Nasze ostatnie 2 miesiące to czas zaniedbywania domu. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Nawał pracy, który z wdzięcznością i radością przyjmuję z całym inwentarzem:), spowodował, iż nie miałam zupełnie czasu dla naszych czterech kątów i ogrodu. Nie mówię tu o stercie prania czy sezonowych zmianach w szafach ( sezon jesienny w pełni rozpoczęty a ja nadal pomykam w japonkach) Chodzi mi raczej o stan, w którym nie masz zupełnie CZASU by w swoim domu pomieszkać, wtulić się we własny fotel i przysnąć przy czytaniu książki. Czy po prostu z mężem osobistym i takimże samym synkiem poleżeć przed kominkiem zleniwiatorem. Zaniedbaliśmy dom bez dwóch zdań. Być może to widok za oknem mnie trochę poszturchnął…być może podmuch wiatru zimny nadspodziewanie, a może po prostu tęsknota. Za zwykłym pomieszkaniem. Wyszorowałam w ramach przeprosin chałupę do „pachności” i tradycyjnie już, jesiennie ubrałam w czerwień. Może i trochę przekornie, bo to kolor kojarzący się ze Świętami Bożego Narodzenia głównie, ale nasze święta rzadko kiedy tak naprawdę są czerwone. Zimą witamy od progu cynamonem, bielą i suszonymi pomarańczami. Czerwień rezerwując na długie, jesienne i niestety często – deszczowe wieczory.
Krateczka, lniany obrus, mech…niby nic a całkiem inne energetycznie wnętrze. Z przyjściem zmroku odpalamy wszystkie możliwe świeczki, ogień w kominku tańczy od rana.
Wyciągnęłam ulubiony lniany obrus. 100% lnu, mięsistego i grubego – w dłoniach czuć jego „naturę”. Być może wyda się Wam to dziwne, ale nigdy go nie prasuję. Osobista fanaberia posiadania nieprasowanego lnu na stole, rodzi w mej duszy maleńkie poczucie wolności – nic nie muszę:):) Pomiętolony len wchodzi na listę: najpiękniejszych klimatów tegorocznej jesieni. W połączeniu z kryształowymi kielichami i ciepłym światłem świec zaczarowuje nasze kolacje.
Ale to nie jest tak, że tylko sobie sielsko anielsko spożywamy posiłki w romantycznej otoczce:) Tak naprawdę wolne chwile przy lampce wina to ostatnio rarytas…Mam grafik napięty do granic możliwości i nijak nie mogłam wytłumaczyć tego ani bzowi czarnemu ( coby dojrzał później), ani pomidorom, aronii, cukini…Po nocach niczym Merlin pichcę mikstury, które to zimą mają nam ratować tyłki:) Głownie przed brakiem witamin, ale zamknięte w słoiki zapachy i smaki to także zimowe koło ratunkowe dla kubków smakowych. Pomidory kupione w styczniu? BRRRRR….Każdą wolną chwilą wekuję, suszę, zamrażam. Ot, taka praca chałupnicza w ramach nadgodzin :):)
***
Poniedziałek był NASZ. Za oknem deszcz, w domu płomień z kominka, ulubiona płyta, książeczki i pogaduchy. Ukojenie po zeszłym szalonym tygodniu. Co prawda jutro znów ruszam w trasę, ale naładowałam dziś tak akumulatorki, że starczy mi ( mam nadzieję) na długo. I to dzięki
TEJ płycie między innymi. Kierowanej do dzieci – ale to klasyka. Mozart, Bach, Chopin, Dvorak…i wymieniać mogłabym w nieskończoność. Ogromną zaletę tych krążków ( jest ich w sumie 3) stanowi tematyczne podzielenie- „słodkie przebudzenie”, „bajeczne zabawy”, „magiczne zasypianie”. Świetnie dobrane, płynnie i bez rytmicznych zgrzytów, które bywają wadami tzw. składanek. Te płyty Leoś dostał od cioci B. w ramach Mikołaja. Pokochaliśmy je obydwoje. Słuchamy i słuchamy, bawimy się, zamyślamy, zasypiamy…Dzielę się z Wami naszym zaklęciem na cudne chwile:) Wydawnictwo SONY BMG. Tak wygląda okładka:
Kochani – „pałera” na deszczowe dni, uśmiechu i udanego tygodnia.
Niech moc będzie z nami:) choćby w tle – z kaloszami:)
że tak grafomańsko pozwolę sobie na dziś skończyć.
Ściski z czółna serdeczne. I do usłyszenia.
ps. proszę Was o cierpliwość w oczekiwaniu na moje mailowe odpisywanie – cały czas mam w tym temacie duże”tyły” :)
Dziękuję za Twój komentarz.
51 komentarzy
GreenCanoe 28 września 2011 (16:39)
śliwki podsuszam w specjalnej suszarce( takiej do grzybów, kilkupoziomowej) potem dopiero na sznureczek przy kominku. Oprócz śliwek wiszą jeszcze jabłka w plasterkach i gruszki.
Anonimowy 28 września 2011 (15:42)
Joasiu, napisz co to suszysz na tym sznureczku, tzn. jakie owoce i czy śliwki tak się ususzą?
Pozdrawiam Ela.
mindfulatthirty 26 września 2011 (09:54)
Mały ma oko ;)
Joanna 23 września 2011 (17:38)
Ja niestety dalej nie mam czasu pomieszkać w domciu a tym bardziej wyszorować go do pachności…
pozdrówka
Anonimowy 23 września 2011 (12:46)
Pozdrowienia jesienne:) Świetne zdjęcia, profesjonalne. le.
Anonimowy 22 września 2011 (18:08)
Hehehe, ja też w japonkach jeszcze brykam:) Obrus jest przepiękny. Pozdrawiam
Anonimowy 22 września 2011 (17:57)
Witam, piękne te Twoje wnętrza. Moje dzieciaki słuchają jeszcze chętnie składanek Baby Einstein, to również bardzo delikatnie dobrana muzyka klasyczna dla najmłodszych. A podczytujemy Razem ze słonkiem Marii Kownackiej część o złotej jesieni:), książki kupiłam na Allegro za kilka złotych w ramach wspomnień z dzieciństwa i o dziwo moje maluchy uwielbiają. Pozdrowienia. M.
Aldona 22 września 2011 (14:40)
och klimatycznie, klimatycznie u Ciebie. Tak posiedzieć przy kominku, odpocząć i nie myśleć co dalej….
kasiexa 21 września 2011 (22:29)
to witaj w klubie..ze tak napisze kolokwialnie…ja tez mam trochę oddechu od pracy i nadrabiam zaległości domowo przetworowe , chociaż wczoraj zaraz po basenie ból rąbnął mi stawy i zwalił z nóg.. dosłownie i.nadrobiłam więc zaległości serialowe. Dobrze jeszcze ze mam trzy córy w wieku 18, 20 i 23…każda zrobi w domu to co lubi…(sprzątanie , gotowanie , pieczenie, robienie wina…) jakoś wspólnie dajemy radę:)Pozdrawiam ciepło zwłaszcza za ten lniany obrus, a kto powiedział ze musi być wyprasowany:))
magdalenia 21 września 2011 (19:30)
Asia, Ty moja "Dziołcho" kochana zaś cudnie u Ciebie! W tym obrusie z lnu zakochałam się bez reszty.
Podziwiam Cię, że mimo tak intensywnego czasu w pracy masz jeszcze chęci i energię działać w domu. Ja teraz też bardzo intensywnie spędzam czas w szkole i jak wracam po prostu padam:(
Dziękuję za kolejny energetyzujący post, buziaki i uściski dla Was! Pamiętamy i wspominamy!
Małgorzata 21 września 2011 (07:43)
Chociaż mi też czerwień kojarzy się przede wszystkim ze świętami, to w tym jesiennym wydaniu prezentuje się pięknie. I nie jest tak smutno szaro-buro.
W słoikach zamykamy zapachy lata i wczesnej jesieni, prawda? :) by w styczniu na chwile znów poczuć sierpniowy smak pomidorów :)))
pozdrawiam ciepło :)
tabu 20 września 2011 (23:54)
cudnie..po prostu dom.. po prostu życie..czekam z niecierpliwością na takie chwile:)
Wiolka 20 września 2011 (22:28)
Energetyczna czerwień super pomysł :) Pozdrawiam
ebris 20 września 2011 (18:15)
ile razy czytam Twoje notki, nie mogę się nadziwić ile uśmiechu u mnie wywołują i ile ciepła od Ciebie bije:) a w coraz chłodniejsze wieczory z jeszcze większą niecierpliwością będę oczekiwała nowych wpisów:)
jadwiga 20 września 2011 (16:29)
no to jeszcze tylko przepis na ten bez czarny by się przydał, mam w ogrodzie, ale co z niego zrobić?
pozdrawiam
j
Bałatka 20 września 2011 (16:06)
Ojej, jak u Ciebie przyjemnie i cieplutko z tą kapką czerwieni, zazdroszczę gustu bo za każdym razem wnętrza Twojego przesympatycznego domu wyglądają inaczej.Przyglądam się z zaciekawieniem okolicy w jakiej mieszkasz i próbuje zlokalizować bo jestem zdaje się zza miedzy ale niestety …miejskiej miedzy. Pozdrawiam BeA
Dag-eSz 20 września 2011 (15:50)
A nam teściu w PL narobił soku z czarnego bzu :))) i mam nadzieję, że uda nam się na Boże Narodzenie być w PL i zabrać przy okazji soczki :)
Czerwień jak najbardziej i pomiętolony len :))) ostatnio widziałam taki wyprany i pomiętolony bieżnik lniany – tak specjalnie – w sklepie i fajnie to wygladało :)
Uściski ślę :)
moje brzydactwa 20 września 2011 (14:59)
Ja nie do końca kojarzę świeta Bożonarodzeniowe z czerwienią- raczej bielą granatem i srebrem – może dlatego, że to moje ulubione kolory na choince:) ale masz rację u nas bardziej czerwony kojarzy się z jesienią- szczególnie dlatego że wiąże się z przetworami w których gurują pomidory(mniam)
Pozdrawiam!
Tomaszowa 20 września 2011 (13:12)
Miłego rodzinnego dopieszczania i domowego biesiadowania przy cieple kominkowego ognia:))
To jest to co lubimy najbardziej w Tomaszowej Chacie, gdy jesień zagląda przez okno.
Uzbrojona w moc…i kalosze
Tomaszowa
aagaa 20 września 2011 (11:00)
Pięknie u Ciebie z tą odrobina czerwoności!
Pozdrowionka
monroma 20 września 2011 (09:03)
Piękne wnętrza i ten czerwony kolor na jesień w sam raz :) Podziwiam Cię za umiejętność stworzenia takich ciepłych i przytulnych wnętrz. U mnie niestety nie sprawdzają się jasne poduszeczki na krzesła, mam trochę starsze córy od Leosia, ale zawsze coś się wyleje, a to "kakałko", a to herbatka, a to dżem akurat powędruje na podusię krzesełkową…a obrusik to zawsze niechcący się pociągnie…jak nie dzieci to szczeniak…Obecnie nic nie możemy zostawiać na stołach, ani w kuchni ani w salonie…Czekam aż szczenie dorośnie i zmądrzeje i moje pociechy też :) Żebym mogła w końcu te wszystkie dekoracje poukładać tak jak chcę. Dobrze, że można chociaż nacieszyć oczka, u Ciebie :) Pozdrawiam jesiennie. Dziś piękny słoneczny jesienny dzień :)
Ps. I jeszcze te wszystkie przetwory, które robisz…naprawdę kłaniam się nisko :) ja tak nie potrafię…i pomidory w styczniu kupuję :( chociaż staram się raczej nie kupować, bo są okropne!
plakatowka 20 września 2011 (08:25)
Asiu, jeżeli pracujesz tak ciężko nad nowymi artykułami do naszych ulubionych gazet, to podziel się z nami choćby rąbkiem tajemnicy :)
czerwień kocham ale też i żółcienie i pomarańcze dyń oraz słoneczny żółty,
Leoś uroczy
pozdrawiam
Palmette 20 września 2011 (08:20)
Zdjęcie made_by_Leo jest urocze :) Lubię zajrzeć do Ciebie i zatopić się w ciepły klimat Twoich opowieści :) Uściski serdeczne i dużo czerwieni na nadchodzące tygodnie słoty i chłodów. :)
Lalka 20 września 2011 (08:14)
Codziennie zaglądam do czółna z nadzieją,że zobaczę świeży wpis:D nawet nie wiesz ile radości przynosi mi "podczytywanie":D
W tym roku maniakalnie zbieram kasztany jeszcze nie wiem co z nimi wszystkimi zrobię, chyba powkładam do wysokich szklanych wazonów. Mam wielką ochote zrobić sok z jarzębiny ale szukam w okolicy drzewa, które będzie z dala od drogi.
Wielkie dzięki za nadchnioną lekture.
Buzki
petra bluszcz 20 września 2011 (07:26)
Eh, fantastycznie to brzmi, cały dzień przed kominkiem, czas spędzony z rodziną… Już nie mogę się doczekać, kiedy ja będę mogła przytulić do serca swoje Maleństwo. Tymczasem plany co chwila ulegają zmianom i jakoś tak nie ma na nic czasu… Pozdrawiam gorąco!
Kamila 20 września 2011 (07:21)
Joanno, u mnie tez wrzesień rozpoczęty jakby na podwójnych obrotach (szkoda tylko,że doba nie chce się rozciągnąć w magiczny sposób).
Celebrujcie każdą chwilę spędzona z synkiem, bo czas pędzi jak oszalały.
Pisze to ja-mama siedmiolatki ;)
jaśminowasia 20 września 2011 (06:59)
pięknie wygląda Twój dom z akcentami czerwonymi, u mnie jest jeszcze lawendowo, pozdrawiam
Ines 20 września 2011 (06:29)
uwielbiam do Ciebie zaglądać, to miejsce działa na mnie zupełnie jak spacer dla wyciszenia:)
alizee 20 września 2011 (06:29)
Świetne te czerwone akcenty. Czerwone kratki, jabłka i ten boski, nieuprasowany len (ja też lnu nie prasuję). Po prostu pięknie.
Te czerwone, krzyżykowe serduszka na obrusie urzekły mnie, odgapię wzór jeśli pozwolisz.
Uściski przesyłam :)
Anonimowy 20 września 2011 (06:18)
Uwielbiam do Ciebie zaglądać, duuuużo inspiracji. Pozdrawiam Renka
monique 20 września 2011 (02:24)
ihiihihi mój ulubiony czerwony u Ciebie wygląda zjawiskowo :))))) Ty moja zapracowana słoikowa kobietko :) ja totalnie opadnięta z sił kolejny dzień zasypiam razem z dziewczynkami i budzę się po nocach siadając do komputera :) jakieś przesilenie mnie dopadło czy jak ???? ściskamy Was z Adaśkiem mocno i czekamy na fotorelację kury w nowym domku :) buziaki ogromne od synowej dla Leosia ihihihihi
brandywine 19 września 2011 (23:10)
Czerwień ma w sobie tyle ciepła i żaru, że na pewno ogrzeje Wasze zziębnięte stopy w jesienne wieczory ;) i zachęci do szukania czasu na wiele kolejnych pięknych dni, tych tylko dla siebie w domku, z rodziną…
Życzę Ci jeszcze wielu promyków słonka tej jesieni i troszkę więcej czasu na wszystko, w tym na blogowanie ;)
Pozdrawiam!
Qra Domowa 19 września 2011 (20:55)
CAŁKIEM SPORA KAPKA CZERWIENI-PIĘKNA:)…A TAKŻE JUZ WSZĘDZIE PALĘ ŚWIECZKI…A WIATROŁAPIE WANILIOWĄ…NA MIŁE POWITANIE:)))
lewkonia 19 września 2011 (20:50)
W pełni popieram:
-nieprasowany len (jak przaśność i natura, to po całości)
-klasykę dla dzieci "od zawiązka" po lat 100
-czerwone paznokcie i inne czerwone "kapki" :)
– i całą resztę :))))
Pałera również życzę i zdrówka
Uściski
Mammamisia 19 września 2011 (20:44)
Czerwień to mój ulubiony kolor i uwielbiam wszystkie czerwone dodatki w mojej kuchni. Ostatnio ich coraz więcej. Twój domek wygląda przecudnie. Te czerwone akcenty ozywiają go i nadaja przytulności i energii. Ślicznie wygląda ten biały obrus. A krateczka to mój ulubiony motyw. Ostatnio z starych gaci od piżamy uszyłam lambrekin bo nie mogłam dostać nigdzie materiału w kratkę, a ten z Ikei za gruby.
Twoje pomysły stanowią dla mnie natchnienie.
Dziękuję Ci za to, że jesteś i tworzysz tak pięknego bloga.
My też z chłopcami dzisiaj sluchaliśmy muzyki tyle, że z piosenkami np. Kolorowe kredki. Fajnie było.
Pozdrawim Cię serdecznie! Iza
Ana 19 września 2011 (20:32)
Przepięknie, domowo, sielsko…zaskoczyła mnie ta czerwierń jesienia – ale bardzo pozytywnie, bo jakoś pomarancze i żółcie zawsze były mi nie po drodze:) Muzykę poważną do słuchania z dziecmi uwielbiam…choc mam inną nieco płytę "Mistrozwie dzieciom"…uspokaja wszystkich…
Ola_83 19 września 2011 (20:22)
Asiu, jak ja bym tam u Ciebie przy kominku posiedziała:) też już niedługo zamierzam wprowadzić czerwoną kratkę, ale u mnie ona pewnie bliżej świąt się pojawi:)
Mam ostatnio podobny czas, brak czasu na zwykłe "bycie", dobrze, że mi o tym przypomniałaś:)
pozdrawiam!
bossanova 19 września 2011 (20:17)
czerwień kocham w kuchni, zwłaszcza gdy na dworze zaczyna się plucha… a płytkowy tryptyk mam od dawna i bardzo go lubię, choć dziecięcia do współsłuchania jeszcze brak ;) Pozdrawiam cieplutko :)
Anonimowy 19 września 2011 (20:17)
No pięknie, jak zwykle.
Czytam, że Leonek poszedł do przedszkola, a jak Ciebie Asiu nie ma, bo jesteś w trasie to co z nim?, bo przecież przedszkole jest ograniczone godzinowo. Ale znając Ciebie na pewno dobrze to zorganizowałaś.
Pozdrawiam cieplutko Ewa.
Karina 19 września 2011 (20:13)
tak sobie myślę,ze im czlowiek bardziej zaganiany i zapracowany, tym bardziej docenia takie chwile razem przy kominku-zazdroszczę kominka;)))ta czerwien slicznie sie u ciebie prezentuje;))obrus lniany sliczny i wcale źle nie wyglada nie uprasowany;))I jeszcze dajesz rade z wekami-gratuluje;))A płytka ciekawie sie zapowiada;))pozdrawiam cieplo;)ps.kapturki na sloiczki to serwetki???-slicznie wygladają;)
Anonimowy 19 września 2011 (20:10)
Czasami w życiu potrzeba takiego pędu, żeby docenić chwile spędzane z rodziną, w swoich ukochanych czterech kątach. Ale i jedno i drugie jest potrzebne i powinno mieć swoje "5 minut":-)
Czerwień jest cudna i ja ją też przemycam w dodatkach, szczególnie kuchennych – bez względu na porę roku. Twój lniany obrus jest cudny! Ja właśnie szyję "lniane sukieneczki" dla świeżo wymalowanych lampek nocnych – czyżby podświadome przygotowywanie się do jesieni – mimo japonek na nogach…:-)?
Cudownych chwil w trasie i jeszcze milszych z Leosiem i Mężulkiem:-)
Magda z Sielskich Klimatów (jak zwykle mój komp ostatnio strajkuje i nie mogę się zalogować)
jola 19 września 2011 (20:07)
no i cudnie :)
longredthread 19 września 2011 (20:04)
Ja tez lubię czerwone akcenty we wnętrzu :) swego czasu nawet uszyłam 40 serduszek czerwono-białych do porozwieszania w kuchni. Co prawda moja kuchnia nawet nie umywa się do Twojej ale co tam – liczą się dobre chęci :).
Anonimowy 19 września 2011 (19:55)
Oj Asiula odsapnij kobieto bo się zajedziesz:), no ale wiesz jak byś jednak robiła turne w naszej okolicy to wiesz gdzie skręcać by tu trafić prawda:)? Latte już się naumiałem robić pyszne, a i małżonka zrobiła takie ciacho ze śliwkami że palce lizać.
Ściskamy najmocniej jak się da:):).
Czytało się jak zawsze sympatycznie, i z głową w chmurach.
I&A&A
Dwa domy 19 września 2011 (19:54)
Czerwień pasuje do jesieni. Bo jarzębina, bo ciepły kolor liści, wełnianych szalików. A kąty domu dogrzewa o kilka stopni.
Pozdrawiam
Aga
Viollet 19 września 2011 (19:51)
Zawsze z przyjemnością tu zaglądam – lubię oglądać i czytać. Czuć klimat :)
Myszka 19 września 2011 (19:50)
Na spodeczku moje ulubione ciasteczko!!!
My też nie mamy telewizji i cenię to sobie bardzo:) Właśnie rodzinnie spędzany czas to najlepszy sposób na relaks.
Pozdrawiam!
Sentimental Living 19 września 2011 (19:48)
U Ciebie jest pięknie, nastrojowo i energetycznie, jak zawsze. Pozdrawiam serdecznie, u mnie też jeszcze lato i zaskakaująco ciepło, aż miło!
ula 19 września 2011 (19:45)
Wiem o czym piszesz, zabieganie miałam przez 16 lat non stop, ale jak już pisałam, rzuciłam w diabły, może kiedyś zatęsknię, ale na razie nie i nie w tamtej bajce, ciesze się domem, może nie takim do końca wyszorowanym do pachności jak ładnie napisałaś, bo jednak praca jakaś mnie dopada codziennie tyle, że taka jaką lubię i nieraz trzeba domek sobie "odpuścić" ale klimaty o których piszesz, są mi bardzo bliskie, i czerwień i len zgrzebny i kominek, i… no wiesz , kto tego nie lubi, chyba każdy lubi taka niespieszność i spokój z muzyką w tle i zatopienie się w rodzinie:)))
a zdjęcia, niech Mały pyka jak moje od małego, z tego zawsze się narodzi jakaś pasja
mówię to z pozycji wiecznych fotografów i obserwacji swoich dzieci, które od kołyski robią zdjęcia :))
serdeczności
Drobiazgi domowe 19 września 2011 (19:43)
Asiu, zatem życzę Tobie, aby takich rodzinnych chwil w Waszej codzienności było jak najwięcej. Tak to już jest niestety, gdy godzi się dom z obowiązkami zawodowymi. Trzeba znaleźć czas na wszystko.
Zdjęcia bardzo ładne, a Leonkowe oczywiście najładniejsze :)
Pozdrawiam mocno
Ada
JUKA 19 września 2011 (19:37)
U mnie dzisiaj wciąż było lato, wciąż był (jest i będzie) niedoczas, jest od soboty czerwień jako antidotum na jesienne szarugi, które niestety nadejdą (żeby chociaż chciały kroczyć niespiesznie, ale znając je, to pewnie wpadną z hukiem) i jest taki spokój w sercu (a skoro tam, to i w otoczeniu) osiągnięty m.in. lekturą Twoich wpisów… Dziękuję :)