Wiem, że jest już wiosna, wiem, że wszystko budzi się do życia i że za oknem wreszcie nie widać śniegu. Wiem także, że nie cofnę czasu, i że czas nie zna litości. Wszystko to wiem. Ale świadomość ta wcale, a wcale nie wymazuje mi z duszy tęsknoty za tym co było, i za ludźmi, którzy kiedyś – obok, na wyciągniecie reki… a teraz już ich nie ma. Czy macie takie miejsca w swoim życiu, które przypominają Wam o przemijaniu…? O tym, że nasz byt jest niczym mgiełka, czy też podmuch powietrza.?O tym wreszcie, że mamy tylko jeden żywot, i że warto choćby z tego powodu przeżyć go tak, jak byśmy chcieli. A nie tak, jakby chcieli inni.
Ja mam takie miejsce. I ilekroć tam jestem, wracam z milionem myśli. Z narodzoną na nowo tęsknotą za przeszłością, i z pytaniami, na które chyba do dziś nie znalazłam odpowiedzi – skoro wciąż je sobie zadaję. To dom z mojego dzieciństwa…dom babci, dziadka, wujka…dom ogromnego kasztanowca, oszałamiających zapachem bzów, pól lśniących żytem, łąk obsypanych stokrotkami i takiej melodii ptaków, jakiej nie słyszałam nigdzie indziej. Z tego miejsca tak naprawdę niewiele już zostało…i to chyba boli najbardziej. Rozkradzione do futryn domostwo płacze…a ja płaczę za każdym razem z nim. Nad tym, że nie mogę cofnąć czasu i poczuć w sercu tej słodyczy, kiedy babcia przytulała moją głowę, nad tym, że nie usłyszę już pastorałek śpiewanych odświętnie przez dziadka, nad tym, że nie zobaczę figlarnego spojrzenia wujka. I tak bardzo mi tęskno do posiłków spożywanych na świeżym powietrzu, przy okrągłym stole – pod kasztanowcem, który dla małej dziewczynki zdawał się być tak ogromny jak świat. Wiecie jak smakowało jedzone w takim miejscu jabłko?????? Czarodziejsko smakowało….tak samo zresztą podpłomyki kładzione bezpośrednio na blat kuchni ( takiej prawdziwej kaflowej), rosół nad rosołami z prawdziwej kury, lane kluseczki na mleku…Wiem, że to, jak teraz żyję, i do czego dążę – zawdzięczam w ogromnej mierze tamtemu miejscu. I moim bliskim. Tym, których już nie ma obok….
W weekend byłam w rodzinnych stronach. Odwiedziłam znów staruszka, który ostatkiem sił trzyma jeszcze na sobie dach….wypadają mu już okna, drewno sypie się w pył….ale dla mnie to nadal jest TEN dom. Zapalając świeczki na grobach, podziękowałam moim babciom, dziadkom, – za to, że teraz potrafię widzieć obok siebie przyrodę, cieszyć się z niej, kochać, czerpać siłę…i mojemu synkowi robić kluseczki na mleku:) A na dworze stanie tu nam kiedyś okrągły duży stół, żebym mogła przy nim przytulać głowy moich dzieci opowiadając im przy tym o naszej i Pawła rodzinie.
Chciałabym się podzielić z Wami jeszcze jednym widokiem, wspomnieniem z dziecięcej głowy: Późny wieczór, wracam z dziadkiem do domu, wozem zapakowanym po samo niebo skoszonym zbożem, czy sianem???nie pamiętam. Ciągnie nas kasztanowy kawaler z jasnym ogonem.W pozycji półleżącej obserwuję jak słońce zachodzi w asyście czerwieni i różu na niebie, nie słychać nic oprócz miarowego stukotu kopyt, i mocnego oddechu dziadka…wiem, że babcia czeka z kolacją….jestem szczęśliwa.
Z owych wycieczek sentymentalnych za każdym razem przywożę ogrom sadzonek – dzikiego wina, bzu, czarnego bzu, dzikiej róży – i ów spadek zasadzam na naszej ziemi – ot, 400 km dalej:) Przyjęło mi się jak narazie wszystko, a zaznaczam, że przywoziłam owe szczepki worami już kilka razy:) Pewnie babciulka mi chucha i dmucha z nieba na te roślinki:) Ostanie przywieźliśmy tego lata..ledwo zamknęliśmy wtedy samochód, tyle sentymentalnych krzaków wynalazłam:) I dostrzegłam właśnie dziś, w trakcie ogrodowego wiosennego obchodu, że pąki bzów, aż kipią:) jakby chciały odegrać się za tegoroczną zimę. A owo przebudzenie roślin nie oznacza dla mnie nic innego – jak potężne prace w ogrodzie. W tym roku wiosna wyznaczyła :) realizację 3 dużych projektów ogrodowych…i już samo myślenie o tym trochę mnie przeraża:) Wybaczcie więc, że będę pisała rzadziej.
Jedliście również jako dzieci lane kluseczki, podpłomyki czy pieczone jabłka? Pamiętacie swoje dziecięce poczucie szczęścia?…
Dziękuję za Twój komentarz.
62 komentarze
Susan 19 czerwca 2015 (16:57)
Oj mam i ja takie miejsce… podpłomyki z wiejskim masełkiem, ale tez smak najpyszniejszych jabłek malinówek jakich nigdy potem nie było mi już dane… i agrest… i renklody…śliwki węgierki… i rosół z domowym makaronem… i cząber, moja najbardziej ulubiona przyprawa po dziś dzień.
Anonimowy 18 października 2011 (12:15)
Dziękuję :)
Kocham podpłomyk, chociaż nie jadłam ich od lat. I uwielbiam kluski na mleku, choć wszyscy się śmieją, ze już za stara jestem na kluseczki :)
I mam jeszcze to szczęście, że czasami mogę jeszcze skosztować tych klusek oryginalnych, przyrządzonych przez moją 91-letnia babcię
pozdrawiam ciepło
Marta
Magda-lenka 31 marca 2010 (15:18)
Pani Zielonoczółnowa chyba o nas zapomniała:)
Mam nadzieję, że to tylko przedświąteczna gonitwa
i że niedługo znowu się 'przeczytamy'.
Pozdrawiam z domu, w którym wiosna zagościła na dobre:)))
ROMA 29 marca 2010 (08:36)
W najbliższej przyszłości zostanę babcią i chciałabym moim przyszłym wnukom właśnie takie dzieciństwo zapewnić – ze zsiadłym mlekiem, zapachem stajni, smakiem drożdżowego ciasta.Moje wspomnienia z czasów pobytów u babci i ciotek na wsi jest równie sielankowe. Nikt specjalnie mnie nie pilnował, nie przejmował się zjedzonym prosto z krzaka niemytym pomidorem, obtłuczonymi kolanami, brudnymi dłońmi. Dozwolone były zabawy w błocie, wygrzebywanie robaków z ziemi, włażenie na drzewa, ciąganie krowy za ogon, wożenie kotków w lalczynym wózeczku. Moje córki mają równie ciepłe wspomnienia: rodzina polnych myszy znaleziona podczas wykopków, sarny pod domem wczesnym rankiem, tuptający jeż na ganku wieczorem, stado psów i kotów ratowanych z opresji. A moje przyszłe wnuki co będą wspominać? Mam nadzieję, że nie będzie to "wspaniała" gra komputerowa, nielegalne wyścigi motocyklowe, walki psów i tym podobne. Dzieciaki mojej młodszej koleżanki są przekonane, że marchewka rośnie w supermarkecie…
Anonimowy 28 marca 2010 (22:46)
Niby miałam tak samo:Babcia,Dziadek….Wszystkie wakacje dzieciństwa u Nich pod Żywcem.Kluski,a jakże!Babcia mi śpiewała :"Dyndy-ryndy ,Magda,co ty będziesz jadła…..".Niezapomniany świat stajni,strychów,stodół…Wszystko,co związane z moim już domem jest powiązane z tamtym [tamten zabrała ciotka,a miał być siedliskiem rodzinnym].Nawet niedawno wyszukałam na "Allegro" pojedyncze sztućce jakie miała Babcia,lub podobne.Ale jak u Ciebie przekute wszystko na jakąś jasność [świętość jakaś?] ,u mnie gorycz i czerń.Tak sobie pozwolę kliknąć do Ciebie…
Elamika 28 marca 2010 (17:19)
Miło bardzo się do Ciebie zagląa. Zapraszam kiedy do siebie w wolnej chwili.
Lawendowa Aleja 28 marca 2010 (13:57)
Tak, to piękne wspomnienia i większość z nas ma podobne. Pamiętam jak dziś, gdy szło się "na grapę" przewracać siano, by dobrze wyschło. Układano je w kopki na ostrewkach (ale to chyba, by uchronić przed deszczem), potem , po dokładnym wyschnięciu przekładano na takie wielkie płachty z czteroma sznurkami, związywano i z tej stromej górki schodziliśmy, by zanieść je do stodoły. Aaa…, pamiętam też jak potem, w lecie spało się z babcią i siostrą na tym sianie. To były wspaniałe czasy. Takie beztroskie.
Jest wiele takich wspomnień. Są też kwiaty, owoce, których już nikt nie sieje, nie sadzi. Muszę rozglądnąć się za "serduszkami" i innymi kwiatami z dzieciństwa. Może uda się odtworzyć ten wiejski ogródek.
Mieszkając w mieście musimy dbać, by i nasze dzieci miały piękne wspomnienia.
Pozdrawiam i dziękuję za tą podróż w przeszłość.
Espresso 28 marca 2010 (12:48)
Tak pieknie opisałaś swoje wspomnienia z dzieciństwa,że aż łzy mi naszły do oczu i kilka z nich pociekło po policzku…
pewnie dlatego,że podobnie wspominam moją babcię,Jej domek i siebie samą.
Czas leci,ludzie odchodzą i wszystko wokół się zmienia.
Staram się pokazywać mojemu mężowi miejsca,gdzie spędzałam dzieciństwo,ale wszystko wygląda już inaczej.Polany zarastają krzakami,drzewa rosną,powstają nowe domki wokół domu babci…jest inaczej,już nie tak samo,brzydko :/
Pozdrawiam serdecznie :)
słodko-winna 28 marca 2010 (10:10)
Pięknie nakreśliłaś miejsca…w mojej głowie zapachniało domem mojej Babci…
Anonimowy 27 marca 2010 (14:16)
asiu miła, to wspaniałe, że właśnie takie wspomnienia można nosić się w sercu i przywoływać je jak balsam na duszę. Czuje się zapachy, ciepło słońca, poranną rosę.A dla mnie-mieszczucha nie z wyboru lecz z konieczności, te obrazy kształtują pragnienia i dążenia/…..mały, własny………/.
Bylibyśmy bardzo ubodzy, gdyby nie Ci Kochani z przeszłości, dziadkowie, rodzice, ktorzy nauczyli nas dawać, ofiarowywać, tworzyć, wierzyć, patrzeć i odkrywać…. A teraz my, Do Dzieła!!! …jak mawiał mój tata, matematyk. Teraz my dajemy, otwieramy oczy naszym dzieciom, żeby je uwrażliwić, pokazać świat nie plastikowy….
….dobroć przybliża…….
Spełnionych marzeń świat mój:) 27 marca 2010 (08:32)
podoba mi się bardzo twój post, jest bardzo bliski memu sercu, pamiętam ogromną czereśnie i zupę z czereśni z makaronem:) pamiętam sałatkę z mlecza i kwaśne mleko prawdziwe, pamiętam stokrotki jak dywan pod naszymi nogami i lane kluseczki najlepsze na świecie, letnie zbieranie grzybów w lesie obok domu i zimowe harce na tym "cieplejszym" jakby śniegu:) to wszystko zostaje w nas, zapraszam Cię do siebie, wczoraj umieściłam zdjęcie moich dziadków, którzy na szczęście są jeszcze ze mną, i chyba dlatego te wspomnienia aż tak nie bolą:( ale jest wielki strach, On również ma ogromne oczy i zagląda do mnie codziennie:( pozdrawiam
małgosia 26 marca 2010 (20:22)
w zeszłym roku pożegnałam mojego dziadka… ostatnią, bardzo bliską osobę z pokolenia, które bezpowrotnie przemija, a z którym wiążą się najlepsze wspomnienia mojego dzieciństwa. Aby nie pozwolić, żeby czas zatarł cokolwiek z moich wspomnień, z opowieści o dziadkach moich rodziców skrzętnie zanotowałam historię Jego życia i moim Jego odbieraniu. Dla mojego synka. Aby – gdyby cokolwiek ze mną się stało – nie był pozbawiony informacji jaki był, jak żył, jakim go pamiętamy – mój dziadziuś, a mojego synka pradziadek….
i prawdą jest, że tylu świętych żyło wśród nas, a tak niewielu miało okazję się o tym dowiedzieć… Tacy zwyczajni, a dla nas NIEZWYCZAJNI, NADZWYCZAJNI
Anonimowy 26 marca 2010 (08:26)
Od stycznia 2009 dość regularnie zaglądam tu… Twój blog, wpadł mi w oko, a potem stał się odskocznią, chwilą relaksu… Przeglądnęłam bardzo dużo innych blogów, ale ten odwiedzam najczęściej – inne raczej w poszukiwaniu czegoś. Nie raz czułam potrzebę kontaktu – powiedzenia jakie to śliczne, skomentowania jakiejś wypowiedzi,ale jakoś zawsze nie wychodziło… Podziwiam Cię za wiele rzeczy jakie robisz i piszesz,za to ile masz pomysłów i jak Ci "się chce"… dodajesz energii… Wielkie Dziękuję, przez Olbrzymie D :) za większość postów. A i Weranda – Country może Ci podziękować za wzrost prenumeraty ;)
"Przemijanie" w końcu mnie zmobilizowało, żeby w końcu zrobić to z czym się nosiłam od miesięcy czyli napisać… Dziękuję i cieszę się, że w końcu to zrobiłam.Dobranoc.
Małgoś
Anonimowy 25 marca 2010 (22:06)
Od stycznia 2009 dość regularnie zaglądam tu… Twój blog, który wpadł mi w oko, a potem stał się odskocznią, chwilą relaksu… Przeglądnęłam bardzo dużo innych blogów, ale ten odwiedzam najczęściej – inne raczej w poszukiwaniu czegoś. Nie raz czułam potrzebę kontaktu – powiedzenia jakie to śliczne, skomentowania jakiejś wypowiedzi,ale jakoś zawsze nie wychodziło… Podziwiam Cię za wiele rzeczy jakie robisz i piszesz,za to ile masz pomysłów i jak Ci "się chce"… dodajesz energii… Wielkie Dziękuję, przez Olbrzymie D :) za większość postów. A i Weranda – Country może Ci podziękować za wzrost prenumeraty ;)
"Przemijanie" w końcu mnie zmobilizowało, żeby w końcu zrobić to z czym się nosiłam od miesięcy czyli napisać… Dziękuję i cieszę się, że w końcu to zrobiłam.Dobranoc.
Małgosia
tabu 25 marca 2010 (16:06)
Przemijanie..no tak, w tym codziennym pędzie tak rzadko o tym się myśli.. Kluski lane, i owszem ..kluski i kasza manna, to moje dzieciństwo. Też wychowywała mnie Babcia. Dużo z tego co dzisiaj potrafię i jaka jestem zawdzięczam jej właśnie.. a od kilku dni, przypadkowo, wróciłam do klusek lanych i… smakują mi ..:)
Anonimowy 25 marca 2010 (07:58)
Myślę, że każdy z nas ma takie miejsce, a dziadkowie zazwyczaj są ludźmi na wspomnienie których łza w oku sie kręci. Ładny tekst.
Ale mnie zaintrygowało (i przyznam rozbawiło) cos innego – czy zawsze kopiesz sadzonki w plaszczu, białej bluzce i z torebką? :-))
aagaa 24 marca 2010 (21:31)
Rozmarzyłam sie i łezka mi się w oku zakręciła!!!
Ach te wspomnienia!!
Pozdrawiam i dziękuję
Iwo 24 marca 2010 (14:01)
hm…pieknie, ten dom jest taki prawdziwy, nieudawany, PRAWDZIWY POLSKI DOM, wspaniale, ze mozesz miec takie wspomnienia, bo nam juz nigdy nie uda sie stworzyc tak prawdziwego POLSKIEGO domu, za duzo inspiracji z zagranicznych blogow;)) Pierwsze zdjecie jest cudowne, rozmarzylam sie….pozdrawiam serdecznie.
Anonimowy 24 marca 2010 (09:00)
Witaj Asiu
Lezka w oku mi się zakręciła, miałaś piękne dzieciństwo skoro w ten sposób o num opowiadasz. Ja też miałam cudowne dzieciństwo i cudownych dziadków, kochałam ich ponad życie i wspominam z tęsknotą. Pieczone jabła, suszone grzyby i placki z prawdziwej kuchni z fajerkami, łowienie ryb, wszystko było i było jeszcze mnóstwo kochanych ludzi wokół mnie, małej dziewczynki biegającej po po okilicznych polach i lasach.
Pozdrawiam – Jola
Anonimowy 24 marca 2010 (04:33)
Witam.
Łza w oku i podobne wspomnienia.Dom dziadków jeszcze stoi, łaki i las takie same ale Ich już nie ma, pozostały słodkie wspomnienia z dzieciństwa. Tam naładowano mi akumulator życia i tam rosło moje tkliwe serce. Pozdrawiam, miłego dnia dla Wszystkich. Piękna ta Pani opowieść Pani Asiu:).
marArt 23 marca 2010 (21:25)
rozmarzyłam się-codziennie myślę o mojej wsi,codziennie tęsknię:)
kocia77 23 marca 2010 (19:09)
najsilniejsza i najpiekniejsza hortensja w moim ogrodzie to ta przywieziona od babci 700 km dalej ;-) jest tak silna jak ta staruszeczka z moim kochanym dziadkiem, piekny post i bliski bardzo … pozdrawiam
Ivalia 23 marca 2010 (18:42)
Właśnie od kilku miesięcy dojrzewa w mej głowie post poswięcony mojej Babci – mamie mamy, takiej najlepszej, ukochanej Babci…
Ubiegłas mnie, ale i tak napiszę swój, moja babcia nauczyła mnie i pokazała wiele wspaniałych rzeczy.
Ciagle jeszcze dojrzewa ten post w mojej głowie, mam takie poczucie że muszę go napisać, jednak trudno jest mi ubrać myśli w słowa, trudno mi pisać o swoich uczuciach, łatwiej jest skryć się za zasłoną kpiny i żartu, ale do czasu, do czasu…
Pozdrawiam ciepło.
Anonimowy 23 marca 2010 (18:24)
Asiu możesz nam zdradzić w jakich stronach mieszkała Twoja babcia…? Bardzo ładne zdjęcia, zwłaszcza to z domem. Ewka
mamajudo 23 marca 2010 (18:24)
Najlepszą jajecznicę robiła moja Babcia. A kropki z ciasta naleśnikowego kapane prosto na płytę pieca były najlepszym smakołykiem. Odgłos łańcucha, gdy wyciągała wodę ze studni. Drzewo czereśniowe, ogromne, aż do nieba. Chatka z poczernionego drewna. Biały kredens w kuchni, jego zapach będę pamiętała do końca życia. Strych z suszącymi się plastrami jabłek. Zima stulecia. To moje wspomnienia o Babci, najukochańszym i najlepszym człowieku, jakiego spotkałam w swoim życiu.
Dziękuję Ci, moja Droga, że mogłam dziś sobie o Niej powspominać.
Anonimowy 23 marca 2010 (17:36)
Pani post pojawił sie niemalże jak na zamówienie. Dzisiaj własnie byłam na naradzie w mieście oddalonym o 50 km od mojego miasta. Własnie tam przez wiele lat mieszkała moja babcia. Narada skończyła sie wcześniej niż było w planach więc postanowiłam wykorzystać sposobność i odwiedzić dawny dom babci,miejsca które odwiedzałam w dziciństwie. I trochę pożałowałam. Kamienica szara bura i ponura, zaniedbana, niszczejąca, brak życia na podwórku, ulicach. Jakoś tak kolorowiej to zapamietałam. Kiedy przyjeżdżałam do babci uwielbiałam ten radosny uśmiech którym mnie witała gdy otworzyła drzwi i … ja za nimi. Chyba lubiła mnie szczególnie, bo jak opowiadała, gdy się urodziłam to własnie do niej posłałam swój pierwszy uśmiech. Lane kluseczki też robiła, ale mistrzostwem świata była drożdżówka. Nikt takiej nie robił. Gdy odwiedzała nas mielismy 100% pewności, że w Jej torbie znajdą się specjalne smakołyki dla nas, np. marcepanowe kurki z wyjątkowego sklepiku niedaleko Jej domu. Były zawsze. Kiedy babcia była juz bardzo chora zamieszkała z moją mamą, ja przychodziłam pogadać. I tylko mi opowiedziała historię swojej wielkiej miłosci (i nie był nią mój dziadek). Zmarła w wieku 89 lat, godzinę przed moim przyjściem do szpitala. Wspominam więc nie miejsca ale ludzi, klimaty, usmiechy, zapachy. Mojej mamy też juz nie ma, ani nikogo innego z rodziny. A ja wspominam z okazji Wielkanocy barszcz wielkanocny mojej mamy i próbuję odtworzyć go, bo za Jej życia się nie nauczyłam go gotować. Zawsze Ona to robiła. A myślałam o tym, ale tak nagle zachorowała. Moje dzieci mam nadzieję, że chociaż trochę będą pamiętać moją mamę z własnych wspomnień. Zaczęłam pisać "ksiązkę" wspomnieniową o mojej rodzinie dla nich. Już tylko ja mogę coś ocalić od zapomnienia. Moja rodzina nie jest ich biologiczną, ale niech znają rodzinę w której przyszło im żyć. Nie będą to może najprawdziwsze korzenie, ale to co otrzymali właśnie z tych moich korzeni pochodzi.
Serdewcznie dziękuje za to wspomnienie i pozdrawiam. R.
alizee 23 marca 2010 (17:35)
Fantastyczny post!!! Asiu dokładnie tak jak piszesz, to co Ty teraz robisz nie jest niczym innym jak kontynuacją tego co robiła Twoja Babcia tyle, że w innym miejscu. I głowę daję, że Leoś będzie miał tak samo wspaniałe wspomnienia jak Ty dziś :))
Ja też nie godzę się z przemijaniem, a zwłaszcza przemijaniem innych ludzi… często myślę o moich najbliższych, którzy odeszli…
Pozdrawiam serdecznie
Cathe 23 marca 2010 (17:22)
Piękny post, Asiu… aż mi łezki popłynęły;)
Cudnie piszesz, tak szczerze i prawdziwie opisujesz swoje uczucia i przeżycia…
Ja też często wspominam. Od 14r.ż. mieszkam w mieście, natomiast wychowałam się na wsi. Na wsi, gdzie znajduje się wielki zamek, dziś już podniszczony i niestety niedostępny (kupił go jakiś obcokrajowiec). Wspomnienie spędzonych wśród ruin chwil jest nadal żywe… a najbardziej utkwił mi w pamięci widok kwitnącego pośród ceglanych ścian drzewa magnolii… ;)
Miałam też takie swoje miejsce… gdzieś nad rzeką, pamiętam że był to taki las z mnóstwem niskich drzew, których pnie pokrywały bluszcze… Tam zapuszczałam się rowerem, zawsze samotnie, gdy przeżywałam trudne chwile…
Wspaniale mieć co wspominać. I cudny jest fakt, iż istnieją takie istoty jak Ty, potrafiące zachwycić się takim drobiazgiem jak smak klusek z dzieciństwa…
Dziękuję za tego posta i ściskam mocno;)
savannah 23 marca 2010 (16:07)
Mysle ze kazdy ma takie miejsce na ziemi, a przynajmniej wiekszosc z nas-szczesliwcow, bo takimi wspomnieniami to mozna przez cale zycie gospodarowac i wystarczy na zawsze :)
Moj zakatek na tym swiecei, to malenki drewnainy domek w Beskidach, jeszcze stoi, jeszcze w nim ludzie meiszkaja, choc moich kochanych bliskich juz od dawna tam nie ma.
Ale ta ziemia, ta ziemia jest, gdzie pieklo sie kartofle w popiele na ugorze, gdzie zrywalo sie dziki szczaw, plukalo pranie u zrodelka…Mam nadzieje ze kiedys tam wroce :) Choc najchetniej zrobilabym to juz dzisiaj, ale jeszcze nie, jeszcze nie pora, nie czas…Dziekuje za wspomnienia…
To swietny temat, do ogolnoblogowych "wspomnien z tamtych lat"…
lewkonia 23 marca 2010 (15:42)
Ach, jeszcze jedno – póki żyją – trzeba pytać o wszystko, słuchać, notować, pisać pamiętniki wraz z nimi, szukać korzeni. Gdy odejdą – wiele pytań pozostaje. I ogromny niedosyt. I żal…
E.D.
lewkonia 23 marca 2010 (15:35)
A ja chcę być kiedyś taką właśnie babcią :)
I gotować wnukom zacierki na mleku, choć to już nie będzie tamto mazurskie mleko, jak u cioci Ali. Dziadkowie mieszkali w mieście, więc u ich krewnych spędzałam całe lato, to tu, to tam.Całe dzieciństwo pachnie mi sianem, świeżą rybą, rozgrzanym sadem. No cóż, nie odtworzę takiej wsi tu u nas, z krową, kurą grzebiąca na podwórku, z polem za płotem, z rzeką, jeziorem, sadem… Ale mogę być babcią pachnącą ziołami, snującą opowieści, budującą ciągłość tych rytuałów, które w wielu rodzinach już zamierają.
Całuję :)
Eliza D.
Jolanta 23 marca 2010 (14:08)
Anonimowa Ewo, o tak, nie wszystkie marzenia sie spelniaja, niestety. Bloguje od niedawna ale od razu "wpadl mi w oko" ten blog i jestem tu za kazdym razem.
Moje marzenie tez sie nie spelnilo… chociaz? troche za pozno, zycie nie jest bajka z napisanym scenariuszem, no coz odwalilam kawal dobrej roboty, jestem mozna by powiedziec cudotworca, no tak, jesli przyjac fakt ze " jesli zdarzy sie cud to corka przezyje 15 lat, ale na wozku inwalidzkim i umyslowo cofnie sie do…..itd" moja corka ma 33 lata, nie siedzi na wozku i jest po studiach. Te 33 lata tak dalymi w kosc ze ledwo czuje moje kosci, ale dopielam swego. Pewnie, kazdy dzien jest niepewny ale nic nie jest niemozliwe. I teraz kiedy wyszla za maz ja siedze sobie w Chatce z wielkim kawalkiem ziemi ( nie moje wlasne) i moglabym powiedziec " moje marzenie sie spelnilo. Marzylam o malym domku z ogrodkiem, ale ja juz nie mam sil na ten ogrodek.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie. Dzisiaj na smaczy jogurcik.
PATI 23 marca 2010 (13:56)
pozwole sobie zacytowac Twoje zdanie u siebie na blogu…oczywiscie z podpisem twojego autorstwa…
PATI 23 marca 2010 (13:47)
"O tym, że nasz byt jest niczym mgiełka, czy też podmuch powietrza.?O tym wreszcie, że mamy tylko jeden żywot, i że warto choćby z tego powodu przeżyć go tak, jak byśmy chcieli. A nie tak, jakby chcieli inni." powiem tak bardzo madrze napisane poruszajaco…zastanawiajaco…przenikajaco do wnetrza…dokladnie "A nie tak, jakby chcieli inni" udajac na pokaz ze jest mega…a tak naprawde niema niczego….i trzeba zaczynac od nowa….POZDRAWIAM..I PODZIELAM ZDANIE TWORCZOSC I CAŁOKSZTAŁT WASZEGO ZYCIA NA CO DZIEN…IMPONUJACE JAK DLA MNIE..ZE TAK MOZNA…PODAZAC ZA TYM CO WARTOSCIOWE…ZA TYM CZEGO PRAGNICIE I CHCECIE…SUPER..PATI WICHROWE…
Anonimowy 23 marca 2010 (12:34)
Dzieli nas ogromna różnica wieku, ale czytając Twoje posty, wszystkie bez wyjątku, to tak jak bym sama je pisała. Wszystkie pomysły, odczucia,
to jak moje. Tylko, że Twoje są spełnione, a moje?…
Dobrze, że jesteś,taki trochę mój sobowtór.
Łzy same poleciały.
Całuję serdecznie, Ewa.(mam przyjemność gościć u Ciebie juz od roku)
Dorsiczkowo 23 marca 2010 (11:47)
Kluseczki na mleku, masełko, chlebek własnego wyrobu i jabłuszka pieczone w piecu kaflowym – tamten smak z mojego dzieciństwa pozostanie, mimo, że też upiekę jabłka, ale gdzie?- w piekarniku!Moja babcia piekła dla mnie niezywkle "ciasto w kratkę"- tak je nazywałam.Okazało się, że te ciasto było zwykłe kruche ze zwykłym dzemem – ale zwykłe dla moich rodziców i rodzeństwa, nie dla mnie. I co – nie raz próbowałam podobne upiec- ale to nie to!!!Już nigdy takiego nie zjem:)Pozosłały wspomnienia i smak. Pozdrawiam serdecznie
Anonimowy 23 marca 2010 (10:42)
Myślałam, że nigdy nie znajdę osoby, która ma tak jak ja, czego nie potrafię określić słowami, a z piersi coś aż się wyrywa i krzyczy, by opowiedzieć to co czuję w środku.
Wielokrotnie męczę swojego małżona opowieściami ze swojego dzieciństwa, wspomnieniami, odczuciami…, wiedząc, że dla niego to tylko kolejna historia, lub ta sama opowiada któryś raz z kolei, a dla mnie to jest jedyna osoba, dzięki której mogę wracać do tamtych czasów. Nie jednokrotnie nawet udaje mi się przywołać, na jawie, zapachy i smaki, lub dźwięki, które przypominają mi dziadków, ciocie, wydarzenia…
Podróże w czasie są możliwe i nikt mi nie powie, że nie, tyle, że brakuje w nich dotyku, takiego fizycznego, lub głosu.
Rzałuję ogromnie, że nie mam choć jednego nagranego zdania na jakiejś starej kasecie chociażby, z głosem dziadków; że wtedy nie było tak rozbudowanej techniki jak dzisiaj, by mieć takie drobne pamiątki przybliżające jeszcze bardziej do tego co coraz bardziej za nami.
Zdjęcia… akurat w moim przypadku jest ich mnóstwo, ale nie z dziadkami, którzy oboje ogromnie wystrzegali się fotografowania, nieświadomi wtedy zapewne tego, jak bardzo będę do tego tęskniła.
Mam, ma takie miejsca i też do nich wracam. Dom moich dziadków również staje się coraz bardziej ruiną, nie do odbudowania niestety. Mieliśmy nawet swojego czasu z małżonem plan, by tam zamieszkać, ale okazało się, że nie ma to żadnego sensu.
Rośliny po dziadkach zostały całkiem zniszczone przez dzikich lokatorów. żadnej pamiątki niestety, tylko wspomnienia, ale jakże cudowne!!!
Ze smaków kuchni pamiętam najbardziej babcine gołąbki zapiekane w starym kuchennym piecu, rosół, którego wtedy nie lubiłam i za co babcia zawsze się gniewała ;) , a dzisiaj oddałabym wszystko za jeden jeszcze talerz jej wykonania. Pamiętam babcine paszteciki i zapach domu. Pamiętam dokładnie ich dom, wyposażenie, ogród…
Żeby wróciło choć na chwilę.
Mon
Atena 23 marca 2010 (09:51)
Piekne masz wspomnienia z dziecinstwa.
Ja podplomyki pieczone na piecu wspominam do dzis,byly takie pyszne i czekalam na nie zawsze z niecierpliwoscia.
Wspominam zniwa,domki na drzewie i zwierzeta gospodarstwa dziadkow.
Pozdrawiam Cie serdecznie
Dziekuje za piekny post.
Mój magiczny świat 23 marca 2010 (08:50)
KLuseczki pychotka!!!Jednak najbardziej tesknie za pierozkami z wiśniami zz przydomowego sadu i śmietanka prosto od krówki.
Strasznie mi tęskno;(
Pod sosnami 23 marca 2010 (08:41)
Moje wspomnienia z dzieciństwa były tak silne i piekne, że teraz mieszkam, gdzie mieszkam i tworzę wnętrze takie, jakie przypomina mi tamte czasy… Tamtych najdroższych już nie ma, ale tak naprawdę – są ze mną i we mnie przez cały czas. Zawsze.
Pozdrawiam serdecznie, jak zwykle! :))
Krysia Kura 23 marca 2010 (08:40)
Napisz opowiadanie o tym. O domu babci. O sobie w domu babci. O tym, co zostało w tobie. Czy rozpada się jak płot? A może to rozpadający się płot buduje w Tobie na nowo tamten czas? Potencjał, Dziewczyno, masz duży :)
midutki 23 marca 2010 (08:38)
Naturalna kolej rzeczy… ale smutno czasem.
ila 23 marca 2010 (08:35)
Wspomnienia- najcenniejsza rzecz na świecie,za żadne skarby nie da się ich kupić dlatego warto je pielęgnować i często do nich wracać. Pamiętam jako mała dziewczynka, jak dziadkowie mnie pilnowali, za każdym razem babcia co innego piekła, gotowała- pamiętam te jej piętrowe torty urodzinowe(chyba nikt w tamtych czasach takiego nie miał:)). Dziadek najlepsze podpłomyki robił. Kanapki ze swojskim masłem, smakowały najlepiej na świecie. Do dzisiejszego dnia jak jestem u babci to robi mi sznite(kromkę) z masłem,a i mój skarbuś zajada się pysznym babcinym chlebem i uczy się śląskiej gwary:). Pozdrawiam serdecznie
Anonimowy 23 marca 2010 (08:28)
Z całego dzieciństwa też najlepiej wspominam wyjazdy na wieś. Dziadkowie mieli dom z ogromnym strychem pełnym skarbów i wielki sad ze starymi drzewami. Babcia i dziadziuś byli wobec swoich wnuczek bezkrytyczni, wszystko im się w nas podobało;)Podpłomyki, pyszne słodkie bułeczki z serem, pieczone rączkami babuni chlebki i najwspanialsze powidła ze śliwek to smaki i zapachy, których do końca życia nie zapomnę…Monika
Lorka 23 marca 2010 (07:59)
do dzisiaj pamietam smak podplomykow, ktore robila moja prababcia.. nigdy potem juz takich nie jadlam
Anonimowy 23 marca 2010 (07:01)
Och…, mam to samo, te wspomnienia, które jednocześnie radują ale i smucą moje serce. Mam w pamięci domu dziadaków a nawet pradziadków, co najlepsze często mi sie śnią.Moja jedna babcia na starość (bardzo późną) musiała się przeprowadzic do nas do miasta i kiedy usłyszała , że kupujemy dom bardzo sie ucieszyła i nas popierała. Każda jej wizyta u nas (ma 93 lata) jest dla mnie duża radością i prawdziwym świętem. Ewka
Elisse 23 marca 2010 (06:59)
Nie ma chyba nic piękniejszego niż wspomnienia, moje są inne i choć" miastowe" to też piękne:)
Ślicznie to napisałaś:) Uściski i buziole ogromne:))))))
markosia 23 marca 2010 (06:53)
Łza mi się w oku zakęciła czytając Twoje wspomnienia z dzieciństwa. Kręci mi się równiez oglądając zdjęcia (biednej, starej chaty, która tonie w gąszczu pochłaniajacych ją chaszczy – pamiętam jak przyjechałam oglądać swoją chałupę, wyglądała niewiele lepiej, a przecież kiedyś toczyło sie w nich życie, było gwarnie i wesoło – przemijanie czasu jest okrutne). Dziękuję za te kilka słów, które zmuszają do chwili zadumy i zatrzymania się na minutkę…Pozdrawiam ciepło Gośka
Pat ze Srebrnego...:) 23 marca 2010 (06:47)
Domu mojego dziadków też już nie ma…tzn. fizycznie stoi i ma się dobrze, nawet babcia tam jeszcze mieszka, ale to już nie to samo…wraz z postępującą chorobą babci, niedołężnieniem i śmiercią dziadka, tamten świat odszedł na zawsze…i bardzo żałuję tego, że nie będę go mogła pokazać mojej córce, bo ona takich wspaniałych dziadków niestety nie ma:( Pozostają wspomnienia i opowiadania…z czasów prehistorycznych, jak dla 2-letniej dziewczynki;)
konwallia czaruje 23 marca 2010 (06:41)
Och, oczywiście, że pamiętamy te babcine klimaty. I piec kaflowy też. I babciny ryż z jabłkami i cynamonem i huśtawkę zawieszoną na drzewie, na której przysiadywałam w chwilach dziecięcego buntu z kotem na kolanach… i bez pachnący w ogródku… i masę różnych innych, ciepłych rzeczy.
Marchewka Dracoolina 23 marca 2010 (06:29)
Wspomnienie pierwsze z brzegu: letni wieczór, a przy naszym oknie w bloku, w dwupokojowym mieszkaniu babci, w którym mieszkałam wraz z rodzicami, mama i ja. Wyłączone światło, okno otwarte szeroko, a my się z mamą przytulamy i patrzymy przed siebie, w ciepłą noc. Mama jest ciepła i pachnie mamą…
Takie wspomnienia dają siłę, gdy człowiekowi ciężko na duszy, ale czasem… ciężar duszy wręcz podwajają, bo tęskni się do czasów, chwil, które już nie wrócą – nie ma dla nas tamtego mieszkania, okna nie ma, malutkiej mnie…
Całe szczęście mama jest wciąż, ciepła i mamą pachnąca jak przed laty :) Z pozdrowieniami, M.
Margott 23 marca 2010 (05:36)
Wspomnienia to jest właśnie TO COŚ,czego nie da się w żąden sposób kupić…W miejscu, do tórego zagnał mnie los – liczą się więc tym bardziej i są dla mnie bezcenne…Tak, pamiętam smak lanych kluseczek, które robiłą mi moja babcia i pamiętam szarlotkę…z jabłęk zerwanych prosto z sadu…pamiętam głosy, zapachy atmosferę tamtych dni i…nie potrafię odnaleźć jej w obecnym "konsumpcyjnym świecie", w którym króluje "mieć"…niestety nie "być". Dlatego gdy czytałam Twojego posta, poczułam jedną płynącą samotnie łzę…nie za tym,że nie mam już dwudziestu lat i moja twarz zdradza ów fakt ale za rajem utraconym, który to raj stworzły OSOBY, których już nie ma….
Pozdrawiam
OLQA 23 marca 2010 (05:33)
Pięknie to opisałaś.dla mnie takim magicznym domem był również dom dziadków (został w rodzinie)ale przebudowany i zamieszkany przez innych stał się innym domem.jego namiastkę staram się odtworzyć w przytulisku ale uświadomiłam to sobie dopiero po przeczytaniu Twojego posta. dlaczego nikt nie zajmie się Twoim domem?Gdy widzę takie "przytulone ' do zieleni domki-już bym je brała
beti 23 marca 2010 (05:18)
Oj przywołujesz swym postem wspomnienia wielo osób z dzieciństwa, moje również…
Ja jestem "miastową" dziewczyną, która wszystkie wakacje spędzała na wsi, miałam przy tym do towarzystwa wielu sióstr i braci ciotecznych, ale także dzieci sąsiadów. Co myśmy tam wyprawiali! Chodziliśmy do lasu na jagody(sami!), łowilismy ryby, pomagalismy przy żniwach, sianokosach, budowaliśmy szałasy…
Mnie jako miastowej dziewczynce mocno w świadomości utkwiła nasza rodzima gwara (mieszkam w Górach Świętokrzyskich, a i ciągle żyjąca jedna z babć mieszka pół godzinki ode mnie), często teraz używam tej gwary w domku, tak by sobie powspominać…
Najfajniejsze jednak jest w moim wspomnieniu to, że obie moje babcie mieszkały w jednej wiosce liczącej tylko 20 domków i ja w zależności od ochoty zmieniałam sobie miejsce pobytu, troszkę u tej babci, troszkę u tamtej, to był prawdziwy luz i wolność…
Anonimowy 22 marca 2010 (23:16)
Jak każdy chyba, gdy zamknę oczy wracam we wspomnieniach do dobrych chwil z dzieciństwa. Ale poza obrazami w głowie, poza miejscami, które przywołują te chwile, ważnym elementem są dla mnie zapachy i muzyka. Nieodłącznie skojarzone z osobami, z miejscami, z jakimś jednym konkretnym doświadczeniem nawet.
Dziś zapach perfum Currara to dla mnie objęcie mojej mamy, jej miękka skóra i dotyk dłoni na policzku.
I piosenka Haliny Kunickiej "Od nocy, do nocy" nucona przez mamę do poduszki. Ach, na samą myśl przenoszę się i mam znów 5 lat:)
Asia
Bramasole 22 marca 2010 (22:57)
Asiu piękne masz wspomnienia:)Moje są podobne, ale dotyczą także prababci, która o świcie piekła nam bułki drożdżowe z wiśniami, robiła placki na zsiadłym mleku, które popijaliśmy świeżym, ciepłym mlekiem prosto od krowy:)Ach jak było nam wtedy cudnie..A pradziadek siedział na ławeczce przed domem, palił fajkę i kręcił długie wąsiska na specjalne wałeczki..Jego widok na zawsze zostanie w pamięci:)To cudne wspomnienia:)
Pozdrawiam serdecznie
babibu 22 marca 2010 (22:56)
zawsze kiedy pomyślę o przeszłości widzę siebie biegającą na golasa po działce dziadków [rekreacyjna w mieście niestety no ale…] i pijącą wodę z sokiem malinowym robionym przez babcię:)
zawsze się do tego wspomnienia uśmiecham:))
Yanka 22 marca 2010 (22:52)
Pamięć dzieciństwa, szczególnie szczęśliwego przechowuje się w pamięci jak najdroższy skarb. I chociaż miejsca z nim związane zwykle są już zupełnie odmienione w umysle pozostały takie jak wtedy. Wystarczy jakiś dżwięk, znajomy zapach czy slowo przez kogoś rzucone, a wspomnienia wracają falą, ktora powoduje zwilgotnienie oczu i wielką tęsknotę dławiącą w gardle. Pozdrawiam zadumana:)
Anonimowy 22 marca 2010 (22:50)
Witaj Asiu,
Łezka mi się w oku zakręciła, bo mam podobne wspomnienia. Ja mam to szczęście, że moja babcia żyje, dziadek niestety odszedł kilka lat temu. Rozmawiając z babcią często wspominam moje wakacyjne pobyty na wsi. Mnostwo dzieciaków ( babcia doczekała się 14 wnucząt i 8 prawnucząt) Pamiętam, że przygotowania do wakacji rozpoczynały się już na miesiąc przed zakończeniem roku szkolnego. Wspominam wypady do lasu na jagody i grzyby, zawsze jechaliśmy wozem ciągnącym przez konia. Było cudownie. Już tak nie jest, wszystko się zmieniło i dom się zmienił i okolice się zmieniły, ale wspomnienia zostają.
Twojego bloga podczytuję już od jakiegoś czasu, jestem zachwycona twoim domem, to jak każdy szczegół jest dopieszczony. Jest piękny i Kaszuby też są piękne. Pozdrawiam serdecznie Magda (bruna)
An-na 22 marca 2010 (22:41)
O tym to ja książkę mogłabym napisać, ech…
artambrozja 22 marca 2010 (22:35)
przemijanie …
Mam takie miejsce na ziemi – gdy tam jestem czuje się ciągle jak mała dziewczynka.
Gdy wracam do domu , wieczorami przed snem opowiadam córkom o swoim dzieciństwie , przywołuje w pamięci każdy szczegół mojego rodzinnego domu. Wspomnienia są piękne, choć czasem wywołują łże w oku.
Lane kluseczki jadłam w dzieciństwie , a teraz sama robię je dla córek :)
całusa na dobranoc posyłam :*
paula_71 22 marca 2010 (22:33)
Wspomnienia są najcenniejszym darem.Szczęśliwy ten,kto ma co wspominać.Ja do takich osób należę i choć moje babcie mieszkały w mieście,to bajki przez nie opowiadane,starte na tarce jabłka czy wspólne spacery na zawsze zostaną w mojej pamięci jako największy skarb.
Dobrej nocy życzę.