Miniony właśnie dzień ojca, od kilku ładnych lat dość intensywnie nagłaśniany przez media, wywołał we mnie kilka refleksji. I owszem znów o jakości będzie wpis, tym razem jednak o jakości ludzkich relacji – rodzinnych. To tylko moje przemyślenia, z którymi możecie się oczywiście nie zgadzać, ale odnoszę wrażenie, że tata…znaczy dziś zupełnie coś innego niż np. 70 lat temu, a już na pewno 100 czy 200.
Pojęcie OJCIEC – GŁOWA RODZINY, niegdyś używane właśnie w stosunku do mężczyzn – dziadków, ojców, braci dziś zdaje się być lekko zdewaluowane. Bo nie raz nie dwa, głową rodziny jest kobieta. Nie raz nie dwa, to kobieta utrzymuje swoją rodzinę, zarabia więcej od męża, albo jest samotnie wychowującą swoje dzieci matką. Gdybym w tej chwili rozejrzała się po swoich znajomych, dalszych czy bliższych i miała wskazać Wam rodziny, w których to mężczyzna rzeczywiście opiekuńczym ramieniem otacza swoich bliskich i zapewnia im finansowy byt będąc też dla swoich dzieci OJCEM w tym dawnym postrzeganiu tego słowa…to miałabym duży problem. Na palcach jednej dłoni wymieniłaby takich patriarchalnych mężczyzn. A patrząc dziś np. na 20latków, przypuszczam że taka sytuacja będzie w ogóle w przyszłości bardzo rzadka. Ani nie są przygotowywani do tego, by być głowami rodów, ani sami nie chcą nimi tak naprawdę być.
Mieliśmy niedawno dość burzliwą dyskusję ze znajomymi o roli mężczyzny we współczesnym świecie. Padło nawet zdanie: „same do tego doprowadziłyście” ( czytaj wy-feministki). Do czego? Sytuacji, w której mężczyzna nie znaczy tyle samo co choćby 70 lat temu. No cóż…myślę, że nie łatwo być dziś mężczyzną. Nie łatwo na każdym kroku udowadniać swoją siłę, charakter czy budować charyzmę – gdy obok nie dość, że faceci, z którymi trzeba konkurować, to do tego i jeszcze silne kobiety, z którymi mężczyźni już zupełnie nie wiedzą co mają robić. Dużo, dużo łatwiej było dawniej – facet zawsze zarabiał więcej od kobiety ( dziś nie jest to już tak oczywiste lub wręcz z góry ustalone). Często był właśnie także jedynym żywicielem rodziny. Mało tego – był w stanie naprawdę całą rodzinę utrzymać sam. Zawsze mógł także oczekiwać szacunku od kobiet z najbliższego otoczenia, bo tak było w zwyczaju ( dziś musi sobie na niego naprawdę zasłużyć, nie dostaje go w ramach samej płci). Słowem – dawniej żywiciel/mężczyzna był na tak mocnej pozycji w rodzinie, że przez sam ten fakt czuł się już psychicznie silny i potrzebny.
Wiele lat temu strącono go z tego piedestału…czy też, raczej zrezygnowany sam z niego zszedł. Co więcej, zaraz potem, dodatkowo – w przypływie złości, mentalnie „wykastrowały” go same kobiety. Bo gdy tylko zorientowałyśmy się, że nasi mężczyźni nie sprostują naszym oczekiwaniom, i tak naprawdę nie są ani silni, ani nie zapewniają nam bytu, ani nie radzą sobie tak dobrze z rzeczywistością jak my – obdarłyśmy ich z „męstwa” aż do samych kości. Ostre słowa? Może i tak, ale niestety często prawdziwe. Rozejrzyjcie się wokół, ile jest małżeństw czy par tego typu : nieudolny/ zagubiony/ leniwy/ rozlazły/sfrustrowany/mało ambitny/zdominowany – wybierz właściwie – mężczyzna i operatywna kobieta obok. Często popadamy w stereotypową ocenę patrząc na takie pary. Jak ich najczęściej oceniamy? Ocena pierwsza: biedna kobieta, musi wszystko na swoich barkach nieść, taką fajtłapę pierdołowatą ma obok siebie. Ocena druga: biedny mężczyzna, takiego babochłopa sobie wziął, jak tu być niby mężczyzną przy takim robokopie? Ale jak już wszyscy wiemy, rzadko kiedy tego typu przypadki są na tyle klarowne i jednoznaczne, by móc kategorycznie klasyfikować związane z nimi ludzkie zachowania. Być może owszem…kobieta jest „biedna” i można jej współczuć, bo jej facet rzeczywiście nagle postanowił, że ma gdzieś bycie ojcem, głową rodziny itd. – i zrezygnował, poddał się, zrzucając jednocześnie wszystko na jej barki. Znam wiele takich przypadków. Wiecie jak wygląda po kilku latach kobieta tkwiąca w takim związku? Jak koń pociągowy – zmęczona, zarobiona, zniszczona, smutna, rozżalona, często wściekła…że ma takie życie i że przecież miało być inaczej. Bywa również i tak, że rzeczywiście mężczyzna wegetuje przy rozwijającej się zawodowo kobiecie – bo np. sam stracił pracę, albo nagle z wielu przyczyn przestał w siebie wierzyć, a ona zamiast go psychicznie wesprzeć w tym trudnym momencie, zdołowała go swoim rozczarowaniem czy pretensjami tak bardzo, że się najzwyczajniej w świecie poddał. I owszem jest właśnie już wiele lat takim safandułą zgorzkniałym przy swojej rozkwitniętej, coraz silniejszej kobiecie. Wiem, wiem co zaraz powiecie dziewczyny, że kto mu broni się rozwijać, że kto mu broni szukać lepszej pracy, być jednak tym samcem kapiącym testosteronem. Już Wam odpowiadam – MY. Bardzo często my właśnie to robimy. Wymagając niemożliwego. Nie chwaląc, nie pomagając, pokazując że potrafimy wszystko zrobić lepiej, skuteczniej i szybciej. ( no dobra, dobra – rzeczywiście czasami potrafimy :):):):) Nie dając im nawet być ojcami. Nawiązać własnych, bardzo osobistych relacji z naszymi dziećmi. I już tłumaczę:
Wiecie ile razy gryzłam się w język, widząc różne sytuacje pomiędzy moim mężem a synem?. Bo oczywiście, jak to kobieta: „wiem lepiej” albo „matko, przecież to niebezpieczne”, albo ” co oni do diabła robią!”, albo „OMG co oni jedzą???”! I wiele mnie kosztuje – nie odzywanie się. Ale to robię. Od długiego czasu jestem żoną, mamą ale nie strażnikiem. Daję mojemu mężowi być ojcem, choć nie raz nie dwa kusi mnie diabelsko by się wtrącić . Jednak pozwalam mu, poprzez nie wtrącanie się właśnie na bycie TATĄ – na jego zasadach i w męskim wydaniu. A nie w kobiecym!. Młodzi chłopcy są często tak zniewieściali, właśnie dlatego, że wychowują ich głównie kobiety. Mamusie – rozpieszczające, rozgrzeszające, troskliwe do granic możliwości, słodkopierdzące w każdym geście. Nie pozwalające własnym mężom na nauczenie synów męskich zachowań (bo to niebezpieczne czy niegrzeczne) „Mój synuś” wyrasta potem jak myślicie, na kogo? Na mężczyznę? Na dobrego ojca? Dostał wzorce, jak ma nim być?
Mój mąż posłał kiedyś naszego syna w piżamie do szkoły. ( ” Naprawdę? poważnie mówisz? to jest piżama? o kurczę, kochanie, no przecież to wygląda jak dres” :), bawi się z nim czasami no mało delikatnie (w mojej ocenie oczywiście, bo dla nich to zwykła zabawa), mają jakieś tam swoje męskie sprawy, o których nie mam pojęcia, toczą szachowe potyczki na ostro, jeżdżą we dwójkę na basen, żagle, na męskie wyprawy i bywa, że kłócą się czasami zawzięcie z końcowym fochem włącznie – ustalając co chwilę pozycje w stadzie. Nie wtrącam się w te relacje od ładnych paru lat….a im bardziej się nie wtrącam, tym mocniej mój mąż jest ojcem i widać, że się nim naprawdę czuje, a syn staje się przy nim małym fajnym facetem. To mąż nauczył Leosia, że kobiecie kupuje się kwiaty bez okazji ( dostaję ogromne piękne bukiety – kupowane, lub zrywane przez nich z łąki). Nauczył go także, że kobiety traktuje się z czułością i szacunkiem. Że dobre zarządzanie pieniędzmi to sztuka ( mają założony swój bank domowy) I wiecie co? Gdybym w porę się nie zreflektowała i nie przestała stać nad nimi niczym taka kura/kwoka pilnując: czy jest bezpiecznie, zdrowo, czysto, grzecznie – to nie miałabym teraz przy sobie ani tak fajnego męża, ani tak fajnego syna. POZWOLIŁAM IM na bycie mężczyznami. Pozwoliłam im na jedzenie pizzy czy frytek, gdy jestem kilka dni gdzieś poza domem, na samotne wyprawy kajakowe czy górskie, na traktowanie mnie jak królewny:). Na czucie się mężczyznami. Pozwoliłam na testosteron, popełniane błędów i piżamę wkładaną do szkoły. I być może, dzięki temu właśnie mój syn napisał w piątek Pawłowi na laurce: Tato, kocham Cię i…LUBIĘ CIĘ:) Moi mężczyźni oprócz relacji synowsko-ojcowskiej mają także właśnie prawdziwie męską – a LUBIĘ Cię, znaczy w niej bardzo dużo.
Nie będę dziś rozgrzeszać wszystkich mężczyzn świata, bo to byłoby bardzo niesprawiedliwe. Wiem, że mnóstwo facetów to po prostu „śmierdzące lenie”, albo niereformowalne maminsynki i że rzeczywiście nie zasługują na to, by darzyć ich szacunkiem – bo nawalają na całej linii. Mamy podobno największy w Europie odsetek niepłaconych alimentów. Ale wiem również, że bardzo często, to my same utrudniamy naszym fajnym mężom, partnerom CZUĆ SIĘ mężczyznami i ojcami. Nie wierząc, że będą to robili dobrze, czy też co chyba gorsze – nie pozwalając im na bycie nieidealnymi (co najmniej jakbyśmy same takie były). Na budowanie swoich relacji z dziećmi, które już z założenia powinny być inne, niż te które my budujemy jako kobiety. Jestem pewna, że TATY – przebywania z tatą, zabawy z nim, kontaktu trochę bardziej szorstkiego być może niż ten z mamą, potrzebuje tak samo syn jak i córka.
Jestem nieidealną mamą. Oraz nie przeszkadzam mojemu mężowi w byciu nieidealnym tatą. I nie wiem jak to się dzieje, ale tym samym, nasz synek ma najlepszych na świecie rodziców…Przynajmniej mówi nam o tym dosłownie co chwilę:)
Kochanie – wszystkiego najlepszego z okazji bycia SUPER tatą:)
Dziękuję za Twój komentarz.
21 komentarzy
Piotr 18 marca 2020 (11:30)
Witaj Asiu :) Jako facet, mąż i ojciec bardzo dziękuję za ten cenny wpis. Powiem nawet, że mnie nie tylko zatrzymał, ale również zachwycił. Serdecznie pozdrawiam z Raciborza :)
ela 22 września 2017 (22:16)
Asiu, a ja myślę że bez względu na to kto zaczął walkę mesko-damską o zamianę ról- teraz to już obie strony są winne, to zaklęte koło. Feministki krzyczące o swoich prawach, gardzace facetami jednocześnie… Bardzo chciałyby mieć oparcie w facetach, ale nigdy go nie poznały, nie potrafią szukać nie umieją rozpoznać. Z kolei jeśli faceci uciekają oodpowiedzialności to kobiety zmuszone są do brania życia na swoje barki. I niestety, z czym pewnie żadna samotna kobieta się nie zgodzi, kobiety bardzo często same przykładają rękę do rozstania- bo w swoim wyzwoleniu nie potrafią zawierać kompromisów, potrafią za to od faceta wyłącznie wymagać… A jak nie wpisuje się w rolę którą ONA mu wyznaczyła- to idzie w odstawkę. I oczywiście żadna nigdy nie powie, że ona też jest trochę winna. Smutne ale prawdziwie. odzieramy faceta z godności bardzo często a potem się dziwimy że jesteśmy samotne
Gabi 29 czerwca 2017 (22:18)
Asiu, dlatego własnie świadomie staram się wychowywać mojego synka po to, aby kiedyś patrzeć z dumą jak świetnie radzi sobie jako mąż, partner i ojciec. Często chciałybyśmy chronić jak najdłużej swoje dzieci popełniając tym samym poważny błąd odzwierciedlający się w późniejszej niezaradnej/nieporadnej/nieodpowiedzialnej życiowej postawie naszych synów.
Boże broń przed maminsynkami! :)
Izabela 29 czerwca 2017 (13:58)
Brawo, ja bym jeszcze dodała z bardziej błahych rzeczy to mianowicie, żeby żadna kobieta nie powinna „UBIERAĆ” dorosłego/lub prawie dorosłego mężczyzny. Można doradzić lub podpowiedzieć i tyle, ale tylko wtedy kiedy sam mężczyzna poprosi o ile kobieta ma jeszcze gust. Pozdrawiam.
Kasia 27 czerwca 2017 (18:56)
Witam,nazywajmy tych co na to zasługują po imieniu,czyli jak widzę niektórych facetów co to w domu na kanapie tylko siedzą to jest leń śmierdzący i to z daleka już.Tak się składa,że mnie ten temat też ostatnio poruszył,a dlatego że mam prawie 3 letniego synka chorego na atopowe zapalenie skóry i jest ciężko,mąż wraca po 10 godz z pracy i spędza już czas z synkiem,każdą chwilkę,pomaga,robi przy nim wszystko,bez wyjątków.Jak słyszę moje koleżanki,że mój to nic nie robi,wraca z pracy i mówi że jest zmęczony to krew mnie zalewa.Moim zdaniem mało jest dziś prawdziwych mężczyzn,same obiboki,pozdrawiam Asiu.
Agata 26 czerwca 2017 (15:05)
Podpisuję się obiema rękami:) Pozdrawiam serdecznie. Żona super ojca i męża. Mama czterech synów:)
El. 25 czerwca 2017 (20:53)
Jak zawsze u Ciebie przemyślany i mądry wpis :)
Są różne przyczyny takich zmian, ale nie są winne wyłącznie feministki.
Można odrzucić stwierdzenie „same jesteście sobie winne” w stronę mężczyzn, bo to właśnie z winy mężczyzn są oni na takiej a nie innej pozycji w społeczeństwie. Jaka to wina?
Wojny – głównie obie wojny światowe, po których kobiety musiały zmienić swoje życie, podejmować pracę, a za tym idą wszelkie późniejsze skutki. A wojny jak wiadomo wywołują mężczyźni (od zarania dziejów).
U nas w Polsce dodajmy jeszcze powojenną feminizację wszelkich zawodów z naczelnym hasłem „kobiety na traktory” w ramach propagandy ustrojowej i mamy dzisiejszą sytuację mężczyzn.
Pozdrawiam serdecznie :)
Monika 25 czerwca 2017 (18:52)
Asiu, świetny tekst i podpisuję się pod nim. Sama czasem jeszcze muszę upominać sie, by pozwolić mężowi na inne podejście do naszego syna. I nie jest to czasem łatwe. ;) Te chłopięce przepychanki i zapasy…
Mam szczęście, że spotkałam mężczyznę odpowiedzialnego i mądrego. Takiego, który chce. Chce być tatą. Chce być mężem. Chce być głową rodziny mając u boku żonę o mocnym charakterze. I dzięki temu mam nadzieję, że nasz syn kiedyś też będzie takim mądrym mężczyzną, ojcem, mężem i partnerem. Pozdrawiam.
Green Canoe 25 czerwca 2017 (19:10)
dziękuje bardzo i odbijam pozdrowienia także dla Ciebie:)
Joanna 25 czerwca 2017 (15:37)
Super Tata…. Moje dzieci/a już są dorosłe/ wspominając dzieciństwo zawsze na 1 miejscu wymienią:robienie łuku z tatusiem, buszowanie po lasach, budowanie szałasów i zrywanie polnych kwiatów dla Mamci i siostry. Syn wyrósł na mężczyznę mężnego, wrażliwego
A tak ogólnie…. do woja marsz do woja chłopcy choć na pół roku. Pozdrawiam Asiu. Dobrze że jesteś. Asia
Paulina 25 czerwca 2017 (14:35)
Asiu, w punkt! U nad sytuacja trzy na jednego, właściwie cztery, bo jest jeszcze Lola ;) Ale to wlasnie tata jest największym autorytetem, to tata zabrania ale tez na wiele pozwala, kiedy ja tylko pokiwał głową ale nie wtrącam się. Wychowywać dwie córki o tak rożnych charakterach nie jest łatwo i mnie, a co dopiero facetowi, któremu nikt nie mówił jak to robić?! Niemniej jednak nasz rodzynek wywiązuje się z tej roli znakomicie ;) Uściski niedzielne.
Green Canoe 25 czerwca 2017 (15:12)
U nas często jest też tak, że gdy Paweł Leonowi na coś nie pozwala, ten z płaczem od razu przybiega do mnie na skargę:) I zawsze słyszy to samo: ” Ale czemu ty mi synku skarżysz na tatę? Już tyle razy Ci mówiliśmy, że to co myśli tata, popieram i ja, i na odwrót. Skoro tata Ci nie pozwolił, to znaczy że ma rację” I widze, że mamy te same znaki – ja tez Pawłowi kiwam głowa na tak lub nie:):):) jeśli posyła mi pytające spojrzenie:)
Mirka 25 czerwca 2017 (13:20)
Bardzo fajny tekst.Zgadzam się z panią i mam takie same poglądy na temat mężczyzn.Mieszkam w Grecji od 25 lat i też zauważam zachowania młodych mężczyzn(30 latków i więcej ) którzy zupełnie są nie przygotowani na założenie rodzin i bycie ojcami.Temat do dyskusji ogromny.Nie przypuszczałam że w Polsce jest tak samo.Mam to szczęście że mam wspaniałego męża i ojca dla moich dzieci(córka23,syn21).Tak samo jak Pani pisze ,to dobre relacje ojca z dziećmi a przede wszystkim z synem który bardzo go naśladuje stworzyły mi wspaniałe charaktery dzieci.Nie ukrywam że że często zastanawiam się czy córka będzie mieć tyle szczęścia w tym współczesnym świecie spotkać takiego mężczyznę jak jej tato. Serdecznie i ciepło pozdrawiam . Mirka
Green Canoe 25 czerwca 2017 (13:24)
Mirko – jeśli pozwolisz, ja jestem Asia:) Tak będzie milej:)
Zgadzam się z Tobą, rzeczywiście męski wzorzec jakoś się tak rozmywa coraz bardziej. Uważam, że w dużym stopniu przez nas -babeczki.
Że to my wychowujemy maminsynków, nie pozwalając mężom na szorstkie być może momentami ale jednak męskie wychowywanie.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Aga 25 czerwca 2017 (12:50)
Pani Asiu,
Jakie zmycie głowy, toż to nasze życie jest. Nic dodać nic ująć. A wie Pani, że mój mąż lubi zajmować się domem i dziećmi? Niemowlaka obsługuje lepiej niż nie jedna kobieta! Gotuje wyśmienicie! Sprząta lepiej ode mnie. Ale nie pomaluje i nie tapetuje. Tak ma i już! Do tego wygląda jak drwal (proszę z niemowlakiem go sobie wyobrazić!). W prezencie kupuję mu gadżety kuchenne. A on nie ma w zwyczju kupować mi kwiatów i nie pamięta o moich urodzinach. On dba o naszą żmudną codzienność. Ja nakreślam plan i dużo pracuję, aby go zrealizować. Ja gubię się w codzienności między praniem a wynoszeniem śmieci. Pomieszane to. Złości mnie i uszczęśliwia. Różni są ci faceci i my kobiety też różne. Trudno wyważyć odpowiednią mieszankę. A to chyba w niej tkwi szkopuł. (Szkopół?!). Pozdrawiam, gratuluję bardzo dobrego i trafnego tekstu. Agnieszka
Green Canoe 25 czerwca 2017 (13:26)
Aga – jestem Asia:)
Uwielbiam widoki właśnie drwalowatych tatusiów tulących małe dzieci. Męskość w moich oczach to właśnie także umiejętność bycia czułym, wtedy gdy jest taka potrzeba.
bardzo trafnie to określiłaś – w wyważeniu. Żeby w rodzinie było dobre wyważenie:)
Pozdrawiam serdecznie!
Magda Z. 25 czerwca 2017 (12:29)
Doskonały tekst Asieńko ?? Podpisuję się pod atwoimi słowami oburącz ?
Green Canoe 25 czerwca 2017 (13:26)
Uściski Madziu!
Kasia 25 czerwca 2017 (12:27)
Super to napisałaś
Green Canoe 25 czerwca 2017 (13:27)
dziękuję Kasiu:)
Kasia 25 czerwca 2017 (12:24)
Super to napisałaś!!!!!!!!