnie – jak Wy to widzicie? Macie jeszcze takie nieformalne, ludzkie kontakty z sąsiadami, znajomymi?
U nas twórczy, przed zimowy sajgonik:) Od rana snujemy się z Leo w piżamach – pierwsze oznaki wirusa wywołały moją waleczną naturę – NIE DAMY się tak łatwo.:) …chorowanie też może być fajowe:) Od wtorku staram się przeziębienie ubić w zarodku – zajadamy się czosnkami, cytrynami, syropami z malin itd. – na razie WYGRYWAM:)…i tak naprawdę jakkolwiek głupio to zabrzmi – potrzebne były te 2 dni w piżamach, w łóżku…z przytulakiem synkiem siąpiącym katarowo:) No i miałam wreszcie czas na zaległą prasówkę grudniowo-świąteczną. Pozwoliłam sobie na jednodniowe NICNIEROBIENIE…i jako zdiagnozowany już dawno pracoholik – jestem z siebie normalnie dumna:)
A to już dzisiejsze popołudniowe migawki. Z delicjami bakaliowymi do kawki:)
Zasrebrzyło nam się w domu…zabieliło jeszcze bardziej….idzie zima:)
Udanego weekendu moi mili, odpoczynku, przemiłych spotkań z bliskimi…
Zapowiadają jakieś potworne oziębienia…wyjęliście ciepłe skarpeciochy?:):):)
Do usłyszenia niebawem.
Wasza pociągająca:)…NOSEM:)
Zielona.
Widoczne na zdjęciach:
Lampiony/świeczniki:
*szklany słój z czerwoną wstążeczką MALABELLE – www.malabelle.pl
*świecznik – choinka z metalu ARMONIA – www.armonia.pl
* stylowy srebrny duży lampion/domek na parapecie kuchennym – TEN DOM www.tendom.pl
* pojedynczy metalowy lampion z metalowym wykończeniem, na metalowej podstawie,
świecznik metalowy klasyczny – trójramienny
DESIGN BY WOMEN – www.designbywomen.pl
świecznik metalowy klasyczny – trójramienny
DESIGN BY WOMEN – www.designbywomen.pl
*lampion wieniec bombkowy ( na małe świeczki)
GREENDECO- www.greendeco.org
Tekstylia:
Poduszka w kratkę/siedzisko na krzesło, poduszka okrągła
VILLA NOSTALGIA www.villanostalgia.pl
Poduszki szare z konikiem i
gwiazdą – pracownia LUCY www.retrodom.blogspot.com
Poduszka w kratkę/siedzisko na krzesło, poduszka okrągła
VILLA NOSTALGIA www.villanostalgia.pl
Poduszki szare z konikiem i
gwiazdą – pracownia LUCY www.retrodom.blogspot.com
Serwetka srebrzysta, pierścień do serwety DEKORIA www.dekoria.pl
Koc wełniany w szara krateczkę WONDERHOME www.wonderhome.pl
Koc wełniany w szara krateczkę WONDERHOME www.wonderhome.pl
Inne:
SOPLE szklane XXL, bombki białe glamour, jelonki
porcelanowe
porcelanowe
FINEZO – www.finezo.pl
Cukiernica szkło plus cyna ( z frykasami śliwkowymi) –
TENDOM www.tendom.pl
Świece szare ze zdobieniami, patera szklano srebrna Lene
Bjerre – z jelonkami, malutki talerzyk z czerwonym wykończeniem Green Gate
Bjerre – z jelonkami, malutki talerzyk z czerwonym wykończeniem Green Gate
WONDERHOME – www.wonderhome.pl
PATERKA metalowa na bakalie DESIGN BY WOMEN www.designbywomen.pl
Miseczka czerwona w kropeczki – MALOWANE BIELA www.malowanebiela.pl
Lampa na parapecie kuchennym WESTWING www.westwing.pl
Dziękuję za Twój komentarz.
148 komentarzy
Anonimowy 2 stycznia 2014 (07:23)
6:30 absolutnie fantastyczny czas na poranną kawę i obcowanie z przyrodą. Życie na wsi ma swój niesamowity urok… Pozdrawiam wszystkie miłośniczki Green Canoe i oczywiście Ciebie Joasiu:-)
Anna Kryjom 25 grudnia 2013 (16:34)
Poszewka z gwizdką piękna!
aagaa 28 listopada 2013 (11:13)
Taki kiepski mam dzień dzisiaj….wystarczy wejśc do Ciebie..poczytać, popatrzeć na piękne zdjęcia….dziękuję Ci
anua 27 listopada 2013 (20:03)
Nastrój u Ciebie jak zawsze niepowtarzalny. Też bardzo lubię deszczową pogodę (chyba właśnie przez wzgląd na to, że taka właśnie intensyfikuje spokój w zaciszu domowym) i zawsze wydawało mi się, że musi być ze mną coś nie tak:) Miło wiedzieć, że nie jestem w tych sympatiach odosobniona. I zgadzam się z Tobą z całą mocą – każda pora roku ma w sobie coś magicznego.
Pretty Things by Agu 26 listopada 2013 (13:21)
Też lubię jesienną pluchę, ale tylko przez kilka wieczorów w roku :-) Namówiłaś mnie na bakaliowe delicje :-) a poza tym – jak zwykle pięknie u Ciebie :-)
Betsypetsy 25 listopada 2013 (23:27)
Tez tak mam i tak czuję :) Lubię kiedy pada a w domu ciepło i wszyscy razem i uwielbiam gdy w kuchni w garnkach coś pysznego i pachnącego się gotuje, bo to daje mi poczucie bezpieczeństwa, taka pozostałość z dzieciństwa :)
Peacock 25 listopada 2013 (20:56)
Ale masz pieknie w domu. Zakochalam sie w blogu i Twoim stylu po uszy. Cos tak czuje, ze bede tu czestym gosciem. Pozdrawiam i dodaje do ulubionych :)
Aga Głaz Fedak 24 listopada 2013 (16:35)
Piękne zdjęcia, bardzo u Ciebie klimatycznie:')
Renata Slusarska-Szczepanik 24 listopada 2013 (15:38)
He he…. ja też lubię mokry, mglisty i dżdżysty listopad… wczoraj wieczorem była tak cudna mgła i echo, i jakaś taka magia świateł sąsiednich domów. Cudo po prostu.
Marta i Karolina 24 listopada 2013 (15:08)
Jak zwykle pięknie u Pani :) i może inaczej spojrzę na te ciemne, deszczowe dni:)
Kasia 24 listopada 2013 (12:22)
Asiu, u Ciebie jak zwykle bajkowo :)
Zrobiłam delicje ze śliwek i muszę przyznać, że są zaskakująco pyszne :)))))
Kolejne będą z moreli i śliwek w większym słoiku ;))
Pozdrawiam :)
Anonimowy 24 listopada 2013 (08:27)
Jakieś dwadzieścia lat temu odwiedziłam przyjaciółkę w Niemczech. Miała to być wizyta dwutygodniowa, abyśmy mogły nadrobić minione lata. Uciekłam po tygodniu, no może po 10 dniach. Patrzyłam na życie Gabrysi i nie mogłam uwierzyć, że można tak żyć. Spontaniczna kawa z koleżanką NIE Wpaść niezapowiedzianym w sobotę ŻĄRTUJESZ..wszystkie wizyty umówione z kalendarzem w ręce i kilka dni wcześniej, a tak w ogóle, to wszyscy preferowali święty spokój z piwem we własnym ogrodzie lub przed TV. Nie wiele upłynęło czasu, a tak samo zrobiło się u nas. Pamiętam z rozrzewnieniem czasy, kiedy piłyśmy kawkę jednocześnie gotując obiad (często dzieliłyśmy się nim) czy puszczając pranie. Gdy szło się do sąsiadki, aby pożyczyć szklankę cukru, a wracało się z kawałkiem ciasta dla dzieci. Nikt wtedy nie zachowywał się, jak sanepid i skarbówka w jednym. Teraz siedzimy sobie w naszych "skorupkach" i cieszymy się, że nikt nie puka do drzwi. Pozdrawiam Iwona P.
Edyta Edytka 23 listopada 2013 (19:01)
Cudownie:))))))))))))))))
Basia Botanik 23 listopada 2013 (18:31)
Ja niestety też od 3 dni w piżamie krzątam się po domu. Herbata z syropem z imbiru i cytryny oraz sok z dzikiego bzu czarnego pomagają na przeziębienie. Też lubię, gdy jest tak mgliście, śpiąco, leniwie za oknem. Można poczytać zaległości książkowo-prasowe, pograć z mężem w gry planszowe, włączyć radio z muzyką jazzową, zapalić latarenki i świeczniki… A znajomi mogą wpadać kiedy zechcą…
———————————————————————————————————————————-
http://lekcjebotaniki.blogspot.com
GreenCanoe 23 listopada 2013 (16:47)
Oj Kasiu – spokoju to ja mam jak na lekarstwo:) Pozdrowienia!
Kasia Dworniczek 23 listopada 2013 (16:35)
Z pani bloga emanuje tyle ciepła i spokoju…Wszystko piękne, pozdrawiam
Anonimowy 23 listopada 2013 (15:45)
Jeszcze się listopad nie skończył a u Ciebie już świątecznie? Rozumiem, że dom przystrojony był na sesję zdjęciową do MM ale myślałam, że zdemontujesz dekorację i z powrotem przystroisz przed świętami… A tu taka niespodzianka….
Jeśli chodzi o gościnność to są sąsiadka może wpaść na niezapowiedzianą kawę, by np: nabrać wigoru do sobotniej krzątaniny ale generalnie pozostali to umawiają się. :-) Nie chcę, by zastali mnie o 19:30 w piżamie pod pościelą (jestem singielką i sama nieskrępowanie dysponuję swoim czasem). Poza tym porządek w domu to wg. mnie szacunek dla gości więc wolę "dobłyszczeć" mieszkanko przed ich przyjściem. No i miło też czymś poczęstować gości, oprócz kupnych Delicji… Wyraźnie proszę mi się opowiadać przed odwiedzinami! ;-)
GreenCanoe 23 listopada 2013 (16:50)
NIE CHCIAŁO MI SIĘ :) po prostu:)
rozebraliśmy choinkę – światełka i świeczniki zostały. I dzięki temu jest naprawdę miło…zresztą my i tak co roku po 6 grudnia dekorujemy dom.
Myśląc o odwiedzinach – miałam na myśli bliskich, …chyba sama bym się wkurzyła gdyby ktoś, kogo mało znam nagle mnie nawiedził:)
Singlom chyba jest łatwiej jeśli chodzi o utrzymywanie porządku – jak się ma rodzinę i rozbrykane dzieci:) albo męża podchodzącego dość luźno do sprzątania – to już nie jest tak łatwo:)
pozdrawiam serdecznie.
Anonimowy 24 listopada 2013 (19:42)
A propos nastroju świątecznego to mam inspirację na artykuł do następnego "Green Canoe": jak w osobach nieczujących atmosfery świąt (ja!) wzbudzić świąteczną atmosferę? Bez odwoływania się do przeżyć z dzieciństwa, bo to dzięki nim nie lubię świąt. Asiu, dasz radę? :-)
Pozdrawiam równie serdecznie! :-)
Yvette 23 listopada 2013 (14:33)
U ciebie Joasiu jak zawsze pięknie i stylowo, i te sople, i te jelonki, i te talerze z odrobiną czerwieni… ach pragnę mieć już swój dom, ale jeszcze nie te święta, wielkanocne już na pewno. Pozdrawiam cieplutko.
aga 23 listopada 2013 (13:45)
odkąd są komórki to nie wypada wpadać do nikogo bez zapowiedzi ;) takie mam wrażenie. I chyba od 7 lat nikt do mnie bez zapowiedzi nie trafił, chyba że teściowa po złości ;)
Ja też lubię taką porę roku, rześkie powietrze dobrze mi robi. Jestem na etapie marzeń o domku z kominkiem, a tak pięknie u ciebie ;) ale świec raczej nie lubię, jakiś dziwny ze mnie przypadek ;) Pozdrawiam
GreenCanoe 23 listopada 2013 (16:52)
Wiesz, co innego gdy ktoś dzwoni i pyta czy może wpaść za pół godzinki – sama to lubię, bo jeszcze zdążę coś ogarnąć:):):) Ale miałam na myśl – że z tego pędu życiowego ludzie w ogóle przestają się odwiedzać. My sami mamy zaległości KLIKULETNIE….aż wstyd się przyznać.
Wioleta 23 listopada 2013 (10:07)
Asiu, dziękuję za Twojego bloga, którego uwielbiam podczytywać z za to, że jesteś :-) Od roku staram się zdrowo odżywiać i eliminować z diety wszystko, co niezbędne. Mam pytanie o Bakalland, której to marki jesteś Ambasadorką. Czy w swojej ofercie firma ma może suszone owoce niesiarkowane? Bo niestety w mojej okolicy można je dostać tylko z E 220 (dwutlenek siarki). Lubię bardzo ich suszone owoce ale wolałabym…wiadomo. Pytam, bo może wypuścili jakąś serię a jak o tym nie wiem :-) Dom i przygotowanie świąteczne – na najwyższym poziomie doznań duchowych. Pozdrawiam znad morza Wioleta
GreenCanoe 23 listopada 2013 (16:55)
Ja bakalie najpierw moczę – odlewam wodę i dopiero takie spożywamy. Spytam Bakalland czy mają serie bezsiarkowe, lub czy o nich myślą – jako o wersji premium. pozdrawiam ciepło!
Kukkaiselämää - My flowering life 23 listopada 2013 (08:34)
So beautiful! Just the way I like it. Lovely pictures. Happy weekend!
Greetings from Finland
Anna z www.dziecioblog.blogspot.com 22 listopada 2013 (22:58)
Dziękuję za bakaliowy przepis i z niecierpliwością czekam na inne. Twoje kulinarne pomysły są takie… sama nie wiem. Niby proste, ale sam by człowiek na to nie wpadł. Jakby tego było mało, to są jeszcze zdrowe. Jedyne ciasto, które potrafię robić, to Twój ja to nazywam "zdrowy sernik" (ten z rodzynkami, suszonymi morelami i jabłkiem). No dobra, kiedyś zrobiłam 2 razy tort bezowy z jagodami, ale babrania trochę za dużo, więc Twój sernik rządzi.
Pisz tak dalej o tym jak lubisz deszcz, jak zapalasz świece i rozkoszujesz się poranną kawką, może jak jutro wstanę zamiast orzec "Kurza dupa, znowu pada", powiem sobie "a ta zielona z łódki to nawet lubi jak pada, to co tam ona wtedy robi by było miło?". Ładuj moje akumulatory pozytywną energią kochana.
Co do sąsiadów, to wprowadziliśmy się kilka domów dalej od naszych przyjaciół. (W tym też miałaś pewien udział, bo zakochana w Twoich leśnych opowieściach, forsowałam dom obok lasu. Nie jest on w leśnej głuszy jak Twój, tylko w mieście, ale w takim miejscu i obok tak dużego lasu, że mam wrażenie jakbym w mieście nie mieszkała). Od kiedy tu zamieszkaliśmy, jadąc do sklepu dzwonię do koleżanki czy coś chce, a potem wpadam z zakupami i zostaję na herbatkę. Ona dzwoni, że ma sernik. Ja dzwonię, że idę na spacer, a potem lądujemy u któreś z nas. Przygarniamy nawzajem swoje dzieci. Bardzo mi to odpowiada, choć nie z każdym czułabym się ok gdyby wpadał bez uprzedzenia. Większość znajomych jednak traktuję jak domowników i u nich też rozkładam się na kanapie. U Ciebie też bym się pewno rozgościła ;-) Obca baba z kanapy
GreenCanoe 23 listopada 2013 (16:57)
:):):):) Ania- my tez go ciągle jemy. Drugie ciasto nie ciasto jakie robię – to owoce pod kruszonką.
Już dawno nie słyszałam określenia "kurza dupa"….:):):):)
Babo kochana kanapowa – zazdroszczę Ci takiej sąsiadki….oj marzyłaby mi się tu taka bliska dusza.
BUZIAKI!
Anna z www.dziecioblog.blogspot.com 23 listopada 2013 (21:18)
Owoce pod kruszonką to też fajna opcja. Pierożki już zrobione. No bo ta "kurza dupa" staromodna już, taka jak ja ;-) Ja dosyć pilnie czytam Twojego bloga i wiem, że Ty na bliskie sąsiedzkie dusze też nie narzekasz :-) Całuję i czekam na kolejnego posta.
Anonimowy 22 listopada 2013 (22:36)
Jak to miło taki post "po prostu" przeczytać. Czytając wręcz odpoczęłam. Pozdrawiam z magicznie mglistego Cieszyna. Natalia
Jo 22 listopada 2013 (21:22)
dla mnie zapach dzieciństwa to ie zupy, a ciasta: makowce, serniki, drożdżowe bułki, racuchy z jabłkami i oponki zagryzane ciepłym kakao ;) i taki zapach u siebie w domu uwielbiam na równi z pachnącym bochnem własnoręcznie pieczonego chleba, bo te kupne jakoś mi nie smakują…
a co do odwiedzin bez zapowiedzi – zarezerwowane dla kilku bliskich osób, którzy przymykają oko na dziecięce tajfuny, niepozmywane naczynia i koty, te mało żywe ;)
zdrowia ;)
Anonimowy 22 listopada 2013 (19:47)
Pani ASiu, pije pani kawę w pięknej filiżance, kto jest jej producentem lub gdzie można ja kupić? Pozdrawiam ela
GreenCanoe 23 listopada 2013 (16:58)
Kupiona w jakiejś graciarni – a odwiedzam wszystkie w całej Polsce, gdy jestem w trasach:):): ZA 1 zł ja nabyłam – razem ze spodeczkiem. Porcelana niemiecka:) BARDZO ja lubię.
OLQA 22 listopada 2013 (19:20)
prawdziwa magia! A przepisy wykorzystam na pewno!:)
Lamia 22 listopada 2013 (18:55)
ja mam komfort wolnego zawodu, ale i tak często gęsto muszę gdzieś gnać w taką pluchę.. czasem jednak gdy zatrzasnę kalendarz to podobnie jak Ty delektuję się szarościami i deszczem bębniącym o szyby.. zwłaszcza jak mojego nieletniego odprowadzę na gimbusa :) i zostaję w domu samaaaaa…jak ja uwielbiam taką ciszę :)
smakołyków muszę spróbować, a kawę z goździkami pijam -za twoim przykładem – od zeszłego roku
święta powoli przemycam do domu..ostatnio sąsiadka nie mogła się nadziwić, po co mi gałęzie z jej modrzewia :)
no właśnie, ja sąsiadów mam świetnych.. po latach przyznali się, że jak usłyszeli, że miastowi się budują i jeszcze ze "stanowiskami" to się nas bali.. a teraz wpadamy do siebie w papciach, mam do kogo zadzownić w awaryjnej sytuacji, gdy nie zdążę synka ze szkoły odebrać.. wymieniamy się cebulkami, kwiatkami i dobrą energią po prostu..wszystko zależy od nastawienia.. lubię nie zapowiedziane wizyty, chociaż nie raz, nie dwa zgarniałam czekające prasowanie z widoku i wpychałam w pośpiechu do sofy w salonie :)
ktoś pisał o 4 piętrowym bloku i braku kontaktu z sąsiadami.. też tak mieliśmy..mieszkaliśmy na parterze i tylko tych sąsiadów znaliśmy.. pozostałym ani my ani oni nam się nie kłaniali – po prostu się nie znaliśmy…
serdecznie pozdrawiam i czekam na grudniowe wydanie GC – Asiu czy będzie możliwość wydruku?? z tego co doczytałam na Issu, sam wydawca musi taką opcję udostępnić… proszę…
Natalijka 22 listopada 2013 (18:50)
Pięknie się srebrzy! Ja też uwielbiam takie jesienne dni- w domu robi się jeszcze przytulniej, kawa pachnie jeszcze obłędniej, a spojrzenie za okno skłania do zadumy. Każda pora roku ma swoją rolę.
Anonimowy 22 listopada 2013 (18:32)
Bardzo ważny temat podjęłaś Asiu… odwiedziny. Pamiętam, kiedy to się u mnie skończył "spontan"- kiedy moja bliska koleżanka – sąsiadka z bloku założyła rodzinę. Zrozumiałam wtedy, ze coś się zmieniło, że ma swoje sprawy i nie mogę od tak wpaść, dała mi to doczuć. Zrozumiałam ją jak też założyłam rodzinę.
Uważam , że my wszyscy chcemy być teraz bardzo perfekcyjni, mieszkanie na błysk sprzątnięte i oczywiście super urządzone, poczęstunek wyjątkowy, a gdzie bliskie relacje. Ja sama wiem, że gdy ma ktoś przyjść miotam się bez opamiętania, a jak przyjdą goście, to padam na krzesło i nie mam czasem siły cieszyć się tymi odwiedzinami. Strasznie to przykre. My jeszcze pamiętamy inne czasy, ale nasze dzieci. Latem mój syn się nudził i powiedziała kiedyś: weź rower i jedź do kolegi, a on, no ale chyba trzeba się umówić…, próbowałam mu wytłumaczyć. Skończyło się na tym, że dzwoniłam do matki kolegi.
Nasze mamy nie miały automatów, stały w kolejkach, dziergały na szydełku wieczorami i miały czas na spotkania ze sąsiadką. Normalne było, że ktoś przychodził. Dziwne te czasy są bardzo. Ewka
Pani Lalka 22 listopada 2013 (18:30)
Piękne pisanie. <3
Agata Murawska 22 listopada 2013 (18:19)
Moja droga Asiu (mam nadzieję że mogę się tak do Ciebie zwracać), uwielbiam czytać Twoje posty, są niezwykle ciepłe, zdjęcia inspirujące, a świat piękny. Tak jak Ty, od jakiegoś czasu ( a konkretnie od mniej więcej czerwca tego roku) zaczynam widzieć świat zupełnie inaczej niż kiedyś. Odkąd rozstałam się ze swoją "kochaną"pracą wykonywaną z rozsądku a nie z zamiłowania, widzę jak piękny jest świat, ile ciekawych ludzi jest wokół nas. Dzięki temu wierzę że tak jak Ty będę robić w życiu to co sprawia mi radość i jest motywacją i inspiracją dla innych.
Życzę Ci samych cudownych chwil w życiu, ciepłych i przyjaznych ludzi wokół i niekończących się pomysłów.
Pozdrawiam cieplutko,
Agata
Anonimowy 22 listopada 2013 (18:10)
Asiu a ja mam do Ciebie pytanie?… może jest trochę ono nie w ten czas :) ale bardzo Cię proszę jak byś mi mogła podpowiedzieć którą odmianę mini kiwi polecasz? będę Ci bardzo wdzięczna!!! Pozdrowienia dla MAGICZNEGO MIEJSCA.
Anonimowy 22 listopada 2013 (16:28)
Wróciła moja sentymentalna Asieńka !!!!
Taka jaka była jakiś czas temu. Opisując swoje spostrzeżenia, radość z porannej kawki
(i jak zawsze coś do kawki :)) ) taka z poprzednich postów :))
Jak ja uwielbiam kiedy Ktoś wpada do domu tak bez zapowiedzi i otwieram drzwi siadam i gadu,gadu o wszystkim i o niczym. Kocham takie spotkania. A jeśli chodzi o sąsiadów to mogę powiedzieć ,że jak w rodzinie. Od 20-tu lat wpadamy do siebie w papciach nikt nie sprząta i nikt nie zamawia cateringu, cudowni ludzie.
Asiczko dziękuję ,za deszczowe dni bo lubię jak piszesz o takim zwykłym ,choć niezwykłym życiu.
Pozdrowienia Marylka
Anonimowy 22 listopada 2013 (16:25)
Tak cudnie, ze istniejesz Zielona w sieci…goszcze u Ciebie juz ponad 3 lata i codziennie nie moge doczekac sie posta.Jestes niesamowita, motywujaca do dzialania osobka i NAPRAWDE dziekuje Ci za to!Dzieki temu miejscu staram sie ciagle udoskonalac swoja rzeczywistosc i jest mi z tzm cudnie.Poydrawiam mocno i ciagle czekam na wiecej :) Ania
Magda B. 22 listopada 2013 (13:22)
Magia Świat ach….pięknie ! Pozdrawiam :)
Avrea 22 listopada 2013 (13:13)
tego jourtu musze spróbowac :) a srebrna choinko swiecznik cudo !
Marianna 22 listopada 2013 (12:59)
Pięknie i nastrojowo w Waszym gniazdku :)
Ja ostatnio znalazłam taki sosik http://oliveandthyme.blogspot.com/2013/11/chimichurri-argentynski-sos-do.html ,podjadam żeby nic mnie z nóg nie zwaliło :) :)
Pozdrawiam
Marianna
Simply About Home 22 listopada 2013 (12:58)
Dużo zdrowia zatem życzę i udanego chorowania – w końcu raz na jakiś czas można sobie pozwolić na totalne nic nie robienie z kubkiem gorącej herbaty z malin:) A u mnie na gazie właśnie rosołek pyrka, zaraz zbieram rodzinkę i zasiądziemy wspólnie zjeść. Oj tak – praca w domu ma duże zalety:)
ZABAWY SENSORYCZNE 22 listopada 2013 (12:15)
Asiu Kochana, jak u Was pięknie, zimowo już, nastrojowo! Uwielbiam tu do Ciebie zaglądać. Powiem Ci, że masz na moje doły jakiś zbawienny wpływ. Wcześniej nie miałam czasu napisać, ale wielkie dzięki za Magazyn i Prezentownik. Ostatnio zaangażowałam się w nasz Osiedlowy Jarmark Bożonarodzeniowy i szukam inspiracji do wykonania m.in. ozdób świątecznych. Poza tym, czas wprowadzić świąteczny klimat do domu, żeby się trochę nim nacieszyć.
Pozdrawiam Serdecznie,
Magda
Anonimowy 22 listopada 2013 (12:04)
Asiu, ja też lubię taką pogodę i jesień, zimną i ponurą. Lubię, bo za okne szaruga a w domu ciepło, jasno i przyjemnie. Dla mnie to tak jakby miłość, zaufanie, serdeczność i oparcie – to wszystko co daje rodzina i dom nagle uzewnetrniło się fizycznie. Wchodząc jesienią do domu z całą mocą odczuwam to czym jest dla mnie ognisko domowe i moja rodzina. I dlatego tak bardzo lubię :)
Pozdrawiam serdecznie!
Ana
Anonimowy 22 listopada 2013 (12:01)
Za siąpawką i mgłą nigdy nie przepadałam. Teraz spojrzałam w okno. nie jest źle. Dzięki Tobie, Asiu polubiłam ten widok. U mnie w mieszkaniu blokowym jest remont kuchni, więc wiesz jak to wygląda. A ja popijam kawkę i aby wprowadzić klimat przedświąteczny robię srebrne i złote tradycyjne gwiazdki z czterech pasków i trochę gwiazdek szydełkowych. Do kominka tam trochę dalej, ponieważ jest on na działce 25 km od miejsca stałego zamieszkania. Ale w weekendy, jak czas pozwala wpatruję się w niego i ogrzewam jego ciepełkiem. Pozdrawiam serdecznie. Fela "niebieska" (tak mnie nazywa moja najlepsza przyjaciółka).
Malachitt 22 listopada 2013 (11:35)
Przepiękny poranek u Ciebie, aż się wczułam i poczułam jakbym stała koło Ciebie :) Moze jutro taki sobie zafunduję :) Bardzo zazdroszczę takich piękności w Twoim domu. Widać w tym wszystkim ciepło i Twoja ogromną miłość. Moje mieszkanko dopiero się kształtuje, mam nadzieje, że kiedyś będzie tak piękne jak Twoje. Przesyłam moc słodkich buziaków!!
dragonfly 22 listopada 2013 (11:21)
Adoptujcie mnie! :
... 22 listopada 2013 (11:10)
To ogromny luksus móc pracować w domu! Mimo posiadania własnej firmy, wyjeżdżam z domu rano, wracam ciemną nocą. Z ogromną zazdrością ( taką pozytywną :) czytam o Twoim dniu, niespiesznym z pyrkoczącym rosołem , czasem na robienie frykasów a nawet takim zwyczajnym nicnierobieniem.
Mam dom ale go nie "czuję" , nie mam czasu go dopieścić, o posprzątaniu gruntownym nie wspomnę. Wszystko w biegu . W pospiechu gotowany obiad , najlepiej jednogarowy na dwa dni , łatwy do odgrzania.
Buntuje sie na taki stan rzeczy , ale cóż można.
Pozdrawiam zazdrosna Patti :)
Ondrasza 22 listopada 2013 (11:00)
TRZASK! I zamknęłam kalendarz:) Idę na kawę i może posta napiszę wreszcie… A póki co rozpalę w kominku i pooglądam sobie, poczytam, oczy nacieszę:)…
Natalia 22 listopada 2013 (10:39)
Asiu lubię tu zaglądać by uspokoić duszę,my dopiero zaczynamy budowę naszego wymarzonego domku,ale bardzo chcę by ta przeprowadzka na wieś przyniosła właśnie spokój i wolniejsze życie.Pochodzę ze wsi i życie w dużym mieście jak teraz mnie męczy,a po za tym chcę by moje dzieci dorastały bez tego wiecznego pędu i pośpiechu.Bardzo chcę by się nam udało i by przyszłe święta odbywały się w naszym nowym miejscu na ziemi.Pozdrawiam serdecznie.P.S Bardzo proszę o przepis na cytrynki w rumie,przemawiają do mnie bardzo,a akurat mam sporo rumu na stanie,może zrobiłabym rodzince w ramach prezentów świątecznych.
Ewa Kulik 22 listopada 2013 (10:12)
Asiu jak u Ciebie pięknie taki poranek też bym chciała mieć ale z czwórką dzieci to raczej nie możliwe ,dwójka do szkoły a blizniaki zostają ze mną ,ja też uwielbiam rosół w domu rodzinnym zawsze tata gotował rosół i jest tak do tej pory bo z jego rąk jest najlepszy mnie też dopadło jakieś przeziębienie ale nie daje za wygraną.
Ciumciawa 22 listopada 2013 (09:57)
Całkiem niedawno moje rozmyślania poszły w kierunku stosunków sąsiedzkich :-) Wprowadziliśmy się do nowego bloku 13 lat temu. Na domofonach nie ma nazwisk , więc do dzisiejszego dnia nie znam wszystkich nazwisk sąsiadów (blog 4-piętrowy, jednoklatkowy). Byłam w mieszkaniu u sąsiadów przez ścianę chyba ze trzy razy, bo mieli dziecko w wieku mojej córki (wyprowadzili się kilka lat temu). A jak sąsiadka z góry zalała moją łazienkę i zapukałam do niej, to mnie nie wpuściła nawet do wspólnego korytarzyka. Dobrze chociaż , że wszyscy mówią sobie dzień dobry. czasami zamienimy słowo przy skrzynce na listy narzekając na wysokie rachunki. Dla mnie jest to nienormalna sytuacja. Wychowałam się w niewielkiej kamienicy, gdzie wszyscy się bardzo dobrze znali i uczestniczyli w swoim życiu.Brakuje mi tych sąsiedzkich dobrych układów. Nawet nie mam od kogo pożyczyć soli :-) Pozdrawiam
Anonimowy 22 listopada 2013 (11:04)
U mnie niestety jest podobnie, ludzie mało ufni, zabiegani, zapracowani, ciężko nawiązać kontakt. I tak rodzi się znieczulica i niechęć pomocy drugiemu w potrzebie.
pozdr, Ania
Anonimowy 22 listopada 2013 (09:53)
Oh, jak ja ostatnio marze o takich porankach. Odkąd przyszła jesień i zbliża się czas świat to mnie aż nosi, żeby coś w domu zrobić, żeby nabrał w końcu takiego czaru. Póki co wierzę, że wszystko przede mną :) A i ja tam stara nie jestem, a uwielbiam ten jesienno domowy klimat ;)
kasiabat 22 listopada 2013 (09:40)
Asieńko, cudnie u Was cieplutko i błogo… Co do tych niezapowiedzianych odwiedzin, to rzeczywiście pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że w erze "bezkomórkowej" takie "wpadanie" do siebie było rzeczą normalną. Dziś każdy się spieszy, nie ma czasu na nic; łatwiej wysłać sms'a niż zadzwonić, nie mówiąc już o odwiedzinach. Jakoś do tego przywykliśmy; tym bardziej po przeprowadzce na wieś kilka lat temu bardzo pozytywnie zaskoczyły nas (i zaskakują nadal) takie niezapowiedziane wizyty sąsiadów. Jest to bardzo przyjemne i jak widać jeszcze się zdarza… Moc pozdrowień dla całej "zasmarkanej" rodzinki:) Uściski – Kasia
Beata - Hungry for ideas 22 listopada 2013 (09:31)
Piękne szarości:) Życzę zdrówka!
T.Wój 22 listopada 2013 (09:29)
Magiczna opowieść. Dziękuję. Ach jakże bym posiedział sobie z Wami przed kominkiem przy tych bakaliowych delicjach i rozgrzewającej, gorącej świeżo mielonej kawce z goździkami ;-)
BiBi 22 listopada 2013 (09:28)
Po takim wstępie, to musi być udany dzień, dzięki Tobie:) Asiu w przepisie na delicje podajesz orzechy laskowe, a na pięknych zdjęciach są włoskie :))) i ja wpisuję na listę zakupów właśnie te. Pozdrawiam i niech Was wszelakie wirusy omijają szerokim łukiem!
Czarodziejka 22 listopada 2013 (09:21)
Asiu asiu… ja nie lubie deszczowych dni, ale uwierz mi gdybym miala taka bajkowa przestrzen wokol siebie to chyba pokochalabym te pogode. Pozdrawiam
Ankha 22 listopada 2013 (09:17)
A myślałam, że tylko ja mam jesienne zboczenie ;) Moja teoria jest taka, że patrzenie jak natura zwalnia, pomaga nam samym troszeczkę się wyciszyć. Coraz częściej zdarza mi się zagapić przez okno na ogród i małą "zawiechę" złapać ;) A w kalendarzu sprawy się piętrzą…
Co do odwiedzin, to ja mam zawsze drzwi otwarte. Nawet jakimś cudem wyczaruję przekąskę z niczego. Tylko Ci goście daleko do nas mają teraz :/ A że dom nie muzeum? Ja mówię, że odwiedziny to nie inspekcja sanepidu :D
Delicjami bakaliowymi mnie mega zaintrygowałaś i przy najbliższych zakupach wrzucam potrzebne składniki! Jak to-to smakuje?
Anonimowy 22 listopada 2013 (10:50)
Smakuje zaskakująco… ;)
Renia
Pati 22 listopada 2013 (08:35)
Jak zwykle piękny post :-) ja też uwielbiam światło świec, ale raczej tylko w niedziele mamy z mężem taki czas,że możemy sobie odpocząć i tak naprawdę pobyć razem w nastrojowym salonie. Mam nadzieję, że wkrótce oboje zwolnimy trochę tempo :-) ale dzisiaj przy tworzeniu kartek zapalę sobie świeczkę, a co ;-D ja też zawsze bronię się nogami i rękami przed chorobami, jak tylko coś się kroi to od razu herbatka z cytryną, malinami itp. pozdrawiam ciepło!
pomieszane-poplątane 22 listopada 2013 (08:23)
Wspaniałe opowieść na dzisiejszy poranek:) u nasz właśnie jest szaro buro i nijako i siąpi…
Ange76 22 listopada 2013 (08:19)
Asiu, tak dawniej się wpadało na kawki, herbatki, ciasto bez umówienia się. Do moich rodziców nadal ludzie tak wpadają :) No i były jeszcze imieniny, które moi rodzice hucznie obchodzili, było po kilkanaścioro dorosłych i tyleż dzieci. My totalnie z tego rezygnujemy, spotykamy się ze znajomymi rzadko, ale zawsze po wcześniejszym umówieniu się. Wydaje mi się, że czasy się zmieniły. Ludzie bardziej cenią prywatność i święty spokój, więcej pracują, to i mają mniej czasu na spotkania. Ja wracam o 17.00 z pracy lub później. Mam tylko tyle czasu by coś zjeść na późny obiad, pogadać chwile z dziećmi i ogarnąć je przed spaniem. Nie wyobrażam sobie, ze w ciągu tygodnia o 18.00 wpada do mnie ktoś z niezapowiedziana wizytą :D Może jestem mało elastyczna, ale tak właśnie jest.
Z prezentownika zamówiłam sobie dwa prezenty dla siebie (do dekoracji świątecznych) i jeszcze chyba jeden zamówię, który dostana teściowie. Bardzo dobry pomysł :)
Uwielbiamy rosół – muszę zrobić na weekend!
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:49)
Masz rację – pamiętam, moja mam o 15.30 była już w domu. Zostawał spory kawał dnia – sporo rzeczy można było zrobić. Mój mąz z pracy wraca wieczorem…ja sama nie raz nie dwa zarywam po prostu nocki….jesteśmy przepracowanym społeczeństwem – nie wolno nam nawet chorować….rzeczywiście to duży problem i chyba powód na to, że w tygodniu nie chce się już nikogo widzieć…kurcze – ale to jest smutne po prostu!
Zylwijkowo 22 listopada 2013 (08:14)
Nio i jest super:):) Nawet moje zapalenie krtani nie zepsuje mi dzionka:) Pozdrawiam serdecznie, piękne zdjęcia, zawsze jestem nimi zachwycona, nie tylko pod względem stylizacji ale i technicznie. Jesienne uściski przesyłam.
Sylwia
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:47)
Sylwia – bardzo Ci dziękuję! A na krtań płukanie solą i szałwią pomaga – przynajmniej jakoś na mnie zawsze działało. Powrotu do zdrówka!!
Ula H. 22 listopada 2013 (08:01)
Nawet jeśli za oknem szaro i buro… to widać, że w domu coraz bardziej przytulnie i wnętrze nabiera już powoli świątecznego blasku. Wykrawane we wzorki dynie – bardzo ładne :))
Widziałam artykuł w MM. Miło przeczytać i zobaczyć. Pozdrawiam :))
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:46)
Dzięki Ulu!
anita sie nudzi 22 listopada 2013 (07:57)
tak opisałaś siąpawicę,że chyba polubię dzisiaj swoją :]
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:46)
:):):):):)
Marlena M. 22 listopada 2013 (07:43)
Cudne dekoracje i cudne wnętrze. Gratuluję pomysłów kulinarnych. Pozdrawiam
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:46)
Odbijam pozdrowienia:)
miria244 22 listopada 2013 (07:19)
Jak ciepło:)i Pięknie!!!Aż mi się łezka zakręciła!Jestes tak ciepła jak ten płomień w tych świeczkach!I masz racje ludzie teraz gonia i niezauwazaja codzienności,a już o odwiedzinach bez zapowiedzi niema mowy:(A szkoda ze te relacje miedzy ludzkie muszą być takie sztywne:)!!Ale ważne ze uciebie tak ciepło.I zawsze możemy wpaść się jak to moja córcia mówi'ocieplić':)Przepis musze spróbować:)uwielbiam bakalieee..Jesteś moją inspiracja:).Pozdrawiam Gorąco:)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:45)
Bardzo dziękuję – pozdrowienia serdeczne dla Ciebie i ocieplonej Córci:)
Agnieszka M 22 listopada 2013 (07:14)
Tak mnie zawsze zachwycają Twoje zdjęcia, że się na tekście skupić nie mogę :) A teraz pędzę robić sobie kawkę :) na chłodny poranek :)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:45)
:):) dziekuję
Anonimowy 22 listopada 2013 (07:09)
Mmmmmmniam, narobiłaś smaku… Chyba sobie nastawię… Śliweczki, rzecz jasna :) Bo rosołek zawsze the best, a jesienią to już obowiązkowo. Widzę, że dynie pokutują już w którymś poście, hi hi… Dzięki. Muszę zrobić Ci coś nowego, bo już patrzeć nie mogę ;)
Uściskowywuję Was mocno ! :)
Renia z Mostów
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:44)
To moje ulubione dyńki!!!!
Reniu całusy ogromne!
Anonimowy 22 listopada 2013 (11:15)
Miło mi bardzo :)))
PS. 1. U nas przy chorobach oraz codziennie profilaktycznie parę plasterków świeżego imbiru do wszelkich herbat, kaw, a nawet rosołu idzie – dobrze rozgrzewa, poprawia przemianę i odporność, podobno bakterio- i wirusobójczy jest nawet :)
PS. 2. Zapachy przywołujące dzieciństwo i poczucie bezpieczeństwa : Rosół – jak najbardziej, ale też… krowy, mleko, obora… hi hi, o sianie nie wspomnę. Mam w środku swojej skomercjalizowanej już wsi jedno takie zaprzyjaźnione miejsce, gdzie chadzam po te węchowo-wspomnieniowe doznania, a mój pies komicznie integruje się z wszelką rogacizną ;)))
PS. 3. Ja tez boleję nad zanikaniem spontaniczności w dziedzinie odwiedzin i wpadek znienackich międzyludzkich…
Zdrówkujcie ! :)
Anonimowy 22 listopada 2013 (11:16)
PS. 4. Renia
vanillaforhome 22 listopada 2013 (07:05)
Asiu moja 2letnia Ola nie uznaje niczego innego do jedzenia tylko rosół z ryżowym makaronem. U nas bezglutenowo, ale polecam jest pysznie:) Pachnący rosół w domu to ciepło i bliskość. Niezapowiedziani goście? Hmmm… Bardzo rzadko, ale się zdarza. Szkoda, że tylko czasami . Ja własnie przy kawie, jeszcze bez śniadania, ale za moment się to zmieni ;) Po tych zdjęciach moje kubki smakowe szaleją. 3majcie się zdrowo! Pozdrawiam.
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:42)
Dziękujemy!:)
Zadziergana Owieczka 22 listopada 2013 (07:04)
Jaka starość?!!!! To nostalgia jesienna,czas na wspomnienia(chociażby rosołowe,o czasach kiedy każdy niespodziewany gość był mile widziany),marzenia i nabrania sił na następny dzień pełen wrażeń.Zyczę Tobie i Twoim bliskim dużo zdrowia,ja wspomagam się syropem z agrestu w takie zamglone dni.Pozdrawiam.Małgosia
Agnieszka z Mierzei Wislanej 22 listopada 2013 (07:04)
Asiu Kochana tak rozpoczęty dzień musi byc udany :) U mnie poranki są niestety w pędzie. Budzik bezlitośnie drze papę o 5 :45. Szybka toaleta i zrywam z łózka synka, śniadanko i wrrrrrr do przedszkola a potem do pracy. Ale wieczorami sobie odbijam :)
O 16 rozpalamy w kominku, zapalamy świece i od razu mi błogo :) Ja od paru dni opijam się herbatką z pigwą i miodem :) rozkosz dla podniebienia :)
Ale mam takie chwile jak Ty po 19. dzieci juz spią, mąż dłubie coś w "drewutni" a ja siedze i słucham ciszy :)
Od tego roku też zaczęałm lubić jesień, pluchę i mgliste wieczory :)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:41)
No właśnie…ja mam ten komfort że rano małego do przedszkola odwozi Paweł – prace biurowa ogarniam w domu. I nie ukrywam, uwielbiam jesienią tak właśnie pracować. Latem – niesie mnie w Polskę, ale zimne miesiące – w ciepłych skarpeciochach:)
Aga – moje dziecko o 19 to się dopiero rozkręca:):) W życiu nie zasnąłby o tej godzinie. Zazdroszczę Ci:)
Agnieszka z Mierzei Wislanej 22 listopada 2013 (10:19)
Mam to szczęście, że po 19 padaja moje chłopaki jak kawki (może dlatego, że od 6 rano juz wstają). Kocham te moje wieczory. Wyciszam się wówczas na maxa :)
A rosołku dawno nie robiłam, dziś to nadrobię :)
Martusik 22 listopada 2013 (06:48)
Cudnie u Ciebie jak zawsze:) Tak bym chciała mieć swoją firmę i móc delektować się porankami.
Nie lubię jesieni i zimy, trzeba rano wyjść z domu, odśnieżyć auto i w drogę i chociaż widoki na trasie rekompensują mi zadymę za oknem chciałabym jeden dzień spędzić tak jak Ty:)
Nadrabiam wieczorami kiedy przy świetle świec zapominam o pracy i wsiąkam w rękodzieło:)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:39)
Powiem krótko – jeśli czegoś chcesz naprawdę, to to po prostu zrób:)
Martusik 22 listopada 2013 (17:59)
Mam nadzieję, że już wkrótce uda mi się tak wspaniale celebrować poranki:)
Dorota JONIAK 22 listopada 2013 (06:40)
Asiu, jak zwykle cudownie u Ciebie, świetny klimat stworzyłaś , taki do zadumy i przemyśleń. Ja niestety ciągle w biegu i tak mało zauważam świata wokół. A co do tych odwiedzin, to tez mnie przeraża. Nawet dzieci już do siebie nie wpadają , ot tak, tylko trzeba się umawiać przez rodziców, uzgadniać godzinę itp.. W naszym dzieciństwie tak nie było, wpadaliśmy do siebie bez powodu, zapytać o lekcje, pogadać, pośmiać się. teraz ewentualnie krótka rozmowa telefoniczna – Co na zadanie? i tyle. Spotkania owszem ale aranżowane, uzgadniane itp. Straszne czasy nastały. My też daliśmy się chyba zwariować, gdy mają wpaść znajomi (odpowiednio wcześniej umówieni), trzeba posprzątać, coś przygotować, żadnego "spontanu", wpadnięcia na kawkę, po cukier,czy sól. Bardzo chciałabym aby było inaczej, ale sama nie wiem, czy jeszcze potrafię potrafię Dorota.
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:38)
Rozumiem Cię doskonale…pamiętam swoje przerażenie, gdy któregoś roku – bardzo intensywnego zawodowo….w czerwcu zorientowałam się, że nawet nie zauważyłam kiedy rozwinęły się liście na drzewach wiosną- trasa dom, taksówka, praca – dzień w dzień…szybko, nerwowo, nos w kalendarzu albo w laptopie. Do bani…
Be Happy 22 listopada 2013 (06:30)
Asiu jak zwykle cudnie u Ciebie ach ja to bym z chęcią usiadła z Tobą do tej kawki w Twoim przytulnym jakże pięknym gniazdku:)
Co do jesiennych klimatów też je uwielbiam a to dlatego, że właśnie jak piszesz nadzwyczajnie w świecie można sobie zwolnić, nic nie goni…ma się czas na rozmyślanie.. i jestem przed 30 więc starość chyba mnie jeszcze nie łapie hihi;) Jak tak opisujesz swoje poranki to tak błogo, pozazdrościć Ci tego, że masz możliwości pracy w domu..samej kontrolowania sobie czasu..ach..zazdroszczę:)
Co do wpadania bez zapowiedzi to przyznam szczerzę, że nie przepadam za tym (wyjątkiem jest moja przyjaciółka – która i tak nie za często wpada, jest zwyczajnie w świecie zapracowana) bo zawsze tak jak mówisz wydaje mi się, że mam nie posprzątane albo nie mam jakiegoś fajnego poczęstunku, poporstu zawsze myślę, że nie jestem na tyle "przygotowana" aby ktoś mógł nas odwiedzić…Jestem chyba na tym punkcie odrobinkę przewrażliwiona..;) Chociaż odkąd pamiętam marzył mi się otwarty na ludzi dom..żeby właśnie tak bez niczego ktoś wpadał na kawkę..No ale narazie za tym nie przepadam;) może z biegiem lat uda mi się dojrzeć do tego marzenia;)
Rosół kojarzy mi się z babcią, dzieciństwem na wsi i tym, że go nie lubiłam (rosołu);) Tak, jak ja go za dzieciaka nie lubiłam, jednak teraz uwielbiam i zawsze jakąś zupkę jak już robię to na rosole:)
Grube skarpeciochy to ja od początku listopada noszę, ja to taki zmarzluch jestem więc kominek, pierzynka, grube skarpetki, gorąca herbatka o tej porze roku to jest to co kocham:)
Ściskam Cię i życzę zdrówka dla Ciebie i Leosia nie dajcie się choróbskowi :):)
Ps. W chwili wolnej zapraszam do mnie ostatnimi czasy udało się mi i małżonkowi – muszę o nim wspomnieć, bo to on wyszukał te cudeńka;) zdobyć i kupić piękny stół i komodę:)
Patrycja.F
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:35)
Myślę, że co innego jak niezapowiedziany wpada ktoś mało bliski – kto Ci rozbija dzień i plany, a co innego – jeśli robią to przyjaciele, rodzina, bliscy – przy których można się czuć swobodnie. Zaraz wejde zobaczyć to Wasze cudo!:)
magda 22 listopada 2013 (06:16)
To nie starość ale dowód, że dostrzegami, że życie składa się z rytmów. Jest czas aktywności i czas odpoczynku. To jest naturalne, cała przyroda tak funkcjonuje. To malutkie ego człowieka wymyślilo sobie, że jest ponad naturą ;) Ja się cieszę, że mogę sie spokojnie "zaszyć" w mojej pracowni zamiast biegać z łopatą i grabiami. Na wiosnę na pewno zatęsknię do łopaty ;) Asiu, u Ciebie jak zwykle magiczny nastrój. Pozdrawiam :)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:34)
A wiesz – ostatnio sprzątaliśmy ogród na zimę i poczułam dokładnie właśnie to samo – że już mi się NIE CHCE popylac z grabiami:)
A jak znam zycie , już wlutym będę siedziała z nosem przyklejonym do szyby":)
Zadziergana Owieczka 22 listopada 2013 (06:13)
Jaka starość?!!!! To nostalgia jesienna,należy się nam zabieganym kobietom chwila na wspomnienia(choćby rosołowe,o czasach kiedy każdy,niespodziewany gość był mile widziany), marzenia i nabrania sił na następny ciekawy dzień(nie tylko słoneczny).Zyczę dużo zdrowia,Tobie i Twoim bliskim,ja wspomagam się syropem z agrestu,też pomaga.Pozdrawiam.Małgosia
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:33)
Oj takiego specjału nie mam – jedynie malina, stary dobry czosnek i miód.
Na razie wystarcza:)
Margarites 21 listopada 2013 (23:47)
Każda pora roku ma to ''coś'' w sobie. Każda jest piękna na swój sposób i myślę sobie, że im człowiek starszy, tym bardzie to docenia. Choć w sercu mam ciągle 20 lat, to jednak moje ciało przypomina mi, że jest inaczej i też jest mi ciężko ruszyć się z kanapy szczególnie o tej porze roku. Asiu, a co do znajomych, to na szczęście mam jeszcze takich ''wpadających'' sąsiadów, choć tak jak napisałaś, to należy już do rzadkości. Wszyscy zabiegani, zalatni….
Zdjęcia są wspaniałe, a sesja w MM bardzo mnie urzekła.
Pozdrawiam Cieplutko :)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:32)
No właśnie – wszyscy jesteśmy zalatani….tylko to trochę chyba na własne życzenie.
Iza 21 listopada 2013 (23:20)
czyli jestesmy w jedym gronie zdiagnozowanych pracocholikow ;) i poniweaz moj organizm domaga sie urlopu a musi na niego pcozekac jeszcze 3 msc. to zrobiłam sobie w ten weekend nic nierobienie tez :D i ten tydzien tez ciut powolniejszy.. przynajmniej poczatek.. koncówka juz niekoniecznie ;) duzo zdrowia dla was.. :)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:31)
Dziękujemy – i nawzajem!
Jaasmin 21 listopada 2013 (23:14)
Pięknie tutaj, aż trudno mi uwierzyć, że poranek może być taki przytulny, bo ja śpioch jestem. Też lubię taki dni, ale co za dużo … Trochę światła by się przydało (szczególnie jeśli chce się zrobić zdjęcia). I tak, zdecydowanie kiedyś częściej ludzie się odwiedzali i wpadali bez zapowiedzi. Teraz to wręcz nie wypada nie zadzwonić wcześniej… kiedyś brak komórki i się po prostu było.
Takie pasujące hasło mi się dziś obiło :
Friends: can I come over?
Real Friends: I'm coming over.
Pozdrawiam, Basia z HarmonyToday
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:30)
:):):)
Dag-eSz 21 listopada 2013 (23:11)
Ależ pięknie Wasz domek wygląda w tych szarościach i sreberkach :> ma klimacik jak nic :)
To ja chyba się dawno zestarzałam skoro lubię podobne rzeczy jak Ty ;) ciepło kominka :> mamy w końcu śnieg i jakieś -7'C więc w kominku się pali drewienkiem :) i ten rosół jakoś tak uwielbiam ;) ale maminy, sama mięsa nie jem, ale rosół zjem ;) tylko juz nie ugotuję… bo jakbym te mięso widziała… oj nie tknęłabym ;) dziwna jestem ale ten typ tak ma, ja zupy wolę bezmięsne ;)
A z tym wpadaniem do siebie bez zapowiedzi, hmm no bałagan w domu jest, zwłaszcza przy dziecku, zabawki pod nogami się turlają, upaprana podłoga… ;) wolę jak ktoś da choć z godz szybciej znać ze będzie ;)
Ciepełko ślę z białej krainy :)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:29)
No właśnie o tym piszę, że dawniej jak się miało małe dziecko i nawet lekki misz masz – to nikt się temu nie dziwił. A teraz…każdy się stresuje, pucuje, sprząta – jakby jakaś inspekcja co najmniej miała przybyć itd….i ja sama tez tak robię i ciągle chłopaków o porządek ganiam.
Dag-eSz 22 listopada 2013 (21:12)
Wiem, wiem, ze o tym piszesz, ale poprostu chyba lepiej się czujemy wiedząc, że jak ma nas ktoś odwiedzić to piżama nie będzie leżeć gdzieś na podłodze w łazience, bo dziecko ją nosiło po pokojach itp… ja nie ganiam Męża czy Anielki, żyjemy sobie spokojnie i sprzątam jak mamy czas ;) są tacy, co nie wytrzymają bez szmatki ani dnia… mnie szkoda czasu, wolę porobic coś kreatywnego gdy dziecko śpi, a nie latać z odkurzaczem dzień w dzień ;) oczywiście sprzątam, a jak goście będą chcieli wpaść w "brudniejsze" ;) dni wolę jak dadzą znać :>
Może i czasy się zmieniły, może mentalność… a może kultura nam nakazuje – z szacunku do gościa – uprzątnąć :> pewnie jak ktoś dzieciaty by wpadł w brudniejszy dzień to zrozumiały ;) ale są znajomi bez dzieci, i oni tego jeszcze nie rozumieją ;)
A zmieniając temat, to znalazłam w szafce suszone morele i zrobiłam to dańko z przepisu, kurcze, tylko w miseczce włożyłam do lodówki, a tu do słoika trzeba ;))) i serio to takie dobre? znaczy się robi się miększe pewnie – oj zobaczę ;)
Uściski! i miłego weekendu! :))))))
Addicted to Crafts 21 listopada 2013 (23:09)
Ja również często lubię sobie trzasnąć kalendarzem:)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:27)
:):):):)
balerinaszydełkowanie 21 listopada 2013 (22:51)
I ja bym chciała taki jeden dzień NICnierobienia, tylko z moim szydełkiem to ciężko by było, nawet teraz mam je z boku i tu do Ciebie tez zagląda, chyba zazdrosne jest :)
Dzięki za przepis, tego to moje domowe łasuchy nie ruszą (suszone owoce) i będzie w końcu coś dla mnie i tylko dla mnie.
Kochana widzę że czytasz *moje mieszkanie*- piękne zdjęcia
Uściski
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:27)
Odbijam ściski:) i pozdrawiam już weekendowo
Filipek 70 21 listopada 2013 (22:50)
a ja tak sobie dla odmiany z gorącą herbatką przed spankiem siedzę i tak czytam i myślę że odczuwamy świat podobnie :))) a zwlaszcza znam to uczucie ,kiedy gapię się w okno ,po którym czasem deszcz spływa ,a ja czuję zapach obieranych mandarynek w ciepłym domu …..jak ja ten stan lubię!!!! ale jak to goździki do kawy ??? tak po prostu zmielić i wrzucić …ale do czarnej ,a nie z mlekiem ????a cytrynkę w rumie mam !!! siostra mi przywiozła !!! aha ….zrobiłam wianek z papilotek od mufinek…. to taki wstęp przed robieniem abażuru z filtrów do kawy …jeśli miałabyś ochotę zobaczyć to zapraszam !!!! przedostatni post :) pozdrowionka
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:26)
Do kawy zimnymi dniami dodawać można rozgrzewające przyprawy – czyli właśnie goździki zmielone , cynamon, kardamon a ja nawet daję szczyptę chili jeszcze – maluśką:) i pijam taką kawę z miodem.
Filipek 70 22 listopada 2013 (15:21)
oj już mi ślinianki zareagowały … muszę spróbować …a gdzieś wyczytałam ,że mielenie goździków w malakserze niszczy bardzo plastic :)))wiedziałaś o tym ??? na wszelki wypadek utłukę w moździerzu ?:)))pozdrawiam:)))
Insomnia 21 listopada 2013 (22:47)
Deszczową pogodę…. tak lubię! Chociaż nastraja mnie melancholijnie to jest dla mnie chwilą wytchnienia, zapomnienia… jeśli nie ma mocnego wiatru to na spacer w jesiennym deszczu nie trzeba mnie namawiać. A najbardziej uwielbiam deszczowe dni w domu. W ciepłych skarpetkach i kapciach snuję się po domu, piję kawę i obmyślam co by tu uszyć:).
Wielką przyjemność sprawiłby podwieczorek w Twoim domu- przytulna, ciepła atmosfera…. Piękne wnętrza, w moich ulubionych klimatach….
Uściski serdeczne.
Ps. Jutro nastawiam śliwki :)
GreenCanoe 22 listopada 2013 (09:25)
Dziękuję:) a śliwki skradną Ci serce -zobaczysz:)
Tenia 21 listopada 2013 (22:37)
Uwielbiam taką pogodę, mam wtedy ochotę przenosić góry. Poranna kawa nawet jak wstaję do pracy o 4 rano i ta cisza….Co do odwiedzin to myślę sobie, że to nie dlatego, bo trzeba się zapowiedzieć, tylko jesteśmy wszyscy bardzo zapracowani i chcemy mieć już jak się spotkamy " komfort biesiadowania". Jutro przyjeżdża moja przyjaciółka, przyjdzie moja, nasza ukochana Jolunia (sąsiadka), siądziemy przy kominku, przyjdzie mój M , spyta się dziewczyny, co wam podać i się ulotni do swoich spraw. A my będziemy się cieszyć sobą…..do nocy. Pozdrawiam
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:48)
ło matkoż jedna:) ale Ci zazdroszczę:)
najbardziej tego "dziewczyny, co podać":):):)
My love shabby 21 listopada 2013 (22:32)
He he starość psiucho jedna ;-) ja też okropny domator jestem i też lubię się zaszyć w pieleszach ale leżeć nie potrafię ani się wylegiwać. Od razu wtedy znajdę sobie coś do roboty. Wiem o czym piszesz Asiu z tą własną firmą i zarządzaniem czasem. Ja niestety 10 godzin dziennie poza domem a do tego wszystko na mojej głowie … czasami wydaje mi się że już nie wyrobię. Ostatnio trochę zwalniam bo obiło o się o całodobówkę i bloker na puls oraz leki na uspokojenie. Co do tych spotkań zgadzam się w 100% też ostatnio to zauważyliśmy ale u nas to ze zmęczenia po pracy już się nie chce chociaż bywają czasami posiadówy nawet w tygodniu. A z tym muzeum hmm ja mam z tym problem niestety. Jestem pedantką nie da się ukryć a w tygodniu praktycznie w domu przebywam krótko więc w weekendy oram i sprzątam a to niestety syzyfowa praca i już mnie to męczy. Widziałam sesję w MM jak zwykle cudownie u Ciebie! Buziole ślę!
Filipek 70 21 listopada 2013 (22:42)
przepraszam ale tak sobie podczytałam ….niestety pedantki kończą z blokerem na pulsie :))) wiem z autopsji :)))))pozdrawiam
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:47)
babeczki kochane, jakim Wy SZYFREM tu gadacie, jaki bloker ? – tłumaczcie jak chłop babie, bo nic nie rozumiem.
My love shabby 22 listopada 2013 (07:09)
:) Asiu lek jakiś na zwolnienie pulsu serca, powiedzieli, że bloker, ale nie podali nazwy. Robię badania, ale okazuje się, że raczej jestem zdrowa (złego nie biorą ;)) tylko zbyt przepracowana, za dużo stresu i spraw na głowie, może to też właśnie ten perfekcjonizm …
Filipek 70 22 listopada 2013 (15:15)
ten ,ten …mam to samo …na wszystko nie wystarcza czasu i tak się siebie popędza ,aż serducho zaczyna bardzo przyspieszać i wpada w tachykardię …..czyli bije za szybko ….u NORMALNEGO człowieka czujesz to kiedy szybciej pobiegniesz, a u PEDANTA rozpędza się jak do biegu :))))no i muszą blokadę (lek ) założyć coby nie startowało :))))albo pedant musi sobie pedantyzm z głowy młotkiem wybić :))))))))))))pozdrawiam dziewczyny !!!!
WhiteLoft 21 listopada 2013 (22:26)
Asiu, przepięknie to wszystko u Ciebie wygląda – wianki, świece, dekoracje i te zapachy, które opisujesz… od razu poczułam się tak domowo… Też tak mam, że jesień kojarzy mi się z ciepłym rozgrzewającym jedzeniem. Muszę spróbować delicji. Pozdrawiam ciepło tymczasem i trzymam kciuki, żeby choroba Was ominęła:)
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:47)
Dziękujemy! :) i odbijam pozdrowienia:)
Bramasole 21 listopada 2013 (22:21)
Asiu cudny klimat:) ach jak zazdroszczę tego kominka…ale już może w przyszłym roku, będę tak siedziała w SWOIM domu przy kominku, może w większym składzie:) i wtedy polubię listopad:) tego sobie życzę:) A Tobie wielu cudnych, jesiennych, leniwych dni:)
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:46)
CZY JA CZASEM O CZYMŚ NIE WIEM???????? i nie o domu tu mowa:)
Bramasole 21 listopada 2013 (23:42)
Asiu nie nie:) ale za rok wszysto jest możliwe:)
shabbymaison.pl 21 listopada 2013 (22:18)
To jest właśnie magia czterech pór roku. Wiosną wydaje mi się, że nie ma nic piękniejszego niż pierwsze zielone paki, latem, że nic cudniejszego nad długi ciepły wieczór nie wymyślono. A potem przychodzi pochmurny, deszczowy listopadowy dzień. I nie, nie jest źle, bo można uruchomić całą tą domową przytulność. Jak na Twoich magicznych zdjęciach.
Pozdrawiam!
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:45)
:):):):) zwerbalizowałaś/spisałaś moje myśli
julia 21 listopada 2013 (22:09)
Przepięknie, dosłownie mowę mi odebrało :) Ślicznie mieszkasz, aż Ci zazdroszczę ;)
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:19)
dziękuje za komplement – życzę Ci spełnienia dekoratorskich marzeń i oby Wam się szybko udało "ubrać " Wasze nowe "m" :):):)
Agnieszka 21 listopada 2013 (22:08)
Też lubię deszczowe dni szczególnie wtedy jak nie muszę nigdzie wychodzić ale u mnie pada już 4 dzień i te ciemności troche dają się we znaki.
Składniki zapisałam na listę zakupów i chętnie wypóbuję przepis.
Piękny klimacik u Ciebie.
Pozdrawiam.
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:17)
No właśnie przez ciemności od 3 dni nie mogę zrobić sesji ważnej…no i co – jak mus to mus, trzeba przeczekać:)
Agnieszka 21 listopada 2013 (22:31)
Mam jeszcze małe pytanko.
Czy cytrynki w rumie są do herbatki?
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:45)
TAK :) one są z rumem i miodem:)
Martucha na leśnej polanie 21 listopada 2013 (22:05)
Najpierw sie rozmarzylam, u mnie jesiennie bardzo pidobnie, cisza, wiatr za oknem i tylko iskry tancza w kominku. I też jak oszalala wyczyniam jesienią rosoły, te prawdziwe ;) a te cytryny z rumem do czego?
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:16)
Marta – to są cytryny z rumem i miodem. Do herbatki – MUSOWO zimą:), ale ja czasami otwieram słoiczek i łyżką sobie porcyjkę wydzielam:) LUBIĘ:)
Katarzyna 21 listopada 2013 (22:04)
Cieple skarpeciochy wyjete! Snieg pada. Ano zima przyszla.;)
Asiu, to co napisalas na poczatku , to wcale nie starosc, tylko zyciowa madrosc.
Zaczynamy doceniac , takze te brzydsze dni, cieplo, zapachy, przestajemy biec;)
Sciskam Cie mocno, napawam oczy Twoimi pieknymi zdjeciami.
Kasia
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:15)
Kasiu – odbijam uściski i Twoje dobre słowo:)
Anna Poreda 21 listopada 2013 (22:00)
Ej! Nie strasz, że to starość, bo ja mam to samo. Jeszcze nie, jeszcze za wcześnie. Dojrzałość OK, ale nie starość…;) Pięknie tam u Was, aż chciałoby się wpaśc na herbatę z konfiturą…
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:15)
Ania – a wiesz, że ja nawet mam ową konfiturę? :):):):):):)to co z tym wpadnięciem?
Anna Poreda 22 listopada 2013 (08:03)
Mówisz kiedy, a sięgam po kalendarz i poczyniam plany ;) a, że ostatnio pyszną herbatkę wyczaiłam, to i z pustymi ręcami nie dotrę :)
basia d 21 listopada 2013 (21:57)
Ja też chcę taki poranek! Choć u mnie często przemykam "pomiędzy" przeróżnymi nastrojami moich synów do ekspresu do kawy i często dopijam ją już zimną. Ale i tak ich uwielbiam, a kawę ciepłą i spokojne poranki jeszcze będę miała, a wtedy to pewnie będę tęskniła za tymi porankami, które są teraz:)! Pięknie u was:)
GreenCanoe 21 listopada 2013 (22:14)
zimna kawa znana mi oj znana – gdy pracuje, a telefon dzwoni i dzwoni – jakoś się gubi rachuba czasu:)