W zeszłym roku napisałam w maju 2 posty. Nie wiem czy zdołam tegorocznie pobić ów rekord:) Przepraszam tych wszystkich Was, którzy poczuliście rozczarowanie z powodu moje nieobecności. Po prostu maj to dla nas miesiąc bardzo ciężkiej pracy.Wziąwszy pod uwagę fakt, że cały czas pracujemy nad zarysem ogrodu i ogarnięciem całej przestrzeni – naprawdę wymaga to od nas bardzo dużego nakładu pracy, głównie fizycznej. A przecież życie zwykłe się również toczy:) poza ogrodem i pracami w „polu”. Nie pisałam także niestety z powodów zdrowotnych. Od kilku lat mam poważny kłopot z kręgosłupem, w wyniku którego co jakiś czas – na jakiś czas, tak jakby „nie mam” prawej ręki. Drętwieje mi ona otóż , i to do totalnego zaniku czucia. A bywa, że nie mam również prawej nogi – bo dołącza solidarnie w odrętwieniu do koleżanki wyżej. Piszę sobie o tym w tonie lekkim, ale tak naprawdę….po prostu nie jest dobrze. Ostatni miesiąc był dla mnie mówiąc wprost bardzo bolesny w tym zakresie, a ręka znów odmówiła mi posłuszeństwa. I żeby nie było, że się żalę – nie żalę się, bo wina leży tylko i wyłącznie po stronie posiadaczki nieidealnego kręgosłupa – czyli mojej. Wspominałam już kiedyś, że nie potrafię pracować na tzw raty – i że jeśli coś zaczynam, to muszę jak najszybciej skończyć. Doprowadza taki stan rzeczy do nadmiernego wysiłku, a ja, w transie pracy zapominam , że po 1. nie jestem chłopem TUREM o gabarytach Pudzianka, a po2., że mój organizm ma słabe punkty – i powinnam o niego bardzo dbać, a nie katować takim wysiłkiem. Nie pamiętam sobie o tych „detalach”, co stawia mnie w świetle nieodpowiedzialnej pańci głupizny. I tak oto dokonałam publicznego auto-łajania. Na zrozumienie i wybaczenie nieobecności mojej – liczę…. Ale, ale – to, że ja nie piszę postów, nie oznacza, że Wy nie piszecie do mnie maili:):) Piszecie:):):) Uczciwie przyznaję – że nie odpisałam bo nie miałam jak – ale czytam wszystkie, przyrzekam. I co mnie zaskoczyło, miło zresztą, bo temat bliski sercu – bardzo często pytacie ostatnio o sprawy ogrodnicze, np. o powojniki, – jakie mam, i jakie kupować. Tematu teraz nie podejmę, bo musiałabym poświęcić temu sporo czasu, którego mi po prostu brak. Pokażę jednak niektóre z powojników, których fotki znalazłam w moim ogrodniczym archiwum. Mamy ich w ogrodzie dużo, bo chyba stały się mi nałogiem:). Obiecuję w tym roku sfotografować wszystkie i napisać oddzielny tekst poświęcony tym cudom natury. Dziś napiszę jedynie o moich ulubieńcach. Ostatnio namawiałam pewną przemiłą Asię:):):) ( do której zresztą macham pozdrowieniowo w tej chwili:):), na kupno powojnika ANITA. Biała, pachnąca chmura – to właśnie można by o tym powojniku w skrócie napisać. Jest niesamowity. Wyobraźcie sobie, że w zeszłym roku przeróżni ludzie robili z ulicy zdjęcia naszej pergoli, w czasie właśnie gdy kwitł – tak pięknie bowiem wygląda. Flammula to powojnik, którego rokrocznie ścinamy – kwitnie na nowiutkich pędach. Bardzo lubi słońce ( nieliczne z powojników lubią pełne naświetlenie) Rośnie sobie spokojnie do sierpnia, a pod koniec tego miesiąca do października włącznie, oszałamia milionami maleńkich białych kwiatuszków. I ten zapach…słodki, tajemniczy, delikatny…:):) Jeśli macie ochotę godzinami gapić się na roślinkę lub posiedzieć sobie czarodziejsko w asyście cudnej woni – kupcie ANITĘ:).
Nie wiem jak odpowiadać na pytanie – jakie mam powojniki? Chyba łatwiej byłoby mi wymienić te, których nie mam. W każdym bądź razie jestem żarliwym powojnikowym ambasadorem:):):) I na posiadanie tych roślin namawiam każdego właściciela choćby czegoś na kształt balkoniku, bo wbrew pozorom – niektóre powojniki, z powodzeniem możemy mieć na balkonach – nie trzeba mieć ogrodu. Np. powojnik o wdzięcznej nazwie DANUTA, wyhodowany w Polsce lub litewski JUSTA – a jak pięknie i obficie kwitną!!!. W towarzystwie iglaków powojniki mogą w pełni pokazać swoje piękno – ich barwne kwiaty wychodzą na pierwszy plan. Np. soczyście fioletowy powojnik wielkokwiatowy Kacper ( średnica kwiatu do 20 cm!!!) Mój ulubieniec to Gipsy Queen. Płatki niczym aksamit, kolor mocno purpurowo bordowy….piękny! No i zjawiskowy Omoshiro…kwitnie wcześnie – w maju, i zapiera dech w piersiach.
Mam tyle powojników, że musiałam zrobić im katalog – gdzie co rośnie, które do ścinania, które kiedy kwitną. Uwierzcie mi, że przy takiej ilości można się pogubić:) Bardzo często pytacie mnie jak kupować powojniki i na co zwracać uwagę. Odpowiadam konkretnie: jeśli zaczynacie przygodę z ogrodem lub kwiatkami na tarasie czy balkonie – kupujcie kilkuletnie rośliny. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że młode okazy mogą się nie przyjąć, możecie je zniszczyć nieodpowiednim potraktowaniem lub nie przeżyją zimy. Kilkuletnie są bardziej wytrzymałe, zahartowane. Kupujcie również od sprawdzonego sprzedawcy. To gwarancja zdrowej i pięknej roślinki. I jestem tego najlepszym przykładem – tzn. nie zdrowej roślinki:):):), a tego, że kupując powojniki u sprawdzonego sprzedawcy nie miałam jak dotąd ogrodniczych „wpadek”. Z czystym sumieniem polecić mogę na pewno szkółkę „Clematis” z Pruszkowa. Znalazłam ich przez przypadek, i wiernie „powojnikuję” u nich zakupy:) Jestem pod wrażeniem fachowości no i samych roślin – nic po prostu nie można im zarzucić. BA – zamawiam w tej chwili już powojniki i dla moich koleżanek i sąsiadek, i rodziny, gdyż moje rośliny zrobiły szkółce najlepszą reklamę – są po prostu dorodne, pięknie kwitną i przyjęły się wszystkie. Znajdziecie je w E-Clematis, TUTAJ :) Nie znam osobiście tych ludzi, ale za każdym razem jak przyjeżdża kurier z przesyłką powojnikową – mam ochotę ich wyściskać, tak po ludzku – za te moje kwitnące cuda:)
Efekty naszej pracy z ostatniego miesiąca pokażę za jakiś czas – niechaj tylko roślinki urosną i trawa się zrodzi:) Wczoraj w nocy oglądaliśmy z Pawłem archiwalne już zdjęcia naszego domu i działki – z roku, gdy tu zamieszkaliśmy. Trudno uwierzyć w to, że to jest to samo miejsce:). I dotarło do nas również, jak wiele serca i pracy włożyliśmy by wyglądało tak, jak wygląda. A minęły przecież zaledwie 3 lata. Jestem z nas dumna:) W tym roku do prac polowych czynnie włączył się Leo. Tata nabył /drogą kupna / synkowi taczkę, która to okazała się hitem sezonu:):) Leoś biega po działce z owym sprzętem szczęśliwy niczym gwizdek:) I przewozi najróżniejsze bardzo ważne towary – głównie szlachetne kamienie wykopane w okolicach piaskownicy, tudzież hałdy szyszek lub patyczków:) A ja w tym czasie zdążyłam obsadzić roślinami kwitnącymi zrobione w kwietniu donice tarasowe. W ogrodzie szaleją tulipany.
Nie mogę doczekać się lipca:) Czekam rokrocznie na ten miesiąc z niecierpliwością dziecka – w lipcu bowiem nasze róże przechodzą same siebie:) a ogród rozczula pięknem…pokażę Wam:)….
Rośliny wynagradzają mi powoli wszystkie trudy tej zimy. Codziennie rano wespół z sąsiadami zresztą – często gęsto w szlafrokach, chodzimy i doglądamy swoich ogrodowych podopiecznych…istny dom wariatów:):):) Mamy to szczęście, że wokół nas mieszkają ludzie tak samo kochający przyrodę i dbający o swoje roślinki jak i my….Fajnie tak, móc sobie rano poleźć we własny ogród w różowym szlafroku na bosaka z kubasem kawy w dłoni – wiedząc, że nikogo z boku to nie zdziwi:):) Paweł co prawda, nie lubuje się w kwitnących badylach:):), ale sam założył trawniki – i dąży do tego, by móc pykać sobie na nich w golfa:):):) Co jest nierealne oczywiście – walka z chwastami ciągle pokazuje 2:1…dla chwastów:) Się cholery nie chcą sobie odejść:) No i nasze psy – gonitwy z ostrym hamowaniem skutkują dołami i na nic zdają się tłumaczenia, krzyki, przeganiania i tym podobne. A „urodzajna” kaszubska ziemia na dodatek co chwila wypycha nam z dołu kamienie….Matko z córką!!!, Wy sobie nie zdajecie pojęcia ile my tu mamy kamieni:):) Odkładamy wszystkie na bok – będą na chodnik.
***
Wiem, że niektórzy z Was mnie nie doczytają…..bo ratują swoje domy, i dobytki przed wodą…. bądź opłakują ich utratę…Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie kochani, co przeżywacie…Oglądam zdjęcia, słucham wiadomości….Jest mi najzwyczajniej w świecie tak bardzo żal tych wszystkich ludzi. Powódź dotknęła mnie fizycznie 10 lat temu – gdy zalało Gdańsk. Do dziś pamiętam ogromny strach, który czaił mi się w sercu w drodze z pracy do domu….Musiałam pokonać pieszo 3 osiedla by dojść do swojego mieszkania…Komunikacja miejska nagle przestała istnieć, lało się z nieba, a ja szłam 3 godziny, czasami brodząc po pas w wodzie, dygocąc z zimna, raniąc nogi. O mało nie porwał mnie nurt wody szalejący główna ulicą…Naprawdę się bardzo bałam. Ale czymże jest mój ówczesny strach wobec tragedii, która teraz rozgrywa się na naszych oczach….Rodacy – trzymajcie się!!!! Całym sercem nasza rodzina jest z Wami. Nie wiem, jak można pomóc w takiej sytuacji…..i co powiedzieć, by pocieszyć….czy w ogóle się da…pocieszyć.
ściskam Was najserdeczniej.
Dziękuję za Twój komentarz.
34 komentarze
Anonimowy 27 maja 2010 (08:41)
Asiu to co napisałaś o powojnikach i zdjęcia które wkleiłaś bardzo mi się podobało. Mniej spodobało mi się to co napisałaś o swoim zdrowiu…. ba ja powiem że nie spodobało mi się to wcale… proszę myśleć o dziecku, mężu , bliskich i nas internautach którzy wchodzą na Twoją stronę i czytają, czytają i zachwycają się. Do pisania Twojego bloga jest potrzebne Ci zdrowie więc zadbaj o nie!!!! I to nie jest prośba…. TO ROZKAZ ;))
I nie zgadam się z Twoimi słowami że Wałek piękny nie jest. Właśnie że JEST!!!! A sąsiedzi się nie znają bo ja dopatrzyłabym się w dalekich krewnych Wałka sądząc np. po umaszczeniu jakiś rodowodowych przodków. Można by się pokusić o przyrównanie do bulterriera na przykład…. a co…. wyobraźnie mam!!! :) Nie ważne! mnie się Wałek szalenie podoba i już. Pozdrawiam życząc zdrówka Gaba B.
Anonimowy 27 maja 2010 (08:31)
Witaj Asiu!Prawie od roku zaglądam do Ciebie i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny post.Nie będę oryginalna i powtórzę za innymi-masz zachwycający dom i ogród. Ja dopiero się buduję, ale już nie mogę się doczekać kiedy będę mogła zacząć doprowadzać swoją działkę do porządku.
Jeśli chodzi o kręgosłup,to dokładnie Cie rozumiem, gdyż mam ten sam problem. Drętwieje mi prawa noga i żeby było śmieszniej lewa ręka. Boli praktycznie cały czas. Mnie kręgosłup "poleciał" po ciąży. Z własnego doświadczenia wiem jak trudno myśleć o kręgosłupie, tym bardziej kiedy jest mnóstwo rzeczy do zrobienia i cały czas brakuje czasu żeby o niego zadbać. Chociaż może to tylko wymówka.
Wracaj do zdrowia Asiu, pozdrawiam. Karolina ze świętokrzyskiego
patenciak 27 maja 2010 (06:28)
Z ciekawością tutaj zaglądam, miło by mi było gdybyś zechciała wymienić się linkiem z moim blogiem… Link do Ciebie już na moim blogu jest.. :) pozdrawiam serdecznie, Aneta:)
asi 26 maja 2010 (19:34)
Ogród jest zachwycający!!!! Powojniki urzekają! Nie znam się na psich amorach, na problemach z kręgosłupem, ale dołączę do innych – innych DBAJ O SIEBIE ASIU!
Anonimowy 26 maja 2010 (13:06)
Moja psinka, mały przybłęda-cocker spaniel też był strasznym casanovą, po prostu nie dało się go upilnować. Efekty jego działań nadal biegają po naszej wsi, poznaje je po szarych, kłapciatych uszkach:) bo nasz Maksio był pieskiem oryginalnej urody, a te wyglądające jak doklejone do reszty szare uszka to był jego znak firmowy. Życzę dużo zdrówka i pozdrawiam cieplutko;) M
Dorota z beaglem 26 maja 2010 (10:48)
Wielkie dzięki za opisy powojników – mam dzięki temu dluuuuuugą listę zakupów ;-)) Jeśli chodzi o Wałka to pierwszych zmian w zachowaniu można się spodziewać za jakieś 3 miesiące, a niektóre (wyuczone) nie znikną nigdy. I bardzo proszę go nie obrażać pisząc o jego urodzie! Jest PIĘKNY! :-) Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę zdrowia,
Dorota z beaglem
Bramasole 26 maja 2010 (10:10)
Asiu dbaj o siebie:) Ogród masz cudowny!!!
Ja też uwielbiam powojniki, ale u siebie dopiero zaczynam z nimi przygodę:) Dla początkujących polecam stronę producenta, którego polecasz bo jest tam mnóstwo porad i bardzo ciekawych i pomocnych artykułów.
Pozdrawiam ciepło i życzę mnóstwo miłych chwil w ogrodzie:)
Atena 26 maja 2010 (08:30)
Jestes NIESAMOWITA z wielka radoscia czytam Twoje posty,pelne pasji i milosci.
Ogrod zachwycajacy po obejzeniu zdjec powojnikow chyba skusze sie na ta rosline.
Musze obsadzic drewniany parawan i te kwitnace cuda beda swietnie wygladaly.
Pozdrawiam goraco.
Dorsiczkowo 25 maja 2010 (22:04)
Masz nie tylko pieknie stworzony dom,ale i ogród- tylko pozazdrościć. Pracy mnóstwo włozyliście, zeby w 3 lata tak go urządzić. Ja mam działkę ogrodniczą 3 rok, ale ze względu na sporadyczne mozliwości bycia tam- jeszcze duzoooooooo pracy mnie czeka.Pozdrawiam i życzę zdrowia.
llooka 25 maja 2010 (15:04)
Powojniki zachwycające! Ciekawa jestem czy w donicy na balkonie by się przyjęły? Ogólnie taras i ogród masz bajeczny i widać serce włożone w każdy skrawek!
Anonimowy 25 maja 2010 (14:28)
Witajcie :) Jest dokładnie tak z tymi psimi Casanovami jak pisze deZeal. Testosteron jeszcze przez jakiś czas będzie się utrzymywał w krwiobiegu i dopóki nie zejdzie, pies będzie zachowywał się bez większych zmian. Jednak nie wszystkim psom całkiem potem wylatują z głowy amory. Choć z pewnością w pewnym zakresie się uspokajają. Mój pies choć kastrowany ponad rok temu, nadal "kryje" naszą sukę. Na szczęście jednak jego wysiłki są jałowe i chleba z tej mąki nie będzie. Także to jest ten zysk – pies nieupilnowany może narobić "szkody" w postaci szczeniaków, a kundelkom bardzo trudno znaleźć teraz nowe dobre domy (schroniska pękają w szwach od takich, którym domu nie znaleziono). Może Wałek nadal będzie posikiwać, ale przynajmniej nie zostanie tatą… Przy czym warto pamiętać, że nawet do 3 tygodni po kastracji pies może jeszcze mieć ostatni "złoty strzał" :P – warto więc uważać!
fasoolka 25 maja 2010 (12:12)
Pisanie nie jest moją dobrą stroną, więc skrobnę tylko, że Twój ogród mnie zachwycił (no ale jak się wkłada tyle serca nie może być inaczej). Twoje powojniki to prawdziwe cuda, życzę dużo zdrówka i siły do dalszej pracy. Z niecierpliwością czekam na następny post i zdjęcia :) pozdrawiam.
Anonimowy 25 maja 2010 (11:02)
Jeszcze tylko dorzucę… jeśli byś się zdecydowała, albo ktoś czytający komentarze na ćwiczenie we własnym zakresie. Bardzo ważne jest wsłuchanie się we własne ciało, odróżnienie "dobrego bólu" – kiedy zaczynają pracować mięśnie do tej pory zaniedbane, od "złego bólu" – kiedy ciało wysyła sygnał, że za dużo, że stara kontuzja,że…
Krysia.
Joanna 25 maja 2010 (10:52)
Piekny blog. Sama mam duży ogród to wiem co to znaczy go tworzyć. Po prostu ciągła praca, prócz tego trzeba żyć i już jest 1000 spraw na głowie. Nie martw się , dasz radę , a jak skończysz to dopiero nam pokarzesz!
Trzymaj się!
Pozdrawiam!
Koniecznie posadź sobie clematis alpejski one są cudownie wdzięczne i odporne.
Deilephila 25 maja 2010 (10:51)
ojoj, a mnie brakło kamieni na remont tarasu;)już wiem, gdzie mam się po nie wybrac:)
piękny ogród…ahh…aż się rozmarzyłam…
Anonimowy 25 maja 2010 (10:40)
Witaj Asiu! Piszesz o problemach z kręgosłupem, myślę, że nie powinnaś ich lekceważyć, bo jeśli to zaniedbasz będzie gorzej. Nie mam podobnych problemów, ale chciałabym się z Tobą podzielić moim skromnym doświadczeniem. Od kilku lat trenuję kalarippajattu. Co to? Indyjska sztuka walki, blisko związana z jogą i ajurwedą. Obok treningów skierowanych na rozwój elastyczności i siły ciała, skupia się na rozwoju ducha, osobowości, ale także stosuje się lecznicze masaże. To tak w wielkim skrócie. A wracając do tego, co chciałam napisać, myślę, że joga mogłaby pomóc we wzmocnieniu mięśni kręgosłupa, rozluźnić napięcia, czy – jak ktoś pisał wyżej o wypadaniu dysku – właśnie przez wzmocnienie mięśni zapobiec jego wypadaniu. Weź, proszę, pod uwagę, że to są moje przemyślenia podparte jedynie moim osobistym doświadczeniem w pracy tylko z moim ciałem. Potraktuj to jako drobną sugestię, ale skontaktuj się z osobą kompetentną, która zna się na takich "przypadkach" jak Twój. Jeszcze wracając na sekundę do jogi, ważne jest żeby ćwiczyć pod okiem specjalisty, ja moją przygodę z jogą zaczynałam od książki – na szczęście trafiłam na dość dobrą – jeśli kiedyś byś kupowała,to zwróć uwagę jak są opisane asany, czy są zaznaczone wdechy i wydechy. Oddech w jodze jest niezwykle ważny, związany z energiami w ciele, nieprawidłowe wykonywanie asan i oddychanie może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Wiem, że mając małe dziecko i inne obowiązki ciężko jest znaleźć czas, by zadbać o siebie (mam rocznego synka i jeszcze studiuję), ale większe rezultaty przyniesie praca (czytaj:ćwiczenie) choćby 20 minut dziennie niż dwa razy w tygodniu po półtorej godziny. Kurcze, okropnie się rozpisałam, ale jeszcze jedną anegdotkę chciałabym przytoczyć. Jako dziecko pływałam. Mój trener uczył kiedyś dziewczynkę, która miała bardzo poważny problem z kręgosłupem, groziła jej operacja, ale dzięki systematycznemu pływaniu udało się jej uniknąć. Może Ci się to do czegoś przyda. Jeszcze raz podkreślę, że powinnaś się skontaktować z osobą, która się na tym zna. Mam nadzieję, że nie brzmi to zbyt moralizatorsko… i że nie zanudziłaś się za bardzo…
Życzę zdrowia (bo jak ono jest to można wszystko), Krysia.
Szara 25 maja 2010 (10:38)
Piękny ogród i nie przejmuj się tym, że zniknęłaś… każdy ma jakieś prywatne sprawy, a jak widzę u Ciebie jest duży problem zdrowotny, bo brak czucia w ręce to nic przyjemnego :/
Najważniejsze, że jesteś, że czytasz i że będziesz pisać dalej :)
Trzymaj się cieplutko kobitko ;)
deZeal 25 maja 2010 (08:56)
Asiu kochana, ogród masz piękny, ale weź Ty go tak troche odłogiem i zadbaj o Twój kręgosłup:) No, poważnie mówie, bez kręgosłupa jak bez prawej ręki, a czasem i prawej nogi, prawda???
A jeśli chodzi o Wałka to trochę czasu minie zamnim mu rozum z hormonków wyparuje. Daj mu jakieś dwa, trzy miesiące. Wszystkie psy, które znałam i znam (w tym mój sławetny Dionizy) własnie gdzies po tym czasie nabywały – że się tak wyrażę – manier:)
Pozdrawiam Cie bardzo cieplutko i słonecznie:)
Myszka 25 maja 2010 (08:49)
Piękny masz ogród ale wkładając w niego tyle pracy, nie może być inny:) Nie miałam pojęcia, że clematis, to powojnik a mam 2 fioletowe w ogrodzie (żadna ze mnie ogrodniczka:( )
Pozdrawiam słonecznie!
Miuu 25 maja 2010 (08:46)
Ja sie tak odezwe nieśmiało bo mam to samo chyba z kręgosłupem co ty..i u mnie zdiagnozowali dyskopatie…lepiej sprawdz i poproś o rehabilitację…nie chodz tylko na własna rękę na masaże jeśli to dysk bo możesz sobie wiecej szkody narobić jak to warte:*…Ogródek przesliczny zadroszczę pozytywnie..ja z okna mojego balkoniku za duzo roslinek nie wiedze wiec chociaz Twoje zdjecia umilaja dzień..Pozdrawiam
Lorka 25 maja 2010 (08:45)
Piekny ogród! wymaga rzeczywiście neisamowicie dużo pracy, ale warto:) naprawde piękny!
pozdrawiam Lorka
PATI 25 maja 2010 (08:38)
Przeslicznie u ciebie nawet w zimie zagladam Tu napawam oczy i marze…katorznicza praca w ogrodzie sie oplaca ogrod oddaje swe piekno..Tak sobie mysle ASiu ze ja mieszkam 2 lata u siebie i pustki naprawde pustki ogromny 18 arowy ogrod na srodku dom i w zasadzie nie wiedziec czemu nie bardzo wiem od czego zaczac…dla mnie ten obszerny plac trawy ktory kosimy ok 3 godz mnie przeraza…i pies wilk ktory wszystko zniszczyl….Pozdrawiam cie serdecznie wpadnij czasem do mnie miło mi bedzie Cie goscic wirtualnie…choc ogrodu nie pokazuje ::))poki co.Mam w domu Verande z twoim domkiem moze kiedys dojde do takiej harmoni…Pozdrawiam i uwazaj na siebie pomysl o zabiegach mnie pomogly noga mniej dretwieje nie lubie nie chcialam brakowalo czasu ale bylo warto jest o niebo lepiej…
anielina 25 maja 2010 (08:33)
Pięknie w Waszym ogrodzie! Powojniki piękne! Życzę zdrówka! A co do Wałka – rozumiem Cię…przeżywam właśnie to samo…i trzeba to przeżyć, bo na psią miłość nie ma lekarstwa!Ile specyfików działających podobno odstraszająco już wypróbowałam…I nic to nie dało!Pozdrawiam majowo!
emilystar 25 maja 2010 (08:02)
Asiu, jak dobrze, że napisałaś, każdy dzień bez nowego posta w Green Canoe powoduje u setek matek, tysięcy żon,milionów kobiet frustracje. Rozgrzeszamy Cię z niebytności, bo wiemy, ze po tak długim niebycie pokażesz nam, że warto było czekać… pozdrawiam
Ita 25 maja 2010 (08:01)
Ogrom pracy włożyliście w ogród ,ale jak widać na zdjęciach odwdzięcza Wam się ,zachwycając swoją urodą. Lubię powojniki niestety one niekoniecznie mój piaszczysty ogród ,może spróbuję jeszcze raz ,wykorzystując odmiany które wymieniłaś.
Joasiu dbaj o siebie !!!,mam niestety podobny problem ( kręgosłupowy i zapominaniu o nim w ferworze pracy …he he , te typy tak mają )Nawet zadbałam o niego ,kolejki na rehabilitację długie ,ale mam nadzieję ,że do października wytrzyma jeszcze.
Pozdrawiam cieplutko.
Jadwiga 25 maja 2010 (07:35)
Moja Kochana,
myślę, ze jak sobie popracujesz tak solidnie, to rehabilitacja jest potrzebna, masaż całkowity w tym kregosłup szczególnie, wygląda to na ucisk w odcinku szyjnym ponieważ drętwiueje ci ręka ale i w odcinku lędźwiowym bo noga też, plastry rozgrzewajace po każdej robocie, kucamy a nie schylamy się, i zawsze ciepło okryty odc. lędźwiowy, choć trochę pomoże , no nie uzdrowi, poniewaz tyrasz jak osioł.
Ale zdrowie jest jedno, uważaj, bo ogród piekny ale ręce i nogi niestety nie są do wymiany!
pozdrawiam
http://www.okiemjadwigi.pl rehabilitantki
Kamila 25 maja 2010 (07:00)
Nie dziwi mnie fakt, że kręgosłup się odezwał, bo jak patrzę na zdjęcia ogrodu, to widzę ile pracy potrzeba.
Asiu dbaj o siebie !!! ( pisze najprościej i szczerze)
Powojniki to cudowne kwiaty, niestety po ścięciu nietrwałe. Próbowałam je kilkakrotnie przemycić do kompozycji, ale na próżno.
Za to po przekwitnięciu, te dziwaczne dmuchwce służą mi jako ciekawy dodatek dekoracyjny.
Pozdrawiam cieplutko i buziaczki dla Laosia przesyłam
agnieszka3079 25 maja 2010 (06:55)
o takim ogrodzie marze , ukojenie cisza śmiech dzieci kubek kawy z mężem który może odpocząć zemną ah i wszędzie kwiaty zielen i śpiew ptaków . Licze że i ja sie doczekam :)takiego bajkowego ogrodu Buziaki:*
Laura 25 maja 2010 (06:43)
No nareszcie! Twoje problemy z kregosłupem znam osobiście. Utrudnia to życie niemożliwie. Kiedyś wierzyłam,że ustawianie kręgosłupa na swoim miejscu pomaga,ale z czasem przestało. Teraz ratuje się lekami przeciwbólowymi klasy hard i odpuszczaniem nadywręzania. Czasem trzeba długo czekac ,zeby przeszło.
Ogród pieęęęękny Asiu. Z powojników mam tylko clematisa,ale już wystarczyło,żeby sie zarazić. Wiem po co pojadę do ogrodniczego dzięki Tobie ;))
Ps. Leosia w durszlaku chętnie bym zobaczyła :)
Qra Domowa 25 maja 2010 (06:30)
Musze się przyznać,że też jestem narwaniec do pracy…majster,który robi nam remont powiedział,żem PRACOHOLICZKA!!!!….szkoda,że o nim nie mogę tego powiedzieć..hi hi.No i przedwczoraj zauważyłam,że prawa ręka mi drętwieje….dlatego ździebko się przestraszyłam tego co ty z własnymi kończynami przechodzisz:(…idę właśnie zajrzeć na tę stronkę z powojnikami….ogród masz piękny.Widać ogrom pracy i serca.Ppzrrowionka dla Wałka-cała nadzieja,iż sie jednak ustatkuje
słodko-winna 25 maja 2010 (05:47)
Piękny ogród.
Anonimowy 25 maja 2010 (05:46)
Wiem cos o psach typu walek.Nasz,zanim zwial,zwiewal wdrapujac sie po siatce,oczywiscie na dziewczynki,ktorym min.wyjadal z misek.Nie grala roznicy wysokosc siatki.nie bylo mocnych na drania.Rozrabiaka byl z niego,panem byl sam dla siebie,choc kochal nasza trojke,na obcych ujadal i NICZYM!nie dal sie przekupic:))))Temperamencik to on mial,pewnie jak Wasz Walek.Maly Rycerz…PS.Chyba sie skusze na powojnika)
Ivalia 25 maja 2010 (05:39)
Powojnik Comtesse miałam. Piękny był, tak piękny że mój pies go zeżarł…
Pocieszam się myślą że ciągle jeszcze jestem w trakcie zakładania swojego ogrodu, moc pracy przede mną (mój mąż też nie badylarz:), więc i na powojniki przyjdzie czas:))) Pies w tym czasie może rozumu nabędzie…
Współczuję problemów z kręgosłupem. Ja swój też już załatwiłam. Tylko nie mam tak powaznych dolegliwości.
Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia we wszelkich pracach "rolnych":))))
Alina Anna 25 maja 2010 (04:08)
Dziękuję za „wizytę w ogrodzie” przy porannym kubku kawy. Już widzę powojniki w moim ogrodzie, na razie suszy się po zatopieniu go przez niewielką rzeczkę, ale kiedyś, kto wie…
Chciałabym mieć Twoją wiarę, energię, zapał i samozaparcie, czytam to co piszesz i wierzę, że i ja kiedyś zamieszkam w swoim domu:) Dbaj o siebie, pisz kiedy możesz, miłego dnia:)