Mimo, że większość z nas deklaruje swoją gotowość do ZMIAN, decyduje się na nie jedynie 5 %, gdy przychodzi do rzeczywistych decyzji. Jesteście zdziwieni tak małym procentem? Bardzo łatwo to wytłumaczyć. To, co jest nam znane, bliskie i rutynowe, opatrzone a tym samym postrzegane jako BEZPIECZNE (bo potrafimy sami siebie zdefiniować w ramach konkretnych sytuacji, miejsc, zachowań itd…) – powoduje, że żyje nam się łatwiej – co nie zawsze oznacza, że szczęśliwie. Wykraczając poza znany teren – automatycznie wychodzimy poza strefę bezpieczeństwa. Nie wiemy co nas czeka…nie wiemy – jak sami się zachowany wraz z przyjściem NOWEGO. Zmiana zawsze wiąże się z weryfikacją własnych oczekiwań i postrzegania świata.
Doskonale wiedzą o tym JOASIA, ELWIRA, PIOTR i SEBASTIAN – o których przeczytacie w najbliższym wydaniu Green Canoe STYLE. Ludzie, którzy dokonali swoim życiu zmiany najpoważniejszej – bo związanej ze sferą działań zawodowych rzutujących na całe ich życie. Jak to jest obrać zupełnie nowy kurs – dojrzałemu człowiekowi? Czy warto pokonywać trudności, by robić to co się kocha? Czy ZMIANA zawsze oznacza walkę z nowym i długi okres dostosowawczy? Czy naprawdę wiąże się ona z wyjściem poza strefę komfortu?
Jeżeli jesteście na etapie rozpierającej Was wewnętrznie potrzeby zmian w Waszym życiu, a odczuwanie lęk i niepewność – koniecznie przeczytajcie wiosenny dział „LUDZIE” Jestem pewna, że będzie Wam po tych artykułach łatwiej podjąć decyzję:)
ZMIANA to moje drugie imię:) Odkąd pamiętam, byłam uczniem, pracownikiem, a potem szefem ukierunkowanym na nowe, kolejne cele. Nie mogłabym np. wiele lat pracować w jednej firmie nad jednym, jedynym zadaniem…Aby czuć wiatr w żaglach, muszę mieć nowe wyzwania. To dlatego obserwujecie w przeciągu tych kilku lat, gdy płyniemy razem „czółnowo”, iż wymyślam bądź uczestniczę systematycznie w coraz to nowych projektach. W psychologii takie typy osobowości często nazywane są „wykonawcami”. Marzenie, jasno określony CEL – i wykonanie:) Tym osobistym wyznaniem odpowiadam na wszystkie maile, które dostałam po opublikowaniu 1 odcinka „Wnętrzarskich podróży Green Canoe” Bardzo mnie nimi zaskoczyliście. I z całego serca dziękuję za tyle pochwał!. Moi mili – nie, nie jestem jakimś nadczłowiekiem, nie zatrudniam sztabu fachowców, ani nie używam żadnych energetycznych „dopalaczy” :):):) Moją jedyną motywacją wszystkich działań i projektów jest chęć ZMIANY właśnie i ciekawość świata. Przeżycia czegoś nowego, sprawdzenia własnych możliwości, i przede wszystkim – pokonania swoich słabości. Nie potrafię trwać w stagnacji. I by być zupełnie sprawiedliwą – wiem, że takim ludziom jak ja, jest łatwiej „wchodzić” w nowe tematy. Uwarunkowania charakterologicznie/energia/pracowitość/wiara we własne możliwości ułatwiają nam bowiem sięganie po owo NOWE. Osobom o zdecydowanie mniejszej energii życiowej, osobom nieśmiałym bądź lękliwym z natury, albo takim, którym od dzieciństwa wmawia się że niewiele potrafią – dużo trudniej jest imać się nowych projektów. I tym bardziej trzeba docenić ich wszystkie próby. Bo umówmy się – zmiana nie zawsze niesie ze sobą sukces. Zdarzają się również porażki czy przeszkody – i największy życiowy sukces – w moim odczuciu, to sytuacja gdy porażka nas MOTYWUJE do dalszej pracy a nie zniechęca.
Ale uwaga – byśmy nie zagłaskali tematu ZMIAN i nie zasłodzili go zbytnio. ZMIANA właściwie zawsze wiąże się na początku z większym nakładem pracy. A bywa, że nawet z ogromnym nakładem pracy. Jeśli wchodzisz w nowy projekt – nastaw się na początkowy spory wysiłek. Być może właśnie dlatego…tak wiele osób unika zmian, bo generują często większe zaangażowanie i większy nakład pracy niż te sfery, w których poruszamy się niejako z automatu. Jeśli tak właśnie czujesz – że nie zmieniasz nic w swoim życiu z LENISTWA a nie ze strachu..to może właśnie nadszedł ten moment, by jednak zmienić taki stan rzeczy?…oczywiście tylko wtedy – gdy Cię naprawdę coś życiowo uwiera:)
Moje ciągoty do zmian widać na każdym kroku:). Już sam fakt, że w leśnym biurze wystrój zmienia się wraz z porami roku…świadczy o tym, że po prostu lubię NOWE:).
A TY?
Jakim typem jesteś ? Czy zmiana wiąże się u Ciebie z obawami? czy raczej oznacza dobrą zabawę? Czy w Twoim życiu nastąpiła jakaś ważna zmiana kursu w życiu? Czy odczuwasz chęć zmiany, ale boisz się opinii ludzi wokół? Albo na odwrót – czy zmiany Cię jakoś pozytywnie napędzają?
Podobno kobiety, które często dokonują zmian aranżacyjnych we własnych domach są dużo bardziej otwarte na zmiany i na NOWE niż te, które latami mieszkają w stałym umeblowaniu. Czy zgodzicie się z takim twierdzeniem?
Jakie są Wasze doświadczenia?
WIOSENNE, granatowe pozdrowienia! :) Leśnie biuro zaliczyło pierwsze wiosenne śniadanie…i słodki podwieczorek. Już widzicie – jaki kolor króluje w czółnie tej wiosny:)
AHOJ przygodo! :):) Wiosennego wiatru w żagle życzę Wam z całego serca!
Widoczne na zdjęciach:
Tekstylia:
* Rolety, siedziska, okoszyk na pieczywo, brus niebieski – DEKORIA www.dekoria.pl
* Ściereczki zwinięte w kwiatki AHOJ HOME www.ahojhome.pl
* Ściereczki zwinięte w kwiatki AHOJ HOME www.ahojhome.pl
Skorupy:)* Seria granatowa ( misa, szklanki, dzbanki, talerze) VILLA NOSTALGIA www.villanostalgia.pl
* Imbryk w morskie róże ALTOM www.sklep.altom.pl
Inne:
* Wianek wiosenny zielony, guzik xxl – GREENDECO www.greendeco.org
* Wianek wiosenny zielony, guzik xxl – GREENDECO www.greendeco.org
* Srebrne eleganckie akcesoria kuchenne ( podstawki na jajka, pieprzniczka solniczka)
NICE HOME www.nicehome.pl
NICE HOME www.nicehome.pl
* Kosz wiklinowy na gazety, pojemnik/skrzynka vintage – na ściereczki –
VILLA NOSTALGIA www.villanostalgia.pl
* świeczniki drewniane DEKORIA www.dekoria.pl
VILLA NOSTALGIA www.villanostalgia.pl
* świeczniki drewniane DEKORIA www.dekoria.pl
Dziękuję za Twój komentarz.
176 komentarzy
Archiweb 16 marca 2015 (08:13)
Myślę, że w każdym z nas drzemie ogromna potrzeba dokonania czasem w swoim życiu zmiany totalnej, tzw, głębokiego przewrotu i wielu zaczyna te zmiany właśnie od mieszkania, aranżacji, zmiany otoczenia, które na nas wpływa – świetnie to zauważyłaś. Osobiście sama lubię zmiany i czesto dokonuję w mieszkaniu jakichś wielkich przemeblowań, i na pewno wykorzystam któreś z twoich pomysłów – zwłaszcza te pachnące zielenią i wiosną.
Piekne!
Anonimowy 12 marca 2015 (16:33)
Oj, chyba przestanę czytać komentarze pod postami…..aż się niemiło zrobiło… Łucja
elamisk 11 marca 2015 (15:18)
ha ha jak bym była autorką tego bloga to też bym takie wybierała :)
Anonimowy 10 marca 2015 (14:15)
Rzeczywiście autorka wybiera komentarze ( te przychylne)…mój żaden sie nie pojawił, być może ze względu na brak z mojej strony achów i echów:(
elamisk 10 marca 2015 (12:38)
Jaszcze raz ja,
Cytat:
" Znam za to takich np. którzy pracowali od 19 roku życia ( w tym i ja) – a studiowali zaocznie.Lub nie studiowali, poszli wcześniej do pracy – też sobie w miarę fajnie radzą. Jeden z moich przyjaciół szedł drogą – od stanowiska kelnera do dyrektora głównego, potem prezesa.( …)Czy było mu łatwo ? Oczywiście, że nie – bo miał do tego założoną rodzinę i 2kę dzieci. Teraz żyje im się naprawdę dobrze, ale wiele lat zaciskali zęby.
Patrzyłam też na innych kolegów – którym się po prostu nic nie chciało…woleli w weekend pić piwka i bawić się, chodzić na imprezy zamiast próbować swoje życie zmienić na lepsze. Jak Pani myśli, kto ma teraz pretensje ogromne do życia?"
To są święte słowa, droga Asiu, i porada dla wszystkich, którzy lubią narzekać że nie warto czegoś robić bo inni to i tak mają lepiej. Z moich obserwacji wynika, że są osoby, które mają zwyczajne życie na pół gwizdka nie dlatego że są jakoś szczególnie pokrzywdzeni przez los, tylko że im się nie chce, natomiast tylko pracowici do czegoś dochodzą. I nie mówię o spektakularnym sukcesie zawodowym, tylko o osiąganiu małych celów, choćby domowych, remontowych własnymi rekami własną pracą. Kiedyś napisałaś Asiu takie zdanie, że każdy jest kowalem własnego losu, i ja sobie bardzo to zdanie wzięłam do serca, zwłaszcza kiedy czytałam je w odniesieniu do Twojego bloga i życia. Zdanie o marzeniu – określaniu jasnego celu i realizacji wcale nie jest bzdurą- najpierw trzeba znać siebie, swoje oczekiwania wobec życia (marzenia) i starać się je realizować. I podchodzić do tego co się robi z pasja i zaangażowaniem – ale zadaniowo: A co do zmian – zgadzam się że trzeba się do nich solidnie przygotować tj. odpowiedzialnie przemyśleć za i przeciw, nie rzucać się na głęboką wodę, bo to… nieodpowiedzialne, zwłaszcza jeśli chodzi o "zmianę" bliskich wokół siebie, męża, partnera – a niektórym to przychodzi z wielką łatwością. Nowe nie zawsze znaczy lepsze.W życiu jest raz gorzej, raz lepiej i nie trzeba wszystkiego zawsze wywracać do góry nogami.
Pamiętam Asiu Twoje pierwsze wpisy, jeszcze nie te reklamowe, tylko takie w których cieszyłaś się z własnoręcznie upieczonych ciasteczek, uszytego woreczka czy podobnych DROBNYCH rzeczy, i kiedy nie stał wokół Ciebie sztab ludzi z różnych firm – i wtedy ten blog w niczym nie ustępował temu, który znamy dzisiaj. Bo było w nim uważam to, co najważniejsze, i jest gwarantem Asiu twojego całego powodzenia życiowego:
1. PASJA ŻYCIA
2. Pracowitość
3. Wiara we własne możliwości
Asiu, czy Ty, szyjąc sobie różowy obrus na stolik, w roku, bodajże 2007?… – zastanawiałaś się, CZY CI SIĘ TO OPŁACA???
Ludzie wszystko dziś przeliczają na pieniądze, a przecież sukces życiowy, powodzenie towarzyskie, piękne mieszkania, fajne przeżycia, i najmilsze wspomnienia biorą się z trzech w/w punktów – jestem o tym przekonana. Nie sądzę żeby Asia żebrała u bram rożnych wydawnictw, żeby ją zauważono, Asia swoim pasjonującym życiem dawała świadectwo że jest osobą, na którą warto stawiać.
Szczerze podziwiam tą umiejętność i tą dziecięcą radość z pracy. Pozdrawiam. Ela
Anonimowy 10 marca 2015 (10:22)
Mój komentarz się nie ukazał:( szkoda:( rozumiem, że wybierasz sobie komentarze te "cukierkowe" a te, które Cię mniej zadawalają odrzucasz:( szkoda:( może pora to ZMIENIĆ!!!!!!!!!!!! Kasia.
elamisk 10 marca 2015 (08:54)
Do Pani Elżbiety z 3 marca: Wydaje mi się że zmiany mają tez drugą twarz, i w przypadku Pani to bardziej ucieczka od przeszłości, ten "brak zdjęć" – jak Pani pisze… to jest niepokojące. Człowiek musi mieć jakieś STAŁE, znane i niezmienne, a z Pani opisu wynika że tych stałych nie ma w ogóle. Jeśli to Panią cieszy – to w porządku, gorzej, jeśli ma Pani wokół siebie bliskie osoby, np. dzieci (bo akurat o nich pomyślałam bo sama jestem mamą) i funduje im Pani cały czas zmiany, zmiany, zmiany….. chyba bym tak nie chciała. Trzeba jasno rozgraniczyć czego takie zmiany w życiu mogą dotyczyć – żeby czasem nie przesadzić i nie urwać się z życiowej linki, bo mam wrażenie że tutaj w komentarzach piszecie panie o ZMIANACH, a każda ma na myśli trochę co innego. Dla mnie zmiany otoczenia, mieszkania , kolorów, nawet pracy to coś normalnego ale tylko dlatego, że niezmienne pozostają fundamenty – rodzina, poczucie bezpieczeństwa z ich strony – tak myślę. Pozdrawiam
Anonimowy 9 marca 2015 (19:07)
Dobry wieczor. Sledze pani bloga juz bardzo dlugo,ale nigdy nie znalazlam czasu ani moze odwagi,zeby napisac.Dopiero teraz….Zmiany. Coz,jesli sie dobrze zastanowie,to chyba cale moje dotychczasowe zycie sklada sie ze zmian.I jak pani pisze,czesto nie jest latwo podjac decyzje.Moja pierwsza powazna zmiana,to byl wyjazd do niemiec. Mialam wtedy 24 lata i zadnej znajomosci jezyka. Wyjechalam,bo maz chcial i musial…Pol roku przed wyjazdem plakalam,bo nie wiedzialam co nas tam czeka.Wyjechalismy z 2 walizkami. Nastepna zmiana,to po 8 latach walki z alkoholizmem meza,a mialam wtedy 35 lat i dziecko ,podjelam decyzje,ze odchodze.Nie bede opisywac trudow zycia samotnej matki,nawet w niemczech,bo nie chcialam nigdy pomocy od panstwa,bo wtedy nie moglabym zaoferowac sobie ani dziecku takich rzeczy jak np. szkola muzyczna itd. Pracowalam na 3 etaty chyba.Nie bylo latwo.Potem poznalam obecnego meza i myslalam,ze teraz los sie do mnie usmiechnal. Mialam rodzine,prace,co prawda w niezbyt przychylnym srodowisku,ale mialam,myslalam,ze do emerytury.Nastepna zmiana byla,kiedy zdecydowalam sie w wieku 41 lat na dziecko.Maz nie mial jeszcze dzieci,a dla mnie decyzja nie byla latwa,chociaz bardzo chcialam.Podjelam decyzje,ktorej nigdy nie zalowalam,chociaz zmiana w zyciu ogromna. Dzisiaj mam wpanialego syna :). Po urlopie wychowaczym nastepna zmiana,ktora moze nie podjelam sama,ale chyba sprowokowalam myslami,pragnieniem. Zredukowano moj etat,chcialam dochodzic swoich praw w sadzie,wygralam,ale musialam odejsc,bo mobbing byl nie do wytrzymania. Mialam 47 lat. Nie wiedzialam co mam zrobic,lekarz orzekl,ze nie moge wykonywac mojego zawodu ze wzgledow zdrowotnych (nauczyciel przedszkola). Potem dowiedzialam sie ,ze jestem za "stara",zeby sie przekwalifikowac, a pomocnikiem nie chcialam byc.Postanowilam ,ze musze cos wymyslic,zeby zarabiac. Zalozylam mala firme i ozdabiam swiece na rozne uroczystosci.Ale poczatki nie sa latwe,nie mozna z tego zyc. Znowu walka i wygrana.Ucze sie :) za pol roku bede wykwalifikowana kosmetyczka.(mam nadzieje,ze zdam egzamin panstwowy :) ). Znowu stoje przed zmiana,nie wiem jeszcze w ktora strone pojde.Bede pracownikiem czy odwaze sie na ten krok i zaloze wlasny salon kosmetyczny. Ktos moze zapytac po co to wszystko w wieku 50 lat,nie oplaca sie…. A ja powiem,ze zawsze sie oplaca,dopoki zyjemy zawsze mozemy cos w swoim zyciu zmienic,nauczyc sie i przezyc….Pozdrawiam serdecznie. Ewa
AliceLovesBrocante 8 marca 2015 (15:19)
Asiu piękne aranżacje, kolory bardzo mi się podobają! Jeszcze do niedawna nie przepadałam za niebieskim i jego różnymi odcieniami jeśli chodzi o dodatki a ostatnio kupuję coraz częściej właśnie w tych kolorach jakieś duperelki:) Co do zmian to Twój post wpasował się idealnie w moje zmiany. W styczniu podjęłam decyzję o zmianie pracy. Zdecydowałam się na wyjazd do Niemiec i od tygodnia jestem już tutaj na miejscu. Jest to dla mnie skok na głęboką wodę, ale czym byłoby życie bez nowych wyzwań?:) Muszę podszkolić język, jak na razie rozmawiam po angielsku a z niemieckim u mnie słabo. Ale mam motywację i nie narzekam.Jestem tutaj z mężem więc jest mi łatwiej. Na szczęście co dwa tygodnie będę jeździć do domu na cały tydzień, więc nie umrę z tęsknoty za rodzinką. A kolejnym plusem przeprowadzki tutaj jest to, że do Holandii mam 20km i np. dzisiaj byłam w przepięknym miasteczku na wycieczce! Pozdrawiam serdecznie!!!! Ala
Dorota 8 marca 2015 (08:59)
Pięknie u Ciebie Asiu jak zawsze. Zerknij na moją odsłonę tegorocznych ażurowych pisanek, zapraszam-http://przebudzenie-dorota.blogspot.com/2015/03/pisanek-nadszed-czas.html?showComment=1425804559721#c8017046043019394344
Anonimowy 7 marca 2015 (18:23)
Asiu poruszasz tak wiele ważnych i wartościowych tematów, a mi wiecznie brak czasu żeby odpisać na twój post, choć już w głowie mam gotową odpowiedź, to ten brak czasu mnie dobija. I przez ten brak czasu zaczęły się radykalne zmiany w naszych głowach (moich i męża), które powoli już wdrażamy w życie. Ale po kolei. Przez 14 lat pracowałam na etacie w prywatnej firmie, w której już męczyłam sie bardzo: wypalenie, brak motywacji, radości z pracy, ale bałam się odejść. W tym momencie należałam do tych 95% "cykorów", o których Asiu pisałaś. Złudne poczucie bezpieczeństwa, w którym się męczymy, nie znosimy już rano wstawać do pracy, a niedziela przyprawia nas o ból głowy, że jutro do roboty. Pewnie tak bym tkwiła dalej, gdyby nie zadecydował los – zostałam zwolniona w wyniku redukcji etatów. Choć wtedy uważałam, że zawalił mi się grunt pod nogami, płakałam, w myślach psioczyłam, to dziś uważam, że nic lepszego wtedy nie mogło mnie spotkać! Dołączylam do męża, który prowadzi od lat niedużą działaność gospodarczą – totalnie nie moja dziedzina. Wszystkiego musiałam sie uczyć od nowa, ale z czasem nabrałam wiatru w żagle , zrobiłam się odważna, pewniejsza siebie i …… wróciłam do marzeń z dzieciństwa. Marzeń o domu na wsi, z wielką łąką i zwierzętami. Mieszkam do urodzenia w mieście, w bloku, ale nigdy nie czułam się tu dobrze – tłumy ludzi, anonimowość, masa aut, blokowiska, zero nieba i zieleni. To nie dla mnie. W dzieciństwie wszystkie wakacje spędzałam u babci na wsi, w domu z ogromną łąką i zwierzętami :) I nawet teraz jak to piszę, to się uśmiecham :))) No ale wrócę na ziemię. Pomimo, że jestem sobie żaglem, sterem i okrętem, to jednak działaność pochłania bardzo dużo czasu. I ta ciągła pogoń i gonitwa za wszystkim, brak czasu dla siebie, dla rodziny, bo pracy tyle, że trzeba często brac ją do domu i kończyć do nocy. A życie jest jedno. Jak je przeżyje zależy tylko ode mnie. Stąd u nas początek olbrzymich zmian. Zmiany miejsca zamieszkania, zmiany otoczenia, zmiany pracy. Zmiany całego życia. Bo kiedy jesli nie teraz? Teraz póki mamy siły, a i nasze dziecko małe. Ponieważ kochamy góry i wspinaczki górskie, to w nich widzimy naszą przyszłość, dom z wielką łąką, zwierzętami i małą agroturystykę. Dajemy sobie około 2 lat na dokończeniu tutaj spraw, zamknięcia tego co zaczęliśmy, dopięcia wszystkiego na ostatni guzik i …. rzucenia się na głęboką wodę! Czy sie boję? Oczywiście, że sie boję, ale też wiem, że ten strach jest mniejszy niż ogromna chęć życia spokojniej, zgodnie z porami roku, z naturą, bez pośpiechu. Oczami wyobraźni już widzę jak siedzę na tarasie mojej drewnianej "chałpy" z kubkiem kawy w ręku, przede mną jest panorama gór i strzeliste szczyty, a obok na tej wielkiej łące mój synek gania kozy i barany :))) I to mnie motywuje! aaaaa i ja też mam plan B, na wypadek jak to nie wypali, fttu tfu oby wypaliło!
Jak mi sie uda to ci napiszę, a i zaproszę na moją agroturystykę :)
ściskam cię Asiu mocno i dziękuję za ten post, bo teraz widzę, że nie tylko ja wywracam swoje życie do góry nogami :)
Kasia K.
Lawendowy Ganek 7 marca 2015 (14:33)
Przeczytałam właśnie chyba wszystko, bo też temat jest mi szczególnie bliski. Zmiany w moim życiu następowały jakby wbrew mnie samej. Ja tylko podejmowałam kolejne wyzwania od losu. Kiedy miałam 10 lat moi dziadkowie urządzili mi przecudowne urodziny. Nie pamiętam prezentów, ale dostałam od nich ręcznie zrobioną kartkę z życzeniami, z których wtedy niczego nie zrozumiałam, było to raczej przesłanie, wskazanie życiowej drogi. Ostatnie zdanie brzmiało "… i rób tak byś zawsze mogła powiedzieć: zrobiłam wszystko co do mnie należało". Spełnienie tych życzeń jest trudne, a życie uczy pokory. Teraz czuję, że zdałam egzamin z życia za to zostałam bez pracy i postanowiłam do niej nie wracać, myślę że zawsze wiedziałam, ze księgowość jest dla wybranych(bo podobno są ludzie kochający cyferki i zanurzanie się w gąszczu niespójnych przepisów). W czasie kiedy byłam zmuszona (przez los) do przebywania w domu każdą wolną chwilę poświęcałam malowaniu. Malowaniu mebli, obrazów, porcelany. To właśnie były moje chwile radości. Doświadczenia życiowe powodują, że przestajemy bać się zmian, życie jest zbyt krótkie żeby było w nim miejsce na tego rodzaju lęki. Przy wsparciu najbliższych (bardziej córki niż męża, który zmian zdecydowanie nie lubi) zarejestrowałam działalność i uruchomiłam sklep internetowy. Co będzie czas pokaże, nigdy nie znamy zakończenia i może to dobrze.
Dziękuję za ten temat i tak jak moi przedmówcy podziwiam przepiękne zdjęcia.
Anonimowy 6 marca 2015 (23:23)
Chciałam dziś wyjątkowo wcześnie iść spać, na chwilę jednak zajrzałam do Czółna, omiotłam wzrokiem komentarze i…trochę mnie szarpnęło. Ja wiem, że tematem dziś są ZMIANY, ale takowe właśnie zachodzą niechcący na tym forum. Skąd te złośliwe komentarze? Czy już naprawdę nie ma w sieci innego miejsca na czepianie się słówek, szukanie podtekstów, czujne wykrywanie kłamstwa? Zaraza jakaś? Podczytuję takie blogi, jak czółno, żeby pooddychać przyjaznym powietrzem, mam nadzieję, że gromadzą się tu ludzie tolerancyjni, otwarci i łagodnego charakteru. Nie chodzi o to, żeby słodzić i zachłystywać się przecudnej urody domem, dzbanuszkami, firankami itp. Dla mnie te wszystkie wnętrza, dekoracje, ogród są raczej obrazem poszukiwań czegoś bardziej duchowego – wyciszenia, akceptacji siebie, przystopowania. Dlatego mój apel, może mało elegancki, do tych, którzy próbują tu mącić: Poszukajcie sobie innego miejsca do strzykania jadem. Jeśli chcecie dyskutować i bronić swojego zdania – zadbajcie o FORMĘ wypowiedzi.
Zeźlona Ola
Anonimowy 6 marca 2015 (20:46)
dziękuję za ten wpis. Skąd Pani wie, że stoimy na rozdrożu? Mieszkamy na Warmii i Mazurach, w okolicach pięknych ale dotkniętych bardzo bezrobociem. Praca męża "wisi na włosku", ja pracuję w banku którego już po prostu nienawidzę. Mamy pomysł na własny biznes ale ja bardzo się boję. Któreś z nas musi się zwolnić aby rozkręcić firmę, bo wiadomo ile to pracy…. A ja boję się że nie wypali i zostaniemy z jedną marną pensyjką. Mamy cudownego, mądrego synka; dla niego chciałabym móc pracować w domu. nie wiem już sama…
GreenCanoe 6 marca 2015 (21:00)
Nie wiem…co Pani chce robić, ani jaka jest szansa na powodzenie tego projektu w Pani terenach? Jakie przygotowanie macie by robić ową nową rzecz?
Jedno wiem na pewno – że jeśli mam podjąć jakąś poważna decyzję, to kilka ładnych razy się zastanawiam, analizuję, mam plan A, B i C – a nawet i D.
BARDZO mocno trzymam za Waszą rodzinkę kciuki – żeby udało się Wam.
Anonimowy 6 marca 2015 (17:25)
ZMIANY! Ach te ZMIANY…! I MARZENIA….:-)). A ja właśnie jestem tą szczęściarą, która wierzy, że MARZENIA są po to właśnie, aby się SPEŁNIAŁY !!!! I właśnie w moim przypadku " mówisz i masz"- to działa. A jeśli w którymś przypadku nie działa, to przymykam oko i cieszę się z tego, co się udało:-).
Ja właśnie te ZMIANY wprowadzam w życie w tej chwili i to po części dzięki Tobie Asiu, bo od zawsze miałam " kreatywną duszę" a przemeblowania i nowości w domu wprost UWIELBIAM, ale to właśnie styczność z Green Canoe( zaglądam tu systematycznie od 2 lat) sprawiła, że poczułam się zainspirowana i na tyle silna, że uwierzyłam, iż połączenie pracy zawodowej razem z pasją może się udać:-). Przez 13 lat zajmowałam się domem i dziećmi i bardzo trudno mi było z tego domu" wyjść", gdyż wokół domu właśnie wszystko się u mnie kręci( i ogrodu na działce:-) Nie chciałam już wracać do pracy w księgowości, ale niektórzy moi bliscy mówili mi, żebym "wróciła na ziemię". Jednak po latach niepewności co ze sobą zrobić i lęku o przyszłość, przyszła do mnie ta wiara, że NA PEWNO się uda!!!!, że przecież wszystko, co sobie wymyślę-spełnia się! I ja chcę w to wierzyć!!!!
Właśnie zarejestrowałam Firmę, w kwietniu otwieram pracownię i sklep internetowy.
Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby nie moja rodzina, która mnie wspiera( finansowo), na którą mogę liczyć!!! Ale jest też tak, że mąż mówi mi:" to się nie uda…są trudne czasy…wyrzucone pieniądze". A ja na to:" musi się udać, teraz się nie poddam, jak nie spróbuję- nie będę wiedziała, potrzebuję twojej pomocy". Bo … MARZENIA SĄ PO TO, BY SIĘ SPEŁNIAŁY.
Pozdrawiam Cię Asiu bardzo serdecznie i dziękuję :-). Małgosia
Anonimowy 6 marca 2015 (08:38)
Bardzo Ci dziękuję za ten post. Właśnie przeprowadziliśmy się do nowego domu. Mam sześcioro dzieci a najmłodsze ma cztery miesiące, więc jest mi trochę ciężko wszystko uporządkować po przeprowadzce. Trudno jest mi sie cieszyć z tej bądź co bądź pozytywnej zmiany (zamiana 70 m kw. na 140 + 1000 m działki), ale Twój post uświadomił mi, że jestem szczęściarą i dodał mi otuchy. Właśnie tego potrzebowałam. Cieszę się, że tu dzisiaj zajrzałam. Dzięki!
GreenCanoe 6 marca 2015 (16:34)
To dorzucam jeszcze: :):):):):):):)
Anonimowy 5 marca 2015 (21:48)
Asiu, dzięki za ten post! Nie wiem, czy czytałaś mój komentarz z 8 stycznia, kiedy się przedstawiałyśmy. Napisałam wtedy, że z racji naszego ciągłego "wędrowania", przeprowadzania się, tęsknię już za większą "stałością". Mam męża obcokrajowca i z powodu jego pracy przeprowadzki stały się dla nas pewnego rodzaju częścią życia. Ostatnio pozdrawiałam Cię z Kujawsko-Pomorskiego. Już za miesiąc zrobię to z Krakowa. To nasza piąta "przeprowadzkowa" zmiana w ciągu ostatnich 7 lat. Nabieram doświadczenia :) A tak serio, to dzięki za ten wpis o zmianach. Niby ostatnio już miałam ich dość, ale właśnie zdałam sobie sprawę, że jestem jednak bardzo podekscytowana i ciekawa jak to będzie. Nasz ulubiony Krakow i do tego niedaleko moich rodzinnych stron, dużo znajomych, moja siostra z rodziną tuż obok itd. Zmiany są fajne, dużo uczą, rozszerzają nasze myślenie, poznaje się tylu ciekawych ludzi. No i można na nowo zaaranżować jakieś mieszkanie :) Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale tym wpisem uświadomiłaś mi, że ludzie postrzegają mnie jako tą, która jest otwarta na zmiany, i to takie dotyczące bardzo różnych sfer życia. Ci, którzy mnie dobrze znają, zawsze przy kolejnych odwiedzinach pytają, rozglądając się po naszych wnętrzach: "Co znowu zmieniłaś?" :) A więc niech żyją zmiany! Dzięki nim się ciągle rozwijamy!
A jeszcze nawiązując do granatowego – świetny kolor, bardzo fajnie łączy się go z innymi. Mam granatowe kanapy, świetnie do nich pasuje ceramika z Bolesławca, którą od lat namiętnie zbieram :)
Mam tez pomysł jak go zastosować w kolejnym mieszkaniu w pokoju naszego synka….ach, zmiany, zmiany :)
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie,
Sylwia.
GreenCanoe 6 marca 2015 (16:33)
ŁO MATKO – Mój Krakówek kochany!!!
Ale Ci zazdroszczę:):):):):)
Kasia Puszczynska 5 marca 2015 (14:34)
Bardzo prosze o namiar na ten wiszacy kosz bo nie moge go odnaleźć na stronie Villa Nostalgia, czy on nie jest chyba gdzieś indziej dostępny?
GreenCanoe 5 marca 2015 (19:46)
Kasiu – wyprzedały się już:)
Spytaj właścicielkę sklepu, może można składać zamówienia?
Justyna 5 marca 2015 (12:39)
Witaj Asiu, wielokrotnie zaglądałam na Twój blog głównie aby nacieszyć oko pięknymi aranżacjami i ciepłym domowym klimatem. Wpis o zmianach poruszył mnie szczególnie, jak ja to dobrze znam. Od zawsze uwielbiałam zmiany, przemeblowania, sezonowe wystroje ( szczególnie gdy dzieci były mniejsze) kurki , baranki, bałwanki , spadające listki na oknach, robione własnoręcznie z nimi dawały sporo satysfakcji. Lecz tak jak dokonywałam ich często w otoczeniu domowym w pracy nie wychodziło. Dopiero w maju 2014 po 17 latach pracy powiedziałam dość, koniec z tym co mnie męczy. Dziś prowadzę agroturystykę ,, Wyspa Świerków '' i choć jest to zajęcie sezonowe daje mi wiele satysfakcji, spotyka ciekawych ludzi z całego świata.
Czasami latami dojrzewa się do zmian, dobrze jest jakiś grunt sobie przygotować, zmiana pracy w małych miastach jest często ciężkim wyzwaniem.
Pomocną rzeczą jest praca nad samym sobą , od dwóch lat praktykuję jogę w fantastycznej grupie kobiet, dającej wielkie wsparcie. Organizuję ,,babskie wyjazdy'' do teatru , staram się być otwarta na na ludzi. Marzy mi się praca w dobrym zespole, w którym będę mogła rozwinąć skrzydła i poczuć sens. Kto marzy ten żyje naprawdę.
Dziękuję Ci za impuls do przemyśleń, pozdrawiam Justyna
Anonimowy 5 marca 2015 (08:09)
oj Asiu… ale machnęłaś skrzydełkami ;) jednym dmuchnęło prosto w żagle…
innym pozrywało czapki z głów… jednym słowem: ZMIANY :)
Kasia
GreenCanoe 5 marca 2015 (19:48)
:)
oczka prawe 5 marca 2015 (07:46)
A ja najchętniej co 2 lata zmieniłabym miejsce zamieszkania. W ostatnim domu "wytrzymałam" 2,5 roku. W tej chwili mąż zapowiedział, że kolejna zmiana adresu = rozwód :) (żartował, bo kocha)
Ale i ja w końcu czuję, że to dom docelowy. Poza tym mam w nim duże pole do zmian. Planuję urządzać go tak, aby kolejne w nim zmiany były możliwe bez większych rewolucji.
No i ogród – lata pracy przede mną.
Zapowiada się może nie rewolucja ale długa miła ewolucja.
Gratuluję pięknych artykułów.
Pozdrawiam
Małgosia
Ewa z Przytulnego domu 5 marca 2015 (07:02)
Choć sama wpisałam się wcześniej poczytałam sobie wszystkie komentarze. Wiele opinii jest bardzo wnikliwych i mądrych bo opartych na własnych, dobrych i złych doświadczeniach. Są tak różne jak różne są nasze koleje życiowe i tak różne jak nasze charaktery ale ciekawe i pouczające. Wyłowiłam jeszcze jeden element je rozróżniający. Wiek. Nie wiem czy mam rację ale jeśli kobieta nie ma bardzo ciężkiego zyciowego bagażu i styczności z niechęcią lub brakiem pomocy w swoim otoczeniu to ma więcej odwagi i chęci do zmiam. Om jesteśmy młodsze tym mniej nas hamują złe doświadczenia i mamy świadomość ze jeszcze życie przed nami. Ale moge napisać z własnego doświadczenia że warto podejmować choćby malutkie próby w każdym wieku. Dobiegam pięćdzieciątki, dzieci dorosły, teraz jest czas na pasje i nowe pomysły. Naogród, na planowanie nowych zadań. Muszę zdążyć zanim porodzą się wnuki bo wtedy znów będę potrzebna dzieciom. Trzymajcie się kobitki!
Ania z lemonlimeandlife 4 marca 2015 (18:21)
Ja, w domu zmieniam często, nie tylko aranżacje dodatków, ale i ustawienia mebli. W głowie mam jeszcze tysiąc pomysłów, mój mąż tylko nie zawsze za mną nadąża;) Rok temu odeszłam z "korporacji" – chciałam zmian, zrobienia czegoś dla siebie, a przede wszystkim nie zgadzałam się na takie traktowanie siebie. Ani razu tej decyzji nie żałowałam, a największa nasza "zmiana" urodziła się w poniedziałek;) Od pół roku prowadzę firmę, nic w niej nie muszę, wszystko za to "CHCĘ", a teraz zastanawiam się co zrobić żeby realizować się jeszcze bardziej w mojej pasji – fotografii, myślę że byłoby cudownie móc robić to profesjonalnie. Asiu pozdrawiam Cię ciepło:)
GreenCanoe 5 marca 2015 (19:46)
Aniu – bardzo serdecznie pozdrowienia dla WAS:)
Katarzyna Kowalczyk Dziekan 4 marca 2015 (16:47)
Moja potrzeba zmian zawsze była wielka. Jako dziecko jeździłam tak z meblami w swoim pokoju, ze dębowy parkiet został zdemolowany?. Potem wyszłam pierwszy raz za mąż i mój eks nienawidził mojego przestawiania mebli, dekorowania, mówił że mi meble do podłogi przybije. Uciekłam od niego kupiłam ruinę i ją remontowałam zupełnie sama. Potem pojawił się mój obecny mąż Arek i on wspiera mnie we wszystkim. Mogę przestawiać wszystkie meble, a ja zmieniam tylko poduszki i dodatki. Teraz nasz dom jest fajny, zrobimy po naszemu-zresztą nasz dom. Kto nie ryzykuje nie pije szampana powiada mój szef
. Coś w tym jest. A to normalnie że boimy się zmian
ale trzeba wyznaczać sobie cele. Piękne i tak trochę męsko się zrobiło. Buziaki Kasia
GreenCanoe 4 marca 2015 (18:11)
Kasiu – Ty wiesz co:) UŚCISKI dla Was wszystkich.
Lucy 4 marca 2015 (16:45)
Siostro ja sie zastrzelę-u mnie tez obecne na salonach granat, indygo, kobalt. Cos niesamowitego :).
Kupiłam przepiękne talerzyki z niebieskiej rozanej serii, jak będziesz chciała dam namiary :)
GreenCanoe 4 marca 2015 (18:11)
:):):):):) WCALE nie jestem zdziwiona:)
An Zulka 4 marca 2015 (16:11)
Dziś po powrocie z Ikei mój mąż stwierdził,że nie minęło dwa lata od kiedy mieszkamy w obecnym mieszkaniu, a ja już wszystko bym poprzestawiała, zmieniała. Uśmiechnęłam się, bo ja bym robiła to znaczenie częściej, gdyby tylko finanse pozwoliły. Lubię zmiany, bo życie wówczas jest bardziej kolorowe i ciekawsze :)
GreenCanoe 4 marca 2015 (18:10)
:):):):) A wiesz, że mój mi mówi to samo? :):):)
Beata - Hungry for ideas 4 marca 2015 (15:09)
Asiu, piękny post. Zawsze chciałam napisać o swoich zmianach w ten sposób. Zawsze mam wiele myśli i pomysłów (Hungry for ideas) o których nie umiem pisać ale umiem powoli wdrażać. Przeczytałam parę wcześniejszych komentarzy i mogę stwierdzić, że każdy z nas ma ogromne możliwości i w każdym wieku i sytuacji możemy mieć wpływ na własne życie. Oczywiście są sytuacje losowe, które oddalają nasze plany, ale jeśli ktoś chce być innym, lepszym, szczęśliwszym to zawsze może to zrobić. I tak jak pisałaś: trzeba być wytrwałym i wiedzieć czego naprawdę chcę! Ja marzę o swojej firmie od lat i powoli dążę do tego. Niestety nie mogę zostawić pracy zawodowej by spełnić swoje marzenie ale powoli małymi kroczkami moja pasja i pomysły zdobywają serce innych. I wierzę w to że za jakiś czas będę miała 100% czasu tylko na to. Można powiedzieć jestem ciągle na drodze zmian do spełnienia marzenia :) A marzenia się spełniają !!! Ściskam Ciebie i Twoją załogę bardzo mocno. Beata
GreenCanoe 4 marca 2015 (18:10)
Beatko – dziękuję Ci bardzo i życzę, być już niedługo mogła zawodowo robić tylko to co w dużej mierze sprawia Ci frajdę!
Anonimowy 4 marca 2015 (13:42)
Droga Asiu, poruszyłaś niezwykle ciekawy temat. Piszesz, że zaledwie 5% populacji deklaruje chęć na zmiany, co jest faktycznie słusznym stwierdzeniem. Zastanawiające jest jednak to, dlaczego tylko tyle? Skupiając się na dużych zmianach odpowiem, że ludzie z natury tak naprawdę nie chcą ich dokonywać w swoim życiu dlatego, że zmiana kojarzy się zazwyczaj z czymś nowym, nieznanym więc wywołującym w nas strach i obawy czy dam radę i jak będzie już po "drugiej stronie". Każda zmiana mała czy duża wymaga od nas samych wysiłku a czasem i wytrwałości. Boimy się rozczarowań i porażek. Dlatego często zniechęcamy się przy pierwszych "schodach" lub po prostu nie podejmujemy wyzwania, stoimy więc w miejscu lub się wycofujemy. Potem przychodzi żal i niezadowolenie z siebie… znowu nie dałam/em rady, spada nasze poczucie wartości i dochodzimy do stwierdzenia: po co więc coś zmieniać, tak jest przecież OK. No tak, taki obraz niestety bywa dość częstym, ale tak naprawdę dużo zależy od naszego nastawienia, lub jak to mówimy po coachingowemu… "typów osobowości" ale również od czegoś jeszcze bardziej istotnego… naszych wewnętrznych przekonań i wartości. Jedni chętniej dokonują zmiany bo np. wierzą w swoje możliwości, potrafią motywować siebie do działania ale też dają sobie prawo do błędów przez co mogą szybciej osiągać swoje cele i … nie zniechęcają się pierwszą porażką, uczą się na błędach, wyciągają wnioski, a potem podnoszą się i idą dalej, bogatsi o swoje doświadczenia. Są ludzie, którzy widzą szklankę zawsze do połowy napełnioną, a są również tacy którzy widzą ją do połowy pustą… wszystko siedzi w naszych głowach, jest to kwestia naszego nastawienia do świata i do nas samych.
Na zakończenie tego zbyt poważnego opisu;-)) i na pocieszenie dodam, że np. do zmiany naszych nawyków potrzebujemy tylko 21 dni, tak więc wiosna za pasem, eliminuję nawyk jedzenia słodyczy:-))) plaża czeka:-)))
Pozdrawiam
Sylwia
GreenCanoe 4 marca 2015 (18:09)
Sylwia bardzo Ci dziękuję za tak ciekawy wpis – zgadzam się z nim w 100% :)
Zauważyłam, że gdy pozwoliłam sobie na popełnianie błędów – wszystko stało się prostsze:)
Bo nie ma chyba nic gorszego niż chroniczny perfekcjonizm.
Bardzo ciepło pozdrawiam.
Anonimowy 5 marca 2015 (09:54)
Asiu, właśnie o to chodzi, to takie proste a jednak dla większości ludzi dalej nieosiągalne… pozwolić sobie na popełnianie błędów i ….nie traktować siebie zbyt poważnie (zasada nr 6 Benjamna Zandera, której jestem wielką fanką:-)))
przesyłam mocne uściski Asiu:-))
Sylwia
Beata Tokarz 4 marca 2015 (13:22)
Nie lubię niespodziewanych zmian, ale zmiany? hmmm, chyba tak. Zawsze trudno mi się do nich przekonać, analizuję wszystkie "za" i "przeciw", a potem wystarczy impuls i już – nowa fryzura, remont pokoju, rezygnacja z korporacji na rzecz ogrodnictwa, nowe spotkania, twarze, działania. Stałe? Rodzina i przyjaciele. To dla mnie kotwica, a reszta – niech się zmienia jak w kalejdoskopie:) Oby kolorowo:)
Pozdrawiam kolorem świeżego żyta (już wysiałam:)
GreenCanoe 4 marca 2015 (18:07)
Beato – pozdrowienia odbijam!:)
Anonimowy 4 marca 2015 (13:02)
Witaj Asiu:) Przepiękną stylizację stworzyłaś Twojego domowego biura:) W moim ukochanym niebieskim kolorze (uwielbiam go w każdym odcieniu). Zgadzam się z Tobą Asiu, że zmiany są trudne, zarówno te zewnętrzne jak i wewnętrzne. Aby coś ruszyło do przodu musimy zawsze zacząć od "środka" siebie. Od wnętrza nas samych, naszych myśli, pragnień, potrzeb, marzeń..Z doświadczenia własnego wiem, że życie determinuje nasze wybory, zmiany. Że przeszłość jest ważna, każde doświadczenie nas kształtuje, istotne żebyśmy wyciągali wnioski i żyli najlepiej jak to możliwe. W zgodzie z własnym sumieniem, rodziną, innymi ludźmi. Małymi krokami, trudniej się zmęczyć i można w ten sposób dalej dojść..Tak próbuję żyć i mieszkać. Cieszyć się każdym odwzajemnionym uśmiechem, radością ukochanych dzieci ze wspólnej zabawy, nowym wiosennym kubeczkiem na kawę, inspiracją z internetu na samodzielne stworzenie wianka wielkanocnego..Niewielkie zmiany mogą przynosić naprawdę WIELKIE korzyści. Wytrwałość, pracowitość, chęć cieszenia się "drobnostkami" CIERPLIWOŚĆ, wiele zależy od nas samych..Na przekór własnym słabościom, zmęczeniu, smutkom..Pozdrawiam Cię Asiu serdecznie! :) Agnieszka G.
GreenCanoe 4 marca 2015 (13:05)
Dziękuję i nawzajem! :)
Anonimowy 4 marca 2015 (12:52)
Witam, ja z pytaniem technicznym odnośnie rolet z DEKORIA. Obejrzałam ich ofertę, wydaje się wzdłuż i wszerz, ale takich pięknych, podwiązywanych jak u Pani nie znalazłam. proszę o podpowiedź . Z góry dziękuję i pozdrawiam. Agnieszka
GreenCanoe 4 marca 2015 (13:00)
Aga – tu jest ta roleta/lambrein. Tylko ja sobie zamiast szelek zrobiłam tunel.
http://www.dekoria.pl/offer/product/14039/0/15051/Lambrekin-Provence-na-szelkach-szary
Anonimowy 5 marca 2015 (20:07)
Dzien dobry, na wstepie dziekuje za inspirujacego bloga :-) Chcialam i ja o cos podpytac, konkretnie o tkaniny, jakie sa na zdjeciach. Nie moge znalezc tej tkaniny, z ktorej uszyte sa rolety oraz poduchy na wiklinowym fotelu. Poszukuje czegos ala "sprany niebieski", wyglada mi to wlasnie na to czego szukam. Prosze o podpowiedz.
Dziekuje! Ania
Agnes 4 marca 2015 (12:42)
Witaj Joasiu,
Ja lubie zmiany, i przestawianie mebli, nowe dekoracje i zmiany zyciowe, po to by bylo lepiej. Mysle, ze niektóre zmiany moga byc ryzykowne, dlatego trzeba je dobrze przemyslec, ja robie wtedyliste za i przeciw. Na szczescie w moim zyciu wszystko jakos fajnie sie uklada. Zyje pozytywnie, mam wsparcie kochanego meza, który jest moja bratnia dusza i swietnie sie rozumiemy. Niedawno wyjechalismy do Anglii, ze starym bagazem doswiadczen, z czwórka dzieci które od wrzesnia zaczely tu szkole, w celu jezykowym, biznesowym i podrózniczym. Jestesmy tu szczesliwi, moze dlatego, ze razem, moze dlatego, ze tacy z nas podróznicy. Zmiany sa czesto na lepsze, w naszym przypadku tak jest :)
Apropos granatów, podziwiam stylizacje jak zawsze :) a co to za pyszne ciasto? podasz przepis Asiu?
pozdrawiam wiosennie :)
Agnieszka
GreenCanoe 4 marca 2015 (13:02)
Zwykłe jogurtowe z żurawiną:) Oczywiście, podam później.
O to się może w maju w Angli gdzieś zobaczymy? :) W jakim mieście jesteście?
Agnes 4 marca 2015 (13:07)
Ok, czekam na przepis.
A mieszkamy w Stafford. Staffordshire. :)
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:36)
SUPER!!! Moja bliska znajoma od pół roku mieszka w Australii i jest zachwycona! Oszołomiona ludźmi stamtąd – podobno są bardzo pozytywnie nastawieni do świata, mili , pomocni, usmiechnięci.
Misia – ale daj już znać jak tam będziecie, ok? Nie zniknij mi na amen – obiecaj:)
Misia 4 marca 2015 (20:46)
No pewnie Asiu jeżeli chcesz to mogę napisać…bardzo mi miło… To niesamowite, że już tyle lat śledzę Twojego bloga, a dopiero temat "zmian" spowodował, że napisałam. A w jakim miejscu jest Twoja znajoma? My zastanawiamy się nad Melbourne lub Adelaide. Tak, też słyszałam, że mili ludzie, życzliwi i pomocni wyjeżdżamy w sierpniu więc za niedługo będę się mogła o tym przekonać. Może kiedyś i Ja zaproszę Cię do siebie jak się już tam urządzę:) i zrobisz ze mną program hehe… Chciałabym robić to czego tutaj mi się nie udało zrealizować bo brakowało mi odwagi.
Misia 4 marca 2015 (12:30)
A u mnie to ostatnio zmiany konkretne, a mianowicie mamy zamiar z mężem przesiedlić się do Australii-dostaliśmy wizę i zastanawiamy się jakie jeszcze Nam się zmiany szykują. Pani Asiu dziękuję za wszystko, za tego bloga, za kopa, motywację. Jesteś niesamowita:)
pozdrawiam ciepło
Michalina
LEVEL UP! studio 4 marca 2015 (12:15)
Mam to po mamie. Remont i zmiany wnętrza najchętniej co pół roku. Dodatki – tworzę nowe, zmieniam, przestawiam. Namówiłam męża na małą zmianę w salonie, tylko musimy poczekać do kwietnia/maja. Na pytanie: po co? Odpowiadam: muszę, bo się uduszę :D To samo w życiu, choć nieco mniej drastycznie i z mniejszą częstotliwością. Zwłaszcza, że ja to choleryczka z ukierunkowaniem "pasjonat". Nie lubię długoterminowych wyzwań. Najlepiej już, teraz, natychmiast i z pozytywnym efektem :) I to właśnie powoduje, że się czasem zniechęcam, bo wynik nie może być już, bo na coś trzeba zaczekać, coś wypracować, bo trzeba pokonać czyjeś "nie", "nie dasz rady", "daj sobie z tym spokój". Jednym słowem walczę. Głównie o siebie :)
Z gorącymi pozdrowieniami z nad wietrznego morza
Agnieszka
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:37)
:):):):):) a gdzie jesteś nad tym morzem?
Kinga Wójcik 4 marca 2015 (12:13)
U Ciebie jest zawsze tak pięknie że nie można oderwać oczu! Ja jestem osobą co zmian nie lubi i bezpiecznie czuje się jak jest tak jak zawsze, ale chciałabym to zmienić, chciałabym się bardziej otworzyć na życie:0 Pozdrawiam
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:39)
Kinga – tylko, że …nie wszyscy musimy być tacy sami, prawda? Ja zawsze lubiłam zmiany, ale mam przyjaciół którzy są bardziej stateczni – a lubimy się bardzo:)
pozdrawiam Cię ciepło!
Anonimowy 4 marca 2015 (11:08)
Super zmienić coś w coś…. ale ja nie wiem w co! Chyba najgorsze jest trafić w to coś :-)
W mieszkaniu zmieniam coś, co chwile, ale z życiem nie idzie tak łatwo. Ale wierzę w te małe kroczki, o których pisałaś Asiu :-)
Pozdrawiam marcowo Joasia
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:37)
dziękuję i odbijam pozdrowienia:)!
macierzanka 4 marca 2015 (11:06)
W kwietniu minie rok, kiedy wywróciłam moje życie i życie moich dzieci do góry nogami. Nie żałuję tej decyzji, bo ciągle utwierdzam się w tym,że była dobra. Strasznie trudno było ją podjąć, ale dałam radę. Właściwie z dnia na dzień spakowałam siebie i dzieci i wyprowadziłam się do internatu od męża, który (sic!) od kilku miesięcy nie pił a mimo to zgotował nam gehennę. Niepijący alkoholik okazał się w moim przypadku gorszy od pijącego. Wiedziałam, że jeśli chcę zmienić swoje życie i życie moich synów, to muszę sama podjąć decyzję, nikt za mnie jej nie podejmie. Przeczytałam kiedyś, że osoba współuzależniona jest jak żaba, którą włożono do płytkiego pojemnika z wodą, którą bardzo powolutku podgrzewano. Żaba będzie tam siedziała i nie wyskoczy, mimo,że ma taką możliwość, dopóki się nie ugotuje we wrzątku… Moja "woda" była już gorąca…Na szczęście udało mi się wyskoczyć w ostatniej chwili…
GreenCanoe 4 marca 2015 (11:20)
BARDZO, BARDZO ciepło Cię pozdrawiam!
Katka. O 4 marca 2015 (11:03)
Nie boję się zmian jeśli chodzi o dom . Latam z gratami ,przeztawiam meble kilka razy w roku , sypie solą i zapalam białe swiece bo wtedy czuję że oddycham ,że wszystkie zle emocje i duchy paskudy00 idą precz. I to daje mi kopa do działania do podejmowania mniejszych lub wiekszych wyzwań. Mam czasami opory ale co tam raz kozie śmierć ttzeba się rozwijać iść do przodu pozbyć sie kurzu inaczej czlowiek tylko istnieje zamiast żyć pełnią życia i cieszyć się tym co ma co go otacza.W moim życiu najwieksze moje wyzwania mają od 27 do 6 lat i jest ich cała piątka :) Zmieniam bo umarlabym z nudów jakby się nic w moim otoczeniu i zyciu nic nie dzialo ;) Pozdrawiam Cię wiosennie i ptaszki z moimi usciskami do Ciebie wysyłam ♥♥♥
Katka ♡
GreenCanoe 4 marca 2015 (11:16)
Kasiu, dziękuje i odbijam! :)
Małgorzata żuczek 4 marca 2015 (10:47)
Zielone Czółno zapoczątkowało moje blogowanie. Może nawet nie blogowanie, ale początkową zmianę życia – wejście w świat rękodzieła. Kiedyś bowiem szłam z zakupów. Miałam, głęboki wówczas wózek z córką w środku, psa na smyczy i zakupy w koszu. Szłam złorzecząc i przeklinając zły los. Przechodząc obok śmietnika zobaczyłam maszynę do szycia. Rozejrzałam się wokoło i…maszynę ciach pod pachę i w nogi ;) …
Po kilku dniach zaczęłam szukać inspiracji do szycia. Znalazłam Czółno i kosze na zabawki. Uszyłam je. Potem poszły w ruch króliki, tildy i inne…
Green Canoe śledziłam odtąd regularnie od, uuuuu, już 6 lat.
W roku 2014 przeszłam dużą zmianę życiową. Nie poddałam się jednak, nie załamałam. Najpierw zatrudniłam sie w pracy na stanowisku i z pensją duuużo poniżej mojej wartości. Uzbierałam jednak "kwotę bezpieczeństwa", przeprowadziłam się w nowe otoczenie ze stawką 12-krotnie większą niż w kamienicy czynszowej…Odpowiedziałam nawet na ogłoszenie, na blogu, niestety nie otrzymując nawet cienia nadziei na powodzenie sprawy (nie mam żalu, byli lepsi).
Znowu jednak się nie poddałam. Opracowałam plan działania, podjęłam pierwsze kroki…potem kolejne i kolejne…Z jakiś czas podpiszę umowę z wydawnictwem. Umowę o pracę.
Nie boję się więc zmian. Jestem bliźniakiem zodiakalnym. Cienię stałość i bezpieczeństwo, ale kocham wyzwania…
Tym samym ma więc prawie pewność, że kiedyś i Green Canoe o mnie wspomni :P Na razie materiał o mnie jest w Siedlisku ;) Droga otwarta…
Wiem, że wpis ten jest chaotyczny. Pisanie go w wygodnym fotelu nie daje mi jednak tej lekkości pióra, poczucia siedzenia w bezpiecznej przystani życia, gdzie nikt mnie nie obserwuje, nie krytykuje czy w inny sposób ocenia ;) Za dużo tu przeżyłam…
Dziękuję.
GreenCanoe 4 marca 2015 (11:15)
Małgosiu – przepraszam , jeśli Ci nie odpisaliśmy, mamy opóźnienie ogromne wodpisywaniu na maile.
MOCNO trzymam kciukasy za Twoje wszystkie plany!:)
Małgorzata żuczek 4 marca 2015 (11:34)
Nie ma za co przepraszać. Liczyłam się z tym, że nie tylko ja odpowiedziałam na ofertę ;) Chciałam tu tylko zwrócić uwagę na kwestię zmian. Nie wolno się poddawać przy niepowodzeniach. Z każdego wydarzenia trzeba brać jakąś naukę i iść na przód , nie bać się.
Dziękuję więc :)
Nie musicie odpisywać, wystarczyło, że ja ten krok zrobiłam bo…pociągnął za sobą kolejne:)
Ania M. 4 marca 2015 (10:42)
A ja lubię zmiany i nie lubię zarazem, a może po prostu lubię czasem pewną stabilizację i spokój, a wtedy nie czas na zmiany. Zmieniam swoje otoczenie i wystrój, ale nie znowu tak bardzo często, a niebawem czeka nas duża zmiana- wyprowadzka na wieś. A jednocześnie ruszamy z pewnym projektem. Lubię wyzwania – a i owszem i zgadzam się z tym co Asiu pisałaś w którymś tam komentarzu powyżej, że siła jest w nas, że trzeba czasem wyjść ze swojej strefy komfortu i trochę zaryzykować i nawet jak się pracuje za najniższa krajową to Da SIĘ! trzeba jednak do tego trochę odwagi, i wiary we własne siły a tu już dużo zalezy od tego kogo mamy wokół siebie i co słyszeliśmy przez całe nasze dotychczasowe życie – tak w dużym skrócie. Wsparcie drugich daje mega kopa i inspiracje!
A ja w ogóle zabieram się do napisania komentarza od czasów posta o przedstawieniu się… No więc przeczytałam wszytskie komentarze pod nim i tak sobie myślę Asiu, że jesteś niesamowita osobą – dajesz własnie tę inspirację do zmian tylu osobom! I tak sobie dumam, że Twój blog jest naprawdę piękny – zdjęcia, wnętrza itd., ale gdyby nie Twoja osobowoąć, pozytywne nastawienie do życia, autentyczność i CHĘĆ DZIELENIA SIĘ tym z innymi, to ten blog i całą reszta nie byłby taki sam. JEsteś dla mnie polską Reginą Brett (czytałaś może jej felietony?- inspirują!)
No więc ja czytam Twój blog od lat prawie 5, mam 3 synków i wracając do zmian- dla otoczenia prowadzę najbardziej nudne życie jakie się da, "siedząc" w domu z dziećmi, ale dla mnie dzieci są codzienną ZMIANĄ, codziennie coś nowego – wyzwania, lepsze i gorsze chwile i jeszcze pojawienie się kolejnych dzieci to dopiero zmiana! Jakby nowy etap w życiu, nowa rodzina, nowy czas.
Nadrabiając zaległe komentarze – na blog zagłosowałam – gratulacje finału!
Pomysł z filmami genialny i miło Cię zobaczyć i usłyszeć :)
Pozdrawiam,
Ania M.
GreenCanoe 4 marca 2015 (11:14)
Aniu – dziękuję ci bardzo za ten wpis i tak miłe słowa,
Ależ mam dzisiaj rozbieżne komunikaty – Ty piszesz tak miłe rzeczy, a tu proszę pani obok porównuje mnie do socjopatki…:):):) szalony dzień po prostu:)
ŚCISKAM serdecznie i trzymam kciuki za wszystkie Twoje plany i marzenia!
Anonimowy 4 marca 2015 (11:43)
Pani Joanno to niepokojące ,że nie publikuje pani całości dialogu przez co mój komentarz może być nieoczywisty dla pozostałych komentujących
Odebrała pani mój komentarz jako ad personam ,
jeśli tak,to okazało się ,że nie jest pani odporna na ewentualną krytykę ,a przecież bycie krytykowanym dostarczać może wielu innych spojrzeń
Krytyka jest istotnym elementem warunkującym funkcjonowanie w otoczeniu.!
'Ty piszesz tak miłe rzeczy, a tu proszę pani obok porównuje mnie do socjopatki.'
Proszę wskazać zdanie ,w którym porównuję panią do socjopatki?
moje zdanie :W psychologii istnieją takie pojęcia jak inteligencja emocjonalna :)(taka ładna nazwa),a także socjopatia ,które wbrew pozorom mają ze sobą dużo wspólnego:)tzw cienka linia
Pozostałe zdania to cytaty z pani wpisu !!!!
Mam nadzieję ,że opublikuje pani ten komentarz
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:02)
A może mi Pani powiedzieć, co Pani wypowiedzi mają wspólnego z tematem dzisiejszego postu? o ZMIANACH piszemy. Mam taką prośbę – jeśli chce się Pani wypowiadać na temat mojej osoby, używać w tych wypowiedziach "innych spojrzeń", określeń itd. – proszę to zrobić na mój adres mailowy, podpisać się z imienia i nazwiska oraz określić swój prawdziwy cel tych wypowiedzi. Tym samym ZAMYKAM "wątek socjopatyczny".
Anonimowy 4 marca 2015 (12:45)
Nie ma tu żadnego wątku socjopatycznego więc nie może pani niczego zamykać .
Moje wypowiedzi dotyczą tylko tematu postu o zmianach!
Pani blog odwiedza sporo ludzi w tym młodzież ,:),Zdania typu
Marzenie, jasno określony CEL – i wykonanie:)przyzna pani …budujące ,ale…….
Proszę opisać konkretnie drogę od marzenia ,celu i WYKONANIA ,przedstawić bilans ewentualnych zysków i strat ,bo inaczej to baju baju …..
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:58)
Nie sądzę, że muszę aż tak bardzo pochylać się nad swoją osobą. Oraz publicznie robić jakiekolwiek bilanse…. Bez znaczenia czy jest tu "młodzież" jak to pani ujęła, czy nie młodzież.
Anonimowy 4 marca 2015 (14:13)
Pani Joanno wpis pt zmiany przedstawiła pani w ujęciu socjologicznym powołujac się też na psychologię czyli poruszyła pani temat społeczny ,nie wnętrzarski
W tym konekście zdanie: Marzenie, jasno określony CEL – i wykonanie:) to pusto brzmiące słowa niestety ,a przecież poniekąt zachęca pani do zmiany komentujących i czytających .
To tak jakby pani zachęcała do upieczenia ciasta solferino i pokazała na zdjęciu jak pięknie się to ciasto prezentuje
Jeśli nie ma pani ochoty na dzielenie się swoimi umiejętnościami biznesowymi publicznie to może lepiej nie zachcać do zmian
. Uwarunkowania charakterologicznie/energia/pracowitość/wiara we własne możliwości ułatwiają nam bowiem sięganie po owo NOWE.
Pani Joanno takich ludzi jest dużo
GreenCanoe 4 marca 2015 (14:24)
Wypowiedziała się Pani, – Pani odbiera tekst tak właśnie , inni czytelnicy – zupełnie inaczej.
czy już wyczerpaliśmy temat?
Anonimowy 4 marca 2015 (14:32)
errata poniekąd oczywiście :)
Anonimowy 4 marca 2015 (14:49)
Pani odbiera tekst tak właśnie , inni czytelnicy – zupełnie inaczej.Naprawdę ?
Czyli ….' do przodu żyj,
żyj kolorowo marzenia najbarwniejsze miej………….?
Miłego dnia życzę
Anonimowy 4 marca 2015 (10:36)
Ludzie skąd u WAS tyle zawiści i zazdrości ???? Ania
Ola Zebra 4 marca 2015 (10:30)
Asia zmiana to i moje drugie imię…od ponad dwu lat nieustannie zmieniam swoje otoczenie i zauważyłam, że jedna zmiana pociąga następne. Brak mi odwagi jeszcze na zmianę pracy ale od czegoś chyba trzeba zacząć…zazdroszczę Ci tej odwagi…no ale pracuję nad swoją więc może już wkrótce i u mnie "zmiany" przez duże Z się udadzą ;-)
GreenCanoe 4 marca 2015 (11:12)
Olu – ja się ZAWSZE boję. Buziaki!
Anonimowy 4 marca 2015 (09:47)
Gdy ja chcę coś zmienić w swoim życiu – nie patrzę na to, co maja lub czego nie mają ludzie wokół. Nie interesuje mnie to. Patrzę na to CO JA MOGĘ ZROBIĆ, CO MOGĘ ZMIENIĆ, by mojej rodzinie żyło się lepiej.:)
Nie mogłabym np. wiele lat pracować w jednej firmie nad jednym, jedynym zadaniem…Aby czuć wiatr w żaglach, muszę mieć nowe wyzwania. :)pozazdrościć tylko…….a powiadają ,że jest bezrobocie ,a tu chcesz i masz:)
Marzenie, jasno określony CEL – i wykonanie:) doprawdy śmieszne to zdanie:)
W psychologii istnieją takie pojęcia jak inteligencja emocjonalna :)(taka ładna nazwa),a także socjopatia ,które wbrew pozorom mają ze sobą dużo wspólnego:)tzw cienka linia
Pozdrawiam pani Joanno
GreenCanoe 4 marca 2015 (10:00)
Tak ubawił mnie ten wpis – jak dawno żaden :):):):):):):) Pozdrawiam Cię bardzo socjopatycznie:):):):)
Kasia Ju 4 marca 2015 (09:33)
Oj nie mogę się w takim razie odczekać. Właśnie jestem przed takim wyborem. Od września moje drugie dziecię idzie do przedszkola i wciąż zastanawiam się czy dam radę pracować na własny rachunek. To będzie duża zmiana w moim życiu, ponieważ do tej pory pracowałam na etat. Po urodzeniu dzieci pracowałam na umowę zlecenia, ale na siebie, nie na kogoś. Spodobało mi się. Najpierw pomogłam Mężowi rozkręcić jego firmę. Teraz myślę o swojej. Wszystko obmyślone i zaplanowane, a jednak troszkę się obawiam czy dam radę. Mam nadzieję, że po przeczytaniu historii, o których wspomniałaś dostanę pozytywnego "kopa".
Kocham zmiany, co nawet wczoraj potwierdziła moja kochana Mama po wejściu do salonu: "znowu meble przestawiłaś? Co się stało? " Tak nam łatwiej rozłożyć stół do ping – ponga – odpowiedziałam. Śmiech mojej Mamy i stwierdzenie, że jestem niemożliwa był najpiękniejszą reakcją na moje ciągłe jeżdżenie z meblami po domu :) Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nowy numer :)
P.s. Czytałam, że piszesz książkę, więc z okazji wczorajszego święta – wszystkiego najlepszego, natchnienia i spokoju w trakcie tworzenia :)
GreenCanoe 4 marca 2015 (09:55)
Kasiu – dziękuję! :)
I tzrymam kciuki za Twoje ZMIANY!
Kasia Ju 4 marca 2015 (09:58)
Dziękuję. Każda para kciuków się przyda :)
La mia barbottina 4 marca 2015 (09:23)
Joasiu, ja o zmianach moge duzo powiedziec bo wywrocilam nogami swoje zycie i mojej rodziny, ale wiedzialam , ze jezeli nie sprobuje to bede tego zalowac! Wiadomo, zycie wszystkie nasze decyzje weryfikuje, zmiany sa te male i te duze, ale wiele zalezy od naszego podejscia do sprawy i czy wiemy czego tak naprawde chcemy od zycia. Polowa sukcesu to odpowiedni partner bo trudno wszystko udzwignac samemu. Ale rozumie tez osoby ktore nie lubia lub nie chca niczego zmieniac w zyciu bo kazdy ma inny charakter i zyciowe doswiadczenia. Ja odkrywam , ze im jestem starsza tym bardziej mi sie chce cos robic, i to mnie bardzo cieszy!!!! Byle do przodu!!!! Podziwiam twoje lesne studio, mnostwo pracy tu wlozylas ale efekt jest super!!!! Pozdrawiam
GreenCanoe 4 marca 2015 (09:54)
:):):):) najserdeczniejsze pozdrowienia!
Caroll 4 marca 2015 (08:42)
Witaj. Post idealny dla mnie, do mnie, o mnie. Niestety jestem na etapie rozmyślania o zmianach. I tylko rozmyślania. Strach – oj tak. Bo kredyty bo, dzieci, bo przecież nie mam źle. Mówi się ( w moich kręgach ) że pracując w korporacji hobby można miec tylko na FB. Ja nawet FB nie mam. Ale mam swoje marzenia i bardzo małymi krokami staram się je realizować. Mam nadzieję, że za jakiś czas napiszę Wam tak jak "robótkowe co nieco" – "TERAZ SIĘ SPEŁNIAM". Pozdrawiam – Monika
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:59)
Monika – ….a może praca w korporacji to nie jest takie złe wyjście? Kto powiedział, że tylko praca "na swoim" jest tym najlepszym rozwiązaniem? znam wiele osób, pracujących w korpo – i zadowolonych i ze swojej pracy i z realizacji zawodowej. Może po prostu warto tylko zmienić firmę, skoro w tej jest ciężko?
W każdym razie – z całego serca życzę Ci spełnienia tych marzeń!
Caroll 4 marca 2015 (09:30)
Masz rację. Napisałam – nie jest źle. Bo nie jest. I skłamałabym pisząc,że umieram w korpo. Właśnie dlatego że mam tak stabilnie i bezpiecznie to zmiany odkładam. Ale stabilnie i bezpiecznie oznacza też rutynę. Nudno nie jest, ale ja się wypaliłam. Chcę grać, śpiewać i jak już siądę do pianina i mikrofonu to….cisza nocna nastaje ;) (w bloku mieszkam). Poczytałam trochę komentarzy i niektóre bardzo motywują. Kto wie, kto wie…. co jutro zdarzy się. Miłego dnia i do następnego!
GreenCanoe 4 marca 2015 (09:36)
Moja koleżanka zrobiła tak, że przez 1,5 roku ciągnęła 2 tematy – pracę w korpo i właśnie już swoją działalność, dopiero jak była na tyle zabezpieczona finansowo i ten drugi temat zaczął być opłacalny – zrezygnowała z pracy. Ja zresztą tez w ten sposób wprowadzam "nowe", tak by czuć się bezpiecznie:)
TRZYMAM KCIUKI mocno za twoje śpiewanie….
Anonimowy 4 marca 2015 (08:00)
Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale jeżeli ktoś ma wystarczająco dużo pieniędzy, to może zmieniać sobie wystój, pracę i całe życie w zależności od humoru czy widzi mi się. Natomiast osoby, które zarabiają najniższą krajową, mają dwójkę czy trójkę dzieci będą trzymały się tego co mają z obawy o to co będzie jutro. Takie osoby mają inne problemy i co innego zaprząta im głowę. Jak chociażby to za co kupić wyprawkę do szkoły, jak zapłacić za wycieczkę dziecka, bo przecież też będzie chciało jechać z innymi dziećmi, co włożyć do garnka lub za co kupić ubrania. Te osoby nie myślą o tym jakiego dziś koloru dzbanuszek postawić i czy oby na pewno zawieszone firanki/zasłonki pasują do reszty wystroju. Samo życie. Pozdrawiam Magda
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:53)
Magda…jeżeli kwestię zmian, wiążesz TYLKO z ilością pieniędzy – to niestety bardzo źle. Mam wrażenie, że moja intencja treści postu została przez Ciebie zinterpretowana jedynie przez aspekt finansowy i tego, że jedni mają – i tym na pewno jest łatwiej, a drudzy nie maja i tym jest trudniej. A zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego jedni MAJĄ? I czy zawsze było tak, że mieli? Bo może żyli właśnie za najniższą krajową wiążąc koniec z końcem i właśnie POSTANOWILI to zmienić. ? Dlaczego z jednego domu jedno z rodzeństwa się rozwija i osiąga sukcesy, powodzi się mu finansowo, a drugie całe lata siedzi na jednej i tej samej posadzie…narzekając często na zły los? Przecież mieli teki sam start. Gdy ja chcę coś zmienić w swoim życiu – nie patrzę na to, co maja lub czego nie mają ludzie wokół. Nie interesuje mnie to. Patrzę na to CO JA MOGĘ ZROBIĆ, CO MOGĘ ZMIENIĆ, by mojej rodzinie żyło się lepiej. I tak, często metodą małych kroczków owe zmiany wprowadzam. Problemy Magdo ma każda właściwie rodzina – stare powiedzenie ludowe: "gdzie dum tam szum" doskonale to odzwierciedla. Tylko jedni chodzą i narzekają, drudzy się poddali i żyją w stagnacji, a inni – nie godzą się z tym, że jest im źle – i chcą to zmienić. Oczywiście – gorzej usytuowanym ludziom jest najtrudniej, bo brakuje na początku zaplecza finansowego. Ale ja znam takich ludzi, którzy zaczynali się rozwijać będąc w bardzo złej sytuacji finansowej – ale nigdy się nie poddali, nigdy. I teraz mimo, że nie można o nich powiedzieć , że są bogaci – ale widać, że żyje im się o wiele lepiej. Bo obydwoje z rodziców podnieśli swoje kwalifikacje zawodowe, porobili dodatkowe kursy, poszukali nowych prac, a mama dodatkowo zarabia na swoim dotychczasowym hobby. To były dla nich ogromne zmiany życiowe – i okupione bardzo dokładnym przygotowaniem.
Z całego serca życzę Ci – ZMIANY na LEPSZE:)
Anonimowy 4 marca 2015 (09:24)
Droga Magdo.
Zanim otworzyłam swoją firmę, zostałam zwolniona z pracy, nie miałam nawet tej najniższej krajowej o której piszesz. Do wyboru miałam poszukanie drugiej tak samo mało ciekawej pracy, albo wzięcia życia we własne ręce. Wybrałam to drugie. Na początku było mi bardzo trudno, i zarabiałam mniej niż na starej posadzie. Ale nie poddałam się !
Najłatwiej jest ludziom narzekać na złe warunki finansowe, dużo trudniej zrobić coś by te warunki zmienić. My jako naród mamy chyba duże tendencję do zaglądania innym w portfel, bez zastanowienia jak ciężko ktoś pracuje by owe pieniądze zarabiać. Nie raz spotkałam się z tym, słysząc o sobie "Ta to dopiero ma kasę". A prawda jest taka, że nie żyje na jakimś wysokim poziome, bo bardzo dużo inwestuję w firmę, a poza tym na zarobione pieniądze bardzo ciężko zapracowałam. Czy ktoś zabrania innym ludziom pracować tak ciężko jak Ja ? Zmiana w moim życiu wywołała we mnie wiele strachu ale po czasie wiem, że podjęłam najlepszą decyzję. Asiu dziękuję za ten post i pozdrawiam ciepło :) Julita
Anonimowy 4 marca 2015 (11:41)
A za co Pani żyła Pani Julito, że tak spytam? Musiała mieć Pani wsparcie lub jakieś zaplecze finansowe, albo po prostu ludzi wokół siebie którzy służyli pomocą. Żadna matka mająca minimum nie rzuci się na głęboką wodę i nie otworzy sobie ot tak firmy ,bo niby za co. Trzeba być realistą i mierzyć siły na zamiary. Pani się udało gratuluję.Mogła sobie Pani na to pozwolić, bo miała Pani ku temu warunki.
Pani Asiu z całym szacunkiem,nie kwestionuję tego, że ciężko Pani pracuje, ale niech mi Pani nie mówi, że nie ma Pani wsparcia. To co tu oglądamy to przecież Pani praca, a w niej szereg ludzi którzy pracują na swój jak i Pani sukces. Czy osoba, za którą nie stoją firmy i która nie reklamuje ich towarów jest Pani zdaniem zdana na powodzenie?
Jest Pani otoczona szeregiem różnych osób, czy gdyby ich nie było, byłoby Pani tak samo łatwo? Też dokonywałaby Pani decyzje na chybił trafił? Wątpię……
Magda
Anonimowy 4 marca 2015 (12:14)
Jeszcze jedno Pani Asiu. Nie wiem dlaczego z góry założyła Pani, że wypowiadam się w swoim imieniu? Wiem, że są osoby, których naprawdę nie stać na przysłowiowy kubek. I wcale nie dlatego, że są leniwe czy wolą tylko narzekać zamiast wziąć się w garść i coś zrobić ze swoim życiem.
Życie nauczyło mnie pokory, a w zasadzie 2 ostatnie lata. Lubię zmiany i dlatego w 2013 roku razem z mężem podjęliśmy decyzję o budowie własnego domu. Zawsze marzyłam o tym by go mieć. Nie chcieliśmy dłużej mieszkać w bloku i postanowiliśmy zaryzykować, wziąć kredyt i zmienić coś w swoim życiu, by było nam nie tyle wygodniej, co lepiej. Marzenia miały stać się rzeczywistością. Niestety życie napisało dla nas inną historię. Tuż przed podpisaniem umowy kredytowej dowiedzieliśmy się o chorobie męża, w krótkim czasie zachorowałam i ja. W ciągu jednego roku 2 poważne choroby.
Dziś dziękuję za to, że nie zaczęliśmy budowy, bo nasze marzenia stałyby się naszym finansowym końcem. Wiem, że zmiany są potrzebne, że nie można stać w miejscu,że trzeba się rozwijać i próbować coś zmieniać, by żyło się lepiej. Dziś już wiem, że nie wszystko od nas zależy, że życie toczy się inaczej niż byśmy tego chcieli. I proszę mi wierzyć, nie wszystko jest w naszych rękach. Domu mieć już nie będziemy, ale mamy mieszkanie, które pomału zmieniam czerpiąc inspiracje chociażby z Pani bloga. Przepraszam jeśli w jakiś sposób Panią uraziłam, nie miałam takiego zamiaru :) Podziwiam Pani wnętrza i dlatego bardzo często i chętnie tu wracam.
Pozdrawiam serdecznie Magda
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:26)
Pani Magdo. Oczywiście, że mam wsparcie – od męża. Owszem wokół naszej firmy jest bardzo dużo współpracowników, pracowników. Jestem otoczona szeregiem osób zawodowo – bo widocznie uznały one, że warto ze mną współpracować. W większości przypadków – to firmy same zgłaszają się do nas z ofertą współpracy. Czy myśli Pani, że robiłyby to dla samej idei, albo dlatego, że mi dobrze z oczu patrzy? Czy przedłużałyby kolejny rok ową współprace nie będąc zadowolonym z niej? NIE – uznały, że będą miały z tego korzyść, że zasługuję na zaufanie a jakość mojej pracy świadczy sama za siebie. Czy uważa Pani, że od samego początku miałam tyle zleceń, a moja firma od 1 dnia tak energicznie funkcjonowała? Otóż nie – musiałam na taki stan rzeczy bardzo ciężko pracować, czego dużo osób nie chce już widzieć. Pisząc o zmianach i o tym, że na początku generują one mnóstwo pracy, zaangażowania, morderczych poświęceń – to właśnie miałam na myśli. Że nie wolno się poddawać, że nawet jeśli nie zarabiasz na początku – nie wolno odpuścić. I nie bać się przede wszystkim.
Tak, ma Pani rację – by zmieniać rewolucyjnie, warto mieć choćby małe zabezpieczenie finansowe. Zwłaszcza gdy ma się rodzinę na utrzymaniu. Lub obok partnera, który wspiera. Ale nie oznacza to – że bez tego się nie uda.
pozdrowienia ciepłe,
.
GreenCanoe 4 marca 2015 (12:31)
Pani Magdo…po przeczytaniu Pani ostatniej wypowiedzi – już rozumiem, w jakim kontekście Pani pisała. I my przeżyliśmy śmierć dziecka, i poważną chorobę – wiem, jaki człowiek wtedy odczuwa strach. Ma Pani racje – te zmiany, które szykuje nam LOS – te związane z chorobą, śmiercią bliskich….sa w stanie zniweczyć wszystkie nasze plany i marzenia…albo inaczej – przesunąć je o wiele lat.
Ja mam jednak jedna zasadę w życiu – nie poddaję się.
ZDROWIA, ZDROWIA, ZDROWIA – i jeszcze raz ZDROWIA!!!!! i dla Pani i dla męża. Serdecznie ściskam, i życzę z całego serca by DOBRE ZMIANY już niedługo pojawiły się w Waszym życiu! :)
Anonimowy 4 marca 2015 (17:19)
Do Pani Julity. Opowiada Pani bzdury wyssane z palca. Mam własną firmę i wiem ile trzeba włożyć pieniędzy żeby można było z niej wyciągnąć. To nie jest tak, że jednego dnia otwieram własny interes, a drugiego zarabiam kokosy. Pisze Pani, że na początku zarabiała mniej niż średnia krajowa. Pytam wiec skąd miała Pani pieniądze na podstawowe wydatki typu jedzenie, wszelkie opłaty jak czynsz, prąd, telefon czy chociażby inwestowanie w firmę? Zabiłaby się Pani własną ręką gdyby bez jakiegokolwiek zaplecza finansowego otworzyła własną firmę. Proszę więc nie opowiadać bajek, bo nie ma tu dzieci. Iwona
Anonimowy 4 marca 2015 (19:52)
Iwono – wyjęłaś mi to wszystko z ust. Wspólnie z mężem prowadzimy działalność gospodarczą i każdy, dosłownie każdy grosz, wkładamy w firmę. Początki były bardzo trudne, finansowo pomagał nam teść jak tylko mógł, mama moja wspierała nas pomocą fizyczną – dzięki temu nie musieliśmy zatrudniać pracownika, a pisanie o tym, że ZMIANY są wynikiem cudownego charakteru i odwagi jest dziecinadą. I że wystarczy chcieć a wszystko się dostanie jest bzdurą. Dobre słowo męża to też za mało. Czasami właśnie realne zatrzymanie się w życiu jest tą MĄDROŚCIĄ – jak u Magdy, a nie podejmowanie kolejnych wyzwań. Bo niby bez nich ciężko żyć. Akurat!!
Ania
ps. teraz jest na temat?
GreenCanoe 4 marca 2015 (20:56)
Pani Iwono – ale czemu taki atakujący ton? Przecież to wszystko można napisać spokojnie i bez tekstów typu "zabiłaby się Pani własną ręką" Za Panią Julitę odpowiadała nie będę, ale proszę mieć na uwadze to, że owo zaplecze finansowe, o którym Pani mówi sporo ludzi otrzymuje z dotacji. Nie wiem czy było tak w przypadku p. Julity, ale np. w ten sposób właśnie kilka znanych mi kobiet otworzyło swoje sklepy internetowe. Poza tym, nie każda firma wymaga zawsze początkowego inwestowania. Nie wiemy co robi p. Julita, więc czemu od razu taki atak i "bajkowe" aluzje?
GreenCanoe 4 marca 2015 (21:11)
Pani Anno – tak, teraz pisze pani na temat. Nie wiem czemu wyciągnęła Pani takie wnioski, że zmiany są wynikiem "cudownego charakteru i odwagi" Zmiany są wynikiem POTRZEBY, jeśli dokonywane są świadomie. I jeszcze raz:
"Uwarunkowania charakterologicznie/energia/pracowitość/wiara we własne możliwości ułatwiają nam bowiem sięganie po owo NOWE. Osobom o zdecydowanie mniejszej energii życiowej, osobom nieśmiałym bądź lękliwym z natury, albo takim, którym od dzieciństwa wmawia się że niewiele potrafią – dużo trudniej jest imać się nowych projektów. I tym bardziej trzeba docenić ich wszystkie próby. "
Nie wiem, gdzie Pani wyczytała w poście, że "wystarczy chcieć a wszystko się dostanie"
Mnie się wydaje, że pisałam właśnie o tym, że dokonywanie zmian bardzo często generuje zwłaszcza na początku dużo większy nakład pracy. Tak jest z każdym nowym projektem – na początku jest bardzo ciężko, w przypadku firm np. na początku często nie zarabia się dużo, dopiero po jakimś czasie, jak się już później ułoży i wszystko przebiega wedle schematów, jest już dużo łatwiej. I ja uważam, że warto podjąć ryzyko i przetrwać ten zły okres.
U Pani Magdy, którą Pani wspomniała – to choroba pokrzyżowała plany. I mam nadzieje, że już niedługo sytuacja się odmieni – Pani Magdo, jeszcze raz – powrotu do zdrowia dla Was :)
Anonimowy 5 marca 2015 (08:35)
Szanowna Pani Iwono. Pomijam już ton Pani wypowiedzi bo jest bardzo nie miły. I mi np. nie przyszło do głowy pisania komuś obcemu o zabijaniu się własną ręka. Jest mi przykro, że w ten sposób mnie Pani niesprawiedliwie potraktowała. Jeśli tak bardzo interesuję Pania temat moich początkowych finansów w firmie, odpowiadam: Było dokładnie tak jak wspominała wyżej Asia, złożyłam podanie o dotacje, które z resztą dostałam. Oczywiście początki były bardzo trudne, ale dałam radę. Bywało, że rachunki o których Pani wspomina nie były opłacane na czas, tylko z poślizgiem. Ja jednak wierzyłam, że cierpliwość i bardzo cięzką praca, opłaci mi się , i tak się stało. Pracuje bardzo ciężko, ale mam już swoich stałych klientów, którzy doceniają to co robię. A ostatnio dochodzą już nowi. Akurat w mojej branży nie musiałam na początku inwestować w moją firmę. inwestycje przyszły wraz z rozwojem. Nie oczekiwałam, że zacznę od razu zarabiać. W swoim biznes planie założyłam, że zarobek pojawi się po około pół roku. Podsumowując do otwarcia własnej działalności trzeba sie dobrze przygotować, i mieć swoje zaplecze finansowe na tak zwane przeżycie na kilka miesięcy. Podniosłabym w tym miejscu inną kwestię – chęci do wprowadzenia zmian w swoim życiu, i pokonania strachu że się nie uda. O tym pisała właśnie Joasia. Mnie się udało, pracuję bardzo ciężko, nie zawsze jest tak zwany dobry miesiąc, ale i tak jestem bardzo zadowolona. Pozdrawiam serdecznie Julita. P.S Mam osobistą prośbę o wprowadzenie do dyskusji trochę milszego tonu :)
Anonimowy 5 marca 2015 (15:35)
Rzeczywiście trochę mnie poniosło, za co bardzo przepraszam. Nie miałam zamiaru nikogo obrażać, więc osoby urażone tonem mojej wypowiedzi serdecznie przepraszam. Pani Asiu pisze Pani o zapleczu finansowym, którym według Pani jest dotacja. Otóż nie zgodzę się z Panią. Dotacje, o których Pani wspomina obwarowane są wieloma wymogami, które należy spełnić żeby w ogóle się o nie ubiegać. Posłużę się tu przykładem mojej znajomej, która pracowała ponad 20 lat w różnych zakładach fryzjerskich. Nadszedł taki czas, że postanowiła zmienić coś w swoim życiu i podjęła decyzję o otwarciu swojego salonu. I tu o DOTACJACH – po 1 trzeba złożyć wniosek, po 2 trzeba napisać porządny biznes plan, w którym należy zamieścić spodziewane realne zyski, po 3 (tu do końca nie jestem pewna i nie chcę nikogo wprowadzać w błąd) należy do wniosku dołączyć dokument potwierdzający posiadanie na koncie środków pieniężnych( na tak zwane przeczekanie ) po 4 trzeba czekać na rozpatrzenie wniosku i pozytywną decyzję. Dopiero wówczas, (często po kilku miesiącach) otrzymuje się pieniądze na rozpoczęcie własnej działalności i tu znowu nie jest tak kolorowo, bo z tego co mi wiadomo trzeba sporządzać comiesięczne raporty przez 2 lata, bo tyle musi się utrzymać firma żeby nie trzeba było oddawać dotacji. Znajomej się udało, bo kiedy odeszła z pracy miała odłożone pieniądze i finansowe wsparcie od męża, który co miesiąc na konto dostarczał nie mały zastrzyk gotówki. Nie musiała się o nic martwić, a pierwsze miesiące nie należały do łatwych , gdyż bywało i tak, że z utargu po opłaceniu rachunków nie było na ZUS. Co by zrobiła gdyby nie miała pieniędzy? Więc proszę mi nie mówić, że owe zaplecze finansowe to dotacja, bo nikt nikomu nie da pieniędzy jeżeli ta osoba nie dysponuje na początku własną gotówką. Nie jest zatem tak kolorowo i nie każdy może sobie pozwolić na to żeby rzucać się na głęboką wodę, bo zamiast kury znoszącej złote jajka, do drzwi zapuka komornik. Nie zgodzę się również z tym , że niektórym się nie chce, że wolą siedzieć i zaglądać innym do portfela zamiast samemu coś zrobić. Również za niesprawiedliwe i krzywdzące niektóre osoby uważam stwierdzenie, że z jednego domu jedna osoba się rozwija, a druga nie. Nie każdy jest przebojowy Pani Asiu, nawet rodzeństwo różni się od siebie, bo jeden ma charyzmę i przyciąga do siebie ludzi, a drugi mimo iż by chciał to nie potrafi, bo jest cichy i nie ma siły przebicia. Ludzie są różni i nie możemy wszystkich traktować tak samo i twierdzić, że mają to na co sobie zasłużyli, bo się nie rozwijali i nie podejmowali wyzwań. Nie mówię tu oczywiście o osobach uchylających się świadomie od pracy i szukających sposobów na łatwe życie. Zapewniam Panią, że jest wiele osób, które z chęcią chciałyby zmienić coś w swoim życiu by było ich rodzinom lepiej. Nie wszyscy pochodzą z bogatych, czy średnio zamożnych rodzin. Są osoby, które wręcz muszą w młodym wieku zacząć pracować i łożyć na utrzymanie całej rodziny. Uważa Pan, że wiele z tych osób nie chciałoby się kształcić, rozwijać? Przecież w dzisiejszych czasach są i takie osoby, które nie posiadają internetu, żyją z dnia na dzień. Czy chociażby część z nich według Pani nie chciałaby podnieść swoich kwalifikacji zawodowych? Chcieliby, tylko za wszystko trzeba zapłacić, a skąd wziąć pieniądze skoro nie starcza do pierwszego? Są przecież osoby, które pracują i podejmują się prac sezonowych, żeby wspomóc swoją rodzinę. Robią tylko tyle, czy aż tyle. Według mnie robią tyle na ile mogą sobie pozwolić, bo nie mają innych możliwości. A i tak przez niektórych uznawani są za leni. Także podsumowują droga Pani Asiu, Julito i inne drogie Panie, które uważacie, że to takie proste zmienić swoje życie w bajkę czy krainę miodem i mlekiem płynącą mówię – I Z PUSTEGO SALOMON NIE NALEJE. Nie każdy to Bill Gates i nie każdy to właścicielka tego bloga. Pani z całego serca gratuluję sukcesu, który z pewnością był i jest okupiony ciężką pracą
Anonimowy 5 marca 2015 (15:36)
Jeszcze jedno. Podejmując się takiego tematu powinna Pani rozważyć wszystkie ZA i PRZECIW i powiedzieć o ograniczeniach, gdyż czytając artykuł, jak również niektóre wypowiedzi można odnieść wrażenie, że każdy kto podejmie wyzwanie odniesie sukces, a to nie jest prawda. Z góry przepraszam jeżeli ponownie kogokolwiek uraziłam, bo nie miałam takiego zamiaru. Wyraziłam tylko swoje zdanie. Pozdrawiam Iwona
Pozdrawiam Iwona
GreenCanoe 5 marca 2015 (19:27)
Tak, Pani Iwono – w kilku kwestiach się z Panią jak najbardziej, zgodzę. Może nie w każdej:), ale w kilku na pewno. O różnicach charakterologicznych w tym poście już pisałam – że łatwiej jest w życiu ludziom energicznym, pełnym wiary we własne możliwości, śmiałym – w każdej sferze życia. I oczywiście, jeśli rodzeństwo jest bardzo zróżnicowane energetycznie lub ma całkowicie odmienne charaktery – jestem w stanie zrozumieć…czemu jednemu jest łatwiej a drugiemu trudniej. Może rzeczywiście powinnam napisać – że chodzi o ludzi na tym samym poziomie energetycznym czy o zbliżonych charakterach. Znam taką rodzinę, gdzie mówiąc wprost jeden brat jest bardzo pracowity, a drugi – choć zdolny nieprzeciętnie – jest po prostu leniem i trutniem wiszącym psychicznie na reszcie.
Nie mam takich doświadczeń z dotacjami, o których Pani pisała – w naszej rodzinie i u znajomych szło to bez problemu, dobry biznes plan jest tu podstawą i dobre przygotowanie do tematu. Wszyscy, którzy złożyli podania – dostali je, a ich firmy nadal prosperują. Nie wiem, może p. Julita się wypowie? Może to kwestia dobrego przygotowania się?
Z jednym się nie zgodzę w Pani wypowiedzi – bo osobiście znam mnóstwo ludzi, którym się NIE CHE. Takich ludzi jest naprawdę dużo. Po prostu nie chce im się. Wolą narzekać, jęczeć, nawet nie spróbują zmienić w swoim życiu czegokolwiek – bo przecież się nie uda. A kto powiedział, że trzeba od razu zakładać firmę? Przecież wiele osób w pierwszym roku pracuje na umowy o dzieło lub zlecenia, ja sama tak właśnie zatrudniam też czasami pracowników na konkretne zlecenia – bo nie stać ich na założenie działalności gosp., nie mogą mi wystawić faktury za swoje usługi, więc podpisujemy umowy na określone dzieło lub na określony czas.
I to ONE same się zgłosiły do mnie, czasami po kilka razy…pilnując czy może teraz mam już dla nich jakąś pracę. ZALEŻAŁO IM. i byli aktywni w poszukiwaniu zleceń.
W moim otoczeniu nie ma osób, żyjących w sposób przez Panią opisywany. A zaznaczam, że nie wszyscy pochodzą z rodzin zamożnych – niektórzy wręcz przeciwnie. Z bardzo biednych. I żeby było śmieszniej – to właśnie jedna z koleżanek, której nie było łatwo w dzieciństwie czy w szkole średniej…świetnie sobie teraz radzi, jest pełna radości, ma fajną pracę. Moi znajomi w większości przypadków poradzili sobie raczej dobrze lub bardzo dobrze – jeśli chodzi o sprawy zawodowe. Więc za bardzo nie potrafię się odnieść do Pani słów – bo po prostu nie znam takich ludzi. Znam za to takich np. którzy pracowali od 19 roku życia ( w tym i ja) – a studiowali zaocznie.Lub nie studiowali, poszli wcześniej do pracy – też sobie w miarę fajnie radzą. Jeden z moich przyjaciół szedł drogą – od stanowiska kelnera do dyrektora głównego, potem prezesa. W tzw. międzyczasie skończył szkołę średnią, potem w trakcie pracy już poszedł na zaoczne studia- licencjackie, potem mgr. Podziwiam go bardzo. Zajęło mu to kilka ładnych lat, nigdy się nie poddał, nie odpuścił. Czy było mu łatwo ? Oczywiście, że nie – bo miał do tego założoną rodzinę i 2kę dzieci. Teraz żyje im się naprawdę dobrze, ale wiele lat zaciskali zęby.
Patrzyłam też na innych kolegów – którym się po prostu nic nie chciało…woleli w weekend pić piwka i bawić się, chodzić na imprezy zamiast próbować swoje życie zmienić na lepsze. Jak Pani myśli, kto ma teraz pretensje ogromne do życia?
Pani Iwono – co człowiek to inna sytuacja, inna opowieść…możemy tu sobie przywoływać przykładów bez liku i zarzucać się nimi – nie zmieni to jednak faktu, że ja BARDZO wierze w znaczenie rozwoju i wprowadzaniu zmian – malutkich lub większych. Nawet jeśli zdarzały mi się porażki – a zdarzały, to i tak nigdy się nie poddawałam. Jedno zaznaczam jeszcze raz – do wprowadzania zmian rewolucyjnych trzeba się bardzo dobrze przygotować – i pisałam już o tym kilka razy.
pozdrawiam,
Anonimowy 6 marca 2015 (15:54)
Fajna z Pani kobietka:) pozdrawiam serdecznie i życzę wielu sukcesów Iwona
Anonimowy 6 marca 2015 (23:29)
Do zmian wokół siebie nie zawsze potrzebne są pieniądze. Czasem wystarczy przestawić meble, zamiast zasłonki powiesić szal z szafy i już człowiek czuje świeżość i odmianę a wraz z nią idzie zastrzyk energii i optymizmu. Mnie takie bezwydatkowe zmiany zawsze pomagały na odświeżenie głowy :)
Radzę spróbować na wiosnę!
Ola
Zielonooka 4 marca 2015 (07:34)
Zmiany… Chwila refleksji i… Na dwoje babka wróżyła. Zmiany (duże, życiowe) wiążą się u mnie zawsze z poczuciem obaw, a nawet strachu, lubię poczucie stabilizacji, przyjemnie myzia mnie pod brodą, ale z drugiej strony… Podjęłam decyzję o sprzedaniu mieszkania i budowie domu, z kilku przyczyn, ale głównie z chęci spełniania marzeń o własnej, zielonej przestrzeni. Rodzina nie wspiera nas, a raczej straszy, że nie damy rady.
Jestem pracownikiem, którego stagnacja na dłuższą metę nudzi i nie mogę stwierdzić, pomimo wieloletniej pracy w jednym miejscu, że pozostanę jej wierna, chociażby z tego względu, że nie jest to to co chciałabym robić. Czuję, że może przyjść pora na kolejne "spełnianie marzeń" ;)
… A więc… Zmiany tak, ale z rozsądną dawką dozowania…
Pozdrawiam
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:34)
Z całego serca Ci tego życzę! :)
Ewa z Przytulnego domu 4 marca 2015 (07:21)
W psychologii biznesu funkcjonuje pojęcie: strach przed zmianą. Ale to towarzyszy nam w codziennym życiu. Trzymamy się kurczowo np pracy która nas ogranicza ale boimy się ją zmienić bo co jak następna okaże się gorsza. Ja lubię zmiany. Są lepsze niż marazm ale jest jedna rzecz która ma wpływ na dokonywanie zmian w życiu zawodowym, wzgląd na obowiązki względem rodziny. Wcześniej decyzje determinowało leczenie dzieci, poświęcanie im odpowiednoej ilości czasu. Wspólny wysiłek zapewnienia finansów rodzinie. Teraz kiedy dzieci dorosły powoli realizuje swoje plany ale w nich zawsze uwzględniam bezpieczeństwo rodziny rownierz finansowe dlatego nie mogę postawić wszystkiego na jedną kartę. Stosuję metodę małych kroczków. Pozdrawiam
Ewa
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:33)
Tym bardziej – pokłon dla Ciebie. Bo dla wielu osób wszystko co napisałaś stanowiłoby wymówkę – by nie robić nic. Albo dla wielu ludzi – strach byłby tak silny, że nie odważyliby się ruszyć z miejsca.
Uściski!
robótkowe co nieco 4 marca 2015 (06:53)
ja wreszcie odważyłam się na duuuuuże zmiany:-) zostawiłam pracę w urzędzie i spełniłam swoje największe marzenie – otworzyłam własną pracownię artystyczno – krawiecką :-) teraz się spełniam :-) świetny post! pozdrawiam
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:10)
BRAWO!
foliescu 4 marca 2015 (06:05)
Asia, gdzie Ty trzymasz te wszystkie cudności na każda porę roku? :) Ja bym non stop coś mieniała ale na Boga nie mam gdzie trzymać drobiazgów dekoracyjnych. Może taki artykulik w przyszłości? O przechowywaniu naszych skarbów :)
Pozdrawiam ciepło – Gabrysia
Anonimowy 4 marca 2015 (07:34)
No chyba Gabrysiu nie myślisz, że To wszystko jest Asi. Ta altanka to słup reklamowy, w którym pokazywane są towary różnych firm (na dole postu napisane jakich).
Ania
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:09)
Aniu – oczywiście, że te rzeczy są moje, ba, nawet udokumentowane fakturami… A czyje mają być? Po co pisać takie głupie teksty?
Gabrysiu – ja mam inną sytuację. To nie są jedynie moje prywatne akcesoria, ale również i takie które służą mi zawodowo – wykorzystuję je do sesji zdjęciowych. Mamy firmowy magazyn, w którym na regałach w opisanych skrzyniach, pudłach są pochowane wszystkie akcesoria. I tak. np. rzeczy z tej zimy powędrowały na regał czerwony do działu porcelana lub tekstylia. Gdy jest mi coś potrzebne do zdjęć w określonym stylu lub kolorystyce – dokładnie wiem, gdzie tego szukać:)
pozdrawiam serdecznie!
bozenas 4 marca 2015 (08:55)
super organizacja Joasiu:)))ja mam w domu na pawlaczach taki mini regalik i też wiem,gdzie są dekoracje na wiosnę,czy święta:)))pozdrawiam cieplutko:))
GreenCanoe 4 marca 2015 (09:03)
Bożenka, bez tych regałów – nie wyobrażam sobie w ogóle funkcjonowania. I tak ciągle czegoś szukam:) mimo pełnego opisu – dużo jest tych rzeczy.
Domowe dekoracje tez mam pochowane w pudła z opisami – na jednym regale Wielkanoc, na drugim Boże narodzenie, potem jesienne – bardzo to ułatwia sprawę:)
Anonimowy 4 marca 2015 (15:28)
Widzę Asiu, że nie przepuściłaś mojego komentarza. Był zbyt prawdziwy? Zbyt trafnie ujmował rzeczywistość?
Czekam Wielkanocy ;)
Ania
ps. gdyby te moje teksty były takie głupie nie bałabyś się polemiki ze mną :)
GreenCanoe 4 marca 2015 (18:05)
Komentarze pisane do godziny 17 nie są moderowane przeze mnie Aniu.
Jeśli jakikolwiek się nie ukazał – znaczy to, że albo nie pisałaś na temat, albo był niemiły lub obraźliwy. Spojrzałam do spamu, bo tam trafił – i rzeczywiście. Tematem dzisiejszego postu są ZMIANY i pokonanie własnego strachu by coś we własnym życiu zmienić . A nie stan mojego konta i to w jaki sposób i co nabywam. Po raz setny powtórzę to samo – tego typu komentarze nie będą się ukazywały na tej stronie. Jeśli Ci to nie odpowiada – nie odwiedzaj nas.
bozenas 4 marca 2015 (00:17)
Uwielbiam zmiany:))szczególnie dekoracji domu,łącznie z meblami:)))właśnie się szykuję na nową aranżację salonu,chwilowo udeptuję mojego M ,bo On konserwa jest:))i trochę musi potrwać zanim dojrzeje do mojego pomysłu:)))największą moją zmianą w życiu była decyzja o wcześniejszej emeryturze:)))ale też najlepsza decyzja w moim życiu!-ustąpiłam miejsca kobiecie,która dostała by wypowiedzenie z pracy w wieku 40 lat(kto Cię przyjmie w tym wielu do pracy?do dziś jest mi wdzięczna)a ja jestem najszczęśliwszą emerytką pod słońcem:))młoda!zdrowa!i robię to co kocham!czegóż trzeba więcej?:))))))))))))))
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:02)
Bożenko – pozazdrościć takiego super nastawienia do życia! :) BARDZO ciepło Cię pozdrawiam:)
Anonimowy 3 marca 2015 (22:23)
Gala "Blog Roku 2014" bez zielonego czółna :] ?
GreenCanoe 4 marca 2015 (07:59)
Juror w naszej kategorii nie wybrał nas do kolejnego etapu.
Anonimowy 5 marca 2015 (14:02)
Sprawa podejrzana… Toż to najlepszy blog 2014!
Anonimowy 3 marca 2015 (20:56)
Witam,
ma Pani naprawdę piękny dom. Chciałabym też zapytać gdzie kupiła Pani ten biały dzbanek, w którym stoją kwiaty (ten na 3. zdjęciu od końca)?
Pozdrawiam
Magda
GreenCanoe 4 marca 2015 (07:58)
M, dziękuję:) To nie jest mój dom – tylko pracownia. A dzban biały jest z IKEA.
Anonimowy 7 marca 2015 (17:11)
Bardzo dziękuję za informację :)
MamaEm 3 marca 2015 (20:39)
tak,dokonalam rewolucyjnej zmiany odchodzac z "cieplej posadki"ktora jednak mnie niszczyla psychicznie …Minelo 9 lat…cos sie skonczylo,wypalilo we mnie.Szykuje sie wiec kolejna zmiana.Jak bedzie nie wiem…
GreenCanoe 4 marca 2015 (07:49)
POWODZENIA! :)
Anonimowy 3 marca 2015 (20:14)
Również lubię zmiany we wnętrzach ale wydaję mi się że większość tych zmian wyznaczają nowe trendy , moim skromnym zdaniem zmiany życiowe są o wiele bardziej trudne i ryzykowne niż przykładowa zmiana zasłon z błękitnych na różowe bo aranżacja wnętrz to zmiana przyjemna ,która sprawia nam radość i jesteśmy jej świadomi , życiowe zmiany nie zawsze sa wynikiem naszych decyxji a że tak powiem narzuconych ,,,przez cos prze kogoś sytuacji losowych itp, aczkolwiek podziwiam ludzi , którzy ŚWIADOMIE zdecydowali się na zmiany. Uwielbiam Panią i Pani aranżacje ale nie ujmując pani uważam, że to co Pani robi obecnie to rozwijanie wielkiego imperium które pani stworzyła, które osobiście podziwiam- z całym szacunkiem nie zgodziłabym się do końca że to zmiany, a raczej nieustanny rozwój , być może nie zgodzi się pani ze mną ale dla mnie zmiana to jakby całkowite "przekfalikowanie się" :) Pozdrawiam Pani Asiu w żaden sposób nie chciałam pani urazić i mam nadzieje że pani tak tego nie odbierze ,Kasia
Ewa z Przytulnego domu 4 marca 2015 (07:32)
Zgadzam się, że życiowe i zawodowe zmiany są często determinowane również przez zewnętrzne losowe wydarzenia. Nawet gdy kobieta ma wizję zmian ktore chce wprowadzić często musi kierować sie dobrem bliskich. Np. Dzwigając ciężar utrzymania domu, nie mając u boku wsparcia drugiej osoby. Jeśli oprócz swojej własnej siły nie trafi na swojej drodze na dobrych ludzi czasami brak jej odwagi. Ciągle jako kobiety dokonujemy wyborów a zmiana dekoracji w domu jest najłatwiejszą z nich. W tobie Asiu jest wiele energii i radości życia, to Cię motywuje i nakręca. Wspaniale ze możesz się realizować.
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:30)
Kasiu – nie dość że mnie nie uraziłaś, ale tak naprawdę napisałaś wiele komplementów – BARDZO Ci za nie dziękuję. Uśmiałam się co prawda przy słowie "Imperium" – bo mam raczej małą firmę:), ale to również dla mnie komplement, że ktoś może ją tak postrzegać.
Jak najbardziej – w moim życiu było wiele zmian. Całkowite przekwalifikowanie? TAK, Zmiana trybu życia? TAK, zmiana środowiska? TAK…..Podniesienie się psychiczne z podłogi? TAK…To wszystko przeżyłam. Masz rację – teraz się rozwijam, ale tylko dlatego, że wciąż wprowadzam ZMIANY…mniejsze, większe – ale to nadal są zmiany.
Zmiany, które przynosi nam LOS…zwłaszcza takie, na które nie czekasz – śmierć dziecka, poważna choroba, operacje – nie były moją świadomą decyzja…ja na nie czekałam Kasiu i dałabym wszystko, by ich w życiu naszej rodziny nie było. Ale i takie niestety musiałam przeżyć. Reasumując – czy świadomie wprowadzane, czy też poza nami – zmiany stawiają człowieka znów niejako na STARCIE. Po prostu… trzeba ruszać od nowa.
Kasiu – bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuje za komentarz:)
Ewa – napisałaś bardzo ważną rzecz. Wsparcie drugiej osoby, bardzo pomaga przy wprowadzaniu zmian w nasze życie. Bark tej osoby, lub brak wsparcia…..potrafi zniweczyć wszystkie plany czy marzenia. I masz racje – dobrzy ludzie wokół…to potężna siła napędowa.:)
Dziękuję Ci za dobre słowa!:)
Elżbieta Kurman-Sierpińska 3 marca 2015 (20:03)
Zmiany są świetne,sama wywróciłam kiedyś swoje życie do góry nogami,dwa i pół roku temu wprowadziłam sie drewnianego domu ,o którym marzyłam jeszcze jako dziecko.To marzenie zaszczepił we mnie mój tato,zawsze chciał taki mieć,niestety nie spełnił swojego marzenia.dostałam od niego niezbędnik do kominka ze słowami ":A domek córuniu sobie dobuduj"-i dobudowałam,ale tatko obejrzał go już z innego wymiaru.Ciąglle urządzam go ,zmieniam,projektuje i wymyślam nowe rzeczy,oczywiście wszystko jest w stylu prowansalskim.Domownicy mają czasami mnie dość,nie są w stanie nadążyć za moimi pomysłami,niestety jest ich więcej niż jestem w stanie zrobić.Kocham swój dom,moje córki,męża ,psa i dwa koty,razem tworzymy fajną rodzinkę,trochę zwariowaną ,ale dobrze nam z tym.Uwielbiam twojego bloga,pierwsze co robię to sprawdzam czy jest nowy wpis,a potem dopiero pocztę.Wszystko bardzo mi sie tu podoba,jest takie słodkie,przemyślane,po prostu do schrupania.Och ,ale sie rozpisałam,dziś nie jest mój najlepszy dzień.Pozdrawiam cieplutko i przesyłam wiosenne buziolepełne ciepła i słonka.
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:18)
Elu kochana – ściski wielkie wysyłam i dziękuję za tak ciepły wpis:)
Look Beauty 3 marca 2015 (19:56)
Piękne zdjęcia jak zawsze:) jeśli chodzi o zmiany od jakiegoś roku zmieniam bardzo wiele we wnętrzach przerabiam i szukam nowych rozwiązań a prawdziwe zmiany zaczęły sie tak naprawę w moim wnętrzu- sercu-duszy. Kiedyś rano sie obudziłam piłam kawę (to taka chwila kiedy nabieram energii na cały dzień) i właśnie wtedy pomyślałam że za chwilę sie uduszę że jeśli czegoś nie zmienię najzwyczajniej umrę. Wtedy doszedł dziwny splot pewnych wydarzeń zaczęłam słuchać bardziej głosu serca, musiałam chwilowo zrezygnować z pracy i przestałam brać udział w wyścigu szczurów, pewne zdarzenia pozwoliły mi dotknąć jak kruche jest życie i jak bardzo marnuję ja na niepotrzebne rzeczy . Od tamtej pory chwile rodzinne, dom, bliskość stały sie numer jeden, zmieniam sie codziennie wprowadzam cały czas zmiany duże i małe dostrzegam piękno w tym co posiadam i w tym do czego tak wytrwale dążę, teraz jestem przekonana że świat stoi przed nami otworem tylko musimy znaleźć odpowiednie drzwi a jeśli one są zamknięte to nie stać pod nimi uporczywie tylko sie obejrzeć i wejść w te otwarte. Ja u siebie we wnętrzach wprowadzam granat, chociaż nie mam zbyt wiele rzeczy w tym kolorze.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia.
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:17)
BARDZO dobrze Cię rozumiem…bardzo podobnie czułam.
A granatowy i w ogóle odcienie niebieskiego, błękitu – to moje ulubione kolory:)
Magdalena Zaremba 3 marca 2015 (19:49)
Asiu, dzięki za ten post! O ZMIANACH wiem, wiele. Przez wiele lat byłam raczej osobą wycofaną, lubiącą stagnację, rutynę, obierałam dobrze znane drogi, czy to w kwestii zawodowej, czy to w kwestii budowania domowego ogniska…. NUUUDDDAA na całego! :) i nagle po urodzeniu pierwszego dziecka ( będąc na macierzyńskim), olśniło mnie… Zaczęłam od zmian w naszym nudnym , bezbarwnym mieszkaniu… Zaczęłam czytać blogi, "odwiedzać" inne mieszkania i domy, szukać inspiracji. I zrobiłam małą rewolucję w naszych ówczesnych 39m. Wszyscy byli w szoku że JA tego dokonałam… Teraz te parę lat do przodu, wiem, że tamta przemiana zmieniła wszystko w moim życiu. Teraz wiem, że ZMIANA, jakakolwiek by nie była – jest czymś nowym, świeżym i że powinnam się jej poddać i czekać co przysienie jutro, angażując się przy tym całym moim sercem i duszą! Przy drugim urlopie macierzyńskim ( jakimś dziwnym trafem te zmiany wtedy we mnie zachodziły …hihihi..) zaczęłam prowadzić blog i…. urzeczywistniać moje marzenia o robieniu tego co kocham … tworzeniu dla siebie i innych… i myślę, że się udało. Ja przynajmniej jestem mega szczęśliwa, że przy okazji uszczęśliwiania siebie uszczęśliwiam też i innych! Dlatego wszelkim ZMIANOM mówię TAK!!! Pozdrawiam Cię ciepło, Magda
P.S. A kolor granatowy jest CUDNY! :))
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:16)
Magda – z ogromna przyjemnością czytałam Twój wpis, z całego serca Ci gratuluję! :)
Kasia 3 marca 2015 (19:49)
Asiu, ja podobnie do Ciebie, z wiekiem coraz bardziej lubię zmiany i nowe wyzwania :) Ciągle coś robię, przestawiam, upiększam….to dodaje mi skrzydeł i energii.
Jeśli chodzi o wnętrza, to naprawdę nie trzeba wielkich pieniędzy, żeby zmienić wystrój, wystarczy pomysł i trochę chęci :)
Jakiś czas temu dostałam wiadomość od mojej czytelniczki, że podoba jej się, to co tworzę, ale najbardziej podziwia to, że mi się CHCE :)))
I chyba właśnie o to w tym wszystkim chodzi….to wszystko samo się nie robi :)
Niebieskości w Twoim domku piękne !!! Ja właśnie kończę jeansową kolekcję poszewek i koszyków…bardzo lubię połączenie jeansu i naturalnego lnu.
Pozdrawiam ciepło :)
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:15)
Dzięki Kasiu!
Anonimowy 3 marca 2015 (19:41)
Ja należę chyba do ludzi typu"cykor". Boję się zmian. Obawiam się, że zmiany zburzą mój spokój i poczucie bezpieczeństwa. To prawda, że kiedy jesteśmy młodzi chętniej eksperymentujemy i nie boimy się nowego. A potem to może już przyzwyczajenie, a może po prostu obawa, że za dużo można stracić. To tyle w kwestii życia. Jeśli natomiast chodzi o zmiany w domu, to jestem jak najbardziej na TAK! Niestety zasobność portfela nie pozwala na zbyt wiele to kubeczki,doniczki, ramki czy nowe poduszki zawsze mile widziane i chętnie po nie sięgam. Małe remonty jak chociażby zmiana koloru ścian też potrafią odmienić wnętrze. Podziwiam Pani dom. Cudownie Pani mieszka. Pozdrawiam serdecznie
Ewa P.
GreenCanoe 4 marca 2015 (08:14)
Ewa – dziękuję bardzo i pozdrawiam Cię ciepło. Ta strata, o której piszesz- często istnieje tylko w naszej głowie, a nawet jeśli się rzeczywiście wydarzy….nie taka straszna jak się obawialiśmy. :) Trzymam kciuki żeby Twój "cykor" się zmniejszył:) – jeśli tylko ma Ci to pomóc:)
Filipek 70 3 marca 2015 (18:44)
podobnym jestem typem :)))))) boję się ale broję i zmieniam swój świat dążąc do chwil spędzonych na tarasie własnego domu .. nauczyłam się chwytać okazje jakie życie podsuwa …nie wycofuję się ,chociaż się boję i stawiam wiele pod znakiem zapytania ,a mogłabym mieszkać dalej na wieży :)))) ale najpierw muszę wszystko dobrze przemyśleć i zawsze mieć jakieś wyjście awaryjne …nie skaczę z mostu na główkę ,to z pewnością :))))))p.s. aleSCZZZZZZ ten niebieski ładny !!!!!!!( to takie przeciągnięte ależ ,bo nie że ortografia kuleje :)))))))buziole
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:52)
no:) fajny, fajny:) to jest taki sprany niebieski – jak jeans:)
uściski Filipku!
Elżbieta A. 3 marca 2015 (18:36)
ZMIANY??? Przez ostatnie dwa lata w moim życiu są tylko zmiany. Zostawiłam wszystko co miałam i tak jak stałam razem z dziećmi – poszłam na nowe, wynajęte. W ciągu 4 dni – dwa mieszkania, normalnie jazda bez trzymanki, ale warto było. Nigdy nie wracam do tego co było, wręcz odwrotnie: to co przede mną, to co nieznane, czasem niepewne – jest piękniejsze i ciekawsze niż przeszłość. Żadnych zdjęć, niemiłych wspomnień. A zmiany w mieszkaniu, nawet takim maleńkim i wynajętym są na porządku dziennym. Wciąż zaskakuję tym przyjaciół. Energia i pozytywne myślenie – ot cała recepta na okiełznanie strachu przed nowym. Oj ale się otworzyłam…. czasem tak trzeba.
Pozdrawiam serdecznie ;-)
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:51)
Pozdrowienia Elu!
Magdalena 3 marca 2015 (18:34)
Tak sobie myślę, że wiele z nas zmiany w domu poczynia z powodów bardzo ekonomicznych i "przy okazji" – zmiana mieszkania, zniszczenie mebli, remont w domu – wtedy przy dużych wydatkach taka zmiana nie jest aż tak bardzo odczuwalna w kieszeni. Innym tematem są zmiany kosmetyczne: dywan, kolor ścian, inne zasłonki, przemeblowanie. Co nie oznacza, że osoby mieszkające latami w takim samym otoczeniu mebli, gadżetów, firanek i obrusów są mniej
kreatywne czy przebojowe – znam wiele osób na wysokich stanowiskach które non stop ogarniają wiele nowych projektów, a dom…no cóż, dla nich to "pierdoły", dom jest od spania i mieszkania, ma być wygodny, szybko sprzątający (czyli bez kurzołapek, płaskie, wolne od gadżetów przestrzenie które szybko przetrzemy "mokrą szmatą" i w kwadrans mamy porządek) i tyle.
Zmiany lubię ale tylko wtedy, kiedy jestem na nie gotowa, sama ich potrzebuję, sama je generuję. A to czasami trwa, nie łapię okazji "w locie". Raczej :) Staram się konsultować wszystko z mężem, a On jest mocno zachowawczy i ostrożny, co w jednych przypadkach mnie hamuje, w innych zaś jego ostrożność zapobiegła moim kłopotom:)
W przypadku zmian losowych wściekam się ostro :) Choć nie ukrywam, że z wiekiem nabrałam dystansu i nie kopię się z koniem, tylko podchodzę do tematu zadaniowo: jest problem to go rozwiąż, czego nie umiesz to się naucz.
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:51)
Wiem Magda o czym piszesz. Wielu ludzi żyje pracą, w domach są….żeby zjeść kolację i się wyspać:) Też mamy takich znajomych – i też widzę, że żyją pełną parą.
Tak sobie myślę, …że dla każdego człowieka coś innego będzie dobre, pożądane…czy konieczne – by czuł się spełniony. I nie każdy w ogóle ma chęć do częstych czy wręcz jakichkolwiek zmian.
Tych losowych – tez nie lubię…zwłaszcza gdy nie wiążą się z niczym pozytywnym.
Agata Murawska 3 marca 2015 (18:26)
Ja zdecydowanie lubię zmiany…uważam, że są one motorem do życia, do działania, powodują że się rozwijamy, jesteśmy ciekawi życia po prostu !!! Nic nie jest łatwe, ale wszystko jest po coś !! Dlatego z księgowej stałam się stylistką wnętrz, dekoratorką, home stagingerka i cały czas się uczę, rozwijam, poznaję nowe i nowych ludzi. Jest to cudowny czas, nie żałuję żadnego kroku, choć łatwo nie jest, a wręcz czasami bardzo trudno !!! Myślę, że siła drzemie w każdym z nas, zależy tylko jak patrzymy na świat, ile w nas wiary i samozaparcia. Nie ma co patrzeć na innych ludzi i narzekać, tylko iść do przodu za głosem serca a ono na pewno zaprowadzi nas tam gdzie trzeba !!!
Pozdrawiam Cię Asiu serdecznie nieustannie podziwiając Cię za to właśnie jak idziesz do przodu po swojemu z miłością odwagą i oddaniem:)
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:46)
Dziękuję!
Kaprys 3 marca 2015 (18:18)
A jak nic nie robię to nic, ale jak się zabieram za zmiany, to na całego ;-)
Piękne aranżacje ( jak zawsze oczywiście ) stworzyłaś !!!
Pozdrawiam Agnieszka
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:45)
Dzięki Aga! :)
July "Treasures of home" 3 marca 2015 (18:17)
O tak, zmiany są mi bardzo bliskie. Jakiekolwiek by nie były, duszę się kiedy coś za długo trwa. I tak było we właściwie każdej dziedzinie, czy to w życiu uczuciowym czy to zawodowym. Kiedyś mój ówczesny szef powiedział, że człowiek najefektywniej pracuje w jednym miejscu max. 5 lat, potem jest już rutyna. I miał w tym sporo racji. Ja parę lat temu diametralnie zmieniłam swoje życie, porzuciłam dotychczasowe życie w dużym mieście na Śląsku dla małej miejscowości na Mazowszu. Tak naprawdę zaryzykowałam wszystko, i nie ukrywam, początki były trudne, jednak od pewnego czasu czuję, że wreszcie jestem we właściwym miejscu. Nadal zmieniam, czasem miotam się okrutnie jak ryba w sieci, ale zmiany są już dużo mniejsze ;)
Anna D. 3 marca 2015 (18:15)
Zmiany… potrzebuję, szukam, wręcz o nie wołam i krzyczę całą sobą. Niestety jestem po części typem straszaka. Zabieram się za coś z wielkim zapałem, działam i już już mam wreszcie zrobić ten najważniejszy krok … i nagle Stop! Bo ktoś skrytykował, bo bliscy mają inne zdanie, bo boję się, że sobie nie poradzę, że może to jednak musi poczekać… I tak często, często zaczynam swoją drogę do zmian i rzadko kiedy ją kończę:(( Teraz znów mam w sobie tyle myśli o zmianach, tyle pomysłów… Liczę, że tym razem się przełamię. Bo inaczej to chyba oszaleję:)
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:44)
Aniu – trzymam kciuki za Ciebie!
Panna Matka 3 marca 2015 (18:05)
Ja wciąż boję się zmian.A wiem czego chcę i co jest moim celem w życiu…idę powoli do tego celu…Zapraszam do mnie gdzie do wygrania są 2 grafiki A.Ostapowicz!
http://szalenstwa-panny-matki.blogspot.com
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:44)
realizacji marzeń Ci życzę:)
Aginka 3 marca 2015 (18:00)
Jak ja lubię te zmiany u Ciebie! Pięknie jest!!!
http://domwielopokoleniowy.blogspot.com/
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:43)
dziękuję.
Beti G 3 marca 2015 (17:56)
Lubię zmiany, ale przyznaję, że czasem się ich boję, choć teraz wydaje mi się, że przychodzą mi zdecydowanie łatwiej niż dawniej. Chyba poprostu do zmian trzeba dojrzeć :)
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:43)
Psycholodzy twierdza, że jako dzieci czy młodzi ludzie – o wiele szybciej i chętniej zmieniamy nasze życie. Im dalej w las – tym podobno gorzej. A ja mam właśnie na odwrót:)
jogie 3 marca 2015 (17:41)
Lubię zaplanowane, przemyślane zmiany, a życie znienacka zafundowało mi ZMIANĘ gigant – obawa, strach i wielkie podekscytowanie. Warto było :) Pozdrawiam odważnych!
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:41)
:):):)
Aldona Kucner 3 marca 2015 (17:33)
Myślę, że kobiety ze swej natury są bardziej oswojone ze zmianami. W naszym życiu wszystko jest w ruchu, zmieniają się hormony i nastroje, zmieniają się nasze role życiowe. Facetom gorzej – dla nich zmiana to rewolucja.
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:40)
poszłabym dalej -KAŻDA zmiana jest dla nich prawie jak rewolucja:):):):)
paula pearls 3 marca 2015 (17:29)
Ja z utęsknieniem wyczekuje zmiany i liczę ze w końcu ten 2015 przyniesie coś nowego. Oby dobrego :) ale nie zawsze można iść na żywioł :( są różne sytuacje w życiu które nie pozwalają przynajmniej w danej chwili dokonać rewolucji
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:39)
Gdy mam dokonać w życiu bardzo poważnej zmiany – staram się być przygotowana do niej najlepiej jak potrafię. Owszem – nie zawsze się da, ale jeśli tylko jest taka możliwość – dużo nad tym pracuje. Kilka razy bowiem widziałam jak owe pójście na żywioł kończyło się …no niepowodzeniem mówiąc delikatnie.
aldia arcadia 3 marca 2015 (17:25)
Uważam, że to w zupełności prawda :) – to że kobiety, które częściej zmieniają swoje otoczenie, wnętrze są bardziej skoro do zmian w życiu. Ja lubię dobre zmiany, ale czasem jeszcze się ich boję :))
Pozdrawiam!
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:38)
a kto się nie boi?:)
jednoiglec 3 marca 2015 (17:23)
Ja nie zgodzę się z tym stwierdzeniem (tak trochę przewrotnie, ale o tym za chwilę). Przez wiele lat (jakieś 6) mieszkaliśmy z tym samym umeblowaniu (tzw. rozwiązania tymczasowe u nas królowały), jakieś drobiazgi były oczywiście zmieniane, ale bez rewolucji. A mimo to żadnego z nas nie można nazwać osobą niechętną na zmiany czy obawiającą się ich. Zmienialiśmy po prostu sporo w innych dziedzinach:) i niektóre zmiany musiały poczekać (do zeszłego roku, gdy wywróciliśmy mieszkanie do góry nogami).
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:37)
:):):) o widzisz -ja mam tez znajomą podobnie funkcjonującą. DOM nie jest dla niej ważny, po prostu nie interesuje się wnętrzami, ale żyje pena piersią, dużo podróżuje, zmienia zawody.
Anna Kryjom 3 marca 2015 (17:22)
Napisałam niedawno post o tami samym tytle jak Ty :)
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:35)
:)
TheDeliratio 3 marca 2015 (17:21)
Uwielbiam zmiany. Najczęściej wychodzą mi te drobne, ale intensywnie myśląc o tych poważniejszych, mam nadzieje je mimo wszystko w końcu zrealizować i doprowadzić do skutku… Piękne zdjęcia:)
GreenCanoe 3 marca 2015 (18:35)
Życzę ci tego !