Posty kombajny pisane w pędzie stały się już chyba moją wizytówką:). Ten także będzie wielotematyczny, ale liczę na to że już się przyzwyczailiście:) Zaczynamy od BUREGO MISIA. Niesamowitego miejsca, w którym byłam ostatnio i zachwyciłam się – ludźmi przede wszystkim, ale również samym miejscem: przyroda niczym z obrazka, mnóstwo zwierzaków…i w powietrzu unosząca się DOBRA WOLA:) Zresztą sami mieszkańcy tej wspólnoty mówią, że „najbardziej tajemnym składnikiem wszystkich naszych myśli i intencji jest miłość.” A mieszkańcy to BURE MISIE – osoby niepełnosprawne, oraz BURE NIEDŻWIEDZIE – ich opiekunowie. TUTAJ dowiecie się wszystkiego o wspólnocie oraz możecie zamówić przez internet! najpyszniejsze na świecie, najprawdziwsze SERY z miłością wytwarzane przez burych osadników – bo właśnie w sprawie owych serów przybyłam do Misiaków:) O wspólnocie przeczytacie jeszcze na pewno w materiale letniego wydania magazynu, a dziś jedynie moje prywatne krótkie migawki:) Z całego serca dziękuję Lidce i Agnieszce – za przemiłe towarzystwo i oprowadzenie po gospodarstwie oraz kochanym dziewczynom z serowarni – za cierpliwość i tyle serca! Poznanie Was to był dla mnie zaszczyt!
Czerwiec co roku zdaje się być jakąś jazdą bez trzymanki:) – kumuluje nam się w tym miesiącu tyle pracy, że zawsze czekam na lipiec niczym na zbawienie:) Bo nie dość, że kończymy magazyn, nie dość, że robimy właśnie w czerwcu bardzo dużo sesji, to jeszcze przecież swoje prawa mają jeszcze dary lata – np. OWOCE!!!!zioła, kwiaty itd.. No i jak można o nich zapomnieć, o zapasach, a reszcie w słoiki:), zamrażaniu, suszeniu – itd….Niby mimochodem, pokątnie, metodą małych kroczków, ale praktycznie co drugi dzień coś tam suszę, mrożę, słoikuję itd…Czasami po prostu w nocy. Jak zauważyłam, od kilku lat bardzo dużą popularnością cieszą się wśród blogowiczek syropy z kwiatów mniszka czy np. kwiatów czarnego bzu. Kwiaty bzu można wykorzystywać na dwa sposoby, jednym z nich jest suszenie ich, co zdecydowanie jest moją ulubioną czynością:) Drugim sposobem jest robienie z nich syropu. Taki aromatyczny syrop z kwiatów czarnego bzu jest idealnym rozwiązaniem na mroźną zimę:) Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o wspaniałych właściwościach tej rośliny zapraszamy do obejrzenia filmu na naszym kanale, do którego link znajdziecie TUTAJ. Ponieżej zdradzam Wam przepis na syrop z kwiatów czarnego bzu, z którego ja korzystam:)
syrop z kwiatów czarnego bzu
- 0,7 kg cukru
- 2 cytryny
- 50 baldachów bzu czarnego
- 1 l wody
- Kwiatu bzu obetnij od gałązek, włóż do miski z wodą, pozwól odejść żyjątkom, które w nich były.
- Cytrynę wyszoruj szczoteczką, sparz wrzątkiem a następnie pokrój w plastry
- Wodę zagotowuj – dodaj cukier
- dodaj baldachimy, gotuj około 10 minut – zlej przez sitko do wyparzonych słoiczków, butelek.
Ja nie pasteryzuję- ale jeśli czujesz taka potrzebę możesz pasteryzować około 10 minut
Zimą ususzone kwiaty łączę z lipą, zalewam wrzątkiem…a gdy napar wystygnie do letniej temperatury – dodaję miód i sok z malin lub suszone malinki, wyciskam również cytrynę – dzięki temu i miód i cytryna nie tracą swoich właściwości. A sam napar magicznie ratuje nas z niejednej przeziębieniowej opresji. Naprawdę potrafi zdziałać cuda. Metoda suszenia jest również lepsza dla osób mieszkających w blokach – pomijając kwestie zdrowotne, prozaicznie: suszone kwiatki zajmują dużo mniej miejsca niż butelki:)
Od kilku dni na tapecie mamy zaś mrożenie truskawek. Odkąd pierwszy raz zjedliśmy w grudniu słodkie pachnące truskawki na śniadanie (jeśli dysponujecie dużymi zamrażarkami o tzw. głębokim mrożeniu, truskawki po rozmrożeniu niewiele różnią się konsystencją od dnia w którym były zamrażane – (czytaj są ciągle jędrne:) Nadal robię konfiturę truskawkowo-rabarbarową, bo owo połączenie smaków to jak dla mnie majstersztyk, ale jednak staram się głównie mrozić owoce. A może nasi czółnowi czytelnicy mają jakieś swoje świetne patenty na zatrzymywanie lata na zimę? Zdradzicie coś :) jakieś tajemne receptury ????….
No i cóż …tkwimy w rodzinnym obżarstwie truskawkowym – bezkarnym:), letnim, pachnącym porannym słońcem…w czerwcu – ZAWSZE! truskawkowo sobie folgujemy:) I do tego poziomki! Też już są, Ci co zajadają ich najwięcej:) twierdzą że najlepiej smakują serwowane o zachodzie słońca:)
Jak co roku mrożę te maleństwa, by potem w styczniu osładzać nam chmurne dni.
W całej czerwcowej pardubickiej gonitwie powstały sesje najrozmaitsze, choćby 2 sesje do letnich wydań „Mojego mieszkania”. W najbliższym lipcu i sierpniu będziecie je mogli zobaczyć osobiście. Ale dziś – żegnam się już. Truskawkowo:) suszkowo bzowo…i weekendowo. Czas spędzić czas z bliskimi. Udanego odpoczynku życzę wszystkim – i pięknej pogody na wolne dni:) no i oczywiście samych SMACZNYCH chwil:)!
Widoczne na zdjęciach:
Skorupy:):
* miseczki porcelanowe, kubeczki, talerze, butelka na kompot w kwiatki,
GREEN GATE/ AHOJHOME www.ahojhome.pl
Inne
* decha do serów – ręcznie robiona, OLD VICARAGE www.oldvicarage.pl
* kosze wiklinowe, zielony durszlak LIVEBEAUTIFULLY www.livebeautifully.pl
* etykiety poziomkowe DEKODOM www.dekodom.pl
* torebki papierowe ozdobne WONDERHOME www.wonderhome.pl
Dziękuję za Twój komentarz.
77 komentarzy
Betsypetsy 8 lipca 2014 (17:45)
Mmmmmm…. zapachniało serami i bzem :)
Asiu, mój ostatni patent na zatrzymanie lata w słoiczku – robię dżemy z czarnych porzeczek, cudowny smak! Moje dziewczyny wyjadają je na bieżąco, bo wysmienicie smakują ze świeżym chlebem czy naleśnikami ;)
Katka. O 8 lipca 2014 (14:58)
No i się napisałam i przy logowaniu zeżarło ;) W każdym bądź razie kocham czółno i z wielką niecierpliwością ,acz cierpliwie wypatruję nowego numeru:) Sery mnie uwiodły i zapach bzu czuję u siebie.W tym roku niestety nie dane mi było nazrywać tego skarbu.Koleżanka działki się pozbyła a w okolicy żadnego czystego bzu nie ma.Pozdrawiam serdecznie :)
Anonimowy 7 lipca 2014 (16:51)
"Zmiany to proces, poprzez który przyszłość wchodzi w nasze życie." Zdaję sobie sprawę, że jest to nieuniknione ale… tęsknię za starym czółnem. Czytam bloga od kilku lat, pokochałam go za inspirujące i szalenie kreatywne wpisy. Zachwycałam się Twoimi pomysłami, imponowało mi jak "starym gratom" dawałaś nowe życie, czyniąc je cennymi skarbami. Do tej pory wspominam jak szyłaś leosiowi pojemniki na zabawki i wiele innych rzeczy. Dekoracje jakie gościły w Twoim domu były z charakterem, wyszukane i… będące w zasięgu każdego z nas. Pokazywałaś, że wystarczy wyobraźnia i chęci, aby stworzyć coś niepowtarzalnego.
Teraz przykro mi się robi jak pod wpisami widzę linki firm, które oferują owszem piękne rzeczy ale niestety drogie. Twoje wnętrza nadal są klimatyczne i piękne, ale mniej jest w nich Ciebie. Większość rzeczy pochodzi z różnych pięknych kolekcji, a nie z bielenia, przecierek itp. Wiem, że pracujesz zawodowo i nie masz tyle czasu co kiedyś. Blog zszedł na nieco dalszy plan. Spełniasz się jako dekoratorka, redaktorka. Brawo. Ale… tęsknię…
Pozdrawiam stara czytelniczka
http://patchworkladybird.blogspot.co.uk/ 6 lipca 2014 (07:51)
Ahhh jakże zatęskniłam znów za Polską przez ten Twój post Moja Droga….Tutaj wszystko w paczkach, hermetyczne, bez smaku i zapachu.
W Polsce byliśmy w czerwcu na chwilkę, na swoim własnym weselu i tylko wtedy udało nam się pojeść pachnących słońcem truskawek, czereśni, skosztować pysznego bobu i innych specjałów. teraz znów przyjdzie nam tęsknić i czekać na kolejny raz. Pewnie za rok…
Anonimowy 4 lipca 2014 (16:33)
nie mogę doczekać się kolejnego wydania magazynu green canoe style /lato 2014 proszę o przybliżoną datę .jestem fanką Twojego bloga serdecznie pozdrawiam.
Kama 3 lipca 2014 (20:21)
Też w tym roku suszyłam bez. I nawet udało mi się zrobić syrop z bzu :-) Prywatny krzak dzikiego bzu mam u siebie na działce…
I wiesz… jadę jutro do Kukówki na warsztaty serowarskie:-) Zbierałam się na te warsztaty ze dwa lata. To jest kawał drogi ode mnie, ale… jakoś zaparłam się w sobie i jadę :-)
Zobaczę Kaszuby…
Martucha na leśnej polanie 3 lipca 2014 (15:53)
W tym roku zrobiłam Twój syrop piniowy, może w przyszłym uda się powalczyć z czarnym bzem :)
Marta 2 lipca 2014 (11:13)
Pieknie, podziwiam klimat jaki tworzysz w swoim domku !!!:)
Agnieszka Home Made 30 czerwca 2014 (16:14)
My też grzeszymy truskawkowo, a ostatnio nawet częściej poziomkowo. Na razie próbujemy przywołać Słońce, bo mamy już dość burego lata i dzisiejsza ulewa milionem kropli przelała czarę goryczy.
Pozdrawiamy przemoczeni na wskroś :*
Różana Ławeczka 24 czerwca 2014 (21:14)
Oj jak ja lubię zbierać ziółka i takie tam…ale ostatnimi czasy ktoś kradnie mój drogocenny czas i …a sery uwielbiam pod wszelaką postacią…niedługo jadę w moje ukochane Tatry tam się najem …
Buziaki:)
Anonimowy 24 czerwca 2014 (19:19)
Asiu, odcisków dostanę od klikania i sprawdzania czy jest już nowy magazyn. Wiem, wiem, to kupa roboty, ale ja już nie mogę się doczekać. A 2 komentarze wyżej ktoś się śmieje ze zdjęć krów…ja też je robię zapamiętale bo to chyba ostatnie w mojej wsi. Ila z Mazowsza
Ange76 24 czerwca 2014 (08:01)
Narobiłaś mi smaka tym bzem :) U nas już przekwitł, na dodatek jedyny mi dostępny rośnie przy ulicy, ale chyba utnę mu gałązkę i spróbuje wyhodować własną sadzonkę, a potem posadzę w kacie ogrodu, żeby w następnych latach mieć ekologiczny bez.
Ja się ograniczam do mrożenia owoców, w całości i w musie, choć przymierzam się, by z naszych wiśni ugotować kompoty na zimę. Będzie ich dużo, a są malusieńkie i nie zniosłabym nerwowo drylowania, żeby je zamrozić :)
caramelandwhite 24 czerwca 2014 (06:51)
Kolejny pyszny post..może i kombajn:) oby więcej takich kombajnów tak długo zostawało w głowie i w myślach codziennych-jak Twoje..
Agata Murawska 22 czerwca 2014 (20:54)
Moja Droga!!! Pięknie piszesz, nawet o tak zwykłych sprawach jak chociażby ser, czy bez…odrazu chce sie spróbować i myślę, że spróbuję, już namierzyłam dobre mleko,książkę też widziałam ( byłam w ten weekend u Lidzi w Sielskiej Chacie w Nowęcinie) i zachęciła mnie również do takich pysznych serków,…także z pewnością spróbuję:)))
Pozdrawiam Cię serdecznie :)))
folkmyself 22 czerwca 2014 (15:18)
Super zdjęcia krów. Jak widać każdy lubi co innego;]
Anonimowy 22 czerwca 2014 (09:18)
Asiu czy możesz zdradzić jak Ty przygotowujesz dżemy np. z truskawek, bez użycia fixów? Jak zwykle cudne zdjęcia pozdrawiam Cię serdecznie. Mariola
Anonimowy 22 czerwca 2014 (07:30)
Podziwiam ,idea Misków to Asiu szacunek dla Ciebie , nigdy bym chyba nie poszukala ich stron ,jak wiele można jeśli się ma pasje pomagania. Wielka pardubicka czerwcowa? Cóz zawsze tak było w sezonie obecnie już porzeczka w 3 kolorach , nie wiadomo co robić, nalewke , dzemik ,oj dzieje sie . A tu ważna sprawa – Boze Ciało ,wiec i dla ducha trzeba wykroić czas.Pozdrawiam milo i śle uściski dla Łasucha Leo.
S.G. Wlkp.
Anonimowy 20 czerwca 2014 (20:30)
A czy jest szansa na przepis na konfiturę truskawkowo-rabarbarową…????? pliz pliz…:-)
aldia arcadia 20 czerwca 2014 (09:16)
jak to pięknie, sielsko wygląda! :)
aagaa 19 czerwca 2014 (21:03)
Jutro idę szukać bzu i będę suszyła…..Dziękuję Ci Asiu za wszystkie inspiracje!!!
GreenCanoe 20 czerwca 2014 (07:40)
a proszę :) I BUZIAKA dodaję:)
Pretty Things by Agu 19 czerwca 2014 (18:26)
Asiu, wielkie dzięki za to, że jesteś, dzielisz się swoim pięknym światem, optymizmem i cudownymi pomysłami. Fantastycznie, że promujesz miejsca takie jak Bury Miś, namawiasz do powrotu do korzeni, do prawdziwego naturalnego stylu życia. Ja jeszcze chwilę pobędę więźniem szklanego biurowca, a potem zacznę żyć prawdziwie i z pewnością wykorzystam niejedną z Twoich inspiracji :-)
Same zdjęcia – bajeczne. Jak zwykle radują oczy i duszę :-) Pozdrawiam ciepło!
GreenCanoe 20 czerwca 2014 (07:40)
BARDZO dziękuję:)
zacisze 19 czerwca 2014 (17:23)
Ej no kobieto, jak to można suszyć kwiat bzu? dlaczego nic mi nie powiedziałaś:(. Ale mamy zapas syropu więc jakoś zimę przetrwamy. Czy przy suszeniu nie traci się pyłku kwiatowego? bo to on ma chyba najwięcej "mocy"? Aż jutro przejadę się rowerem po lesie, może jeszcze gdzieś znajdę kwiaty do suszenia.
Ściskamy:)
GreenCanoe 20 czerwca 2014 (07:37)
Musisz zrywać kwiaty już rozkwitnięte, ale nie przekwitnięte – gdzie pyłek się sypie. i Suszyć bardzo delikatnie, ja je wieszam – a potem nożyczkami ucinam pod łodyżką – trzymamy w torebkach papierowych nigdy foliowych i nie upchane – tak, żeby nie były zgniecione. I już cała filozofia. Andrzej, u nas jeszcze mnóstwo drzew usypanych kwieciem, będę jeszcze je suszyła, mogę dla Was torebkę uzbierać:)
Magdalena Markiewicz 19 czerwca 2014 (16:09)
Rozmarzyłam się…
Pozdrawiam.
http://mysweetdreaminghome.blogspot.com/
GreenCanoe 20 czerwca 2014 (07:32)
:) odbijam pozdrowienia
Agnieszka 19 czerwca 2014 (16:08)
Po mile spędzonym dniu na zamku w Malborku z ogromną przyjemnością zakończę to popołudnie czytając Twojego posta i zachwycając się zdjęciami. Sama przyjemność. Pozdrawiam ;-)
GreenCanoe 20 czerwca 2014 (07:32)
Dziękuję i odbijam pozdrowienia:)
mojasekretera 19 czerwca 2014 (11:51)
Ja w tym roku po raz pierwszy wykorzystałam kwiat czarnego bzu. Nie robiłam tego wcześniej, bo zastanawiam się czy bardziej nam pomoże, czy zaszkodzi? Mieszkam na Śląsku i nawet w najgłębszym lesie wszystko jest zanieczyszczone:(
Pozdrawiam
GreenCanoe 20 czerwca 2014 (07:32)
No właśnie kiedyś rozmawiałam z moją koleżanka ze Śląska i mówiła dokładnie to co Ty – że Ślązacy często nie zdaja sobie sprawy, albo nie chcą nawet myśleć o tym, w jakim środowisku żyją.
Ada R 19 czerwca 2014 (09:36)
Piękne zdjęcia! Wczoraj mi coś tam mignęło, że napisałaś post, ale już byłam tak zmęczona, że ledwo co oczy widziały i kontaktowały co się dzieje :D Ale dzisiaj po śniadaniu, teraz sobie z kubkiem kawy usiadłam i widzę te piękne zdjęcia :* Teraz to ja czekam na te mocno czerwone sercowate czereśnie, moje ulubione. Ale to dopiero za chwilkę, jeszcze takich nigdzie nie spotkałam, a to moje ulubione, bo kojarzą mi się z dzieciństwem i drzewem na które z moim bratem jako dzieci się wspinaliśmy, żeby zjeść te z góry, najbardziej dojrzałe, właściwie to osiągalne tylko dla miejscowych szpaków :) uściski!! :)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:18)
Ada – ileż ja razy spadłam a takiego drzewa!!:) U mojej babci tez było – ogromne, właśnie z tymi sercowatymi czereśniami. Nie wolno nam było samym wchodzić po drabinie na nie – i zgadnij czy słuchaliśmy???:):):):) ŁASUCHY nie znaja zakazów:):):):) Uściski wielkie!
An Zulka 19 czerwca 2014 (08:45)
Niesamowite zdjęcia :)! Bury miś to musi być rzeczywiście niesamowite miejsce! Pozdrawiam i życzę miłego, długiego weekendu :)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:17)
Tak jest – niesamowici ludzie tam żyją…i w ogóle sama idea jest dla mnie rewelacyjna. Aniu – nawzajem!:)
Margo eM 19 czerwca 2014 (08:13)
A ja zrobiłam syropek, ale po przeczytaniu Twojego posta chyba ususzę jeszcze kwiaty o ile już nie za późno… Lipę mam jeszcze z tamtego roku, trzeba się uśmiechnąć do znajomych po dokładkę, bo zima długa, a moi donownicy teraz chorują :)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:16)
Lipa kojarzy mi się z moja babcią…za każdym razem, gdy pije lipowy napar – o niej myślę…..I masz rację – chyba każda mama powinna ją mieć ususzoną w domu, bo zanim się sięgnie po drastyczne środki warto najpierw wypróbować domowych sposobów:), prawda?:)
Katarzyna 19 czerwca 2014 (08:12)
Asiu, powiem Ci na ucho, ze zazdroszcze Ci tej aktywnosci. A dlaczego? Po to co robisz , przynosi widoczne, piekne efekty.
U nas sezon czeresniowy:)
Usciski z goracej, suchej Alzacji sle:)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:14)
:):):) Kasiu – dziękuję:)
UWIELBIAM czereśnie, po prostu uwielbiam!:)
Anonimowy 19 czerwca 2014 (06:59)
Od czerwca wszystko się zaczyna…. myślę o ogrodowych szaleństwach :) praca, praca i jeszcze raz praca przetwory, zamrażanie syropy i soki. Asiczko zachęciłaś mnie suszeniem jakoś nigdy tego nie robiłam chyba czas na zmiany. Mam nadzieję ,że już wkrótce poczytamy letnie wydanie magazynu wtedy będziemy usprawiedliwione oderwiemy się od pracy i odpłyniemy czekam. Spokojnego długiego weekendu słodkiego leniuchowania . Ściski przesyłam Marylka :):)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:14)
Marylko, nawet nie wiesz jak ja czekam na lipiec – mamy wtedy rodzinny urlop…już nie mogę się doczekać:)
Aga Sweetvillage 19 czerwca 2014 (06:56)
Zawsze zastanawiam się, jak Ty Asiu znajdujesz czas na wszystko? Tyle się u Ciebie dzieje, a Ty zawsze uśmiechnięta, choć z rękami pełnymi pracy. Wiem, pewnie chodzi o to, żeby robić to, co się lubi, ale i tak wydaje mi się, że czasem dysponujesz jakąś nadludzką siłą:)! Pozdrawiam.
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:13)
oj Aga – ja nie zawsze jestem uśmiechnięta. Byłabym chyba wtedy robotem:) Nie raz nie dwa padam na twarz ze zmęczenia, nie raz mam gorsze dni – i lepiej mnie wtedy omijać. :) Żadnej nadludzkiej siły nie mam, ale …jestem chyba po prostu pracowita, lubię pracować.
Agnieszka Daniluk 19 czerwca 2014 (03:53)
Cudownie jest Ciebie,przepiękne zdjęcia :)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:12)
:) dziękuję:)
N. 18 czerwca 2014 (22:34)
Tu, gdzie mieszkam, sezon na truskawki to zima. Poza sezonem również są dostępne, lecz gdzie im tam do smaku i zapachu naszych polskich :) Pozwolę więc sobie poczęstować się tymi, które wyciąga Pani ku nam na zdjęciu :)
Oprawa fotograficzna posta jest tak piękna i smakowita, że jak zwykle aż chce się dłużej zostać na tym blogu. Dzisiaj dziękuję również za odnośnik do witryny Burych Misiów i Niedźwiedzi – wspaniała inicjatywa.
Pozdrawiam z Honsiu, życząc Pani dużo satysfakcji z czerwca oraz przyjemnego wypoczynku letniego. ☼
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:11)
DZIĘKUJĘ! :):):) i pozdrawiam serdecznie!!!
Anonimowy 18 czerwca 2014 (22:10)
Uwielbiam czarny bez -zapach tych kwiatów!!!! U mnie też się suszy, syrop zrobiony i nalewka też;)).Teraz mięta czeka na swoją kolej:) Co do mrożenia to dwa lata temu dostałam od zaprzyjaźnionego sadownika zamrożone czereśnie i …. REWELACJA!!!! Rok temu zamroziłam ostatnie czereśnie i dzień w którym wyciągałam woreczek aby zjeść zawartość był świętem! Polecam!!!
Uwielbiam Twój Blog!!!! Pozdrawiam!!!
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:11)
:):):):):) Też mrozimy….nie wiem, czego my właściwie nie mrozimy:) co się da:)
Filipek 70 18 czerwca 2014 (21:59)
Joasia ..ja odkryłam zarażanie w wodzie :))) śliwki tak swego czasu zamroziłam i faktycznie potem są jakby świeżo zerwane, tyle że zimne..nie straciły grama soku w ten sposób …. z truskawkami nie próbowałam ,bo zawsze rozmrażam je zalewając galaretką ,lub miksuję blenderem :)))) no i właśnie TO miejsce w lodówce ,która z gumy nie jest ….
szkoda że nie zasuszyłam kwitów bzu ….nadrobię w przyszłym roku ..albo może jeszcze jakieś kwitnące znajdę :) pozdrawiam i trzymam kciuki za przetrwanie pardubickiej :)))))))
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:10)
Właśnie w ten sposób – w wodzie, zamrażam ryby. Po rozmrożeniu są jakby były przed chwila wyłowione. Truskawki mrożę świeżo po płukaniu – tez jest taki efekt. Uściski Filipku!!
Justine 18 czerwca 2014 (21:27)
Zapracowana z Ciebie Kobieta, ale efekty Twoich działań zawsze mnie zachwycają:) Śliczna sesja w MM z zdjęcia w tym poście cudne:)
Miłego i słonecznego długiego weekendu:)
Pozdrawiam serdecznie:)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:09)
Sesja stara – z zeszłego roku jeszcze:) Za chwile będą bardziej aktualne zdjęcia:) pozdrowionka!
Agnieszka z Mierzei Wislanej 18 czerwca 2014 (20:33)
Asiu co to za kwiat z pierwszego zdjęcia ??? ślicznie wyglada w tym koszu :)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:09)
jakiś skalniak to jest – nawet nie wiem powiem Ci szczerze, kupiłam w kwiaciarni bo ma boskie maleńkie kwiatuszki błękitne:)
Anonimowy 7 lipca 2014 (13:44)
to Felicja gawędkowa :)
Anonimowy 8 lipca 2014 (06:37)
o dziękuję bardzo za nazwę. Też kupiłam bo mi się spodobała i zapomniałam zapytać co to..
Pukapuka 18 czerwca 2014 (20:31)
Ja zdołałam zapakować truskawki do słoików w postaci dżemów (choć i tak wiem, że skończą się za szybko), część zrobiłam z cukrem żelującym i mi się nie zżelowało :), więc rozcieńczamy i jest kompocik, a poza tym mrożę ile tylko mi mój mały zamrażalnik pozwala. Marzy mi się jeszcze nalepienie pierogów z truskawkami – póki są, bo dzisiaj na naszym bazarku już tylko jeden pan był z truskawkami, więc chyba długo to szaleństwo już nie potrwa… Za to nachodzą czereśnie i może się szarpnę na kompoty (choć i one do zimy nie doczekają NA PEWNO).
Pozdrowienia!
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:08)
cukrów żelujących i innych tego typu wynalazków w ogóle nie używam, staram się przechowywać wszystko w jak najbardziej naturalny z możliwych sposobów.
Pierogi – są poza moimi możliwościami, jawią mi się jako coś bardzo pracochłonnego – i chyba trudnego…
Pukapuka 19 czerwca 2014 (19:11)
Ja też się staram naturalnie, to był cukier z pektyną jedynie, która sama jest substancja naturalną, ale mniejsza z tym. A pierogi – pracochłonne owszem, ale trudne to nieee. Można poświęcić dzień z życia i narobić hurtem furę, pomrozić i potem jak znalazł, domowe pod ręką.
Agnieszka z Mierzei Wislanej 18 czerwca 2014 (20:18)
do tej pory nie suszyłam kwiatów bzu- sama nie wiem dlaczego :p pierdoła ze mnie :) jutro lecę po kwiaty a co :)
pozdrawiam i zycze leniwego weekendu :)
Aga
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:07)
Dzięki wielkie – i nawzajem!:)
Marzeniami malowane 18 czerwca 2014 (20:05)
U mnie też czerwiec najcieższym miesiącem roku. ;) Tez siedzę w czarnym bzie, bo nareszcie rozkwitł jak trza. ;)
Ale poziomeczek nie mroziłam nigdy, muszę spróbować.
No i kiedy Ty na to wszysto masz czas, kobieto?! :))
Buziaki
Ewa
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:06)
Ewa – no właśnie czasu jak na lekarstwo:)
Żyj Kochaj Twórz 18 czerwca 2014 (20:00)
Czytam, czytam, a ślina mi się w ustach zbiera, Ach!
Pozdrawiam
Karolina z zyj-kochaj-tworz.blospot.com
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:06)
:):):)pozdrowienia Karolino!
paula pearls 18 czerwca 2014 (19:52)
Podziwiać Cie! Kiedy ty na to wszystko znajdujesz czas? Ale z drugiej strony bardzo Ci zazdroszcze! Widać jak dużą radość przynosi Ci Twoja praca, jak spelniasz się w tym wszystkim!
Pozdrawiam
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:06)
No właśnie – CZAS, to w tej chwili dla mnie najcenniejsza waluta:)
PasteLOVE 18 czerwca 2014 (19:47)
Podziwiam Cię i jednakowoż zazdroszczę tego zabiegania . Asiu , jak udaje Ci się nazbierać tyle poziomek aby przechowały się aż do stycznia ? Ja jak widzę poziomeczki to odrazu je pochłaniam prosto z krzaczka . Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nowy magazyn :)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:05)
No po prostu je wydzielam:):):) Gdybym pozwoliła to te moje domowe głodomory na raz by wszystko zjedli:) Ale mamy dozu innych owoców pomrozonych – więc jakoś udaje się rozdzielać:)
Katarzyna Kowalczyk Dziekan 18 czerwca 2014 (19:40)
Uwielbiam truskawki, poziomki i czereśnie. Trochę mrożę, robię sporo dżemów, syrop z czarnego bzu jak kwitnie na biało i sok z czarnego bzu ( bez cukru!) jak ma czarne owoce. Robię cukier z kwiatkami czarnego bzu. Ucieram płatki róż i dodaję do pączków. Suszę poziomki i maliny i dodaję do musli, które robię sama. Piekę zdrowy chleb z mielonej w domu mąki. Staram się być samowystarczalna i wpajać zdrowe nawyki moim chłopakom. Ale teraz to chyba każdy tak ma.
Pięknie i smacznie u Ciebie. Buziaki
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:05)
Kasia- no właśnie nie każdy:):):):) Uściski wielkie moja zdolniacho!
Agata 18 czerwca 2014 (18:11)
Przepiekne zdjecia!! :-) Uwielbiam :-)
Bardzo lubie ziolowe herbatki jesienno-zimowa pora.. taka domowa bzowo-lipowa brzmi zachecajaco :-)
Pozdrawiam cieplutko :-)
gabi 18 czerwca 2014 (22:19)
A ja w zimowe wieczory kocham mus truskawkowo-czekoladowy. Robiac powidla na koniecdorzuccam tabliczkegorzkiej czekolady i miksuje. Swietny do przekladania biszkopta i rogalikow.
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:04)
Agata – dziękuję bardzo:) Ja tez jestem herbaciarą:)
Gabi – robię z czekoladą powidła….boski smak:)
Lamia 18 czerwca 2014 (18:00)
Asiu, przyzwyczaiłam się i rozumiem, czerwiec naprawdę jest szalony, a wraz z nim pierwsze zbiory owocowe i warzywne.. za truskawkami nie nadążam.. mrożę i upycham w słoiczki ..patentów jakiś specjalnych nie mam, ale co roku znika wszystko w oka mgnieniu.. muszę spróbować poziomki zamrozić, same rozsiały mi się w ogrodzie i żal wyrywać….pozdrawiam ciepło ze słonecznej polany w kaszubskim lesie :)
GreenCanoe 19 czerwca 2014 (10:03)
Kaszuby???? A gdzie dokładnie??? :):):) Może jesteśmy bliskimi sąsiadkami??