No i mamy grudzień:):):). I nawet jakby z tej okazji zimniej za oknem. O wichrach nie wspomnę. Należeliśmy do tysięcy domostw na Kaszubach, w których przez kilka dni nie było prądu. Zerwane główne trakcje, mnóstwo powalonych drzew na szosach, straty w budynkach. Nie działały nawet telefony komórkowe. Takie sytuacje przypominają, że wobec sił natury jesteśmy bezsilni. Oraz, że to co mamy na co dzień – czyli prąd, wodę, ogrzewanie – należy doceniać:). Wieczory spędzone przy świecach, wykrakałam je chyba w poprzednim poście:):):), oraz brak wody w kranach, to owszem był ciekawy przerywnik w „normalnym” życiu. Wolałabym jednak, by pozostał tylko przerywnikiem:) Fajnie jest mieć i światło i ogrzewanie. Można np. nawiązać bliższą znajomość z piekarnikiem:):) co też dziś zrobiłam. Ale od początku.
Lubię gotować, ale nie pod przymusem codzienności:):):) A jak już gotuję, to są to często „wydziwiaki” czyli potrawy z lekka insze niż tradycja nakazuje:) albo „szybciory”. Mam kilka stałych punktów programu, którym owszem oddaję się w skupieniu – np. rosołowi, nie znoszącemu szybkiego tempa, lub świątecznym pasztetom czy roladom. Jednak na co dzień preferuję szybkie i zdrowe akcje:) I założę się, że wiele z Was ma podobnie:) ZIMÓWKI, czyli pieczone jabłuszka z rozgrzewającymi przyprawami, to deser, który pamiętam z dzieciństwa. Babcia piekła je w kaflowej kuchni, takiej na węgiel. Po wyjęciu pachniały dymem i czymś jeszcze, czego nie potrafię nawet określić. Były PYSZNE :) Trudno się dziwić, że chcę by Leoś również miał przepyszne jabłkowo-zimowe wspomnienia:) Zaszaleliśmy więc dziś. Upiekło nam się zdrowo:) I nie wiem kto miał więcej frajdy: Leoś jako kucharz, czy ja, patrząc na jego skupioną minę w trakcie pracy.
ZIMOWE MIODZIO czyli po prostu miód z przyprawami to mój prywatny hit. Miód akacjowy ( jest delikatny w smaku) przyprawiam imbirem, cynamonem, chili i maleńką ilością startych gwoździków:):):) Czy ktoś z Was także przeinaczał tę nazwę w dzieciństwie?.
Do naczynka, w którym miodzio zimuje wrzucam jeszcze anyżek. Wiem, że wiele osób nie lubi jego zapachu – a ja owszem. Taki miód jest idealny do wieczornych herbatek, do pieczonych jabłek, deserów…no miodzio po prostu:) Pieczone jabłka polewam nim dopiero po upieczeniu ( tak, by nie tracił swych zdrowotnych właściwości) Dziś jednak Leo się uparł i zamiodował nasze jabłka już na samym początku. Do kokilek, w których je pieczemy dolewam dosłownie kapkę wody, wrzucam na dno goździki i anyż. Jabłka przecinam tak, by powstał kapelusik:) i szpikuję je również goździkami, posypuję startym cynamonem, kardamonem. Żadna filozofia, a rozkosz dla podniebienia niebywała.
Macie swoje kulinarne zimowe hiciory? Coś, co tradycyjnie w zmrożone dni robicie, jakiś rozgrzewający przysmak, frykasy? U nas zdecydowanie króluje miód. We wszelkich postaciach, zimowe miodzio rano ląduje np. na kanapkach z białym serem, albo zalewam nim migdały i rodzynki. Pysznie smakuje również z kaszą jaglaną. Przy zakupie miodu zawsze patrzę, czy został wyprodukowany w Polsce. Mania czytania etykiet się opłaca:) Warto wiedzieć, że miody pochodzące „spoza Unii Europejskiej lub z krajów Unii Europejskiej” niestety często są z Chin. I ich skład pozostaje wielką tajemnicą „szefa kuchni” Na tej stronie znaleźć można namiary na większość polskich pszczelarzy:
TUTAJ . My staramy się kupować miody od lokalesów, jak to zgrabnie mawia Paweł:) Czyli okolicznych producentów. I tak na zakończenie już powiem, że produkcja miodu jawi mi się niczym jakiś bajkowy, misterny plan:):) Ile musi się najpierw wydarzyć, żebyśmy mogli sobie później zrobić np. takie zimowe miodzio:)…Ile tysięcy pszczół musi się zdrowo napracować, by Leoś czy inne dzieciaki mogły słodzić pieczone jabłka:) Właśnie za to także lubię miód – za magię tworzenia.
Chałupa pachnie nam dziś tak pieknie, że choćby dla samego zapachu warto piec zimą jabłka:) Jestem pewna, że nikogo nie muszę zresztą do tego za bardzo namawiać, prawda?:)
Do usłyszenia.
MIODZIOWE pozdrowienia dla wszystkich:)
Dziękuję za Twój komentarz.
72 komentarze
Anonimowy 8 grudnia 2011 (10:49)
Asiu, nie mogę wyjść ze zdumienia, jak bardzo Leoś urósł! Ależ to już duży chłopiec! Tak dawno nie pokazywałaś jego zdjęć, że w mojej świadomości on nadal jawił się takim małym słodziutkim chłopcusiem z okrąglutką buźką przytulonym do swojej mamusi (tak, tak, mówię głównie o tym zdjęciu, które pokazujesz z prawej strony), a tymczasem to już jest duży facet! Zamieść parę zdjęć z Leosiem w roli głównej, my ciotki podczytywaczki jesteśmy ciekawe jak on rośnie i jak naprawdę teraz wygląda. W końcu podziwiamy jego zdjęcia odkąd skończył pół roczku :)
Pozdrawiam – Nina :)
klodi 4 grudnia 2011 (12:57)
uwielbiam Pani bloga ! ;)
JuWika 3 grudnia 2011 (22:12)
Asiu, dziś zrobiłam taki deser??… z jednego jabłka, bo tyle tylko miałam:):) mogłam je wydrążyć wcześniej i dopiero tak czegoś magicznego nasypać:) Niedługo pewnie zrobię więcej. Własnie wyczytałam, że nie czujesz się w pieczeniu… no to nic się nie martw ja też nie:):).Ostatnio pierniczki zrobiłam, a że były twarde jak skała to pomyślałam" nawet to sknociłam" :) ale co się okazuje chyba pierniczki takie powinny być heheheheh sama widzisz :) Jutro zabieram się za nią od nowa :):):) pozdrawiam cieplutko
ElvisWentylator 3 grudnia 2011 (21:26)
Bardzo podobają mi się zdjęcia:)
Go i Rado Barłowscy 3 grudnia 2011 (15:27)
My często zimą w miejsce po wydrążonych gniazdach nasiennych wkładamy konfiturę z wiśni i cynamon. Tez pyszne i rozgrzewające, aczkolwiek bezsprzecznie aromat uboższy….
Pzdr.
Anonimowy 3 grudnia 2011 (12:55)
Uwielbiam podglądać te "domowe" blogi, ale prawda jest taka, że tylko Twój czytam i pochłaniam każdą literkę. Uśmiech mam na twarzy jak tylko coś nowego napiszesz. Jabłka i cynamon to moje drugie "Ja". Nie ma dnia żebym ich nie jadła, Pozdrawiam Wszystkich, bo komentarze też uwielbiam tutaj czytać :)
hanuszka 3 grudnia 2011 (10:22)
A ja chcę tylko dodać, że oprócz jedzenia to cudne są zdjęcia. Ze też Bozia daje i zapał i talent jednej osobie na raz. Zazdroszczę i jednego i drugiego :-)
Haftowane prezenty 3 grudnia 2011 (10:09)
Zainspirowałaś mnie tym kalendarzem adwentowym z pudełek od zapałek i od wczoraj w naszym domu wisi taki oto kalendarz.
http://haftowaneprezenty.blogspot.com/2011/12/adwentowo.html
Dziękuję za inspirację :)
Pzdr
Michalina
petra bluszcz 3 grudnia 2011 (09:19)
Piękne zdjecia cudownych pzysmaków! Również uwielbiam mniodek (jak wszystkie misie), robię też czasem takie pieczone jabłka. Są rewelacyjne! Z zimowymi wieczorami kojarzą mi się natomiast pierniczki i grzane wino :)
Pozdrawiam cieplutko!
Aurora 3 grudnia 2011 (07:20)
Moim hiciorem są ręcznie robione przeze mnie pralinki cynamonowe no i imbir, wszędzie … po prostu dodaję go do wszystkiego ;)
Aaaa chce zaznaczyć, ze też nie jestem kucharką z certyfikatem, ale moim zdaniem kucharką jest każdy, kto KOCHA kucharzyć :D
artemisia 3 grudnia 2011 (00:35)
Oj, dawno nie robiłam pieczonych jabłek, a tak je lubię. Mam nawet własną kuchnie kaflową. Moja wersja jabłuszek jest z konfiturą wiśniową (domową oczywiście- nasze wisienki obżeramy wprawdzie na bieżąco, ponieważ na razie marne plony z nich są, ale sąsiadka ma w nadmiarze, więc do niej chodzę na wiśniobranie). Zamiast pokrywki nakładam na jabłka bezę z białek i cukru z cynamonem. Fajnie, że Leoś lubi miód. Moja córeczka nie może się przekonać. Czasem uda mi się przemycić trochę w herbacie z cytryną. Mam szczęście, bo nasz sąsiad ma pasiekę, więc u niego się zaopatruję, przy tym w dobrej cenie a czasem drogą wymiany za jakąś przysługę. Miód wiosenny przeznaczam na miodowniki i pierniki, a lipowy i wrzosowy do bezpośredniej "konsumpcji". Naszym hitem zimowym są właśnie miodowniki a także placki drożdżowe, chlebki bananowe, ciasto marchewkowe- wszystkie bardzo proste, bo mistrzynią cukiernictwa nie jestem. Ważne, że pyszne i domowe.
Piękne zdjęcia. Czekam na kolejne świąteczne nastroje z Twojego domu. Pozdrowienia, kasia
Roksana Styl 2 grudnia 2011 (20:25)
mniam, uwielbiam pieczone jabłka:)zdjęcia świetne aż czuć zapach świąt, żeby jeszcze śniegiem sypnęło za oknem:)
GreenCanoe 2 grudnia 2011 (20:19)
Na pewno wykorzystam Wasze sposoby na pieczone jabłka:) To macie jak w banku:)
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie zdjęciowe komplementy i w ogóle za wszystkie ciepłe słowa.
I za namiary na fajne strony – dziękuję również.
Uściski i fajnego weekendu.
Justyna 2 grudnia 2011 (19:28)
U mnie w domku tez miód króluje zimą, w tym roku tylko 2 rodzaje leśny i wielokwiatowy ale od babci, czyli w 100% eko:) Właśnie piekę chlebek, jak pomyślę o miodku na takim ciepłej kromce chleba, to od razu wracam do czasów dzieciństwa :))) Jabłuszka wygladają bardzo apetycznie, no i zadjęcia przepiękne :)))
Gorące pozdrowienia dla Ciebie Asiu i Twoich mężczyzn :)
basia 2 grudnia 2011 (19:17)
A ja zamiast wody dodaję masełko :) Polecam :) i pozdrawiam ciepło.
ewa 2 grudnia 2011 (18:17)
Podglądam Cię od jakiegoś czasu. Podoba mi się Twój bardzo klimatyczny zakątek. Podziwiam Twoje zdolności, wyczucie smaku, widzenie świata. Dziś chciałam Ci pokazać, co niedawno znalazłam w sieci. Myślę, że warto zobaczyć. Zdolna Babka robi przepiękne rzeczy, przez siebie projektowane. Naprawdę warto zobaczyć. To tutaj :
http://celtic-knitting.blogspot.com/
Pozdrawiam :-)
aha, żebyś częściej pisała na swoim blogu jestem pewna, że uszczęśliwiłabyś niejednego swego czytelnika :-)
Anonimowy 2 grudnia 2011 (17:20)
Jabłuszka warto wydrążyć i do środka włożyć np. żurawinkę lub borówkę ze słoiczka.Posypać lekko cynamonem i goździkami w proszku. Mniam…
Pozdrawiam.
Dorota
OLQA 2 grudnia 2011 (17:15)
zaraz lecę nafaszerowac się czyms słodkim, bo slina cieknie mi na klawisze:) fotki -czysty smak!
BB 2 grudnia 2011 (14:24)
No to narobiłaś nam apetytu na jabłuszka z miodem, nic tylko trzeba włączyć piekarnik :)
Jagoda 2 grudnia 2011 (13:58)
Ale piękne zdjęcia. Zrobiłaś mi smaka i chyba w weekend też podziałam z jabuszkami :)
Jowi 2 grudnia 2011 (12:39)
Połączenie jabłek z cynamonem po prostu uwielbiam. W domu zawsze mam pełno cynamonowych laseczek i wszystko co robię z wykorzystaniem jabłek koniecznie musi być z cynamonem.Piękne zdjęcia.
Ola_83 2 grudnia 2011 (12:32)
Jabłka z cynamonem to mój stały jesienny hit ale do te pory je smażyłam. Dziękuję za pomysł z kokilkami:) wykorzystam na pewno:)
pozdrawiam!
brzozowy-zagajnik.blogspot.com 2 grudnia 2011 (12:04)
Już dzisiaj w naszym domku będzie cudownie pachnieć pieczonym jabłkiem ale z rodzynkami i cynamonem.Miodkiem też.
Pozdrawiam serdecznie
Puchacz w pniu 2 grudnia 2011 (11:31)
A ja uwielbiam o tej porze zimową herbatę. Za zapach pomarańczy i goździków.
Zaparzam ulubiona czarną herbatę dodaje domowy sok z malin, miód, goździki, cynamon, anyż. plasterki pomarańczy i cytryny. Czasem dodaję trochę prądu ;)
Pozdrawiam
Anonimowy 2 grudnia 2011 (10:56)
Mamy nadzieje że wichura szkód w waszej okolicy strasznych nie narobiła…
A tak przy okazji… 3 dni bez prądu….
Za komuny jak prądu nie było to przyrost naturalny rósł… :P
Pozdrowionka
yarnFerret 2 grudnia 2011 (10:33)
nie dość, że zapowiada się przepysznie, to jeszcze jak to przepięknie wygląda ;_;
aż zapragnęłam śniegu za oknem, tak mi się klimatycznie zrobiło
T.Wój 2 grudnia 2011 (10:21)
Fotki iście katalogowe! Same cukiereczki ;-)
Na zdjęciach widzę 4 porcje. Jeśli Ty i Leo zjedliście po jednej, a Małżon po pracy też po jednej się rozpłynął, to czy przypadkiem nie została jeszcze jedna zapomniana miseczka w piekarniku? Jeśli nie ma chętnych, to ja chętnie reflektuję :-)
Karina 2 grudnia 2011 (10:07)
az pachnie jabłkiem cynamonm i goździkami z miodem mmmmmm;)))
Ania M. 2 grudnia 2011 (10:02)
A ja się wżeniłam w rodzinę pszczelarską i miodzio mamy pyszny co roku prosto z sądeckiej pasieki. Moi synkowie, choć malutcy jeszcze, już doglądają dziadka jak do pszczół zagląda, domki im otwiera itd. :))) I ja też podziwiam z bliska ten skomplikowany proces powstawania miodu.
A w ogóle w Stróżach k. Nowego Sącza jest świetne muzeum pszczelarstwa, a właściwie pszczoły :)) tu trochę o tej wystawie: http://muzeoblog.org/2007/07/01/sekrety-ula/
Uwielbiam jabłka pieczone! Ja przekrawam je na pół i daję do środka orzechy, rodzynki, żurawinę i łyżeczkę powideł, posypuję cynamonem i imbirem,a na koniec polewam miodem i zamiast ogonka wtykam gwoździka :) i do piekarnika!
Pozdrawiam,
Ania M.
Justine-abroad 2 grudnia 2011 (10:01)
Ja jabłuszka zwykle faszeruję płatkami owsianymi wymieszanymi z miodem, przyprawami i łyżką masełka :) Ale Twój sposób wydaje się znacznie szybszy i łatwiejszy :) A zdjęcia jak zwykle, poezja.
Pozdrawiam
Magda 2 grudnia 2011 (09:59)
mniaaaam pieczone jabłuszka :)
przypomniało mi się dziciństwo – mieliśmy wtedy piec węglowy – mama czasem kładła na nim jabłka i pięknie pachniał nimi cały dom :)
a ten smak !
Ana 2 grudnia 2011 (09:47)
mmmmm…i mnie pachnie aż tutaj! Świetny pomysł na zimowe grudniowe podwieczorki – dziś wyprobujemy:) A miodek kupuję od znajomego prosto z pasieki, najczęściej lipowy dla dzieciaków i gryczany dla starszych:)przepis zanotowany i będzie się działo:)
Anonimowy 2 grudnia 2011 (09:41)
Mmmmmmmmmmmmm ale smakowicie i pachnąco :D Ja póki co faszeruje się mleczkiem z miodem i cynamonem :D
Agnieszka z Mierzei Wiślanej
MartaeM 2 grudnia 2011 (09:22)
haha, wczoraj wieczorem miałam identyczny deser:) jakaś telepatia, czy co? PYCHA!
Wiolka 2 grudnia 2011 (09:15)
Mmmm… pycha :))
Magmark 2 grudnia 2011 (09:09)
Już czuję ten zapach – uuuu miodzio :) Zapraszam na mojego cukierasa CANDY : http://ogrodymarkiewicz.blogspot.com/
Alexandra 2 grudnia 2011 (08:37)
Asiu – dziękuję za przypomnienie o jabłuszkach z gwoździkami :P Uwielbiamy je całą rodziną, ale ostatnio jakoś umknęły nam te pyszność.
A miodzio – jak to miodzio – uwielbiam. Ja dodaję do porannej kawki, sypię także szczyptę cynamonu i kardamonu.
A ostatnio robię mieszankę…do kawy rozpuszczalnej (bo to rano podstawa) dodaję kawę inkę korzenną – polecam :)
Piękne zdjęcia u Ciebie, ale to już standard :)
Pozdrawiam ciepło
Karmelcia 2 grudnia 2011 (08:20)
Jakie zapachy hmmmm… poczułam je aż tutaj.
I jakie piękne malutkie rączki Leosia. Cudne zdjęcie.
Pozdrawiam
Sielskie Klimaty 2 grudnia 2011 (08:05)
a mi piekł takie jabłka tata ale nie w piecu kaflowym tylko w prodiżu:-) Smak nie do powtórzenia i choćbym teraz szalała z różnymi wersjami jabłek na gorąco, to wspomnienie tamtego smaku jest nie do pobicia!:-) Mój szybki przysmak jabłkowy to: ciasto francuskie (wersja pakowana po 6 prostokątów) – lekko rozmrażam, rozwałkowuje (wcale się przy tym nie staram:-)) układam 3 takie prostokąty jeden na drugim w prostokątnej blasze. Na to ścisło układam obrane, wydrylowane połówki jabłek wcześniej obtoczone w cukrze, cynamonie, imbirze i mielonych goździkach. Na to ponownie 3 warstwy rozwałkowanego ciasta francuskiego, sklejam paluchami dół z górą i do piekarnika. Temp. 180 st. jakieś pół godziny. Super szybkie ciacho i super dobre. Aha – na wierzchu można też posypać lekko cynamonem.
A co do miodzia – to jesteśmy prawdziwymi pożeraczami – w ciągu roku zjadamy ok. 16 litrów:-) Od lat kupujemy od tego samego pszczelarza – Pana, który ma przeszło 80 lat ale jest istnym pasjonatem i kochanym człowiekiem (w tym roku wyjechałam od niego nie tylko z miodem ale i z sadzonkami kwiatków od jego żony:-)). Ostatnio miałam też przyjemność poznać Dużego Pszczelarza Producenta i "działacza". Asiu – ile ja się od niego nasłuchałam… Np. o nieodpowiedzialnych gospodarzach, którzy opryskują swoje pola w okresie zabronionym, przez co nasz miód już od początku jest … toksyczny. I choć Pszczelarz ten dokłada wszelkich starań aby jego miody były ekologiczne, to przyznał, że pszczoły, które wywozi do lasu są zdecydowanie zdrowsze natomiast pszczoły, które dzielnie pracują na okolicznych polach i łąkach w dużej mierze wymierają, są słabe… Smutne ale prawdziwe… Przez kilka godzin siedziałam z otwartą paszczą i słuchałam tego czym się dzielił ze mną Pan Pszczelarz…
A co do Twojego miodku – Asiu czy ten Twój akacjowy miód się nie krystalizuje? I cały czas jest płynny?
(trochę przydługawy post ale temat mnie rozkręcił…:-)
Ściski Magda
Kamila 2 grudnia 2011 (07:57)
Ho, ho, ho! Kochana! Poruszyłaś jeden z moich ulubionych kulinarnych wątków. Miód-uwielbiam, pod każdą postacią. Akacjowy (nazywany mylnie przez moją Olę wakacjowym)sprawdza się również, jako pyszny dodatek do lodów waniliowych. Całość posypana prażonymi orzechami..mmmmm…polecam!
Z przyjemnością zamienię swoją recepturę, na Twój korzenny przysmak. Zazwyczaj piekę wydrążone jabłka, z dżemem różanym i serwuję z owocami granatu.
Pozdrawiam i przesyłam specjalne pozdrowienia dla małego pomocnika;)
agulek 2 grudnia 2011 (07:55)
Kobieto! Ze zwykłych rzeczy robisz dzieła sztuki. Zazdraszczam,oj zazdraszczam…
zojka 2 grudnia 2011 (07:53)
Od samego rana takieee pyszności…:)oczywiście to smaki dzieciństwa- jabłka z sadu, miód z pasieki ( oczywiście wszystko Babcine),piec kaflowy w kuchni i aromaty po całym domu!! Do dziś wspominam ferie zimowe u Babci:)
Pozdrawiam :))
Asia i Wojtek 2 grudnia 2011 (07:44)
No, kochana – narobiłaś mi smaka na pieczone jabłuszka z miodziem:-)))
A miód kupuję zawsze z zaprzyjaźnionej, pobliskiej pasieki:-)))
arcobaleno 2 grudnia 2011 (07:26)
I mnie jabłka pieczone kojarzą się z dzieciństwem u babci – tej, którą teraz mam prawie za płotem – od kiedy zamieszkaliśmy na wsi :)
Ja jednak jak i moi domownicy nie przepadamy za tym specjałem, choć przecież smaku i uroku odmówić mu nie można – może się więc skuszę, tym bardziej, że trochę jeszcze jabłek z jesiennego zbioru zostało.
I Miodek też mamy swój – z tatowej albo sąsiadowej pasieki :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za miły początek dnia :)
Paula 2 grudnia 2011 (07:22)
A w prodiżu można? Jeśli tak, to BŁAGAM o jakieś wskazówki :D
Iga 2 grudnia 2011 (06:57)
deser pysznościowy …
uwielbiam takie jabłuszka :)))
pozdrawiam
BRZOZOWY ZAKĄTEK 2 grudnia 2011 (06:08)
Ale pychowatości narobiłaś, a przy tak pięknie zrobionych zdjęciach to i u mnie zapachniało. Pozdrawiam cieplutko Aśka:)
Julka 2 grudnia 2011 (05:15)
A ja oprócz cudownego miodu, którego również jestem fanką polecam świece z wosku pszczelego. Zapach rewelacyjny, często mają piękne kształty a do tego wdychanie ich zapachu podczas gdy się wypalają jest bardzo zdrowe dla układu oddechowego. Dodam również że pięknie się palą jasnym, równym płomieniem i "nie kopcą". Jestem pewna że również się nimi zachwycisz, bo nie można się nimi nie zachwycić. A może już je znasz…
Amfilada 2 grudnia 2011 (02:37)
Szkoda, ze nie można poczuć tego zapachu przez monitor…uwielbiam takie jabłka…smakowitości…
Anonimowy 1 grudnia 2011 (23:18)
Ja też robię takie jabłuszka, ale w miejsce po "ogryzku" obok przypraw wkładam wisienki, albo maliny:))) Ale zrobiłaś mi smaka, jutro chyba też upiekę. Co do "gwoździków", ja tak nigdy nie mówiłam, ale moje Kochanie mawia tak cały czas.
Piękne zdjęcia, bardzo "apetyczne".
Ściskam mocno,
Krysia
e-v-a 1 grudnia 2011 (23:13)
Bardzo dziekuje za przypomnienie tego "prozaicznego" deseru.Kiedys pieklam jablka nadziewane bakaliami.Ten deser kojarzy mi sie z cieplem,bliskoscia,spokojem…Pozdrawiam serdecznie :)
ula 1 grudnia 2011 (23:08)
A! zapomniałam dodać, że miodożercy z nas są wielcy, zawsze mamy 6-8 słoików na zimę od koleżanki mojej mamy, która ma pasiekę, więc miodek sprawdzony i zacny :)))
ula 1 grudnia 2011 (23:05)
Robię takie od lat :))) do środka lądują orzechy makadamia i włoskie i rodzynki i żurawinka, cynamon no i mód a ja w czasie pieczenia robię do nich sos cynamonowy. To tez nasz zimowy przysmak, poza szarlotką, ale ta jest u nas okrągły rok, zimą wiodą też prym ciasteczka imbirowe, podawałam przepis na blogu, ale do nich można również użyć skórki pomarańczowej. Kochana ! jakie foty :))) pośliniłam się aż, takie smakowite, a pomysł pieczenia w kokilkach wykorzystam bo do tej pory piekłam w blaszce i ten rajski sok miodowo bakaliowy pałętał się bezpańsko po blasze a tak można go będzie użyć do taplania w nim jabłuszka :)
Życie bez prądu jest…. trudne tyle powiem, jeden wieczór tak, ale 3 dni to już za wiele jak dla mnie, i tak trzęsłam się o moje mrożonki, ale cóż, ie ma na to mądrego jak wieje.
Uściski i buziaki !
darakw 1 grudnia 2011 (22:55)
A ja nawet nie znam zapachu anyżku :( Nigdy nie spotkałam go w naszych sklepach.
A z magią tworzenia miodu znajoma jestem z bliska. Hodowaliśmy kiedyś pszczółki. No i jest mi żal jeść miód: za jeden łyk zjadamy plon pracy tysięcy tych maluchnych biedactw. Herezja po prostu! :)
Zdjęcia jak zawsze rewelacyjne.
Pozdrowienia dla Kucharzyka.
Katarzyna Sobańska-Jóźwiak 1 grudnia 2011 (22:44)
Piękne zdjęcia! Jakie kolory jabłek i soczystej bazylii. Też pamiętam z dzieciństwa pieczone jabłka :)
U nas w Gdańsku też wiało mocno, ale obyło się bez szkód. Dobrze, że macie już prąd, bo dzięki temu mogłam obejrzeć piękne zdjęcia i przeczytać Twój post.
Pozdrawiam serdecznie,
Kasia
monika mimo-za 1 grudnia 2011 (22:31)
Równie dobre są pieczone gruszki, z miodem imbirowym albo z galgantem – tajską odmianą imbiru. Urodę i zapach anyżu też wielbię, aż trudno uwierzyć, że to wiecznie zielone drzewo, obsypane drobnym, niebieskim kwieciem:) Pozdrawiam klimatycznie.
JuWika 1 grudnia 2011 (22:20)
Ja też chyba spróbuje takiego wynalazku czyli troszkę jakby zgapię przepis, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko:) :) Zapach musi być naprawdę powalający. Pozdrawiam ciepło :)
GreenCanoe 1 grudnia 2011 (22:19)
Dziękuję:) I smacznego do jutrzejszych deserów:)
Monisia 1 grudnia 2011 (22:07)
Wspaniały deser,pełen świątecznych aromatów;)
na prawdę kwintesencja grudnia;)!
pozdrawiam M.
Doranma 1 grudnia 2011 (22:06)
Smakowicie i pięknie :) A próbowałaś przed pieczeniem wydrążyć nieco środek w jabłuszku i włożyć tam kilka zamrożonych malin? – cudowny smak, szczerze polecam :)
Dorota
Myszka 1 grudnia 2011 (22:04)
No to wiem co jutro zrobię na deser:)
Ania 1 grudnia 2011 (21:53)
No to wpadałam,tak pięknie opisałaś plusy miodu,że teraz nie mam wyjścia,a przyznam szczerze,że juz od dawna chodziły za mną jabłka tzn.szarlotka lub inne cudo,a tu proszę przepis na tacy.
Muszę w takim wypadku koniecznie zrobić miodek wg Twojego przepisu do herbatki,jestem maniaczką herbatek w okresie jesienno-zimowym,czasami kupuje na wagę aromatyzowane np:beczke rumu,jest przepyszna.
Pozdrawiam gorąco.
Ania
princes1976 1 grudnia 2011 (21:52)
Szkoda, że jest już tak późno, bo pobiegłabym piec te jabłuszka według Twojego pomysłu. Ale jutro….kto wie!
Pozdrawiam!
IVONNA 1 grudnia 2011 (21:51)
Smakowitości! Pachnie aż u mnie na drugim końcu Polski;) Ależ mi smaka narobiłaś.
Pozdrawiam serdecznie:)
HANNAH - UNE FEMME 1 grudnia 2011 (21:50)
Oj i u Ciebie jabłkowo.
Moj Dzidziol dziś jadł swoje pierwsze jabłko. Pycha
ewelajna 1 grudnia 2011 (21:48)
Tutaj o pasiece, pszczołach i miodzie:
http://kuchniapelnasmakow.blogspot.com/2011/10/marzenia-pszczoy-i-miod-albo-miod.html
magdalenia 1 grudnia 2011 (21:48)
A, zapomniałam napisać jeszcze, że myślałam o Was bardzo, bardzo podczas tamtej wichury…dzięki Bogu nic się nie stało!
Anonimowy 1 grudnia 2011 (21:48)
Robisz fachowe zdjecia.
ewelajna 1 grudnia 2011 (21:47)
Asiu, ślicznie i tak jasno u Ciebie:) jabłuszka uwielbiam i piekę, a miodzio tak samo jest dla mnie zimowym nr jeden. Jeśli chcesz zajrzyj, poczytaj i pooglądaj relację z pasieki u mnie. Było cudownie… Jestem pewna, że Ci się spodoba:)
ozdrawiam Cie serdecznie i jak najmniej takich niespodzianek bez wody i światłą życzę.
P.S Leoś rośnie, to już prawdziwy chłopiec;)
magdalenia 1 grudnia 2011 (21:47)
Asia, ja jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich zdjęć!!!
Jabłka owszem pieczemy, nawet często ale Aśka – te kadry!!! Bajka!
buziaki,
Magda 1 grudnia 2011 (21:46)
Ależ pyszności :) a do tego piękne zdjęcia :-)
Magda 1 grudnia 2011 (21:45)
Ależ pyszności :)