Zastanawiałam się od czego zacząć dzisiejszy wpis. Tak naprawdę powinnam od czystych danych technicznych i od naszej oceny wystawionej po kilkumiesięcznych testach. A testowaliśmy robota koszącego trawę Robomow. Ale… pozwólcie, że zacznę jednak od czegoś innego. Od małego podsumowania moich osobistych „ważnych” i mniej ważnych.
Żyję w ciągłym biegu. Ilość pracy i zleceń, która otacza mnie z każdej strony powoduje, że można byłoby się nieźle zagubić. To tylko ten sezon, powtarzałam sobie w myślach – potem będzie spokojniej. NIE BYŁO. Od kilku lat nie było i nie będzie spokojniej – prawda jest bowiem taka, że moja firma się najzwyczajniej w świecie bardzo rozwinęła, że blog bardzo się rozwinął, magazyn i w końcu ja sama – noszę w sobie ciągłą chęć rozwoju. To ja sama nakręcam owa spiralę..i choć psioczę nie raz nie dwa pod nosem – widocznie tak naprawdę, to tak właśnie chcę żyć. W ciągłym ruchu.
Aktywny styl życia ma jednak dość znaczącą wadę – BRAK CZASU WOLNEGO. I tu doszliśmy do mojego „ważne”: CZAS. Mój czas jest dla mnie bardzo, bardzo, ale to bardzo ważny. I nauczyłam się, że aby dobrze pracować – muszę robić sobie przerwy, aby być dobrą żoną, mamą – muszę mieć czas tylko dla swojej rodziny, by czuć się w końcu dobrze sama ze sobą -muszę mieć również ów czas tylko dla siebie. Jestem w stanie ludziom wiele wybaczyć – ale jeżeli ktoś znacząco spóźnia się na spotkanie albo gorzej, w ogóle nie pojawia się, choć był umówiony – naprawdę czuję się dotknięta. I postrzegam takie zachowania jako ogromny brak szacunku do mojej osoby. Bo zabrano mi mój CZAS – coś, co ma dla mnie w tej chwili wartość największą.
Zapewne będzie Wam teraz łatwiej zrozumieć, dlaczego – ja, osoba która na techniczne nowinki reaguję radosną ignorancją:), potrafię się żywo zainteresować propozycjami, które….które co? DAJĄ MI CZAS oczywiście. Tak:) Które dają mi to, dzięki czemu mogę odpocząć, dzięki czemu nie muszę wykonywać konkretnej czynności. CZAS jest mi bardzo potrzebny. Nie muszę chyba więc pisać, że czekałam na Robomow niczym małe dziecko:) Robot, który będzie kosił za nas trawę? SAM, tak sobie niby będzie kosił? A ja w tym CZASIE mogę robić co zechcę? To w ogóle możliwe?
Możliwe:) Przyjechał i nie omieszkałam wrzucić go od razu na Instagram – uroczy zielony żuczek pomykający cichutko po naszym ogrodzie, któż by się nie zachwycił.?? Ja byłam wręcz podekscytowana. No ale teraz konkrety. Bo trzeba było sprzęt sprawdzić w pracy i to zrobiliśmy.
Nasze obserwacje po testach. I weryfikacja – naszych spostrzeżeń z obietnicami producenta.
SPRAWDZAMY jak działa ROBOMOW:
- Robomow kosi SAM. Tak, to prawda:) Nie dość, że kosi sam, to jeszcze sam decyduje kiedy kosi. Co mnie totalnie zaskoczyło. Np. jeśli pada deszcz, to Robomow nie wyjedzie do koszenia – gdyż wie, że w takich warunkach praca będzie bardzo utrudniona i miałoby to negatywny wpływ na trawę. Na owym deszczu zresztą nasz robot może stać sobie i nic mu się nie stanie – może cały czas mieszkać np. w kąciku ogrodu. Na początku było to dla nas dość dziwne doświadczenie, że spod hortensji, gdzie zrobiliśmy mu bazę dokującą, co jakiś czas robot sobie wychodził, porobił kilka rundek i wracał. Za kilka godzin – to samo. Po jakimś czasie przyzwyczailiśmy się na tyle do nowego „ogrodnika” – że przestaliśmy go nawet zauważać. Bardzo ciekawie wygląda również cały cykl koszenia. Robomow wyjeżdża do koszenia i sobie po ogrodzie spaceruje kosząc oczywiście – wydawać by się mogło bez planu, składu i ładu – żadne tam równe okręgi czy pasy, jak to zazwyczaj robimy zwykłą kosiarką. On sobie swobodnie jeździ raz w jedną, raz w drugą stronę. Jakby zwiedzał teren. Okazuje się, że sprzęt jest na tyle zaawansowany, iż zapamiętuje sobie dokładnie jak i gdzie się porusza, a owa teoretyczna swoboda wynika z pilnowania, by trawa była koszona nie pod jednym kątem – a pod wieloma, tak by uzyskać wizualny efekt zielonego gęstego dywanu. Sprytne prawda? I to co od razu mi się rzuciło jeszcze w oczy – Robomow kosi też bez problemu przy krawędziach ( czego nie mogę powiedzieć o naszej kosiarce:). Producent wytłumaczył, że to dzięki trwałym, specjalnym nożom, które wychodzą poza rozstaw osi kół.
- Po Robomow nie sprzątamy skoszonej trawy. TAK to prawda:) I to mnie chyba najbardziej zachwyciło – jeśli miałabym robić ranking wszystkich zalet. Robot wychodzi sobie kilka razy w tygodniu ( jeśli chcecie możecie nawet ustawić, żeby codziennie sobie doglądał trawnika), kosi naszą trawę i od razu rozdrabnia ją na drobinki, których nie trzeba grabić. To tzw. mulczowanie. Taka pociachana drobniuśka trawa stanowi idealny naturalny nawóz dla trawnika – szybko się rozkłada, a że w czubeczkach trawy jest zawsze najwięcej wartości odżywczych – one wędrują po prostu do gleby. To właśnie dlatego trawniki koszone Robomow wyglądają niczym z najlepszych angielskich posiadłości. Nawet nasz trawnik – o który na kaszubskich piachach trzeba zawzięcie walczyć – nagle jakby nabrał rumieńców…że tak sobie pozwolę użyć metafory :)
- Dla Robomow dedykowana jest specjalna aplikacja na telefon, dzięki której można programować pracę robota koszącego. Owszem to prawda – aplikacja działała bez zarzutu, ale na mnie równie duże wrażenie zrobiła informacja , że mogę nim również sterować ręcznie – czyli np. wtedy, gdy chcemy wyciąć określony fragment trawnika. Technologia technologią, ale jednak dobrze jest jeszcze mieć nad sprzętem dodatkową, manualną władzę:)
- Robomow jest bezpieczny. Raz, że mamy w nim funkcję blokady PIN, wówczas osoba nieuprawniona np. dzieci nie włączą same robota. Po drugie gdyby jednak dziecko znalazło się w okolicy robota i np. chciało go podnieść w czasie pracy – od razu się wyłączy, noże automatycznie się zatrzymają. No i kolejne bardzo fajne rozwiązanie – zderzak. Dzięki niemu robot wyczuwa większe przedmioty i je po prostu omija – dziecięce piłki czy samochody, nie zostaną zmielone wraz z trawą.
To jest niesamowite doświadczenie – patrzeć sobie, jak Ci cudowny zielony żuczek zasuwa po Twoim trawniku, a Ty w tym czasie: pijesz kawkę na tarasie: czytasz książkę w hamaku, wreszcie masz chwilę na pogaduchy beztroskie z mężem, grasz z dzieckiem w piłkę czy badmintona, doglądasz swoich roślinek, organizujesz rodzinny spontaniczny piknik, albo NIC nie robisz – tylko leżysz sobie, patrzysz w niebo i myślisz, że to cudownie mieć w końcu wolny CZAS :) Skoszenie naszego trwa to około 2, 5 godziny. Nie wiem ile zajmowało to Robomow – bo on sobie wychodził wedle swoich tajemnych wyliczeń, i po prostu działał, ale jedno wiem na pewno – jego praca równała się moim GODZINOM WOLNOŚCI:)
Jeśli spytacie mnie czy Robomow działa -odpowiadam DZIAŁA:), jeśli spytacie mnie czy dobrze kosi – odpowiem tak, świetnie kosi i to po cichu – jest zdecydowanie cichszy od znanych mi kosiarek. Jeśli spytacie mnie, co mi się w nim najbardziej podobało odpowiem – moje godziny wolności! :) No i oczywiście zadbany trawnik – bez mojego udziału:).
Jak Was znam, spytacie od razu jak to w ogóle działa – że robot nie wjedzie np. w rabaty albo na chodnik. Otóż przed uruchomieniem go po całej długości trawnika wbijamy dokładnie linkę wychodzącą z jednej strony bazy dokującej, powracającą z drugiej – czyli zataczamy wokół terenu, który nasz Robomow ma kosić. Trzeba to zrobić bardzo dokładnie i niezbyt blisko rabat – inaczej robot mógłby w nie wpadać.
Gdy mamy jasno określony teren – robot może się po nim swobodnie poruszać. Proste, prawda? Jeżeli nie czujemy się na siłach by robić to samodzielnie, serwis i instalację można powierzyć fachowcom, którzy dostępni są w całej Polsce. Robomow są dedykowane różnym rozmiarom ogrodów. I od tego m.inn zależna jest jego cena. Do mniejszych przestrzeni trawnikowych robota kupić można w okolicach 5000, 00 pln. Większe ogrody będą wymagały innego sprzętu – którego cena uzależniona jest już od konkretnych technicznych specyfikacji.
Sprawdziliśmy bardzo dokładnie, udzielamy rekomendacji Robomow – i dziękujemy za kilkumiesięczne dbanie o nasz trawnik:)
Dziękuję za Twój komentarz.
24 komentarze
Maciek 20 lutego 2018 (09:30)
Też zastanawiam się nad kupnem takiego robota i mam jedno pytanie: Jak wraca do bazy na ładowanie? Czy jeśli stałą trasą, np. wzdłuż przewodu, to nie zostawia trwałych śladów (wyjeżdżonych kolein)?
Green Canoe 22 lutego 2018 (22:07)
niczego takiego nie zauważyłam. Nie wiem jak wraca, bo zazwyczaj sprząta gdy nas tu nie ma:)
Janusz 28 marca 2018 (16:58)
Wraca różnymi ścieżkami, czasami wzdłuż przewodu, czasami z mniejszym lub większym przesunięciem – decyduje o tym program sterujący kosiarką. Algorytm jest tak napisany, aby przejazdy powrotne właśnie nie wygniatały „ścieżki”
https://naturaprojekt.pl/uslugi/roboty-koszace/
Dorota 2 sierpnia 2016 (18:11)
Hej, mam podobnego robocika, u mnie kosi juz trzeci sezon, rewelacja!!! Zawsze piekny trawnik a ja robie cos innego. Tak go lubie, ze dostal imie:) Usciski z Kaszub, Dorota
trener personalny wrocław 27 lipca 2016 (18:20)
no nie żartuj?? do odkurzania widziałem ale że do koszenia trawy! Muszę to mieć :D
ell 27 lipca 2016 (12:59)
pozazdrościć lecz cena nie dla mnie, pozdrawiam
Rodzinna 27 lipca 2016 (11:36)
Jejku mój małżonek uwielbia takie nowinki :) Ja w dalszym ciągu choruję na iRobota, którego pokazałaś już jakiś czas temu.
Muszę przyznać, że gdy odpalę normalną kosiarkę spalinową spełni się nasze skryte marzenie o koszeniu, gdyż na razie sama ziemia. Nie sprzyja nam Joasiu coś ta pogoda, ziemia mokra, nie można jej wyrównać. A łudziłam się, że będę pod koniec urlopu podziwiać maleńkie kiełki zasianej trawki :P
Green Canoe 27 lipca 2016 (17:02)
W takim razie trzymam ogromne kciuki za Wasz zielony dywan!:)
Ange76 27 lipca 2016 (10:14)
U mnie kosi mąż i choć czasem wzdycha, to chyba to lubi, więc na razie nie mam zapotrzebowania na takiego żuczka ;) A gdybym miała wydawać na jakieś fajne gadżety, to zaczęłabym od kupienia iRobota Rumba :D
Green Canoe 27 lipca 2016 (17:01)
To BARDZO dobry wybór – ja sobie nie wyobrażam bez iRobot naszego domu – bardzo nam pomaga:)
lylowa 26 lipca 2016 (23:26)
dla mnie odlosy tej kosiarki-zuczka sa nie do zniesienia. kilka godzin cichego zawodzenia – to juz wole glosne burczenie normalnej kosiarki: glosno ale krotko.
pozdrawiam serdecznie,
lylowa.
Green Canoe 26 lipca 2016 (23:32)
:):):) Mnie on w ogóle nie przeszkadzał, bo praktycznie go nie było słychać. Za to naszą kosiarkę – w całej okolicy:):):) Tak „pełną piersią” kosi, od serca:):):)
agata 26 lipca 2016 (16:20)
Miłe urządzenie :) nawet kotałek się go nie boi, jak widać :)
Green Canoe 26 lipca 2016 (23:07)
Nasze zwierzaki w ogóle na niego nie reagowały :) PEŁNA akceptacja:)
Iwona 26 lipca 2016 (13:47)
Wow, to niesamowite! Czytałam z zapartym tchem :-0
U nas koszenie trawy to wieczne utyskiwanie, kiedy mąż dochodzi do końca działki na początku już trzeba znowu kosić, a dodatkowo problemy zdrowotne mojego M … to wszystko rozwiązałby taki żuczek :-) … kurcze, tylko ten luksus sporo kosztuje :-)
Pozdrawiam cieplutko
Green Canoe 26 lipca 2016 (23:10)
Owszem, koszenie potrafi dać w kość:) Tez mamy duzy ogród i wiem ile wysiłku kosztuje skoszenie trawnika.
A cena – no cóż, świetne jakościowo rozwiązania, zwłaszcza rozwinięte technologicznie są po prostu droższe niż te o podstawowych funkcjach. Dziwiłabym się gdyby było inaczej.
Ela 26 lipca 2016 (13:01)
Świetna sprawa! Ciekawe tylko jak Roombow radzi sobie z nierównościami, spadami, podjazdami i innymi przeszkodami.
Green Canoe 26 lipca 2016 (23:11)
Przeszkody omija, po nierównościach chodził bez problemu – nasz trawnik nie jest idealny, małe spady i podjazdy też łapał – nie wiem jak z dużymi, warto spytać .
Tamara 26 lipca 2016 (12:46)
Ale jak to działa, jeśli chodzi o rabaty i ścieżki? Wbite elementy ograniczają go mechanicznie czy na zasadzie elektronicznej „ściany”, jak w roombie?
Green Canoe 26 lipca 2016 (23:12)
Tak, te wbite linki to taka ściana zapora. Robomow porusza się po terenie, który został mu wyznaczony.
Iza 26 lipca 2016 (12:39)
O rany chcę!
Mnie koszenie wykańcza. Mam 3600 metrów do koszenia i kosiarką zajmuje mi to ładnych kilka godzin.
Takie cudo byłoby idealne dla mnie:)
Green Canoe 26 lipca 2016 (23:12)
Też doszłam do tego wniosku :):):):)
Iwona 26 lipca 2016 (12:09)
Cudny ten „żuczek” mógłby zamieszkać w moim ogrodzie :) Masz rację takie cudo techniki to nie tylko zadbany trawnik, ale bonus w postaci dodatkowej porcji wolego czasu. Pozdrawiam serdecznie :)
Green Canoe 26 lipca 2016 (12:16)
Ten wolny czas – nie do odkupienia Iwonko:) Pozdrowienia!