Kolejna z moich osobistych przyjemnostek to BOSOWANIE – czyli wiejska przyjemność nieskończenie naturalna. A bosuję sobie nawet zimą. I o ile latem nawyk ten nie wzbudza zainteresowania otaczającej mnie populacji, to już zimowe bosowanie…wzbudza:) Do listonosza do furtki – boso w klapkach w listopadzie? – to ja. Do lasku po gałązki sosnowe na stroik w japonkach w grudniu??? – to ja. Na szybki jesienny spacerek boso w gumowcach z pieskami – to ja:) Nie muszę chyba pisać, że po domu tez biegam boso…Kto mnie zna, wie, że non stop szukam kapci…tak, tak…nasz dom to kraina notorycznie zagubionych bamboszy:) Więc jak mam nie chodzić boso?? Nie pomyślcie tylko, że bosuję non stop. To raczej mało możliwe, po po1. miałabym stopy aborygeńskie z podeszwą dębicy co najmniej, a po2. chorowałabym chyba czy coś w tym stylu. Bosuję więc wybiórczo – zimą jak nikt nie widzi, jesienią jak nie pracuję w ogrodzie, latem…latem prawie zawsze, jednak walcząc w łazience wieczorami, by nie dopuścić do aborygeńskich rytmów:):) Ba – nawet mam pomalowane na malinowo czerwono paznokcie u stóp na znak buntu przeciwko wizerunkowi wiejskiej kobiety. Nie powiem – takie paznokcie ładnie komponują się z gumowcami:) Nie bosuję non stop również z tego powodu, że lubię skarpetki – najlepiej w dziecinne wzorki:) Kiedy byłam mała, nie było takowych w sklepach ( tzn były, tylko brzydkie), więc teraz szaleję i sobie kupuję.
Mam jeszcze dla Was następną małą osobistą przyjemność w zanadrzu -KAWKA SOLO…nie kawa, a KAWKA. O poranku, wypijana w szlafroku na schodach tarasowych…na boso oczywiście:), i taka popołudniowa…z ciasteczkiem. SOLO – bo sączona w pojedynkę….. Rozumiecie – kawka milczka. Kto powiedział, że nie można sobie fajnie pomilczeć przy kawie?? Do dziś pamiętam pewne magiczne chwile zamknięte w mojej podświadomości przez chłodny poranek…Miasto Kraków, hotelowa restauracja, jesień,… siedzę tuż obok ogromnej szyby wpuszczającej do środka całą ulicę starego miasta…Mijają mnie dziesiątki opatulonych w szale ludzi – zaglądając prawie że do filiżanki…..Gwar bistro, postukujące szkło i talerze, zapach świeżo parzonej kawy, i przebijający się przez szybę gwar ulicy….a ja w tym wszystkim z kawką milczką. Oswojona , zaprzyjaźniona samotność. Bardzo często myślę o tych chwilach siedząc na moich wiejskich tarasowych schodach – …magia picia milczki – ta sama, co w Krakowie.
Idąc dalej tropem przyjemnostek – raz na rok otwieram w asyście kokosanek (asysta polega na tym, że je zjadam) czarodziejskie PUDEŁKO. A w pudełku zamieszkują listy. Zbierane od czasów zerówki do dziś. Miłe listy, liściki, widokówki – z koloni, od młodocianych miłości, od przyjaciół :):) Czytam je, czasami śmieję się w głos, zajadam kokosanki – i mam przyjemność:)…
Ale o innych przyjemnostkach nie będę już więcej pisała, bo nadal chcę myśleć o sobie, że jestem chodzącą tajemnicą:) Gdybym Wam się tu do końca uzewnętrzniła, to nici z tajemniczości. A posta dzisiejszego napisałam, żeby po 1. pisząc o rzeczach miłych sprawić sobie przyjemnostkę i fajnie zacząć dzień, no i być może poprawić komuś nastrój, albo przypomnieć, że małe sprawki, rzeczy, przemyślonka, czy przyjemności właśnie ….budują tak naprawdę nasze samopoczucie. I po2. napomknąć, że na świecie dzięki tym naszym przyjemnostkom(często gęsto trochę dziwacznym – np jak latanie w grudniu na boso) jest po prostu barwniej…I tak oto znów wróciliśmy do KOLORÓW z początku mojego posta. A na świecie różne są przecież kolory….Przypomniałam sobie o tym czytając ostatnio mojemu synkowi:
„Różne na świecie kolory:
srebrzysta woda w kubełku,
szare myszęta w pudełku,
niedźwiadek z pluszu niezdarny,
rudy, pod brzuszkiem czarny…
A jeszcze z pięknego złota
świecące oczy u kota,
a jeszcze niebo przejrzyste,
wymyte błękitem, czyste…
A jeszcze drzewa zielone,
rybki w akwarium czerwone
i fijołkowe kwiatuszki
u żółtej od piasku dróżki…
A jeszcze pomarańczowe,
obłoki przedwieczorowe,
a jasne synka kędziory,
te najpiękniejsze kędziory…
Różne na świecie kolory…”
J. Czechowicz
Życzę Wam udanego dnia, magicznej kawki milczki i melodii radosnej w sercach. Ii pamiętajcie:
środy są jednymi z najlepszych dni do sprawia sobie małych przyjemności:) :):)
Dziękuję za Twój komentarz.
26 komentarzy
Anna z www.dziecioblog.blogspot.com 7 kwietnia 2013 (21:21)
Przeglądam wstecz Twoje posty (mówiąc sobie by nie robić tego za szybko, bo niedługo dobrnę do końca… hmm to jest do początku Twojego bloga), jest już późno i rozum mówi, że trzeba iść spać, ale jak zwykle nie mogę się odlepić. Ten post będzie ostatnim na dziś, bo jest idealny by po takiej lekturze iść spać – magiczne sny murowane. Niesiesz tyle radości, że powinno się Ciebie sklonować ;-)
Piotr 4 stycznia 2010 (21:13)
Sympatyczne te małe przyjemności :) Ja się nie rozstaję z malutką empetrójką, aby w tym codziennym biegu coś zawsze posłuchać, zamiast kawki solo, bo nie umiem spożywać w samotności.
Pozdrawiam
migotka 9 grudnia 2009 (07:18)
hmm… dziś środa! czas na jakąś przyjemnostkę!
kawka już była…po południu chyba będzie ptyś!
Trafiłam tutaj od jukejki i bardzo mi sie spodobało, będe zaglądać jeśli można?
Pzdr.
IzaO. 19 listopada 2009 (22:08)
Ogromną przyjemnością będzie zaś dalsze Ciebie poznawanie. :) Pozdrawiam.
IzaO. 19 listopada 2009 (22:06)
Nie piję kawy, najczęściej biegam na obcasach, spaliłam niedawno ogromną część swojej korespondencji…ale…lubię Cię czytać i to jest moja mała przyjemność.
Anonimowy 19 listopada 2009 (18:35)
PUK PUK czy moge zagoscic na Twoim blogu :)
Bo moja przjemnoscią jest własnie czytanie Twojego bloga,pieknie ubranego w słowa z kawka milczką w ręku lubie tutaj zaglądać i zdjęcia piękne oglądać Pozdrawiam Beata ze Szczecina
Polka 19 listopada 2009 (17:13)
Modelka z Ciebie, ze nie wiem ;)
Pozdrawiam
Elle 19 listopada 2009 (11:45)
PS. …a jeśli chodzi o bose stopy – w domu nie uznaję kapci, nie posiadam, nie lubię.. zawsze boso chodzę :) co najwyżej w skarpetkach, jeśli zimno :)
Elle 19 listopada 2009 (11:45)
Milusińskie te Twoje "małe przyjemności" :) całego posta przeczytałam z szerokim uśmiechem na ustach :) Więc i ja miałam teraz "małą przyjemność" dzięki Tobie :)
Serdecznie pozdrawiam :)
milajo 18 listopada 2009 (23:11)
Ha ha ! Coś o tych czerwonych paznokciach w gumowcach wiem ;)!
Tyle, że u nas królują "gumofilce", które zwiemy "butami szybkiego reagowania " :)
Pozdrawiam serdecznie!
Zuzia
anita22 18 listopada 2009 (21:52)
musze koniecznie kupic czerwony lakier i ..kalosze :)
jaga 18 listopada 2009 (21:35)
Jaka wspaniałą przyjemność sprawiło mi czytanie Twojego postu.Piękna dziewczyna i pisze pięknie z poczuciem humoru,"bosowanie", "wielka malutka przyjemność" ,.
Cały czas uśmiech cisnął mi się na usta, i w takim dobrym nastroju pójdę spać.
pozdrawiam serdecznie
Anonimowy 18 listopada 2009 (21:21)
Dziękuję za tego posta .
ushii 18 listopada 2009 (21:11)
bosowanie, super słówko!! ale nazwałabym tego moją drobną przyjemnością, bo ja tak po prostu robię od zawsze i tyle :) w domu, na wsi na ogół; w mieście się niestety na zewnątrz nie da :( ale – na plaży – o tak – wtedy to nie jest drobna przyjemność – to jest OGROMNA przyjemność :))
ja dziś też o jednej przyjemności napisałam – o ubieraniu choinki :)
aaa… a w pudełku to nie miałam myszek… miałam całe zoo, sama ulepiłam! :)
pozdrawiam serdecznie!
Anonimowy 18 listopada 2009 (20:48)
Wspaniala atmosfere wprowadzilas swoim dzisiejszym postem. Nic dodac nic ujac. Az blogo na duszy sie robi czlowiekowi. Wielkie dzieki! Kazda z nas ma chyba wlasnie swoje malenkie przyjemnosci, jak ta kawka czy kawusia, na przyklad. Dokladnie tak samo odczuwam przyjemnosci bycia ze soba i robienia malenkich rzeczy, ale jakze istotnych.Pozdrawiam cieplutko, Jola
Anonimowy 18 listopada 2009 (18:53)
Twoje posty same działają jak filiżanka gorącej kawy w samotności. Można siedzieć godzinami i się delektować… Dziękuję za dzisiejszy, energetyczny- po wykańczającym dniu wprost idealny…
Pozdrawiam serdecznie!
Sikora
PS: A Nas uwielbialących bieganie na boso jest więcej.. Nie ma nic przyjemniejszego niż mokra majowa trawka pod stópkami:D
Marchewka Dracoolina 18 listopada 2009 (17:01)
Podpisuję się obiema rękami pod walorami kawki milczki :) Wypijam codziennie wczesnym popołudniem w ramach osobistej przyjemnostki. Rano natomiast wypijam kawę przewrotną – kawka jest, owszem, solo, ale nie milczka (wypijana w rozmownym towarzystwie małżonka, a jednak na stole samotna – mąż nie pija ni herbat, ni kaw).
A właśnie, pod bosakowaniem podpisałby się pewnie obiema nogami mój mąż – należy do gatunku, który wchodząc zimą do domu zdejmuje buty od razu ze skarpetkami.
Życzę Ci jak najwięcej małych przyjemności codziennych i serdecznie Ciebie pozdrawiam! M. (wystąpiłam tu wcześniej jako anonimowa z San Francisco – kiedy się tak zbiorowo ujawnialiśmy – a od tego czasu dorobiłam się bloga :)
kasandra 18 listopada 2009 (16:32)
Oj boso mówisz… nosz to tak jak ja tyle, że ja nie szukam bamboszy bo ich w ogóle nie mam, nie lubię i już, za to boso harcować uwielbiam a malutkie przyjemności … no cóż … potrzebne jak nie wiem co
Anonimowy 18 listopada 2009 (15:18)
Jedną z moich codziennych małych przyjemności jest podzytywanie Twojego bloga:
No i muszę się przyłączyć do Magody …
Chociaż jestem całkiem hetero babką , obiektywnie przyznaję ,że jesteś bardzo apetyczna :)
A myszki w pudełku … miałam takie dwie w pudełku po od zapałek :)
Gdy jedna wyskakiwała ,druga się chowała. Można było nimi straszyć :)
Pozdrawiam
Anka
Magoda 18 listopada 2009 (14:43)
Ale Ty laska jesteś!
W tym czerwonym.
Na gołego też latam – uwielbiam!
Się odmacham pozdrawiając mocno!!!!
Agnieszka 18 listopada 2009 (12:11)
Jak cudownie o tym wszytkim piszesz…i nastrój mi się zaraz poprawił, ja już jestem po moich małych porannych przyjemnościach czyli małej kawce latte przegryzanej poduszkowcami o smaku toffi (to takie chrupki zamiast płatków do mleka…podobno dla dzieci ;))
Pozdrawiam cieplutko ze słonecznego dziś Krakowa
Anonimowy 18 listopada 2009 (11:52)
Mistrzynio klimatu:) Idę na swoją na milczkę:)
Imoen 18 listopada 2009 (11:49)
Małe przyjemności są najlepsze. Nie pije kawy, więc robię sobie herbatki "milczki". Lubię ten czas kiedy można się zatrzymać i pobyć samemu ze sobą. Nigdzie się nie spieszyć. Poza tym lubię czytać Twój blog, bo poprawia mi nastrój.
Pozdrawiam.
paula_71 18 listopada 2009 (11:38)
Oj tak,nie ma to jak drobne przyjemności,pisałam nawet o takowych,tyle,że kupnych :)
Czerwone paznokcie,jak najbardziej!Czy do kaloszy czy do szpilek.Poczucie kobiecości gwarantowane!
Miłych kawusiek życzę,tych dzisiejszych,jutrzejszych i wszystkich które będą.
Pozdrawiam cieplutko.
GreenCanoe 18 listopada 2009 (11:32)
No coś Ty:):):)…nie miałaś w dzieciństwie myszek poszytych z materiałów, które mieszkały w "domkach"??? ja tam miałam 3 – i mieszkały w pudełku po butach własnie, i miały tam łóżeczka i szafę na ubrania:):):) Wierzę, że Czechowicz takie myszki miał na myśli:) Miłego kawkowania!:)
agnesha 18 listopada 2009 (11:17)
a propos przyjemnostek , wlasnie zasiadlam przed komputerem aby ,,cie poczytac,, przy kawce , to taki moj rytual albo juz nalog raczej , codzinnie przegladam ulubione blogi delektujac sie kawa… taka mila chwila… dzisiejszy wpis bardzo mi sie podobal tylko te myszeta w pudelku troche makabryczne ;)