Moi mili…przed nami wyjątkowe dni…nie wiem jak dla Was, ale dla mnie Święta Wielkanocne to bardzo ważny czas. Niosą bowiem ze sobą corocznie długie godziny wyciszenia i zastanowienia, uważnie i w skupieniu czytane słowo Boże – po prostu moje sam na sam….z wiarą. Cenie sobie te święta nie tylko za radosny nastrój , który wprowadzają nam w progi domów, ale także za to, że cały czas , rok, po roku dają ludziom nową nadzieję… na to, że będzie lepiej, że ON nad nami czuwa, że wiara jest SIŁĄ nie do pokonania. Nie wiem jak Wy – ale ja odnoszę również wrażenie, że nie udało się tych Świąt jeszcze komercji zeżreć tak całkowicie, jak Bożego Narodzenia np. co mnie cieszy przeogromnie i upewnia w tym, że nasz Naród nie dał się tak całkowicie popelinie, i że religijne wartości cały czas dla wielu rodzin żyją PONAD laicyzacją świąt. Że Wielkanoc to dla wielu z nas nie JEDYNIE rodzinne spotkania i zapychanie brzuchów, ale właśnie czas zagłębienia się w siebie, w Boga i szukania (oby odnalezienia) SIŁY i nadziei…na dalsze życie.
Czytałam dziś w necie pokrzepiający tekst, który zaczyna się opublikowaniem sondy przeprowadzonej przez Gadu gadu: 95% panelistów badania GaduSondy przeprowadzonego wśród użytkowników komunikatora Gadu-Gadu obchodzi Święta Wielkiej Nocy, a 14% nie lubi tych świąt. Jak pokazuje badanie, uważamy Wielkanoc za przejaw pięknej polskiej tradycji (76% wskazań), za bardzo radosne (71%) i wyjątkowo rodzinne święta (67%). Zdecydowana większość badanych przyznaje Świętu Wielkiej Nocy rangę wydarzenia kościelnego i religijnego (68%)”
Jestem więc we wszystkich dużych procentach:) z naciskiem na grupę 68%.Ale mamy z Pawłem osobisty problem z tzw „ZAJĄCZKAMI” dla dzieci…..Prezenty już „wypierają” wagę Wigilii ( dla wielu dzieci w ten wieczór chodzi właśnie o prezenty, a nie o Wigilię…mało tego, śmiem twierdzić że duża grupa dzieci nie wie tak naprawdę co to jest Wigilia). Widzę ostatnimi laty jak owe „ZAJĄCZKI” czyli prezenty ( nie skromne upominki, ale właśnie prezenty) dawane przy śniadaniu Wielkanocnym stają się ….nieodłącznym elementem tych śniadań???? My tak nie chcemy. Jeszcze nie wymyśliliśmy jak to zrobimy -ale nie chcemy mieć w domu prezentów ZAJĄCZKÓW…przynajmniej nie w śniadanie Wielkanocne. Jak jest w Waszych domach jeśli mogę spytać? Jaki Wy macie stosunek do tego przenoszenia dawania dzieciom PREZENTÓW z Bożego Narodzenia na Święta Wielkanocne?
Podążam do końcówki tego posta….obowiązki kulinarne wzywają – czekają mnie jeszcze dziś warzywka do pokrojenia (sałatka warzywna musi na stole świątecznym być i nie ma to tamto:)Pozwolę sobie jeszcze tylko na taką oto prywatę: ANGDRZEJ :):). bardzo dziękujemy za śliczne życzenia, czekamy tu na Ciebie cały czas, a akcja „grzyby” jak najbardziej aktualna:) Spokojnych wód i do szybkiego zobaczenia, to już niedługo:) A tak naprawdę na koniec:KOCHANI – pogodnych, radosnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych. Pełnych słońca na niebie i w duszy.
Do życzeń przykłada się oczywiście nasz rodzinny kurczaczek Leonek:), który dzis spędził swój pierwszy kojcowy pobyt na DWORZE:) Tak, tak, kojec wywędrował na podwórko, a Leo narazie poubierany w bluzy – ale jednak na świezym już powietrzu szalał z zabawkami.Do usłysznia po świętach!!!!:):)AJJJJJ bym zapomniała – MOKREGO DYNGUSKA!!!!!!
Dziękuję za Twój komentarz.
34 komentarze
徵信社 1 grudnia 2009 (11:54)
I love it! Very creative!That's actually really cool.
謝謝你的文章分享,請你有空到我
馬城界隨意部落格
參觀,Thanks
Magoda 11 maja 2009 (09:43)
Wsadziłaś kij w mrowisko!
hi hi hi!
Buziaki przesyłam i donoszę, że jestem stęskniona!
babibu 5 maja 2009 (21:08)
ale przystojniak:))
Elisse 1 maja 2009 (10:08)
Asiu, wpadnij do mnie po wyróżnienie:)
serdecznie pozdrawiam
Makówka - pełna pomysłów 28 kwietnia 2009 (22:17)
Przeczytałam Twój post i komentarze z wielkim zainteresowaniem. Sama jestem mamą rocznej dziewczynki i te sprawy jeszcze przede mną, ale wiem już,że będziemy z mężem musieli toczyć boje z resztą zakochanej w Małej rodziny właśnie o prezenty. Osobiście uwielbiam robić i dawać prezenty, więc każdą okazję do tego wykorzystuję, zdarza się, że również święto religijne. Na Niedzielę Miłosierdzia pozwoliłam się obdarować płytą „Missa de Misericordia”, na Wielkanoc podarowałam mężowi pieśni liturgiczne Regnavit Dominus, które znacznie ubogaciły nam nasze wielkanocne przeżycia. I myślę, że tego typu podarunki, które w zasadzie służą budowaniu dobrej( w sensie adekwatnej do Czasu) atmosfery w rodzinie, są fajne. Kiedyś ktoś obdarował mnie z okazji Wielkanocy przepiękną własnoręcznie wykonaną pisanką i to był naprawdę miły prezent (za którym kryła się czyjaś uwaga, czas mi poświęcony). W takim duchu chciałabym wychowywać swoje dzieci. Ale już teraz, gdy moja córka jest jeszcze malutka i drogie prezenty nie robią na niej większego wrażenia niż na przykład folia bąbelkowa albo foremki do babeczek, musieliśmy bardzo stanowczo powiedzieć naszym rodzicom, że nie zgadzamy się, żeby kupowali jej coś z okazji Świąt Wielkanocnych. I i tak nie do końca nas posłuchali… To ważny dla mnie temat, widzę tu różne punkty postrzegania tej kwestii, ale bliski mi jest Twój punkt widzenia.
W ogóle to miło poznać:) Bardzo powoli dojrzewam do decyzji o przeniesieniu się na wieś w przyszłości, jest wiele oczywistych dla mnie argumentów na tak, ale sporo we mnie lęków…Będę do Ciebie wpadać, można je przepędze:) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na http://www.makowepole.blogspot.com
Krokodyl 25 kwietnia 2009 (20:02)
Witaj :-) A u mnie w domu nie było nigdy tradycji Zajączka. Szkoda, bo w socjalizmie byłoby to przyjemne i atrakcyjne. :-)) Dzieciom swoim dawalismy drobne upominki (głównie jajka niespodzianki) pochowane w ogrodzie, musiały poszukac. A od dwóch lat tak nie robimy, nie ma takiej potrzeby. Upominków dzieci dostają i tak za duzo, dziecinny pokój tonie w rzeczach. Cieszyły się na mazurki, spacery i były bardzo szczęśliwe w te Święta. nawet nie padło pytanie o Zajączka. Mi się wydaje, ze dzieci już mają przesyt tych wszystkich podarków, że lepiej je ze sobą gdzies zabrac, zbudowac wspólnie szałas, rozpalic ognisko i to je bardziej cieszy, niż kolejny przedmiot, czy słodycz. Subiektywnie ;-) Przeczytałam, ze u niektórych to długa tradycja i na pewno im miło jest do tego wracać. :-))Pozdrawiam :-)
P.S. A dom bardzo świątecznie udekorowany mimo choroby. :-)))
Dorota 23 kwietnia 2009 (23:19)
Zapraszam do siebie po wyróżnienie! Pozdrawiam serdecznie!
BogaczKa 23 kwietnia 2009 (19:58)
Miło mi poinformować Cię, że zostałaś wyróżniona na moim blogu :-)))
Pozdrawiam
Anonimowy 16 kwietnia 2009 (21:43)
Dla mnie „zajaczek” nie jest moda tylko tradycja (pochodze z zachodniej Polski).Przychodzil zawsze w wielki czwartek i zostawial slodycze(tylko!)w przygotowanym wczesniej gniazdku.Zawsze czekalismy z niecierpliwoscia.Nie przyslonilo to religijnego wymiaru swiat.Moja corka dostaje slodycze w czwartek ale nie moze ich jesc w Wielki Piatek i to rozumie.Tylko od nas zalezy jakie wartosci wpoimy dzieciom.Mysle, ze kilka czekoladowych jajek nie prztsloni tego co wazne.
Anonimowy 16 kwietnia 2009 (13:07)
Jasne, że przyjedziemy, pójdziemy na ubitą ziemię, wyjaśnimy sobie co nieco, a potem wypijemy jakiegoś sssssmakowitego drina. Buziaki, D.
GreenCanoe 16 kwietnia 2009 (10:03)
Dorotko zgadza się – każdy z nas jest inny i owszem są szarości – ale zasady wiary są jedne, jeśli ktoś mówi – jestem Chrześcijaninem, a potem zaczyna stosować praktyki mające raczej mało z chrześcijaństwem wspólnego…to mnie to dziwi po prostu i śmierdzi hipokryzją. Zobacz np. co się dzieje z Komuniami teraz, jakie dzieciaki dostają prezenty – od rodziców, gości, w jakich sukienkach idą do komunii???? Za 1,5 lub 2 tys złotych!!! – a jak księża próbują wprowadzać obowiązek alb ( koszt około 200 zł za albę)- to jest KRZYK – kogo??? nie dzieci – Rodziców właśnie. Bo to rodzice chcą kupować dziewczynkom kiecki jak do ślubu, a w prezencie dawać swoim dzieciakom np laptopy, często gęsto brane na kredyt…Ja uważam, że to jest CHORE i z wiarą nie ma NIC wspólnego. Z zajączkami zaczyna być podobnie – kto słyszał jeszcze 15 lat temu o zajączkach dla dzieci dawanych w Wielką Niedziele????( Poza Śląskiem skąd ten zwyczaj rozplenił się na resztę kraju) Teraz zaczyna być to nagminne. Tu na Kaszubach nie ma jako takich zajączków tzn nie ma na wsiach( dzieciaki w niektórych domach dostają łakocie – często robione w domach właśnie – ale nie prezenty, ale za to w trójmieście bardzo czetso spotykałam się z zajączkami w formie materialnych prezentów – zazwyczaj właśnie przynoszonych przez dziadków, ciocie itd….Pamiętam, że bardzo mnie to na początko niemile zdziwiło.
My z Pawłem jak to określiłaś wyżej – nie daliśmy prawa innym na przynoszenie zajączka, poprosiliśmy ich o nie kupowanie naszym dzieciom prezentów z Okazji Świat Wielkiej Nocy – jeśli chcą, mogą kupić cokolwiek na 1 dzień wiosny, lata albo z każdej innej okazji A Święta Wielkanocne chcemy przeżywać bez tego typu czynnika materialnego. Ale żeby była jasność – przyjmuję do wiadomości że w innych domach jest inaczej…każdy żyje tak jak uważa, a swoją wiarę przeżywa i daje jej świadectwo – tak jak chce.
A tak abstarchujac totalnie od tego dysputu –
Przyjedziecie w końcu na nasze country???:):)
Sięsteskniłam za Wami MOOOOOCNOOOOO!!!!!
Anonimowy 15 kwietnia 2009 (12:22)
I to co piszesz to też prawda, tylko raz jeszcze – oprócz białego i czarnego są też odcienie szarości. Każdy z nas jest inny, każdy ma inną rodzinę, inne potrzeby. Na szczęście jesteśmy różni i każdy w tym życiu znajdzie „coś” dla siebie. Nie obruszaj się tak, chyba nie ma potrzeby :-)
P.S. A tak już zupełnie na marginesie, my nie robimy sobie zajączków w sensie prezentów, dajemy do tego jedynie prawo innym, nie robiąc z nich „tych złych”. Buziaki, Dorota
GreenCanoe 15 kwietnia 2009 (11:50)
Dorotka, no widzisz, dla mnie Święta Wielkanocne maja charakter przede wszystkim RELIGIJNY, w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego nie chcę dawać dziecku prezentów, bo uważam, że nie o to w ten dzień chodzi, jakoś tak trudno mi sobie wyobrazić, że Jezus tak właśnie sobie wyobrażał nasze czczenie swego poświęcenia i Zmartwychwstania…. Radość dziecka i jego szczęście można uzyskać w inny sposób niż przez kupowanie mu czegoś w ten dzień. Ciekawa jestem swoją drogą ile osób w tym dniu rozmawia ze swoimi dziećmi o tym co właśnie czczimy, i czemu ten dzień jest tak radosny???
Któraś z dziewczyn wspomniała już o Kumunii Świętej….ja jestem przerażona tym, że powoli każde święta religijne zostają powoli przyobleczane w prezentowe ZAKUPY dla dzieci,i to często nie własnie drobne symboliczne upomineczki…tylko DROGIE zakupy, właśnie takie które trąbią piszczą i kosztują często po prostu dużo. Nie zgadzam się na to i mam do tego jako mama i osoba wierząca prawo. Chciałabym i mam ogromną nadzieję, że uda nam się tak organizować Święta z Pawłem, żeby nasze dzieci lubiły i oczekiwały Świąt NIE DLA PREZENTÓW. Bo głęboko wierzę w to, że tak właśnie powinno być.I mam prawo do swojego przekonania. Na dawanie prezentów Leosiowi mam Dorotko ponad 300 dni w roku – nie potrzebuję do tego specjalnych okazji ( zresztą fajnie jest samemu sobie wymyślać okazje do obdarowywania)i niekoniecznie muszę to robić przy obchodach religijnych, bo tym samym zabijam ideę tych obchodów. I nie chodzi tu o wpływ na na złe kształtowanie charakteru, bo to akurat jest temat rzeka i nie ma co w nią teraz wchodzić,bo rozmawiamy nie o złym wychowywaniu dzieci tylko o aspektach wiary i religii, którą sami jako ludzie przyoblekamy wciąż w coraz to nowsze elementy konsupcjonizmu….Marzy mi się, żeby Leon czuł że Wielka Niedziela jest wyjątkowa, nie dlatego że dostanie w tym dniu prezent czy spotka sie z dalszą rodziną…nie o to w tym dniu w moim przekonaniu chodzi. Rozumiem, że są osoby, które maja na ten temat inne zdanie – i tak jak napisałam powyżej to sprawa indywidualna każdego, jak wychowuje swoje dziecko. Prezenty na Wielkanoc to nie jest dla mnie błahostka…tylko coś z czym się z Pablem nie godzimy. Chyba mogę mieć ja i inne osoby na ten temat zdane inne niż Ty, Olla czy ktoś jeszcze inny prawda??? Dajmy sobie nawzajem to prawo…i tyle.
Buziaki i pozdrowienia ze wsi:)
Anonimowy 15 kwietnia 2009 (08:23)
Zgadzam się z Ollą! Asia, nie chodzi o to, by Święta polegały TYLKO na dawaniu prezentów. Jest to jeden z elementów, bardzo miły zresztą. Ile w roku masz okazji do obdarowywania? I nie mów proszę ,że dajemy sobie prezenty bez okazji, tak raczej nie jest. Piszesz, w imię czego dzieci mają dostawać prezenty…. W imię uśmiechu, radości. Leoś jest jeszcze mały, ale nie lubi nowych, kolorowych rzeczy, które trąbią, dzwonią, piszczą???? Są na zdjęciach, pewnie lubi… W imię tego Asiu. I jak wcześniej napisałam jest to tylko drobny element, który nie ma wpływu na złe kształtowanie charakteru naszych dzieci. Nie ma rzeczy białych i czarnych, nie demonizujmy błachostek… Pozdrawiam, Dorota C.
GreenCanoe 14 kwietnia 2009 (17:11)
Ollu – absolutnie nie chciałam robić Ci personalnie przykrości. Niefajnie czuję się z tym, że akurat Tobie osobiście zrobiło się przykro. Wyraziłam jedynie OGÓLNIE moje osobiste zdanie na ten temat.( No i jak widać z powyższych wypowiedzi, to tez chyba niektóre dziewczyny myślą podobnie)Zauważ, że nie ganię osób, które takie prezenty kupują – w końcu każdy robi co chce i wychowuje swoje pociechy jak chce. Wyraziłam jedynie moje ODCZUCIA… Odnośnie dawania prezentów na Wielkanoc mam jedyne pytanie : W imię czego dzieci mają je dostawać? Ja po prostu tego nie rozumiem…..Zawsze wydawało mi się , że w Wielkanoc chodzi o coś innego niż obdarowywanie dzieci….i jakąkolwiek kwotę tu wymienisz , to bez znaczenia, bo zawsze jest to jakiś czynnik materialny. W niektórych domach, które są nam znane są to prezenty o kwotach przekraczających 100 , 200 albo i nawet 300 zł…..Buntuję się we mnie wszystko po prostu jak pomyślę, że miałabym stosować taką praktykę w naszym życiu, bo tradycją tego na pewno nie nazwę. Tradycje typu lany poniedziałek to element radości – lanie wodą czy smaganie jałowcem po nogach( Kaszuby) miało przyciągać powodzenie i pomyslność w przyszłym roku….pewnie, że to pośrednio pogańskie zwyczaje, ale wiążą się z wyrażaniem radości, zabawy, a nie z KONSUPCJONIZMEM. A jeśli chodzi o jedzenie….Masz rację, są rodziny, w których siedzi się non stop przy stole, na którym stoi tez wódka…wiem, że tak jest. W moim domu na stole są typowo świąteczne potrawy – jajka faszerowane, sałatka, jakieś ciasta….ale sie nie obżeramy….. Bardziej chodzi o posmakowanie wszystkich potraw, które są czasochłonne, i które robię raz na rok – to samo przy Świętach Bożego Narodzenia. I Ollu – piszesz, że mamy skupiać się na tym, co w tych świętach naistotniejsze….wierzę głęboko w to, że akurat w Twojej rodzinie tak jest, ale w wielu, które znam, i które żyją obok nas istotną sprawą stają sie właśnie klimaty pt. „rodzina się spotka, napije i najje” no i trzeba dzieciakom kupić prezenty.Te dzieci potem idą po świętach do szkoły i chwalą się świątecznymi trofeami. Rozumiem, że osobiście nie przeszkadza Ci zajączek – ale mnie uwiera ewidentnie – w duszy sie nie zgadzam po prostu na taki element w naszych świętach. Co nie znaczy, że przez to, że masz inne zdanie na ten temat….ja zmieniłam swój stosunek do Ciebie:) ABSOLUTNIE NIE.
Uściski, Asia.
olla 14 kwietnia 2009 (14:22)
Green Canoe: Cóż, bardzo przykro mi się zrobiło (i to łagodnie mówiąc) po przeczytaniu Twojej wypowiedzi. Tobie trudno zrozumieć ideę zajączka, ponieważ jak sama piszesz, w Twoich stronach nigdy takiej tradycji nie było. U nas była od zawsze i to jest kolosalna różnica. Po co zaraz szafować argumentami o jakims wielkim materializmie? oto co dostały moje dzieci: Najstarsze – biografię Milesa Davisa, srednie – Przygody Zuzi de Zołzik (trzy pogodne książeczki), najmłodszy – małe autko. Rzeczywiście straszliwy materializm;)
Naprawdę, to czy dzieci wyrosną na materialistów czy nie, zależy od naszej – rodziców – postawy przez 365 dni w roku.
Piszesz, że zajączek wprowadza element czysto materialny do swiąt.A objadanie się przez dwa dni aspektem czysto materialnym nie jest? Jest, ale nikt przecież byłoby absurdem walczyć z tą tradycją. A jajko i lanie woda to zwyczaje czysto pogańskie, i czy ktoś drze szaty?;)
Doprawdy, polska kultura i społeczeństwo nie są homogenną strukturą, różnimy się bardzo, i dobrze.
Jeszcze raz powtarzam : Nie demonizujmy biednego zajączka a skupiajmy naszą uwagę na tym, co w istocie Świąt najwazniejsze.
Dag-eSz 14 kwietnia 2009 (13:50)
A u mnie w domku był zajączek, a raczej wyjątkowo króliczek ;) bo mieliśmy w klatce Trusię, moja siostra zostawiała na noc koło klatki marchewkę a rano w Wielkanoc ona znikała a my – ja i moje rodzeństwo dostawaliśmy jakieś drobiazgi typu czekoladowe zające czy jajeczka. Oczywiście kupowanie drogich materialnych prezentów z tej okazji jest bezsensowne, ja w tym roku jako symboliczny „prezent” dla bliskich i znajomych zrobiłam babeczki z zajęcami :)zaprezentowałam na moim blogu ;)
I ja tez się cieszę, że nie jest to święto skomercjalizowane, aczkolwiek żałuję że jak jest miesiąc do Wigilii to w zwykłym radio są puszczane kolędy, a w czasie Wielkanocy nie ma zmiłuj o Zmartwychwstałym nikt piosenek czy pieśni nie puszcza :/
Życzę dużo zdrowia!!!
kurczak :) 14 kwietnia 2009 (12:29)
U mnie w rodzinie był i jest „zajączek” w Wielki Czwartek na zasadzie szukania gniazdka ze słodkościami, w formie zabawy.Natomiast sama konsumpcja słodkości dopiero w Wielkanoc.Ale żadnych prezentów nie było i nie będzie bo to według mnie byłaby przesada
GreenCanoe 14 kwietnia 2009 (11:41)
Oj, widzę, że poglądów na temat zajączka – wiele i to różnych….ja może jasno określę swój stosunek do samej idei jako takiej – NIE PODOBA MI SIE ona dlatego, że wprowadza w czas Świąt element czysto materialny. O ile byłabym
w stanie zrozumieć jeszcze „zajączka” jako właśnie rodzinne szukanie jajka niespodzianki czy czekoladowego zajączka gdzieś przyczepionego w lesie – jako objaw radości i wspólnego spędzenia czasu, o tyle nie jestem w stanie ZROZUMIEĆ zajączka jako dawania materialnych PODARUNKÓW….bo cóż to niby ma oznaczać????? Niedługo dojdziemy do tego, że każdemu Świętu religijnemu będzie towarzyszyło dawanie dzieciom prezentów…o to ma chodzić???
W moich rodzinnych stronach NIKT nie słyszał o dawaniu dzieciom podarunków – my , jako dzieciaczki czekaliśmy z niecierpliwością, aż będzie się można po śniadaniu postukać jajkami – jaka to była radocha!!!!:):)
I jakoś mi smutno, jak pomyślę o tym, że Leoś miałby za kilka lat w szkole po świętach rozmawiać z innymi dziećmi o tym, co kto dostał na „zajączka”…Nie podoba mi się to bardzo.
olla 14 kwietnia 2009 (11:13)
U nas na Śląsku prezenty od Zajączka są immanentną częścią Wielkanocnej tradycji od pokoleń, tak jak pisanki czy baranek z ciasta. Osobiście nie bardzo rozumiem, dlaczego Zajączek miałby byc „be”, a np. śmigus-dyngus czy objadanie się jest ok? Myślę, że nie ma co demonizować Zajączka, nie zdeprawuje nam dzieci:) ważne jest natomiast by skupić się na tym, co jest istotą tych Świąt – a dzieci przejmą to od nas.
PS.Udało nam się całą piątką uczestniczyć w obchodach całego Triduum -w Sobotę skończyło się koło północy:) – przy czym dla najmłodszego Frania (półtorarocznego) było to już drugie Triduum w którym brał udział:) Oczywiście w chuście:) Pozdrawiam poświątecznie:)
Dorota 13 kwietnia 2009 (23:05)
Piękne dekoracje, nie tylko świąteczne (na oknie wypatrzyłam śliczną maszynę do szycia :-))! Moja córcia ma dopiero 9 miesięcy więc w tym roku nie była świadoma, że może domagać się „zajączka”. Pomysł z „zajączkiem” wydaje mi się nie na miejscu, nie chciałabym go wprowadzać choć wiem, że w wielu domach jest on praktykowany m.in, niestety, w rodzinie męża. Pozdrawiam poświątecznie i zapraszam do siebie na http://www.domek-na-skwerku.blogspot.com
Jo-hanah z Wrzosowej Polany 13 kwietnia 2009 (10:48)
Mam nadzieję, że już całkiem powróciłaś do sił :D
Cudownych Świat Wam życzę.
Pozdrawiam wiosennie
Ania tulikowa 12 kwietnia 2009 (20:25)
Asiu ściskam Was świątecznie w tym najważniejszym dniu, niech Chrystus zmartwychwstały czuwa nad Tobą i Twoimi bliskimi!
Mam nadzieję, że choroby już poszły niepamięć zarówno u Ciebie jak i u nas, bo to nic przyjemnego. Niech wiosenne słońce wygoni wirusy przynajmniej do przyszłej zimy.
Pogoda na ten świąteczny czas zapodawała się wyśmienicie, a tu dziś niestety u nas zimno, buro i ponuro :(
Co do prezentów zajączkowych to do nas ta moda nie dotarła co bardzo mnie cieszy ;)
Buziaki
Ania
aagaa 11 kwietnia 2009 (21:14)
Ja nie słyszałam o takiej tradycji jak ,,zajaczek,,.U nas tego nie ma.I dobrze..
Wesołych,rodzinnych i prawdziwie wiosennych Świąt Wielkanocnych Ci zyczę.
Ita 11 kwietnia 2009 (20:37)
Życzę Wesołych Świąt Wielkanocnych .
Pozdrawiam ciepło.
AgaB 11 kwietnia 2009 (15:24)
W naszym domu prezentów od zajączka (skromnych)szukaja dzieci w ogródku. mają mnóstwo zabawy bo malusieńkie paczuszki są ukryte w wielu miejscach. dzieci biegają z koszyczkami i do tych koszyczków zbierają znalezione niespodzianki – najczęściej słodycze. My z mężem galopujemy za nimi robiąc zdjecia i to znakomity sposób na spalenie nadmiaru kalorii po Wielkanocnych śniadaniu.
Co do komercjalizacji – myślę, że tylko dla tego Wielkanoc ocalała, że nie jest to święto tak popularne w innych krajach. Wystarczy „wygoglować „easter i już widać, że nie wiele tego.
Życzę spokoju ducha i radości serca!
Kayla 11 kwietnia 2009 (14:08)
U mnie w domu była tradycja, ze dzieciaki w Poniedziałek dostawały gotówkę (w symbolicznej ilości) jako wykup za polanie. Z „zajaczkiem” spotkałam się dopiero w rodzinie męża (tam prezenty sa symboliczne, ale w niedzielę) i jakis mi sie ten zwyczaj wydał dziwaczny (przypuszczam, ze mój im też ;) )
Pasjonatka 11 kwietnia 2009 (10:39)
U mnie, gdy byłam mała (to był, hm, przełom lat 60. i 70. :) ), przychodził zajączek i zostawiał ukryty gdzieś koszyczek z czekoladowymi jajkami, zajączkami i żółtymi, puchatymi kurczaczkami (niejadalnymi). I z barankiem z cukru. Czasami te słodkości były z tzw. marcepanu (tzn. takiej słodkiej masy kolorowanej na intensywne kolory i aromatyzowanej olejkiem migdałowym) i te ostatnie pamiętam do dziś najlepiej (i nadal uwielbiam, jeśli uda się je kupić w jakimś małym, zapomnianym sklepiku). Istota sprawy było jednak nie pochłanianie tych słodyczy ale ich szukanie, bo czasami naprawdę trzeba było się napracować przy tym. Ale za to był to żywy dowód na prawdziwość obietnicy „szukajcie a znajdziecie” :)
Dziś u mnie w domu jest tak samo. Zabawek nie było i nie ma, a zajączek przychodzi PO przeciągającym się w nieskończoność śniadaniu wielkanocnym, gdy ze stołu jest już sprzątnięte, a przed kawą i ciastem.
Prześliczne Twoje jajeczka stroikowe, a uśmiechnięty pisklak – miodzio :)
Pełnych spokoju i miłości Świąt Wielkiej Nocy dla całej Twojej rodzinki! No i zdrowia :)
Nettika 11 kwietnia 2009 (09:48)
Jak juz pisałam u mnie byla tradycja chowania w ogródku drobnych upominków tzn słodyczy , co mnie jako dziecku sprawialo ogromna radosc i nie postrzegalam Wielkanocy jako czas prezentow …dzisiaj niestety jest inaczej i tak jak mowisz dzieci oczekuja wlasnie PREZENTOW bo te drobiazgi – slodycze nie sprawiaja im radosci nad czym naprawde ubolewam , a Komunia to juz osobny temat …. Radosnych Swiat , Wszystkiego dobrego zycze
alizee 11 kwietnia 2009 (09:33)
U mnie też nie było nigdy tradycji zajączka i nie mam zamiaru tego wprowadzać.
Życzę zdrowych i radosnych Świąt :-)
An-na 11 kwietnia 2009 (08:37)
U nas zajączka się lekceważy, a rodzinne dzieci dostają słodycze – bywa, że w kształcie zająca… Niespecjalnie na nie czekają…
Zdrowych i pełnych radości Świąt Wam życzę!
paula_71 11 kwietnia 2009 (07:48)
Leoś zadowolony z baraszkowania na dworze!
Mam nadzieję,że już jesteś zdrowiutka i juz niedługo będziesz karmiła nasze oczy kolejnymi zdjęciami ze swojego pięknego domku!!!
Co do zajączka,jak byłam mała babcia organizowała nam zabawę w szukanie zajączka na ogródku.Przywiązywała do gałązki drzewa,bądź wkładała gdzieś pod krzaczek skromną niespodziankę,najczęściej składającą się z czekoladowych jajeczek i zajączka.Moja Lenka jeszcze za mała na prezenty,ale myślę,że taka forma dawania drobiazgów jest dla dziecka straszną frajdą!
Stoik wyszedł przepięknie!
Pozdrawiam serdecznie i życzę wesołych świąt!!!
MADZIOREK 10 kwietnia 2009 (21:43)
u nas zajączka nie ma, ale w koszyku jest jajko niespodzianka (tak pisząc po naszemu hehe), Pod choinką są prezenty otwierane po wieczerzy (staram sie ograniczyć mikołaja bo ile można) . Ale niestety tak to już jest z tymi prezentami że nie zawsze da sie dziecku wytłumaczyć dlaczego ono nie dostało skoro asia, kasia, marysia dostała. Mnie osobiście razi Pierwsza Komunia, to dopiero biznes, ja bym była za tym żeby do komunii przystępować jak do bierzmowania (to też sakramet) tzn w wieku starszym. Bo te dziewięciolatki to na prezenty patrzą, imprezy się robi w restauracjach jak na wesela. A nam wystarczył zegarek (też była radość) i myślę że prezenty nie przyćmiły tego dnia tak jak teraz. Boje się co się bedzie dawało za 5 lat. ale to takie moje rozterki……. zycze zdrowych i bardzo duchowych świąt Wielkiej Nocy
coco.nut 10 kwietnia 2009 (21:42)
Leoś słodziakowy, a dom udało się jednak przystroić świątecznie, conieco widać na zdjęciach ;)
w niektórych rejonach zajączek przychodzi w Wielki Czw., gdzie indziej w Wlk. Sobotę, niekoniecznie musi więc przybywać w niedzielę :)
Życzę zdrowych i spokojnych świąt, spędzonych w wymarzonej atmosferze!!!