Oj dawno miałam napisać tego posta…Właściwie, odkąd piszę bloga – piszę go z zamiarem, że w końcu, któregoś dnia, napiszę o naszej tradycji. O tożsamości, kulturze, ale także o tandecie owiniętej w błyszczący papierek. Oraz o tym, że nie ma we mnie akceptacji wewnętrznej na to, że jako naród zaczynamy się gubić już chyba w tym „kalejdoskopie”, a w codzienność wprowadzamy bezmyślnie tandetę. Mało tego – w tej „nijakości” zaczynamy powoli wychowywać nasze dzieci. Ale jak widać dopiero teraz przyszedł czas na takie wynurzenia. Impulsem stał się przeczytany wczoraj wieczorem wywiad z sierpniowego „Bluszcza” z 2009 r. A udzielał go, lubiany zresztą bardzo przeze mnie właśnie za bliskie moim poglądy : Sebastian Karpiel – Bułecka. I właściwie powinnam po prostu Was do tego tekstu odesłać, bo słowa wypowiedziane przez Sebastiana, to dokładnie moje odczucia – ale wiem, że nie każdy być może będzie miał dostęp do tego wydania. Pozwolę więc sobie na małe, wybrane cytaty. Tradycja, według lidera Zakopower, to „Poczucie tożsamości, przywiązania do jakiegoś miejsca, świadomość, że skądś jesteś. Że nie jesteś człowiekiem widmem, lecz że jesteś zakorzeniony właśnie tu, nie gdzie indziej – to daje siłę” Na pytanie dlaczego odchodzimy od tradycji, i czemu tak wielu z nas postrzega ją jako obciach, odpowiada: ” To wynika z kompleksów. Polacy do wszystkiego muszą dorosnąć…Nagle otworzył się przed nami wielki świat. I nam się wydaje, że wszystko, co jest z tego świata, z zagranicy, jest lepsze od tego, co mamy tutaj, w Polsce. A to nieprawda. Bo Polska pod względem kulturowym jest krajem bardzo bogatym. Nic tylko czerpać z naszej tradycji garściami i pielęgnować i być z tego DUMNYM” I dalej – aby tradycję pielęgnować tak na co dzień: ” chodzi o to żeby być świadomym w sercu. Mieć elementarną wiedzę dotyczącą naszego kraju. Umieć odróżnić po gwarze Ślązaka od górala, albo Kaszuba od górala. Żeby nie wstydzić się gwary tylko cieszyć, że Polska to ciekawy barwny kraj….W innych krajach ludzie są z takich rzeczy dumni. A my z uwielbieniem słuchamy w radiu byle piosenek bo są po angielsku…Młodzi ludzie uważają, że wszystko co jest z zagranicy jest lepsze. „Pierdnie” jakiś zagraniczny muzykant i wszyscy są zachwyceni…My często z wielką pasją przenosimy z zagranicy wszystko co się da …” Szacunek do tradycji teoretycznie powinniśmy wynieść z domu, ale to sytuacja idelna. Wielu Polaków takiego szczęścia nie miało…co wtedy? „A Ci, co takiego szczęścia nie mieli, sami powinni sie zainteresować tradycją, żeby np. wiedzieć która piosenka jest góralska, a która nie. Umieć odróżniać człowieka ubranego w strój kurpiowski od tego, co ma na sobie strój podhalański. Kazdy świadomy Polak ma obowiązek wiedzieć takie rzeczy. Ja uważam, że to własnie niewiedza, brak znajomości polskiej tradycji jest obciachem. Tylko i wyłącznie obciachem„
I na sam koniec:
„Nie ma idealnych miejsc na świecie. Każdy naród ma swoje wady i zalety. Polacy sa romantyczni i w większości są dobrymi ludźmi. Tylko trzeba dać nam więcej czasu, żebyśmy jako naród pozbyli się kompleksów i dojrzeli do tego, by zrozumiec , że to, co polskie, jest dobre.”
***
Nie mam ambicji nawoływania narodu do kultywowania polskich tradycji . Chociażby dlatego, że nie wierzę w masowy sukces takiej akcji niestety. Ale mam ambicję wychowania naszego syna w tradycji i kulturze polskiej, tak, aby i on mógł przekazać takie same wartości swoim dzieciom. I mam ambicję – nawet płynąć pod prąd jeśli będzie trzeba. Jesteśmy z Pawłem jednomyślni – nie damy się. Fajnie, że jesteśmy w Unii Europejskiej i fajnie że jesteśmy obywatelami świata. Pod względem gospodarczym, no i podróżniczym:):). Pod względem kulturowym – nie chcę stać się globalnym uniludzikiem, spełniającym uninormy i jedzącym unibanany popijając uninapojem. Nie chcę obchodzić dnia bereta, dnia hikoszi akoszi, dnia miłości, hellowinów, i innych tego typu „kup koniecznie” owiniętych w błyszczące papierki. Jestem bardzo otwarta na inne kultury, jestem bardzo ciekawa świata, łakoma na jego smaki, na jego barwy, zapachy i opowieści snute przez lata pokoleń w danych krajach – ale nie odczuwam potrzeby zamiany swojej tożsamości narodowej – na inną – choćby najbardziej kolorową. A dziś tylko chciałabym spytać – w ilu polskich domach jest nasza FLAGA??? Ba – taka, której się jeszcze używa? I ilu z nas ją wiesza w święta państwowe w oknie czy przed domem? Ile z naszych dzieci wiesza tę flagę wspólnie z rodzicami i wie czemu to robi? Idźmy dalej – ile z naszych dzieci wie – z grubsza chociażby, co to jest np. Konstytucja 3-go maja. A na przeciw poprzednim pytaniom: Ile dzieci wie za to, co to są walentynki? Albo chodzi po okolicznych domach w dziwnych strojach prosząc o cukierki, często nie rozumiejąc w ogóle po co to robi, a wszystko w dzień przed tak ważnym dla nas – Dniem Wszystkich Świętych. Dla nich to bieganie po cukierki i dyniowe duchy, w którymś momencie stanie się tradycją właśnie…naprawdę o to nam właśnie chodzi?
Jestem dumna z tego, że jestem Polką i nie potrzebuję śmieciowych świecidełek żeby przystrajać własny kraj. Fajnie, że Irlandczycy mają swoje święta, że w Stanach mają swoje święta, że w Chinach biegają kolorowe smoki, a w Brazylii tańczą sambę. Ale czy oznacza to, że i ja mam to wszystko także kultywować? Bo fajne i kolorowe? Tradycyjne święta z naszego kraju są równie magiczne…
***
Ostatnio ciekawego posta zamieściła LOOKA, a nawiązywał on do polskiej żywności. Skoro mowa dziś o tradycji, a z tradycją jak najbardziej wiąże się aspekt jedzenia, pozwalam sobie na przywołanie i tego tematu. Dzieje się w mediach kampania dotycząca wspierania polskiej gospodarki i kupowania polskich produktów. Nam rodzinnie kampanii żadnej akurat nie potrzeba – od wielu lat kupujemy w większej mierze nasze wyroby spożywcze, wspierając przy tym zazwyczaj, jak ich uroczo zwie Paweł, LOKALESÓW:):) czyli producentów lokalnych. Ale myślę sobie, że wielu Polaków nie czyta jednak, tak jak my, ETYKIET., np. składu danego produktu I np.kupują ten sam majonez od lat – bo przecież polska nazwa….Temat rzeka, i chcąc się w niego zanurzyć trzeba się uzbroić w cierpliwość i poszperać sporo. Ale warto, bo jest wiele na naszym rynku też takich prawdziwie polskich produktów, które my np. kupujemy z radością, mało tego – które możemy z czystym sumieniem polecić. Podzielimy się więc UDANYM zakupem dotyczącym polskiego produktu. Jeśli i Wy macie ochotę by to zrobić, proszę Was o skopiowanie sobie znaczka z dołu i umieszczenia u siebie na blogu – jeśli bliska jest Wam idea gospodarczego propagowania naszych produktów – zdrowych i świetnych jakościowo, bo tylko o takich na GREEN CANOE mówimy:). Znaczek jest zaprojektowany przez Pawła – prosty przekaz, który chcemy dalej puścić w świat. Pokażmy Polakom, pokażmy sami sobie, że mamy być z czego dumni, że nasze produkty są DOBRE JAKOŚCIOWO, i że warto je reklamować. Ja:
A żeby zacząć mam nadzieję ten miły zwyczaj pochwały blogerskiej produktów z rodzimej półki – chciałabym pokazać moim przemiłym odwiedzającym, co się w naszej chałupie pije. Pije się polskie genialne herbaty BIOFIX’u .I teraz fakty moi drodzy – w większości herbat owocowych dostępnych na naszym rynku skład owocu, z którego herbatka niby jest wykonana to zazwyczaj: 0,1 %!!!!!!!!!2%, 5%, w szaleństwie 10%. Nie wierzycie? Przeczytajcie z tyłu etykiety – ja sama była zaszokowana. Kupuję niby herbatkę malinową – a malin w niej 0,1 procenta. Ale za to pełno hibiskusa i AROMATÓW. I w tej dżungli znalazłam oto herbatki BIOFIXU – pyszne, a co najważniejsze – jeśli herbata jest wiśniowa (moja ulubiona) to tej wiśni jest tam 40% a nie 0,1%. Nic więcej chyba nie muszę pisać:) oto ich strona internetowa: HERBATY BIOFIX
Pozdrawiam serdecznie – i uważajmy na „kolorowe szeleszczące papierki” :):):):):)
Dziękuję za Twój komentarz.
82 komentarze
laurentino 25 września 2010 (06:35)
Bardzo fajny post.Dużo daje do myślenia…W tym codziennie pędzie dajemy się omamić reklamami i nie tylko…
Edzia 27 lipca 2010 (09:37)
Co do tradycji – zgadzam się zupełnie, w akcji kupuję bo polskie jestem już od roku – i denerwuje się gdy w sklepie nie moge kupic gostyńskiego jogurtu tylko same jogobelle, szanuje też decyzje o nie reklamowaniu – bo sama taką podjęłam:) pozdrówcia
Małgorzata 2 lutego 2010 (15:51)
Pozwoliłam sobie umieścić znaczek http://gosi-pragnienia.blog.onet.pl/ i zachęcić do kupna POLSKIEJ RÓŻY.
minimysz 1 lutego 2010 (18:07)
Chciałabym zauważyć, że tzw. Sobótka nie była świętem miłości, prędzej seksu bez zobowiązań. A odpowiednikiem Halloween są Dziady.
Jasmin 1 lutego 2010 (12:18)
Temat rzeka, zdań ile ludzi a ja wiem o co tobie chodzi w głębszym sensie.Pod wpływem twojego wpisu napisałam krótki wpis na moim blogu ale wyciągnęłam tylko na wierzch drobne ziarno w postaci folkloru.Nie namawiam nikogo do noszenia strojów ludowych ale do głębszego poznania naszych tradycji. Zgadzam się w 100% z tym co piszesz , znaczek załączam.
Anonimowy 31 stycznia 2010 (13:36)
To i ja po przeczytaniu tych wszystkich komentarzy dodam jeszcze coś od siebie :) Bo skoro mowa o hellowen czy walentynkach, tak sobie myślę że nasze prababcie też złorzeczyły na choinkę świąteczną jako przejaw niemieckich "kup w szeleszczących papierkach" a 100 lat później nie wyobrażamy sobie świąt bez pachnącego, kolorowego drzewka w domu. Prababcie pewnie w grobie się przewracają :). Myślę sobie że tolerancja (ale to jest moje osobiste zdanie) to akceptowanie nowego bez zapominania o starym. Ja naszemu dziecku będę tłumaczyła tradycje typowe dla naszego kraju ale jeżeli będzie miał ochotę bawić się w hellowen nie zabronię mu tego. Z czystego szacunku dla jego decyzji. Oczywiście pod warunkiem że następnego dnia pójdziemy całą rodziną odwiedzić groby bliskich. Niech bawi się w zachodnie święta jednocześnie obchodząc nasze polskie. I to samo dotyczy kupowania polskich produktów.Kto chce niech kupuje, kto nie chce nie musi. Asia napisała to co myślała i spróbowała namówić innych do tego aby kupowali polskie rzeczy.Jedni poprą jej apel inni "oleją" ale nikt nie ma prawa krytykować innych za decyzje jakie podejmą. Gabriela B.
Anonimowy 30 stycznia 2010 (21:04)
Witam,
dopiero dzis, dzieki Werandzie, ktora namietnie czytam, znalazlam Twoj blog.
Zaczne od tego, iz wychowalam sie za oceanem i do Polski zjechalismy z mezem po smierci mojej babci pozalatwiac mnostwo spraw rodzinnych. Tak sie zlozylo, iz mieszkamy tu 3 lata, ale powiem krotko – nie moge doczekac sie powrotu do… domu. Jestem Polka z pochodzenia, mowie i pisze po polsku – choc z bledami, ale zgadzam sie z tymi, ktorzy uwazaja Twoja wypowiedz za przejaw braku tolerancji. Od razu mowie, iz w pewnym sesie masz racje, ale nie do konca i nie jest dobrym z Twojej strony mowic o kims kto ma inny poglad na te sprawy, iz na pewno reprezetuje niski poziom, itd. W ciagu mojego pobytu w Polsce mialam okazje z bliska obserwowac i tradycje polskie, przestrzegane u nas w domu od zawsze, ale i te zle strony Polski. Polska z bliska nie zacheca do patriotyzmu, porostu i prosze was nie napadajcie na mnie jak wsciekle stado, ze przejaskrawiam, ze przesadzam, itp.. itd.. Polska nie jest dobrym krajem do zycia, jest krajem toczonym choroba i jest zupelna prawda, iz produkty polskie sa czesto bardzo drogie. Wiem dlaczego i znam uzasadnienie tych cen, ale nie zmienia to faktu, ze kupowac i zapozyczac od "innych" Polska bedzie dopoty dopoki ubostwo i bieda tego kraju nie opuszcza, a nie opuszcza dopoki nie zmienia sie tu warunki bytowe. To mnie POlska sie jawi jak cos bardzo niesmacznego w zlotym papierku. Oteirasz papierek, a tam potwor rozmiarow KING Konga, nie do przejscia. Tam skad pochodze rowniez kupujemy produkty polskie, ale tez wiele z tych produktow jest zbyt drogich nie wartych swojej ceny. I powiem Ci, ze napewno bede kontynuowala wychowywanie mojego syna w tradycji polskiej, bo sie nie ma w tym wzgledzie czego wstydzic, ale tez uswiadamiala mu bede, iz tego "kraju tradycji juz nie ma, " bo Polska dzis to nie Polska tradycji, o ktorych piszesz. Musze jednak dodac, iz trudnu jest byc i pozostac patriota w zderzeniu z Polska, szara, wstretna, zawistna, nietolerancyjna, przesmiewcza, brzydka rzeczywistoscia. A Halloween – trudno sie dziwic, ze w tej szarzyznie przepelnionej zawiscia i niechecia ludzie – czest nie tak majetni jak Ty – potrzebuja zwyczajnie ZABAWY. POlacy sa szybcy w okrutnym i niesprawiedliwym ocenianiu innych narodow i kultur i zawsze, mimio kompleksow, przerazajaco chwala sie swoja kultura, ale ASIU tej kultury juz nie ma – ja sie z nia nie spotkalam przez te trzy lata. NO to tyle, masz piekny dom, robisz przepiekne cuda i zyjesz tak troszke .. w bajce, fajnie jest poczytac te bajke, tylko, ze rzeczywistosc polska to kilka bajek na miliony "opowiesci z dreszczykiem. " POZDRAWIAM WSZYSTKICH i mam nadzieje, ze mnie nie "zjecie" po drodze….. Atena
Anonimowy 24 stycznia 2010 (20:44)
Kij w mrowisku – i dobrze. Zgadzam się z tobą co do polskich produktów, patriotyzmu i tolerancji – uważam, że wymuszanie tolerancji zabija odruch samoobrony – i dlatego jest to szkodliwe działanie. Dzięki za wywołanie tematu do dyskusji
Pozdrawiam Halina
GreenCanoe 24 stycznia 2010 (17:06)
Aniu – tu masz adres internetowy fabryki BIRUNA, mają bardzo duży wybór polarów( i nie tylko) w różnych gramaturach i naprawdę świetnej jakości. Zobacz sobie:
http://www.biruna.tkaniny.pl/
http://www.biruna.com.pl/index.htm
Nie wiem czy w Elblągu mają swoje sklepy – najlepiej chyba napisać maila z pytaniem gdzie można u Was znaleźć ich towary.
Pozdrowienia – u nas także bardzo mroźnie:)
oslun 23 stycznia 2010 (12:49)
Przeczytałam wpis Autorki, gdy tylko się ukazał. Przemyślałam. Dziś przeczytałam komentarze. Przemyślałam.
Nie ma siły: zawsze i wszędzie jesteśmy skazani na wpływy obce – przecież nawet alfabet mamy importowany i nazwę tegoż. Nie oczyścimy języka z zapożyczeń, kultury z importów. Musimy rozsądnie wykorzystywać to, co przychodzi z zewnątrz. NIE ZASTĘPUJMY RODZIMEGO, JEŚLI SPEŁNIA DOBRZE SWOJĄ ROLĘ.
Importujemy i eksportujemy od zawsze (p. strój szlachecki). A do jakich tradycji miałabym się odwoływać ja, gdańszczanka z urodzenia mająca korzenie na Lubelszczyźnie. A moi synowie po mieczu wywodzący się z Lwowskiego w tym Tatarów?
I na zakończenie: w IKEA często widuję wzory np. mebli czy tkanin, jakie pamiętam z domów moich dziadków, a kiedyś w Szwecji ze zdumieniem oglądałam tańczących – co prawda 5 x wolniej – taniec znany mi z Kaszub.
Pozdrawiam, blog (jak można to zjawisko nazwać po polsku?) podglądam i podglądać będę, Ewa
Mili 21 stycznia 2010 (20:37)
Ja jestem typowa patriotką, przywiązaną do regionu i tradycji w tym regionie. Pochodzę z kurpiowszczyzny.
Osoba na zdjeciu w stroju kurpiowskim to dobrze znana mi Renatka z mojej miejscowości :)
pozdrawiam ciepło – Dorota
podsosnami 20 stycznia 2010 (21:11)
Tolerancja – ooo, to groźne słowo. ;) Oczywiście żartuję sobie nieco. Ale temat poważny i rozległy.
Trzeba by wrócić do źródeł, czyli do znaczenia tego słowa. Jak mówi słownik: "postawa lub zachowanie zakładające poszanowanie poglądów, uczuć, przekonań odmiennych od własnych. Wielu moralistów podkreśla, że o ile godna pochwały jest tolerancja wobec cudzej odmienności, o tyle na potępienie zasługuje tolerancja wobec zła, wynikająca często ze strachu lub obojętności."
I to chyba wyjaśnia nam wszystko.
Godzę się na istnienie odmiennych od moich poglądów i postaw – dopóki nie krzywdzą one drugiego człowieka. Tylko tyle i aż tyle.
Wracając do pojęcia polskości i patriotyzmu – to bywa trudne. W pewnym stopniu rozumiem naszych rodaków, którzy zachód chcą koniecznie mieć, bo przez całe dziesięciolecia nie mieli tego, a teraz chcą w ekspresowym tempie przez to przejść. Trzeba się najpierw wyszumieć, żeby wiedzieć, że święty spokój jest lepszy… ;)
Trzeba jednak głośno mówić o tym, że patriotyzm jest jedną z najwyższych wartości i że szacunek do własnego gniazda to przecież szacunek do samego siebie, prawda?
Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia, Asiu! :D
Elisabetta 20 stycznia 2010 (19:06)
Nie mieszkam w Polsce od prawie 10 lat ,ale jestem Polką.I między tymi makaronami i lazaniami mam schabowe i bigos a mój dwuletni syn gania z korniszonem w garsci.Z Polski przyjezdzam z walizką wypchaną wszystkim co polskie,nawet lekarstwa sobie tam kupuję.Mój syn mówi po polsku,choć moja teściowa nie może tego przeżyć guzik mnie to obchodzi.Mam koleżanki,które swoich dzieci nie uczą polskiego,wyobrażacie sobie????Zgadzam się z Tobą w każdym calu i kupię sobie flagę,bo nie mam,ale mam duży magnes na lodówce w kształcie Polski,i kubek do porannej kawy z godłem.Pozdrawiam i dziękuję za wspaniały post
Anonimowy 20 stycznia 2010 (11:59)
Tolerancją /racja – bardzo wyświechtane ostatnio słowo/łatwo wytłumaczyć swój tumiwisizm. I pseudo otwartość na świat. Z wpisu na tym blogu nie zauważyłam braku tolerancji, a głębokie przemyślenia. Jak dla mnie, prawdziwe. Z niektórych wpisów za to, jak nic, wyziera złość. Za to chyba, że autorka nazwała po imieniu pewne zachowania. I miała jeszcze odwagę napisać, że się na to wewnętrznie nie godzi. I nie rozumiem zupełnie oburzenia na zachęcanie do kupowania polskiej żywności. Ja zrozumiałam , że zachęca się mnie do kupowania polskich produktów. Nie "tylko" polskich produktów, nie "zawsze" polskich produktów, nie "za wszelką cenę" polskich produktów. Ale wtedy, kiedy mamy wybór np między 2 takimi samymi produktami, ale z innych krajów. Popieram takie akcje i irytuje mnie tłumaczenie się cenami. To taka najłatwiejsza tarcza – ceny. A nawet jeśli coś jest kilka złotych droższe, i tak wolę zapłacić i wesprzeć mój rodzimy rynek, a nie jesetm bogatą osobą. Zauważyłam też,że dopiero jak mieszka się za granicą dociera do Polaków czesto, co mogą stracić.
Anonimowy 20 stycznia 2010 (09:57)
Witam zaglądam na Twojego bloga od niedawna i podziwiam piekne rzeczy a dziś ciekawy post trafiający w moje przemyślenia, przemyślenia których może bym nie miała gdybym nie wyjechała z Polski…Od póltora roku mieszkam w Danii i w zasadzie kazdego Polaka który nie szanuje swojej tożsamości wyslałabym na przymusowa emigracje choć pewnie do niewielu by i tak dotarło jak bardzo sa zakomlepksieni a nie powinni. Denewruje mnie jak moja rodzina uwaza ze złapałam byka za rogi bo mieszkam w "jednym z anjcudowniejszych krajów na swiecie" a "w Polsce nic nie ma"…Nie dociera do nich ze prawda jest inna ze ludzie zyja tu często na dużo gorszym poziomie niz my w Polsce, że własny dom, samochód, niewielkie mieszkanie to luksus na który nie stac zbyt dużo Duńczyków. To kwestie ekonomiczne ale tożsamościowo my Polacy jestesmy daleko w tyle… Dunczycy nie wstydzą się swojej flagi wieszja ja w dniu swoich urodzin i często mówia ze ich kraj jest najlepszy…Duńskie produkty sa wyraźnie oznakowane i sa droższe niż często dużo lepsze np produkty niemieckie…Jak przyjeżdzam do Polski to skręca mnie to jak ludzie postrzegaja zachód : z góry zakładaja ze jest lepiej. Ale najbardziej ostatnio rozlozyło mnie stwierdzenie moich rodziców że moje dziecko, które przyjdzie na świat w maju będzie mogło być dumne przez całe życie bo urodzi sie w Kopenhadze!! Ręce opadły rozumiem ze mój pierwszy syn bedzie musiał sie całe zycie wstydzic ze urodził sie w Łodzi…
konwallia 19 stycznia 2010 (20:34)
Przecudnowny blog, odważyłam dodać go sobie do ulubionych, gdyż na pewno niejednokrotnie tutaj wrócę. Niesamowity klimat, śliczne produkcje i ciekawe przemyślenia. Wszystkim czym potrafię podpisuję się pod powyższym wpisem. Niezmiernie ubolweam nad tym iż w tak króciutkim czasie zatracamy coś, co było przez wieki holubione przez naszych przodków. Miłośniczka polskich i śląskich (a jakże!) tradycji – konwallia ;)
GreenCanoe 19 stycznia 2010 (20:18)
Ja tu ledwo zipię, chora i pokonana przez mrozy:):), a Wy się rozpisujecie:)Ne dam rady odpisywać na wszystkie komentarze, bo mi się literki przed oczami rozjeżdżają:) Takie to uroki gorączki. Napiszę tylko o słowie wytrychu, które się tu nam w tej dyspucie przewija – a mianowicie słowie TOLERANCJA. Za którym to( samym słowem ),nie przepadam. Dlatego bowiem, że często jest, po pierwsze nadużywane, wręcz wyświechtane powiedziałabym, a dwa utożsamiane notorycznie ze słowem AKCEPTACJA. Oraz dlatego, że coraz częściej widzę jak jest na społeczeństwie wymuszane. Jeśli nie jesteś "tolerancyjny", to jesteś homofobem, zakutym konserwatystą, niedzisiejszym, nacjonalistą i siakim owakim człowiekiem.I jak słyszę po raz setny, że trzeba być tolerancyjnym ( ostatnio w dyskusji dotyczącej możliwości adoptowania dzieci przez homoseksualistów), to mi się automatycznie włącza odruch obronny.Jestem przekonana, że dla każdego człowieka istnieje bardzo indywidualne POCZUCIE tego słowa, a granice między tymi POCZUCIAMI są delikatnie jak pajęczynki. Nie lubię więc, tak łatwego szastania nim i podpinania pod tłumaczenie swoich zachowań. Iza – zgodzę się z Tobą, że tolerancja jest bardzo ważna,jak napisałaś – ale ona zawsze opiera się o konkretne kanony moralne, tak często powiązane np. z religią właśnie.I dla każdego człowieka oznaczać może coś zupełnie innego. …Zaczyna nam się ta dyskusja, o polskich produktach przypominam:):), akademicko rozjeżdżać:):)Więc pozwolę sobie dywagacje owe tolerancyjne skończyć:)
Ika – bardzo proszę Cię o nie zmienianie napisu w znaczku. Wiedzieliśmy dokładnie, co projektujemy, i niech tak zostanie. Mam nadzieję, że nie poczułaś się urażona. Bo właśnie chodzi nam o KUPOWANIE. Produktów polskich producentów o ile to tylko możliwe.Nie zmuszamy nikogo do niczego. Zaproponowaliśmy, że jeśli ktoś się utożsamia z taką ideą niech wklei TEN konkretny znaczek. WOLNA WOLA :) Kwestii makaronu nie podejmuję , bo nie lubię:) Makaronu znaczy się:) Ale pomidory suszone za to wcinam na kilogramy:)
Tutaj ostatnio przeczytałam artykuł o tym KTO kupuje patriotycznie,….no i cóż, rzeczywiście… jak wynika z tekstu – w biednych społeczeństwach nie występuje etnocentryzm konsumencki (patriotyzm konsumencki), zresztą, sami przeczytajcie:
http://www.twoja-firma.pl/wiadomosc/14105,kto-kupuje-polskie-produkty.html
Idę zbijać gorączkę.pa.
ika 19 stycznia 2010 (18:32)
Asiu, przeczytałam Twój post jak i komentarze i po części zgadzam się z tym co napisałaś ale uważam, że jednak powinniśmy być otwarci na nowe, na piękne i nie odrzucać ślepo wszystkiego co nie nasze ale nauczyć się oddzielać ziarna od plew. Czy któraś z nas nie ma czegoś w swoim domu z IKEA? jakże bylibyśmy ubożsi gdyby nie przywędrował do nas dekoupage (czy jak kto woli dekupaż) schabby chic lub scrapbooking? Faktycznie takie święta jak walentynki czy haloween nie sa nam potrzebne mamy swoją sobótkę i zaduszki a miłość możemy okazywać w każdy inny dzień nie tylko 14 lutego, ale doprawdy dlaczego mam sobie odmawiać spróbowania produktu innej firmy niż polska? przecież wiadomo, że makaron włoski inaczej smakuje niż polski. Moim zdaniem nie o kupowanie tu chodzi a o świadomość kim jestem, skąd pochodzę i kim byli moi przodkowie, jaka jest historia mojego kraju, więc Asiu jeśli pozwolisz to wkleję u siebie znaczek nie z napisem KUPUJĘ POLSKIE tylko KOCHAM POLSKĘ
Pozdrawiam serdecznie
Iza Jankowska 19 stycznia 2010 (10:46)
JOANNO-to ,o czym napisałas w swoim poście jest tematem rzeką.
Zgadzam się co do kwestii kupownia przez nas różnych kulturowych "kup w pozłotku".Nie obchodzę , nie kultywuję, są mi obojętne.Ale jak ktos chce i musi…nie mnie to oceniac.
Negowanie tego co ma rodowód wiejski też uważam za przejaw prostactwa myślowego,biorącego się głównie z kompleksów tejże wsi i przekonania ,że duże miasto itd…
Co do polskich produktów i czytania metek-zgadzam się ale nie w pełni,czytam skąd ale czytam też co siedzi w tej żywności.Za chwilę będziemy miec na karku ustawę o modyfikowanej żywności i wtedy na nic zdadzą się tłumaczenia,że sobie we własnym ogródku hodujemy ekologiczną rzodkiewkę lub takową kupujemy na miłym lokalnym bazarku.
Kwestia następna-pojęcie patriotyzmu i tożsamości narodowej jest też bardzo pojemne.Flaga, święta,kolędy,pamięc o przodkach-jestem za,popieram ale…Brakuje mi patrzenia wprzód,refleksji o polskim etosie pracy,budowaniu toższmości poprzez budowanie małych lokalnych społeczeństw…znowu temat rzeka.Brakuje mi nie na Twoim blogu i w komentarzach -mówię ogólnie.Boję się pisania o patriotyzmie w kontekście takiej bliskości z religią bo to zapalny temat.Doceniając wagę historii,tradycji,obyczjów,porawności języka,kultury-nie łaczyłabym jej z religią.
I ostatnia kwestia-ponoc byliśmy najbardziej tolerancyjnym krajem w czasach kiedy w Europie płonęły stosy z różnej maści heretykami…co z tego zostało-widac.
UWAŻAM ,ŻE TOLERANCJA JEST BARDZO WAŻNA.
Reasumując podpisuję się pod tym co napisała ELISSE- bo uważam podobnie i czuję podobnie.pozdrawiam.
Anonimowy 19 stycznia 2010 (09:14)
Asiu, najpierw podziękuję elfik, za Jej komentarz do komentarzy :)
Od dzieciaka lubię to, co polskie. Może dlatego, że dla mnie jest prawdziwe. Może być rdzennie, może być inspirowane, może być stworzone " sztucznie" i jest już Sztuką.
Dla mnie probierzem , czy coś jest wartościowe, piękne – jest czas.
W pażdzierniku Cepelia obchodziła sześćdziesięciolecie istnienia, wystawa " Piękno Użyteczne" w Muzeum Włókiennictwa w Łodzi przepiękna, słowo wstępu o przyszłości Cepelii i Rękodzieła Artystycznego – optymistyczne.
Od zawsze największy urok miało dla mnie to, co ręcznie wykonane, używane, pokryte patyną .
Mam więc trochę uratowanych , rodzinnych pamiątek, które starannie odnowiłam. W naszym posiadaniu jest też zabytkowy domek, murowany.
Asiu, myślę, że jest nas trochę , myślących i czujących tak samo jak Ty. Ludzi poszukujących swojej tożsamości, ceniących tradycję i znających choć trochę historię Polski.
Bądźmy też jednak tolerancyjni dla tych, co lubią Walentynki i inne podobne. Byliśmy tyle lat zamknięci we własnych granicach, że to naturalny proces, takie małpowanie :)
Pozdrawiam Cię serdecznie, jesteś moją Trzecią Ulubioną :), tula
GreenCanoe 18 stycznia 2010 (23:10)
No to się zgadzamy we wszystkim w 100%.:) Nie znamy się Gabrielo osobiście, więc nie mogłaś wiedzieć jaki mam stosunek do "zangielszczania" na siłę naszego języka, moi najbliżsi wiedzą za to doskonale:)Pewnych sytuacji nie da się uniknąć. Jeśli żyjemy w takich czasach w jakich żyjemy, to raczej trzeba się godzić na to, że język jest cały czas żywy, płynny, i niektóre elementy "obce" będą w nim obecne. Ale niepotrzebne wsadzanie właśnie angielskich słówek w płynność polskiego zdania mnie osobiście mierzi.Chyba najbardziej raziło mnie to w pracy, gdzie pełno miałam wokół: młodych, gniewnych, "wielkoświatowych". O jak drażniły, NOTORYCZNE wtręty słówek po angielsku – i to w sytuacjach, gdy były ich odpowiedniki – w naszym języku. Przykład : pytam się o coś pewnego takiego światowca, a On mi na to odpowiada: Up to You. A jako najbardziej żenującą sytuację wspominam taką, gdy pewna PANI powiedziała mi odnośnie zdarzenia, które mnie spotkało – że mam teraz LERNING na przyszłość….:):):)Wśród moich przyjaciół nie mamy takich oszołomów, na blogach tez raczej widzę, że dziewczyny pięknie piszą po polsku. No to znowu Cię "pozdrawliaju:)"
Anonimowy 18 stycznia 2010 (22:34)
Ależ ja nie wymagam tłumaczeń :) bo faktycznie jak słusznie stwierdziłaś nie masz z czego się tłumaczyć.Twoje wyjaśnienia co do nazwy Green Canoe przeczytałam i zaakceptowałam. Napisałam tylko o swoich odczuciach a do nich mam prawo tak samo jak Ty pisząc "internetowy pamiętnik" ;) zgodziłaś się na to że inni będą go czytać i komentować. Tak jak Ciebie rażą "kupy w szeleszczących papierkach" (przyznaje bez bicia że mnie również) tak mnie przeszkadza zalewająca nas z każdej strony wymiana polskiego języka na angielskie zamienniki.Powtórzę się Green Canoe jest piękną nazwą tak jak mądre są Twoje wpisy i cudowne są rzeczy które tworzysz.Ja tylko chciałam napisać żeby w codzienności nie zapominać że polski język jest pięknym językiem i tak jak o flagę o której piszesz tak i o możliwość mówienia i uczenia się po polsku walczyli nasi dziadowie. A Twój wpis dał mi wyjściową sytuacje do przemyśleń nie na temat czytania etykiet i kupowania polskich produktów bo staram się to czynić od dawna, ani również nie do tego aby kultywować polskość w obchodzeniu tradycyjnych świąt polskich bo to również robię ja i moja rodzina. Twój wpis i komentarze pod nim pozwoliły mi pomyśleć nad tym że skoro nasz naród zauważa już to że mamy "kulturowy śmietnik" dookoła to może przyjdzie i czas na to że zauważymy językowe odpady jakie nas otaczają na każdym kroku, i absolutnie nie myślę tutaj o nazwie którą stworzyłaś :) piszę ogólnie….Pozdrawiam (tym razem ;))Gabriela B.
GreenCanoe 18 stycznia 2010 (22:10)
Gabielo – tudzież Gabrielo ? – Wyjaśniałam kilka postów wyżej, anglojęzyczną nazwę bloga.
I nie będę znów tego czynić po raz kolejny, bo zaczynałoby to pachnieć tłumaczeniem się – a ja nie mam z czego. Ale tak w ogóle – bardzo tą swoją nazwę lubię:) Jest ze mną od kilku lat, nie tylko od momentu prowadzenia bloga. Też Cie pozdrawiam, i ciesze się, że post dał Ci wyjściową sytuację do przemyśleń.
Anonimowy 18 stycznia 2010 (21:54)
Popieram ,zgadzam się, napisałaś o tym co jest ważne. Tylko kurcze… zacytuję Twoje słowa "bo nasi dziadowie właśnie mogliby w przypływie tolerancji dla najeźdźców nie chcieć bronić swojego kraju. Bo dlaczego niby nie mieliby chcieć mówić po rosyjsku, albo w jakimś innym języku?. Oni nie byli TOLERANCYJNI, nie dali sobie wmówić zruszczenia, zniemczenia…" "zangielszczenia" też by sobie pewno nie dali wmówić bo takim już jesteśmy czupurnym narodem że nie lubimy bata nad sobą. W tych wojnach akurat anglojęzyczne narody nie były wrogiem… dlatego przy całym tym Twoim wpisie z którym się zgadam i który dał mi wiele do myślenia (za co dziękuję)to jedno mnie razi – "Green Canoe". Masz do tego prawo jak najbardziej i nazwa jest piękna a na pewno lepiej brzmiąca niż zielone czółno, kajak, łódka itp. Tylko kupując polski jogurt czy przygryzając szarą renetę pamiętajmy "A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają"
Pozdrawiam serdecznie zachwycając się niezmiennie Twoim pięknym i ciepłym domem. Gabiela B.
GreenCanoe 18 stycznia 2010 (21:14)
Dziewczyny, jeszcze raz dziękuję za komentarze i tak mądre przemyślenia. Macie rację – ja tez czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy czytają bez podstawowego zrozumienia tekstu. Albo, między wierszami dopisują sobie co im akurat tam pasuje na poparcie swoich tez czy dla wytłumaczenia "wyrachowanego wygodnictwa", jak to rzeczywiście celnie, napisała Eliza. Albo poczuli się urażeni, że wyśmiewam głupie marketingowe zwyczaje,w które sami się zaprzęgli. Nie wiem. Myślę jednak, że do pewnych postaw życiowych chyba się po prostu dorasta, albo i nie. Czy też inaczej – trzeba mieć odpowiedni poziom samoświadomości, żeby niektóre wartości poczuć. I jak widać po powyższych komentarzach te poziomy bywają bardzo różne. Jeszcze raz serdecznie Was pozdrawiam. Pozytywnie zaczółnowana:) i to na zielono:)
aga 18 stycznia 2010 (20:10)
Podpisuje się pod Tym co piszesz i ciesze się że Ty i tyle jeszcze osób myśli podobnie, polska tradycja jest piękna, niepowtarzalna i musi przetrwać…znikam na bloga i wklejam znaczek
TuKara 18 stycznia 2010 (15:58)
Pozdrawiam z Tunisu,,,,z przyjemnoscia czyta sie "twoje pisanie".Jestem wierna tradycji i "nie daje sie".
Anonimowy 18 stycznia 2010 (12:39)
Całkowicie się z Tobą zgadzam i myślę, iż jest coraz więcej tak mądrych ludzi, zauważam wśród otaczających mnie osób (poza tymi, którzy oczywiście bezmyślnie ciągną wszystkie zagraniczne buble, niby amerykańskie, europejskie a chińskie)taką jakby chęć odkrycia własnej tożsamości narodowej, tak jeszcze nie do końca ale jednak, więcej tych flag się pojawia przy świętach narodowych. Ja mam nadzieję wychować moje dzieci w kulturze polskiej i mam też nadzieję, że oświata publiczna mi w tym pomoże a nie przeszkodzi, bo jak się zbulwersowałam, iż nie chcę żeby dzieci obchodziły w przedszkolu halooween, to jakoś tak dziwnie rodzice na mnie patrzyli, że nie z tej planety jestem czy co. Walentynki też jakoś mnie miłośnie nie nastrajają. A przecież polska Noc Świętojańska czy jak to za czasów pierwszych słowian była Noc Kupały, świetna tradycja a tak mało miast czy miasteczek ją obchodzi. I może trochę odjadę od wątku ale powiązany temat a mianowicie turystyka, Polska to tak piękny i różnorodny kraj, a my pchamy się do jakiś Turcji Egiptów itp. oczywiście nie jestem za tym żeby nie zwiedzać obcych kultur,sama jestem ciekawa świata, ale nie znoszę jak ktoś robi to dla szpanu, dla pochwalenia się na naszej klasie itp. mam np znajomych którzy w Egipcie byli setki razy bo jest się niby czym pochwalić. Mnie te kraje strasznie rozczarowały i postanowiliśmy z mężem postawić na turystykę polską. Co do produktów to też się zgadzam, herbatki reklamowane pijam już od jakiegoś czasu bo przez przypadek w pewnym zajeździe kiedyś poznałam przedstawiciela który na próbę dał nam kilka rodzajów, pyszne!!! Jak tak ostatnio podczytuję sobie Wasze blogi, Twój, Loolki i Chata Magoda przede wszystkim to jestem pełna nadziei i optymizmu i wierzę, że są ludzie, którzy nie czerpią z zachodu wszystkiego jak leci, dbają o naszą tożsamość, kulturę i tradycję, pozdrawiam i cieszę się, że mogę czytać te blogi nastrajają mnie bardzo optymistycznie.
Anonimowy 18 stycznia 2010 (10:41)
To chyba jakaś telepatia, o tym samym myślałam. Mam zamiar zacząć pisać bloga i to miał być jeden z tematów, które chciałam poruszyć. Jest tyle fajnych miłych świąt, które nota bene też przyszły do nas z zachodu, ale się nie przyjmą bo nie można ich skomercjalizować, myślę tu o dniu uśmiechu, o dniu przytulania, nic nas to nie kosztuje, więc nikt nie może na tym zarobić. Niedługo czekają nas Walentynki, wszędzie zrobi się czerwono, wystawy będą pełnie tandetnych serduszek i misiaczków wołających 'i love you'. Makabra!
Całym sercem jestem z Tobą.
Aśkowska
Katarzyna / Kathryn 18 stycznia 2010 (10:31)
Ja nie mieszkam w Polsce, ale to co Polskie zawsze u nas na pierwszym miejscu, choc nie zawsze jest to latwe, kiedy jest sie w obcej kulturze i zewszad otaczaja cie obce kultury i tradycje. Ale wydaje mi sie, ze w wypadku mojej rodziny, to jest nawet fajne poznawac obce kultury, rozumiec je itp, natomiast najwazniejsze sa dla nas polskie tradycje, polska kultura, ktora jest przeciez skarbnica roznorodnosci i ciekawostek! Ja wpajam moim dzieciom to co polskie, ale rzeczywiscie przykro mi patrzec na tych Polakow, mieszkajacych tutaj, z dala od Polski, ktorzy swoim zachowaniem, slowem czy gestem pluja na wlasne korzenie i wrecz wstydza sie polskosci. to straszne! Ja sie ciesze, ze zieki mnie wielu Anglikow i nie tylko dowiedzialo sie gdzie jest Polska, jaka jest Polska i to ,ze my nie mamy caly czas zimno( bo tak niektorzy sadzili). Staramy sie chociaz po trochu uzmyslowic naszym dzieciom historie polski, literature i geografie. Nie chodza do polskiej szkoly a swietnie mowia, czytaja i pisza po polsku. Podoba mi sie to co napisalas. Trudno z toba sie nie zgodzic. W zyciu trzeba znalezc kompromis; cóz….skoro juz taka moda to cieszmy sie walentynkami i itp, ale na pierwszym miejscu cieszmy sie wlasnymi swietami, tradycjami i nasza wspaniala polska kultura! Dodalam twoj blog do ulubionych! Pozdrawiam!
Anonimowy 18 stycznia 2010 (00:18)
Ech… nie mogę się zebrać do snu, tak mnie ten temat uwiera. A zwłaszcza fakt,że tak nieraz jednostronnie został potraktowany przez czytające Twój post osoby.
A przecież chodzi o coś głębszego, niż cena i smaki.
Chodzi o te kupy w złotkach, czy jak to było. Generalnie – o lipę, marketing, globalizację przez duże G, oszukańczą politykę większych i mocniejszych, co nam te swoje kupy z uśmiechem fałszywym podsuwają. I o naszą bezbronność (oby nie) i naiwność. I o wybór, którego można dokonać nie tylko jako patriota, a nawet zostawmy tę kwestię, wybierajmy, jako matki,żony i kobiety – z głową i sercem.
Żeby się nie dawać faszerować, podtruwać, naciągać na kicz, na pustą formę bez treści nam bliskich, na blichtr tanich świecidełek, na kolorki "identyczne z naturalnymi".
Bo mamy dość tu, w zasięgu ręki, estetyki i kulury, jakiej nie ma gdzie indziej. Tylko CHCIEJMY!!!
I powiem jeszcze tylko to – nawet czekoladopodobna czekolada w kryzysie nie była mi tak wstrętną, jak te … w złotkach i ta masowa pogarda dla naszej kultury dziś.
Ale już idą zmiany. Wierzę i dziękuję Ci Asiu za to Twoje czółno zielone :))
Polecam wiejskie mleko prosto od krowy. Daje do myślenia, nawet kwaśne! Pa!
Eliza D.
elfik 17 stycznia 2010 (22:40)
przykro mi sie czytalo te komentarze, bo ja przez 16 lat mieszkalam w Paryzu i praktycznie zeby poczuc smak pomidora , albo innego warzywa, musialam mocno solic i pieprzyc. Teraz miszekam na poludniu Francji, jest lepiej , bo sa produkty lokalne…….i bio nie tak bardzo drogie, bo kupowane bezposrednio u producentow.. Jak przyjzedzam do Polski, to ciesze sie za kazdym razem, ze u nas jeszcze truskawki kupuje sie w lubiankach, czerwona porzeczka, jezyna i agrest, nie uchodza za rarytasy , a jablka przepienie pachna. Greg moj mowi , ze w sierpniu cala Polska chomikuje, czyli je sloneczniki. Ale je je swierze, dopiero co sciete. We Francji, zeby zjesc slonecznika, kupuje sie prazone, bardzo slone, albo juz oskubane, na wage w sklepach bio.
Nie moge zrobic, moich ukochanych ogorkow malosolnych, bo gruntowe ogorki, sa nieosiagalne…….Moglabym tak wymieniac i wymieniac.
We Francji , za smak musze zaplacic, bo jak cos smaczne to niestety tylko bio……….U nas truskawki cudnie pachna i sa przepyszne.
We Francji ,te co laduja na straganach np: z Hiszpanii, sa zbierane zielone, mocno schladzane i potraktowane na koncu koloratami.
Sa oczywiscie tansze niz francuskie lokalne, ale ja osobiscie wole zjesc mniej i zadziej, nisz kupowac pescytydy……..
Delektuje sie prawdziwie ich smakiem , dopiero w Polsce.
Szkoda, naprawde szkoda, ze niektore osoby, po pierwsze nie zdaja sobie sprawy z tego , ze moga jeszcze jesc jako, tako zdrowo, bez wydawania fortuny. A po drugie, ze tak bardzo radykalnie podeszly , do Twojego posta, przeciez mowisz o wyborze………
A juz tekst o patrionyzmie na huraaa, wbil mnie w krzeslo…tak na dluzsza chwile……….
pozdrawiam Cie Asiu z dzis bardzo slonecznego i cieplego Arles.
podsosnami 17 stycznia 2010 (21:34)
Dziekuję za odwiedzinki, jak miło!!! Czuję się bardzo wyróżniona. :))
Skqandynawski styl piekny jest, kojarzy mi się z tą bielą, ozdobami typu słoik na drucie wiszący w zimowy wieczór na drzewie ze świeczką wewnątrz, Twoja "łyżew" ;), biel, off-white, paseczki niebieskie, bielony len i surówka lniana, reniferki świąteczne i wzorki geometryczne… Koszyczki białe z wyściółką… No takie różności – śliczności.
Po prostu chciałam napisać, że tradycja – bardzo, bardzo, ale trzeba też być otwartym troszkę, a Ty przecież jesteś, bo masz "łyżew" i takie tam. :))
Zapraszam, zaglądaj częściej do mnie! I pozdrawiam bardzo serdecznie.
P.S.
A cała moja rodzina po mieczu to rdzenne Kaszeby z Wejherowa, Żarnowca, Słuchowa… 8-)
GreenCanoe 17 stycznia 2010 (20:18)
Sosenko – nie wiem jak u Ciebie wygląda zamieszczanie plików. Jak klikniesz w znaczek, zrób sobie "zapisz obrazek jako" – i zapisz np na pulpicie. I może po prostu jak będziesz opisywała jakiś produkt polski wart uwagi, to pokaż obok zdjęcia produktu ten znaczek -tez będzie dobrze:)
Masz rację – większość z nas ma korzenie wiejskie. I rzeczywiście dużo ludzi wiejskie uważa za obciachowe.Ale nie wszyscy. Tak sobie myślę, że coraz więcej ludzi zmęczonych jest miastem, czują się w nim zagubieni. Noszę w sercu ogromny szacunek dla rolników, dla ich pracy. Postanowiłam sobie tez ostatnio, że chcę bardziej poznać kulturę folkową, chcemy kupić muzykę z danych regionów naszego kraju, poznać dzięki temu też klimat rożnych miejsc w Polsce. Kaszuby mam tu na miejscu, ale np chce pochłonąć jeszcze klimaty łowickie:):)Co do ozdób w domach. Czy ja wiem, że aż tyle na naszych blogach jest tej Skandynawii????Ja tam nie zauważyłam szczerze mówiąc. Sama mam w domu raczej starocie ( nasz kredens ma ponad setkę), i dużo babcinych dekoracji, mamy bardzo ciepły w stylistyce dom, o czym mówią nasi goście, jak tylko przekraczają próg. Ale np sobie strzeliłam w tym roku jako dekorację ramy łyżwę bialuśką i reniferki na desce jako element zdobniczy na święta. I wykonane tego było właśnie w takiej konwencji a'la ascetycznej. Ale jak mam być szczera, to zginęły mi te ozdoby w nawale szyszek, pierniczków, cukierasów, gwiazdek szydełkowych:):):)….Techniki zdobnicze natomiast, które się w Polsce pojawiły – np shabby dick, to nie są tylko techniki stosowane w Skandynawii, ale tez we Francji, w Niemczech. I nie wiem szczerze mówiąc co to jest styl polski niby…Kojarzy mi się to tak w 1 chwili jedynie z dworkami szlacheckimi. Ale jeśli tak – to raczej tylko w domach można by elementy z takiej stylistyki zastosować. W mieszkankach to raczej nie bardzo:) Byłam na Twoim blogu _PIĘĘĘĘĘĘĘKNIE tam macie!!!! a omłoty pamiętam doskonale:) Bardzo, bardzo ciepło Cię pozdrawiam. Też ze wsi:)
podsosnami 17 stycznia 2010 (19:31)
Witaj, Asiu. Czytam Twój blog od dośc dawna.
Myślę, że masz sporo racji (także zdecydowanie nie lubię walentynek i halloween), zwłaszcza w kwestii flagi polskiej.
Niestety, muszę też przyznać trochę racji tym, którzy wskazują na ekonomię – produkty polskie bywają droższe niż chiński czy inny import.
Niemniej, jeśli mozna i jeśli tylko stać – należy kupować polskie, na pewno.
Zauważyłyście jednak, że w domach kreatywnych powszechny stał się styl skandynawski, nie polski? Czasem cos innego sie pokaże… Styl skandynawski jest piękny, ale nie nasz, może więc nie warto tak ostro osądzać innych?
Zabolało mnie nieco stwiedzenie, które znalazło sie w jednym z komentarzy: ludzie nie chcą tego, co tradycyjne, bo to im się kojarzy ZE WSIĄ. A cóż złego jest we wsi, dlaczego tak wielu z nas kojarzy ją z obciachem i czymś pejoratywnym? Może dlatego, że tak wielu z nas wstydzi się własnych korzeni, bo przecież ilu z tych, którzy "Wiocha!" wykrzykują, miało ukochanych dziadków na wsi i rodzice tam się wychowali? A oni tak o wsi. I wtedy zawsze sobie myślę: zły to ptak, co własne gniazdo kala…
W wolnej chwili zapraszam także do poczytania mojego bloga ze wsi: http://www.dompodsosnami.wordpress.com
Pozdrawiam i gratuluję wspaniałej kreatywności i fantazji!
"Wzięłabym" znaczek do siebie, ale u mnie z boku się tak nie da, albo ja nie umiem… :(
GreenCanoe 17 stycznia 2010 (18:15)
Olu – Czółno, w staropolskiej mowie: "CZÓŁN"(używane w rodzaju męskim) było pierwotną wersją polskich rybackich łodzi, wydrążaną z jednej kłody. Zazwyczaj olchowej, sosnowej lub ewentualnie bukowej. Kajaki zaś są pochodną łodzi eskimoskich. To tak dla wyjaśnienia. Dobrze, że jesteś z czegoś dumna. To bardzo ważne w życiu.
Anonimowy 17 stycznia 2010 (17:29)
Droga Asiu
Uf czółno kajak jaka to różnica ale skoro o tym mowa czółna kojarzą mi się właśnie z amerykom a kajaki łodzie z europom bardziej zastanowiło mnie dlaczego ktoś kto tak głośno krzyczy o polskości o wieszaniu flagi nazwę bloga napisał po angielsku i ja z dumom dołączę do Elisse i do Asi tolerancja po pierwsze jest bardzo ważna i proszę nie pisz kto za kogo ginął bo nie to miałam na myśli tylko hipokryzję jaką się posłużyłaś polskie jabłka to ja jem tylko wtedy kiedy sama je zerwę z drzewa a masło przywiozę z wypadu na wieś gdzie powstało na moich oczach.Polskie produkty są i niech będą jak najdłużej i w jak największej ilości i żeby tylko jakość była na wysokim poziomie i bardziej przystępne ceny jestem realistką.
Pozdrawiam OLA
Daruha 17 stycznia 2010 (14:24)
Uwielbiam Twój blog.
Kocham ogladać Twój dom, pachnie mi tak przyjemnie zielenią, wiejskim czystym powietrzem, kwiatami.
Uwielbiam Twoje podejście do produktów rodzimych, które w wielu przypadkach są dużo zdrowsze, mają mniej chemii.
Poprostu uwielbiam tu wracać, rozkoszuję się wtedy zdjęciem obok z widokiem na jezioro. Wracam do zdjęć wigilijnych i podziwiam jak pięknie wyglądał Twój dom. Podziwiam jakże uroczą zimę, która nie jest mi straszna, tylko malownicza i kusząca do wyjścia na dwór.
Aj, już kończę te pochwały, bo mogłabym tak w nieskończoność!
Pozdrawiam gorąco! D.
Zapraszam na candy :)
Anonimowy 17 stycznia 2010 (13:21)
Eliza D. – WYRACHOWANE WYGODNICTWO to genialne określenie, mówi wszystko. Asia – po prostu brawo.
Anonimowy 17 stycznia 2010 (13:09)
Kocham Cię POLSKO! skopiowałam i głośno będę krzyczeć kupuj POLSKIE!!!
Pozdrawiam serdecznie
GreenCanoe 17 stycznia 2010 (13:08)
I jeszcze odnośnie słowa TOLERANCJA. Asiu – nie, tolerancja nie jest w życiu najważniejsza jak piszesz. Gdyby najważniejsza była tolerancja, to nie mogłabyś sobie teraz żyć i wychowywać dzieci w POLSCE, bo nasi dziadowie właśnie mogliby w przypływie tolerancji dla najeźdźców nie chcieć bronić swojego kraju. Bo dlaczego niby nie mieliby chcieć mówić po rosyjsku, albo w jakimś innym języku?. Oni nie byli TOLERANCYJNI, nie dali sobie wmówić zruszczenia, zniemczenia…nie dali sobie narzucić świąt innych krajów. Miliony ludzi oddało życie, żebym ja mogła dziś w święto państwowe wywiesić flagę polską -tę samą, za którą Oni zginęli. I robimy to ku ich czci. I jak słyszę – określenie, że ktoś nie chce mieć nić wspólnego z "patriotyzmem na hurra" – to najzwyczajniej w świecie nie umiem tego pojąć…jak można mieć tak obojętny stosunek do naszej historii. Bo moi i Wasi przodkowie, z tym okrzykiem na ustach szli na śmierć. I nikt mi też nie powie, że muszę tolerować głupotę. I idąc dalej – oliwa z oliwek, a olej słonecznikowy to są przecież dwie różne rzeczy i do czego innego służą , mamy w domu i to i to:) ba , mamy wiele produktów z całego świata, których w Polsce z racji np klimatycznych NIE MA. Nie namawiam nikogo na odrzucenie wszystkiego – i kupowanie TYLKO TYLKO I TYLKO polskich produktów, a chociażby dlatego, że niektórych u nas nie uraczysz – oliwek z tego co wiem to się chyba raczej u nas nie hoduje???:):) Sami bardzo często korzystamy z dobrodziejstw produktów z kuchni greckiej, włoskiej – i mamy z tego ogromną radość. Fajnie, że mamy taką możliwość. Ale jeśli widzę na półce jabłka z polski, i holenderskie, masło polskie a z skądś tam – nie zastanawiam się ani chwili. Fanatyzm nie jest bliską nam ideą:) A do tego tylko zachęcam ludzi – wspierajmy naszych rolników, przedsiębiorców, bo takie gesty to tez nasz osobisty wkład w budowanie naszej gospodarki.
Uffff ale się rozpisałam:) Pewnie znowu moje słowa się nie spodobają wielu osobom, no ale cóż… Olu, rzeczywiście nazwa bloga jest anglojęzyczna, na początku związane było to z planami czysto zawodowymi, ale nie będę teraz o tych planach mówić, bo nie chcę.Albo inaczej – jeszcze nie chcę teraz:) I jeśli już ją tłumaczymy – to zielone czółno, nie kajak.
Wszystkim bardzo dziękuje za wpisy i tak żywą dyskusję.
Asia
GreenCanoe 17 stycznia 2010 (13:05)
O matko, ile wpisów:) Widzę,że większość z Was czuje tak jak ja, albo w dużej mierze jak ja. To budujące – czasami bowiem odnosimy z Pawłem wrażenie, że ludzie wokół nas…nie mają jakby żadnych wartości w życiu, że wszystko jest im tak naprawdę obojętne, byleby się najeść, mieć na rachunki, zabawić się. Czy naprawdę nasz byt do tego ma się sprowadzać? Tematu Chin nie podejmuję – bo to bez sensu. Walka z wiatrakami, a ja się don Kichotem nie czuję:) Mogłybyśmy tu kilka miesięcy deliberować. BARDZO staramy się z Pawłem nie kupować rzeczy made in China,z powodów czysto ideologicznych, i myślę że nieźle nam to wychodzi – ale nie mamy tez żadnych złudzeń, że uda nam się tak funkcjonować w całej rozciągłości – bo produkty z Chin zalały nas po prostu – i nie tylko nasz kraj. Staramy się jak tylko możemy wspierać rodzimych producentów – i to robimy, nawet jeśli mamy właśnie zapłacić drożej np.za czosnek z Polski. A już w ogóle nie ma zastanawiania się, jeśli różnica w cenie jest niewielka.I nie zgadzam się Elizko – że polskie jest drogie. Prosty przykład -polskie kefiry,masło, jogurty, chleb – mają taką sama cenę jak te np ściągane z Niemiec, ba – są nawet tańsze. I często o niebo lepsze. Ludzie przy wyborze kierują się MARKĄ, a nie krajem produkcji, jakością, składem. I to mnie boli. Brak świadomości. Co do kwestii tradycji – chyba nie ma takowej, której wszystkie elementy przynależą TYLKO do danego kraju?? Prawda? Zwłaszcza jeśli te tradycje funkcjonują w obrębie wyznawców tej samej religii.Myślę, że niektóre elementy tradycji w danym obszarze religijnym są obecne w wielu krajach, w rożnym nasyceniu, jest to powiązane chociażby z odwiecznym przemieszaniem się ludów z miejsca na miejsce. Ale ja nie o tym piszę. Ja piszę o bezmyślnym całkowitym przeszywaniu pewnych totalnie nie naszych świąt w naszą kulturę. Jeśli nadal tak chętnie będziemy wszystko brali co kolorowe, głośne, i pseudo radosne, to niedługo będziemy latać właśnie za przeproszeniem np. z piórami w tyłku – bo to tez przecież kolorowe fajne święto. A Uroczystość Wszystkich Świętych, nie miała początków u Celtów. U Celtów początki miało święto samhain – czyli końca lata, początku zimy, i zmarłych dusz – tych dobrych i tych złych także, które to właśnie w to święto przychodziły na ziemie aby zamieszkać w ciałach żyjących ludzi( bez ich woli oczywiście). Nie będę tu przytaczać aspektów historycznych – każdy sobie może wejść do netu i poczytać. Dzień Wszystkich Świętych ( w czasach PRL-u, kiedy to starano się mu nadać charakter świecki- nazwane Świętem Zmarłych i do dziś często w świadomości Polaków funkcjonujące pod tą nazwą, to Święto genologicznie Chrześcijańskie – i tez odsyłam do źródeł. Przyjęte jest, że właśnie w to święto odwiedzamy groby także naszych zmarłych, uczestnicząc przy tym w Mszy Świętej.I te 2 święta – to są w ogóle 2e różne sprawy, ale jak widać – większość ludzi zaczyna między tymi świętami stawiać znak równości….i tego po prostu nie rozumiem.A to, co teraz dzieje z Halloween, to maskarada stworzona przez Stany Zjednoczone głównie – i niewiele ma już wspólnego z pierwotnym świętem celtyckim. To czysty marketing.
ewelajna 17 stycznia 2010 (12:52)
A wiesz, ze ta Eliza ma rację… Zastanowiła mnie i… myśle podobnie:)
Myślę, że coraz więcej tej polskości i tradycji w nas. Myślę, ze wielu wraca i czerpie z tradycji. Wielu szuka i chciałoby prawdziwie… Ja też bym chciała…
Idea proponowania tego, co polskie świetna:) A herbatki Biofixu muszę przyznać, JESZCZE nie piłam… Kupie – wypiję… już bym chciała:)
Pozdrawiam ciepło(z flagą w wiklinowym koszyku…) :)
e.
Anonimowy 17 stycznia 2010 (12:36)
Co mnie w naszym społeczeństwie najbardziej przeraża, to brak chęci do działania, bo i tak się nie uda, bo się nie opłaca, bo przecież nic to nie zmieni, i w ogóle lepiej olać.
I mimo tylu popierających Cię wpisów (mój potraktuj na równi z nimi) wiem,że znajdą się i tacy, co postukają się w głowę. Wiem, bo sama walczę z wiatrakami, niejednokrotnie w wielu prostych społecznych, obyczajowych kwiestiach,więcej zdołam przetłumaczyć swoim uczniom, niż … o zgrozo… nauczycielom – kolegom moim. Jestem czasem zrozpaczona tym faktem,że oczywistych rzeczy nie sposób ludziom wytłumaczyć, i że są tak oporni w swoim wyrachowanym wygodnictwie.
Niemniej łapek nie zwieszę, tylko swoje forsować będę, Polskie kupować , a Twoje propagować z wewnętrznym poczuciem słusznego porządku rzeczy.
Eliza D.
(ukryta fanka, więc chyba muszę się w końcu ujawnić. Niemniej jesteś da mnie inną wersją Magody. Inną,lecz gdybym miała wybierać… kocham was… równakowo :))))
A słowo to pochodzi ze słownika dzieci moich, gdy jeszcze berbeciami były:)
folkmyself 17 stycznia 2010 (11:50)
Nawiązanie do dyskusji na moim blogu
jak ktoś ma chęć zapraszam;]
http://www.folkmyself.blogspot.com
asia 17 stycznia 2010 (10:48)
Dzięki!!Uwielbiam Cię Elisse!!
Już myślałam ,że ze mną jest coś nie tak!!!
Chylę czoła!!
Pozdrawiam.
J:O*
PATI 17 stycznia 2010 (10:42)
TAK TO OCZYWISTE ZE PRAWDZIWE POLKI CZUJA SIE POLKAMI,CHCIAŁOBY SIĘ TRZYMAC ZELAZNIE POLSKOSCI POD KAZDYM WZGLEDEM…ALE NIESTETY PODPISUJE SIE POD ELISE BO NIECHCĘ POWIELAC TEKSTU.CZASAMI CHOCBY SIE CHCIAŁO TO RZECZYWISTOŚC POLSKA ZMUSZA NAS DO INNEGO WYBORU(tanszego chinskiego np)POLSKA TO PIEKNY KRAJ ALE ZARAZEM "CHORY"I NAPRAWDĘ ILE LUDZI TYLE ZDAŃ.NIE CHCIAŁABYM SIE NIKOMU NARAZAC ALE ZYĆ W TYM KRAJU I COS OSIAGNĄC NIE JEST ŁATWO…A CZESTO ABY PRZEZYC JESTESMY ZMUSZENI WYBRAC ZAMIENNIKI TANSZE…BO TE POLSKIE NATURALNE ZDDROWE EKO KOSZTUJĄ NIKT MI NIE POWIE SŁONO…LICZY SIE ZDROWY ROZSADEK I UMIAR…A I ZDECYDOWANIE WOLE WŁOSKĄ OLIVE Z OLIWEK PROSTO Z SYCYLI NIZ NASZ NAJLEPSZY OLEJ Z PIERWSZEGO TŁOCZENIA…ALE SA PRODUKTY POLSKIE KTÓRYCH BYM NIE ZAMIENIŁA NA ZADNE INNE W LODÓWCE…CHYBA CHINSKIEJZRESZTA SAMA DO KONCA NIE WIEM…LG
Elisse 17 stycznia 2010 (09:12)
A ja powiem tak: nie przyłączę się do akcji, bo czułabym się hipokrytką. Jadamy generalnie wszystko, nie patrzę na to czy polskie, tylko czy tanie i może właśnie tu należałoby postawic sobie pytanie, dlaczego tak jest? Mój dom wręcz zawalony jest meblami obcego pochodzenia, wszystkie sprzęty elektroniczne najprawdopodobniej z Chin, samochód angielski, a po ciuchy jeżdżę specjalnie do chińczyków, nie twierdzę,że polskie jest gorsze, ale różnica jest taka,że w maximusie dostanę płaszcz za 200 zł, a w Telimenie za 800…tak, tak, wiem i rozumiem, że tam mały chińczyk siedzi i za miskę ryżu…ale ja też w tym cudnym kraju momentami ledwo na tą miskę ryżu mam. Żyjemy w ciężkich czasach i niestety trzeba się przystosować i choć w moim domu są jak najbardziej kultywowane tradycje, to jednak czy do końca polskie? Wszystkich świętych było świętem , które miało swoje początki u Celtów, choinka przywędrowała z Niemiec, a u nas była podłaźnica….Generalnie polskie jest drogie, a tysiące polaków nie stać na kupowanie takich rzeczy i dlatego wybierają chińszczyznę, bynajmniej nie z miłości do Chin.I tak jak wcześniej napisałam o choince, czy dniu wszystkich świętych…to też nie były nasze polskie święta, a teraz obchodzimy je wszyscy, a dla ludzi, którzy urodzą się za 200 lat być może to co teraz tak wielu bulwersuje, będzie normą.
A flagę mamy, wieszamy… to mój tata zaszczepił w nas tą tradycję.
Temat rzeka jak sama napisałaś i długo bysmy mogły o tym dyskutować, kocham ten kraj i jak najbardziej czuję sie polką, ale ten kraj zmusza również ludzi do podejmowania takich, a nie innych decyzji.
buziaki posyłam
Betsy Petsy 16 stycznia 2010 (22:06)
Popieram, jednym słowem. Znaczek wstawię na bloga :)
pozdrawiam serdecznie
cyrylla 16 stycznia 2010 (21:59)
Witam serdecznie :-) Pisze pierwszy kometarz na Twoim blogu choć zaglądam często. Pisze bo temat jest mi b. bliski.
I zgadzam się z tym co piszesz !
W mojej wielodzietne i wielopokoleniowej kultuwuje się polską tradycję; wiesza się flagę; śpiewa rodzinnie (i z przyjaciółmi) od najmłoszych lat kolędy. Ale śpiewa się też pieśni patriotyczne-nie tylko z okazji 11 listopada. Zwiedzamy tez skanseny (to już moja miłość).
Dla mnie nasza kultura jest niezwykle róznorodna i bogata. I chcę z niej czerpać. Dlatego myśląc o swoim nowym domu nie zachłystuję się stylem skandynawskim (skądinąd uroczym) ale chcę nawiązać do domu mojej babci i prababci :-)
Pozdrawiam ciepło
Anonimowy 16 stycznia 2010 (21:52)
Świetnie napisane. Tak trudno nam się do tego przyznać, i wkurza jak ktoś taka bolesna prawdę powie na głos. Bo trudno przyznać się do tego, że jest się głupim. Lepiej szukać jakichś dziwnych wytłumaczeń, że np. halloween to nic złego.(A co w tym dobrego?) I taka jest niestety prawda. Jesteśmy zakompleksionym narodem niestety. I jak popatrzymy wokół, to mało jest ludzi, którzy się nie poddają temu zalewowi zachodnich głupot.A wywieszanie flagi w święta państwowe jest wyrażaniem swojego utożsamiania się z krajem. Tak myślę. Asia.
Anonimowy 16 stycznia 2010 (21:34)
Asiu masz rację każdemu z nas czasami potrzeba wstrząsu i lekcji patriotyzmu całkowicie się z Tobą zgadzam ale właśnie jest pewne ale tak wiele napisałeś o dziwnych świętach jak hellowen czy walentynki tylko czy są one aż tak bardzo złe Nie ja tak nie uważam lubię je co nie znaczy że je w jakiś szczególny sposób celebruję poza tym tak na sam koniec skoro piszesz o patriotyzmie o tym że Polskie też jest super to dlaczego Twój blog nazywa się Green Canoe a nie swojsko Zielony Kajak
Pozdrawiam Ola
agnesha 16 stycznia 2010 (20:40)
a ja lubie bawic sie w hellowen, wszystkich swietych nie celebruje , nawet nie znam wszystkich swietych , za to czuje potrzebe zadumy w dzien zaduszny, to wtedy ide odwiedzac groby, moi bliscy swietymi nie byli , zaduszki sa wedlug mnie bardziej odpowiednie. Mam tez swoje ulubione produkty tu na obczyznie ,dmuchane bulki, puchate chlebki mi nie zastapia smaku polskiego chleba,a ,,lokalny,, majonez helmans smakuje jak kisiel z octu, wiec biegam po kielecki ,pomorski do polskiego sklepu , a moi mali angielscy goscie wcinaja delicje i torunskie pierniki na kazdym przyjeciu urodzinowym .
asia 16 stycznia 2010 (20:15)
Najważniejsza jest chyba tolerancja!!!!?
Pozdrawiam.
J:O)
Pchełka 16 stycznia 2010 (19:01)
czytam etykiety podczas zakupów..co z czego i jaki jest termin ważności..tak, tak…do rąk trafiają i przeterminowane produkty, że nie wspomnę o różnych dziwolągach…..Lubię polskie.., kupuję i jestem dumna…:)
jaga 16 stycznia 2010 (18:46)
Asiu ,dziękuję za tą lekcję patriotyzmu,wzruszyłam się czytając słowa -Flaga,Konstytucja 3 Maja, 11 Listopada,-napisane przez młodą kobietę, ja jeszcze uczyłam swoje dzieci o Katyniu .Czytam pamiętniki Karoliny Lanckorońskiej ,która wielokrotnie podkreśla że przetrwała wojnę i obóz, dzięki temu że była dumna z tego że jest Polką, i nigdy nie uległa niskim instynktom.
Projekt Pawła bardzo mi się podoba jest o niebo lepszy od znaku Teraz Polska,
Bardzo serdecznie Was pozdrawiam
greenka 16 stycznia 2010 (16:58)
Hm, znaczek kopiuję, bo zgadzam się w wielu aspektach, które poruszyłaś. Jednak, jak moja poprzedniczka – komentatorka;) nie jestem "hurra – patriotką". Flagi nie mam i nie zamierzam nabyć, ani zawiesić. Co do chińszczyny – jest wszędzie, nawet na telewizorach, telefonach, naiwne by było – moim zdaniem – wierzyć, że absolutnie obecnie się przed nią ucieknie. Ale to, co polskie, jest dobre. To, co polskie, trzeba pielęgnować. Dlatego znaczek ląduje u mnie:) Pozdrawiam i dziękuję za odważny temat, który poruszyłaś.
ikroopka 16 stycznia 2010 (16:23)
Rany, za dużo jak na jeden wpis;)
Ogólnie – zgadzam się;
nie podoba mi się przedkładanie zwyczajów i świąt obcych nad nasze, polskie, nie znoszę walentynek ani halloween, bo są obce naszej tradycji, ale też nie wieszam flagi w oknie i kupuję to co smaczne, niezależnie od kraju produkcji.
Czuję się patriotką, ale nie chcę 'hurra – patriotyzmu', nie boję się Niemców ani Chińczyków.
Strój góralski znam b.dobrze, ale to nic trudnego, jak się jest krakowianką z urodzenia;)z kaszubskim i innymi mogłoby byc gorzej…
Tak sobie też myslę, że w dużym stopniu polski patriotyzm powiązany jest z polskim katolicyzmem – co z nie-katolikami?
A, sprawdziłam – herbatka z dzikiej róży z 'herbapolu' zawiera 66 % dzikiej róży, nie jest źle;)
Pozdrawiam.
elfik 16 stycznia 2010 (15:15)
Rekoma, nogami i calym moim jestectwem podpisuje sie pod Twoim postem Jestem we Francji od 18 lat ……Mam meza Francuza, ktory z wielka przyjemnoscia odkrywa nasze polskie tradycje, ale tez i piekny kraj. Mam szczescie.
Koledy na Swieta spiewane byly po polsku…… i z wielkim wzruszeniem sluchalam jak maz spiewa: " kwala na Wysokoci, kwala na Wysokoci…….wtorujac coreczkom.
Wiele wysilku wkladam w to zeby moje dzieci pokochaly swoja polskosc. Mieszkamy na poludniu Francji w Arles ze swoja 2,5 tys galo – romanska tradycja…….BAAARDZO bogata. Corrida ( tu moja tolerancja konczy sie na machaniem plachta), przepiekne dostojne byki i dzikie biale konie……….Nie zawsze jest latwo, ale robie to z wielka przyjemnoscia i duma. I chyba mi sie to udaje , bo zarowno maz , jak i dzieci, dostaja rumiency, jak mamy jechac do Polski.
W tym roku bede organizowala w przeczkolu najmlodszej coreczki – polska Wielkanoc, na tyle otwarte jest to przeczkole, ze tradycjami sie dzielimy….. Ciesze sie bardzo.
Nawet tutaj flagi wystawiam….i zduma ( naprawde) opowiadam
Dzien Wszystkich Swietych, jest swietem, ktore bardzo kocham…..nie zawsze moge byc w Polsce…….odchorowuje je zawsze, bo samotnie z moja rodzinka , wybieramy sie na cmentarz, by na wybranym grobie , zapalic ikeowska swieczke……..
Mamy naprawde piekne tradycje i mam nadzieje, ze moje dziewczyny beda je kochaly rownie mocno jak ja.
Pozdrawaim Cie bardzo goraco i dziekuje za cudowny post.
Anonimowy 16 stycznia 2010 (14:32)
Aśka – brawo. Za odwagę, za wypowiadanie publiczne niemodnych i podpadających wielu osobom poglądów, za prawdę.
folkmyself 16 stycznia 2010 (14:00)
A ja myślę ze trzeba zachować zdrową równowagę, tak zwyczajnie. Wiedziec co się z czym je,zeby po prostu tego co nasze też nie wypaczyć.
Ja bym po prostu apelowała o trzeźwość, gdyby nie wpływy obce nie mielibyśmy choinki. Czasem warto jednak otworzyć się na świat, wieszajac flagę 11 listopada;]
paula_71 16 stycznia 2010 (13:04)
Jestem Polką w Irlandii,nigdy nie wyrzekłam się swojego pochodzenia,nigdy nie udawałam przed innymi polakami,że mówię tylko po angielsku i Polką nie jestem.Moja córka,która urodziła się na wyspie jest Polką z Polskim paszportem.
Jesteśmy Polakami i jesteśmy z tego dumni.
Kultywujemy nasze tradycje na tyle ile możemy.
Ot,przykład z dzisiaj.Lenka obchodzi dzisiaj roczek,mogłam kupić do dekoracji piękne,kolorowe,napisy happy birthday,ale nie kupiłam.Sama napisałam po Polsku Sto Lat na kolorowych kartkach,sama dmuchałam balony,zamiast kupić różowe na hel.Tylko tortu nie upiekłam,bo nie umiem :)
Polskie produkty staram się kupować jak tylko mogę,na szczęście Polskich sklepów na wyspie nie brakuje.Chlebek jadamy tylko Polski :)Nie jest tak pyszny jak ten prosto z piekarni,ale nie jest nadmuchany i sztuczny.Lenka wcina Polskie kaszki i pije Polskie herbatki.
Flagi w domu mam,nawet kilka sztuk.Wieszałam je zawsze kiedy przychodziło Święto,zaszczepił to we mnie mój św.pamięci dziadek,za co mu dziękuję.
Wnioskując,nie ważne gdzie żyjesz,jeżeli jesteś Polakiem i nie wstydzisz się tego,to jesteś kimś.I oby takich ludzi było jak najwięcej.
Pozdrawiam-Polka z Polską rodziną.
Mira 16 stycznia 2010 (12:41)
Brawo Asiu! Popieram Cię całym sercem. Właśnie takie akcje, wychodzące "od dołu" mają wielką wartość. Przyłączam się, ściągam logo na swój blog i pędzę opowiadać o Twojej idei swoim znajomym :)
Pozdrawiam ciepło.
Kamila 16 stycznia 2010 (11:29)
i jeszcze jedno … jestem miłośniczka zespołu Śląsk i Mazowsze ….ta miłość zaszczepil we mnie tato , który dbał o to żebyśmy pielęgnowali tradycje .
Bardzo często wyjeżdzał na kontrakty i zwiedził kawal świata… i zawsze powtarzał ,,że tamten świat(w naszym komunistycznym wydaniu , tamten był lepszy) -jest lepszy!
Kamila 16 stycznia 2010 (11:23)
Podpisuje się pod tym postem rękami i nogami!!!
Nasz POLSKA tradycja, jest tak bogata i piękna że,można z niej czerpać ogrom inspiracji.Bardzo żałuję, że niestety pochodzę z tej przesiedleńczej części kraju , gdzia tradycje są wymieszane jak groch z kapustą. Nie przeszkadza mi to w tym ,żeby kultywować ważne dla mnie i ciekawe zwyczaje w domu.Właśnie czekam na zamówioną książkę, która prawi o dzisiejszym ważnym temacie. Przeplatają się w niej stare przepisy z ciekawymi opisami świąt, przysłów(chorowałam na tą puiblikacje 3 lata i w końcu znalazłam)…postaram się troszkę pokazać na blogu.
To takie piękne ,że człowiek potrafił kiedyś żyć w zgodzie z naturą, pory roku dyktowały przemiany w domu,nadawały tempo życia i stawały się inspiracja do tworzenia dekoracji.
Wiem ,że napisała to wszystko bardzo haotycznie , ale komentarz jest bardzo naładowany emocjami.
Anonimowy 16 stycznia 2010 (09:42)
Zdecydowanie popieram akcje "Kupuję Polskie". Naleze do osob ktore ogladaja kraj pochodzenia na etykietce przed nabyciem towaru. Poniewaz wczesniej mieszkalam w Anglii a teraz mieszkam w Holandii zmienilam maksyme na "Kupuję lokalne" . Nie kupie jablek z RPA lub fasolki szparagowej z Egiptu (tak, widzialam teki w sklepie) gdy obok leza lokalne produkty.
Wkleję znaczek u siebie na blogu :)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Aśka 16 stycznia 2010 (09:32)
Dzis bylo powaznie! Zgadzam sie calkowicie z tym co piszesz! Od 7 lat mieszkam za granica, ale prowadze typowy polski dom (z mezem Czechem hihihi)z pierogami i bigosem, ze swietami i wigilia z 12 potrawami z polskim chlebkiem na stole i majonezem!
Cudze chwalicie swego nie znacie! Wyjezdzajac tutaj bylam ciekawa wszystkiego co nowe i wydawalo by sie, lepsze! Bo u nas tego nie ma! I dobrze!!!
Moj syn nie chodzi zbierac slodyczy na hellowin i moj dom nie straszy w tym dniu…za to odwiedzamy cmentarze 1 listopada!
Ale ja mialam to szczescie byc wychowana w domu, gdzie wieszalismy flagi razem! I gdzie cala rodzinka szykowalismy swieta!
Tutaj poznalam ludzi (polakow), ktorzy nigdy nie mieli noramnych, w moim mniemaniu swiat!!!
Nie wiedza, nie czuja co to kultywowanie naszych tradycji…smutne ale prawdziwe!!!
Sie rozpisalam! Pozdrawiam ze slonecznego Dublina!
Aska
llooka 16 stycznia 2010 (08:20)
Asiu bardzo się cieszę, że podjęłaś temat i poruszyłaś bardzo ważne kwestie. Wielkie mam szczęście, że nie musiałam wyjeżdżać z kraju za chlebem. Moi bliscy przyjeżdżająć na święta pakują bagażniki twarogiem ,kapustą kiszoną, polskimi wędlinami i dawaj na Wyspy… Tęsknią strasznie! Szwagierka uczy w przedszkolu w Anglii i kilka razy przemyciła na zajęcia polskie akcenty. Na obczyźnie jest dumna z tego, że jest Polką!
Może trzeba nam wyjechać aby zrozumieć, docenić?
Pod polską szczechą mamy cudowne zwyczaje, tradycje, niezłą literaturę, teatr, sztukę, ale wcale nie oznacza to, że nie pójdę na film rodem z Hollywood, czy nie dam mężowi Walentynki, albo nie zaserwuję spagetti na obiad. Zrobię to, bo skrajności też nie są dobre. Lubię chłonąć kultury innych krajów! Ale ja mam świadomość skąd pochodzę. KROPKA!
Ściskam mocno i przesyłam ciepło z Południa Polski:)
Rudy Lisek 16 stycznia 2010 (08:12)
Po pierwsze dziękuję za tego posta. Po drugie – bardzo ucieszyło mnie, że jednak są osoby, które myślą podobnie jak ja. Przeraża mnie fakt, że nie cenimy tego co nasze. Przykład. Często słucham naszej muzyki ludowej zarówno w "nowym" wykonaniu, jak i tej tradycyjnie wyśpiewywanej np. przez zespoły ludowe. Jeden z moich kolegów, gdy dowiedział się czego słucham mocno się obruszył. Spytałam co mu nie odpowiada. On na to: Przecież to ze wsi. I może to jest jeden z naszych problemów – wszystko co ludowe to wiejskie. Tylko co w tym złego. To takie wielkie bogactwo i dziedzictwo. To coś, czego wielu nie posiada. Przykład: wycinanka. Jest jedyna w sowim rodzaju. To właśnie my ją stworzyliśmy i żadna inna kultura nie może poszczycić się taką różnorodnością i bogactwem tej sztuki. Jestem zdania, że w szkołach już od podstawówki powinny być lekcje z szeroko pojętej kultury polskiej począwszy od historii naszej flagi i godła narodowego a skończywszy na strojach ludowych, przyśpiewkach i gwarze. Znaczek skopiuję i będę za Twoim przykładem promować nasze na swoim blogu. Pozdrawiam gorąco i słonecznie w ten szary, mroźny poranek
Rudy Lisek
alizee 16 stycznia 2010 (07:38)
Zawsze twierdziłam, że Polskę nęka kompleks martyrologii i biedy. Zgodzę się, że nagle po ponad 100 latach niewoli (krótki okres międzywojnia prawie niknie) potem 50 kolejnego zalewu, przyszła upragniona wolność. I nie dziwię się, że ludzie nadal nie wiedzą jak ją "jeść". Oczywiście nie tłumaczy to zamiłowania do obcych wynalazków, ale nadal jesteśmy na etapie zachłystywania się zachodem.
Ale…. są już pierwsze jaskółki. Ludzie zaczynają mieć dość. Z jednej strony chińskiej tandety z drugiej strony zachodniej "kupy w złotym papierku" jak piszesz.
Sama spotykam się z ludźmi, którzy chcą kupować wyroby regionalne, rodzimej produkcji. Popieram akcję promowania polskich produktów, bo prawda jest taka, że takiego chleba jak nasz nie znajdziesz nigdzie…
Podoba mi się ostatnio moda na wycinanki, ludowe dekoracje. Sama piję herbatki z herbapolu lub biofixu bo są najlepsze.
Myślę, że jednak sporo z nas choć chętnie ogląda, fascynuje się, inspiruje zachodem gdzieś tam w głębi ma potrzebę powrotu do korzeni. I wierzę w to, że te obce mody nie zmienią naszej tożsamości.
Bardzo Ci dziękuję za ten post i pozdrawiam serdecznie
kasandra 16 stycznia 2010 (06:26)
AMEN !!!! To jedno słowo zaraz przyszło mi na myśl … Zgadzam się w 100% i znaczek zabieram :)
Anonimowy 16 stycznia 2010 (02:43)
Brawo, GREEN CANOE, popieram, popieram,popieram Maria z Pogórza Przemyskiego
Anonimowy 16 stycznia 2010 (00:05)
Głośno napisałaś, co większość z nas myśli po cichu..
monika 15 stycznia 2010 (23:57)
Asiu, ja tylko chciałam napisać że popieram całą sobą i dziękuję za taki mądry tekst :)
Anonimowy 15 stycznia 2010 (23:34)
Fajna z Ciebie dziewczyna. I mądra. Herbatki znam i lubię.
Anonimowy 15 stycznia 2010 (23:31)
No – odważnie, kawa na ławę. Zgadzam się z każdym słowem.
ann007 15 stycznia 2010 (23:25)
Jakoś nie mam większej chęci odżegnywać się od tego, co tu napisałaś – w pełni się z Tobą zgadzam. A ponieważ poczułam się wezwana do tablicy, odpowiem: moje dzieci wieszają z nami flagę, najstarszy – 6latek wie, co to Konstytucja 3 Maja i dlaczego świętujemy 11 listopada :) Znaczek skopiuję do siebie, tyle, że jutro, bo padam na twarz :)
Pozdrawiam i doceniam odwagę i polot z jakimi bronisz ważnych przecież spraw.
GreenCanoe 15 stycznia 2010 (23:23)
Jagódko – ja Ciebie też:):) I też macham witkami. Nie wiem czy się tam od razu naraziłam :)- napisałam jak czujemy i tyle:)a że szczerze – no cóż mój blog, moja szczerość, prawda?
Coco.nut – to moja druga ulubiona herbatka po wisniowej:):):)
Asiu Wu, myślę, że czym innym jest łączenie kultur np w małżeństwach wielokulturowych, a czymś innym rezygnowanie z własnej kultury na rzecz kolorowego chłamu z nie wiadomo skąd. Mnie to irytuje -że ślepo bierzemy kolorowe papierki jak to metaforycznie ujęłam, a często gęsto nie mamy w domach flagi polskiej. Wasz ślub musiał być PIĘKNY i huczny!!!:):):) Już ja wiem, jak się kaszubi weselują.I jak już piszesz – podziwiam z zapartym tchem WSZYSTKO, co wychodzi z Twojej pracowni:)
asia wu 15 stycznia 2010 (23:10)
W liceum co roku swiętowalismy Noc Swietojańską – tylko puszczania wianków na wodę brakowało. Ale też urządzalismy wieczory Walentynkowe – warunkiem wstępu była własnoręcznie zrobiona karktka dla gospodyń. Smieję się, że dzięki takiemu wieczorowi mój przyszły szwagier zebrał się na odwagę i wyznał swoje uczucia ;) I czy nie można łączyć kultur? Być dumnym z tego, co polskie, a równoczesnie zauważać wpływy zachodnie (nie mówię o łykaniu wszystkiego bez namysłu)? Ja się zastanawiam jak w przyszłosci wychowam swoje dzieci, jak przekażę im moją tradycję i jak to wyjdzie w połączeniu z tradycją męża, który choć krew ma polską, to wychowanie angielskie. Na razie wychodzi nienajgorzej. Mamy polską Wigilię i angielski Christmas Day. Spiewamy razem polskie i angielskie kolędy (tak, na głos, rodzinnie, i to nawet Ci, którzy nie znają języka, tesc rozdaje spiewniki). Moja mama jest z Kurpi, rodzina taty z Kociewia, Krzysia przodkowie pochodzą z kresów i Krakowa, a wesele mielismy kaszubskie. A stroje kaszubskie mielismy na sobie ;) Dziękuję za namiar na herbatę :)
coco.nut 15 stycznia 2010 (22:49)
ja się zgadzam w całej rozciągłości!
a z Biofixa uwielbiam herbatkę truskawkową z wanilią ;)
Anonimowy 15 stycznia 2010 (22:46)
AMEN. Nic dodać, nic ująć. BRAWO.
Magoda 15 stycznia 2010 (22:34)
No to sie naraziłaś ! I za to Cie kocham!
Znaczek – piękny, uściskaj Pawła – zamieszczę u siebie z dziką przyjemnością!
Tylko na chodzenie w stroju ludowym mnie nie namówisz :)))
Więcej pisać nie będę bo się po prostu z Tobą zgadzam.
A flagę mam!
Macham do was wszystkimi witkami.