Od kilku lat i od kilku różnych remontów, mniejszych i większych mam coraz więcej doświadczeń z BUBLAMI. Z rzeczami, meblami itd. – na które decydowałam się ze względu na szeroko zachwalaną jakość i „perfekcyjne wykonanie”. A które to okazywały się czasami tak tandetne, że musiałam je reklamować lub zwracać. Jestem typem klienta nastawionego na JAKOŚĆ a nie ilość czy modę. Nie interesują mnie tanie rzeczy/akcesoria/ozdoby/ubrania/ meble itd…, które się dość szybko psują/nudzą i można je tym samym co chwilę zmieniać. Nie odczuwam potrzeby ciągłego wymieniania rzeczy. I za każdym razem, gdy jestem zmuszona coś wyrzucić – bo np. zepsuło się po kilku minutach/dniach/tygodniach użytkowania, od razu myślę o tym -ILE TA RZECZ BĘDZIE SIĘ ROZKŁADAŁA… Wiem, wiem – wiem doskonale jakie hasła są wokół nas: „żyj tu i teraz”, „żyj chwilą, jutro może Cię już nie być” A „Ekolodzy to zazwyczaj oszołomy”…. itd…Ale ja – jako mama, jako człowiek – chciałabym by moje dzieci i wnuki mogły cieszyć się jeszcze takim światem, jaki ja znam, chciałabym, by świat nie zamieniał się w jeden wielki śmietnik, a ludzie jednak pomyśleli o tych, którzy będą tu po nas.Starsi ludzie są oburzeni faktem, że handel dziś to często próba oszustwa. Moja mama czuje się wręcz okradana, gdy ktoś robi na daną rzecz narzut 200%, 300 %. Albo gdy sprzedaje słaby jakościowo towar jako premium. „Jak tak można!” słyszałam nieraz, „przecież to nieuczciwe”….Ja, jako inne pokolenie, przywykłam już do takich praktyk. W końcu – ” Rzecz jest tyle warta, ile klient jest za nią w stanie zapłacić” – sztandarowe hasło marketingu. Dlatego CENA nigdy nie jest i nie będzie dla mnie wyznacznikiem – przy dokonywaniu jakiegokolwiek zakupu. Często bowiem płacimy tylko np. za markę, za znaczek i ideologię którą wymyślił dla niego sztab marketingowców. Z wielką podejrzliwością patrzę również na tani produkt….Hasła typu „tanio i dobrze” nigdy do mnie nie trafiały. Tanio – zazwyczaj nie oznacza dobrze. Nie lubię tanich mebli, ozdób, byle jakich ubrań, nastawionych na krótką żywotność – właśnie dlatego, że wyrzucane na śmietnik przyczyniają się do degradacji tego świata. Trendy dziś zmieniają się jak w kalejdoskopie – z sezonu na sezon dowiadujemy się, że to, co kupiliśmy pół roku temu jest już…niemodne, albo wręcz obciachowe. Dlatego czy warto tak ślepo za nimi podążać.? Z moich licznych sesji zdjęciowych, pamiętam pewien dom, a właściwie bardziej właścicieli, sfrustrowanych faktem, że urządzili go w stylu i kolorze, który akurat wtedy był bardzo, bardzo, bardzo na topie – ale już po kilku latach okazał się mówiąc delikatnie dość niepożądany….Mężczyzna żalił mi się, że został im ogromny kredyt w banku i dom, na który nie mogą wręcz patrzeć….
Pamiętam też domy urządzone z wielkim smakiem – ale w stylu…nieokreślonym:) W stylu samych właścicieli. W tych domach nie widziałam super modnych dodatków z obowiązującego wtedy sezonu – ale kilka ponadczasowych mebli, kilka dzieł sztuki, pomysł i …jakość właśnie.
CENA i WYCENA powinna być powiązana ściśle z ową jakością, prawda? Tak na zdrowy rozsądek – jesteśmy w stanie zapłacić więcej, lub wręcz bardzo dużo, jeśli w zamian dostaniemy oczekiwaną jakość. Tylko czy tak jest w rzeczywistości?
No NIE. Zazwyczaj nie. Handel oparty jest dziś głównie na szybkim i ciągłym zbycie. Młodym ludziom, wchodzącym w życie mówi się, że trwanie w czymś kilka lat – posiadanie tego samego auta kilka lat, tych samych mebli kilka lat, …..to PAŹDZIERZ. Tylko paździerze nie płyną z prądem, nie zmieniają, nie kupują…nie wymieniają wciąż na nowe i nowe…
I o ile nie mam nic przeciwko wymianom mebli, „wędrówkom” rzeczy – ich wielokrotnemu użyciu, zmienianiu właścicieli, przerabianiu itd. – do czego właśnie niezbędna jest ich dobra jakość, o tyle odczuwam wewnętrzny bunt w stosunku do rzeczy WYRZUCANYCH. Bubli, tandety- mebli, dodatków tylko na sezon itd…które lądują potem na śmietnikach….
Robimy właśnie taras. Wybrałam bardzo dobre wytrzymałościowo drewno, zabezpieczamy je świetnym środkiem, zainwestowaliśmy również w bardzo dobre jakościowo meble tarasowe….Wiem, że wszystko posłuży nam dłuuugie lata. Mam poczucie dobrze zainwestowanych pieniędzy – czuję wewnętrzny spokój:)
Jaki WY macie stosunek do JAKOŚCI? Co robią z rzeczami, meblami Ci z moich czytelników, którzy lubią np. zmiany – i dokonują często nowych zakupów?. Macie jakiś fajny sposób na „wędrówkę” i dalsze wykorzystanie tych rzeczy – czy jednak lądują na śmietniku?
Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania.
.
Dziękuję za Twój komentarz.
89 komentarzy
Kasia 11 marca 2016 (10:27)
Świetny wpis, tak trzymaj! ;)
Skansen Alebazi 25 czerwca 2015 (10:44)
Po przeczytaniu posta stwierdziłam, że podpisuję się pod każdym zdaniem :-)
Zdecydowanie nie znoszę wszechobecnej tandety, mam kilka naprawdę solidnych mebli, które mimo upływu czasu nadal mi się podobają, a jak się znudzą, to po prostu je przemaluję, wymienię gałki i będą jak nowe.
Pozdrawiam ciepło i serdecznie
Holly Golightly 25 maja 2015 (08:39)
Twój stosunek do wyrzucania rzeczy jest mi bliski. Dwa, trzy razy zastanawiam się czy coś wyrzucić, a potem znów chowam do szafy, bo szkoda. W związku z tym już mi wszystko wypada na głowę jak otworzę drzwi. Staram się najpierw odsprzedać, oddać, potem rozebrać na części i poddać recyklingowi. Co do jakości, cóż nie będę oryginalna, bo dziewczyny już napisały dużo w tym temacie. Może to śmieszny przykład, ale kupuję sporo przedmiotów do zdobienia decoupage (pudełeczek, szkatułek). Sporo z nich rozpadło mi się w rękach, kiedy wzięłam się za ich ozdabianie. Dlatego wolę kupić używane, brudne, ale z porządnego kawałka drewna na giełdzie staroci, bo wiem, że nie zostało wyprodukowane w Chinach i po umyciu będzie mi służyło latami.
Kama 24 maja 2015 (14:06)
Dobrze ktoś napisał wyżej, że cena zależy od tego ile klient jest w stanie za daną rzecz zapłacić…Od 3 tygodni mieszkamy w nowym domu. Przed przeprowadzką trzeba było go trochę urządzić. Przede wszystkim kuchnię. W pierwszej firmie od "kuchni" pan zrobił projekt i wycenił meble na 14 tys. W drugiej firmie pan takie same meble wycenił na 7 tys, ale po "modyfikacji" – zmniejszeniu kilku szafek, wyrzuceniu zabudowy lodówki- wyszło, że meble mają kosztować 8 tys. W końcu mąż (laik totalny) przemyślał projekt, wyliczył wyrysował, zamówił i meble do kuchni kosztowały nas 5 tys. Jakość materiału jest taka sama jak tych pierwszych, jakoś wykonania – bezcenna:-) Jeszcze sporo zostało nam do urządzenia, ale … mamy czas :-)
Lawendowy Ganek 24 maja 2015 (00:38)
Jakość to główny problem w dzisiejszym świecie.Czasem po prostu boję się robić zakupy, bo trudno znać się na wszystkim i jak prześwietlić odkurzacz czy pralkę. Ostatnio próbowaliśmy zaoszczędzić i kupić balustrady w promocji w supermarkecie. To co tam zobaczyłam przekraczało wszelkie normy. Drewniane listwy łączone zszywkami, drewno pełne wypadających sęków.To nie były wady ukryte więc po prostu nie kupiliśmy i po powrocie do domu zaczęłam szukać w internecie. Znalazłam cudowne drewniane balustrady robione przez prawdziwego rzemieślnika. Ale najbardziej zaskakujące było to, że cena całości była nieco niższa niż promocyjna w supermarkecie. Myślę,że wymagając dobrej jakości , nie zgadzając się na bylejakość może z czasem uda się coś zmienić.
Anonimowy 22 maja 2015 (12:34)
Hmmm, trudno czasami stwierdzić jak jest dobrze.
Mam 40 lat, skończone studia plus podyplomowe, dwoje dzieci, mężą alkoholika, 2.600 brutto wynagrodzenia i kredyt hipoteczny na dom do 2038 roku. Teraz okazało się, że jestem jeszcze chora.
Uwielbiam być zadbana i mieć dobre rzeczy, piękny dom, pachnący, pełen ciepła i uroku.
Na wiele rzeczy nie mogę sobie zwyczajnie pozwolić, ale odkładam, kombinuję, staram się. Wiesz jak ciężko odłożyć mi na wymarzony drewniany taras? Każdy dzień to "walka". O życie. I o marzenia. Pozdrawiam bardzo ciepło.M.
Anonimowy 22 maja 2015 (09:13)
To prawda że wiele zależy od zasobności portfela, ale nie może to być powodem do popieraniu tandety i otaczania się się bylejakością. Tak się akurat złożyło że w zeszłym roku podjęliśmy z mężem decyzję o wyjeździe z Polski za granicę i tu wynajęliśmy mieszkanie, całkowicie puste z kuchnią po poprzednich właścicielach. Po kilku wypadach do sklepów i rozejrzeniu się w cenach i asortymencie usiadłam na podłodze w naszym pustym mieszkaniu na poddaszu i zaczęłam myśleć co zrobić, bo jednak nie grzeszyliśmy nadmiarem gotówki a oszczędności poszły na wynajem i wyprowadzkę. Okazało się że ebay i generalnie internet czy nawet lokalne gazety to wielkie źródło tanich mebli, nie wszystkie są super zadbane ale jeśli się ma czas i nie śpieszy się z zakupem to można znaleźć perełki. Nasze urządzanie trwa już rok i jeszcze jest nie skończone, ale sprawia nam wiele przyjemności i satysfakcji. Kupujemy niedrogie meble używane, głównie drewniane, niektóre przemalowujemy, dopasowujemy do naszych potrzeb. Nawet kupujemy starsze serie z Ikea, tylko drewniane i są w świetnej formie i na prawdę dobrej jakości. Nie martwi mnie parę rysek na blacie komody które zrobili poprzedni właściciele, tu się odmaluje tu zeszlifuje czy zaszpachluje i jest pięknie. Znaleziony na ulicy stary kufer z karteczką "do oddania" z pękniętym wiekiem, które naprawił mąż, czy inne drobiazgi z wystawek na ulicy dodają tylko charakteru i nie odbiegają od modnych dziś mebli stylizowanych na stare. Nasze mieszkanie nabiera charakteru, naszego stylu, nie jest modne, ani nowoczesne ani rustykalne jest tylko nasze. A rodzina i znajomi z Polski dziwnie się patrzą na nasze działania i chyba nie doceniają tego jak nam się żyje w otoczeniu stworzonym przez nas, dla nich ważne jest nowe ze sklepu, nowoczesne, takie jak widzieli w gazetach czy w internecie. Wolą kupić meble z płyty byleby były nowe i akurat modne, a jak nie to się wyrzuci. Szkoda że bylejakość tak bardzo wkradła się w nasze życie i stała się znakiem tych czasów.
Asiu, tak po za tematem, bardzo inspirujący blog na który zaglądam już od dawna i podziwiam to jak potrafisz celebrować codzienność, otaczać się pięknem i spokojem w dzisiejszych komercyjnych czasach. I uwielbiam twoje posty dotyczące roślin i twojego ogrodu, w domu mam pełno zieloności a taki ogród to moje wielkie marzenie, więc to inspiracja w sam raz dla mnie :)
Pozdrawiam Magda
kaan 21 maja 2015 (19:55)
Ja uważam, że dużo zależy od tego, co mamy w portfelu. Ja jestem z tych, co to wolą kilka miesięcy (rok) odkładać na coś wymarzonego i mieć konkret, niż szybko zadowolić się jakimś tanim "zamiennikiem". Kocham różne koce, pledy. Kupuję na wyprzedażach za rozsądne ceny. Ostatnio kupiłam jeden za 400 zł. Odkładałam na niego miesiącami. I co się okazało? Że te poprzednie mogą się schować. I jak przeliczyłam, ile na nie wydałam i ile mogłam za te pieniądze kupić tych porządnych, to żałuję bardzo. Teraz jestem ostrożniejsza, bo wychodzi na to, że kupując coś, bo cena jest przystępna tak naprawdę kupujemy nijakość. I przepłacamy, nie zdając sobie z tego sprawy.
Koleżanka kupiła dwa lata temu najmodniejsze wtedy krzesła, białe na drewnianych nóżkach. Jedno pękło po roku użytkowania. U mnie stoją 4 thonety uratowane ze śmietnika, z 1904r. i nic się z nimi nie dzieje ;)
Dziś zanim wydam pieniądze, po stokroć analizuję sens zakupu, muszę się z tym "przespać", pomyśleć rozsądnie, nie rzucam się na towar jak hiena. To też jest metoda, bo w "szale" zwykle kupujemy nie to, co trzeba ;)
Pozdrawiam.
dziurka 21 maja 2015 (18:40)
Ja mam tak jak piszesz … Od lutego mieszkamy na nowym, większym mieszkaniu, wszystko było do remontu, … szał z projektowaniem, zakupami … wszystko na lata. I okazało się, że wszystko w mieszkaniu zrobiliśmy poza pokojami, bo takie wszystko okazało się drogie. Cóż zrobić. Znajomi się dziwią, a ja jestem szczęśliwa, że mam pół mieszkania zrobionego tak jak chciałam i na pewno na długie lata. Pokoje pomału kończymy, meble narysowane na papierze … stolarz będzie miał czas je zrobić, a my nazbierać pieniędzy by mu zapłacić :). Wolę pomału a konkretnie, czas i tak upłynie, pozdrawiam :)
La mia barbottina 21 maja 2015 (16:40)
Temat trudny. Po pierwsze dlatego że zawsze szkoda nam czegoś się pozbyć ( tę umiejetność chyba nabywa sie z wiekiem), po drugie czasami sugerujac się walorami ekonomicznymi, kupujemy rzeczy tańsze, myślac że świetna okazja. Ja lubie rzeczy zmieniać , kiedyś kupowałam dużo rzeczy totalnie nie przemyślanych, teraz już wiem co zwraca moją uwagę, jestem bardziej wymagająca i kupuje rozważniej. To się opłaca bo nie dość że dobre jakościowo to te rzeczy tak szybko sie nie starzeją w sensie designu. Łatwiej jest gdy ma sie gust bardziej klasyczny jak mój bo klasyka zawsze się obroni. Ostatnio sprzedałam szafę, mniejsze rzeczy rozdaję ale to już rzadko się zdarza. Na szczeście!pozdrawiam
Anonimowy 21 maja 2015 (11:54)
Ahoj!
Mieszkamy w Anglii. Trzy tyg temu przeprowadziliśmy się z Londynu do małej miejscowości.
Przez te dziewięć lat mieszkania w londynie mamy juz dosyć kupowania sprzętów na kilka lat.
zainwestowalismy duuuzo pieniędzy w wyposażenie terazniejszego domu. Nie są to meble 'modne' (bo nie sa biale) ale sa drewniane i piękne (dla nas).
Jeśli chodzi o recycling to podobnie jak i Tobie kiedyś spędzało mi to sen z powiek. Tutaj recycling to podstawa! wszystkie śmieci i odpady mamy posegregowane na kilka kategorii- jest to wymóg ale dla nas i ulga. Rzeczy niepotrzebne(ubrania po dzieciach, zabawki a nawet meble) zawozimy do charity shops które potem to odsprzedaja innym a pieniądze przeznaczają na cele dobroczynne.
I tak to u nas wygląda.
Pozdrawiam K*
Zyta99 20 maja 2015 (14:55)
Faktem jest, że producentom nie opłaca się tworzyć rzeczy na lata i dlatego mamy tyle tandety… niestety :(
Anonimowy 20 maja 2015 (11:21)
Piszę z perspektywy młodej mamy i gospodyni domowej (mam 28 lat męża i dwoje malutkich dzieci :)
Od trzech lat się urządzamy…podobnie jak większość naszych znajomych. Trudno na początku swojego "urządzania się" wiedzieć co dobrze się sprawdzi i zawsze będzie się podobać, ale juże teraz widzę, że najbardziej zadowoleni jesteśmy z mebli długo przemyślanych, przedyskutowanych, dobrych jakościowo = drogich. Zainwestowaliśmy w drewniane drzwi, elegancki kominek, porządny stół do jadalni i sprzęt. Na część mebli nie miałam pomysłu, na drugą część pieniędzy,więc kupiliśmy ich tanie odpowiedniki z Ikea wiedząc,że prędzej czy później je sprzedamy lub oddamy np. stolik kawowy (trzeba go mieć,a ten który chcę mieć kosztuje 2000 zł, ten przejściowy z ikea 70). Nie da się kupić wszystkiego na zawsze w przeciągu nawet roku… trzeba trochę pomieszkać, żeby zobaczyć. w co warto inwestować i co naprawdę nam się podoba, co się sprawdza, a co nie. Uważam, że decydując się na "tymczasowe" meble lepiej kupić jaknajtańsze, później można oddać lub sprzedać innym młodym ludziom na starcie.
GreenCanoe 20 maja 2015 (14:58)
Wszystkie nasze tymczasowe najtańsze meble – fakt, nie mieliśmy ich dużo,
po prostu nadawały się po 3 latach użytkowania zazwyczaj tylko na śmietnik….Takie ja mam doświadczenia. Za to kiedyś , jak tylko ze sobą za mieszkaliśmy z Pawełm dostaliśmy od kumpla komplet Jugosłowiański:):):) kilkunastoletni – kanapa plus fotele….o matko, był nie do zdarcia:) Jeszcze dalej służy ludziom – bo oddaliśmy.
Magdalena S 20 maja 2015 (08:11)
Ja osobiscie lubie zmiany, ale nie lubie tandety i wlasnie dlatego moim rozwiazaniem sa meble z drugiej reki, a w Niemczech asortyment jest ogromny. Szafa chinska, indyjska skrzynia, rzeczy retro lacze z nowoczesnym stylem i rowniez meblami Ikea. Ikea ma fajne rozwiazania, szafa, kuchnia wedruja juz z nami na 3 mieszkanie, wraz ze zmiana na wiekszy metraz dokupilam czesci i jestem bardzo zadowolona.
Piekny serwis kawowy z opolskiej porcelany recznie malowany, czy stare bombki szklane wszystko "wysznupalam" w internecie za niewielkie pieniadze ;))) W blogosferze szukam dobrego rekodziela, a w sklepach odziezowych wieksza uwage zwracam z jakiego materialu jest rzecz uszyta.
Mam wrazenie, ze to wszystko przyszlo mi z wiekiem, jak przekroczylam magiczna 30 zwyczajnie bardziej zwracam uwage na jakosc, a nie ilosc produktow.
Co do elektroniki, to juz taka producentow metoda, ze lepiej kupic nowe niz naprawic, albo wszystko produkowane jest w taki sposob, zeby najlepiej zepsulo sie zaraz po gwarancji ;(((
GreenCanoe 20 maja 2015 (14:56)
Magda – dlatego właśnie pisałam, że z upływem czasu mamy inne patrzenie na świat no i tez inne potrzeby:)
Qra Domowa 19 maja 2015 (21:13)
Z tego też powodu od lat nie przywożę "pamiątek " z wakacji-bo to istne jarmarczne chińskie tandety:)) ale jeśli chodzi o codzienność….nie wstydzę się …a nawet wręcz cieszę ,kiedy mogę jakiś fajny mebel przyjąć pod swój dach-gdy innych już znudził lub przestał pasować…ale i sama nie wyrzucam…szukam im nowych właścicieli…mamy spore piwnice,więc czasem coś do nich wstawiamy od przyjaciół i szukamy ludzi a potrzebami..a takich osób jest zawsze sporo-wyrzucanie nie mieści się w naszym światopoglądzie:)))
Anna Salita 20 maja 2015 (11:08)
Pamiątki z wakacji to kolejny problem – dzieci przecież bardzo chcą mieć coś z dalekiej podróży, a wszystko i tak wygląda jak na każdym bazarku. Dlatego ostatnio przywożę regionalne jedzenie (oliwa z oliwek, sól morska, dobre wino, nugat), do czego dzieci również się przekonują. Czasem uda się znaleźć coś oryginalnego, jak np. charakterystycznie haftowane serwetki, które będą nie tylko leżeć i się kurzyć, ale będzie je można używać na co dzień.
Podstawą w moich poszukiwaniach są w 99% naturalne materiały, czy to chodzi o ubrania, czy wyposażenie wnętrz. Może nie zawsze mi się to udaje (czasem budżet robi swoje), ale jest ideałem.
Rzeczywiście brak jakości jest widoczny na każdym kroku, bo chcemy mieć szybko, bez wysiłku i zgodnie z trendami. Ale człowiek uczy się na błędach, więc może w końcu zrozumie, że jednak mniej znaczy więcej…
Najtrudniej znaleźć złoty środek, równowagę. Sama jestem miłośniczką porcelany i nigdy nie mam dość;) ale staram się ograniczać do rzeczy naprawdę wartych zachodu, plus używam ich na co dzień, często miewam gości, więc nie są kupowane tylko i wyłącznie dla samego kupowania.
Pozdrawiam,
Ania
Urtica 19 maja 2015 (20:57)
Nieziemsko wkurza mnie tandeta. Ta w przedmiotach, meblach, sprzęcie, jedzeniu i w pracy. I ta ostatnia denerwuje mnie najbardziej. Mam sporo doświadczeń po budowie domu – jak z kijem nie staniesz, dobrej jakości nie dostaniesz. Mam wrażenie, że całe mnóstwo ludzi po prostu odwala robotę, bo musi – i dotyczy to zarówno rzemieślników, jak i sklepowych,nauczycieli, lekarzy,prawników na politykach skończywszy. Przyglądaliście się kiedyś, jak się dzieci przygotowują do szkoły? Opracowanie zamiast lektury, zadanie z historii ze stronki z rozwiązaniami…. ech….. I potem dziwota, że mamy lipne rzeczy dookoła siebie. Przecież to się ze sobą wiąże.
Pozdrawiam i cieszę się, że piszesz o takich rzeczach.
Karina 19 maja 2015 (18:50)
Ja mam taką chyba nie najlepszą cechę – nie lubię, bardzo nie lubię wyrzucać rzeczy. Skoro coś kupiłam, zarobiłam-wydałam na to pieniądze, nie jest zniszczone a tylko mi się już nie przyda (ubrania, talerze nawet…meble, kosmetyki) daję ogłoszenie że ODDAM. Liczę na to, że komuś się przyda. Co prawda na tym rozdawalnictwie nieco się sparzyłam, bo okazuje się, że łatwiej coś sprzedać niż dać (niesłowność i krzywa mina często spotykana :) ) to wiele razy okazało się, że komuś przysłowiowe "życie" uratowało. Całe worki ubrań po mnie, moich dzieciach, zabawek, firanek itp pojechało na Ukrainę, miałam okazję przekazać, była pewność, że tam właśnie jedzie – wiem, że się przydało, na 100%. Jest tyle ludzi, którzy na prawdę nie mają – trzeba tylko wysiłku, żeby do nich dotrzeć.
Był czas, że kupowałam to, na co mnie było stać – nie mogłam sobie pozwolić na drogie rzeczy. Zwyczajnie. Trafiło do mnie pełno dziadostwa, trudno – taką miałam sytuację i koniec płaczu. Ale to minęło i teraz nie robię zbieraniny (przynajmniej bardzo się staram) s próbuję otoczyć się przedmiotami, które będą mi służyły, będą przydatne i będę ich pewna przynajmniej na 80% ;)
Pozdrawiam
Anonimowy 19 maja 2015 (18:08)
oeso :] bo się rozpłaczę i wytrę nos . . . w chusteczkę po pradziadku :]
Anaberry 19 maja 2015 (17:56)
Balansuję między jakością, ceną i swoim poczuciem estetyki, wciąż się tego zagadnienia uczę. Na razie przede wszystkim na ubraniach, sprzęcie sportowym i innych rzeczach osobistych; niedługo przyjdzie mi testować swoje umiejętności na sprzętach domowych…
Nieużywane rzeczy staram się wpuszczać w jakiś drugi obieg – choćby wczoraj zawiozłam torbę fajnych ciuchów do domu dziecka. Piszę "fajnych", bo w sumie mi się podobały, tylko bardziej na wieszakach niż akurat na mojej sylwetce :) W związku z tym doświadczeniem nasuwają mi się dwie rzeczy. Po pierwsze, bublom nie da się nadać drugiego życia, a po drugie, to ważne doświadczenie dla mnie – nad każdą ładną na wieszaku rzeczą będę się teraz zastanawiać dłużej. (Tak, wiem, że nieco zboczyłam z tematu, ale ubrania są tu tylko przykładem).
GreenCanoe 19 maja 2015 (18:09)
Wyjęłaś mi to z ust! – rzeczywiście bublom nie da się nadać drugiego życia….
Anonimowy 19 maja 2015 (17:47)
Podpisuję się pod autorką artykułu p.Joasią obiema rękoma,ale w całej tej dyskusji jest ''drugie dno'' mianowicie kiedyś byli prawdziwi wyuczeni rzemieślnicy, w wielu dziedzinach zajmowali kluczowe stanowiska i to do nich czekano na termin wykonania zlecenia.Nasi dziadkowie to wiedzieli a rodzice podążali za nimi.Buty robione na miarę przez szewca dla mojej babci wytrzymały 35 lat daję słowo jako nastolatka pożyczałam oficerki kilka razy bo tylko babcia miała szczupłe łydki.Meble,obrusy,porcelana są i mają się dobrze.Nie jestem osobą która masowo szasta groszem,choć na targach staroci zamieniam się w zapaleńca, nie mogę napatrzyć się na piękno i kunszt wyrobów.Ale konsumpcjonizm, który góruje nad nami jest straszny,sztaby ludzi pracują aby wmówić nam co mamy jeść,w co się ubrać,jaki kolor ścian jest modny.A to drugie dno….to myślenie ludzi którzy nie chcą dobrego towaru bo drogi, kupują np.kabinę prysznicową w markecie bo jest tańsza 200 zł.Nie wiedzą,że nie jest produkowana u nas, sprzedawca powie co chce bo niejednokrotnie tak musi.Po jakimś czasie szczęśliwego użytkowania psują się np rolki od drzwi których dokupić nie można,trzeba zamówić poczekać i zapłacić 150 ekonomia żadna.Takie przykłady można mnożyć w koło.Nie dajcie nabijać się w butelkę. Szukajcie prawdziwych ludzi z pasją i dbajcie o nasz piękny świat pozdrawiam wszystkich Maja :)))
GreenCanoe 19 maja 2015 (18:05)
Ja w liceum znalazłam buty mojej mamy- z czasów jej młodości…o matko jakie były piękne! skórzane, na koturnie…ciekawe gdzie one teraz są:) !
Maju – odbijam pozdrowienia!
Noc Majowa 19 maja 2015 (16:38)
Czy kupowanie dobrej jakości rozgrzesza nadmierny konsumcjonizm? Spójrz wstecz na wpisy – piękne zdjęcia, ogląda się fajnie, ok, ale ile tego można mieć, chcieć, kupić? Po co? Po co kolejny koszyk, kocyk, naklejka na lodówkę, naczynia, porcelany jak dla szkolnej stołówki albo dwóch? Specjalne koszyczki do ogródka, bajerki, bzdurki, kurzołapaczki? ;-) Sami to nakręcacie.
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:32)
Myślę, że każdy z nas…
ma inne potrzeby, inne możliwości finansowe, inne marzenia. Czy jeśli jakaś Pani ma porcelany "jak dla stołówki", jak to napisałaś – to znaczy że robi coś złego? Po1. może mieć dużą rodzinę…( np. na Kaszubach na rodzinnych obiadach bywa i po 40, 50 osób! ), po drugie może mieć gości często, po trzecie w końcu – może ma po prostu taką zachciankę. A jeśli ta porcelana jest piękna i sprawia, że pani jest szczęśliwa?… W pięknych szlacheckich dworkach polskich, albo dworach ziemian np. w dwudziestoleciu międzywojennym miałaś porcelany pełne szafy. Nie byłabym taka surowa w stosunku do kobiet, które mają koszyczki do ogrodu ( sama mam swoje ulubione :)), albo po prostu lubią otaczać się ładnymi rzeczami. Myślisz, że są gorsze od ludzi ceniących puste wnętrza bez "bzdurek" i kurzołapek.?..Dlaczego?
Nie sądzę też, by blogerki nakręcały to, że na świecie są produkowane buble…..Bo o jakości właśnie pisałam.
A tak na zakończenie – to co dla nas może być zupełnie niepotrzebne, dla kogoś innego stanowi istotny element jego życia. Nawet jeśli są to "durnostojki" :)
Ja mam np. mało ubrań. nie mam potrzeby posiadania wypchanej szafy – ale nie uważam, że z tego powodu mogę oceniać negatywnie dziewczyny, które kochają ciuchy i mają ich mnóstwo :)
Anonimowy 20 maja 2015 (13:18)
Zgadzam się Asiu, że każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, każdy ma swoje subiektywne marzenia, potrzeby, uczucia..Ja bardzo lubię otaczać się ładnymi (w moim odczuciu) rzeczami, wcale nie drogimi, najmodniejszymi. Czuję, że z wielką radością wracam do domu, przebywam w nim, podobnie moi najbliżsi. A wszystko co mi się opatrzy zawsze oddaję, nie chomikuję na kiedyś, nie odsprzedaję, tylko właśnie oddaję. To podwójna radość, ja się cieszę, że komuś mogę sprawić przyjemność, czasami nawet pomóc.. Druga strona medalu- kupując dajemy pracę wszystkim, którzy sprawili, że dany przedmiot istnieje i możemy go mieć.. Ważne byśmy mądrze "pozbywali" się już nie chcianych rzeczy..Agnieszka G.
Anonimowy 20 maja 2015 (14:28)
Noc Majowa – zgadzam sie w 100%!
kim są ludzie, dla których "durnostojki" i szafy wypchane ciuchami i itp są istotnym elementem życia …. ?????
a co do jakości i tandety – bubel to przedmiot, który po niewielkim czasie użytkowania normalnie się popsuł i nie ważne czy jest to mebel z paździeża czy mercedes. Są ludzie którzy mają w domach stoliki zrobione z palet, bo im się takie podobają i już, ale skoro spełniają swoją rolę to czemu mam to nazywać bublem (bo ja bym czegoś takiego nie postawiła w domu) albo super trendy, skoro to tylko zwykłe palety….
– ludzie nie dajmy się zawriować!
Anonimowy 2 czerwca 2015 (20:12)
Drogie przedmówczynie, jeśli tak bardzo rażą Was tzw. "durnostojki", szafy wypchane ciuchami, nadmierny konsumpcjonizm to po co wchodzicie na ten blog czy inny blog wnętrzarski, bądź blog typu fashion? Trochę nie rozumiem… Czy nie uważacie, że każdy blog jest raczej inspiracją, skarbnicą różnorodnych pomysłów z których możemy skorzystać bądź nie. Przecież Pani Asia nigdy, powtarzam nigdy nie napisała "drogi czytelniku, musisz mieć akurat z tej i tej firmy rzeczy w ilości takiej i takiej, a jak nie to jesteś bleee…"
lewkonia 19 maja 2015 (16:29)
Wszystko zależy niestety od zasobności portfela, tego się nie przeskoczy. Czasem idę na kompromis między oczekiwaniami, marzeniami, a realiami. Nie mam drewnianych podłóg, tylko panele po 35 złotych za metr, starannie dobrane kolorem i deseniem, choć może nie pożyją 20 lat. Ale za to nie mieszkam ósmy rok na betonie (wreszcie), bo choć oszczędzam, na czym się da ( na przykład na robociźnie – od zamieszkania na swoim "wykańczamy się" sami, zarówno mieszkanie jak i ogród) rzadko sobie możemy pozwolić na większy wydatek "na lata", mając takze inne inwestycje ( studia synów chociażby). Wyjątek stanowi modrzewiowa podłoga na werandzie, na którą się zbierało i zbierało, ale tu się dużo czasu spędza i to łącznie z psem, więc taka rzecz ma uzasadnienie i nie żałuje tego wydatku, jak i samej cudownie naszej werandy.
Za to reszty dopełniają wszelkie okazje i odzysk. Czy komplet mebli z castoramy za 300 złotych albo ławeczka do ogrodu za 100 łącznie z przesyłką, nawet, jeśli postoi 5 lat jest bublem? Zobaczymy, Prwada jest taka, że na dziś mi wystarcza, po prostu musi. Ale kupienie droższej nawet lepszej jakości, wymarzonej i większej jest dla nas obecnie zbytkiem. Jeśli mam do zrealizowania kilka spraw, a każda jest z drugą jakoś połączona ( np ostatni nasz "remont" ogródka") to muszę kombinować między tym, co chcę i jest lepsze, a tym, na co nas stać, byle było funkcjonalnie i ładnie.
Odzysk, przeróbka, przefunkcjonowanie (taki germanzim, wybacz) i wyobraźnia, to moje sposoby na niemodne a oszczędne gospodarowanie sprzętami, póki jeszcze się kupy trzymają, a dbam o to, by się trzymały jak najdłużej.
I jeszcze dodam, że tanie nie zawsze jest tanie dla wszystkich, bo jeśli dla mnie buty np za 300 złotych już są za drogie, to dla innej pani to żadna cena. Za to drogie i jakości Q kafelki skułam ze złością po 5 latach używania, bo były beznadziejne w użytkowaniu i doporowadzały mnie do szału. Podkreślam – były SUPER jakości, rodem z Francji, kurza ich twarz, tak dobre, że się skuwać nawet nie chciały!
Co z nimi zrobiłam? Podsypkę na ścieżki, które teraz po kilku sezonach przerwy wykańczam. Recykling – to uwielbiam:)
Pozdrawiam. Lewkonia
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:17)
Uwielbiam Twoje wpisy Lewkoniu!
Masz rację – zasobność portfela to duże ograniczenie…ja jednak często wolę w ogóle czegoś nie mieć, albo czekać na to latami całymi, zbierać na to, niż mieć tani byle jaki odpowiednik. Jeśli tylko REALNE jest że za jakiś czas uzbieram. Bo np. na sportowego jaguara:):):) nie mam szans:)
A tak na serio – masz rację z możliwościami finansowymi….tylko, że często owo "pseudo oszczędne" kupowanie tanich rzeczy, wychodzi suma sumarum dużo drożej – o czym sama się na własnej skórze przekonałam.
ja chyba najbardziej gubię się w jakości niby dobrych marek…bo decyduję się na cos ze względu na to, że marka wywija jakością niczym flagą, a po kupnie kilka razy okazało się…że jakości ani widu ani słychu..
Aginka 19 maja 2015 (16:29)
Tandeta zalewa świat. Wysypiska śmieci rosną. A elektro śmieci i pracujący tam ludzie? Widziałam kiedyś taki reportaż na TVN Style. Przerażające. Jednym z powodów zrobienia przez mojego tatę i męża altany na wzór japońskiej pagody była właśnie chęć posiadania w ogrodzie czegoś trwalszego jak zestaw plastikowych mebli lub materiałowego pawilonu, który dobrze pewnie wygląda tylko przez pierwszy sezon i oczywiście w gazetkach reklamujący dany moloch. Donice też robiliśmy sami i wykorzystaliśmy stare beczki. Po odnowieniu, wypełnione kwiatami są świetna ozdobą. Moja mama raz kupiła dosłownie papierowe meble do kuchni. Nie mogła uwierzyć,że wydała pieniądze, doczekał się remontu a okleina dosłownie odchodzi płatami. Może za dużo w kuchni przebywała? Przecież tonie na te czasy. Teraz tylko soku można się w kuchni napić i odgrzać pizzę w piekarniku ;/ Pozdrowieni serdeczne!
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:11)
O elektro śmieciach oglądałam sporo na youtube…..Masz rację – przeżyłam szok. Co najgorsze, my sobie w ogóle jako społeczeństwa nie zdajemy sprawy….co będzie za sto lat, jeśli nic się nie zmieni.
ZAZDROSZCZĘ Ci jak nie wiem tego sadziku Waszego:)
Anonimowy 19 maja 2015 (15:01)
W myśl zasady: nie stać mnie na tanie rzeczy.
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:09)
ale to moja mam zawsze powtarza…odkąd pamiętam:)
Anonimowy 19 maja 2015 (13:46)
Asiu, czuję dokładnie to co Ty.. Dookoła kicz i tandeta w ogromnych ilościach w stosunku do rzeczy ponadczasowych. Myślę, że dopiero uczymy się powoli jak wielką wartość mają naturalne materiały, przedmioty z historią, rękodzieło.. Że mniej, bardzo często znaczy więcej.. Że warto być cierpliwym w zdobywaniu wymarzonych, przemyślanych rzeczy.. Jesteśmy trochę "naśladowcami", z kompleksami, stąd to bezkrytyczne podążanie za modą.. Musimy się edukować jak ogromną wartość ma szanowanie tradycji, dorobku przodków, umiłownaie natury i przyrody..Dziękuję Asiu, że poruszasz takie tematy a Twój blog jest wielką skarbnicą wiedzy i estetyki szeroko pojętej.. Pozdrawiam serdecznie Asiu! :) Agnieszka G.
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:09)
Odbijam pozdrowienia!!! :):)
Majlook 19 maja 2015 (12:48)
Najlepiej nie miec za wielu srodkow na kupienie nowego, wowczas wlacza sie myslenie tworcze i wychodzi cos z niczego :P ja mam meble stare, ktore ktos mi podarowal, w sumie w mieszkaniu nie mam niczego nowego!!! jesli cos sama kupilam to na tzw marché aux puces, pchlich targach,… Wiele osob mnie pyta czy nie chce tego badz owego, bo wiedza, ze sie nie obraze kiedy o to zapytaja,, poza tym mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, w kamienicy, mam spory metraz i wysokie wnetrze, i te przechodzone meble dostaja u mnie drugie zycie :) Zdarzylo mi sie kupic tanioche, i nadal ja mam, bo nie lubie wyrzucac, a i nie stac mnie jeszcze na cos w super cenie… zreszta cena to nie wszystko :) Z jedzeniem i ubraniami jest podobnie… tanio kupuje sie na targu warzywa i mieso, od araba :) a ciuchy… to co mam spokojnie mi wystarczy, klasyka i prostota zawsze jest w cenie… wystarczy koszula biala, dzinsy, mokasyny, i kilka koszulek…. z sukienkami jest podobnie… zreszta ja juz chyba jestem na takim etapie mojego zycia, ze wole wydac ostatnie pieniadze na cos do domu -chocby miala to byc sciereczka lniana do kuchni :P – niz bluzka czy buty, badz torba… a jak mi sie cos znudzi to oddaje… ja dostaje, potem oddaje, znow dostaje…jak w zakletym kregu ;) pozdrawiam cieplo z Alzacji!
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:04)
Odbijam pozdrowienia i dodaję uściski! :)
Filipek 70 19 maja 2015 (12:43)
mam bardzo podobne zdanie ….tylko czasem tanio nie znaczy źle …..trzeba chyba zdroworozsądkowo do wszystkiego podchodzić w życiu ….no i może czasem dojrzałości wymaga ,żeby dojść do tych wniosków …coby nie rzucać się na coś w pierwszym zachwycie …a odejść ,pomyśleć i ewentualnie wrócić po tę rzecz :)pozdrowionka
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:03)
no i jak tu się z Tobą nie zgodzić:) ?
marchEwka 19 maja 2015 (12:38)
Kiedyś wydawało mi się, że taniej = lepiej. :) Ale to było kiedyś. Przy przeglądaniu zawartości domu okazało się, że meble i wyposażenie już jakoś pod względem jakości opanowaliśmy. Ale… nasze szafy i zabawki dzieci – to dopiero jest katastrofa. Połowa ubrań założona raz, (głównie mnie to dotyczy), połowa zabawek wciśnięta w kąty tak, że zupełnie o nich zapomnieliśmy… Od nadmiaru jednak głowa boli i przyszedł czas na zmiany. Jako, że jestem na macierzyńskim, jestem w domu niemal cały czas, to ten bałagan zaczął mi mocniej dokuczać, bo muszę na niego patrzeć nie tylko po pracy, ale od rana do wieczora. :) Teraz czeka mnie większy remont w domu i od jakiegoś już czasu kupuję i wybieram to, co wymarzone. Może droższe niż gdzie indziej, ale moje, wyszukane, wytęsknione. Może będzie mniej, ale na pewno lepiej. Spora część tych dodatków, to Twoja Joasiu i Twojego bloga zasługa. Od jakiegoś czasu wolę dłużej na coś poczekać, więcej odłożyć, więcej sklepów przeszukać, ale wybrać lepsze, na lata. Na tańsze zdecydowałam się tylko raz – stolik do malowania dla dzieci. Jest podrapany, pomazany, podziurawiony. Dlatego nie inwestowałam w prawdziwe drewno, tylko zwykły Ikeowski stolik.Ale już wybierając biurko dla starszej szukam czegoś z prawdziwego drewna, stolik zostanie dla młodszej – pewnie dzielnie pójdzie w ślady siostry i dokończy dzieła jego destrukcji. Mój mąż w dodatku tak "z wykształcenia" jest stolarzem :) więc tą miłością i słabością do drewna łatwiej mi go zarażać. Podobnie do ceramiki, wełny, lnu… tego, co naturalne. (Ps. I obiecał mi, że choćby za 10, czy nawet 20 lat, ale będę miała taką, jak Twoja pracownię w środku ogrodu. Może nie tak dużą, ale będę miała :) A Ikea? No fakt – sieciówka. Ale dla mnie sprawdza się. Jeśli tam coś kupujemy (a kupujemy ;), to tylko to, co nie tylko ładne, ale też solidne i trwałe. Pozwolę sobie pozostać "podglądaczem i "podczytywaczem" tej strony. Ps. czy ukazała się jakaś wersja drukowana bloga? Jakiś magazyn? Kiedyś, jak dobrze pamiętam był taki plan, ale czy coś z tego wyszło?
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:03)
Ewa…ależ miło się czytało Twój wpis – dziękuję:)
Nie planujemy wydawać magazynu – to tak ogromny koszt, i tyle zachodu z Tworzeniem papierowej wersji, że stwierdziliśmy wspólnie – iż zostawiamy tak, jak jest. Ale bardzo nam miło, że mimo jedynie wersji netowej – jesteś z nami:) DZIĘKI!
Aldona Kucner 19 maja 2015 (12:25)
Różnie to bywa. Zawodowo zajmuję się doradztwem dla firm. I niestety często małe polskie firmy, produkujące rzeczy na prawdę dobrej jakości, nie mają odwagi wycenić wysoko swoich wyrobów i "grają ceną". Czyli skazują się od razu na to, że klienci będą o nich myśleć jako o tych z gorszą jakością. A druga sprawa – często "jakość" oznacza co innego dla każdego. Dla jednych trwałość, dla innych kompatybilność, dla jeszcze innych wzornictwo :)
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:00)
a najlepiej – wszystko razem! :)
Anonimowy 19 maja 2015 (12:07)
To prawda, że żyjemy w świecie, w którym zalewa nas zewsząd tandeta. Aby dostrzec piękno i wartość w czymś, co z pozoru jest niegodne uwagi, trzeba mieć wrażliwość i szacunek dla natury. Na to we współczesnej pogoni za nowym i modnym jest deficyt.
GreenCanoe 19 maja 2015 (16:59)
…nawet mocny deficyt.
Pukapuka 19 maja 2015 (11:30)
Ja sama wielokrotnie brałam rzeczy ze śmietnika :) i mam ich nieco na wyposażeniu – z nowym szlifem rzecz jasna (np. krzesła – tych na śmietnikach jest mnóstwo, często porządne, drewniane, tylko tapicerka do wymiany, co nie jest takie trudne nawet samodzielnie). Sama się staram nie wyrzucać, choć nieraz kosztuje to wiele zachodu, ale naprawdę jest dużo możliwości. Po pierwsze pytam po rodzinie i znajomych, czy ktoś nie potrzebuje, po drugie są serwisy tupu gumtree – i tu można oczywiście sprzedać, ale jeśli chcę się czegoś po prostu pozbyć, to wystawiam za symboliczną kwotę lub nawet za darmo, wychodząc z założenia, że dla mnie zyskiem jest samo pozbycie się niechcianego sprzętu. Ostatnio miałam dylemat z lodówką. Ma już wiele lat, ale służy dobrze i nic jej nie dolega. Tylko marzył mi się większy zamrażalnik (zwłaszcza przed sezonem truskawkowym). Ale mówię – nie będę wyrzucać dobrej lodówki. Z kolei zakup nowej, dużej, to też niebanalny wydatek. Ostatecznie okazało się znienacka, że nową dostaliśmy w prezencie a następnego dnia dowiedziałam się o pogorzelcach, którym się bardzo przyda :).
I jeszcze jedna rzecz: ostatnio znajomi pokazywali mi krzesła,które są do odnowienia,ale się wstrzymują, bo "naprawa kosztuje tyle co nowe". A ja na to "to nad czym się zastanawiacie? Po co nowe, skoro stare w tej cenie można odświeżyć? :)" A dodam, ze porządne, zgrabne drewniane krzesła. Ale wiem, że niektórzy nie podzielają mojego punktu widzenia, na pewno wybraliby nowe. I ok.
Pozdrowienia!
Marysia
GreenCanoe 19 maja 2015 (16:59)
Wiesz….poza tym, że krzesła były porządne – pewnie im się znudziły:):):):) To jest główny minus dobrych jakościowo rzeczy – że mamy je kilka lat i nam się nudzą. Mam taki swój osobisty sposób na nudę – że jeżdżę z meblami, z pomieszczenia do pomieszczenia, czasami je przerabiam:)
Anonimowy 19 maja 2015 (10:09)
Podpisuję się pod wpisem obiema rękami. I tylko jeszcze dodam z własnego doświadczenia że to kwestia lenistwa. Aby kupić coś, jak mawia moja mama,porządnego potrzeba minimum wysiłku. Pójść kupić i wymienić na pierwszą lepszą rzecz jest prosto, łatwo. Poszukać, zdobyć wiedzę na temat i jeszcze zaoszczędzić – to sztuka której warto się nauczyć. Wiem to z własnego doświadczenia. Jestem dwa lata po remoncie salonu i dopiero teraz jestem zadowolona. Przez 8 lat mieszkaliśmy razem z meblami pseudo jakości. Które kosztowały dużo. Za dużo. Teraz mamy prawie wszystko zrobione przez stolarza. Z drewna. Warto byyyyło ?i te meble się starzeją. Z tą tylko różnicą że są jak wino. Im starsze tym lepsze. Pozdrawiam serdecznie. Stała czytelniczka.
GreenCanoe 19 maja 2015 (11:24)
No i CZASU – ile czasu potrzeba by w tym zalewie bylejakości odnajdywać te rzeczy wartościowe….
Lu 19 maja 2015 (10:05)
Mam podobne zdanie na ten temat Asiu, chociaż nie mogę powiedzieć, że nie raz nie dwa zgrzeszyłam i tandete kupiłam :P W każdym razie już teraz pluje sobie w twarz, że żałowaliśmy sobie na kilka rzeczy w mieszkaniu i po dwóch latach wyglądają jak z odzysku! Właśnie jestem na etapie kiedy pozbywam się masy rzeczy z domu na wyprzedażach garażowych, które zrobiły się bardzo modne w Warszawie i rzeczywiście jest to świetny sposób na pozbycie się zbędnych gratów z korzyścią dla obu stron :) Oprócz tego allegro i inne poprtale. Ale w ogóle to zastanawiam się czy skoro już teraz na 25 metrach ilość rzeczy mnie przytłacza, to czy jest sens kupować większe mieszaknie? :P No bo po co, żeby mieć więcej miejsca na jescze więcej rzeczy?? Buziaki, Lu
GreenCanoe 19 maja 2015 (11:23)
Lu – a ja to nie? Też mam na koncie takie doświadczenie:)
Tych Warszawskich wyprzedaży garażowych -bardzo, ale to bardzo zazdroszczę.
Ja mam ostatnio fazę na pozbywanie się z domu różnych rzeczy…Począwszy od ubrań, skończywszy na ozdobach….ciąży mi wszystko:)
Anonimowy 19 maja 2015 (14:32)
Asiu ? może jakąś wyprzedaż zorganizujesz ? :)
GreenCanoe 19 maja 2015 (18:01)
Nie zdążę:) mam w rodzinie zawsze tyle chętnych babek na np. rzeczy które wykorzystywałam do stylizacji – że rozchodzą się jak ciepłe bułeczki:):):)
greyhome 19 maja 2015 (09:51)
Ja zacznę od swojej działki…czyli ubrania. Dziwię się dziewczynom, kobietom, które kupują ubrania w sieciówkach typu HM , Zara, Carry itp. Te ciuchy są tak kiepskiej jakosci że widać to na wieszakach . Po praniu nie nadają się do niczego. Nie mówiąc o tym że szyte są w warunkach niehumanitarnych. Wyprodukowanie t-shirtu to koszt około 5 zł….sprzedaż po 49 zł….trudno się dziwić przecenie -80%.
Trochę wysiłku a można znaleźć fajne marki od początku do końca polskie. Szyją je Polki, dostają za to godziwe pensje . Takniny naturalne , bluzki, koszulki po kilku sezonach nadają się do noszenia . Rozglądnijcie się zamarkami: BIALCON, ECHO, SISEL, DAN HEN i inne droższe ale polski : ARYTON, SIMPLE i również polskie ale majace produkcję w Chinach MONNARI,,SOLAR ale jakość nienajgorsza. Jest wiele innych polskich firm o mniej znanych markach , które szyją dobrej jakosci konfekcje damską tylko nie znajdziecie ich w galeriach handlowych tylko w sklepach multibrandowych w butikach na ulicach swoich miast.
Co do mebli , powiem szczerze że nie mam zdania. Zawsze udawalo mi się sprzedać poprzednie lokum ze wszystkimi meblami . Obecne mieszkanie urządziłam całe w ….Ikeii i dla kogoś może to być głupie ( tandeta , słaba jakość) ale wybrałam te droższe meble i jak na razie nie mam zastrzeżeń. Jestem raczej osobą zmienną więc nie mogłabym mieć tych samych mebli od dwudziestu lat więc w ten element wyposażenia nie inwestuje. Tak samo nie ważny jest dla mnie aż tak bardzo wygląd baterii przy umywalce i mogę ją mieć za 200 zł – totylko leje wodę!!! niż za 500 czy 1000 zł. Tak samo przycisk do spłuczki poddtynkowej który może kosztować ponad 1 tys.złotych … przecież ten za stówkę tak samo spuszcza ….;)
Mój majster od remontu ostatnio mi powiedział że najbardzie szaleją z bezsensownymi wydatkami ci , którzy biorà na te inwestycje ….kredyty!
Jestem za znalezieniem złotego środka . Jest to trudne , ale wykonalne.
Teraz urządzam mieszkanie córce. Oglądam sprzęty AGD większość wrezmę w Ikea bo mają 5 lat gwarancji ….w zwykłym sklepie 2 lata i po tum okresie zazwyczaj wysiadają. Będę kupować pralkę i przeznaczam na jej zakup 1 tys. skoro ma się zepsuć to po co przepłacać .Ta za tysiac tak samo wypierze co ta za dwa .
A co do rękodzieła, tego trendu , że musimy, że powinniśmy mieć….przyznaję sama dałam się wkręcić w tą machinę. Nakupiłam mnóstwo dodatków …..których nie mam gdzie postawić. W dużej mierze tą spiralę nakręca świat blogów wnętrzarskich ….piękne zdjęcia, przrdmiot z listy " must have" i już klikamy "kup teraz" w sklepie z podanego linka.
Ja osobiścię rozpoczynam walkę sama ze sobą by przestać wkręcać się w tę zabawę :)
Pozdrowienia Patti
GreenCanoe 19 maja 2015 (11:20)
O ubraniach nawet już nie będę pisała….od dłuższego czasu odczuwam wstręt, gdy musze wejść do dużego sklepu i gdy widzę te setki szmat a wśród nich niewiele dobrych jakościowo – po prostu przestało mi to sprawiać radość. Bardzo lubię naszego Solara i Simple.:)
Co do dodatków domowych….mam swoje ulubione, które są z nami całe lata, ale nie stronie od nowych – masz jednak racje, że łatwo popaść w nieopanowaną chęć posiadania wszystkiego. Uważam że wnętrzarskie blogi powinny przede wszystkim inspirować – i ułatwiać zakupy, jeśli rzeczywiście czegoś konkretnego szukamy. To, że czytelniczki czują wewnętrzna potrzebę kupowania dosłownie wszystkiego co tylko na nich znajdą….to już jest kwestia do głębokich analiz o naturze psychologicznej.
Inga 19 maja 2015 (17:12)
Uff! A już myślałam, że tylko ja odczuwam niechęć wchodząc do sklepu z tysiącem ciuchów;) Nie potrafię zrozumieć jak to jest, że tuż obok, na dziale męskim 90% rzeczy jest wykonana z bawełny a my kobiety dałyśmy sobie wcisnąć sztuczność! Niemal wszystko w modzie damskiej jest sztuczne:(
W ogóle mam wrażenie, że jesteśmy mistrzami w udawaniu i zasępowaniu – zamiast kamienia styropian, zamiast drewnianych desek te plastikowe, kostki z betonu itp. Wolę mniej ale dobrej jakości – i tak mam ze wszystkim;) Ciuchami, jedzeniem, meblami…
Macham ciepło!:):)
Anonimowy 20 maja 2015 (10:40)
Zgadzam się w 100%! Jak idę kupić jakiś ciuch, to zawsze najpierw patrzę na skład i jeśli zawiera w sobie poliester, acryl i inne sztuszności, to od razu odładam daną rzecz. Nieważne, że była po super przecenie albo super ładna. Nie będę płaciła ani nosiła plastiku. To samo dotyczy wszelkich wyrobów z tzw. ekoskóry. Dla mnie to jest największe Scheisse i nigdy nie kupiłam i nie kupię butów, torebek, pasków, rękawiczek etc. z plastikowej pseudo-skóry.
Anonimowy 20 maja 2015 (13:38)
punkt wiedzenia zależy od punktu siedzenia, jak masz kase to nie będziesz stronić od nowego i zawsze będziesz stawiać na jakość…ale jak ktoś zarabia grosze to cieszy się z każdej rzeczy, na którą go po prostu stać….chociaż oczywiście potwornie wkurzające jest jak wydajesz nieważne jaką kwotę na coś, co potem okazuje się bublem
Ania z Zapiecka 19 maja 2015 (09:27)
Myśmy urządzając nasz dom kierowali się zasadą, że kupujemy na lata. Dlatego przeważa drewno. Wiedziałam, że kuchnia ma towarzyszyć już zawsze, więc starałam się, żeby była ponadczasowa. Nie było nas stać na wszystkie nowe meble, dlatego szperałam, szukałam, grzebałam na targach staroci, w sklepach z używanymi meblami. To wszystko z maluchem w wózku, który do spokojnych nie należał. To zdecydowanie wprowadziło w nasz dom styl niekoreślony, ale nam jest tutaj dobrze :))
Co do ekologicznych zachowań to zawsze staram się pamiętać o tym (może już oklepanym haśle), że nie odziedziczyliśmy ziemi od naszych przodków, tylko ją pożyczyliśmy od naszych dzieci. Oddajmy ją taką jak dostaliśmy. Sporo czasu poświęciłam w pracy zawodowej na edukację ekologiczną dzieci i moim też staram się tą wrażliwość przekazać.
Pozdrawiam
GreenCanoe 19 maja 2015 (11:14)
Aniu – nie znałam tego powiedzenia…ale zgadzam się z nim w 100%
Anonimowy 19 maja 2015 (08:52)
Kiedy biorę się za remont w domu najbardziej stresuje się tym, że źle zainwestuję pieniądze, że kupię złej jakości materiały, meble, itd. Nie chodzi tu oczywiście o źle dobrany kolor ścian, to stosunkowo łatwo można zmienić. Myślę o rzeczach bardzo kosztownych i takich ,które będą na lata, np. ogrodzenie domu, wybór tynku, meble …, ale też dotyczy to zakupu odzieży. Nie chodzi o to by wydać po prostu pieniądze, ale o to by je dobrze wydać, dlatego długo podejmuję decyzje, analizuję, szukam.. mąż się czasem denerwuje, ale ja wiem swoje :)) Ile to się czasem człowiek musi namęczyć, zanim wyda pieniądze… Ewka
GreenCanoe 19 maja 2015 (09:25)
Ewa – wiem o czym piszesz. Moi znajomi budowali dom, kupili kable. Wcale nie jakies tanie. Zwykłe kable w średniej cenie….Po 3 latach dokładnie widać gdzie są w ścianie położone -czarna smuga prowadzi jak po nitce do kłębka. okazało się po wyrwaniu, że były to bublowate kable, otulone jakimś obtłuszczonym plastikiem….Zgadnij ile kosztował remont…kucie, nowe kable, malowanie….ile stresu i nerwów zjedli przez ten czas. Najgorsze jest to – że nie wybrali niczego z tej "niskiej" półki.
Magda /All things pretty and simple 19 maja 2015 (08:47)
Moje spostrzeżenia są dokładnie takie same, co raz trudniej kupić mi jakieś ubranie, bo za bardzo zwracam własnie uwage na stosunek ceny do jakości. Dlaczego za szmatę mam płacić tyle kasy?? Szmatka ma kosztowac tyle co szmatka, tym bardziej, że mam świadomość ile kosztowało jej wyprodukowanie. Nie zgadzam się na to. Ostatnio na pewnym popularnym chyba już wnętrzarskim blogu prowadzonym przez młodą mamę przeczytałam o tym, że, o zgrozo!, lepiej kupowac tanie meble, bo potem nie będzie żal ich wyrzucić. Oczywiście nie musze dodawać, jak wielkie grono osób poparło tą "szlachetną" ideę. ja, ze swoim "paździerzowym" podejściem poczułam się jak kosmitka. Takie podejście do sprawy jest niezwykle krótkowzroczne i egoistyczne, chociazby ze względu na nasze dzieci właśnie-choć owa mama pisze, że to ze względu na dzieci musi kupowac tanie meble!! tylkoe, że te dzieci będą później żyły na wielkim wysypisku śmieci, ale to pewnie szczegół nieistotny. Myślę sobie, że to niestety blogi po części są winne temu pędowi za trendami, wmawia się nam, że non stop musimy cos w naszych domach zmieniać, poprawiać, przemalowywać, dostosowywac sie do trendów. Bzdura!! Moda ma to do siebie, że szybko przemija. Jaki jest sens w slepym podążaniu za nią po to tylko, żeby za jakiś czas stwierdzić, że to jednak nie to?? promujmy indywidualność, rozwijajmy świadomość swojej estetyki, nie wstydźmy się tego, że nie jesteśmy masą biegnąca w kierunku, w który nas gonią media i marketingowcy. Pozdrawiam :-)
GreenCanoe 19 maja 2015 (09:22)
Magda, co prawda nie wiem o jakim blogu piszesz i może pomińmy kwestie wymieniania kogokolwiek – ale tak sobie myślę, że młodzi ludzie…tacy na starcie, z małymi dziećmi albo oczekującymi na dziecko, często nie są na tyle stabilni finansowo, by inwestować w dobre jakościowo produkty, meble właśnie np. – albo tak im się wydaje że ich na to nie stać. Albo może być również tak, że mają np. inne priorytety – wolą np. kupić cos taniego….a pojechać na wakacje. Nie próbuję tu nikogo tłumaczyć, tylko ….nauczyłam się przez ostatnie lata, że jesteśmy po prostu różni – mamy różne priorytety, różne potrzeby, różne możliwości finansowe, i jesteśmy przede wszystkim w różnych etapach swojego życia. Pochodzimy tez z różnych domów – co innego wpoili nam nasi rodzice. Czasami też młody człowiek do jakichś tam wniosków musi sam sobie dojść…albo i nie:) Rzeczywiście bardzo nie lubię bezsensownego wyrzucania – staram się zawsze by nasze rzeczy trafiały dalej jeśli z nich już nie korzystamy – a że są DOBRE JAKOŚCIOWO:):):) – to zazwyczaj się to właśnie udaje.
Co do kwestii zmian – ja je bardzo, ale to bardzo jednak lubię:) I na bank Green canoe to jeden z tych blogów właśnie, który do zmian mobilizuje, inspiruje. Czasami rzeczywiście są one związane z nakładami finansowymi, czasami tylko z nakładami pracy -mojej, męża. Mysle, że grunt – to nie dać się OCZADZIĆ :) Mieć własny gust, wczuć się we własne potrzeby. Bo to że jakaś konkretna blogerka zmieniła wystrój domu, nie oznacza wcale, że ja też musze – ALE….mogę poczuć się zainspirowana do jakiegoś małego działania. Masz rację – niektóre mody przemijają…i to indywidualność tak naprawdę od tysiącleci jest najbardziej modna:)
Magda /All things pretty and simple 19 maja 2015 (09:46)
Joasiu, racja, ja to wszystko rozumiem, wszak przez wszystko przeszłam, też byłam młoda mamą z dzieckiem, też urządzalismy mieszkania nie mając wielkich środków. Nie rozumiem natomiast podejścia typu "kupuję tanio po to, żeby za jakiś czas to wyrzucić, bo mi się znudzi", taka "filozofia życiowa" zupełnie do mnie nie przemawia i uważam, że jest szkodliwa. Rozumiem natomiast, że kogoś nie stać na kupowanie droższych rzeczy, koniec i kropka, życiowa sprawa -szczególnie w realiach naszego kraju,dorabianie do tego jakiejkolwiek innej definicji lub, co jeszcze gorsze, mówienie innym, że to jest fajne i cool – kupić i wyrzucić – jest dla mnie niezrozumiałe. Mało chyba jestem wyrozumiała generalnie mówiąc, hi hi hi. Co do jednej sprawy jeszcze się zgodzę…wiek…tak, to chyba jest ten czynnik, który bardzo wpływa na zmianę optyki…niestety, wychodzi na to, że jestem już stara zrzędliwa baba :-)
GreenCanoe 19 maja 2015 (17:58)
No to tu się zgadzamy – też nie mam zrozumienia dla wyrzucania ….
I wcale nie jesteś stara zrzędliwa baba….
Ola Zebra 19 maja 2015 (08:40)
Asia ja mam dom na wsi, więc nap fronty z szafek kuchennych przybędą na wieś właśnie i tak po przemalowaniu zmaterializują się w nowej kuchni…wiele rzeczy zostawiam, a kiedy przychodzi czas wędrują do "potrzebujących" znajomych. Wywalania rzeczy oduczyłam się już dawno temu, bo wiem, że większość z nich jest mi potem potrzebna ;-)
GreenCanoe 19 maja 2015 (09:03)
OOOOO widzę, że mamy ten sam system:):) Nasze starsze meble wędrują do części ogrodowej np. – przerabiam je:)
Ale ja jednak pozbywam się rzeczy. Moja druga połówka trzyma wszystko – "bo kiedyś się przyda" – ja już wiem, że owo kiedyś nie następuje nigdy albo bardzo rzadko. Dlatego rozdaję.
Ola Zebra 19 maja 2015 (09:24)
Haha…wiesz u mnie jest system jak trzeci rok się nie przydaje to zostaje przesunięte dla "potrzebujących" ;-) ale zwykle w ciągu trzech lat jednak się przydaje…np teraz rama ze z starego kredensu została przerobiona na lustro ;-)
Elżbieta A. 19 maja 2015 (08:32)
Patrząc na świat, który biegnie nie oglądając się na boki, świat, gdzie ludzie za grosze szyją ubrania, a inni kupują je za tysiące dla szpanu (i żeby to było ładne), świat, który nakazuje, zakazuje i wskazuje – co trzeba, co należy, jak żyć = mówię głośne nie!!!!!
Nie chcę takiego świata, gdzie drugi człowiek nic nie jest wart.
Stawiam na jakość i wolę kupić u dziewczyn z blogów niż dać zarabiam pośrednikom
Mam swoje wartości, i będę się ich trzymać i pochylać nad każdym potrzebującym, nawet gdybym mogła mu dać tylko miłe słowo i przytulenie.
A rzeczy mają duszę i uwielbiam mój recykling do domu.
GreenCanoe 19 maja 2015 (09:02)
Elu -i tu i tu znajdziemy tandetne rzeczy. Być może za to co teraz napiszę posypie się na mnie lawina krytyki, ale złą jakość czy tandetę można znaleźć niestety również w rękodziele proponowanym przez blogerki. Nie zawsze "rękodzieło" to dobra jakość, nie zawsze – dobry design. Nie mam nic przeciwko temu, by pośrednicy – sklepy – zarabiali. Przecież to jest istota handlu. Nie rozumiem jedynie 300, 400% marż. I to bywa że w stosunku do mało jakościowego towaru jeszcze.
Elżbieta A. 19 maja 2015 (10:24)
Ale masz rację… Nie każde rękodzieło to "rękodzieło" godne kupna.
Mi samej zdarza się zrobić bubel
COTTONI Anna Poreda 19 maja 2015 (08:23)
Hmm, niestety zalew świata bublem trwa w najlepsze. Większość produktów ma za zadanie przetrwać okres gwarancyjny,żeby zaraz po tym czasie odmówić współpracy i wylądować na śmieciorach zmuszając nas do kolejnego zakupu. Nie lubię tandety i chwilówek, dlatego częściej sięgam po starsze produkcje, czy to w kwestii umeblowania, czy sprzętu. Nowe auta zamieniliśmy na stare mercedesy, bo elektronika siadała na potęgę, a tu wszystko proste i z gwaracją długiej żywotności. Ostatnio stałam się szczęśliwą posiadaczką nowej maszyny szyjącej, niby cudo techniki, masa guziczków, wyświetlacz elegansi… jednak sprawniej działa sprzęt rocznik 68, który właśnie udało mi się zakupić- miętowy Singer (właśnie wrzuciłam na bloga :) Nie lubię marnowania pieniędzy.
GreenCanoe 19 maja 2015 (08:29)
Maszyna niesamowita!!!!
COTTONI Anna Poreda 19 maja 2015 (08:31)
Nooo :) niby staruszka, a bankowo jeszcze mnie przeżyje i oby wtedy trafiła w dobre ręce…
naszakocanka 19 maja 2015 (08:17)
Niestety żyjemy w takich czasach kiedy jakość nie idzie w parze z ceną.
Widać to szczególnie po słabej jakości dość drogich ubrań w sieciówkach – bluzki które potrafią po 1-2 praniach wyglądać jak stara szmata…Przykre , bo najwięcej w takich sklepach wydają nastolatki (a raczej ich rodzice) wiecznie podążające za modą i byciem cool.
Co do przedmiotów użytkowych – bardzo podoba mi się "moda" na odnawianie starych mebli. Dzięki temu można, przy odrobinie cierpliwości i własnej pracy uzyskać niebanalny mebel z historią. Swoją drogą sprzedawcy antyków wyczuli biznes i ceny niektórych perełek też poszły w górę..My mamy w domu kilka mebli po mojej babci , mają 100 lat i są niezniszczalne. Obok nich stoją te ze sklepu na 4litery – jest to jedna z nielicznych sieciówek gdzie wg mnie jakoś=cena (i być może dlatego w wielu wnętrzach goszczą właśnie te meble).
I na zakończenie kwestii (chociaż to temat rzeka) – ostatnio wybieraliśmy z moim K. kran do wanny. Kiedy znaleźliśmy idealny cena (mimo iż promocyjna) okazała się (wg mnie) masakryczna -1500zł. Mój chłop ze spokojem i pokerową twarzą powiedział, że damy za niego 800zł i ani grosza więcej. Sprzedawczyni zrobiła duże oczy, ja zresztą też – a okazało się , że kierownik wyraził zgodę na taki (dodatkowy) upust…Po wyjściu ze sklepu (nadal w szoku) zapytałam K. " jak to możliwe". Odparł – "Kochanie, cena w sklepie jest rzeczą umowną.Tam gdzie można – trzeba się targować " Ot, co. I tego muszę się chyba od niego nauczyć !
pozdrawiam serdecznie
ps. a meble które nam się już nie przydadzą wywozimy do osób, które są w stanie zrobić z nich użytek, czyt. wielodzietne, mniej zamożne rodziny, którym się w domu nie przelewa…
GreenCanoe 19 maja 2015 (08:27)
Piszesz o IKEA, tak? Wiele osób uważa, że właśnie niestety jakości nie trzymają – ale ja mam inne doświadczenia. Nie mamy wielu mebli z Ikea w domu, ale te które mamy – trzymają się naprawdę nieźle:)
Co do historii z kranem – :):):):):):)
naszakocanka 19 maja 2015 (10:33)
Jadąc do IKEA wiemy czego się spodziewać. Z tych mebli, które mamy jesteśmy zadowoleni. Regały Hemnes, kanapy Ectorp, krzesła Ingolf czy system PAX są godne polecenia. Kuchnia też póki co dzielnie się trzyma. Być może są gorsze serie ale jakoś na nie nie trafiliśmy. A teraz właśnie urządzamy pokój dla dziecka meblami z Ikea :)
Anonimowy 19 maja 2015 (17:52)
"Wiem, że większość z Was lubi Ikeę – ja chyba jednak nie bardzo. Tzn. wiele rzeczy podoba mi się w niej jeśli chodzi o styl i walory estetyczne, przychylam sie do prostoty, wszechstronności zastosowań i samego wzornictwa, pochwalam także świetne rozwiązania organizacyjne (segregacja, organizery, półki, schowki, itp), ale niestety mamy niemiłe doświadczenia jeśli chodzi o jakość – głównie mebli, które właśnie tam niegdyś kupiliśmy."
To Asiu Ty o Ikea. Był jeszcze wpis o kanapie, która dużo kosztowała i szybko się zepsuła . Ja niestety zapamiętuję wszystko, co przeczytam:( Tak różne zdania podważają bardzo wiarygodność.
Pozdrawiam,
Ewa
Anna Salita 20 maja 2015 (08:59)
Przyznam się, że też lubię Ikeę, właśnie za pomysłowość, wzornictwo i jakość. Przy czym mam doświadczenie tylko z sosnowymi meblami ikeowskimi. Taką właśnie przyjęlismy z mężem zasadę – kupować w miarę możliwości (czytaj budżetu) meble drewniane. I tak, ze względów budżetowych, króluje u nas sosna. I ta nowa z Ikei (szafy patynowane, stoliki nocne, łóżko itp.), Jyska (regał w pokoju dzieci, krzesła) oraz z drugiej ręki (giełda w Czaczu, znajomi – komody, a nawet PRL-owski stół). A żeby wszystko harmonizowało ze sobą jest bielone – nadal widać słoje w drewnie, które są piękne i nadają meblom charakteru. Niektóre są malowane mocniej, jeśli czas je brutalniej potraktował. Styl jest zatem rzeczywiście "nieokreślony";) ale nasz, z odrobiną retro, szczyptą romantyzmu, nostalgią męża do dawnej motoryzacji, moim rękodziełem – każdy czuje się dobrze, a o to właśnie chodzi:) A w razie czego… meble drewniane zawsze można przemalować;) Niestety w niektórych kwestiach budżet jest wyjątkowo trudną barierą do pokonania… Nigdy nie oszczędzam na jakości jedzenia – to dla nas ważne i staramy się celebrować każdy wspólny posiłek. Gorzej sprawa się ma z ubraniami – budżet się kurczy, a coś trzeba na siebie założyć. I tak powstaje miks rzeczy dobrych i tanich z lumpeksu, dobrych i drogich nówek oraz wypełniacza w postaci tanich rzeczy z sieciówek… W drodze prób i błędów staram się być za jakością a nie ilością:)
Pozdrawiam,
Ania
naszakocanka 21 maja 2015 (15:48)
Oooo, a co do jakości jedzenia – już mam dosyć tych "chemicznych cudów" z hipermarketów ! Z chęcią odwiedzam małe, weekendowe jarmarki gdzie mogę kupić prawdziwy twaróg, miód z małej pasieki. Dżemy, ciasta, kompoty – najlepsze te własnej roboty, albo z teściowej ręki ;)
Dość kolorowych E-dopełniaczy ! Odkąd czytam etykiety w sklepach jestem PRZERAŻONA !!
GreenCanoe 19 sierpnia 2015 (20:48)
Ewa, zastanawiałam się długo nad Twoim wpisem i cytatem – i w końcu doszłam o co chodzi:) Masz rację, nasze pierwsze zakupy małżeńskie okazały się mało udane. Potem kupiliśmy kilka mebli drewnianych, z droższego segmentu – i te mają się świetnie. Więc jednak chyba nie jest z Ikeą tak źle jak na początku sądziłam:)
sylwia wdomu 19 maja 2015 (08:07)
Święta prawda! Ciuchy rozpadają się po kilku praniach (celowe postarzanie tkanin), sprzęt elektroniczny psuje się po gwarancji (stosowanie materiałów o ściśle określonym czasie działania), materiały budowlane spełniają swoje zadanie tylko przez kilka lat, potem znów remont, gatunki owoców i warzyw hodowane tylko ze względu na atrakcyjny wygląd i długi okres przechowywania itd., itd. Do tego jeszcze moda! Nic tylko kupuj, kupuj, kupuj! To jest konsumpcjonizm w najczystszej postaci. On służy tylko i wyłącznie firmom i korporacjom. My, zamiast zostawić coś po sobie naszym dzieciom, tylko wydajemy pieniądze i wydajemy.
GreenCanoe 19 maja 2015 (08:23)
Chyba właśnie najbardziej irytuje mnie określona żywotność sprzętu….i to, że nie opłaca się go naprawiać.
red artist 19 maja 2015 (08:07)
No u mnie na pewno panuje styl "nieokreślony" ;-) Niczego nie wyrzuciłabym na śmietnik. Kilka lat temu zamarzyła mi się zmiana wystroju, choć mieszkanie wtedy było urządzone raptem dwa lata wcześniej. A jednak poczułam, że to nie mój styl – przekonałam męża, że znajdę kupców i niczego nie będzie się marnować. I tak się stało, sprzedałam właściwie cały wystrój salonu i stanęły w nim wymarzone drewniane meble. Notabene w kolorze orzecha, który raczej nie jest modnym kolorem, ale nie chcę słuchać podszeptów, żeby je przemalować np. na biało.
Ja też czuję się mega oszukana, jak wiem, ile marży narzuca się na pewne rzeczy, w usługach też, zwłaszcza jeśli chodzi o reklamę i druk, grrrr!
GreenCanoe 19 maja 2015 (08:21)
Styl nieokreślony – to mój ulubiony:)
Przy wymianie witryny w salonie, też sprzedaliśmy stary kredens. To samo z ławą…