Jest jedną z najstarszych dziedzin wiedzy lekarskiej. W starożytności był uzupełnieniem obrzędów religijnych. W Indiach i Chinach, skąd sie wywodzi, wchodził w zakres rytuałów religijnych, tzw. medycyny sakralnej – kapłani zalecali stosowanie go jako metody leczniczej. Dokładne wskazówki wykonywania MASAŻU, bo o nim mowa, znajdziemy już w hinduskiej księdze mądrości: „WEDZIE”, pochodzącej z 1800 r. p.n.e. I skoro sam Hipokrates zalecał stosowanie masaży w niektórych jednostkach chorobowych…cóż ja mogę napisać więcej? Może tyle tylko, że dobroczynny dotyk drugiego człowieka niesie ze sobą jakże upragnione ukojenie dla ciała i duszy.
Zapewne wielu z Was ma już swoje „masażowe kąciki” w domach, nasz doczekał się wreszcie realizacji. Do tej pory wszelkie oliwki, masażery, maści i kremy, tułały sie po rożnych koszykach, często gęsto poszukiwane zresztą. Ale to już przeszłość:) Od niedawna, całkiem na STAŁE są tuż „pod ręką”:) Pobieliłam prosty wieszak, dodałam do tego również pobieloną tabliczkę z naprędce jakby napisaną własnoręcznie maksymą: ” Sen jest balsamem dla duszy” ( a wiecie, kto napisał te słowa??), do tego uszyłam woreczek na oliwki, doszyłam tasiemki na inne masażowe gadżety – i jest. Całkiem profesjonalny, w prowansalskim stylu, podręczny zestaw zdolnego masażysty, bądź masażystki oczywiście :) Teraz mój zbuntowany kręgosłup może się sobie buntować, a proszę bardzo……………….Żartowałam ( i mam nadzieję, że tego nie usłyszał) :) Poniżej migawki .
Zapewne wielu z Was ma już swoje „masażowe kąciki” w domach, nasz doczekał się wreszcie realizacji. Do tej pory wszelkie oliwki, masażery, maści i kremy, tułały sie po rożnych koszykach, często gęsto poszukiwane zresztą. Ale to już przeszłość:) Od niedawna, całkiem na STAŁE są tuż „pod ręką”:) Pobieliłam prosty wieszak, dodałam do tego również pobieloną tabliczkę z naprędce jakby napisaną własnoręcznie maksymą: ” Sen jest balsamem dla duszy” ( a wiecie, kto napisał te słowa??), do tego uszyłam woreczek na oliwki, doszyłam tasiemki na inne masażowe gadżety – i jest. Całkiem profesjonalny, w prowansalskim stylu, podręczny zestaw zdolnego masażysty, bądź masażystki oczywiście :) Teraz mój zbuntowany kręgosłup może się sobie buntować, a proszę bardzo……………….Żartowałam ( i mam nadzieję, że tego nie usłyszał) :) Poniżej migawki .
Pobieliłam ostatnio również całą stertę koszyków ( jak wpadam w trans to bielę na potęgę) Najbardziej zadowolona jestem z dużego kosza, o którym wspominałam wam w którymś, z wcześniejszych postów- znalazł miejsce w mojej pracowni i wreszcie mam gdzie trzymać wszelkie nie wykorzystywane akurat materiały…..Poupychane dotąd w reklamówkach, workach i torbach wszelakich – maja już swój wiklinowy przypiecek:) a ja mam święty spokój. Pytacie mnie ostatnio bardzo często czym maluję wiklinę – odpowiadam więc publicznie, aby się nie powtarzać. Wiklinę maluję farbą akrylową, miękkim pędzlem( mowa o miękkim włosiu), trzykrotnie. Pierwszy raz – maluję farbą z dodatkiem wody, uważając aby dotrzeć we wszelkie szczeliny i by nie dopuścić do zacieków, następne dwa razy – już bez wody, metodą suchego pędzla. Oczywiście za każdym razem czekamy aż poprzednia warstwa całkiem wyschnie. Używam farby duluxa, jakoś najlepiej mi się do wikliny właśnie ona sprawdza.
A teraz będę się chwaliła:) Upolowałam, cudem chyba, następny chlebak z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Tym bardziej mi bliski sercu – bo z polskim napisem, a takich rarytasów coraz mniej w starociowych kręgach. Co prawda, któryś z poprzednich właścicieli nierozważnie (mówiąc delikatnie) zamalował odpryski emalii farbą olejną, ale mam nadzieje, że sobie z tym poradzę. Czcionka jakże charakterystyczna dla tego okresu, a sam chlebak… no magia po prostu….Okres dwudziestolecia międzywojennego w Polsce to temat na całkiem osobny, napisany z dbałością dłuuuuugi post…Dziś przytoczę jedynie kilka hasełek z ówczesnych plakatów handlowych: „cukier krzepi”, „minęły czasy prababek – prasujcie elektrycznością”, „gotuj gazem”, „najlepsza kąpiel na gazie”:):):) …..mam nadzieję, że sprowokowałam was do poszperania w necie i poszukania ciekawostek dotyczących naszej historii z tych lat, i zwróćcie proszę uwagę jak cudna była wtedy grafika, …prawda?
Na zakończenie pokażę jeszcze nasze domowe jesienne świeczniki from NATURA:) Jabłeczniki kominkowe. Robimy je prościutko -łyżeczką wydrążamy miejsce na świeczuszkę, i JUŻ….from natura jak malowane:) . A jak jabłko podeschnie – ususzyć je sobie możemy, na sznureczek , przy kominku – wyschnie w kilka dni i na Wigilijny kompot przyda się na pewno.
Dziękuję za Twój komentarz.
40 komentarzy
Adwert 7 listopada 2014 (21:54)
Piękne białe kosze z idealnym splotem. Do tej pory szukamy ludzi do wyrobu tego typu majestersztyków. Różowe i jasne stonowane barwy idealnie pasują do tych koszy.
migotka 9 grudnia 2009 (07:23)
matko kochana! przepiekne te białe koszyki!
a juz ten z wrzosami prezentuje się CUDNIE!!!
Anonimowy 16 listopada 2009 (18:30)
zazdroszcze chlebaka, nie musze nadmieniac, ze okres dwudziestolecia miedzywojennego to moj ulubiony, a na punkcie grafiki tamtych lat mam delikatnie mowiac swira. Pozdrawiam goraco :) (artdeco)
artdeco 10 listopada 2009 (20:51)
Zapraszam do mnie po wyróżnienie. Pozdrawiam goraco :)
Madlinka 4 listopada 2009 (18:47)
Pięknie tu,na pewno będę stałym gościem:)
Zapraszam po odbiór wyróżnień:)
kasia ino-ino 2 listopada 2009 (22:38)
oj… mam koszzzzzzmarne zaległości w czytaniu Twych opowieści, a tak lubię tu do Ciebie zaglądać… :)
zajrzyj – mam dla Ciebie tęczę :))
Yrsa 31 października 2009 (16:05)
Jeżeli się nie wyrabiasz to wcale tego nie widać , wg mnie wyrabiasz się cudownie: inspirujesz, motywujesz i mobilizujesz , zachwycasz, tworzysz piękne rzeczy: nastroje i wnętrza dla mnie Twój dom to niedościgły wzorzec , a do tego jeszcze piszesz niezłe teksty – pozdrawiam -Yrsa
Anonimowy 30 października 2009 (17:59)
Ślicznie… a gdzie można kupić taką bombkę z dziurką?
isia511 30 października 2009 (17:12)
No bo widac-ze cusik robisz i to jakie cusiki bajerki poprostu.A swieczniki to juz masakra pomysłowe-
Matricaria 29 października 2009 (20:51)
Śliczny jest ten pobielony koszyk z fioletowym kwieciem :) I te jabłkowe świeczniki są bardzo pomysłowe :)
Pozdrawiam serdecznie :)
paula_71 29 października 2009 (20:35)
Cudownie,piękni,bajecznie jak zawsze!
Pozdrawiam cieplutko,buziaki od Lenki dla Lenoka :)
Anonimowy 29 października 2009 (15:15)
jestes po prostu zajeb…!
całuski! chyba wszystcy teraz pobiegli drążyć w jabłkach świeczniki;-) jakie to miłe – w wielu domach ciepło i pachnie!
a ja samżę naleśniki z jabłkami… taki juz czas …. jesień… jabłkami i cynamonem pachnąca;-)
uwielbiam…
no własnie – zrób cos pysznego do jedzenia! z jabłkami i podaj przepis… czy to już nie ta tematyka/.;-)
papapaaaaaaa
Beta
Ania. 29 października 2009 (11:10)
Hej!Zawsze ,jak mam jakas przerwe w zagladaniu na moje ulubione blogi(i to zawsze z glupich powodow haha),to pierwsze co robie,to wchodze do ciebie!Oczywiscie i tym razem zachwycilam sie twoim domkiem:-).Wszystko jest takie… bajeczne.Z tym wyrabianiem sie,to chyba kazda z nas ma problem.Ale patrzac na te wszystkie cuda,ktore tworzysz,trudno uwierzyc,ze sypiasz haha.Podsumowujac-pieknie!Pozdrawiam cieplutko.
agaw 29 października 2009 (10:15)
Serdecznie zapraszam po odbiór wyróżnienia " Przylądek wyobraźni" na mojego bloga: http://agawphotography.blogspot.com/
Ewa 29 października 2009 (09:42)
Do takiego gabinetu masażu to i ja bym się wybrała, a może nawet już nie wyszła ;-)
Twój nowy chlebak jest cudooooowny. Zazdroszczę strasznie, ale tak pozytywnie.
I chyba zainspirowana wezmę się za bielenie koszzyków. Mam jeszcze 2 do zrobienia :-)
Pozdrawiam serdecznie
Ewa
...ania z jezior.. 28 października 2009 (22:41)
Och Asieńko – u Was zawsze tak ślicznie! Pięknie nadajesz nowy charakter temu co już jest i tworzysz piękne nowe rzeczy!!!
Och jak ja za Wami tęsknię!! :)
Przytulam mocno!!
Matka Czworokątna 28 października 2009 (21:19)
Asiu, wszystko cudne, ciężka to praca, ale efekty są imponujące!
Lambrekin niesamowicie waniliowo-śmietankowe – o takich marzę:)
Pozdrawiam ciepło
P.S. A ja moje kosze tylko "waniliuję"
Kamila 28 października 2009 (19:23)
KOBIETO , DZIĘKUJĘ CI BARDZO ZA CENNE WSKAZOWKI DOTYCZĄCE BIELENIA KOSZY ( CZYTASZ W MOICH MYSLACH ) A POZATYM JESTEM PELNA PODZIWU DLA TWOICH ZDOLNYCH RĄCZEK . POZDRAWIAM
Anonimowy 28 października 2009 (17:55)
Nareszcie nowy post! Nie mogłam się doczekać. Jak zwykle super się czyta i serce się rwie do tworzenia..tylko czasu brak…
blog niedzielny 28 października 2009 (16:20)
oj mnie to przydalby sie masazysta domowy,bo olike to juz mam,maszyna jest przecudna,to nic ze stara tym bardziej wartosciowa
Sara 28 października 2009 (13:21)
Chlebak jest faktycznie cudowny i bardzo ciekawy, pierwszy raz widzę ten napis po polsku, raczej standardowo jest na chlebakach w wersji niemieckiej. Gratuluję z całego serca udanego polowania!!!!!!!!!!!!
kasandra 28 października 2009 (12:49)
Oj bajecznie u Ciebie jak zawsze !!! Uwielbiam wiklinę, niestety mnie biała zupełnie nie pasuje aczkolwiek bardzo ją lubię … i pocieszające jest to, że się nie wyrabiasz … taka zołza jestem … a tak naprawdę chodziło mi o to, że ja się nie wybieram tyż ale sama w tej materii nie jestem
Pozdrawiam serdecznie
Jadzik 28 października 2009 (12:22)
Bardzo przyjemnie mi się Ciebie czyta… Tak swobodnie :) Dziękuję :)
agnesha 28 października 2009 (11:45)
ale mi ,,zrobilas dobrze,, tym postem , wlasnie mialam zapytac czym bielisz te kosze , bo juz wczesniej wspominalas ze sama to robisz , u mnie koszy na razie malo , ale za to kazdy w innym odcieniu … a marzyly mi sie biale… to co? zmykam malowac chyba :) aaaaa i dziekuje za posta , bardzo mi sie przydal !
Ita 28 października 2009 (11:23)
Kolekcja koszy imponująca . Podziwiam Cię za cierpliwość w ich malowaniu! Klimat Twojego domku rozgrzewa a do tego jabłuszkowe lampioniki…miodzio.
Lubię okres dwudziestolecia międzywojennego ,więc czekam na post.
Pozdrawiam serdecznie.
Asia 28 października 2009 (10:46)
Bardzo, bardzo zazdroszcze chlebaka!!!Booooski jest!!!
Z bieleniem koszyków szlajesz: ja pomalowałam kiedyś 2, kolejne 2 czekaja ale nie mogą sie doczekać…Nie lubie malować wikliny…Tym bardziej Cie podziwiam. A Leoś też widze zadowlony z poczynan Mamy, bo kosze spodobały mu sie na zabawki:)
Pomysł z jabłkami super!Jesli pozwolisz "zainspiruje się", hihi:)
folkmyself 28 października 2009 (10:32)
W końcu wyczekana notka!
Zawsze pochłaniam z przyjemnością. Świeczniki wyglądają rewelacyjnie, niby takie proste a w swojej prostocie czarujące.
Chlebak faktycznie rarytasik, ja sporo widziałam ale przeważnie z niemieckim napisem. A ten w super stanie!
Z tym bieleniem rzeczywiście szaleństwo!
joanna 28 października 2009 (10:08)
Ooooo, ja cię kręcę ;))
Jesteś niemożliwa, że aż cudowna!
Tyle pomysłów, tyle swietnych rzeczy, że już nie piszę nic więcej tylko wracam do posta….
Dzieki za inspiracje :))
Ściskam gorąco :)
Elisse 28 października 2009 (10:06)
Jako fanka wiklinowych koszy i koszyczków…chylę czoła! Kolekcja wspaniała i pokaźna:)))) A olejki do masażu muszą miec wspaniały zapach. Kącik uroczy!
buziaki Asiu
Anonimowy 28 października 2009 (09:54)
Znowu niesamowite pomysly.Przepiekne kosze wiklinowe,tez takie chce.
Kacik do masazu miodzio.
Mnie zachwyca stara maszyna do szycia,wciaz goszczaca na zdieciach.
Pozdrawiam goraco Aneta.
mamajudo 28 października 2009 (09:11)
oj, ja to chciałabym tak się wyrabiać, jak Ty się nie wyrabiasz ;)
cudny chlebak :)
ushii 28 października 2009 (09:04)
Oj, nad identycznym chlebakiem w oststni weekend medytowałam i zdecydować się nie mogłam… no bo po co mi drugi, tylko dlatego że z napisem? i w końcu nie wzięłam, wybrałam starą górkę od kredensu… ale jak patrzę na twoje fotki to zaczynam żałować :)
Kącik do masażu, hmmm oj chciałabym mieć miejsce na takie kąciki :)
Kosze przepiękne, ja też kocham wiklinę, a najbardziej lubię jak jest taka zszarzała :)
a jabłuszka to chyba sobie też tak ustawię!
pozdrawiam i uściski dla Leonka!
Anna 28 października 2009 (08:27)
Jesteśmy razem w takim razie – ja tworzę ZEGAR, ale utknęłam parę dni temu i czekam na wenę… do zobaczenia :)) cudności u ciebie.. jesteś mistrzynią tworzenia nastroju..i ciepła. jak to mówi moja teściowa: Dobrze kierujesz ruchem (to się kiedyś nazywało "jesteś prawdziwą boginią ogniska domowego", tylko moje teściowa ukochana trochę to uwspółcześniła). Fajne, prawda? :)))))
elka 28 października 2009 (08:04)
Jak zawsze wszystko piekne opowiedziane .Ja tez zawsze myślę ze nie wyrabiam ,ale po tem dochodze do wniosku a po co sie śpieszyc ,i przekładam na jutro niedokączone sprawy
rosaliaa 28 października 2009 (08:01)
zazdroszczę kącika masażowego, świetny pomysł, aż czuję zapach ty specyfików :D a te dwie ramki z lawendą jak się pięknie prezentują w tle.. ilość koszyków, które posiadasz, też powala – dodają na pewno wiele przytulności, zwłaszcza w tym białym kolorze… a jabłka cóż… zapachniało mi
skandi_girl 28 października 2009 (07:38)
Kochana,dzięki Twojemu blogowi można zatęsknić za wsią,świeżym powietrzem i ogniem w kominku,ech…To jakby połączenie "Domu nad rozlewskiem" i marzeń Judyty z "Nigdy w życiu".Strasznie Ci dziękuję za słowa"ja też się nie wyrabiam"czasami myślę,że tylko ja tak mam.Pozdrawiam serdecznie
labarnerie 28 października 2009 (07:15)
Przeczytałam jednym tchem … jak zawsze zresztą. Cudnie opowiadasz o swoim życiu, piękne zdjęcia, świetne pomysły … cóż chcieć więcej? A, że się nie wyrabiasz? To chyba normalne, jeśli ktoś ma tyle ciekawych rzeczy do zrobienia … tak musi być i już :) Pozdrawiam cieplutko.
bieluska 28 października 2009 (07:14)
lambrekiny wyszły cudowne stwarzają taką przytualna atmosferę w Twoim domku, którą nawet przez ekran komputera można poczuć..:)
pozdrawiam
oswojone hobby 27 października 2009 (22:53)
piękny dom, bajkowy.
ewe.upendi-Miluszka 27 października 2009 (22:18)
Asiu, oczywiście znów z przyjemnąścią a nawet ze smakiem pochłonęłam Twój wpis… i nawet okruszków nie zostawiłam:)
Piękne te jabłkowe świeczniki:)
I wszystko piękne…
I wcale się nie stresuj, że się nie wyrabiasz… a na co to komu, takie wyrabianie…
Pozdrawiam Edyta