Nawilżacz powietrza okazał się być dla nas prawdziwym ratownikiem. Ale od początku. Od 2 miesięcy w redakcji toczy się kilka testów. Jeden z nich przeprowadziłam osobiście, i nie ukrywam że zależało mi prywatnie, by potwierdziły się wszystkie obietnice producenta. Z tego względu, że zimą przechodzę najprawdziwsze katusze. I już tłumaczę dlaczego. Miejsce, w którym mieszkamy, pięknie położone na Kaszubach, charakteryzuje się cudownym mikroklimatem – przyjeżdżają tu na wypoczynek np. ludzie z problemami astmatycznymi, właśnie w celach prozdrowotnych. Z tego względu, że otaczają nas 3 jeziora, miejscowość może poszczycić się dużą wilgotnością powietrza. I tak latem oddycham nie dość, że świeżym powietrzem o dużym stopniu wilgotności, to jeszcze z aromaterapią, bo przecież tuż za domem mamy las sosnowo/świerkowy. Problem zaczyna się zimą, gdy włączamy system grzewczy w domu i uruchamiamy kominek. I niczym za dotknięciem jakiejś magicznej różdżki – nasz dom zaczyna wydawać różne dźwięki, a ja zaczynam mówić niczym kaczor Donald. Katar i notorycznie przesuszone śluzówki – WITAJCIE. Poranne pobudki z chrypą – WITAJCIE. Rozeschnięte drzwi i deski podłogowe – WITAJCIE. Przesuszona, swędząca skóra- WITAJ. Tak, tak – bardzo suche powietrze w domu dawało się nam już tak we znaki, że postanowiliśmy w końcu coś z tym problemem zrobić. Pierwsza myśl – trzeba kupić nawilżacz powietrza.
No i jak to bywa w życiu – w którym podobno nie ma przypadków, na redakcyjnego maila przyszła propozycja przetestowania i wydania opinii na temat 2 sprzętów: nawilżacza powietrza i oczyszczacza powietrza z funkcją nawilżania. I to nie byle jakiej firmy, bo szwajcarskiej – Stadler Form, cenionego powszechnie lidera w swojej branży. Jak myślicie? Czy ucieszyłam się? :):):)
Oczywiście, że tak. Po pierwsze dlatego, że liczyłam mocno na rzeczywistą poprawę warunków funkcjonowania w zimowym „suchym” domu, po drugie – że ROBERT czyli nawilżacz powietrza z dodatkową funkcją oczyszczania mógłby być odpowiedzią na moje modły o jakiś magiczny sprzęt, ratujący nasze domowe powietrze przed „pyło/kurzem” kominkowym. O czym mówię wiedzą wszyscy posiadacze kominków z systemem rozprowadzania ciepłego powietrza po domu. Zresztą wystarczy nawet spojrzeć na kratki kominkowe – wokół nich jest zazwyczaj po prostu czarno. Kominek oprócz wielu zalet ( żeby nie było – uwielbiamy go rodzinnie) ma także niestety i wadę, zwłaszcza przy intensywnym używaniu go. Właśnie owo zanieczyszczone, zapylone powietrze, które nawiewane jest na dom – i które każdego dnia wdychaliśmy chcąc nie chcąc, oraz które swoim ruchem notorycznie unosiło kurz, a na ten jestem uczulona. Bardzo źle znoszę przebywanie w pomieszczeniach niezbyt dokładnie sprzątanych, albo w których kurz jest wybijany właśnie w powietrze. Zima więc dla mnie co roku była pod tym względem istnym poligonem. Ale sam kurz czy uczulenia to nie wszystko. Jakie mogą być konsekwencje wysuszonego domu?
Konsekwencje zbyt suchego powietrza w domu:
- Obniżona odporność.
- Podatność na infekcje – słabsza praca całego systemu immunologicznego.
- Wysuszona skóra, wyraźnie odczuwalny dyskomfort.
- Wysuszona śluzówka – nasze gardło i nos są narażone na nadmiernie wysychanie.
- Suche powietrze to u dzieci częste zatkane przez katar noski a tym samym – oddychanie przez usta, czyli długotrwała chrypa i ból gardła.
- Zwiększona ilość kurzu w powietrzu jest bardzo niekomfortowa dla alergików.
- Zły wpływ na meble drewniane.
Gdy włączyłam Roberta pierwszy raz, higrometr stojący w salonie pokazywał 30 % – to bardzo mało. A ile powinno być optymalnie? Od 40% do 60%. Szybko przeczytałam instrukcję ( wielki plus za możliwość aromaterapii) i uruchomiłam. Na efekty nie czekaliśmy zbyt długo. Nasz nawilżacz powietrza zaczął pracować, a już po pół godzinie poziom wilgotności w domu wzrósł o 6 stopni. Po kolejnej udało się go podnieść o kolejne 10 stopni. I nagle wszystko stało się proste:) Na pewno macie takie momenty w swoim życiu, kiedy z ulgą stwierdzacie, że w końcu skończyły się jakieś problemy – dla mnie było to wtedy, gdy zobaczyłam na higrometrze wyczekiwane 50% i odetchnęłam w końcu z ulgą:) Jakość powietrza zmieniła się od razu. Oczywiście na lepsze. I tak – od dwóch miesięcy ani razu nie kaszlałam, nie wiem co to katar i UWAGA – dom przestał „gadać” czyli drewno przestało nam się zsychać:) Różnica w komforcie spędzania czasu w salonie, w którym stoi Robert jest tak ogromna, że zauważają ją nawet wszyscy goście.
Podsumowując:
Największe zalety Roberta w/g nas, po dwumiesięcznym okresie intensywnego używania: świetnie poradził sobie z dużą przestrzenią salonu. Wielkość pomieszczenia w jakim efektywnie pracuje to maksymalnie 80 mkw. Działa bez zarzutu, w szybkim tempie doprowadzając wilgotność powietrza do żądanej. Ma funkcję rozprowadzania aromatów – wystarczy kilka kropel olejku aromatycznego np. ułatwiającego oddychanie przy przeziębieniach. Bardzo intuicyjne elektroniczne menu gwarantuje łatwość obsługi. DZIAŁA bez zarzutu. Odczuwalny komfort przy oddychaniu i nasz brak kaszlu potwierdziły tylko, że powietrze na pewno jest dużo bardziej czyste niż przed używaniem Roberta. No i na koniec – być może kobiece spostrzeżenie, ale dla mnie jednak istotne – to świetnie zaprojektowany sprzęt. Jest po prostu ładny:) Tak samo zresztą jak jego mały kuzyn Oskar.
Reklamowany przez producenta jako mocny, oszczędny typ. Słowem – nawilżacz powietrza, który zapewni idealny klimat we wnętrzu. Ten mniejszy sprzęt testowaliśmy w pokoju naszego synka. Od razu spodobała mi się funkcja wbudowanego higrostatu,
który dokładne wie, czego potrzebujemy. Ale to, co mnie chyba najbardziej ujęło ( oczywiście oprócz głównych zalet związanych z nawilżaniem) to fakt, że jest to sprzęt bezgłośny i „niewidoczny” – bo kontrolki umożliwiają regulację jasności w trybie nocnym. W małym pokoju dziecka sprawa głośności jest dość istotna, stąd mój zachwyt nad nienaganną pracą Oskara. Czy nawilża? OCZYWIŚCIE i to rewelacyjnie, a dozownik zapachów i w tym przypadku daje możliwość stosowania aromaterapii – zimą stosuję olejki ułatwiające oddychanie i dobrze wpływające na pracę dróg oddechowych. Rożnicę wilgotności widać na higrometrze – znów ledwie ponad 30% na początku i ponad 40 % po godzinie działania. Tak swoją drogą, jeśli nie macie jak sprawdzić wilgotności powietrza, to polecam TEN higrometr, z którego korzystaliśmy przy odczytach. Mały, ładny i skuteczny:) A wracając do nawilżacza – Oskar pracuje w oparciu o technologię ewaporacyjną, najbardziej zbliżoną do naturalnego nawilżania, którego tak bardzo brakuje nam podczas okresu grzewczego. Co ważne, to na dnie w zbiorniku na wodę znajduje się malutka kostka jonizująca z kawałkami srebra, która eliminuje wszelkie bakterie oraz drobnoustroje przed uwolnieniem nawilżonego powietrza do pomieszczenia.
Miałam ułatwione zadanie – do testów dostałam najwyższej jakości sprzęt o świetnych parametrach. Nawet gdybym bardzo chciała się do czegokolwiek przyczepić – nie miałam szans. I powiem Wam, że stwierdzenie tego faktu było bardzo, ale to bardzo miłe. Bo jednak są firmy, dla których jakość produktu oraz zadowolenie Klienta to priorytety. Dla których moja, Twoja jakość życia – jest po prostu ważna. Od razu Wam powiem, że zatrzymałam nawilżacze i używać ich będziemy nadal, bo sama myśl, że mielibyśmy wrócić do tego co było – jest nie do zniesienia:)
Dziękuję za Twój komentarz.
7 komentarzy
Sarna 24 czerwca 2018 (08:04)
Piękne mieszkanie swoją drogą, ja mam Oskar Little taki czarny tylko, bardzo mi sie spodobał, z daleka nie widac guzików są tak fajnie skamuflowane i cichutki
Rabek 24 lutego 2018 (17:44)
ładnie u ciebie wygląda, ja ma czarny w salonie osakr, nwilżenie prawidłowe bo mam tez zewnętrzy higrostat no i wygląda jak jakis głośnik :)
Asia 17 grudnia 2016 (17:40)
A jak wygląda sprawa czyszczenia dysków w Robercie? Miałam kiedyś podobny sprzęt i czyszczenie było dość trudne. Zastanawiam się nad kupnem, ale waham się między tym z filtrami wymiennymi.
Green Canoe 20 grudnia 2016 (09:51)
jeszcze nie czyściłam – odpowiem jak będę po 1ym czyszczeniu:)
PatrycjaW 12 grudnia 2016 (12:34)
jest wspaniały! kupiłam go włąsnie za sprawą pozytywnych opinii i recenzji i nie zawiodłam się! Sen jest całkiem inny, spokojniejszy. i pięknie wygląda.
Kasia 4 grudnia 2016 (13:17)
świetnie wygląda ten nawilżacz ale cena niestety odstrasza, mam w domu nawilżacz wartości 300 zł również z wskaznkiem wilgotności też daje radę , być może nie jest taki super ale funkcję nawilżenia powietrza spełnia to najważniejsze.Mam pytanie trochę nie na temat co ta za świeczka stoi na komodzie? :)) Pozdrawiam
Green Canoe 4 grudnia 2016 (16:32)
Kasiu – cena jest proporcjonalna do technologii i jakości. Robert to nie tylko nawilżacz – to również OCZYSZCZACZ powietrza, dla alergików – rewelacyjne rozwiązanie.
Pozdrawiam ciepło.