Zastanawiałam się o czym napisać Wam pierwszego posta w nowym roku…
Jak się przywitać…
Jak się przywitać…
Teoretycznie powinnam niby o klimatach wnętrzarskich, hendymendowych lub okolicznych, …, że nowe nurty, nowe pomysły….w końcu głównie o takiej tematyce prowadzę blog. Ale zdecydowanie czuję inną potrzebę – mamy przecież cały rok na hendymendy, prawda??? W przypływie intuicyjnego impulsu, napiszę dziś o WIERZE , a dokładnie o tym, jak jako 6 latka posiadałam kilka godzin włosy do pasa. Owe włosy miały kolor bladego różu i były komunistyczno nylonowymi rajstopami w prążki, które z zacięciem wcisnęłam sobie na czoło, nie bacząc przy tym, że oczy mi się niebezpiecznie zrobiły „w chińczyka”….Na głowie mej umieszczony był kadłub rajstop, a po bokach – do pasa zwisały nabożnie „nogawki”, którym uprzednio wokół stópek przytwierdziłam wstążki w kropki – w formie kokard. Jeśli ma się taaaaakie włosy, nie można zapomnieć o kreacji. Jako że byłam akuratnie na wakacjach u babci na wsi – a babcia miała bardzo dużą szafę z przeróżnymi skarbami – wyszukałam sobie z owych skarbów, cudnej urody halkę w kolorze kości słoniowej. Całą z koronek, zwiewną, kobiecą – tylko prawdziwe królewny mogły sobie na coś takiego pozwolić. Przywdziałam ją więc. Do tego „pożyczyłam” od babci „torebkę niedzielną”, sandałki na kaczuszce i w takim stanie ruszyłam, a właściwie sunęłam w owych butach niczym w nartach, – NA WIEŚ. Odwiedziłam chyba wszystkie okoliczne gospodarstwa opowiadając po kolei każdemu, że przez noc urosły mi właśnie te włosy, że cały ranek splatałam je w warkocze – i że od tej pory jestem królewną. I wiecie co? Nie było NIKOGO – kto próbowałby mnie odwieźć od tej opowieści, wręcz przeciwnie… Mówiono we wszystkich domach – Asiu, dziecko kochane, ,ak Ty dziś pięknie wyglądasz, jakie te twoje włosy są lśniące, a jakież długie Ci urosły, rzeczywiście stałaś się królewną…Częstowano świeżym mlekiem, podarowano kwiatki z pola zerwane specjalnie dla królewny. Nigdy – nawet jako dorosła już kobieta – nie czułam się tak, jak wtedy. Zostałam bowiem właśnie wtedy KRÓLEWNĄ najprawdziwszą, z cudownymi włosami do pasa, zaś ilość komplementów jakich przyszło mi wysłuchać, zalała moją dziecięcą duszę. Ale co najważniejsze w tej wspomince – nakładając rajstopy na głowę WIERZYŁAM z całego serca, że są włosami. A dorosłym ludziom, którym przyszło mnie wtedy oglądać, w zetknięciu z ową wiarą tak mocno bijącą z dziecięcych oczu – jakże było zachować się inaczej….
WIARA czyni cuda…
„Obudź w sobie dziecko” radzą nam Ci od radzenia, co to najczęściej sami potrzebują w życiu porady. A ja powiedziałabym raczej – odszukaj w swej duszy siebie dziecko, bo tak naprawdę ono nigdy nie zasnęło. Przycupnęło tylko po prostu gdzieś w zapomnianym kącie, jest obecne cały czas w Twoim życiu i cierpliwie czeka…. z tymi rajstopami w rękach, czymkolwiek są dla każdego z Was. Czeka aż dasz sygnał. A przycupnęło, bo być może przestałaś(eś) w siebie wierzyć….W to, że jesteś wartościowym, mądrym, wrażliwym człowiekiem.., że Twoje zycie ma wielki sens, że na tak wiele Cię stać, że uda Ci się wreszcie to, co do tej pory się nie udawało, …że dasz radę – gdyż JESTEŚ po prostu KRÓLEWNĄ….czy tez KRÓLEWICZEM.
a poza tym…
WIARA czyni cuda…
Odwiedziliśmy ostatnio moją mamę. W piwnicy szukając czegoś tam, o czym dziś już nawet nie pamiętam, natknęłam się na ogromniastą torbę, a w niej znalazłam zagubione gdzieś w postkomunistycznej przestrzeni – nylonowe rajstopki…..Nie, to nie były te same:):) Ale to nie jest ważne – ważny jest uśmiech na mojej twarzy, kiedy je zobaczyłam. Do końca życia bowiem, nylonowe rajstopki będą kojarzyły mi się z jednym jedynym zdarzeniem : ) I przypominac mi będą, że jestem KRÓLEWNĄ. A…
WIARA czyni cuda…
O tym dziś właśnie chciałam napisać…o rajstopkach nylonowych wciśniętych na głowę 6 letniej dziewczynki. O tym, że musze się w końcu przyznać:), że jestem królewną,.. Mam co prawda krótkie włosy, halek u mnie nie uświadczysz, i torebki niedzielnej… Ale jakie było wyjście????… Zostałam królewną w przydziale życiowym, bo przecież głupio byłoby, tak przed tymi wszystkimi ludźmi… po tylu latach powiedzieć , że wtedy, to był blef… a poza tym…
WIARA czyni cuda…
Leoś ostatnio zakłada na głowę różne części garderoby i paraduje po salonie… w szalach, moich czapkach, kamizelkach…..Wspieram go w tym jak tylko mogę:):)…..bo skąd wiadomo, kim własnie zostaje??:) A przecież …
WIARA czyni cuda…
Wierzę, że rok 2010 będzie dla nas wszystkich dobrym rokiem, że wielu ludziom uda się odszukać w duszach swoje dzieci, i że UWIERZĄ. A warto, bo…..
…
( i powtarzaj to sobie codziennie)
***
Z noworocznymi pozdrowieniami,
Wasza samozwańcza Królewna z Zielonego Czółna:)
Dziękuję za Twój komentarz.
44 komentarze
laurentino 3 września 2010 (10:18)
Asia jesteś nieziemska ;) Tak uwielbiam Cię czytać że aż się wzruszyłam bo ja też miałam takie włosy;)… WIARA CZYNI CUDA…
Pozdrawiam
Piotr 19 marca 2010 (11:26)
Hej! Bardzo spodobał mi się Twój blog, na 100% będę częściej wpadał! :) Przy okazji, popatrz na tę stronkę : http://www.przedluzaniewlosow.com – znalazłem dopiero co w sieci; są na niej ciekawe porady na temat przedłużania włosów, i włosów ogólnie – jeśli masz jakiś problem, lub chcesz zaczerpnąć informacji, to powinnaś zajrzeć :)
Anonimowy 21 stycznia 2010 (17:46)
Zyczliwość, miłość, ciepło, akceptacja , radość, wybaczenie, to składniki wiarty. Zatem TY taka jesteś, więc dzięki Ci za to. Więcej takich Księżniczek w dobrym dziecięcym królestwie dorastających życzę całej ludzkości. Ślę ukłon wobec Twojej wrażliwości.
Anna 12 stycznia 2010 (23:36)
Wasza wysokosc mnie wzruszyła……
Jam nie została ksiezniczka bedac kiedyś lżejsza .Lecz dzisiaj bedac starsza. Mój maly pogromca potrzebuje w roli glownej jakiejś "prinzessin" ,Tata sie nie nadaje to mi pozostała ta glowna rola. Nawet mi spinki poprawia mowiac "no teraz będziesz dokladniejsza"
Ściskam Ania
folkmyself 10 stycznia 2010 (13:11)
Jako księżniczka w kaloszach rozumiem Cię doskonale!
zuzamoll 10 stycznia 2010 (00:13)
…piekny ten Twoj blog…jak spelnienie marzen :)
ShoKa Craft 9 stycznia 2010 (14:51)
Piękny post i piękny blog…
Trafiłam tu przez przypadek, ale wiem że już zostanę na dobre…
Pozdrawiam ciepło.
Katarzyna
ShoKa
http://www.shokacraft.blogspot.com
Aśka 9 stycznia 2010 (10:36)
Swiete slowa! Wiara czyni cuda!!! Twoj blog, oprocz cieszenia oka, cieszy rowniez dusze! Czytam Twoje posty i usmiecham sie do samej siebie! Dziekuje!!!!
POzdrawiam
Aska
greenka 8 stycznia 2010 (22:49)
Tak, masz rację, wiara czyni cuda… Pięknie to napisałaś. Uwielbiam tu zaglądać. Wytwarzasz taką dobrą aurę, że aż chce się być. Pozdrawiam
ushii 8 stycznia 2010 (19:09)
Nic dodać, nic ująć. Jesteś piękna. A duszę masz jeszcze piękniejszą.
studioflesh 8 stycznia 2010 (18:46)
moja ukochana sister – po prostu nie mam słów. mówię ci napisz ksiazkę o tym co ci w duszy gra.
będzie … wszyscy wiemy.
twój portret hmm najpiękniejszy jaki widzialem. po prostu cała ty. czytając o wierze powiem ci że wciąż mam i strzegę jak oka w głowie twojego listu który kiedys mi przysłaś.
Jest w książce miedzy kartkami tak aby sie nie zniszczył.
pięknie napisane na nowy rok, dobre myśli i przekaz. dumnym być to miec sister jak ty :)))))))))
pozdrowienia dla wszystkich odwiedzających
Pandora 8 stycznia 2010 (18:34)
że tak powiem postawiłaś kawę na ławie. Bardzo prawdziwe słowa…
Anonimowy 8 stycznia 2010 (18:22)
Asiu, dziękuję Ci za Te słowa…Znowu trafiłam na Twój blog i znowu znalazłam to, czego akurat potrzebowałam.
Asia
ALEXA 8 stycznia 2010 (17:26)
Piękny post!
Czytałam go z łezką w oku. Też kiedyś byłam taką królewną z rajstopowymi włosami :)
I coś z tej królewny mi do dziś pozostało… włosy do samego pasa. Ale już nie rajstopowe, tylko moje ;))
Pozdrawiam Cię serdecznie :)
Annavilma 8 stycznia 2010 (13:25)
Asiu, jestes niezwykla osoba :)
Pozdrawiam serdecznie
Anonimowy 8 stycznia 2010 (11:07)
Niemal 30 lat temu instalowałem jeden koniec kabla do przegrywania (kiedyś obowiązkowego elementu wyposażenia domowego HiFi) między dwa stykające się bokami fotele, nastawiałem w gramofonie duplikat (bo pierwszy egzemplarz się "zużył") płyty Africa Simone'a i ściskając w dłoniach drugą końcówkę owego kabla i przekładając ją co chwilę z prawej w lewą i odwrotnie – jak to z mikrofonem bywa – odśpiewywałem i odtupywałem (nie raz, nie dwa z gitarką) całą płytę, co doprowadzało mnie do skrajnego wycieńczenia. Następnie grzecznie udawałem się na popołudniową drzemkę i pewnie dlatego też do historii przeszły moje "cover'y z playback'u" "Ramaya" i "Hafanana" (wykonywane najenergiczniej z powodu uprzywilejowanej pozycji na płycie ;-).
Do dzisiaj nie jestem w stanie słuchać Africa na siedząco… Momentalnie zamieniam się w tamtego 4-latka. To jest genialne! Życie znów staje się proste i beztroskie, a świat krzyczy: "Bierz mnie!"
Zastanawiam się, co będzie nakręcać następne pokolenie?
Dzięki za posta, a tak naprawdę, za to że jesteś.
Twój Książę.
milajo 8 stycznia 2010 (09:35)
Cześć :)
Zapraszam do mnie po wyróżnienia :)
http://szyciejestpiekne.blogspot.com/2010/01/wor-wyroznien.html
Mira 8 stycznia 2010 (08:24)
Twoja magiczna opowieść o mocy jaką niesie wiara także u mnie otworzyła szufladkę z napisem WSPOMNIENIA. Ja byłam piosenkarką z mikrofonem ze skakanki i mogłam wystepować w "prawdziwym" amfiteatrze, czyli swieżo zbudowanym przez dziadka chlewiku z wybiegiem dla świń. Zgoniłyśmy sobie na widownię chłopaków z sąsiedztwa i zrobiłysmy im prawdziwy festiwal piosenki żołnierskiej. "Ja nie pański, nie hetmański…", kto to dzis pamieta… Dziadek jeszcze długo nie wprowadzał świń do nowego lokum, żeby ukochane wnuczki mogły robić za wakacyjne gwiazdy.
Dziękuję Ci Asiu i pozdrawiam
GreenCanoe 7 stycznia 2010 (22:32)
Widzę, że jest nas tu więcej – zakoronowanych:):):):)Pozdrowienia dla wszystkich księżniczek, królewien itd..:)
Fajnie, że tez miałyście DZIWNE włosy, stawia mnie to w całkiem dużym szeregu – dzieci kreatywnych "INACZEJ" ::):):)
Ja miałam jeszcze samochody z taboretów (same jaguary, rwały szybkość jak szalone:), domy porobione z koców i patyków, i udawałam, że znam się na lecznictwie – np. wlewając koleżance w oko perfumy BYĆ MOŻE, po tym jak dostał się jej tam paproszek….
Nie byłam chyba normalnym dzieckiem:)Ale za to jakim szczęśliwym.
A teraz – lubię się wygłupiać z Leosiem….odkąd jest na świecie, czuję, że odnalazłam swoje wewnętrzne dziecko… I łatwiej mi przez to być mamą.
Uściski.
kasia ino-ino 7 stycznia 2010 (19:58)
dech mi zaparło, mowę odjęło, a uśmiech się czai w ust kąciku….
cudowna opowieść… i prawda zacisza serc…
magia…
dziękuję…
i kłaniam się nisko Królewnie…
Marzena 7 stycznia 2010 (19:50)
Prawda…..I takiej wiary w cuda życzę Tobie sobie i wszystkim nam bliskim i dalekim :D Pozdrawiam serdecznie :)
Rydia 7 stycznia 2010 (15:25)
Piękny i wzruszający post ,po przeczytaniu odważyłam się zostawić po sobie ślad w tym cudownie magicznym miejscu jakim jest Green Canoe.Dziękuję za przywołanie wspomnień …
Pozdrawiam ciepło :)
elfik 7 stycznia 2010 (15:10)
Piekniej tego napisac nie mozna. Dzisiaj tych slow potrzebowalam wyjatkowo. Dziekuje wiec za nie.
Wiesz dawno mnie u Ciebie nie bylo i dziwne wydawalo mi sie , ze jestes brunetka.
Cudownie, ze pozwalasz swojemu synkowi na paradowanie w roznosciach……….moge sobie wyobrazic, ze czuje sie on wtedy wyjatkowy………..bo nie tylko komplementami, te wyjatkowosc dzieciom swoim potwierdzamy.
Wyjatkowa jestes mama i kobieta. Pozdrawiam cieplutko
5.monika 7 stycznia 2010 (12:55)
Pięknie to napisałaś.Tak się zastanawiam,że to właśnie Ty powinnaś być moją terapeutką.Zagladam do Ciebie od pewnego czasu po cichutku.Zawsze się u Ciebie rozmarzę:).Będę wpadać częściej na terapię:)
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego na Nowy Rok:)))
Imoen 7 stycznia 2010 (11:18)
Pięknie napisane.
PS. Ja też wierzę w cuda.
Pozdrawiam.
Magoda 7 stycznia 2010 (11:11)
Królewno Ty moja!
Mam wrażenie, że opowiadamy na dwa głosy tę samą historię! Wiara, czasem tylko to miałam…
A w rajstopkach na głowie też latałam, tylko na balu, przebrana za Matkę Polkę, a nogawki wypchane gazetami tworzyły mi coś na kształt zajęczych uszu. Rajstopki należały do mojego syna.
Pozdrawiam Cię MOCNO! i zachwycam się Twoimi zdjęciami!
MariaPar 7 stycznia 2010 (11:09)
Boże Mój, jakbym Siebie widziała ! Mój rocznik zakładał bawełniane rajstopy (te z powypychanymi kolanami). Biegałam od pokoju do pokoju i robiłam piruety, gwiazdy i inne podskoki, wyobrażając sobie, że jestem baletnicą. Przywołałaś dni Mojego dzieciństwa ! Dziękuję serdecznie ! Rodzinka miała ze Mnie ubaw ! Do dzisiaj nie spełniło się Moje marzenie o długich, lśniących włosach ! Ale dzisiaj każde rodzinne spotkanie kończy się wspomnieniem, jak to Viola była baletnicą !!!
deZeal 7 stycznia 2010 (09:59)
Droga Asiu! Kiedyś w biurze opowiadałyśmy sobie z koleżankami wspomnienia z dzieciństwa (taski luźniejszy dzień był :)Jedna z moich dobrych koleżanek przywołała właśnie historię o królewnie w rajstopkowych włosach – tak właśnie bawiła się ze swoją przyjaciółką. Tylko, że one jeszcze miały swój prywatny zamek – w szafie w przedpokoju :) Pamiętam, że śmiałyśmy się z tego do rozpuku jeszcze parę dni później. Twój post spowodował, że rozpoczęłam dzień z uśmiechem na paszczy, hahaha. Dziękuję i pozdrawiam.
A w to że wiara czyni cuda, nie wolno nam zwątpić nigdy :)
Ilenka 7 stycznia 2010 (09:54)
Królewno doprowadziłaś mnie do łez, 60 letnią (duchowo- 30 lat mniej)babcię trzech wspaniałych wnuków, którzy mają wspaniałych rodziców, wierzę i wierzę że cud się spełni , wszystkiego najlepszego , pozdrawiam Ilenka
Kasia 7 stycznia 2010 (09:28)
Piękny post.
I prawdziwy.
Wiara czyni cuda – wiara w Boga, w ludzi, w siebie – tylko trza wierzyć i tę wiarę przenosić do życia codziennego.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
Pozdrawiam Królewnę – Kasia :)
jaga 7 stycznia 2010 (09:11)
Pięknie opisałaś Asiu odczucia małej dziewczynki .Król jest nagi….i uwierzyli.
Wiara jest bardzo ważna , a "chcieć to móc", dla mnie wiara jest motorem działania i sensem życia.
pozdrawiam jaga
to i owo 7 stycznia 2010 (08:59)
ja w to wierzę już od dawna…pozdrawiam
babibu 7 stycznia 2010 (08:43)
dziękujemy piękna królewno:D
Ita 7 stycznia 2010 (08:30)
Masz absolutną rację ! Marzenia i wiara w to ,że wszystko się uda i będzie dobrze ,jest moim motorem napędowym . Dziecięca wyobraźnia jest nieograniczona i nieskrępowana ,dlatego taka kreatywna ,pamiętam o tym i staram się nieraz myśleć w podobnym stylu .
Hasło " jak się nie da ,ja się właśnie da zrobić " przyprawiało niejednokrotnie o ból głowy wszelkich mistrzów w swoim fachu spotkanych na mej drodze, chociażby w trakcie remontu domu.
Wara czyni cuda ,a dzięki nieposkromionej wyobraźni, spełniamy niejednokrotnie nasze marzenia . Życzę Ci tego Asiu z całego serca.
Pozdrawiam cieplutko.
viva 7 stycznia 2010 (08:11)
Nie no… wspaniały wpis, aż mi się łezka w oku zakręciła…! Wszystkiego NAJ w Nowym Roku dla całej Waszej Rodzinki!!!
Monika Wasylewska 7 stycznia 2010 (07:45)
repertuarze oczywiście :D
Monika Wasylewska 7 stycznia 2010 (07:28)
Ja mając 6 lat przebrałam się w kompletny strój "krakowianki", wzięłam swój mini akordeon , i również ruszyłam "na wieś"! Chodziłam od domu do domu wygrywając i śpiewając wszystko co tylko miałam w repertuaże! Wzbudzałam zachwyt i podziw absolutnie wszystkich babć! Pamiętam to jak przez mgłę i do dziś zastanawia mnie skąd mi taki pomysł przyszedł do głowy i że też miałam odwage go realizować! Dzieci są jednak niesamowite:)
Wszystkiego Naj w tym Nowym 2010 Asiu.. Dla Ciebie, Męża i słodkiego Leosia – od Naszej Trójki
Monique 7 stycznia 2010 (07:10)
Masz absolutna racje. Jezli wierzysz, to to w co wierzysz sie staje prawdziwe dla ciebie. Wazne jest takze zeby nigdy nie zapomniec o tej odwadze i ciekawosci swiata ktora nosimy w sobie bedac dziecmi. Polecam moja ulubiana lekture "Swiat Zofii" Josteina Gaarder'a, ktory pieknie pisze na ten temat.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
labarnerie 7 stycznia 2010 (07:09)
Pięknie to napisałaś i masz świętą rację … wiara czyni cuda :) co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Wierzyć … w cokolwiek, zapewne każdy człowiek w co innego, ale nie to jest najważniejsze … ważne jest w ogóle wierzyć, a wtedy znajdujemy w sobie takie pokłady pozytywnej energii, że tylko góry nam pozostaje przenosić … tego ci Asiu życzę z całęgo serca.
P.S. A ja będąc dzieckiem włosy robiłam ze wstążek od kwiatów … przywiązywałam je, takie skręcone do opaski na włosy i … miałam dłuuuugie do pasa … jak księżniczka oczywiście :)
Bianca~ 7 stycznia 2010 (06:07)
Oczywiście, że wiara czyni cuda. Są potwierdzone dowody!
Ale mi się przypomniało coś co sie wydarzyło z 20 lat temu. Sama z moim kolegą przebrałam się w ubrania i buty mojej mamy i pamiętam jak dziś, że jechaliśmy nawet autobusem i to w mieście!!! Jak oni mnie tak mogli z domu wypuścić to nie wiem…Ale bardzo dobrze pamiętam, że chciałam wtedy być już dorosła i to przebranie miało to sprawić. Jak na ironię już nawet mocno po dwudziestce musiałam się legitymować dowodem przy zakupie alkoholu:))
kasandra 7 stycznia 2010 (04:28)
Asieńko łezka popłynęła mi po policzku czytając Twojego posta … taka pozytywna łezka …
Oj tej wiary w siebie wciąż nie mam ale za to wiary w innych i we wszystko inne mnóstwo …
Pozdrawiam serdecznie
Elliza 7 stycznia 2010 (03:12)
witaj, znalazlam Twoj blog kilkajac na "nastepny blog" spodobal mi sie bardzo i czesto tu zagladam, odwiedzam tez twoich znajomych i sobie podziwiam, podziwiam.
Ja mialam takie wlosy z niebieskiego szalika i mialama tez parasol, granatowy a do tego sandalki ciotki.
Z tej krolewny nigdy sie nie wyrasta i nigdy nie zapomina.
Pozdrawiam serdecznie.
Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku.
...ania z jezior.. 7 stycznia 2010 (01:21)
Masz najprawdziwszą i najgłębszą rację Asieńko!! Wiara czyni cuda!!! :)
Asiu – małych i wielkich cudów w nadchodzącym Nowym Roku Wam życzymy wraz z Damianem!!
Przesyłamy tysiące uścisków z zaśnieżonej Szkocji – teraz mamy i tutaj namiastkę zaśnieżonych Kaszub! :)
xx
ka-melia 7 stycznia 2010 (00:17)
pięknie to napisałaś..pewnie dla tego,że WIARA czyni cuda..oby dane nam było przekonywać się o tym każdego dnia..pozdrawiam